Łączna liczba wyświetleń

30 lis 2010

#22# By wybrnąć z sytuacji właściwie


                Gdy stanęli na klatce schodowej, pojawił się dylemat. A raczej zrodziła się kłótnia. U którego Dorota miała się zatrzymać?
- Dobra, na razie chodźcie do mnie. Zjemy coś – zadecydował Andrzej.

- Chyba najlepiej będzie jak dzisiaj zostanie u mnie, a na jutro się przeniesie do ciebie, pasuje? – brunet proponował przy posiłku.
- Niech ci będzie – przystał na to Krzysiek. Nic lepszego nie wymyślą.
                W końcu blondyn poszedł do siebie, a brunetka zaczęła się szykować do spania.
- Masz piżamkę czy ci coś pożyczyć?
- Mam, poradzę sobie – zaczęła wkładać koszulkę.
- Tam będziesz się ubierać, to zbędne – podszedł do niej od tyłu i przytrzymał dłonie.
- Wronka, co ty robisz? Daj mi się ubrać – zaśmiała się nerwowo.
- I tak cię rozbiorę, więc oszczędź mi fatygi.
- Ale my nie możemy.. A Krzysiek… - zdezorientowana szukała tłumaczeń.
- Widzisz go gdzieś tu? Jesteśmy ja i ty. Nie mów, że na ciebie nie działam.
- Działasz – pogładziła go po policzku.
- Ty na mnie też – zbliżył się, by ją pocałować.
- Ale głupio mi wobec Wierzby…
- Na niego też działasz. Zrobiłby to samo na moim miejscu.
- Tak uważasz?
- Przy tobie nie można stać bezczynnie – przeszywał ją tymi zielonymi oczyma, aż miała dreszcze.
- Chcę mieć miłe wspomnienia z Częstochowy – mruknęła.
- Będą baaaardzo miłe – w końcu musnął jej usta. Odpędziła od siebie wszelkie wątpliwości. Przecież miała na niego ochotę. Gospodarzowi się nie odmawia.
- Wiesz, że byłam ciekawa, jak to zrobimy w trójkę? – szepnęła między pieszczotami.
- Na razie nie jestem na to gotowy Musimy działać stopniowo, najpierw we dwójkę podziałajmy, a potem zastanowimy się nad trójką, dobrze? – spytał, biorąc ją na ręce  kładąc na łóżku. Pozbył się jej stanika i całował nagie ciało partnerki.
- Och, bardzo dobrze – jęknęła. Nie wiadomo, czy to w odpowiedzi na jego pytanie, czy w efekcie na jego poczynania. Dążyli do tego samego, toteż wspólnie coraz szybciej zbliżali się do celu. Nadzy, splecieni ze sobą i oplątani kołdrą przewracali się po łóżku.
- W porządku Dorciu? – chłopak uważnie spojrzał jej w oczy. Widziała w nich pożądanie i iskry. Sama ledwo wytrzymywała.
- Nie znęcaj się tak nade mną i użyj wreszcie ogona Wronko.
- Uważaj na słowa – szepnął i niespodziewanie wykonał pierwsze pchnięcie. Po mieszkaniu rozległ się krzyk brunetki. Podobało mi się to, więc dawał z siebie wszystko, a jej krzyki i jęki go motywowały. Dorota przyjmowała każdy jego ruch. Nie kryła emocji, targających nią całą. W tak morderczym tempie dotarli na szczyt.
- No to całkiem nieźle władasz ogonem – pocałowała go na dobranoc. Zasnęła tuż obok niego, lecz szybko się obudziła. Była zbytnio pobudzona. Spojrzała w bok. Andrzej spał smacznie. A ona? Rozochocił ją, a ona nie chciała go budzić. Po głębokim namyśle już wiedziała co zrobić. Znalazła rozwiązanie na wcześniejsze rozterki. Delikatnie wstała z łóżka i pozbierała swoje rzeczy.

