Łączna liczba wyświetleń

29 lip 2011

#36# Wśród uczuć jest również ból



                Gdy wróciliśmy z „zakupów”, pod bacznym okiem pani Barbary upiekłam jabłecznik. Rzekomo ulubiony placek Bartka, ale na moje to on się na każde słodkie „trzęsie” tak samo. Potem musiałam oczywiście skorzystać z basenu sąsiadów, bo Miki tak się napalił na ten pomysł. Nie powiem, fajnie było. Słońce, woda, lubię te klimaty. Mała namiastka plaży i morza. Do tego półnagi brunet niczym seksowny ratownik. Nie chciałam na niego patrzeć, ale oczy same mi uciekały. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale to chyba słońce mi za mocno przygrzało. Bowiem poprosiłam go o nasmarowanie olejkiem. Wstrzymałam oddech i czekałam na jego dotyk, lecz się nie doczekałam…
- Tylko ją tknij! – usłyszeliśmy ze strony domu.
Oboje spojrzeliśmy w stronę, skąd dochodził głos.
- Bartek? – spytałam zaskoczona na widok siatkarza.
- To ty? Bartek Kurek? – Mikołaj zdumiał się nie mniej.
- Tak to ja. Bierz łapy od mojej dziewczyny – nie ustępował.
- Spokojnie, stary. To tylko krem, widzisz? – chłopak uniósł dłonie w obronnym geście.
- Powiedziałem bierz te łapy! – wysyczał Bartek pełen gniewu i podszedł bliżej nas.
- Bartuś, opanuj się. To przecież twój kolega – podniosłam się z leżaka.
- Właśnie widzę. Ładny mi kolega – prychnął.
- Nic złego się nie stało. Jeżeli ktoś ma się gniewać, to ja! Wydzwaniam do ciebie cały dzień, a ty nawet nie raczysz odebrać – zdenerwowałam się.
- Wrzuciłem do plecaka wszystko jak leci i gnałem na łeb na szyję do ciebie! A ty co? Świetnie się bawisz i mizdrzysz z tym.. z tym… playboyem z Bożej łaski! Przepraszam, że przeszkodziłem. Już mnie nie ma – warknął i wycofał się.
- Bartek, ty matole!
Przeprosiłam oniemiałego Mikołaja, pozbierałam swoje rzeczy i pognałam za siatkarzem do domu. Przecież to, co on wygadywał, to się w pale nie mieści! Jego teoria zdrady była żałosna.
                Wpadłam do salonu i rozglądnęłam się w poszukiwaniu chłopaka.
- Bartek!
- Co się stało? – obok mnie pojawił się pan Staszek.
- Przyszedł tu Bartek?
- Owszem. Zły jak osa poszedł na górę i trzasnął każdymi drzwiami po drodze.
- Ech… - westchnęłam.
                I jak tu takiego przekonać do zmiany zdania? Jak sobie coś ubzdura, to koniec. Pomyślałam, że może tym jabłecznikiem coś wskóram. Z paroma kawałkami na talerzu zapukałam do drzwi pokoju, w którym tymczasowo pomieszkiwałam. Skąd wiedziałam, że tam jest? Głośna rockowa muzyka niosła się po całym piętrze. Chyba nawet przez ten hałas nie usłyszał pukania. Weszłam ostrożnie do środka. Leżał na łóżku jak kłoda z twarzą bez emocji. Na podłodze leżały moje rzeczy.
- Bartek… - odezwałam się, gdy ściszyłam muzykę.
- Czego?
- Przyniosłam ci placka – położyłam talerzyk na stoliku.
- Nie chce – z impetem strącił go na podłogę.
Zadrżałam na głośny trzask. W tym momencie zaczęłam się go bać.
- Czemu moje rzeczy tu leżą?
- Zabieraj je. To mój pokój. Zawsze w nim byłem podczas wizyt u dziadków. Nie zasługujesz, żeby w nim być. Pozbieraj stąd swoje manatki, byle szybko.
Z drżącymi rękami, ze łzami w oczach zbierałam to, co tu przywiozłam ze sobą. Nie było tego zbyt wiele, ale zajęło obie moje ręce. Ostrożnie ruszyłam na dół.
- Drzwi! – warknął za mną.
Ciekawe jak miałam je zamknąć? Nosem? Z bezsilności upuściłam wszystkie rzeczy na podłogę i poszłam zamknąć te drzwi. Jedno wiedziałam na pewno. Jak bardzo kiedyś mnie kochał, tak mocno potrafił mnie teraz zranić.

