Łączna liczba wyświetleń

22 maj 2012

#46# Brak lekarstwa dla duszy


Mecze przeciwko reprezentacji Argentyny, Kuby i Niemiec miały być ostatnimi w tej fazie rozgrywek. Szanse na awans uciekały coraz bardziej i coraz więcej wkradało się w to matematyki.
                Posiłkowałam się pomocą bardzo dalekiej kuzynki, spotkanej przypadkiem w Łodzi. Tak na dobrą sprawę, wyprowadzając się od Mikołaja, nie miałam się gdzie podziać, a moje fundusze nie były zbyt wielkie. Czułam, że nie powinnam obarczać sobą moich bliskich. Zapewniłam Justynę, że mam nowe lokum, a ona wykazała zadowolenie, ponieważ nie przepadała za Cegielskim.
                Dziewczyny miały powody do radości. W końcu panowie wrócili wreszcie do kraju po zagranicznych wojażach. Domyśliłam się, że będą chciały się z nimi jak najszybciej zobaczyć. Nie zamierzałam im utrudniać, przeszkadzać i zabierać czasu, który mogli spędzać razem.
                Dodatkowo moje samopoczucie też nie było najlepsze. Niskie ciśnienie miałam od zawsze, lecz ostatnimi dniami kompletnie nie miałam siły do życia. Sypiałam popołudniami, a potem wieczorem przesiadywałam na balkonie do późnych godzin nocnych.
                Dopóki siatkarze nie wrócili, mogłam liczyć na łączność SMS z Justyną nawet po północy. Teraz pozostawię noce na jej wspólny użytek ze Zbyszkiem. W ogóle jakoś obie nie domagałyśmy fizycznie. Niby miałyśmy podobne objawy, a ja już zaczynałam się denerwować czy to nie czasem ciąża. W końcu swego czasu posiadałam partnera.
- Jak się czujesz? – usłyszałam troskliwy głos przyjaciółki.
- Bez zmian. Musimy obie iść do lekarza. W końcu nie każde mdłości to ciąża – oznajmiłam na wstępie.
- Okay, bo nie wiem jak długo pociągnę.
- Nie strasz mnie. Zbyszek wrócił, musisz mieć ziły na powitanie – uśmiechnęłam się szeroko. Wiedziałam, że to ją troszkę rozrusza.
- Udam, że nie miałam skojarzeń – zaśmiała się.
- Pisał do ciebie? Co tam u niego słychać?
- Oczywiście. Przecież on by nie wytrzymał bez żadnego odzewu. Lubi dużo mówić, to pisać też. Chciałabym się z nim teraz kiedyś zobaczyć – westchnęła brunetka.
- Może wybierz się na jakiś mecz. Dla tak jakby rodziny na pewno znajdzie się miejsce – zaproponowałam.
- Od razu na hajtnij. Nie no, sama nie pojadę.
- Wybacz, Jusiu, ale ja odpadam – mruknęłam.
- Przecież bym cię nie targała tam, kochanie. Będzie dobrze. Teraz się połóż, a potem dzwoń do lekarza.

<><><> 

Brunetka zaskoczona, spoglądała na doktora, który składał jej gratulacje. Coś w środku niej drgnęło. Odruchowo chwyciła się za brzuch. Odebrała receptę i wyszła na dwór. Potrzebowała świeżego powietrza w płucach. Musiała się z kimś podzielić tą wiadomością.
- Celuś? Możesz rozmawiać?
- Co się stało? – spytała przyjaciółka.
- Właśnie wyszłam od lekarza. Muszę to powiedzieć. Jestem w ciąży – wydusiła dziewczyna na jednym wydechu.
- Nie wierzę, naprawdę? – dopytywała szatynka.
- Tak, kochana.
- Moje gratulacje. No i dla Zbyszka też. A propos, wie?
- Nie, wolałabym mu to powiedzieć osobiście – odparła Justyna, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Może uda ci się namówić Dorotę albo Anetę na wyjazd?
- Spróbuję. A ty byłaś już na wizycie? – brunetka zmieniłam temat. Tak samo martwiła się o Celi, jak ona o nią.
- Eee… - niemrawy pomruk Cecylii wyprowadził warszawiankę z równowagi.
- Gadaj natychmiast.
- To nie ciąża, tylko jakieś choróbsko – wyjaśniła młodsza.
- Ale konkrety?
- Postarają się wyleczyć jak najszybciej, ale może potrwać.
- Celusiu, trzymaj się – brunetka pocieszyła przyjaciółkę.