<><><> 

                Cały wieczór trzęsła się ze śmiechu. W towarzystwie Grzegorza to było nieuniknione. Sypał żartami jak z rękawa.
- Matko, skąd ty bierzesz te dowcipy? Zaraz pęknę ze śmiechu.
- Taki już się urodziłem. Przestanę, bo chce mieć dziewczynę w całości – cmoknął ją w policzek.
- Jakiś ty kochany.
- No ba, muszę o ciebie dbać, żebyś mi nie uciekła.
- Na razie nie zamierzam. Dobrze mi z tobą – wtuliła się w niego, pomrukując z zadowolenia. Zaskoczony siatkarz lekko się zawstydził, ale po chwili objął ją rękami.
- Widzę, że ci bardzo wygodnie, ale lepiej będzie w łóżku. Chodź, utulę cię do snu.
- A mogę spać w mojej nowej koszulce? – spojrzała na niego słodko.
- Pewnie, jak ci wygodnie.
- Bardzo. No i potrzebuję jeszcze czegoś do przytulenia… - zastanawiała się.
- Masz Grzesia – wypiął pierś do przodu.

<><><> 

                Wymknęła się z mieszkania i zapukała do drzwi na wprost. Otworzył jej chłopak z nieładem na głowie i zaspanym spojrzeniem.
- Doris? Co ty tu robisz?
- No wiesz, już jest „jutro” – wskazała na wskazówki zegara które przekroczyły północ. – Teraz jestem u ciebie.
- Spoko. Zawsze byłaś szalona. Zaraz ci odstąpię łóżko, tylko sobie kanapę pościelę, moment – zaczął się szamotać z pościelą.
- Naprawdę zamierzasz spać w salonie? – spytała z niedowierzaniem.
- No tak, dla pięknego gościa służę moim łóżkiem, wygodne jest. Zapraszam – wprowadził ją do sypialni.
- Och Krzyś, jakiś ty prawy i porządny – rozczuliła się nad nim. Podeszła bliżej, by spojrzeć na niego z bliska.
- Coś nie tak?
- Kręcisz mnie taki.
Lewą dłoń zacisnęła mu na pośladku a prawą zanurzyła w blond włosach chłopaka i pocałowała namiętnie.
- Och… Dorcia… Ale..
- Ciii – przytknęła palec do jego ust. – Ta noc jest nasza. Mamy czas do rana. Naprawdę chce ci się jeszcze spać? – spytała, zrzucając z siebie koszulkę.
- O kurcze… - wydusił z siebie siatkarz, wlepiając oczy w ciało brunetki.
- Widzę, że będę musiała cię rozkręcić – mruknęła i pchnęła go na łóżko. Tam usiadła na nim okrakiem i zdejmowała z niego ubrania.
- Wiesz co robisz? – rzucił jej niepewne spojrzenie.
- Ja jestem naga, ty jesteś nagi. Niby na co mam ochotę? Na słodkiego, niewinnego Wierzbowskiego. Dobrze, że chociaż sprzęt masz.
- Przepraszam bardzo, ale jestem mężczyzną i mam co potrzeba.
- Widzę, widzę. Sprawdźmy jak działa – jej lubieżne spojrzenie mówiło wszystko. Leżał poddany całkowicie woli Doroty, a tymczasem ona używała sobie do woli, poruszając biodrami. Pojękiwała przeciągle. Patrzył na nią, podniecił go jej widok. Tak bardzo, że zdecydował się odwrócić sytuację. Teraz to jego biodra nadawały tempo.
- Niegrzeczny chłopiec. Bardzo, bardzo niegrzeczny – mruczała brunetka. Rozbudziła w nim niesamowitego kochanka. Innego niż Andrzej. Krzysztof był namiętny, zmysłowy, delikatny. W końcu takiego, go sobie wyobrażała. Wyciągnął z niej resztki energii. Spożytkowała ją właściwie. Tym razem to ona padła ze zmęczenia.
- Byłeś wspaniały – pocałowała go. No to teraz miała na koncie ich obu. Była na czysto. Wykorzystała ich? Sami tego chcieli. Nie czuła się źle, wręcz przeciwnie. Czuła się wspaniale. Z uśmiechem na ustach odpłynęła w krainę snu.

