Łączna liczba wyświetleń

25 sty 2011

#25# Różne rodzaje nagród i wygranych



                Siedziałam na trybunach i oglądałam jeden z meczy rundy finałowej. Konkretnie czwarty. Z racji tego, że Jastrzębie wygrało pierwsze starcie 3:2 a Skra kolejne dwa 3:1 i 3:0, ten mecz mógł albo zakończyć albo wydłużyć rywalizację.
                Obserwowałam Go. Jego zachowanie i  irytację po każdej nieudanej lub niepomyślnej akcji. Gdybym siedziała obok niego, to bym pewnie mu w pysk strzeliła. Możecie na mnie krzyczeć albo twierdzić, że jestem złą dziewczyną, ale tylko to by mu pomogło. Ostatnimi czasu ja z nim po prostu nie wytrzymuję. Czasem mam ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami. Bo trochę wiary w siebie trzeba jednak mieć, a nie jojczyć co chwilę, że się nie uda.
                Dlatego też, znałam jego obecne myśli. W rezultacie ja wierzyłam w niego bardziej niż on sam.
- Bartek, no – jęknęłam zawiedziona po bloku na nim.
Dobra, muszę działać. Przepchnęłam się do przodu, pod stoliki statystyków. Kurek siedział nieopodal na krześle obok drugiego trenera.
- Te! Łabądek! – gwizdnęłam na niego na placach. Natychmiast się odwrócił.
- Celi, co się stało? – odparł zdumiony.
- Nic. Po prostu mówię ci, wygracie ten mecz, wygracie tego ti-breaka, wygracie Mistrzostwo Polski – uśmiechnęłam się i poklepała go.
- Dzięki kochanie…
- Dla mnie już jesteś mistrzem – przesłałam mu całusa i wróciłam na miejsce. Modliłam się, aby żaden fotograf nie zrobił nam zdjęcia.
                I kto miał rację? Ja. Cecylia. Wieszczka narodu pszczelego. Oczywiście kto miał właśnie piłkę meczową? Skra. PGE Skra Bełchatów. Od 6 zwycięstwa z rzędu w Pluslidze dzieliła ich ostatnia piłka. Zacisnęłam kciuki z całej siły i na sekundę zamknęłam powieki. Jeeest! Mamy złoto! Darłam się na całe gardło razem z resztą kibiców. Nasza drużyna Mistrzem Polski. Jak to widniało na transparentach: „Ale jazda! Szósta gwiazda!”. Mimo licznych zapowiedzi i pogróżek, nikt Skrze nie przeszkodził. Zdobyła, co swoje. W końcu już się przyzwyczaili do tego trofeum. Żal by było oddawać.
                Patrzyłam na całą ekipę skaczącą ze szczęścia. Patrzyłam na „7” podskakującą jak piłeczka. Z radosnym, dziecięcym wręcz, uśmiechem na ustach. Euforia go rozsadzała. Ściskał wszystkich po kolei. Moje serce w środku wywijało fikołki. Cieszyłam się razem z nim. Z nimi wszystkimi. Takie coś nie zdarza się często.
                Szkoda mi było tylko chłopaków z Jastrzębia. Heroicznie walczyli o wejście do finału i pokazali kawał dobrej siatkówki. Potrafili narzucić swój styl gry i prowadzić i wygrywać. Ta rywalizacja była fascynująca, ale zawsze zwycięzca jest tylko jeden. Jednak srebro dla Jastrzębskiego Węgla to wielki sukces. Aneta siedziała w sektorze obok z lekko zasmuconą miną. Gregor leżał plackiem na parkiecie i zapewne brał część przegranej na siebie.
                Nagle dziewczyny zaczęły mnie szturchać. Spojrzałam na nie zdezorientowana.
- Patrz, kto tu idzie – odrzekła Asia, spoglądając w dół.