<><><> 

- Ale Daguś, no zgódź się – prosił Michał przez telefon.
- Nie, kochanie. Naprawdę, ostatnio słabo się czuję. Nie da mnie takie podróże.
- To może być ostatnia szansa, żeby zobaczyć się przed tym długim wyjazdem do Ameryk – próbował namówić żonę na przyjazd do Spały.
- Wiem Michaś, ale naprawdę nie czuję się na siłach. Wyślę do ciebie Anię z Olivierem, może być?
- Wiesz, że ciebie nikt mi nie zastąpi?
- Oj no przykro mi, ale niestety tak wyszło – odparła bezradnie.
- No trudno. Kocham cię. Niech zadzwonią, jak dojadą, odbiorę ich.
- Ja ciebie też. Dobrze.
                Stał na dworcu i czekał na synka i przyjaciółkę. Tak, bo chyba mógł nią nazwać blondynkę. Rozumiał się z nią bardzo dobrze i na dodatek pomagała jemu i jego żonie.
- Tatuś! – synek rzucił się na niego.
Siatkarz porwał go w ramiona i ucałował.
- Gdzie masz ciotkę?
- Cześć Michał. Jak tylko cię zobaczył, to pognał jak szalony. Ledwo dotrzymywałam mu tempa – wydyszała.
Jej twarz nabrała rumieńców od wysiłku.
- Dobrze cię widzieć Aniu – uraczył ją całusem w policzek.
- Też się cieszę.
- I jak? W porządku? – przyjrzał się blondynce uważnie.
- Chyba tak. Przy Oliem zapomniałam o tym wszystkim. Poza tym nie odezwał się ani razu. To nawet lepiej.
- No to dobrze. Ulżyło mi, bo martwiłem się – uśmiechnął się.
- Dzięki, miło z twojej strony. Też był z ciebie taki urwis jak twój syn? – zmieniła temat.
- Eee… Podobno – zaśmiał się.
- Ile to trzeba mieć energii, żeby za nim nadążyć. Weź go na coś zapisz, żeby się mógł wyżyć – zaproponowała.
- Spoko. Co chciałbyś trenować synu?
- Karate! I będę robić ciach, bum! – mały zaczął wymachiwać razem z ojcem imitacje różnych ciosów.
Anka, widząc ten sam błysk w oczach obu panów, nie miała wątpliwości, co do ich podobieństwa.
- Uważajcie, wariaty. Tu chodzą ludzie – pociągnęła ich za koszulki.
- Ała, mamo – zawył teatralnie Winiarski.
- Ała, mamo – papugował go syn.
Na te sowa, nawet w żartach, blondynce zrobiło się ciepło koło serca.
- Panowie Winiarscy! Proszę się przywołać do porządku!
- Tak jest! – zasalutowali.
Chłopiec chwycił ich za ręce i poszli w kierunku parkingu.
- Zobaczcie! – pokazał na cień przed nimi. – Wyglądamy jak rodzina.
Na chodniku majaczyła duża postać i jedna trochę mniejsza, a pomiędzy nimi najmniejsza. Ania spojrzała na reakcję Michała. Ten tylko się uśmiechnął nic nie mówiąc.

<><><> 

Dobrze, ze jego dziadkowie mnie niezastani w tym stanie. Nie chciałam, żeby w to ingerowali. Stało się, trudno. Powinien sam zrozumieć swój błąd. Chociaż bym chciała go przeprosić, to nie mam za co. A do tego te jego słowa… Bardzo bolały. W końcu powiedziała mi to osoba, którą kocham. Nie spodziewałam się tego po nim. Był taki… zimny. Bezwzględny i zimny. Mogłam się tam przy nim rozpłakać, a na niego by to nie podziałało. Tak bardzo potrafił się zmienić. Jakie jeszcze osobowości w nim siedziały? Tego nie wiedziałam. Myślałam, że go znam, a jednak się myliłam. Tam, w pokoju, czułam się jakbym rozmawiała z kimś obcy. To nie był Bartosz, którego kochałam. Nie wiedziałam, czy dalej jesteśmy razem, czy to koniec. Wszystko było niejasne. W powietrzu wisiała tylko ta jego złość.
Wyszłam na dwór porozmawiać. Nie chciałam, żeby to ktokolwiek usłyszał.
- Justyna? – spytałam z nadzieją, gdy odebrała.
- No a kto inny kochanie?
- Jak dobrze słyszeć twój głos – cicho odetchnęłam.
- O matko, no miło mi bardzo.
- Jest u ciebie Zbyszek?
- No przypałętał się. Skąd wiesz? Bartek też przyjechał?
- Mają wolny weekend. Przyjechał – mruknęłam.
- Co się stało, słońce? – spytała z troską.
- No cóż… Pokłóciliśmy się, a raczej to on się obraził…
- Spokojnie. Możesz mi wszystko powiedzieć.
- Wyrzucił mnie z rzeczami z pokoju, w którym byłam – zaczęłam od końca.
- O matko! Co mu odbiło? Dlaczego? – zdenerwowała się Jusia.
- Poszło o Mikołaja. Tego wiesz… Opowiadałam ci.
- Coś ty narobiła z tym lalusiem? Bez powodu, by się tak nie zachował – naskoczyła na mnie.
- A właśnie, że nic! To Bartek sobie wyobraził nie wiadomo co i narobił krzyku. A potem… Mówiłam… Poczułam się jak śmieć – oparłam się o drzewo i szlochałam w korę. Tego było da mnie za wiele.
- Oj Celuś, kochanie. Bym cię tam przytuliła. Nie płacz. Skoro mówisz, że nic nie zaszło, to może się ułoży? Rozstaliście się? – dopytywała i znajdowała pozytywy.
- No niby nic o tym nie było powiedziane, ale nie zachowujemy się jak para – chlipnęłam.
- Właśnie, że tak. Bo pary się kłócą i zdarzają się im sprzeczki. To wasza pierwsza poważniejsza i musicie ją przetrwać. Wyjdziecie z tego silniejsi.
- Och… Ile bym dała, żebyś miała rację.
- Spokojnie, daj znać, jak się zmienia sytuacja. Jak będzie trzeba, to przyjadę tam do ciebie, wtłukę patelnią co nieco Bartoszowi do głowy, no i trochę poobijam buźkę Myszce Miki – zaperzyła się.
- A jemu za co?
- Widocznie doprowadził do dziwnej sytuacji. Poza tym na przestrogę – zaśmiała się.
- Moja kochana wariatka.
- Do usług księżniczki Cecylii.

