Łączna liczba wyświetleń

31 gru 2010

#24# Życie składa się z krótkich chwil


- Ooo! Serio obciąłeś głowę?  - śmiała się blondynka.
- No tak. To była ulubiona lalka mojej kuzynki. Ale mi się dostało.
- Ty biedaku. Tak myślałam, że byłeś niezłym psotnikiem.
- Skąd? – spytał zaskoczony brunet.
- Widać to po tobie. Zresztą żarty dalej się ciebie trzymają.
- Oj, no trzeba się cieszyć, a nie wieczna stypa. Chłopaki atrakcję mają.
- Gdzie ty Misiek byłeś, gdy ja wolna byłam? – zażartowała.
- A no gdzieś sobie dreptałem. A co? Chciałabyś takiego wariata jak ja?
- Pewnie. Ty jesteś jedyny w swoim rodzaju.
- Bo się zarumienię. A gdzie ty byłaś, jak ja kawalerem byłem, co?
- No jakoś się nie spotkaliśmy. A mogłoby być ciekawie – mruknęła.
- Oj tak. Ale wszystko można nadrobić. Dałabyś się złapać na moje śliczne oczka? – uśmiechnął się przebiegle.
- Może, może… Jakbyś odpowiednio zagaił. Nie ładnie panie Michale wykorzystywać słabość kobiet do pana – pogroziła mu.
- O, masz do mnie słabość? Dobrze wiedzieć – zatarł ręce.
- Ej, ej! Bez takich numerów! Wcale nie mam – oburzyła się blondynka.
- Nie złość się, to nic złego. Nie twoja wina, że jestem taki pociągający – zachichotał.
- O ty! No nie moja. Zamiast w kolejce po urodę, mogłeś stanąć po rozum.
- Ależ ja bardzo mądry jestem.
- I skromny.
- Skąd wiedziałaś? Widzę, że ty też mądra.
- Tak, tak. Oj wybacz, wrócił mój narzeczony. Musimy kończyć. Do jutra.
- Dobrze. Papa. Buziaki – przesłał jej całusa.
                Zamknęła laptopa. Sama nie wiedziała, czemu nie przyznała się do nowej znajomości. Minęło trochę czasu, a nadal to był jej mały sekret. Czy robiła coś złego? Chyba nie…

<><><> 

                Zbliżały się półfinały. Skra kontra Resovia i Jastrzębie z Zaksą. Bartek chodził cały zdenerwowany. Coś tam mruczał do siebie. Nie mogłam go pojąć. Przecież taka postawa do niczego nie prowadzi. Parę dni temu dostałam bukiet kwiatów. Myślałam, że to od Kurka, bo na bileciku napisano: Jesteśmy sobie przeznaczeni. Już miałam mu podziękować, gdy przyszła kolejna przesyłka. Biały miś z karteczką: Jesteś tylko moja. Roześmiałam się na cały głos. Też ma pomysły. Postanowiłam, że przetrzymam go w niepewności. Jednak gdy nie zdradzał po sobie jakichkolwiek oznak ciekawości czy niepewności, zaczęłam się zastanawiać. Odpowiedź przyszła kolejnego dnia i następnego i następnego. Codziennie po otwarciu drzwi czekały na mnie to czekoladki, to róża, to biżuteria. „Nigdy się nie poddam”, „Odzyskam cię” i „Kocham cię nadal” mówiły same za siebie…
                To nie mój chłopak był adresatem wszystkich tych podarków. Wiedziałam kto. Przestraszyłam się nie na żarty. Bo skoro on tu się kręci, to zawsze może mnie najść albo napaść gdzieś. Nie chciałam nic mówić Bartkowi, żeby się nie denerwował. Wystarczająco się zadręczał meczami. Wszystko wrzucałam do kartonu na dnie szafy i skrzętnie zakrywałam. Żeby mu się tylko tam nie zachciało ryć…
                Przyznaje, stałam się rozdrażniona. Ta konspiracja, podchody mi wale nie służyły. Częściej płakałam, przeważnie wieczorami, żeby on nie słyszał i nie widział. Wszystko wokół mnie denerwowało. Nawet on… PO prostu już nie miałam do niego siły. Na ciągłe pocieszanie, głaskanie, mówienie, że będzie dobrze i tak dalej. Jestem tylko człowiekiem i chyba sięgnęłam granic cierpliwości. Gdy emocje we mnie buzowały i sięgały zenitu, zdarzało mi się po prostu na niego krzyczeć. Wybuchała kłótnia, potem ja wybiegałam i zamykałam się w łazience, on sterczał pod drzwiami i przepraszał, a to przecież była moja wina… Moja bardzo wielka wina…

