Łączna liczba wyświetleń

4 lip 2011

#34# Przecież zmiany mogą być dobre


                Brunetka czekała na przyjaciółkę na dworcu. Pociąg z Poznania niedawno wjechał na peron. Wyglądała w tłumie znajomej postaci.
- Buu! – ktoś wystraszył ją od tyłu.
- Matko, Doris. Mam cię odebrać czy na zawał paść?
- Spoko, Jusia Dychasz jeszcze na moje, to do śmierci ci daleko – zaśmiała się.
- Dzięki za ocenę sytuacji. No chodź galejzo, pojedziemy tramwajem – pociągnęła ją za rękę.
- Mam nadzieję, że długo tej torby nie będę tachać – mruknęła pod nosem Dorota.
- Nie marudź. Zbyszek też wygodny, więc dobrą lokalizację ma – uśmiechnęła się Justyna.
- Jeden myślący. Zatem będę miała zaszczyt poznać lokum Zbigniewa Bartmana? Cóż za zaszczyt.
- Opiekuję się jego mieszkaniem, więc tak. Wiesz… Chyba razem zamieszkamy…
- Uuu… Jusia, jaki krok w dorosłość. Czyli wy tak na poważnie? – dopytywała.
- Nie, na niby. No Zibi gada całkiem od rzeczy, więc chyba tak. Wielkiej, odległej przyszłości nie planujemy, ale wiadomo. Coś trzeba przedsięwziąć. Też nie podejrzewałam go o takie podejście, ale on cały czas mnie zaskakuje.
- Domyślam się. Poznałyśmy ich tak naprawdę dobrze po kilku rozmowach. To co w telewizorze, to bardzo subiektywna wizja mediów.
- Masz rację. Jak to mądrze Dorcia zabrzmiało.
- Bo ja wzbogacam mój słownik całe życie.
                Dziewczyny bez problemu ulokowały się w mieszkaniu siatkarza. Jego duże łóżko spokojnie wystarczyło na ich dwójkę. Dawno nie spędzały ze sobą 24 godzin na dobę.
- Pamiętasz czasy liceum? – rozmarzyła się Dorota.
- O tak. Wtedy to było życie…. Młodość wolność i swoboda/
- E tam, dalej jesteśmy młode i piękne – dała koleżance kuksańca.
- W sumie… No fakt – wyszczerzyły się obie.

<><><> 

                Jak się okazało, bibliotekę mieli tu nieźle wyposażoną. Ja jak to ja, gdy się dorwałam do książek, to nie wyszłam z mniej niż dziesięcioma. Mina bibliotekarki bezcenna, tym bardziej, że wszystko na Bartosza Kurka wypożyczyłam. A co, nabiję mu trochę czytelnictwo.
- Jest pani pewna, że się z tym zabierze? – spojrzała na mnie niepewnie znad okularów.
- Poradzę sobie. Oddam wszystkie w nienaruszonym stanie.
Jakby co, będzie na Bartka, pomyślałam.
- No mam nadzieję – mruknęła.
- Bez obaw, ja panience pomogę. Spokojnie, pani Krysiu – niczym przez magiczny portal obok zjawił się Mikołaj i czarował kobietę.
Ta z kolei natychmiast przybrała maślany wyraz twarzy, pełen uwielbienia. Chyba wszystkie kobiety we wsi na niego leciały! Za wyjątkiem mnie. Chyba…
- Co ty tu robisz? – spytałam.
- Przechodziłem obok. A ty co? Obrabowałaś nam bibliotekę? – wskazał na mój stosik.
- Zamierzam upajać się intelektualną rozrywką.
- Jak to mądrze brzmi. Daj, poniosę – wziął książki na ręce.
- Nie musisz, jestem zaradna.
- Ja wiem, ale wrzucimy je do koszyka przy moim rowerze.
- Eee… No dobra.
- A ty usiądziesz mi na kolanach – wyszczerzył się.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Jazda we dwóch na siodełku?
- Normalnie.
                Nie wiem jakim cudem dałam się namówić, ale po chwili jechaliśmy w stronę domu. Początkowo trochę karkołomnie nam szło, ale z czasem Mikołaj opanował koordynację ruchów. I nawet nie czułam dyskomfortu, bo wszystko rekompensowała jego bliskość. Skurczona tkwiłam w jego ramionach, gdy brunet kierował. Musiałam się go przytrzymywać, żeby nie upaść. To wszystko… Najlepsza jazda rowerem w życiu. Poza tym używał ładnych perfum Przy zsiadaniu mało się nie przewróciłam, ale zdążył mnie złapać za rękę. Wylądowałam z twarzą w jego klatce piersiowej.
- Wszystko w porządku?
- Tak, dzięki za ratunek – uśmiechnęłam się do niego.
Taki roześmiany wyglądał ślicznie. Nie wiem… Chłopak z sąsiedztwa, w którym można się podkochiwać. Patrzyło się na niego i od razu w człowieka wstępował dobry nastrój. Dobry duszek.
- Czemu tak patrzysz?
- Tak sobie. Widzę, że masz dobry humor.
- No tak. Teraz praktycznie zawsze. Przy tobie nie można się smucić. Jesteś taka pogodna – wyznał.
- Oj tam. Nie zawsze tak jest.
- Coś się stało? – zainteresował się.
- Nie, tak tylko mówię. Masz coś do roboty popołudniu?
- Chyba leżenie brzuchem do góry – parsknął.
- No to wpadnij do nas. Trzeba dywan wytrzepać – wytknęłam język.
- Eee… Czuję się wyzyskiwany.
- Nie marudź. Wyzyskać, to ja cię dopiero mogę – rzuciłam.
- Chcę doczekać tej chwili – poruszył brwiami.
- Nie wiem, co masz na myśli.