Justyna niedługo potem zaczęła starać się o wyjazd na mecz ukochanego. Postanowiła poszukać towarzyszek wśród stałej paczki.
- Nie mogę odebrać telefonu, gdyż Andrzej mnie rozbiera – oświadczył roześmiany głos po drugiej stronie.
- Uważajcie tam, bo zajdziesz jak ja – odpowiedziała brunetka. W słuchawce rozległ się huk.
- Jusia?! Jesteś w ciąży? – spytała Dorota.
- Tak, więc widzisz. Ciebie też to może spotkać.
- Endriu, złaź ze mnie.
- Spokojnie – roześmiała się Justyna.
- Także gratulacje – wtrącił się do rozmowy Andrzej.
- Dzięki.
- Wrona, teraz idź sobie obejrzeć telewizję. Kobiety chcą porozmawiać – rozkazała brunetka swojemu chłopakowi.
- Ja w sumie dzwonię w inne sprawie – przyznała warszawianka.
- Tak? – Dorota rozsiadła się wygodnie na łóżku i oparła o poduszki.
- Bo chciałam powiedzieć Zbyszkowi na żywo i może pojechałabyś ze mną na mecz? – zapytała Jusia.
- Oj pewnie, ale będziemy musiały zabrać mojego Gawrona – odparła przyjaciółka.
- Nie ma problemu. Tylko jeśli to ma być niespodzianka, to musimy pogadać z jakimś innym siatkarzem o wejściówki.
- Po wstępnej selekcji… Może Winiar? – bydgoszczanka pełna entuzjazmu podsunęła propozycję.
- Hmm… Ok. Spróbujemy.

<><><> 

                Rozgrzewał się przed spotkaniem. We Wrocławiu mieli podjąć Argentyńczyków i chcieli wygrać. Dla reprezentacji mecze w kraju miały swój smaczek. Zbyszek też poczuł tą atmosferę. Chciał zawsze grać przy takiej publiczności.
                Obrócił szybko głowę. Miał wrażenie, że zobaczył jednego z kolegów z Plusligi. Zibi spojrzał ponownie w tamto miejsce a przekonał się, że dobrze widzi. Za bandami siedział Andrzej Wrona. Kogo on miał przy boku? Brunet pomachał do niego i jednej z przyjaciółek Justyny i Cecylii.
                Nagle znajomi zaczęli wymachiwać rękami i pokazywać coś po jego prawej stronie. Siatkarz rozejrzał się zdumiony i zatrzymał wzrok na dłużej na pewnej brunetce.
- Kochanie, co ty tu robisz? – podbiegł do band i uścisnął swoją dziewczynę.
- Przyjechałam obejrzeć mojego mężczyznę – uśmiechnęła się.
- Tak się cieszę. Strasznie tęskniłem – chłopak nie mógł opanować radości.
- Zibi, what are you doing? – rozległ się głos trenera.
- Sorry. This is my girlfriend, Justyna – siatkarz przedstawił wybrankę Danielowi.
- Nice to meet you, girl, but he must train. I invite after match.
- No problem, sir. Leć już Zbyszek – cmoknęła Bartmana w usta I poszła usiąść obok znajomych. Chłopak uśmiechnął się przepraszająco do Castellaniego i dołączył do kolegów.
Drużyna cieszyła się na środku boiska ze zwycięstwa. Ten występ mogli zaliczyć do udanych. Przybijali sobie piątki, a ich rodziny czekały cierpliwie za bandami. Podczas rozciągania dzieciaki ganiały po boisku. Tym razem zajmowała się nimi brunetka. Justyna od zawsze lubiła maluchy i to z wzajemnością.
                Nieśmiało uśmiechnęła się do Zbyszka, próbując odwrócić jego uwagę, by małemu Winiarskiemu udał się kawał. Mimo groźnego pierwszego wrażenia, Bartman nie potrafiłby zrobić Olivierowi krzywdy. Żadnej bezbronnej osobie. Jusia to wiedziała, ale i tal obawiała się jego reakcji na wieści z jakimi przybyła.
- Cześć – przywitała się z siatkarzami.
- Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, Justyna, moja dziewczyna – oznajmił brunet.
- Zibi, któżby nie znał twojej piękności – wyszczerzył się Łomacz.
- Nie bajeruj, jak wiesz, że zajęta.
- Spokojnie kochanie. Mam dla ciebie niespodziankę – wyznała dziewczyna.
- Jusia, co ty knujesz? – Chłopak przyjrzał się jej uważnie. Wzięła jego rękę i położyła na swoim brzuchu.
- Niedługo tu coś poczujesz.
- Jesteś w ciąży? – Bartman podskoczył na równe nogi.
- Tak – odpowiedziała brunetka przy wtórze gwizdów reprezentacji.
- Niemożliwe – stwierdził przyjmujący, przyciągając do siebie dziewczynę. Przechylił ją przez ramię i pocałował. Owacjom kolegów z drużyny nie było końca.

<><><> 

                Bartek siedział ze smutną miną. Widział szczęście kolegi z nienarodzonego jeszcze dziecka. Pewnie on cieszyłby się tak samo, gdyby to Cecylia zaszła w ciążę. Jednak się rozstali, przyjmujący został sam, ona pewnie też. Szczęście mógł oglądać tylko u innych.
                Pogratulował Zbyszkowi i Justynie, którzy spoglądali na niego trochę dziwnym wzrokiem. Nie miał się czemu dziwić. Siatkarz uznał, że najlepiej będzie, gdy pojedzie do Natalii. W końcu dziewczyna jak nikt poprawiała mu humor i nie miał czasu na myślenie o tych wszystkich przygnębiających rzeczach.
- Hej, mogę wpaść? – zadzwonił do niej.
- Pewnie, ale ty nie powinieneś chyba opuszczać hotelu, co? – odpowiedziała rudowłosa.
- Wieczór tak jakby pod znakiem odnowy, a ja już mam to za sobą i nie chcę smęcić w hotelu. Mam czas do własnej dyspozycji – przekonywał.
- Rób jak uważasz Bartek.
Pół godziny później siedział u niej na kanapie i rozmawiali. O głupotach i zwykłych rzeczach, bo to nie była pora na dołowanie się.
- Może wpadniesz jutro na mecz? Właściwie czemu dzisiaj nie przyszłaś? – zerknął na Natalię.
- Nie planowałam miesiąc temu, gdy była rezerwacja, że będę mogła przyjść. A teraz to tylko VIP-y mają miejsce.
- Więc ci załatwię, ale przyjdź, co? – zaskomlał jak mały piesek.
- Lecz się Kurek. Jak tak będziesz się zachowywać, to na pewno nie przyjdę – rzuciła siatkarzowi pogardliwe spojrzenie.
- Ej no. Będę rzeczny i dobrze grał. A teraz użyję mojej tajnej broni – odparł brunet z uśmieszkiem na ustach. Wyciągnął długie ręce w stronę dziewczyny i zaczął ją łaskotać.
- Nie, to jest cios poniżej pasa!
- Lubię twój uśmiech – przyznał, wpatrując się w twarz rudowłosej.
- Bajerant!
Przerwał im odgłos dzwoniącego telefonu. Natalia chwyciła w dłonie komórkę przyjmującego, na co on tylko pokręcił głową.
- Tu sekretariat głupoty Bartosza Kurka. Z kim mam  przyjemność? – spytała chichocząc pod nosem. Po drugiej stronie zapanowała cisza. Zdumiona zerknęła na wyświetlacz. Rozmowa została zakończona.
- Bartek, kto to jest Cecyluś?
- Nikt ważny – odparł chłodno chłopak, odwracając się plecami.