Otóż pośród ogólnej sielanki na połowie Skry, Bartosz Kurek parł do przodu. Przedzierał się przez zgromadzony tłum i szedł… w naszą, w moją stronę?! Nie myliłam się. Wskoczył na schody i odszukał mnie wzrokiem. Ignorując oblegających go z każdej strony kibiców, dotarł do mojego rzędu. Po chwili stał przede mną.
- Gratu… - nie zdążyłam dokończyć, bo porwał mnie w ramiona i zachłannie pocałował. Wiedziałam, że wszyscy się patrzą, ale w tym momencie myślałam tylko o nim. Zawlekł mnie na dół, do wszystkich. Tam złapał mnie w pasie i okręcił parę razy dookoła.
- Proszę, proszę. Czyli to podwód twojej wspaniałej formy? – usłyszałam rozbawiony głos Jacka Nawrockiego.
- Tak, trenerze. Celi to moje natchnienie – wyszczerzył się od ucha do ucha.
- Zatem gratuluję. A tobie życzę wiele cierpliwości do niego.
- Oj przyda się – poczochrałam Bartkowi włosy.
- Dobrze, że kogoś ma. Przynajmniej chłopaków nie zasypuje czułościami – zaśmiał się trener.
- Zabawne. Jak czułości, to tylko z kobietą – mruknął podniośle.
- Tak. Zaraz dekoracja, więc się nie spóźnij.
- Spoko, wszystko wiem.
- No to jesteśmy sensacją portali i gazet. „Kurek i Godzilla”. „Nasze ciacho i Czarownica” – zaczęłam wymyślać nagłówki.
- Przestań! Ja obstawiam na „Mistrz i Cecylia – roześmiał się.
- Jakiś ty oczytany, no no.
- Się wie. Przy tobie taki elokwentny jestem. Udziela mi się twoja mądrość – zrobił słodkie oczka.
- Nie czaruj Bartuś, nie czaruj. Leć, bo medalu nie dostaniesz – ponagliłam go.
                To było niesamowite. Wszyscy razem wkroczyli na najwyższy stopień. Zaraz po wręczeniu medali i pucharu, posypało się złote konfetti. Mariusz dzierżył w rękach trofeum, a na głowie koronę. Wkrótce puścił wszystko w obieg rozradowanych siatkarzy. Także mój chłopak stał się królewiczem z bajki. W tej koronie wyglądał rozkosznie. Uśmiechnęłam się. Przesłał mi buziaka w powietrzu, a ja udałam, że go łapię. Flesze błyskały naokoło. Jedno wielkie żółto-czarne szaleństwo. Hala to chyba drżała w posadach. Wszyscy siatkarze wyglądali jak dzieci, do których Mikołaj przyszedł 7 miesięcy wcześniej. Rozkoszny widok.
                Żony, narzeczone, dziewczyny i dzieci stały gdzieś w pobliżu i ze łzami w oczach wpatrywały się w swoich mężczyzn, przepełnione dumą. Ja chyba patrzyłam tak samo jak one.
- Czyż nie dla takich chwil dzielimy się nimi z siatkówką? – usłyszałam obok damski głos.
- Paulina? Och, ależ oczywiście. Po to grają i walczą. Aby poczuć smak zwycięstwa. Mariusz przeszedł samego siebie – z uznaniem spojrzałam na Wlazłego.
- Jakaś ty miła. Bartosz też zrobił dużo. Zresztą, każdy z nich dołożył swoją małą część do tego sukcesu. To ich wspólny osiągnięty cel.
- Masz rację. W końcu siatkówka to sport zespołowy.
- Jak widziałam, to u was kwitnąco – przyjrzała mi się uważnie.
- No jesteśmy szczęśliwi. Bynajmniej ja nie narzekam.
- Oj, on też. Jak czasem przychodził po Mario, to ciągle o tobie nawijał. Widać po nim, że ktoś dobrze wpływa na niego – podsumowała.
- Staram się go wspierać zawsze, kiedy mogę. Łatwiej we dwoje.
- Och… Jacy oni piękni, śliczni i młodzi – zachwycała się.