<><><> 

                Blondynka siedziała na ławce i patrzyła na dzieci bawiące się w piaskownicy. Wyszła na dwór z Olivierem, by trochę odciążyć Dagmarę. W końcu mieszkały razem i całkiem nieźle się dogadywały. Ania korespondencyjnie kończyła studia. Do Londynu miała wrócić tylko raz, na obronę pracy magisterskiej. Czasu miała sporo, więc takie przewietrzenie głowy jak najbardziej wchodziło w grę. Chłopiec robił foremkami babki z piasku i uczył tego dziewczynkę obok. Małymi rączkami wsypywali piasek i go uklepywali. Miło było patrzeć na dzieci, które dogadywały się ze sobą, wcześniej się nie znając. Tak niewiele potrzeba do udanej zabawy. Świat jest wtedy jeszcze taki wspaniały, pełen tajemnic i bezpieczny. A teraz? Ona sama tkwiła w dziwnej sytuacji. Przez Jędrzeja mało co nie runął cały jej świat. Tylko dzięki Michałowi udało jej się pozbierać. Jak ukończy studia, wtedy będzie mogła powiedzieć, że przetrwała ten okres. Bo przecież nie zapomniała od tak o chłopaku i wspólnie przeżytych latach. W końcu planowali wspólną przyszłość. Teraz nie było już nic. Każde musiało ułożyć sobie życie oddzielnie.
                Ktoś mógłby spytać, czy żałowała. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Pod względem uwolnienia się od nieodpowiedzialnego i wplątanego w czarne interesy faceta to była dobra decyzja. Jędrek zmienił się tak bardzo, że nie wiedziała, czy nadal ją kocha. W końcu ona zakochała się w poprzednim jego obliczu. Gdyby została, klepaliby biedę. On uzależnił się od hazardu, więc pieniądze by się ich nie trzymały. Nie takie życie sobie wymarzyła.
- Ciociu, chodź! Zobacz jaki ładny dinozaur – usłyszała wołanie chłopca.
- Rzeczywiście. Jak żywy ci wyszedł – pochwaliła go.
- A Gosi udała się chmura – zachęcił nową koleżankę do pokazania dzieła. – No nie wstydź się. To moja ciocia Ania. Jest super.
Dziewczynka spojrzała niepewnie na blondynkę. Bladą twarzyczkę rozjaśnił uśmiech.
- Dzień dobry – przywitała się nieśmiało.
- Dzień dobry. Masz na imię Małgosia, tak?
- Yhy.
- Bardzo ładnie.
- Jest pani podobna do Oliego – zauważyła.
- Eee… Możliwe, ale nie jestem jego rodziną – wyjaśniła Anka.
- To koleżanka mojego taty. Teraz mieszka ze mną i z mamą – mały Winiarski informował koleżankę na bieżąco.
- Chcecie się jeszcze pobawić czy wracamy do domu? Możemy wstąpić na jakieś lody – badała reakcję dzieciaków.
- A Gosia mogłaby iść z nami? – spytał Olivier.
- Pewnie, tylko musi powiedzieć mamie. Mam z nią porozmawiać? – zwróciła się do dziewczynki.
Ta nagle posmutniała. W małych brązowych oczkach zakręciły się łzy.
- Ona nie ma mamy. Tylko tatusia – szepnął jej na ucho Olie.
- Przepraszam kochanie. Z kim tu przyszłaś?
- Z babcią.
- To chwyćcie się za ręce i idziemy do niej, a potem na lody.
- Hurrra!