<><><> 

                Skłamałam. Skłamałam swojej najlepszej przyjaciółce. Jednej z najlepszych dla ścisłości. Musiałam, bo nie wyobrażałam sobie naszej rozmowy i siebie, mówiącej prawdę. Przecież ona zrobiłaby wszystko, a nie mogła się przemęczać i narażać dziecka.
<> 
                Ostrożnie usiadłam an krześle naprzeciwko doktora. Właśnie wróciłam szybkiego badania, na które mnie wysłał zaraz po oględzinach. Przeczuwałam coś poważniejszego, skoro działał natychmiastowo. Teraz mężczyzna trzymał w dłoni wyniki.
- Czy miała pani kiedyś jakieś problemy z sercem?  Wykryte choroby, może ktoś w rodzinie chorował? – spytał.
- Co do rodziny, to chyba dzidek od strony ojca. Mi od zawsze lekarze powtarzali, żebym się nie forsowała za dużo i nic wyczynowo nie uprawiała.
- Mieli rację, ale to chyba nie wystarczyło. Z genami ciężko wygrać – powiedział, patrzą na zwitek papieru.
- Co ma pan na myśli? – spojrzałam na lekarza przestraszona.
- Pani Cecylio, muszę powiedzieć pani coś złego. Bardzo chciałbym, żeby była pani w ciąży, ale niestety to nie to. Ma pani dość zaawansowaną niewydolność serca.
Patrzyłam otępiałym wzrokiem na wszystko dookoła.
- Proszę się nie denerwować zbytnio. Operacja jest ostatecznością. Na razie spróbujemy leczenia farmakologicznego. Od teraz jest pani pod moim nadzorem, będę prowadził pani przypadek. Prosiłbym nie wyjeżdżać z Łodzi na zbyt długo.
Rejestrowałam to co mówił mężczyzna, by kiedyś to sobie przypomnieć i zrozumieć.
<> 
                Popiłam tabletki wodą i usiadłam w fotelu. Telewizor ustawiony na kanale sportowym nadawał informacje. Tak, nasi wygrali z Argentyną. Oglądałam. Musiałam. Chciałam ich zobaczyć i wiedzieć, że są niedaleko, a nie kilkaset kilometrów dalej. Trzymałam kciuki za Justynę i jej nowinę dla Zbyszka. Na pewno się ucieszył, znając jego.
                Teraz było już dawno po meczu. Zaciskałam ręce na poręczach siedziska. Czułam wielką chęć ulżenia sobie, zrzucenia z barków nowiny ostatnich dni. Jedna osoba nie mogła tego udźwignąć.
                Wzięłam z wahaniem telefon do ręki. Nie należało się zbyt długo zastanawiać, bo bym się rozmyśliła. Po prostu chciałam zrobić to, co teraz pierwsze przyszło mi do głowy. Oddychałam nerwowo, wsłuchując się w sygnał połączenia.
- Tu sekretariat głupoty Bartosza Kurka – usłyszałam damski rozbawiony głos.
                Rozłączyłam się natychmiast. Trudno opisać, co czułam, bo to był wielki natłok emocji. Ledwo potrafiłam oddychać. Telefon leżał gdzieś na podłodze. Skuliłam się w fotelu i płakałam bezgłośnie. Nie umiałam wydobyć z siebie dźwięku. Wszystko mnie bolało, nie tylko serca. Poczułam się do granic samotna, a ta samotność ukołysała mnie do snu.

<><><> 

Długo musiał namawiać Justynę do swojego planu. Odkąd się dowiedział o malutkiej istotce w brzuchu dziewczyny, małej części jego samego, chciał się tą nowiną podzielić z wszystkimi. Dlatego po meczu w Łodzi zaprosił rodziców do restauracji.
Brunetka była sceptyczna do tego pomysłu. Domyślała się, że rewelacje, jakie syn przekaże rodzicom, nie uszczęśliwią ich zanadto. Po prostu to czuła i nie chciała się przyczyniać do rodzinnych niesnasek.
Jednak, gdy siedzieli już uśmiechnięci przy jednym stoliku, a Zbyszek ściskał ją za rękę, chyba było już za późno.
- Muszę przyznać, że bardzo ans zaskoczyłeś tym wyjściem – odezwał się starszy Bartman.
- Przerzuciłeś się na elegancję – zaśmiała się kobieta.
- Zabawne, wiecie. Stwierdziłem, ze to będzie stosowne miejsce do przekazania wam pewnej informacji – chłopak zerknął czule na Jusię.
- Ależ my przecież wiemy, że jesteście parą. Naprawdę szło się domyślić – mruknęła matka siatkarza.
- Tak, tak. Ale zapewne nie wiecie, że wnuk w drodze – odparł zadowolony z siebie przyjmujący i czekał na reakcję rodzicielki.
- To już pewne? – spytał Leon.
- Tak, byłam u lekarza. Nie zawracałabym głowy tylko domysłami – odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
- Doceniamy, ale ty chyba synku, nie wiesz, co cię czeka. Oboje jesteście bardzo młodzi, a przed toną kariera – zaczęła Jadwiga ostrzejszym tonem.
- Mamo, kiedyś trzeba dorosnąć.
- Na pewno nie musi to być koniecznie teraz. Przecież jest tyle środków antykoncepcyjnych…
- Mamo!
- Nie krzycz – Justyna ujęła chłopaka za dłoń.
- Czyli się nie cieszycie, tak? – spytał z żalem.
- To nie tak, Zibi. Wyskoczyłeś z tym jak królik z kapelusza – stwierdził ojciec. – Wybacz, Justyno, ale odzywają się w nas instynkty rodzicielskie.
- Rozumiem – przytaknęła.
- Nic nie rozumiesz, dziewczyno! Przyznaj się, że ta sytuacja się nieźle ustawia, co? – kobieta przeszła do ataku.
- Myślę, że ciut przesadzasz, Jadziu – próbował ją opanować mąż.
- Odezwijcie się, gdy ochłoniecie. Nie mogę narażać Jusi i mojego dziecka na stres – Bartman położył banknot na stole i pomógł wstać partnerce. – Pa, tato.