<><><> 

                Ania szła sobie spokojnie ulicami Londynu. Przed chwilą jej facet pobiegł do pracy. Ona miała dziś wolne. Nagle rozdzwonił się jej telefon.
- Słucham?
- Cześć, tu Michał. Nie wiem czy mnie kojarzysz. Że tak powiem „przenocowałem” cię po wieczorze panieńskim.
- Aaa… Michał Winiarski, tak?
- Dokładnie. Dzwonię, żeby się dowiedzieć czy żyjesz.
- Jak słychać żyję i mam się całkiem dobrze. Miło, że się troszczysz. Od Celi dostałeś numer?
- Tak.. Znaczy się sam sobie od niej wziąłem, bo gdybym poprosił to by to było podejrzane, nieprawdaż?
- Faktycznie. Plotka szybko by się rozniosła.
- Gdzie jesteś? – spytał.
- Jeżeli pytasz po to, by się spotkać, to przykro mi, ale mieszkam w Londynie.
- A co cię tam wywiało?
- Praca, a  zatrzymała miłość…
- Czyli kogoś masz?
- No tak. Jeżeli dobrze kojarzę, to ty też masz, żonę i synka.
- Tak, tak. Olie to takie nasze osobiste słoneczko.
- Domyślam się.
- Wiesz co? Ja już lecę na trening, ale możemy pogadać wieczorem na Skypie.
- Świetny pomysł.

<><><> 

Według zapewnień koleżanek z Klubu Kibica organizacja spotkania z siatkarzami miała nastąpić niebawem. Obiecałam im, że przyjdę. Ale jak to będzie wyglądać? Jak powinnam się zachować? Przecież nie możemy się traktować jak dwoje obcych ludzi! Może i moglibyśmy, ale… Ja bym nie potrafiła. Za daleko to zaszło i teraz nawet jego widok na ekranie wywołuje u mnie uśmiech. Zdecydowanie nie potrafiłabym być obojętna.
- Nad czym tak myślisz Celusiu? – usłyszałam głos Bartka przy uchu.
- Bo widzisz, pojawił się pewien problem, który musimy omówić.
- Coś poważnego?
- Niby nie, ale... Zaważy to na wielu rzeczach.
- Mówisz tak, że zaczynam się bać… - spojrzał na mnie z lekką obawą.
- Dowiedziałam się, że Klub Kibica niedługo organizuje coroczne spotkanie z zawodnikami. I ja tam będę i ty. Co zrobimy? – czekałam w napięciu na jego odpowiedź.
- Jak to co? Przyjdziemy razem. To oczywiste.
- Bartek, pomyśl. Jeżeli pojawimy się razem, wybuchnie sensacja… Chcesz tego?
- A co mnie obchodzi sensacja?! Chcę się pokazać ze swoją dziewczyną jak na normalnego człowieka przystało, a nie udawać. Cecylio, nie zgadzam się na konspirację.
- jesteś pewien? Musimy jakoś taktownie wyjaśnić to w Klubie.
- O nic się nie martw. Będzie dobrze – pocałował mnie w czoło i przytulił.
                Pomagałam właśnie nakrywać do stołu na spotkanie. W domu, znaczy się w mieszkaniu Bartka, zrobiłam kilka sałatek. Dałam jakiś tam wkład od siebie. Panował typowy podział: sprawy kulinarne panie, sprawy techniczne panowie. Sięgałam po sztućce do koszyka i z przerażeniem stwierdziłam, że trzęsą mi się ręce. Nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Cecylia? Wszystko w porządku? – zatroszczyła się Asia.
- Tak, tak. Wiesz, te emocje.
- Rozumiem. Jesteś tu nowa. Nigdy wcześniej nie spotkałaś ich z bliska?
- nie, a tym bardziej na takim nieformalnym spotkaniu. – Oprócz jednego, z którym mieszkam, pomyślałam.
- Naprawdę nie ma się czym przejmować. Traktują nas jak samych swoich. Nie odczuwa się podziału gwiazda-kibic, to raczej jak zjazd dalekiej rodziny – zaśmiała się.
- To są właśnie te sprawy, dla których kocha się sport, prawda?
- Tak Celi, gdy kocha się sport a nie sportowców. – Ojć, a ja jednak jednego kocham, przemknęło mi przez głowę.
- Chyba w Klubie nie ma żadnych napalonych małolat?
- Oczywiście, że nie. Towarzystwo jest selekcjonowane. Nie przyjmujemy byle kogo.
- Całe szczęście – odetchnęłam, a jednocześnie miło mi się zrobiło, że jestem w tym gronie.
- Już są, już są! Dalej wszyscy pod ścianę! – krzyknął ktoś z korytarza. Pozim mojego zdenerwowania wzrósł.
                Cała ekipa weszła do Sali z uśmiechami na ustach. Widać było, że przyszli tu z przyjemności a nie z przymusu. Przyprowadzili swoje rodziny. Dzieci rozbiegły się w stronę balonów, a my zaczęliśmy się serdecznie witać. Radosny gwar wypełnił pomieszczenie. Powoli siadaliśmy do stołu. W tłumie dostrzegłam Bartka, a on uśmiechnął się do mnie szeroko.
                Gdy pozbierano zamówienia na kawę i herbatę, usłyszałam znajomy głos.
- W miarę możliwości, chciałbym żebyście mnie posłuchali. Nie oczekujcie niczego mądrego – roześmiał się a z nim reszta. – Ale skoro tu tak siedzimy sobie i szczerze gadamy, to chciałbym wam coś wyznać. Nie chcę wasz oszukiwać ani niczego zatajać.
- Co tak owijasz w bawełnę Kuraś, wal prosto z mostu – szturchnął go Mariusz.
- Oj, bo to delikatna sprawa. Nie chciałbym jej urazić.
- jej? – spytał zdziwiony Nawrocki. – To mnie zaciekawiłeś.
- A widzi trener? Znalazła się taka, co mnie pokochała! No i ja też ją kocham… I… I chciałbym ją wam przedstawić.
Po Sali poniósł się okrzyk zdziwienia ale i aprobaty.
- No na co czekasz? Tylko gdzie ona jest? Z kapelusza ją wyciągniesz? – ponaglił go Plina.
- Ona jest tutaj z nami.
Zesztywniałam na krześle. Zgromadzeni spoglądali po sobie, a szczególnie lustrowali wszystkie dziewczyny.
- Tylko się ukrywa. Nic wam nie powiedziała, bo nie chciała być inaczej traktowana. Celuś, gdzie jesteś? – zaczął się rozglądać. Próbowałam się schować, ale dziewczyny obok mnie zorientowały się w sytuacji.
- Tutaj jest! – krzyknęły, pokazując na mnie. Bartek wstał i podszedł do mnie. Wszyscy patrzył na nas uważnie. Podał mi dłoń i poprowadził na szczyt stołu.
- Poznajcie Cecylię, moją ukochaną – przygarnął mnie ramieniem do siebie. Na chwilę zapadła cisza, po której zapanowały oklaski i gwizdy siatkarzy.
- Gorzko, gorzko – zaskandował Bąkiewicz, za co zgromiłam go wzrokiem, ale wszyscy podchwycili jego okrzyk, a brunet obok mnie za bardzo się wczuł i pocałował przy wszystkich. Odchylił mnie do tyłu i przedłużał pocałunek ku uciesze zgromadzonych. Gdy przywrócił mnie do pionu, stałam z wzrokiem wbitym w stół i ogniem na policzkach.
- Oj Celuś, nie ma się czego wstydzić. My tu sami swoi. A pamiętasz tą koszulkę, co dostałaś? To się nie chwaląc, jak tą rączką „Cecylka” nad „Kurek” dopisałem. Widzicie? Wyswatałem was – wyszczerzył się Misiek.
- Pewnie, przypisuj sobie. A ja i mój urok osobisty to nic? – zaperzył się Kurek.
- No jakieś 5% całej sprawy – zaśmiał się.
- Chłopcy spokojnie – trener wkroczył do akcji.
- No już dobrze. Usiądźmy, zaraz podadzą jedzenie.
                Wróciłam na swoje miejsce. Nie czułam się komfortowo z tyloma parami oczu utkwionymi we mnie.
- Mogłaś nam powiedzieć, przecież byśmy cię źle nie traktowały.
- Przepraszam… Naprawdę, nie wiedziałam jak to przyjmiecie, a chciałam normalnych relacji. Głupio wyszło… - mruknęłam.
- Było minęło. Teraz już wszystko jasne i w normie, prawda? – spytała Asia.
- Prawda – odparł chórek.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do nich.