<><><> 

                Męska zbiórka w pokoju. Chłopcy zebrali się po treningu w pokoju Bartka i Kuby. Każdy przyniósł prowiant ze sobą i rozpoczął się swoisty piknik.
- A co to za zlot szamanów? – wpadł do środka Michał Winiarski.
- Wstęp paczka ciastek, ewentualnie popitka – zaśmiał się Mario.
- Właśnie cię szukałem, bo ktoś zwinął moją ulubioną czekoladę z… - przebiegł wzrokiem po chłopakach a potem po górce słodyczy. – z… bakaliami!
- Nie warcz. Pomyślałem, że skoro i tak pewnie wpadniesz. No Misiu, no – Wlazły zaczął go głaskać po głowie.
- Nie misiuj mi tutaj teraz! Koniec z nami, przenoszę się do Papy! – Michał odgrywał rolę zranionego kochanka.
- Ale nie wiem, czego ty chcesz. Baldzo dobla ta czekolada – odparł Bartek z pełną buzią i palcami brudnymi od wspomnianej słodyczy.
- Zapomnij o przytulaniu na boisku!
- Winiar, noo… Nie bądź taki. Nie odbieraj mi sensu gry – zaszlochał szatyn.
- Teraz mnie bierzesz na litość? Przytulaj się do Jarosza!
- Ale Mario za dobrze wymiata i nie dopuszcza Kubusia na boisko. Zresztą Jarski nie lubi czułości.
- Ja nie wiem, jak Cecylia z tobą wytrzymuje – westchnął nagle Mariusz.
- Jest dowodem, że można. Tylko wy jesteście tacy niedorobieni.
- A co tu się dzieje? – niespodziewanie do pomieszczenia zawitał trener.
- Trenerku Danielku, chcesz żelka? – Grześ zaczął podskakiwać wokół mężczyzny.
- Miło z twojej strony, ale dziękuję. Myłem już zęby. Tak u was wesoło, że na całym piętrze słychać.
- Przepraszamy. Obiecuję, że przed 22 rozgonię tych wariatów – zapewnił Jarosz.
- Noc jest od spania. Jak się nie dostosujecie, to będą 3 treningi dziennie – potoczył wzrokiem po zgromadzonych.
- My jednak nie skorzystamy z tej oferty – odparł szybko Kurek przy poparciu reszty.
- Tak myślałem.

<><><> 

                Oczywiście, żeby nie było, że nie jestem prawdomówna, uszykowałam razem z panią Basią 3 dywany. Opowiedziałam jej o pomocniku chętnym do pracy i wiadomo. Uparła się, że w podzięce upiecze ciasto. Nie mogłam kobiecie odmówić tej przyjemności. Mikołaj sam nie będzie mógł całego wciągnąć, bo mu pomogę.
- Cześć, czołem!
- Ooo! Jak się wiesz do roboty. Popatrz, popatrz – dogryzłam mu.
- Wiadomo, całe życie uczynny byłem.
- Yhy, na pewno. Zatem oto narzędzie twej pracy – wręczyłam brunetowi trzepaczkę i zaprowadziła na tyły domu.
Jego mina była bezcenna na widok zawalonego trzepaka.
- I to wszystko dla mnie?
- Jak najbardziej. Co to dla ciebie? Raz dwa i po wszystkim.
- Włącz stoper – prychnął.
- To ja idę poczytać książkę, a ty się dobrze sprawuj.
- No zostań. Najpierw mnie zapraszasz a potem zostawiasz?
- Tak wyszło. Robisz za murzyna. Mój niewolnik Mikołaj.
- Ej!
- Już się tak nie oburzaj. Będę sprawdzać jak ci idzie.
- Niewolnictwo w XXI wieku – mruknął.
                No to tyle z mojego czytania. Stałam pod oknem i gapiłam się na chłopaka przy pracy. Skryta za firanką mogłam o robić bez obaw. Mikołaj się nie obijał, tylko uczciwie robił, co kazałam. Słoneczko grzało od samego rana. Widziałam, że trochę się spocił. Aż się zachwiałam, gdy jak gdyby nigdy nic, zdjął koszulkę i rzucił ją na trawę. Z rozdziawioną gębą jak debilka lustrowałam go od góry do dołu. On mi to ronił specjalnie! Ja nie mogę patrzeć na takie rzeczy. Zasłoniłam sobie oczy, lecz natychmiast rozszerzyłam palce. Co za ciało…


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Zawitałam ;) Wiem, że szybko. To się zwie nawrócenie Martitty ;p
Oj postanowiłam się naprawić z tempem ;)
Może teraz nadrobię zaległe dedykacje.

Dla Jusi :*
bo mi tu spłodziłaś kochana 50 i 300 komentarz :*

i dla Olci :*
za komentarz nr 100 i nr 150 :)

Macie dziewczyny cela do okrągłych liczb :)
Wasze komentarze są dla mnie niesłychaną radością i z przyjemnością każdy czytam ;)

Pozdrawiam, do następnego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz