Łączna liczba wyświetleń

18 wrz 2010

#18# „Cienie i blaski wizyty w Nysie”


Pakowałam swoje rzeczy do walizki, gdyż chcieliśmy wyjechać wcześnie rano. Ten szaleniec chciał jeszcze jakoś uatrakcyjnić naszą podróż, ale nie wnikałam w szczegóły. Wolałam nie wiedzieć. Nie zamierzałam brać dziesięciu majdanów, więc chciałam zmieścić się w jednej walizce. Było to zadanie iście bojowe. Układałam, przekładałam, ale za nic nie chciały się rzeczy upchać.
- No zmieścicie się, czy nie?! – zaczęłam już gadać do rzeczy. Pochylona próbowałam zapiąć zamek.
- Jak się popieści, to się wszystko zmieści. – usłyszałam kolejną kurasiową mądrość. Stanął za mną i zaczął mnie macać po tyłku.
- Nie widzisz, że jestem zajęta? – mruknęłam, ignorując go. Ten jednak chwycił mnie za biodra i przycisnął je do swoich. Ocierał się o mnie jednoznacznie. – Tobie tylko jedno w głowie!
- A chcesz żeby się zmieściło? – się uczepił tematu…
- To rzeczy maltretuj, nie mnie. – chciałam go ostudzić. Zesztywniałam, czując jak odpina mi pasek i dobiera się do rozporka. Podniosłam się do pionu. – Co ty wyprawiasz?
- No idąc za przysłowiem… - tłumaczył się.
- I najzwyczajniej na świecie chciałeś mnie przelecieć przy pakowaniu??!!
- Byłaś tak kusząco wypięta, że nie mogłem się powstrzymać. A co? Chciałabyś inaczej? – rzucił lubieżnym spojrzeniem.
-To nie pora i nie czas na to.
- U mnie zawsze jest pora. – objął mnie i zamknął w swoim uścisku. – Zróbmy tak jak Zibi i Justyna.
- Głupot ci się zachciało. Postanowiłam sprzedać to mieszkanie. – zmieniłam temat.
- W takim razie wypróbujmy ostatni raz twoje łóżko. – pociągnął mnie w stronę posłania.
- Zawsze znajdziesz odpowiedni argument. – roześmiałam się.
- Twoje też są dobre. Dwa, duże, przekonujące. – poruszył brwiami.
                Ułożył się na plecach i spojrzał wyczekująco. Poklepał swoje uda.
- No wskakuj na łabądka.
- Że co proszę? – spojrzałam na niego krzywo.
- Chodź tu do mnie. – mruknął. – Nie daj się prosić. Najpierw mnie prowokujesz, a potem…
- Ja cię prowokuję? Teraz też? – spytałam zaczepnie, jednocześnie podciągając bluzkę coraz wyżej.
- Taaak…
                Zbliżałam się z każdym krokiem. Po drodze ściągnęłam bluzkę i spuściłam i tak odpięte spodnie. Skradałam się po łóżku na czworakach, umożliwiając mu dokładne przeglądnięcie mojego dekoltu. Siedział jak zahipnotyzowany. Pocałowałam i przygryzłam mu uszko, potem szyję. Mruczał z zadowolenia.
- No, to na dzisiaj tyle wystarczy. – stwierdziłam i położyłam się do spania.
- Celuś… - jęknął zawiedziony.
- Też cię kocham. Dobranoc.
- Nie możesz mnie zostawiać takiego… spiętego. Napięcie trzeba rozładować. – ja nie wiem, gdzie się tego dowiedział. Nieugięta leżałam spokojnie. Czułam jak się wiercił.
- Teraz spójrz na mnie i powiedz, że cię nie podniecam. – odwróciłam się. A tam stał On. W samych slipach, z cwanym uśmiechem. Serce mi przyśpieszyło, ciśnienie podskoczyło, oddechu brakowało, ale w ogóle na mnie nie działał… Taaa…
- Ba- Bar- Bartek ubierz się, bo się przeziębisz. – wydukałam.
- Ty też. – wytknął mi.
- Ok… - wstałam z zamiarem pozbierania rzeczy z podłogi. Schyliłam się po spodnie, lecz poczułam ponownie go za sobą.
- Znów się do mnie wypinasz. Nie ładnie, nie ładnie.
                Znieruchomiałam. Nie miałam żadnego wyjścia. Tymczasem on już dobrał się do moich majtek. Zjechały mi do kostek.
- Bartek. – szepnęłam. Tylko na tyle było mnie stać. Zmusił mnie ręką do wyprostowania. Czekałam na jego ruch.
- Mam przestać? – spytał.
- Ta-Tak. – próbowałam zapanować nad sobą.
- Jesteś pewna? – zacisnął ręce na moim biuście i zaczął całować mi plecy.
- Tak… Nie… - jeny, chyba straciłam rozum.
- A więc? – jedną ręką odpiął mój stanik, który po chwili zrzucił. Napierał na mnie od tyłu swoim ciałem i obsypywał pocałunkami, jednocześnie błądząc dłońmi na moim przedzie. Oddychałam coraz głośniej. Przechylił mnie ze sobą do tyłu i opadliśmy na łóżko. Skorzystałam z tego, iż leżałam na nim. Szybko się odwróciłam i wpiłam w jego usta. Zachłannie i namiętnie. Rozpalił mnie do czerwoności.
- Zadowolony?
- I to jak. – widziałam ogniki w jego oczach i podniecenie… w jego slipach.
- Pozwolisz? – zjechałam tam ręką, cały czas patrząc mu w oczy.
- Ależ oczywiście. – po chwili oboje byliśmy nadzy.
- I co teraz? – zrobiłam głupią minę.
- Teraz jestem twój. – nie musiał dwa razy powtarzać. To ja dyktowałam zasady. Widziałam jego zamglony wzrok. Był moim mechanicznym by… łabądkiem rzecz jasna.