- Bez dwóch zdań – rozmarzyłam się.
Nagle wszyscy, co zajęci, przybiegli do swoich połówek. Ja ponownie zniknęłam w otchłani jego ramion. Przy nim nigdy nie czułam się niebezpiecznie. Rozmiar robi swoje.
- Celusiu, to twoja zasługa. Dziękuję, że ze mną wytrzymałaś i znosiłaś moje humory. Zmienię się. Dla ciebie, dla siebie, dla nas – stał, trzymając moją twarz w dłoniach. Oczy błyszczały mu niesamowicie.
- Bartuś… - uśmiechnęłam się.
Zdjął swój medal z szyi i zawiesił mi. Spojrzałam zaskoczona.
- Dla ciebie wszystko. Tylko mnie nie zostawiaj – szepnął a potem wpił się zachłannie w moje usta. Jakby to miał być nasz ostatni pocałunek. Po chwili brakowało mi tchu. Zrobił krótką przerwę na zaczerpnięcie powietrza, ale nie przerywał pocałunku. Jego usta… Jestem w niebie, prawda?
- No, Kuraś. Bo ją udusisz albo udławisz – zaśmiał się ktoś obok.
- Kuba, spokojnie, panuję nad sytuacją – poruszył brwiami.
- Bo jak Siurak niewiastę dopadnie to ją wymęczy ażeby – wypalił Wlazły.
- Bardzo śmieszne – oburzył się Bartosz.
Okazało się, że zawodnicy nas otoczyli. Mój chłopak przygarnął mnie ramieniem do siebie.
- Patrzcie. Jakbyśmy mu ją mieli porwać – zażartował Marcin.
- Bo wy to podejrzane typy jesteście! – brunet wytknął na nich palcem.
- Znamy się tyle czasu. Byśmy Celusi krzywdy nie zrobili – Winiar otoczył mnie ramieniem z drugiej strony i puścił oczko.
- Misiek – warknął Kurek,
- Ty idź do rozjuszonych fanek, bo dość im zaprezentowałeś. My się Celką zajmiemy.
Bartosz spojrzał w stronę trybun. Faktycznie. Hordy dziewczyn stały i wrzeszczały jego imię. Przy okazji wilczym wzrokiem patrząc na mnie, jego dziewczynę.
- Ja tam nie pójdę. One mnie ukamienują – pisnął przerażony.
- Bartosz, bądź mężczyzną! Każdy z nas to przechodził – poklepał go Daniel po ramieniu.
No i poszedł do paszczy lwa.
- A ty się nie przejmuj. Wróci do ciebie cały i zdrowy.
- Spoko. Mi to nie przeszkadza, póki żadna zbyt nachalna nie jest.
- Nie zgwałcą go. Chyba – ryknęli śmiechem.
- Zatem widzimy, że się medalu dorobiłaś – uśmiechnął się Mariusz.
- No skapnęło mi. Się uparł, to noszę.
- Wiesz, na tobie lepiej wygląda. To podparcie a dwóch pełnych półkulach robi swoje – Michał charakterystycznie ułożył dłonie.
- Widać, że ci seksu brakuje – pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Bo Dagmarę wiecznie głowa boli – mruknął.
- Spokojnie, ja ci to załatwię. Dagmara! – krzyknęłam w stronę kobiety.
- Słucham? O! Cecylia! Jak miło cię widzieć – przytuliła mnie.
- Mnie ciebie też. Słuchaj, mam sprawę – odciągnęłam ją na bok.
- O co chodzi?
- Michał przejawia cechy niewypieszczonego. Weźcie dzisiaj porządnie rozładujcie napięcie pomeczowe. Spożytkujcie euforię – mrugnęłam.
- O matko. Też se znalazłaś temat. No może dzisiaj ulegnę, zobaczymy.
- To dla waszego wspólnego… zadowolenia – wyszczerzyłam się.
Wróciłam do chłopaków. Daga podeszła do Michała i wymruczała mu coś do ucha, następnie pomajstrowała tam językiem i uszczypnęła go w pośladek. Winiar aż podskoczył. Kobieta odeszła do koleżanek.
- Celi, jesteś wielka – cmoknął mnie w policzek.