<><><> 

                Wysiadła z pociągu w Kędzierzynie. Nikt nie wiedział, że przyjeżdża a tym bardziej on. Chciała mu zrobić niespodziankę. Była przed halą przed nimi i cierpliwie czekała. Niebawem pojawił się autokar. Powoli wynurzali się z niego chłopacy. Lekko odchrząknęła, gdy zajęli się wyjmowaniem bagaży.
- Cześć Anetko – wszyscy rzucili się ją przywitać. Grzegorz zorientował się w sprawie ostatni.
- Ale jaka Anetka? – popatrzył zdezorientowany. Dopiero potem zobaczył tłum siatkarzy obściskujących jakąś dziewczynę. – Kogo tam dorwaliście? – podszedł bliżej.
- Dzień dobry Grzesiu – usłyszał znajomy głos. Chłopaki rozstąpili się, ukazując drobną blondynkę.
- O matko.. – zatkało go. – A co ty tu robisz?
- Przyjechałam kibicować Jastrzębiu. No i jakiemuś Łomaczowi, znacie takiego? – udawała głupią.
- Zaraz ci przypomnę – przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Gregor, co tu się dzieje? – usłyszeli włoskie zapytanie. Trener stał i patrzył zdumiony.
- Eee… Nic takiego trenerze. To moja dziewczyna, Aneta. Kochanie, to nasz trener, Roberto – przedstawił ich sobie. Mężczyzna ucałował jej dłoń. Aneta lekko się zarumieniła. – Niech mi trener nie podrywa dziewczyny!
- Oj tam. Nie denerwuj się. Gdzie by ona na takiego starca poleciała – uśmiechnął się.
- Nie jest pan taki stary. Do tego szarmancki, przystojny i z klasą – wtraciła blondynka, a z każdym jej słowem Grzesiek czerwieniał z zazdrości.
- Ja mu tego nie przetłumaczę! – zawarczał.
- Ale ja mogę na angielski – wyrwał się Igor. Santili po wysłuchaniu, rozpromienił się i poweselał.
- No, to chłopcy na salę i rozgrzeweczka, a my sobie z Anetką pogawędzimy trochę – wziął ją pod rękę i mrugnął porozumiewawczo.
- Angielski może być? – spytał.
- Of course – roześmiała się i odeszli.
Brunet stał w miejscu, a para szła mu nosem i uszami.
- No co za… bufon! Przecież, przecież… przecież…
- Spokojnie Grześ, bo się zapowietrzysz – poklepał go Patryk.
- Przecież… on mi ukradł dziewczynę… - nagle posmutniał.
- Tylko żartowali. Nie raz ją jeszcze dopieścisz – zaśmiali się wszyscy.