<><><> 

                Może i zgrywał bezdusznego, ale taki nie był. Wiele wysiłku włożył w to by zachować kamienną twarz. Nie mógł sobie pozwolić na okazanie prawdziwych emocji przy Cecylii. Kochał ją, ale nie potrafił ot tak wybaczyć.
                Stał przy oknie i widział jak dziewczyna stoi pod drzewem. Wiedział, że pewnie rozmawia z Justyną. Obserwował ją chwilę i intuicyjnie stwierdził, że płacze. Płakała przez niego. Nie chciał, żeby to kiedykolwiek miało miejsce, ale przecież ją zranił. Zachował się jak drań, ale wciąż towarzyszył mu ten uścisk w sercu, który poczuł na widok Cecylii i Mikołaja. Nie był głupi. Między mężczyzną a kobietą może dojść do pewnych sytuacji, gdy spędzają ze sobą wiele czasu.
                Zerknął na dywan. Leżał tam roztrzaskany talerzyk i zmasakrowane kawałki placka. Jabłecznik. Musiała rozmawiać o nim z jego babcią. Ona zawsze go dla niego piekła. Potrafił poprawić mu nawet najgorszy humor, ale tym razem nie.
                Usłyszał pukanie do drzwi. Zerknął na ogród. Cecylia wciąż tam stała.
- Kto tam?
- To ja, wnusiu, otwórz – usłyszał znajomy głos.
Wpuścił kobietę do środka.
- Co tu się stało? – spytała, patrząc na niego.
- Nic – mruknął.
- Tak?
- No nic.
Jej wzrok padł na bałagan na dywanie.
- Bartosz! – podniosła ton.
- Słucham?
- Pytam się i oczekuje prawdziwej odpowiedzi – zaczęła zbierać skorupy naczynia i okruchy.
- Hmm… Pokłóciliśmy się…
- Wyobraź sobie, że zauważyłam – spojrzała na niego groźnie.
- Nie patrz tak na mnie. Mogliście ją pilnować, żeby nie łaziła do tego Mikołaja!
- Czyli o to poszło. Do reszty ogłupiałeś?
- Ja? Tylko nie zwalaj winy na mnie, babciu. Gdybym im nie przeszkodził, to by się przed nim rozbrała – bulwersował się brunet.
- Nie. Poznałam ją trochę i wiem, że nie jest taka – pani Basia broniła dziewczyny.
- Jesteś zbyt naiwna.
- A ty zbyt narwany. Nie będę się do was wtrącać, ale jeśli się dowiem, że ją skrzywdziłeś, to inaczej porozmawiamy.
- Babciu!
Kobieta wyszła i zostawiła wnuka samego z wątpliwościami. Przecież JĄ znał, kochał jak nikt. Zauważyłby u niej jakieś dziwne zachowania. Mimo to, czuł się prawie jak zdradzony.


<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Odcinek z okazji moich imienin :)

Wiem, że nie to chcieliście przeczytać a odcinek nie należy do przyjemniejszych, ale cóż... Tak musi być.

Pozdrawiam

25 lip 2011

#35# Zazdrość przyczyną różnych reakcji


                Skoro wypożyczyłam te książki to warto byłoby je w końcu przeczytać. Jednak KTOŚ skutecznie odwracał moją uwagę. Nie było dnia, żebym go nie widziała. Zawsze albo on wpadał i po coś przychodził albo to mnie wysyłali do Jackiewiczów. Gdyby to nie byli dziadkowie mojego chłopaka, to bym pomyślała, że chcą nas wyswatać. Nie wiedziałam jakie są intencje Mikołaja, ale jednego byłam pewna. Dziwnie się przy nim czułam i zachowywałam.
                Nie mogłam tak dłużej i podzieliłam się swoimi wątpliwościami z panią Basią.
- Czy ja nie zdradzam Bartka?
- Ależ co ci do głowy przyszło.
- No bo tyle czasu spędzam z Mikołajem.. Chyba by się to nie spodobało pani wnukowi – mruknęłam.
- Moje dziecko kochane. Jestem jego babcią. Przecież bym ci nie pozwoliła na takie rzeczy. Ja uważam, że wszystko jest w porządku i nie masz czym się dręczyć. A faceci są wiecznie zazdrośni i tyle.
- Skoro tak. Dziękuję – cmoknęłam kobietę w policzek.
- Oj nie ma za co. Mocno go kochasz, że się tak martwisz.
- Tak.. – zamyśliłam się.
- Widać, widać. Dobrze, że cię do nas przywiózł. Mamy weselej – uśmiechnęła się do mnie szczerze.
- Miło mi to słyszeć. Nie chcę być ciężarem.
- Oj nie jesteś. Gdyby wszystkie ciężary były jak ty, Celuś.
- Jak wy mnie wszyscy rozpieszczacie – westchnęłam.
- Taka rola dziadków i babć – odparła rozbrajająco.
- A co tu za konszachty? – dołączył do nas pan Staszek.
- Taka damska rozmowa. Nic o tobie.
- Powiedzmy, że wam wierzę. Tak sobie myślę, dziewczynki… Może byście jakiś placuszek upiekły do kawy, co?
- Widzisz kochana? Właśnie w moim mężu się budzi łasuch. Cię uświadomię, że Bartosz jest taki sam.
- Wiem, zdążyłam się przekonać – zaśmiałam się.
- A właśnie! Jak spałaś, rano dzwonił i mówił, że ma jakąś niespodziankę czy jak…
- Naprawdę? No ciekawe. Zadzwonię do niego – pobiegłam po komórkę do pokoju.