<><><> 

Obudził się wczesnym rankiem. Nie mógł się doczekać rozpoczęcie akcji. W nerwach zjadł śniadanie i wrócił pod ten sam blok, co wczoraj. Liczył, że o tej godzinie zastanie ich w mieszkaniu. Zadzwonił. Chwili konfrontacji miała nastąpić za kilka sekund… Lecz nie nastąpiła. Zadzwonił kolejny raz i kolejny. Czyżby zobaczyli go przez wizjer? Nie no… Zaczął pukać, a potem walić w drzwi.
- Co pan robi? – doszedł go głos zza pleców. – Chce pan wyważyć drzwi? Nikogo tam nie ma.
- Jak to nie ma?
- Normalnie. Pan Bartek wyjechał wczoraj z taką szatynką.
- Nie wie pani gdzie?
- Ja mam tam tylko podlewać kwiaty.
- A teraz sobie pani przypomina? – wcisnął stówę w jej dłoń.
- Chyba słyszałam coś o Płocku, ale nie jestem pewna.
- Dziękuję, to wystarczy. – pognał do samochodu.

<><><> 

Sen opuścił mnie gdzieś ok. 6. Czułam się zmęczona jak nigdy. Powoli zaczęłam poruszać rękami i nogami. Zorientowałam się, że leżę wtulona w Bartka. I jak tu się wymknąć i  go nie obudzić? Zważywszy na to, iż obejmował mnie w pasie. Delikatnie podniosłam jego splecione dłonie do góry i wymknęłam się pod nimi. Może kąpiel mi pomoże?
Wiedziałam, że z siatkarza straszny śpioch, więc miałam czas na relaksację. Woda + olejek + piana = sukces. Wyciągnęłam się na całą długość wanny, zanurzając lekko brodę w pianie. Było mi dobrze. Prawie tak samo dobrze jak wczoraj… Cecylio! Ten facet sprowadza cię na zła drogę! Na którą sama zaproponowałam wejście… Czułam, że się rumienię, gdy przypominałam sobie wieczór. Kiedyś bym o tym nawet nie pomyślała… A teraz? Nabierałam ochoty na coraz więcej. Czy ja czasem nie staje się zboczona? Jak już to przez niego!

<><><> 

Otworzył oczy zaraz po tym, jak nie poczuł jej ciepła przy sobie. Rzeczywiście jej nie było. Lekko się wystraszył, czy znów do głowy nie wpadł jej pomysł ucieczki. Jednak wszystko było na miejscu. Dostrzegł także zajętą łazienkę.
Nie potrafił już zasnąć, więc postanowił zrobić śniadanie. Chyba zbyt hucznie to nazwał. Zdezorientowany wpatrywał się w pustą przestrzeń lodówki i zamrażarki. I jak tu zabłysnąć przed ukochaną? Sprawdził szafki. Na szczęście znalazł makaron i gotowy sos pomidorowy. Powinien sobie z tym poradzić. Wstawił wodę, rozpuścił sos i zostawił do zagotowania. Tymczasem przygotował strzałki dla Cecylii, by  trafiła do kuchni.