<><><> 

Usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Czyli już wrócił. Po chwili pojawił się w progu kuchni.
- Celciu?
- Tak? - odparłam z ustami pełnymi śledzia, sięgając po ogórka i zanurzając go w nutelli.
- Wiesz tak sobie myślę, że...
- Co?
- No bo ty jesz to wszystko, krzyczysz na mnie, potem płaczesz.
- I co w związku z tym?
- A może ty...
- Co do cholery? – odparłam zirytowana. Od kiedy on się wysłowić nie umie?
- Może jesteś w ciąży?
- Czyś ty Bartek oszalał??!! – wyplułam całą zawartość buzi na blat stołu.
- Ale Celi, ja tylko pytam, wiesz kojarzę pewne fakty…
- A co? Nie chcesz być tatusiem? – zmieniłam front.
- Wiesz, może niekoniecznie teraz…
- Trzeba było myśleć zanim mi wsadziłeś… Kurde, Kurek co ty robiłeś na biologii?
- Wiesz, zawsze wtedy takie ładne chmury za oknem były. No żartuję.
- Najpierw się bzykasz, a potem sie zastanawiasz co z tego wyszło? No gratulacje.
 - Sama tego chciałaś!
- Oczywiście! Teraz wszystko na mnie!
- Jakbyś nie chciała, nic złego bym ci nie zrobił!
- Aha, na pewno. Bo ci uwierzę. Nie powstrzymałbyś się.
- Jedno twoje słowo.
- Phi. A krowy latają – prychnęłam i odwróciłam się w stronę okna.
- Przestań! – spojrzał na mnie poważnie.
- Nie musisz się poczuwać do tego dziecka, sama je wychowam.
- Nie wygaduj bzdur. To jasne, że zajmiemy się nim razem.
- Jaki miłosierny samarytanin. Wzruszyłam się. – rzuciłam i wyszłam z kuchni, biegnąc do pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem.
- Odczep się! – wrzasnęłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą i cokolwiek by się nie działo zostanę. Dziecko to nie apokalipsa.
- Nic nie rozumiesz. – powiedziałam przez płacz.
- To może dasz mi szansę zrozumieć? – spytał.
- Dobrze. Naciśnij klamkę.
Zrobił co kazałam i po chwili usiadł obok mnie. Zaczął gładzić moje włosy.
- Celuś, co się dzieje?
- Nie ma żadnego dziecka… - szepnęłam.
- Tak? W takim razie czemu płaczesz?
- Widzisz? Wiedziałam, że lepiej będzie jak stąd wyjadę.
- Co ty wygadujesz. Dowiem się wreszcie prawdy? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Objawy jakie mają kobiety w ciąży, to u mnie codzienność.
- Czyli?
- Zawsze jadłam dziwne rzeczy. Nastroje zmieniają mi się kilka razy na dzień. A wieczorny płacz, to mój rytuał – ponowna fala łez zalała mi twarz.
- Skarbie, nie płacz już. Nie ma powodu.
- Jak to nie? Sam widzisz jaka jestem. Nie możesz być z kimś takim. Nadaję się do wariatkowa, wiem. Spakuję swoje rzeczy i jutro wyjadę.
- O nie! Nie pozwalam! Nie teraz, gdy już cię pokochałem.
