Skoro
wypożyczyłam te książki to warto byłoby je w końcu przeczytać. Jednak KTOŚ
skutecznie odwracał moją uwagę. Nie było dnia, żebym go nie widziała. Zawsze
albo on wpadał i po coś przychodził albo to mnie wysyłali do Jackiewiczów.
Gdyby to nie byli dziadkowie mojego chłopaka, to bym pomyślała, że chcą nas
wyswatać. Nie wiedziałam jakie są intencje Mikołaja, ale jednego byłam pewna.
Dziwnie się przy nim czułam i zachowywałam.
Nie
mogłam tak dłużej i podzieliłam się swoimi wątpliwościami z panią Basią.
- Czy ja nie zdradzam Bartka?
- Ależ co ci do głowy przyszło.
- No bo tyle czasu spędzam z Mikołajem.. Chyba by się to nie spodobało pani wnukowi – mruknęłam.
- Moje dziecko kochane. Jestem jego babcią. Przecież bym ci nie pozwoliła na takie rzeczy. Ja uważam, że wszystko jest w porządku i nie masz czym się dręczyć. A faceci są wiecznie zazdrośni i tyle.
- Skoro tak. Dziękuję – cmoknęłam kobietę w policzek.
- Oj nie ma za co. Mocno go kochasz, że się tak martwisz.
- Tak.. – zamyśliłam się.
- Widać, widać. Dobrze, że cię do nas przywiózł. Mamy weselej – uśmiechnęła się do mnie szczerze.
- Miło mi to słyszeć. Nie chcę być ciężarem.
- Oj nie jesteś. Gdyby wszystkie ciężary były jak ty, Celuś.
- Jak wy mnie wszyscy rozpieszczacie – westchnęłam.
- Taka rola dziadków i babć – odparła rozbrajająco.
- A co tu za konszachty? – dołączył do nas pan Staszek.
- Taka damska rozmowa. Nic o tobie.
- Powiedzmy, że wam wierzę. Tak sobie myślę, dziewczynki… Może byście jakiś placuszek upiekły do kawy, co?
- Widzisz kochana? Właśnie w moim mężu się budzi łasuch. Cię uświadomię, że Bartosz jest taki sam.
- Wiem, zdążyłam się przekonać – zaśmiałam się.
- A właśnie! Jak spałaś, rano dzwonił i mówił, że ma jakąś niespodziankę czy jak…
- Naprawdę? No ciekawe. Zadzwonię do niego – pobiegłam po komórkę do pokoju.
- Czy ja nie zdradzam Bartka?
- Ależ co ci do głowy przyszło.
- No bo tyle czasu spędzam z Mikołajem.. Chyba by się to nie spodobało pani wnukowi – mruknęłam.
- Moje dziecko kochane. Jestem jego babcią. Przecież bym ci nie pozwoliła na takie rzeczy. Ja uważam, że wszystko jest w porządku i nie masz czym się dręczyć. A faceci są wiecznie zazdrośni i tyle.
- Skoro tak. Dziękuję – cmoknęłam kobietę w policzek.
- Oj nie ma za co. Mocno go kochasz, że się tak martwisz.
- Tak.. – zamyśliłam się.
- Widać, widać. Dobrze, że cię do nas przywiózł. Mamy weselej – uśmiechnęła się do mnie szczerze.
- Miło mi to słyszeć. Nie chcę być ciężarem.
- Oj nie jesteś. Gdyby wszystkie ciężary były jak ty, Celuś.
- Jak wy mnie wszyscy rozpieszczacie – westchnęłam.
- Taka rola dziadków i babć – odparła rozbrajająco.
- A co tu za konszachty? – dołączył do nas pan Staszek.
- Taka damska rozmowa. Nic o tobie.
- Powiedzmy, że wam wierzę. Tak sobie myślę, dziewczynki… Może byście jakiś placuszek upiekły do kawy, co?
- Widzisz kochana? Właśnie w moim mężu się budzi łasuch. Cię uświadomię, że Bartosz jest taki sam.
- Wiem, zdążyłam się przekonać – zaśmiałam się.
- A właśnie! Jak spałaś, rano dzwonił i mówił, że ma jakąś niespodziankę czy jak…
- Naprawdę? No ciekawe. Zadzwonię do niego – pobiegłam po komórkę do pokoju.