<><><><><><><><><><><><><><><><>

PRZEPRASZAM

To chyba najlepsze, co mogę powiedzieć.
Co tu dużo tłumaczyć, zawaliłam z lekka.

Z góry dziękuję serdecznie tym, którzy to przeczytają, że mnie nie zostawili, nie olali i ich nie zawiodłam.

Dedykacja dla...
Lwicy Justyśki, Cioteczki Asi i Napalonej Doroty
:*:*:*
też was kocham ;p

Pozdrawiam

6 lis 2010

#21# Miłość wdziera się do serca kibica


                Siedziała w mieszkaniu z telefonem w dłoni. Znowu to zrobiła. Znowu nie oparła się pokusie. Zadzwoniła pod numer, który miała traktować jak zakazany. Tymczasem oczekiwała jego wizyty. Tak po prostu przystał na propozycję. Nigdy jej nie odmawiał. Dawał to, czego oczekiwała i spełniał zachcianki. Zauważyła, że coraz częściej rozmyśla o kolejnym spotkaniu. Nie wyobrażała sobie innego faceta w tej roli. Miała ochotę tylko na konkretnego bruneta.
                Niebawem zjawił się w jej drzwiach. OD razu się na niego rzuciła, jak wygłodniała lwica. Nie chciała tracić czasu. Zamknęli drzwi dla zachowania prywatności. Kochała jego pieszczoty, sposób w jaki ją rozpalał, że w końcu sama prosiła o więcej. On natomiast uwielbiał, gdy zdecydowana i twarda brunetka miękła w jego ramionach, poddawała mu się. Chociaż oboje uparcie zaprzeczali, to nie była zwykła fizyczność…
-Zbyszek – szepnęła, ciężko oddychając.
- Słucham Jusiaczku? – uśmiechnął się w jej stronę.
- Nie jesteś zły?
- A za co?
- No.. bo.. Zawsze dzwonię tak nagle i oczekuję, że przyjedziesz.
- Przecież na darmo nie przyjeżdżam, co nie? – poruszył brwiami.
- No właśnie… Przecież my tylko… - urwała, nie wiedząc jak skończyć.
- Chodzi ci o to, że łączy nas seks?
- Dokładnie. Tak nie można. To nie potrwa długo. Musimy z tym skończyć. Wybacz jeśli czujesz się wykorzystany. Nie wiem jak to się stało, że w tym tkwimy. Nie chcę tak.
- A jeśli… Jeśli zmienimy relacje? – spytał z matką nadziei.
- O co chodzi?
- Nie chciałabym kończyć tej znajomości. Możemy zastąpić częsty seks rozmowami na przykład. Postaram się.
- No nie wiem…
- Spróbujmy chociaż. Jeśli wypali to tylko na tym zyskamy.
- Będziesz musiał mi zaimponować i jakoś się przypodobać.
- Nie wątp we mnie – mruknął jej do ucha.

<><><> 

                Stały przyszykowane w korytarzu.
- To co? Jedziemy? – spoglądnęły na siebie pełne obaw.
- Spokojnie, bez nerwów. Jedziemy. Nasz cel to mecz. – Aneta poklepała przyjaciółkę po plecach i ruszyły w podróż do Jastrzebia.
                Stanęły pod halą. Bez biletów nie wejdą do środka, a muszą tam wejść, żeby odebrać bilety. Jaki paradoks…
- No to chłopacy pokazali swój poziom umysłowy – westchnęła Dorota.
- Zaraz zadzwonię do Grzegorza.
- Jesteś już? – przywitał blondynkę pytaniem.
- Tak, tylko nie mogę przyjść odebrać biletu, bo potrzebuję go żeby wejść do środka, nieprawdaż? – żachnęła się.
- Ojć… Nie pomyślałem. Poczekaj, zaraz to załatwimy. Czekaj pod halą. Dorota jest z tobą?
- Przyjechałyśmy razem. Czekam.
                Po chwili na zewnątrz wyszło dwóch ochroniarzy. Rozejrzeli się po kolejce oczekujących kibiców. W końcu spojrzeli na dziewczyny.
- Przepraszamy, czy to panienki Dorota i Aneta?
- Tak. Coś się stało? – spytały przestraszone.
- Mamy polecenie zaprowadzenia was do środka. – Poprowadzili je długim korytarzem. Rozejrzały się w poszukiwaniu szatni zawodników.
- To chyba tu! – blondynka znalazła drzwi.
- Ale ja potrzebuje ekipy Chowy.
- Muszą być gdzieś w pobliżu.
- Matko, więcej drzwi nie mieli? – Dora mruknęła ze złością.
                Przemierzała korytarz bez celu, gdy nagle ktoś przyłożył jej z drzwi. Pociemniało jej w oczach.
- Przepraszam najmocniej. Ja nie… Dorcia? – usłyszała znajomy głos.
- Krzysiek, ty idioto! Chciałeś mnie zabić?! – wrzasnęła.
- Wybacz mi. Nie widzę przez drewno. Pokaż, gdzie cię boli, to pocałuję.
- Kogo chcesz całować? – zza framugi wyjrzała twarz bruneta. – Ooo! Dorcia! Jak fajnie, że jesteś. Pomóc wam?
- Już ok. Nic mi nie jest. Dostanę bilet?
- A my dostaniemy za to buzi? – wyszczerzyli się obaj.
- Niech wam będzie – cmoknęła każdego.