<><><> 

Zregenerowała siły i odprężyłam się. Do moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach jedzenia. Zerknęłam na łóżko. Kurek już nie spał. Na podłodze ułożył strzałki, prowadzące do źródła zapachu. Z natury jestem ciekawska i lubię zagadki, wiec chciałam szybko poznać rozwiązanie.
                Widok Bartka pochylonego nad garnkiem – bezcenny. Akurat stał tyłem z wypiętym tyłkiem, którym poruszał w rytm nuconej melodii. Podeszłam i go klepnęłam. Podskoczył jak oparzony, uderzając się w okap.
- Przepraszam, nie chciałam – przejęłam się.
- Wystraszyłaś mnie.
- Wybacz. Mocno boli?
- Jak pocałujesz to przejdzie. – schylił głowę, a ja cmoknęłam go w uderzone miejsce.
- lepiej?
- Yhy. A wiesz, że usta też mnie bolą?
Wyjechaliśmy zaraz po tym zakręconym śniadaniu. Sama byłam sobie winna, bo nie pomyślałam o tym. Mój chłopak mi zaimponował tym, że sobie poradził w takich warunkach. Zdecydowanie najlepszy makaron z sosem pomidorowym, jaki jadłam.
Po drodze wstąpiliśmy do jakiejś knajpy preferowanej i polecanej przez Bartosza. Strasznie się upierał, ze on na głodnego nie pojedzie. Owszem, zbliżała się pora obiadowa. Na dodatek zaraz po posiłku czekała mnie kolejna niespodzianka. Krajobraz zaczął być bardziej pofałdowany i pełen wzgórz. Podziwiałam widoki, których nie miałam na co dzień. Jechaliśmy wolniej, bym mogła wszystko dokładnie obejrzec.
I nadeszła ta chwila, gdy miałam przekroczyć prób jego domu. Bartek otworzył przede mną drzwi i mnie przepuścił jako pierwszą. Cały kipiał entuzjazmem, a ja trzęsłam się ze zdenerwowania i stresu. Stałam przerażona nieruchomo.
- Mamo! To ja, Bartek! Przyjechaliśmy. – krzyknął, odwieszając nasze kurtki.
- A co to za słodkie stworzenie? - z kuchni na korytarz, wyskoczyła jego matka. W zabrudzonym mąką fartuszku i z wałkiem w ręce.
- Mamuś, to Cecylia, mój anioł - przedstawił mnie z szerokim uśmiechem
- Anioł - zamruczała - Miło mi cię, Cecylko poznać...
- Mi też panią bardzo miło poznać, Bartek opowiadał jak to pani gotuje najlepiej na świecie. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Bartek tak mówił? - mruknęła zdziwiona - A jak był mały, to zawsze powtarzał, że nie tknie tych moich nawiedzonych obiadków... Ale skoro tak twierdzisz... A może chciałabyś zobaczyć zdjęcia małego Bartosza? - wyszczerzyła się i nie czekając na odpowiedź, wciągnęła do salonu.
- Z miłą chęcią - zdążyłam tylko rzucić przestraszone spojrzenie brunetowi i podążyłam za kobietą.
 - Adasiu!! Bartuś przyjechał! - zawołała, po czym wyjęła z szafki karton zdjęć, od razu jedno wpychając mi w ręce - O tu Bartuś uczył się siadać na nocniczku...
- To na pewno było dla pani ważne wydarzenie - przyjrzałam się uważnie temu zdjęciu i kolejnym kilkudziesięciu, podsuwanym mi przez kobietę pod nos, tymczasem usłyszałam rozmowę w korytarzu…


- Kto to jest? - usłyszałam mrukliwy, niezadowolony głos.
- Spokojnie tato, to Cecylia, moja dziewczyna.
- Jak długo się znacie? - zaczął swoje przesłuchanie.
- Nooo optycznie rzecz biorąc... - ociągał się z odpowiedzią chłopak, gdyż wiedział jaka będzie reakcja ojca. - Niecałe dwa tygodnie...
- Że ile!!??
- Tato, nie masz problemów ze słuchem chyba. Niedługi miną dwa tygodnie.
- Boże trzymajcie mnie, bo zabiję!! Czy ty synu masz mózg??
- Tato! Ciszej, bo usłyszą. Kogo chcesz zabić, mnie czy ją? Tak, mam mózg i dostałem gratis serce. Kocham ją...
- A ona? Powiedz mi, co ty o niej wiesz?
- Jak to co? Wystarczająco dużo, abym mógł ją pokochać. Rozmawialiśmy sporo
- Skąd jest? Jak ją poznałeś?
- Z Płocka. Poznałem ją na meczu. Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć
- Czyli kolejna fanka...
- Nie prawda! Jak możesz tak twierdzić. Ona nie jest taka. Nie znasz jej!
- Ja znam się na ludziach, to mi wystarczy.
- Tak? No to ciekawe. Tak samo jak poznałeś się na Emilii? Taak... Była cudowną dziewczyną, tak jak mówiłeś.. - rzucił z ironią.
- Emilia była wspaniałą dziewczyną... Idealną dla ciebie!
- Zwłaszcza wtedy, gdy mi opróżniła konto!
- Oczywiście! Obwiniaj ją za wszystkie swoje niepowodzenia! Tak jest najłatwiej!
- O jakich niepowodzeniach mówisz? Jej zakupy z moją kartą kredytową to niepowodzenie?
- Co tu się dzieje!!?? Adam do cholery!! Czy ty musisz być takim upartym kozłem?? - na korytarz wpadła szalona mamuśka
- Nic mamo. Tylko tata wspomina swoją ukochaną Emilkę. - mruknął z krzywym uśmiechem i poszedł do salonu.
- Adam, czyś ty zdurniał do reszty!! Przecież ta biedna dziewczyna wszystko usłyszała!! Jak ty się zachowujesz?? I co ci odbiło, żeby wyskakiwać z tą całą Emilką?? Przecież to jakiś pustak był... Ta to dopiero była fanką, ale tylko i wyłącznie pieniędzy Bartka... A Cecylia jest bardzo miłą, młodą kobietą i Bartek ją kocha!! I jeżeli ty to popsujesz, to mnie popamiętasz!! - walnęła mu kazanie - To jak?? Wracamy do salonu, kochanie?? - spytała słodkim głosikiem.