<><><> 

- No panowie. Bardzo ładnie dzisiaj pracowaliście. W nagrodę możecie wyjechać na weekend do rodzin albo zaprosić je tutaj. Jak chcecie – oznajmił Castellani.
- Naprawdę? – niedowierzał Grzesiek?
- Tak. Tylko uważajcie na siebie, bo w przyszłym tygodniu gramy mecze z Niemcami a potem wyjeżdżamy na 3 tygodnie.
- Tak jest, szefie – zasalutowali Kuba z Bartkiem.
- Biedne kobiety – mruknął do siebie Daniel.
- Ej! Słyszałem i zrozumiałem! – oburzył się Winiar.
- Ja je po prostu podziwiam. Jakieś ze specjalnymi nerwami są chyba. Że ja takich nie mam…
- Spoko trenerze, spytam się czy ci pożyczą.
- Oj Kurek.
- Kubuś! Czyż to nie cudowne? Będę mógł się zobaczyć z Cecylią – siatkarz nie posiadał się z radości.
- Czyli wyjeżdżasz? – mruknął Jarosz.
- Tak. Jadę do dziadków, do niej. A ty coś taki smutny? – przyjrzał się przyjacielowi.
- Bo zostanę tu sam jak palec…
- E no! Nieprawda. Nie wszyscy wyjadą.
- Ale mój najlepszy kumpel tak. Kiedyś zostałbyś tu ze mną i byśmy się świetnie bawili… A teraz…
- Jakubie Jaroszu, ty jesteś zazdrosny o Cecylię!? – odkrył Kurek.
- Nie prawda!
- Tak!
- Nie!
- Tak, tak, tak! Pewnie, że tak.
- Nie. Za dużo sobie wyobrażasz – rudowłosy usiadł na łóżku tyłem do bruneta.
- Oj no, Kubulku. Ja to rozumiem, ale przecież chyba dobrze, ze chcę mieć dziewczynę.
- No tak, ale wtedy już nie masz czasu dla mnie. Do tej pory byliśmy nierozłączni. Gdy ją poznałeś, to nie myślałem, że to będzie coś tak poważnego – zrobił smutną minę.
- Uwierz, że ja też nie. Chyba mogę mieć dziewczynę i nie stracić najlepszego przyjaciela? Mój ty zazdrośniku – poczochrał atakującego po włosach.
- To już jedź do niej, bo się zapalisz.
- Obiecuję, że znajdę czas na jakiś wypad z tobą.
- Nie musisz. Wystarczy, że będziesz pamiętał o Kubusiu – wyszczerzył się.

<><><> 

                W mieszkaniu Winiarskich wszystko był pod kontrolą. Olivier namawiał Anię do wszystkiego, na co Dagmara się nie zgadzała. Nie było to nic strasznego i złego, zważywszy na częste bóle głowy brunetki. Wtedy zaszywała się w sypialni i nie miała na nic ochoty. Nie wyręczała się współlokatorką, ta jednak nalegała i zajmowała się wszystkim. Chociaż w taki sposób mogła się odwdzięczyć.
- Kiedy mama z nami pójdzie na spacer? – spytał blondynek.
- Jak ją przestanie główka boleć.
- Ale ona mówi codziennie, że ją boli.
- Widocznie tak jest. Mamusia jest chora. Poleży parę dni w łóżku i będzie dobrze, tak? – Blondynka próbowała zaspokoić ciekawość malucha.
- No dobra. Pójdziemy dzisiaj do Gosi?
- Byliśmy u niej wczoraj. Nie możemy przychodzić codziennie.
- Szkoda…
- Ale jak chcesz, to ją zabierzemy na spacer. Co ty na to? Jesteś super ciocia – podbiegł i przytulił się mocno do dziewczyny.
                Gotowi do wyprawy wyszli na klatkę schodową. Anna zapukała do drzwi na 3 piętrze.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry pani Aniu. Cześć Olie – przywitał ich mężczyzna.
- pan wybaczy, że to znowu my, ale Olivier nalegał. Możemy zabrać Małgosię na spacer?
- Właśnie widzę. Chyba nam się chłopak zakochał – zaśmiał się.
- Nie prawda! – oburzył się mały.
- Dobrze. Jeżeli to nie kłopot, to proszę bardzo. Gosiu, ktoś do ciebie! – zawołał córkę.
- Tak? – w korytarzu pojawiła się drobna dziewczynka.
- Cześć Gosiu – blondynek podbiegł i dał jej buziaka. – Chcesz iść z nami na spacer?
Dziewczynka stała lekko zawstydzona i niepewnie spoglądała na ojca.
- Możesz iść – zachęcił ją.
- W takim razie idziemy!
Olie chwycił ją za rękę, a drugą podał Ani. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem na ten widok.