<><><> 

                Nieśmiało zapukała do drzwi. Odpowiedział jej głośny szmer. Pewnie zagłuszył wszystko. Zapukała mocniej.
- Eeej! Otwórzcie, ktoś się dobija – ryknął jeden z zawodników.
- Już, już. W czym mogę służyć? – zapytał po otwarciu Grześ.
- Miłym powitaniem – roześmiała się.
- Anetuuuuś! Chodź do Gregorka, przytulimy się. Jak dobrze cię widzieć, znów.
- Tak tak. Też się stęskniłam.
- Sorry za cyrk z biletami. Teraz już ładnie dostaniesz i będziesz mi kibicować.
- Tobie?
- No a komu? Częstochowie? – oburzył się.
- Nie. Ale w Jastrzębiu dużo fajnych facetów gra – zażartowała.
- Pewnie, że tak -  gromkim chórem odparli zawodnicy zgromadzeni za plecami rozgrywającego.
- Ale.. Ale, ale.. – zaciął się. – Ty przecież.. jesteś moja.
- Podpisywałam coś?
- No ale.. Ja.. myślałem…
- Oj Grzesiu, Grzesiu. Pewnie, że tobie będę kibicować, ale twoja jeszcze nie jestem.
- Się naprawi. – uśmiechnął się.

<><><> 

                Zasiadły na trybunach. Jak się okazało, miejsca były sprawiedliwe, bo pośrodku, na dodatek dość blisko boiska. Nie wiedziały gdzie podziać oczy. Czy patrzeć na boisko, czy na ekran, czy może na wygłupy chłopaków w kwadracie rezerwowych. Powoli przyzwyczaiły się do atmosfery panującej w hali. Już się oswoiły z tym, ze gdy jedna się cieszyła, ta druga bluzgała. Ostatecznie w tej kwestii góra była Aneta i to 3:1.
- Spokojnie kochana, nie martw się. Następnym razem twoi wygrają. –Przytuliła Dorotę do siebie.
- Ale no.. Łatwo ci mówić, bo Jastrzębie wygrało.
- Nie prawda. Rozumiem cię. Już się nie smuć, musisz pocieszyć chłopaków – wskazała palcem Krzyśka i Andrzeja, leżących na parkiecie. Sama szukała wzrokiem Łomacza, ale nigdzie go nie było. Usłyszała sygnał SMS.
„Czekam na ciebie w szatni. Muszę coś ci powiedzieć”
                Propozycja brzmiała tajemniczo, a że Aneta była z natury ciekawska… Po chwili ostrożnie zapukała do właściwych drzwi. Uchyliły się nieco. Weszła do środka.
- Gdzie jesteś, Grzesiek?
- Tutaj – usłyszała jego głos przy uchu. Odwróciła się w jego stronę.
- Co to za konspiracja?
- Bo widzisz, stresuję się.
- Czym?
- Moja droga – ujął jej dłonie. – Powiedziałaś mi dzisiaj, że jeszcze moja nie jesteś, a ja to bym chciał żebyś była.
- Co mam przez to rozumieć? – spytała, ale czuła o co chodzi.
- Zostaniesz dziewczyną Grześka? – krzyknął tłum siatkarzy, którzy wbiegli do szatni. Na przedzie trzymali koszulkę z numerem 3 a nad „Łomacz” dopisano „Anetuś”. Cały Jastrzębski węgiel wpatrywał się w nią z nadzieją. Spojrzała na Grzegorza, który stał z niepewną miną. Widziała w nim małego zagubionego chłopca. Te oczy.. Te usta…
- Oczywiście – rzuciła mu się na szyję. Zakręcił się w koło razem z nią. Potem postawił na ziemi, podniósł ręce do góry, a chłopacy ubrali jej koszulkę.
- Idealnie ci leży – rozgrywający pęczniał z dumy.
- Oj Grzesiu, Grzesiu. Co ja z tobą mam?
- Raj na ziemi, Anetko – pocałował ją w usta. Pierwszy raz. Ale na pewno nie ostatni. Zaczęto bić brawo, gwizdać i wiwatować.