Siedziałam przestraszona na kanapie. Słyszałam każde słowo jego ojca... Po chwili obok mnie usiadł Bartek
- Kotek, nie przejmuj się nim... On nie lubi nikogo...
- Ech... Ale może on ma rację... To wszystko za szybko się dzieje..
- Wcale nie!! Nie słuchaj go... On zawsze jest na nie... Czego bym nie zrobił.. No! A teraz opowiadaj, jak ci się podoba moja szalona mamusia?
- Skoro tak mówisz... Och twoja mama. Masz rację jest troszkę szalona, ale bardzo serdeczna, bardzo cię kocha, wiesz?
- Wiem - skrzywił się - Czasami dziwnie to okazuje... O! Ostatnio na meczu podeszłą do mnie i zaczęła targać za policzki, jak jakiegoś gówniarza. - poskarżył się.
- Wiesz ile bym dała za taką mamę? Po prostu okazuje ci tak miłość, nie gniewaj się na nią. I tak miło mnie tu przyjęła... Wiesz Bartek, niestety nie będę mogła ci się odwdzięczyć taką miłą rewizytą u moich rodziców... - posmutniałam, gdyż zdałam sobie sprawę, że nie przedstawię go rodzinie w najbliższym czasie.
- Oj kochanie, nie martw się...  I uśmiechnij się do mnie, bo też będę smutny
- Przynajmniej twoi rodzice traktują cię normalnie i możesz pokazać się w domu... Dobrze, bo jak jesteś smutny to mi się serce kraje. - delikatnie uniosłam kąciki ust do góry
- O niiieee kochanie... To nie jest uśmiech... Ma być szeroki.. Albo zaraz zacznę cię łaskotać.. Wtedy na pewno się uśmiechniesz
- Bartoszu! Ani się waż, tak nie wolno! - zaczęłam krzyczeć, widząc jego wielkie łapy zbliżające się do mnie
- Szybko, kochanie - wyszczerzył się
- Bartek, nie gwałć tej niewinnej niewiasty. - powiedziała roześmianym głosem jego matka
- Uratowała mi panie życie!!
- Ależ nie ma za co kochana. Znam gabaryty mojego syna. Czasem się zapomni ile waży.
- To nieprawda!! - zbulwersował się
- Cecylia musi być bardzo wytrzymała, skoro jeszcze jej nie przydusiłeś.
- Mamo!! Opanuj się!!
- Ależ synku, o co ci chodzi? Przecież to normalne że czasem się na niej kładziesz.
- No a czasem na mnie siada - palnął.
- Zmiana pozycji i urozmaicenie jest bardzo wskazane. Czytałam o tym w Internecie.
- Bartosz!! - pisnęłam, wbijając paznokcie w jego ramię.
- Aaauu... Mamo, czuję się niezręcznie... Porozmawiajmy na inny temat? - zaproponował. - Za co to? - mruknął do mnie
- Za chęć do życia! - warknęłam - Wszystkim będziesz opowiadał, co robimy w sypialni?
- Wybacz, wymsknęło mi się. To mama zaczęła ten temat. - zrobił niewinną minkę. - Oj w sypialni to wychodzi z ciebie taka kocica... - zamruczał.
- O czym tak szepczecie? - spytał ojciec Bartka.
- Wybacz tato, ustalamy kto dzisiaj będzie na górze. - uśmiechnął się złośliwie.
- To mój syn - pani Kurek ponownie wytargała syna za policzki
- Irena! Przecież on jest bezczelny!
- Oj Adam!! On na pewno ma wszystkie uszczelki!! A powiedz mi, jak ty zachowywałeś się w jego wieku? - uśmiechnęła się do niego z szatańskim błyskiem w oku. Tatuś się zaczerwienił.
- Uszczelki? Tu chodzi o niego a nie o mnie. To były inne czasy. Bardzo dawno temu.
- Oj Adasiu - zamruczała - A pamiętasz ja się poznaliśmy?