<><><> 

                Próbowała się z nim skontaktować, ale on nie odbierał. Znudziło mi się słuchanie „abonent jest czasowo niedostępny” albo nagrywanie na pocztę głosową.
- „Siemanko. Ja, Bartosz, obecnie wyciskam 7 poty w Spale. Zostaw wiadomość, jak już musisz. Może oddzwonię między treningami.”
Z tej złości rzuciłam telefon na łóżko. Dobrze, że miał miękkie lądowanie.
                Poważnie, martwiłam się. Ja rozumiem, że może nie mieć zasięgu i nie brać telefonu na halę, ale ja już dzwoniłam w każdej porze dnia i nic. Do głowy przychodziły mi najczarniejsze wizje.  Nie chciałam go stracić, tak krótko byliśmy ze sobą.
- Co jest Celi? – moje zdenerwowanie zauważył  nawet Mikołaj.
- Nic takiego. Po prostu martwię się o Bartka.
- Coś się stało?
- Nie odbiera telefonów – spojrzałam na wyświetlacz.
- Elektronika czasem zawodzi. To wcale nie znaczy, że coś musiało się stać – próbował mnie pocieszyć.
- Dzięki, miły jesteś, ale ja już tak mam.
- To chodź do nas. Nalałem świeżej wody do basenu. Popływamy – zachęcał.
- Ale ja nie mam stroju. Tylko mi nie mów, że mogę pływać bez – zastrzegłam, uprzedzając głupie męskie myśli.
- Spoko loko. Coś wymyślimy… Mam! Pani Irenko! – pognał do domu.
O nie! Ja protestuję! Już wiem, co wymyślił. Ja na żadne zakupy nie jadę. Niepotrzebny mi ten strój. Ja nie preferuję rzeczy na raz. Obędę się bez kąpieli w basenie.
- No to który ci się podoba? – mama siatkarza wprowadziła mnie do sklepu z bielizną.
- Eee…
Co mogłam poradzić? Dwóch uparciuchów zapakowało mnie do samochodu i tu przywiozło. Nie miałam nic do gadania.
- W czymś pomóc? – Pojawiła się obok nas ekspedientka.
- Tak. Szukamy stroju kąpielowego dla tej dziewczyny. Może nam pani doradzić?
- Ależ proszę bardzo.
I się zaczęło. Ja wylądowałam w przymierzalni a kobieta znosiła mi nowe stroje. Jakoś żaden mi się nie podobał. Nie wychodziłam nawet się pokazywać. Pierwszy, który okazał się możliwy, to czarny w kolorowe kwiaty. Uszedłby tłumie. Jednak potem ubrałam turkusowy z klamrą… Zawahałam się.
- Może być? – odchyliłam kotarę.
Pani Irenka zaklaskała w dłonie z zachwytu.
- Fantastyczny. Miki, chodź i zobacz!
Brunet przyszedł i spojrzał na mnie. W takiej pozie został. Oczy mu się zaświeciły, a usta wygiął w anielskim uśmiechu.
- Bierzemy! – zawyrokowała kobieta i poszliśmy do kasy.
- Teraz to koniecznie musimy wskoczyć do wody – szepnął mi chłopak do ucha.
Zadrżałam w obawie o najbliższe godziny. Zapowiadało się niebezpiecznie. Celi, uwierz w swój rozsądek. Yhy…

<><><> 

                Odkąd jego żona wyjechała, musiał radzić sobie sam. Co to dziewuszysko miało w sobie, że wszyscy za nią oszaleli? Nie mógł znieść myśli, że woleli ją od niego. On założył tą rodzinę. Ożenił się z Ireną, a potem spłodził Bartosza. A Cecylia? Poznali ją zaledwie parę miesięcy temu i jest lepiej traktowana od niego! Wolne żarty. Bartek tak długo był z poprzednią dziewczyną. Adam miał nadzieję, że syn się ustatkuje a tu nici! W ogóle nie rozumiał decyzji Bartka. A teraz wszystko od nowa. I to z kim? Z jakąś naciągaczką. Założyłby się, że jemu też by uciekła sprzed ołtarza. Wszystko dla kasy i rozgłosu.
                Nie chciał pozwolić, żeby przez kogoś takiego rozpadła się jego rodzina. Irenę przeprosi, ale tą smarkulę w życiu! Chciał tylko uchronić syna przed głupim błędem. Skoro oni wszyscy chcą w to brnąć, proszę bardzo. Jednak skończy się tak jak on przewidywał.
- Naiwni… Jeszcze się na niej poznają. Ale wtedy będzie już za późno…

<><><> 

                Szybko się spakował, pożegnał z chłopakami i wyjechał w rodzinne strony. Postanowił nic nie mówić Cecylii o przyjeździe. Chciał zrobić dziewczynie niespodziankę. Gnały go tam też niespokojne myśli o przyjacielu z dzieciństwa. Nie chciał, żeby Cecylia przebywała z nim sam na sam. Był najzwyczajniej w świecie zazdrosny i przyznawał się do tego. Z Celi łączyło go wyjątkowe uczucie i chciał je w przyszłości sfinalizować przed ołtarzem.
                Zaparkował pod domem dziadków, wyjął walizki z bagażnika i wszedł do środka.
- Dzień dobry! – krzyknął od progu wesoło.
- Bartuś? – babcia wyskoczyła z kuchni, by się upewnić, czy się nie przesłyszała.
-Taj, to ja – podszedł i ją przytulił.
- Skąd ty tutaj?
- A dostałem wolny weekend, to pomyślałem, że wpadnę. Co tak ładnie pachnie? – pokręcił nosem.
- Ty łakomczuchu! No zgadnij – kobieta droczyła się z wnuczkiem.
- Nie no… To chyba mój wrodzony instynkt. Wiedziałem, kiedy przyjechać. Jabłecznik!
- Udało ci się. A zgadnij, kto piekł?
- No ty, mistrzyni – rozsiadł się za stołem.
- Pudło – postawiła przed nim talerzyk z łyżeczką.
- Nie gadaj! Celcia? – zdumiał się.
- Yhym. Od początku do końca, samiusieńka.
- Koniecznie muszę spróbować. A właśnie, gdzie ona jest? – spytał.
- Niedawno poszła do sąsiadów. Wiesz, Mikołaj wrócił.
- Wiem, wiem. Mówiła mi o nim. Zjem jak wrócę. Muszę się najpierw z nimi zobaczyć – wyleciał z domu jak z procy.
                Pukał, lecz NIK nie podchodził. Okazało się, że drzwi były otwarte. Usłyszał jakieś głosy. Wszedł do środka i zlokalizował je z tyłu domu. Podszedł do okna wychodzącego na ogród. Patrzył z niedowierzaniem na to, co tam się działo. Jego Cecylia leżała w skąpym stroju kąpielowym na leżaku a brunet chlapał ją wodą z basenu. Bawili się świetnie. Coś go zakuło w środku. Dziewczyna przewróciła się na plecy i przywołała Mikołaja. Wręczyła mu olejek. Bartek domyślił się o co chodzi. Tego było za wiele! Stanął w drzwiach ogrodowych i w momencie, gdy chłopak miał posmarować szatynkę, warknął:
- Tylko ją tknij!


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Dla mojej kochanej przyszłej, ale doszłej ^^ rzeszowianki Justyny M. :*

4 lip 2011

#34# Przecież zmiany mogą być dobre


                Brunetka czekała na przyjaciółkę na dworcu. Pociąg z Poznania niedawno wjechał na peron. Wyglądała w tłumie znajomej postaci.
- Buu! – ktoś wystraszył ją od tyłu.
- Matko, Doris. Mam cię odebrać czy na zawał paść?
- Spoko, Jusia Dychasz jeszcze na moje, to do śmierci ci daleko – zaśmiała się.
- Dzięki za ocenę sytuacji. No chodź galejzo, pojedziemy tramwajem – pociągnęła ją za rękę.
- Mam nadzieję, że długo tej torby nie będę tachać – mruknęła pod nosem Dorota.
- Nie marudź. Zbyszek też wygodny, więc dobrą lokalizację ma – uśmiechnęła się Justyna.
- Jeden myślący. Zatem będę miała zaszczyt poznać lokum Zbigniewa Bartmana? Cóż za zaszczyt.
- Opiekuję się jego mieszkaniem, więc tak. Wiesz… Chyba razem zamieszkamy…
- Uuu… Jusia, jaki krok w dorosłość. Czyli wy tak na poważnie? – dopytywała.
- Nie, na niby. No Zibi gada całkiem od rzeczy, więc chyba tak. Wielkiej, odległej przyszłości nie planujemy, ale wiadomo. Coś trzeba przedsięwziąć. Też nie podejrzewałam go o takie podejście, ale on cały czas mnie zaskakuje.
- Domyślam się. Poznałyśmy ich tak naprawdę dobrze po kilku rozmowach. To co w telewizorze, to bardzo subiektywna wizja mediów.
- Masz rację. Jak to mądrze Dorcia zabrzmiało.
- Bo ja wzbogacam mój słownik całe życie.
                Dziewczyny bez problemu ulokowały się w mieszkaniu siatkarza. Jego duże łóżko spokojnie wystarczyło na ich dwójkę. Dawno nie spędzały ze sobą 24 godzin na dobę.
- Pamiętasz czasy liceum? – rozmarzyła się Dorota.
- O tak. Wtedy to było życie…. Młodość wolność i swoboda/
- E tam, dalej jesteśmy młode i piękne – dała koleżance kuksańca.
- W sumie… No fakt – wyszczerzyły się obie.