<><><> 

                Siedziała i nie wiedziała, co zrobić. Czy może do nich podejść? Może lepiej się nie afiszować? Powoli trybuny się wyludniały. Jej problem rozwiązali chłopacy. Sami się do niej przysiedli z obu stron.
- Och Doris – westchnęli opierając głowy na jej ramionach.
- Nie smutajcie się chłopcy. Jeszcze wszystkim pokażecie. – pogładziła ich czupryny.
- Taaa… Za chwilę play-offy…
- No to tym bardziej przyda wam się pozytywne nastawienie, a nie. Ja w was wierzę. Chcecie żebym się zawiodła?
- Ależ skąd złociutka. Postaramy się dla ciebie.
- I tak ma być. To co? Macie dla mnie? Skoro już do was przyjechałam, to chyba się mną zaopiekujecie?
- Tak, tak. Okazało się, że już dzisiaj jedziemy do Częstochowy. Zabierzesz się z nami.
- Eee.. A nie będzie kłopotu?
- No co ty! Położysz się nam na kolanach i tyle – zaśmiali się.
- Och wy! Zapomnijcie! Trener o tym wie? – spytała.
- No ba. Popatrz! – zerknęła na sztab, jeden z mężczyzn pomachał do niej.
- Ale jaja… No to mogę pojechać do was. Ale co dalej?
- jak to co? Zatrzymasz się u nas. Mieszkamy naprzeciwko siebie.
- Dobrze, dobrze. Obym to tylko przeżyła.