- Proszę cię, nie wyciągaj tego teraz. - wysyczał przez zęby. - Nie przy nich...
- Wstydzisz się? - świdrowała go wzrokiem - No proszę cię! Ale był z niego ogier! Jeden raz mu nigdy nie wystarczał.
- Nigdy mamo nie mówiłaś. To bardzo ciekawie. - odpowiedział Bartek, robiąc na złość wzburzonemu ojcu
- Bartek, nie dręcz ojca - szepnęłam mu do ucha.
- Spokojnie, chcę się dowiedzieć, co jeszcze po nim mam. - poruszył brwiami
- Oj coś jeszcze po nim masz. - matka spojrzała na Kurka wymownie.
- A co takiego? - spytałam ciekawa
- Oj no wiesz kochana... Chodzi o siuraka
- Nie bardzo rozumiem. - miałam cichą nadzieję, że jednak moje domysły się nie sprawdzą...
- A ja myślę, ze wiesz o czym mówię. - zezowała w stronę rozporka spodnie swojego męża.
- Skoro pani tak uważa... - nie wiedziałam co odpowiedzieć, czułam się niezręcznie
- Oj Cecylko, uwierz mi na słowo...
- Dobrze. W końcu to pani syn, pani zna go lepiej
- A ty na pewno widziałaś - wypaliła - I dotykałaś też
- Bartka? Przecież cały czas go widzę. - kolejna wymijająca odpowiedź.
- Mamo, uspokój się już - Bartek przytulił do siebie rodzicielkę - Bo mi ją przestraszysz i ucieknie.
- A nóż się uda... - mruknął ojciec.
- A widelec też się uda? - spytała słodko mamusia, rzucając ojcu unicestwiające spojrzenie.
- Co mówiłaś kochanie?
- Pytałam czy widelec też się uda.
- Chyba zbyt dużo ziółek już dzisiaj wypiłaś. - odsunął od niej filiżankę
- Ty się za dużo ziółek napaliłeś - fuknęła, przyciągając filiżankę z powrotem.
- Mamo, tato. Nie kłóćcie się. Może ja już pójdę i pokażę jej mój pokój.
- Tak tak synku. - mama od razu się zgodziła - Do zobaczenia RANO. - mrugnęła do mnie z szerokim uśmiechem.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam z uśmiechem, po czym szepnęłam do Bartka. - Twoja mama dość swobodnie rozmawia na niektóre tematy.
- No wiesz... Mam to po niej - wyszczerzył się i pociągnął mnie za sobą.
- Czułam się skrępowana... Czy to twój pokój?
- Mój i tylko mój
- Ładnie tu. - rozejrzałam się dookoła.
- Łóżko też mam ładne... I duże...
- W końcu ty też jesteś duży. - spojrzałam na niego, a właściwie pod górę.
- Nooo - wyszczerzył się i popchnął mnie na łóżko.
- Co ty robisz wariacie? Przecież tu można się zgubić.
- Przypilnuję cię...
- Doprawdy? A jak zaplączę się w kołdrę.
- Już nie - zrzucił kołdrę na podłogę.
- Ale będzie mi zimno bez niej...
- Ogrzeję cię...
- Taak? A myślałam, że będę spać w gościnnym
- To źle myślałaś
- No to gdzie będę spać? - spytałam udając zdziwienie.
- Na mnie, pode mną, obok mnie? Gdzie wolisz.
- Czyli tutaj będę spać? A przytulisz mnie?
- No oczywiście
- To ewentualnie się zgodzę.
- Nie masz innego wyjścia
- A to niby dlaczego?
- Bo nigdzie cię stąd nie wypuszczę
- Zacznę krzyczeć.
- Nie uda ci się
- Chcesz się przekonać? - nabrałam głęboko powietrza, szykując się do krzyku
- O niiieee - mruknął i przyssał się do mnie jak odkurzacz. No więc nabrane powietrze spożytkowałam inaczej niż zamierzałam. I weź tu wygraj z takim…