<><><> 

                Rudowłosa siedziała wśród kibiców w pierwszych rzędach. Siatkówka potrafiła sprawić wiele radości wszystkim obserwującym. Kolejny udany atak polskiej drużyny przyczynił się do wrzawy na trybunach. Mimo przegranego pojedynku i tak musiała poważnie porozmawiać z siatkarzem. Przez miniony tydzień zgromadziła pewne informacje.
Po meczu Bartosz przyszedł do niej i niezdarnie się przytulił.
- No już, już. Co jest? – zerknęła z ukosa na siatkarza.
- Pociesz mnie – mruknął.
- Aha, aha. Nie mazgaj się tak, tylko jedźmy już.
- Ale w domu mnie pocieszysz.
Ledwo otworzył drzwi, porwał dziewczynę w ramiona. Wtulił twarz w zagłębienie jej szyi i wciągał w nozdrza zapach perfum. Zaskoczona Natalia nie wiedziała, co zrobić. Przypływ czułości siatkarza zbił ją z tonu. Ostrożnie dotknęła jego głowy i pogłaskała go. Uścisk Bartka zelżał, ale wciąż stał blisko i pocierał nosem jej skórę.
- Coś się stało? – spytała cicho. – To przez ten mecz?
- Potrzebuję cię – spojrzał głęboko w oczy dziewczyny. Już zamierzał ją pocałować, ale przeszkodziła mu jej dłoń. Zaskoczony obserwował twarz przyjaciółki.
- Mnie, czy zastępstwa po „nikim ważnym”? – spytała pokazując mu wspólne zdjęcie z szatynką.
- Skąd to masz?
- Internet to bardzo przydatny współpracownik, jeśli się czegoś szuka 0 odparła i skierowała się do salonu.
                Na stole czekały porozkładane liczne fotografie, wydruki z forum itp. Na wszystkich znajdowała się dobrze mu znana dziewczyna.
- Kto by pomyślał, że tyle miejsca w twoim życiu zajmuje nikt ważny.
- Natalia, to nie tak.. My… się rozeszliśmy. Z mojej winy – przyznał cicho.
- I dziewczyna dzwoni do ciebie, a ty nie raczysz odebrać? Chociaż oddzwonić? – krzyknęła.
Milczał. Chyba musiał jej opowiedzieć całą historię, skoro sama znalazła aż tyle.
- Słucham cię.
Dreptał nerwowo po całym mieszkaniu i próbował streścić w paręnaście zdań sytuację ostatnich miesięcy.
- I czuję się niewinny? – Nati przyszła za nim do kuchni.
- No bo co ja mogę zrobić? – jęknął.
- Wiem, że ja mogę to – mruknęła i zamachnęła się na chłopaka z całej siły patelnią.
- Ała!
- Może zmądrzejesz – drugi raz uderzyła go już w ramię.

<><><><><><><><><><><><><><><> 

Ave ja.
Moje sumienie kazało mi w rekompensacie napisać dłuższy niż zwykle odcinek.
Wybaczcie mi moją nieobecność. Wena chyba już wróciła do mnie, jeśli chodzi o tą historię. Zamierzam ją skończyć w te wakacje ;)
Dziękuję wszystkim, którzy czekali na ten odcinek i wspierali mnie w czasie maturalnym :*
I pewnie chciałybyście albo dalej chcecie zabić Bartosza, ale cóż, skoro on taki nieporadny ;p

Z dedykacją dla Justyny, Dżoany, Doroty, Ani i.. Natalii :)
Mojej alter ego patelnianej panny :)