- Muszę dbać o twoje dobro. Znajdź sobie kogoś normalnego.
- Chcę ciebie. Chcę moją Cecylkę! Z wszystkimi jej humorami, zwyczajami i problemami.
- Nie piłeś niczego? – spojrzałam na niego spod rzęs.
- Mówię to co czuję. Jesteś w moim sercu. Nie zmieniaj się, bo jesteś piękna taka jaka jesteś.
- Nie przesłyszałam się?
- Mogę to powtarzać do upadłego. Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię! – wrzeszczał na całe mieszkanie a może i blok.
Pierwszy raz mężczyzna mi coś takiego powiedział. Najdziwniejsze było to, że mu wierzyłam.
- Przytul mnie – wyszeptałam skulona pod kołdrą. Nie czekałam długo, kiedy poczułam jak oplata mnie swoimi ramionami. Promieniowało od niego ciepło, którego przecież potrzebowałam. Kołysaliśmy się w przód i w tył. Za jego sprawą ogarnął mnie błogi spokój. Wszystkie problemy i troski gdzieś się ulotniły.
- Już lepiej? – spytał, gładząc mój policzek.
- Tak. Zostaniesz ze mną na noc?
- Przecież zawsze jestem.
- A… No tak… Wybacz… - nie wiedziałam co mówię.
- Spokojnie. O nic się nie martw. Tylko mi zaufaj.
- Ufam ci Bartek. I jeszcze jedno… Kocham cię – dodałam cichutko, mocniej się w niego wtulając.
- Dziękuję za te dwa najpiękniejsze słowa. Dużo to dla mnie znaczy, wiesz?
- Dla mnie też. Musisz mnie wszystkiego o miłości nauczyć.
- Razem się nauczymy – ucałował moje czoło. – Ja skoczę pod prysznic i przygotuję ci kąpiel, co ty na to?
- Jestem za. Poczekam.
- Postaram się jak najszybciej. – pobiegł i już go nie było.
Za 20 minut przyszedł po mnie i zaprowadził do łazienki. Wannę po brzegi wypełniała piana, a dookoła stało kilka malutkich aromatycznych świeczek.
- Nie śpiesz się. Czekam w pokoju. – zamknął za sobą drzwi. Ja zrzuciłam z siebie rzeczy i weszłam do wody. Siedziałam tam tak długo, aż woda ostygła. Tego było mi trzeba. Wysuszyłam się i założyłam do spania moją koszulkę XXXL i spodenki.
                Bartek leżał na łóżku podparty na poduszkach i nad czymś myślał.
- Już jestem - odparłam. Usiadłam na brzegu i patrzyłam na niego. On odwrócił głowę w moją stronę. W jego oczach zobaczyłam zaskoczenie i jednocześnie nutkę pożądania.
- Zawsze tak ponętnie wyglądasz po kąpieli?
- Oj, nie masz dość wrażeń na dzisiaj?
- Mówię, co widzę. – cały czas czułam jego wzrok na sobie. Lekko się pochyliłam, co spowodowało, że koszulka mi się przekrzywiła i odsłoniła ramię.
- Celuś! Nie prowokuj mnie! – krzyknął, ledwo co panując nad emocjami.
- Ja? Ciebie? – spojrzałam zdezorientowana w jego stronę.
- A co tam. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę – odparł i rzucił się na mnie.