<><><><><><><><><><><><><>

Witam. Pomimo choroby i innych dokuczających mi dolegliwości, wyprodukowałam dla was odcinek. Mam nadzieję, że się cieszycie :)
Specjalne podziękowania dla:
- Jusi :* - za podrzucanie świetnych tekstów :D to o pieszczeniu i zmieszczeniu to jej dzieło :)
- Titty :* - która jak zwykle wsparła mnie pomocą przy dialogach z wizyty u rodzinki Kurka.
- Natalex ;* - za odnalezienie mnie w blogowej puszczy no i zakochanie w tych bazgrołach :) mam nadzieję, że zostaniesz :)
- Dulce_bells - za podrzucanie mi ślicznych zdjęć, wtedy gdy tego potrzebuję, ja nie jestem tak dobra w pocieszaniu :*
- noooo i dla Lady_volley :* tak tak, dla ciebie, za nocne napaleńców rozmowy :D

Czy ja naprawdę jestem zboczona? ;p

11 wrz 2010

#17# Wyjazdy i przyjazdy



                Tak, przyznaję. Zamurowało mnie. Dobrze słyszę?
- No nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Dlaczego?
- Znamy się raptem… - przerwał moje liczenie.
- Będziesz mi do śmierci wyliczać dni znajomości?
- Ale przecież nie będziemy razem aż do… - znów nie skończyłam.
- Jeżeli oboje tego chcemy i się postaramy, to będziemy. Poza tym kocham cię i chcę się moim szczęściem podzielić z rodziną! – zarzucił mnie potokiem słów. Powoli analizowałam.
- Dobrze. – było mnie stać tylko na jedno słowo. Potem się rozpłakałam.
- Kochanie, dlaczego płaczesz? – zmartwiony przysunął się jak najbliżej.
- Przepraszam za moje zachowanie. Przepraszam, że płaczę.
- Nie masz za co. To normalne. Zaraz wysuszymy te łzy. – zaczął dmuchać na moją twarz. Lekko się roześmiałam. Działa…

<><><> 

                Dał jej to, czego pragnęła. Zdążył zauważyć, co lubi, a co nie. Był pilnym uczniem. Teraz leżeli na rozłożonej kanapie i oddychali ciężko.
- Wywiązałem się z zadania? – spytał niespodziewanie.
- Co? O czym ty mówisz?
- Przecież wiem, po co mnie tu ściągnęłaś.
- Tak, wywiązałeś się. – uśmiechnęła się przebiegle.
- Polecam się na przyszłość. Zawsze do usług.
- Zapamiętam. To co? Teraz po herbatce?
- Zagotuj wodę jeszcze raz, bo tamta ostygła. – zaśmiał się.
- Nie przeceniaj swojej wytrzymałości. – puściła oczko i posła do kuchni.
                Parę następnych godzin spędzili przy herbacie. Rozmawiali troszkę o sobie, trochę poobgadywali znajomych. Nawet kleiły im się słowa i zdania.
- Nie podejrzewałam cię o taką dyplomację.
- Nie ty jedna. Myślałaś, że tylko w łóżku jestem dobry?
- Zbyszek, to nie tak… Wcześniej nie mieliśmy okazji pogadać… - zmieszało ją pytanie bruneta.
- Wiem, jak jest, spokojnie. W końcu nasze poprzednie spotkanie nie obfitowało w słowa.
- Tak wyszło.
- Dlaczego zmieniłaś potem do mnie stosunek? – drążył.
- Nie wiem. Jakoś tak. Może swoje zrobiły procenty, ale wydałeś mi się do rzeczy.
- Teraz też tak uważasz? – wlepił w nią swoje oczyska?
- Zastanowię się. Ale Se temat wybrałeś! – zdenerwowała się Justyna.
- Dobrze, już dobrze. Koniec tematu.
- Nareszcie. Kiedy musisz jechać?
- Wcale, ale skoro mnie wyganiasz.
- Po prostu dziewczyny zmartwią się moją nieobecnością.
- To zaraz się zwijam. I pamiętaj. Jeden telefon i jestem.
- Mmm… Coś w stylu: pizza na telefon. – zaśmiała się.
- Tylko ja jestem lepszy niż pizza.
- Powiedzmy.

<><><> 

- To co? Może wpadniemy do ciebie po rzeczy jakieś i potem pojedziemy do Nysy? – zagadnął mnie popołudniu.
- Chce ci się nadrabiać taki kawał drogi?
- Przecież potrzebujesz swoich rzeczy. No chyba, że ci jakieś po drodze kupimy. – zaproponował.
- Bartuś, nie będziesz mi nic kupował.
- Dlaczego?
- Bo to niepotrzebny wydatek. Tak samo jak na paliwo.
- Oj Celuś, Celuś. Chodź tu do mnie. – poklepał swoje kolana.
- Chcesz się zarwać  i krzywdę sobie zrobić?
- Cecylio! Nie denerwuj mnie, tylko chodź do swojego wielkoluda. – posłuchałam go i usadowiłam się wygodnie na jego kolanach.
- Wiesz, że wygodny jesteś wielkoludzie? – pogłaskałam go po czuprynie.
- Bo my to jesteśmy dopasowani genetycznie. Układ moich ud i kolan pasuje do układu twoich pośladków. – oświadczył z bardzo mądrą miną. Ja nie pohamowałam się i wybuchłam śmiechem.
- Z pewnością masz rację. – cmoknęłam  go w nosek.
- Aby tu? – zajęczał. – Ja bym chciał troszkę niżej. – nadstawił Dziubek. No to musnęłam go szybko i uciekłam do łazienki.
- To ja się uszykuję do podróży. – krzyknęłam, przekluczając drzwi. Wiedziałam, że mi się potem oberwie.