<><><> 

- Kochanie… - niepewnie podeszła do niego.
- Słucham cię moje słoneczko.
- Jak się czujesz?
- No jak sportowiec ze srebrem. Mogliśmy wygrać złoto, ale cóż…
- Och Grzesiu – przytuliła go z całej siły.
- Cieszę się, że cię mam – uśmiechnął się.
- Dla mnie jesteś mistrzem, moim prywatnym.
                Wrócili do jego mieszkania.
- Dzięki, że przyjechałaś.
- No co ty, jak mogłabym takie wydarzenie opuścić – uśmiechnęła się.
- Gdy będę to wspominał, wspomnę również ciebie.
- Oj słodki jesteś. Masz jakieś plany? – przyjrzała mu się uważnie.
- No nie wiem. A powinienem mieć?
- Nie, bo ja ci już znalazłam – podeszła do drzwi jego sypialni.
- A co?
- Nagrodę pocieszenia. Okazję do zdobycia mojego mistrzostwa – zsunęła rękaw koszulki, odsłaniając ramię.
- Anetko – zaczął się powoli do niej zbliżać.
- Grzesiu – mruknęła, cofając się w głąb pokoju, aż w końcu natrafiła na łóżko i na nie opadła.
Łomacz nie czekał długo i usiadł na niej okrakiem.
- Teraz się nie wykręcisz – w jego oku pojawił się błysk.
- Sprawię ci przykrość, mówiąc, iż nie zamierzam? – uśmiechnęła się niewinnie.
- Skąd, wręcz odwrotnie – ściągnął z siebie koszulkę, a blondynce wyrwał się jęk zachwytu.
Pochylił się by ją pocałować. Jego półnagie ciało wręcz ją parzyło. Czuła wszystko ze zdwojoną siłą.
- Gregor… - przerwała serię łapczywych pocałunków.
- Coś nie tak? – spojrzał na nią z troską.
- Bo ja taka ubrana jestem…
- Spokojnie. Zaraz to zmienimy.
Dotrzymał obietnicy. Leżeli obok siebie zupełnie nadzy. Gładził jej ramię i biodro delikatnych ruchem dłoni. Wyczuwał magię tej chwili. Nie chciał niczego popsuć, a tym bardziej ich stosunków.
- Bo widzisz… Pójście do łóżka wiele zmienia w związku… - zaczął niepewnie tłumaczyć
- Ależ kochany, jestem na to gotowa i ty też. Jak się coś zmieni to na lepsze.
- Mówiłem, że jesteś cudowna? – mruknął.
A potem to już łóżko skrzypiało, a sąsiadom na dole lampa się trzęsła…

<><><> 

                Istne szaleństwo. Zanim stamtąd wyszliśmy, minęło kupę czasu. Ale czekałam cierpliwie jak żona marynarza przy brzegu. Chyba skapło na mnie trochę szampana albo na oparach jadę, bo zaczynam się zmieniać w naczelną poetkę czy co tam podobnego.
                Mimo wszystko słów mi zabrakło na widok… Bartosza z mokrymi włosami, w białej koszulce i w dżinsach. Mam nadzieję, że to nie jest „ostatnie kuszenie Cecylii” i że nic się nie stanie jak ulegnę? Na razie miałam miękkie nogi i cielęcy wzrok.
- Ty to robisz specjalnie, prawda? – spytałam.
- Ale co złociutka?
- Ty wiesz, że cholernie seksownie wyglądasz i specjalnie tak paradujesz!
- Oj, oj. Tylko przy tobie – cmoknął mnie w nos i pociągnął za rękę do wyjścia.
                Drapaliśmy się roześmiani w górę schodów. Sielanka i maślanka. Dopóki nie dojrzałam na wycieraczce pluszowego serca…


<><><><><><><><><><><><><><><><><><>


Dla cioteczki, dla Asieńki mojej :*
w sumie to ty troszkę ciotka, siostra i kochanka? ;p

Troszkę długo nic nie było, ale nie bijcie Martusi.
Mam tydzień chorobowego, potem dwa tygodnie ferii.
Myślę, że częściej coś będzie :)

Ściskam was wszystkie