<><><><><><><><><><><><><><><><><>

No to wypijcie za moje zdrowie.
17 lat temu, podobno o 15.45, zaczęłam się drzeć,podobno niesamowicie.
Z dedykacją i podziękowaniem
za życzenia od was :*:*:*

Stara dupa jestem, nie? ;P

19 gru 2010

#23# „Sztuką jest to dobrze rozegrać”


                Dni mijały. Z dni zrobiły się tygodnie. Nie czułam tego upływającego czasu. Po raz pierwszy w życiu czułam się tak naprawdę szczęśliwa. Kochana i zabiegana. Bartek pozwolił mi na studia, nawet nalegał żebym kontynuowała edukację.
- Wiesz kochanie, ktoś musi być mądry w tym związku, a że ja wziąłem na siebie rolę głupka…
- Bartek! Przestań! Nie pozwalam ci tak mówić. Mam inteligentnego i mądrego faceta – cmoknęłam do w policzek.
- Tylko tak mówisz…
- Matko, co ja z tobą mam… Nie związałabym się z tobą, gdybyś był głupkiem, rozumiesz? – spojrzałam mu w oczy.
- To dobrze. Przekonałaś mnie.
- Więc nie chce więcej słyszeć podobnych bzdur, dobrze?
- Jak łabądek rozkaże – uśmiechnął się szeroko.
- Oj ty łabądku – potarmosiłam mu włosy.
                W Pluslidze nadszedł czas play-offów. Przez wszystkie drużyny wyczekiwany. Szczęśliwy dla tych, którym udało się załapać. Szczęśliwy także dla Skry, której przypadł w pierwszej rundzie Pamapol Siatkarz Wieluń. Jastrzębie konkurowało z Delectą, Częstochowa z Rzeszowem a Kędzierzyn z Olsztynem.
                Dziewczyny rozjechały mi się po Polsce, chłopcy je uwiedli i skończyło się wspólne kibicowanie Skrze. Aneta dopingowała „pomarańczki”, Dorota oczywiście Domex i tylko Jusia nie miała faworyta. Nic nie mówiła, ale ja wiem, że to dlatego, iż Zbyszek w Pluslidze nie grał. Cały ich związek owiany był tajemnicą. Skoro Justyna nie chciała o tym opowiadać, to znaczyło, że jednak coś jest na rzeczy. Spokojnie, kiedyś wszystko mi wyśpiewa a teraz niech siedzi w tej Warszawie.
                Z Bartka była ostatnio żywa kula energetyczna. Skakał, śpiewał, tupał. Chłopacy mówili, że ponoć na treningach też rozpiera go energia. Ja nie wiem, skąd on ją bierze.
- Od ciebie kochanie – wypalił kiedyś, gdy spytałam.
- Czyli jesteś wampirem energetycznym. To już wiem, czemu ostatnio się taka wypruta czuję.
- Oj nie o to chodzi! Dzięki tobie jestem taki radosny. Przebywanie z tobą działa niesłychanie. Źle się czujesz?
- To wszystko bardzo miłe, co mówisz. – cmoknęłam go. – No tak jakoś.
- Może moja bogini położy się do łóżka zamiast biegać za mną z meczu na mecz. Teraz mam wyrzuty sumienia.
- Niepotrzebnie łabądku. Wiesz, że uwielbiam mecze. Nie odbieraj mi radości patrzenia na ciebie w akcji na żywo.
- Teraz też jestem żywy. A akcję mogę zrobić.
- Ciekawe jaką?
- Tą co mi najlepiej wychodzi – wymruczał mi do ucha.
- Przykro mi, ale masz za pół godziny trening.
- Kochanie, przez pół godziny to byśmy 10 razy zdążyli – cwano się uśmiechnął.
- Nie przeceniasz się? Taki pewny jesteś?
- Możemy się przekonać – zaczął mnie gładzić rękami po plecach.
- Oj Bartoszu, co ty masz w tej głowie? – zaśmiałam się.
- Cecylia mi tam siedzi i kompletnie oszalałem z miłości.
- Ty słodziaku ty – pogłaskałam go po głowie.
- Lubię to -  zaczął się łasić.
- No, Bartoszku-Pieszczoszku, musisz iść trenować, żebyś mi się ładnie prezentował.
- Ja zawsze się ładnie prezentuje – napuszył się.
- O gę mi chodzi, matołku. Wolałabym żebyś lepiej grał niż wyglądał.
- Ale przecież ja doskonale łączę te dwie prawy. Ja mistrzu.
- Idź, idź Mistrzu – nagnałam go do wyjścia.