<><><> 

                Jak się okazało, bibliotekę mieli tu nieźle wyposażoną. Ja jak to ja, gdy się dorwałam do książek, to nie wyszłam z mniej niż dziesięcioma. Mina bibliotekarki bezcenna, tym bardziej, że wszystko na Bartosza Kurka wypożyczyłam. A co, nabiję mu trochę czytelnictwo.
- Jest pani pewna, że się z tym zabierze? – spojrzała na mnie niepewnie znad okularów.
- Poradzę sobie. Oddam wszystkie w nienaruszonym stanie.
Jakby co, będzie na Bartka, pomyślałam.
- No mam nadzieję – mruknęła.
- Bez obaw, ja panience pomogę. Spokojnie, pani Krysiu – niczym przez magiczny portal obok zjawił się Mikołaj i czarował kobietę.
Ta z kolei natychmiast przybrała maślany wyraz twarzy, pełen uwielbienia. Chyba wszystkie kobiety we wsi na niego leciały! Za wyjątkiem mnie. Chyba…
- Co ty tu robisz? – spytałam.
- Przechodziłem obok. A ty co? Obrabowałaś nam bibliotekę? – wskazał na mój stosik.
- Zamierzam upajać się intelektualną rozrywką.
- Jak to mądrze brzmi. Daj, poniosę – wziął książki na ręce.
- Nie musisz, jestem zaradna.
- Ja wiem, ale wrzucimy je do koszyka przy moim rowerze.
- Eee… No dobra.
- A ty usiądziesz mi na kolanach – wyszczerzył się.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Jazda we dwóch na siodełku?
- Normalnie.
                Nie wiem jakim cudem dałam się namówić, ale po chwili jechaliśmy w stronę domu. Początkowo trochę karkołomnie nam szło, ale z czasem Mikołaj opanował koordynację ruchów. I nawet nie czułam dyskomfortu, bo wszystko rekompensowała jego bliskość. Skurczona tkwiłam w jego ramionach, gdy brunet kierował. Musiałam się go przytrzymywać, żeby nie upaść. To wszystko… Najlepsza jazda rowerem w życiu. Poza tym używał ładnych perfum Przy zsiadaniu mało się nie przewróciłam, ale zdążył mnie złapać za rękę. Wylądowałam z twarzą w jego klatce piersiowej.
- Wszystko w porządku?
- Tak, dzięki za ratunek – uśmiechnęłam się do niego.
Taki roześmiany wyglądał ślicznie. Nie wiem… Chłopak z sąsiedztwa, w którym można się podkochiwać. Patrzyło się na niego i od razu w człowieka wstępował dobry nastrój. Dobry duszek.
- Czemu tak patrzysz?
- Tak sobie. Widzę, że masz dobry humor.
- No tak. Teraz praktycznie zawsze. Przy tobie nie można się smucić. Jesteś taka pogodna – wyznał.
- Oj tam. Nie zawsze tak jest.
- Coś się stało? – zainteresował się.
- Nie, tak tylko mówię. Masz coś do roboty popołudniu?
- Chyba leżenie brzuchem do góry – parsknął.
- No to wpadnij do nas. Trzeba dywan wytrzepać – wytknęłam język.
- Eee… Czuję się wyzyskiwany.
- Nie marudź. Wyzyskać, to ja cię dopiero mogę – rzuciłam.
- Chcę doczekać tej chwili – poruszył brwiami.
- Nie wiem, co masz na myśli.

<><><> 

                Blondynka siedziała na ławce i patrzyła na dzieci bawiące się w piaskownicy. Wyszła na dwór z Olivierem, by trochę odciążyć Dagmarę. W końcu mieszkały razem i całkiem nieźle się dogadywały. Ania korespondencyjnie kończyła studia. Do Londynu miała wrócić tylko raz, na obronę pracy magisterskiej. Czasu miała sporo, więc takie przewietrzenie głowy jak najbardziej wchodziło w grę. Chłopiec robił foremkami babki z piasku i uczył tego dziewczynkę obok. Małymi rączkami wsypywali piasek i go uklepywali. Miło było patrzeć na dzieci, które dogadywały się ze sobą, wcześniej się nie znając. Tak niewiele potrzeba do udanej zabawy. Świat jest wtedy jeszcze taki wspaniały, pełen tajemnic i bezpieczny. A teraz? Ona sama tkwiła w dziwnej sytuacji. Przez Jędrzeja mało co nie runął cały jej świat. Tylko dzięki Michałowi udało jej się pozbierać. Jak ukończy studia, wtedy będzie mogła powiedzieć, że przetrwała ten okres. Bo przecież nie zapomniała od tak o chłopaku i wspólnie przeżytych latach. W końcu planowali wspólną przyszłość. Teraz nie było już nic. Każde musiało ułożyć sobie życie oddzielnie.
                Ktoś mógłby spytać, czy żałowała. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Pod względem uwolnienia się od nieodpowiedzialnego i wplątanego w czarne interesy faceta to była dobra decyzja. Jędrek zmienił się tak bardzo, że nie wiedziała, czy nadal ją kocha. W końcu ona zakochała się w poprzednim jego obliczu. Gdyby została, klepaliby biedę. On uzależnił się od hazardu, więc pieniądze by się ich nie trzymały. Nie takie życie sobie wymarzyła.
- Ciociu, chodź! Zobacz jaki ładny dinozaur – usłyszała wołanie chłopca.
- Rzeczywiście. Jak żywy ci wyszedł – pochwaliła go.
- A Gosi udała się chmura – zachęcił nową koleżankę do pokazania dzieła. – No nie wstydź się. To moja ciocia Ania. Jest super.
Dziewczynka spojrzała niepewnie na blondynkę. Bladą twarzyczkę rozjaśnił uśmiech.
- Dzień dobry – przywitała się nieśmiało.
- Dzień dobry. Masz na imię Małgosia, tak?
- Yhy.
- Bardzo ładnie.
- Jest pani podobna do Oliego – zauważyła.
- Eee… Możliwe, ale nie jestem jego rodziną – wyjaśniła Anka.
- To koleżanka mojego taty. Teraz mieszka ze mną i z mamą – mały Winiarski informował koleżankę na bieżąco.
- Chcecie się jeszcze pobawić czy wracamy do domu? Możemy wstąpić na jakieś lody – badała reakcję dzieciaków.
- A Gosia mogłaby iść z nami? – spytał Olivier.
- Pewnie, tylko musi powiedzieć mamie. Mam z nią porozmawiać? – zwróciła się do dziewczynki.
Ta nagle posmutniała. W małych brązowych oczkach zakręciły się łzy.
- Ona nie ma mamy. Tylko tatusia – szepnął jej na ucho Olie.
- Przepraszam kochanie. Z kim tu przyszłaś?
- Z babcią.
- To chwyćcie się za ręce i idziemy do niej, a potem na lody.
- Hurrra!