<><><> 

                Z każdym dniem wolnym od Roberta nabierałam większej pewności, że mogę być szczęśliwa. Nie chciałam wracać do przeszłości. Żyłam na nowo i interesowała mnie wyłącznie przyszłość. A gdy patrzyłam na wznoszącą się w powietrzu sylwetkę chłopaka, przyszłość rysowała się całkiem obiecująco.
                Po chwili jego ręka solidnie uderzyła w piłkę, a ta trafiła w przeciwległy narożnik boiska. Świetny atak po przekątnej. Popisowy numer tego zawodnika. Nie pierwszy raz tak zaatakował w tym secie. Przeciwnicy dokładnie to wiedzieli, jednak nie potrafili go zatrzymać. Przebijał piłki tuż nad ich głowami i rękami. Nic go nie hamowało. Każdy atak był dynamiczniejszy od poprzedniego. Kolejne punkty wskakiwały na konto zespołu jaki i siatkarza.
                Dumnie prężył plecy z „7” a stronę widowni, przytulając kolegów z drużyny i zagrzewając ich do walki. Tak jak reszta ekipy, chciał wygrać. Widziałam to w jego postawie, ruchach, wyrazie twarzy. Po jednym z udanych ataków błądził po trybunach, aż w końcu spojrzał wprost na mnie i przesłał serdeczny uśmiech. Odwzajemniłam go. Dziewczyny siedzące obok spojrzały na mnie zdziwione. Łączyła nas przynależność do Klubu Kibica Skry Bełchatów.
- Uśmiechnął się do ciebie.
- Wiem.
- Tak centralnie, wprost do ciebie. Ale z ciebie szczęściara.
- Tak myślicie? – spytałam ciekawa ich reakcji.
- No ba, siedziałyśmy tuż obok, a to właśnie tobie się trafiło.
- Następnym razem może do was się uśmiechnie – chciałam je pocieszyć.
- Nie musi, niedługo odbędzie się specjalne spotkanie Klubu Kibica i przyjdą na nie siatkarze. Wtedy sobie z nim nawet pogadamy.
- Serio takie coś będzie? – zaciekawiłam się.
- Co roku jest. Zobaczysz jak fajnie będzie. Nie możemy się doczekać.
- To miło z ich strony.
- Wiadomo, dbają o kibiców – z uwielbieniem spojrzały na parkiet. Ja także. W końcu wcześniej też kibicowałam Skrze. Teraz miałam tylko jeden mały dodatkowy powód, który mierzył 205 cm.
                Radośni siatkarze ściskali się na środku boiska. Pokonali Delectę 3:1 i zgarnęli 3 punkty, które bardzo się przydadzą pod koniec rundy zasadniczej. Kibice na trybunach również się cieszyli. Wśród  całego zgiełku siedziałam ja i byłam jego częścią. Wszyscy zaczęli się zbierać i wychodzić lub ustawiać w kolejce po autografy. Ja tymczasem odebrałam telefon.
- Cześć kociaku – usłyszałam ten seksowny niski głos.
- Bartek, Bartek. Co byś chciał?
- Widzę cię moja droga. Ślicznie wyglądasz.
Rozejrzałam się dookoła szukając jego sylwetki. W końcu go dostrzegłam. Siedział na krzesełku zaraz obok kosza z piłkami.
- Ja też cię widzę. Nie idziesz się odświeżyć?
- Najpierw musiałem cię usłyszeć. A może pójdziesz ze mną?
- Ale ja jestem czysta – przekomarzałam się z nim.
- No ale chyba należy mi się jakaś nagroda za zwycięstwo?
- Buziak może być? – spytałam niewinnie.
- Jakbyś mnie cmoknęła w moją seksowną pupcie.
- Bartek! Ty zboczuchu! Za dużo sobie wyobrażasz – przerwałam niebezpieczny tok jego myśli.
- Oj no, szczędzisz mi czułości? Czuję się taki niedopieszczony – mruknął robiąc podkowę z ust.
- Tam z tyłu czekają na ciebie fanki, one cię z chęcią dopieszczą – zaśmiałam się.
- Ale ja mam ochotę na pieszczoty takiej konkretnej szatynki, co mnie uwiodła, a teraz mi przyjemności odmawia.
- Jakiś ty biedny i pokrzywdzony. Idź do szatni, koledzy cię pocieszą – wytknęłam mu język i rozłączyłam się.
                Ja kibicowałam w Bełchatowie a Dorota z Anetą wybyła do Jastrzębia. Już je tam chłopaki na pewno ugoszczą. Były takie podekscytowane. Mam nadzieję, że co opowiedzą po powrocie.

<><><> 

                Brunet zaprosił Anetę do swojego mieszkania. Zanim opuścili halę, każdy chłopak wyściskał blondynkę i udzielał rad jak postępować z ich kolegą.
- Zapraszam do mojego lokum – otworzył przed nią drzwi.
- To miło z twojej strony.
- Przecież moja świeżo upieczona dziewczyna nie będzie się tułać po hotelach, gdy ja mam duże łóżko.
- Wiedziałam, że to bezinteresowne nie jest – mruknęła.
- Nie musisz nic robić, tylko się nie opieraj – przyciągnął ją do siebie i pocałował, ale inaczej niż wtedy. Teraz był o wiele zachłanniejszy.
- Grześ, no co ty – wydusiła zszokowana dziewczyna.
- Przecież żartowałem wtedy. Tylko cię pocałowałem. Chodźmy coś zjeść – pociągnął ją w stronę kuchni.


<><><><><><><><><><><><><><>


Żeby dzisiaj was nie denerwować to "bezrobertowo" :) Co komentarz to skargi na niego były, no dajcie facetowi żyć ;p

Także dzisiaj tak wielowątkowo z zalążkami trójkąciku ^^ z dedykacją, dla tych, które na niego czekały ;*

Kotecek pozdrawia