<><><> 

Bardzo się niecierpliwiła. Już jakiś czas nie widziała się z brunetem. Źle na nią wpłynęła ta rozłąka, musiała przyznać. Chciała go obok. Tymczasem on raczył ją listami, przesyłkami-niespodziankami i miłymi smsami. Wszystko to przyprawiało ją o uśmiech na twarzy i ciepło w sercu. Zaczął się zachowywać jak gdyby dopiero się poznali. Czuła się zabiegana, adorowana. Nie było dnia bez niespodzianki od niego.
                Wczoraj, gdy weszła na salę wykładową, nad jednym z miejsc kłębił się tłum dziewczyn.
- Co tam laski macie ciekawego? Gołego faceta? – zażartowała.
- Tu jest coś dla ciebie… - rozstąpiły się a brunetka ujrzała pudło pokaźnych rozmiarów.
- Jest liścik, przeczytaj! – podsunęły jej kartkę pod nos.
- „Skoro to czytasz, to znaczy, że nie pomyliłem sal i że prezent trafił do ciebie. Nie złość się na mnie, chciałem ci zrobić niespodziankę. Proszę w niej czekać jutro o 19.00. Przyjadę po ciebie.
Twój Zbysio-Pysio” – odczytała na głos.
- Uuu… No Jusia, zaszalałaś – rozległy się komentarze.
- Nie pochwaliłaś się, że masz jakiegoś faceta.
- Bo nie było czym… - mruknęła.
- Jak to nie? Nieźle go zbałamuciłaś, że ci takie pudło przysłał. Weź no otwórz w końcu!
Ostrożnie dotknęła wieka i powoli je zdjęła.
- Aaaach.. – wyrwało się zgromadzonym.
W środku bowiem spoczywała prześliczna granatowa suknia. Justyna delikatnie wzięła ją w dłonie i rozwinęła. Materiał sięgał jej za kolana. Kreacja miała wiązanie wokół szyi, subtelny lekko fantazyjny dekolt i wycięte plecy, jednak w to miejsce wszyto kawałek koronki.
- Osz w morde! Żeby mi mój taką kupił to bym chyba oszalała. Za grosz gustu nie ma. A tu proszę, pan Zbigniew zna się na modzie i na kobietach. Jusia, ale ci się trafiło.
- jak kulą w płot chyba, głupek jeden – zaśmiała się.
- No przestań. Stara się facet. Kiecke kupuje, na kolację zaprasza.
- Tak, tak. Nie wiem, co ten orangutan knuje.
- Kocha cię i tyle.
- On i miłość? Oj bo zwątpię – zakpiła.
- A jak to wszystko wytłumaczysz?
- Czego się nie robi, żeby podupczyć – westchnęła brunetka.
- Aaa… Czyli celibat dostał?
- Tak. A teraz cyrki odstawia. Zobaczymy, co wymyślił.