<><><> 

                Właśnie starała się usunąć ślady swojej obecności tutaj. Przyzna się Celi, ale nie chciała zostawiać bałaganu. W korytarzu znalazła jego szalik. Pachniał ślicznymi, męskimi perfumami. Nagle zapragnęła zobaczyć właściciela.
„Mam coś twojego.”
„Co? Moje nasienie jeszcze żyje, czy już zakiełkowało?”
„Głupek. Daleko jesteś?”
„W połowie drogi”
„Wracaj. Przywieź coś za fanta.”
                Trudno, najwyżej posprząta jeszcze raz. Musi zaspokajać swe potrzeby. To było czyste szaleństwo, ale jakże przyjemne. Siedziała i czekała.
                Z kolei on z uśmiechem na twarzy nawrócił samochód na najbliższym zjeździe. Skoczył także do sklepu, by nie przyjechać z pustymi rękoma. Wystarczyło jedno jej słowo i był z powrotem w Płocku. Wiedział, że spotka go nagroda. Zadzwonił do drzwi, które raz dziś opuszczał. Otworzyła natychmiast.
- Jestem ja i żelki. – potrząsnął paczką słodyczy.
- Hmm… No to ja wybieram żelki. – wyrwała mu je z ręki i udała, że zamyka drzwi.
- Eeeej! – jęknął.
- No żartowałam. – wciągnęła go za kurtkę do środka.
- To co tu zostawiłem prócz nasionek?
- Najpierw musisz zasłużyć. – uśmiechnęła się cwanie.
- A żelki?
- To tylko gra wstępna. – skierowała się w stronę salonu, zostawiając za sobą opary perfum. Bezwiednie brunet podążył za nią. Leżała na kanapie i zajadała się łakociami.
- Poczęstujesz mnie? – spytał sadowiąc się tuż obok.
- Same prośby, zero starań. – pokręciła głową.
- Tak lepiej? – poczuła jego ręce  pod bluzką.
- Nie. Tak. – teraz to jej dłonie znalazły się na jego kroczu.
- Ostro zaczynasz.
- Po co tracić czas. – wstała i ściągnęła górną garderobę. Pochyliła się nad nim. Wykorzystał to i pocałował ją w usta. Opadła na niego. Chciała dominować, ale co chwila poddawała się pieszczotom Zbyszka. Turlali się po posłaniu w każdą stronę. Ich ubrania przyozdobiły dywan. Resztką silnej woli, wdrapała się na niego i usiadła na podbrzuszu.
- Chcesz być dziś na górze? – przeszył Justynę spojrzeniem.
- Lubię rządzić. – wymruczała.
- Czekam na rozkazy.
- Poddaj się mojej władzy. – szepnęła. Potem dosiadła go. Tym razem ona rozdawała karty. Bartman nie protestował. Wtem, gdy byli w trakcie drogi do spełnienia, usłyszeli zgrzyt w zamku i otwieranie drzwi…

<><><> 

                Wyszłam z łazienki, a Bartek czekał gotowy do wyjazdu. Zachowywał się tak grzecznie. Aż podejrzane…
- No, to najpierw do ciebie.
- Tak. Wieczorem będzie bezpieczniej. – mruknęłam.
- Nie bój się, obronie cię przed Robertem, przed rodzicami i wszystkimi, którzy będą chcieli zrobić ci krzywdę! – przytulił mnie.
- Jesteś kochany. Dobrze, ufam ci.
- Zatem jedziemy.
                Tym razem kierował swoim autem. Był dobrym kierowcą. Czułam się bezpiecznie. Mimo to, obawiałam się powrotu tutaj. Do tego miasta, mieszkania. Bałam się, że mnie złapią… Bez sensu… Gdy minęliśmy tablicę „Płock wita”, Bartek uścisnął moją dłoń.
- Będzie dobrze. – uśmiechnął się krzepiąco.
- Tak, będzie dobrze jak to wszystko będzie już za mną…
- Masz się czuć jak w domu a nie.
- Zobaczymy… - odwróciłam głowę w stronę okna.
                Podjechaliśmy na parking. Wygrzebałam z kieszeni klucze i weszliśmy po schodach pod moją „9”. Otworzyłam drzwi, dziwiąc się zapalonemu światłu. Wszystko się wyjaśniło, gdy spojrzałam na wprost do salonu. Niczym żona Lota stałam się słupem soli. Z wielkimi oczami na wierzchu.

<><><> 

                W poniedziałek listonosz przyniósł mu obszerną kopertę. Zdziwiony obejrzał pakunek tuż przed wyjściem do biura. Ze środka wysypały się dziesiątki zdjęć i list.
„Zobacz jak cudownie bawiła się na swoim wieczorze panieńskim. BEZ CIEBIE będzie jej lepiej!”
                Przeglądał fotografie. Widział swoją niedoszłą żonę obcałowywaną przez półnagich facetów. Widział też, co szatynka wyprawiała. Zawrzało w nim. W końcu trafił na najpikantniejsze. Jakiś obcy mężczyzna ją całował, obmacywał i rozbierał? I ona robiła to samo?
- Pokaż no się chłopcze. – lustrował zdjęcie. – Aaa… To ty siatkarzy ku. Na pewno do ciebie uciekła… Niewdzięczna! Byłem z nią tyle lat, dałem wszystko czego chciała, a ty? Co ty jej dałeś, że wybrała ciebie? – zaczął gadać do papieru trzymanego w ręce.
                Zaczerpnął informacji w Internecie i wykonał kilka telefonów. Po chwili wsiadł do auta i wpisał bełchatowski adres do GPS-u.