<><><> 

                Męska zbiórka w pokoju. Chłopcy zebrali się po treningu w pokoju Bartka i Kuby. Każdy przyniósł prowiant ze sobą i rozpoczął się swoisty piknik.
- A co to za zlot szamanów? – wpadł do środka Michał Winiarski.
- Wstęp paczka ciastek, ewentualnie popitka – zaśmiał się Mario.
- Właśnie cię szukałem, bo ktoś zwinął moją ulubioną czekoladę z… - przebiegł wzrokiem po chłopakach a potem po górce słodyczy. – z… bakaliami!
- Nie warcz. Pomyślałem, że skoro i tak pewnie wpadniesz. No Misiu, no – Wlazły zaczął go głaskać po głowie.
- Nie misiuj mi tutaj teraz! Koniec z nami, przenoszę się do Papy! – Michał odgrywał rolę zranionego kochanka.
- Ale nie wiem, czego ty chcesz. Baldzo dobla ta czekolada – odparł Bartek z pełną buzią i palcami brudnymi od wspomnianej słodyczy.
- Zapomnij o przytulaniu na boisku!
- Winiar, noo… Nie bądź taki. Nie odbieraj mi sensu gry – zaszlochał szatyn.
- Teraz mnie bierzesz na litość? Przytulaj się do Jarosza!
- Ale Mario za dobrze wymiata i nie dopuszcza Kubusia na boisko. Zresztą Jarski nie lubi czułości.
- Ja nie wiem, jak Cecylia z tobą wytrzymuje – westchnął nagle Mariusz.
- Jest dowodem, że można. Tylko wy jesteście tacy niedorobieni.
- A co tu się dzieje? – niespodziewanie do pomieszczenia zawitał trener.
- Trenerku Danielku, chcesz żelka? – Grześ zaczął podskakiwać wokół mężczyzny.
- Miło z twojej strony, ale dziękuję. Myłem już zęby. Tak u was wesoło, że na całym piętrze słychać.
- Przepraszamy. Obiecuję, że przed 22 rozgonię tych wariatów – zapewnił Jarosz.
- Noc jest od spania. Jak się nie dostosujecie, to będą 3 treningi dziennie – potoczył wzrokiem po zgromadzonych.
- My jednak nie skorzystamy z tej oferty – odparł szybko Kurek przy poparciu reszty.
- Tak myślałem.

<><><> 

                Oczywiście, żeby nie było, że nie jestem prawdomówna, uszykowałam razem z panią Basią 3 dywany. Opowiedziałam jej o pomocniku chętnym do pracy i wiadomo. Uparła się, że w podzięce upiecze ciasto. Nie mogłam kobiecie odmówić tej przyjemności. Mikołaj sam nie będzie mógł całego wciągnąć, bo mu pomogę.
- Cześć, czołem!
- Ooo! Jak się wiesz do roboty. Popatrz, popatrz – dogryzłam mu.
- Wiadomo, całe życie uczynny byłem.
- Yhy, na pewno. Zatem oto narzędzie twej pracy – wręczyłam brunetowi trzepaczkę i zaprowadziła na tyły domu.
Jego mina była bezcenna na widok zawalonego trzepaka.
- I to wszystko dla mnie?
- Jak najbardziej. Co to dla ciebie? Raz dwa i po wszystkim.
- Włącz stoper – prychnął.
- To ja idę poczytać książkę, a ty się dobrze sprawuj.
- No zostań. Najpierw mnie zapraszasz a potem zostawiasz?
- Tak wyszło. Robisz za murzyna. Mój niewolnik Mikołaj.
- Ej!
- Już się tak nie oburzaj. Będę sprawdzać jak ci idzie.
- Niewolnictwo w XXI wieku – mruknął.
                No to tyle z mojego czytania. Stałam pod oknem i gapiłam się na chłopaka przy pracy. Skryta za firanką mogłam o robić bez obaw. Mikołaj się nie obijał, tylko uczciwie robił, co kazałam. Słoneczko grzało od samego rana. Widziałam, że trochę się spocił. Aż się zachwiałam, gdy jak gdyby nigdy nic, zdjął koszulkę i rzucił ją na trawę. Z rozdziawioną gębą jak debilka lustrowałam go od góry do dołu. On mi to ronił specjalnie! Ja nie mogę patrzeć na takie rzeczy. Zasłoniłam sobie oczy, lecz natychmiast rozszerzyłam palce. Co za ciało…


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Zawitałam ;) Wiem, że szybko. To się zwie nawrócenie Martitty ;p
Oj postanowiłam się naprawić z tempem ;)
Może teraz nadrobię zaległe dedykacje.

Dla Jusi :*
bo mi tu spłodziłaś kochana 50 i 300 komentarz :*

i dla Olci :*
za komentarz nr 100 i nr 150 :)

Macie dziewczyny cela do okrągłych liczb :)
Wasze komentarze są dla mnie niesłychaną radością i z przyjemnością każdy czytam ;)

Pozdrawiam, do następnego