<><><> 

                Skra zapewniła sobie miejsce w półfinale trzema zwycięstwami 3:0 nad Pamapolem. Ku rozpaczy Dorci, Resovia odprawiła z kwitkiem AZS z Częstochowy, który jedynie w drugim meczu się postawił i doprowadził do ti-breaka, lecz go nie wygrał. O jedno spotkanie dłużej trwał bój Jastrzębskiego Węgla z Delectą. Śląski klub wygrał dwa razy 3:1, lecz w 3 meczu, na wyjeździe, przegrał 0:3. Pamiętam zdenerwowany telefon Anety. „Pomarańcze” wzięły się w sobie i na drugi dzień zwyciężyły 3:1.
                W półfinałach nastąpiło starcie PGE Skra Bełchatów – Asseco Resovia Rzeszów i Jastrzębski Węgiel – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Cóż, Bełchatowianie zapowiadali odwet za Puchar Polski. Z kolei Rzeszowianie chcieli ponownie pokonać rywala. Rywalizacja Jastrzębian z Kędzierzynianami też zapowiadała się ciekawie…
- Celuś, a co będzie jak przegramy? Już raz w tym roku nas wyrzucili z ważnych rozgrywek… - lamentował mi Bartek nad uchem.
- Łabądku, nie panikuj. Jak tak będziesz podchodził do sprawy, to możesz wcale nie wychodzić na boisko. Potraficie z nimi grać i wygrywać, więc o co ten lament? Trochę wiary w siebie.
- Nie lubię jak na mnie krzyczysz – posmutniał.
- Nie krzyczę, tylko próbuję przemówić do rozsądku. Nie wygaduj głupot, to będzie dobrze.
- Wierzysz we mnie bardziej niż ja sam…
- Bo cię znam. Powinieneś mieć poczucie własnej wartości i umiejętności. Pokochałam takiego Bartka i proszę mi się na gorsze zmieniać.
- No to mam motywację. Postaram się, żebyś miała powód do dumy.
- Zawsze mam, gdy jesteś obok.
- Wiesz Celi, że cię mooocno kocham?
- Jak mocno? - droczyłam się.
- Tak – przyciągnął mnie do siebie. Patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał się wedrzeć do środka mojej głowy.
- Dlaczego tak patrzysz?
- Bo uwielbiam. Masz niesamowite oczy. Z bliska są fenomenalne. Ciekawsze niż niejeden obraz. Nigdy nie mogę się napatrzeć do woli.
- Kochany, pozwalam ci patrzeć kiedy chcesz.
- Spokojnie, mam całe życie na ich dokładne poznanie – delikatnie palcami przymknął mi powieki, po czym każdą ucałował. Potem poczułam jego wargi na nosie i wreszcie na ustach. Był taki ostrożny i subtelny, jak gdyby to był nasz pierwszy pocałunek, jakbyśmy oboje pierwszy raz to robili. Muśnięcia niczym lekki wietrzyk. Nigdzie się nie spieszyliśmy. Byliśmy tylko my. Powoli smakowaliśmy swoich ust. Poznawaliśmy od nowa każdy ich kącik. Odważyliśmy się trochę bardziej w to zagłębić. Odrobinkę zachłanniej dawaliśmy i braliśmy pocałunki.
- To było niesamowite… - szepnęła, gdy skończyliśmy. Dotknęłam palcami ust, na których jeszcze czułam jego smak. Bartek ujął w dłoń mój policzek i kciukiem masował zarys warg.
- Wiem.. Nie wiedziałem, że to takie przyjemne…
- Mówisz jakbyś mnie nie całował.
- Ależ oczywiście, że cię całowałem, ale teraz to delektowałem się smakiem.
- Dobrze, dobrze, kombinatorze.
- Jest jeszcze tyle przyjemności, których nie zaznaliśmy – westchnął.
- Tobie tylko przyjemności w głowie – szturchnęłam go.
- Tylko, gdy jestem przy tobie, kochanie.