<><><> 

                Dobrze, że psychikę dawno mam zrypaną, bo teraz byłby to ostatni gwóźdź do trumny. W MOIM mieszkaniu, w MOIM salonie, na MOJEJ kanapie Justyna dosiadała męskiego osobnika. Ujrzałam nagi tył jej sylwetki i męskie nogi. Twarz ze strachem w oczach zwróciła ku mnie.
- Celi?
- Jusia?
                Wtedy jej partner również zaniepokoił się tym zajściem. Ledwo stałam na nogach, gdy go poznałam.
- Bartek?
- Zibi? – wymienili się zdziwionymi spojrzeniami.
                Nagle ogarnęła mnie ciemność… Ktoś mi zasłonił oczy!
- Kurek, weź tą łapę! – syknęłam.
- Nie możesz patrzeć na takie rzeczy. – powiedział mądrym głosem/
- A ty to niby możesz? Nie wskazane byś oglądał TAK moją przyjaciółkę!
- A ty mojego kumpla!
- Boisz się, że mi się bardziej spodoba? – rzuciłam.
- A może to ty się boisz o to, co? – obił pałeczkę.
- Dobra moim drodzy. Może wy się ogarnijcie, a my wejdziemy jeszcze raz. – zakomunikowałam i wyszliśmy na korytarz. Tak jak w filmie powtarza się nieudaną scenę. Zadzwoniłam kulturalnie, żeby nie było. Otworzyła nam wesoła i uśmiechnięta Jusia.
- Wejdźcie kochani. Miło, że wpadliście.
- Cóż, przyjechałam po rzeczy.
- Po rzeczy? – wybałuszyłam oczy. – Wprowadzasz się do Kurka? Szybka…
- Nie, jedziemy do moich rodziców, a Celi nie miała nic ze sobą.
- Jedziesz poznać teściów. No no no. – Zibi wychylił się z kuchni.
- Czy wy za daleko w przyszłość nie wybiegacie? – przyjrzałam się im.
 No co ty. To są fakty. Chodź, wybiorę ci coś, żebyś dobre wrażenie zrobiła.
- Do tego nie potrzebuje specjalnych ubrań. Na mnie wywiera wrażenie bez tego. – objął mnie ramieniem.
- Kuraś woli cię bez ubrań, to proste. – zaśmiał się Zbyszek.
- Nie o to mi chodziło! – oburzył się mój chłopak.
- Spokojnie, Celka potrzebuje doznań. – wyszczerzyła się Jusia.
- Mam to po tobie. – spojrzałam na nią wymownie. W końcu wybuchła śmiechem a ja za nią. Dołączyli do nas także siatkarze.
- To było wejście roku. – zacieszał Bartek.
- Nie mogliście zapukać?
- Tak moja droga, przecież to oczywiste, do własnego mieszkania się puka! – ironizowałam.
- No ale wiesz…
- Właśnie nie. Mogłaś mnie ostrzec.
- Myślałam, że dłużej zabawisz u kochasia. – zerknęła na bruneta obok mnie.
- Dziewczęta, bez nerwów. Stało się. Takie rzeczy się zdarzają. Jesteśmy przecież dorośli. Możemy się z tego tylko śmiać. – Zbyszek próbował uspokoić sytuację.
- Zibi ma rację. Czysty przypadek. No to buziak od Bartusia na zgodę. – cmoknął Justynę w policzek, a potem przyssał się do moich ust.
- Eeej! Ja też tak chcę. Panuje równouprawnienie. – udawała zazdrosną.
- No nie marudź już. Ode mnie dostaniesz. – Bartman przyciągnął ją do siebie. Spojrzeliśmy z Bartkiem na nich. Wyglądali tak pociesznie. Trafiła kosa na kamień, ale wyczułam coś między nimi.

<><><> 

                Późną nocą dojechał na miejsce. Starał się nie rzucać w oczy. Poobserwował chwilę okolicę, po czym zameldował się w hotelu. Stwierdził, że rano wkroczy do akcji. Nie przybył tu na darmo.
                Usiadł na łóżku i wyciągnął kopertę, która dostał. Jeszcze raz przejrzał te fotografie. Jak ona tak mogła? Czyżby udawała tylko cnotliwą? Jemu wciskała kit o czystości przedmałżeńskiej a temu kolesiowi sama w gacie właziła. Pewnie już nie raz się bzyknęli. Mimo tego nie odpuści. To za niego miała wyjść!



<><><><><><><><><><><><><><><><>


Wybaczcie, moją nieobecność kochani :*
Na pocieszenie macie to zdjęcie poniżej :)

Aaa... Jakby ktoś chciał mnie się o coś spytać anonimowo czy tak ogólnie, to zapraszam na...

z chęcią odpowiem na pytania, jeśli będę umiała :)

No to co? Podoba się? Naprawdę nie wiem kiedy kolejny...

Pozdrawiam :*