<><><> 

                Siedziała sfrustrowana na wykładzie. Kompletnie jej nie interesował i nie docierały do niej słowa profesora. Koniec wcale się nie zbliżał. Pogrążyła się w myślach.
                No jak on mógł? Po prostu brak słów. Kiedyś wysłałaby teraz smsa i by przyjechał i miło spędziliby wieczór i noc. A teraz? Bawi się w prawiczka. Doskonale pamięta tamten wieczór…
                Jakoś dotaszczyła do domu to pudło i usiadła nas nim w zamyśleniu. Spoglądała na fantastyczną kreację i zastanawiała się co powinna zrobić. W końcu wydał na nią sporo kasy, pofatygował się na uczelnię i zaprosił na kolację. Chyba głupio byłoby odmówić?
                Nie oparła się pokusie i przymierzyła suknię. Pasowała idealnie. Skąd on znał jej rozmiar? Brunetka wpatrywała się w swoje odbicie i nie mogła uwierzyć, że to ona. Tak bardzo jedna rzecz zmieniła jej wygląd. A nie… Było jeszcze coś. W jej oczach błyszczały iskierki. Chyba już nie będzie w stanie się przebrać…
- Słuchaj Celi, mogłabyś mi coś doradzić?
- Ale o co chodzi kochanie?
- Co mam zrobić z włosami?
- W jakim sensie?
- No bo… Idę na kolację do restauracji..
- Ze Zbyszkiem? To cudownie!
- Doradzisz mi?
- Oczywiście. Skoro tak się przejmujesz, to ci zależy.
- Nie prawda! – zaprotestowała.
- Tak, tak. Mnie nie oszukasz. Nie ma mnie przy tobie, ale i tak wyszykujemy cię na bóstwo.
                Nerwowo przemierzała salon z jednego końca na drugi. Było już za 10 a on się nie pojawiał. Mógłby jej oszczędzić nerwów. Co chwilę poprawiała suknię i fryzur. Wraz z ostatnim wybiciem 19, usłyszała dzwonek do drzwi. Zarzuciła płaszcz i otworzyła.
- Witaj, gotowa?
- Tak, możemy iść.
- Cieszę się, że się zgodziłaś.
                Gdy otworzył przed nią drzwi lokalu, otoczyło ich ciepłe powietrze i aromatyczny zapach potraw. Pomógł jej ściągnąć okrycie.
- Justyno, wyglądasz przepięknie. Podoba się suknie?
- Dziękuję, masz dobry gust. Ty też się przyzwoicie prezentujesz.
Musiała przyznać, że jej ciśnienie skoczyło na widok Zbyszka w garniturze.
- I tak to ty jesteś piękniejsza – czarował ją swoim uśmiechem.
- Zapraszam państwa do stolika – obok nich pojawił się kelner.
                Wracali pieszo, podziwiając gwieździste niebo nad nimi. Noc była nadzwyczaj ciepła. Brunet delikatnie chwycił dłoń dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Dziękuję ci za wspaniały wieczór.
- To raczej ja powinnam podziękować tobie. Tyle się napracowałeś.
- Warto było dla cudownych wspomnień.
- Zrobiłeś to tak bez okazji?
- Nie. Z okazji naszego ponownego spotkania.
- Jesteś niemożliwy – zaśmiała się. – Chyba nie będziesz tak robił przy każdym naszym spotkaniu?
- A chciałabyś?
- No co ty. Było fantastycznie, ale zostawmy sobie takie wyjścia na specjalne okazje.
- Czyli rozpatrujesz możliwość kolejnych randek ze mną?
- A to była randka?
- Jak najbardziej – przystanęli pod jej blokiem. Lekko pochylił się i pocałował ją w policzek. – Dobranoc piękna Jusiu.
- Nie wejdziesz?
Była przekonana, że urządził ten cyrk, żeby ponownie się z nią przespać, a tymczasem chce już odejść?
- Odprowadź mnie chociaż pod drzwi. A co jeśli jakiś zbir kryje się na klatce schodowej? – znalazła pretekst.
- Dobrze. Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało.
Z zaskoczenia wziął ją na ręce i wniósł po schodach.
- Zbyszek, wariacie. Postaw mnie na ziemię.
- O, proszę i już. Zostałeś bezpiecznie eskortowana.
- Dziękuję. Zasłużyłeś na nagrodę – podeszła i musnęła jego usta.
- Mmm.. Podoba mi się taka nagroda – mruknął.
- A może eskortujesz mnie też bezpiecznie do łóżka?
- Nie, tyle już sobie poradzisz.
- Oj, przecież wiem, że tego chcesz – rzuciła się na niego i zaczęła całować.
- Jusia.. Przecież…
- Pamiętam, co mówiłam, ale teraz to ja tego chcę.
- Przykro mi kochanie, ja zawsze dotrzymuję umowy. Zrobimy to ponownie albo z miłości albo wcale – ucałował jej czoło i odszedł.


<><><><><><><><><><><><><>

Chyba szybciej się uwinęłam niż ostatnio, co nie? Ale i tak musiałyście czekać. Przepraszam ;*

Z dedykacją dla
Jusi -> proszę, nie zabijaj mnie za końcówkę. Samo mi się napisało ;p ale przyznasz że uroczy jest ^^
Dorotki -> bo jojczyła i męczyła mnie o ten odcinek i na moim drugim blogu. Doczekałaś się :*
Ciotki Prezeski Asieńki -> bo nie kazała mi kończyć i chce jej się to czytać :)
Karolci -> bo w jojczeniu przeszła samą siebie. Nie podskakuj mała ;p