<><><>
- No panowie. Bardzo ładnie dzisiaj pracowaliście. W nagrodę
możecie wyjechać na weekend do rodzin albo zaprosić je tutaj. Jak chcecie –
oznajmił Castellani.
- Naprawdę? – niedowierzał Grzesiek?
- Tak. Tylko uważajcie na siebie, bo w przyszłym tygodniu gramy mecze z Niemcami a potem wyjeżdżamy na 3 tygodnie.
- Tak jest, szefie – zasalutowali Kuba z Bartkiem.
- Biedne kobiety – mruknął do siebie Daniel.
- Ej! Słyszałem i zrozumiałem! – oburzył się Winiar.
- Ja je po prostu podziwiam. Jakieś ze specjalnymi nerwami są chyba. Że ja takich nie mam…
- Spoko trenerze, spytam się czy ci pożyczą.
- Oj Kurek.
- Naprawdę? – niedowierzał Grzesiek?
- Tak. Tylko uważajcie na siebie, bo w przyszłym tygodniu gramy mecze z Niemcami a potem wyjeżdżamy na 3 tygodnie.
- Tak jest, szefie – zasalutowali Kuba z Bartkiem.
- Biedne kobiety – mruknął do siebie Daniel.
- Ej! Słyszałem i zrozumiałem! – oburzył się Winiar.
- Ja je po prostu podziwiam. Jakieś ze specjalnymi nerwami są chyba. Że ja takich nie mam…
- Spoko trenerze, spytam się czy ci pożyczą.
- Oj Kurek.
- Kubuś! Czyż to nie cudowne? Będę mógł się zobaczyć z
Cecylią – siatkarz nie posiadał się z radości.
- Czyli wyjeżdżasz? – mruknął Jarosz.
- Tak. Jadę do dziadków, do niej. A ty coś taki smutny? – przyjrzał się przyjacielowi.
- Bo zostanę tu sam jak palec…
- E no! Nieprawda. Nie wszyscy wyjadą.
- Ale mój najlepszy kumpel tak. Kiedyś zostałbyś tu ze mną i byśmy się świetnie bawili… A teraz…
- Jakubie Jaroszu, ty jesteś zazdrosny o Cecylię!? – odkrył Kurek.
- Nie prawda!
- Tak!
- Nie!
- Tak, tak, tak! Pewnie, że tak.
- Nie. Za dużo sobie wyobrażasz – rudowłosy usiadł na łóżku tyłem do bruneta.
- Oj no, Kubulku. Ja to rozumiem, ale przecież chyba dobrze, ze chcę mieć dziewczynę.
- No tak, ale wtedy już nie masz czasu dla mnie. Do tej pory byliśmy nierozłączni. Gdy ją poznałeś, to nie myślałem, że to będzie coś tak poważnego – zrobił smutną minę.
- Uwierz, że ja też nie. Chyba mogę mieć dziewczynę i nie stracić najlepszego przyjaciela? Mój ty zazdrośniku – poczochrał atakującego po włosach.
- To już jedź do niej, bo się zapalisz.
- Obiecuję, że znajdę czas na jakiś wypad z tobą.
- Nie musisz. Wystarczy, że będziesz pamiętał o Kubusiu – wyszczerzył się.
- Czyli wyjeżdżasz? – mruknął Jarosz.
- Tak. Jadę do dziadków, do niej. A ty coś taki smutny? – przyjrzał się przyjacielowi.
- Bo zostanę tu sam jak palec…
- E no! Nieprawda. Nie wszyscy wyjadą.
- Ale mój najlepszy kumpel tak. Kiedyś zostałbyś tu ze mną i byśmy się świetnie bawili… A teraz…
- Jakubie Jaroszu, ty jesteś zazdrosny o Cecylię!? – odkrył Kurek.
- Nie prawda!
- Tak!
- Nie!
- Tak, tak, tak! Pewnie, że tak.
- Nie. Za dużo sobie wyobrażasz – rudowłosy usiadł na łóżku tyłem do bruneta.
- Oj no, Kubulku. Ja to rozumiem, ale przecież chyba dobrze, ze chcę mieć dziewczynę.
- No tak, ale wtedy już nie masz czasu dla mnie. Do tej pory byliśmy nierozłączni. Gdy ją poznałeś, to nie myślałem, że to będzie coś tak poważnego – zrobił smutną minę.
- Uwierz, że ja też nie. Chyba mogę mieć dziewczynę i nie stracić najlepszego przyjaciela? Mój ty zazdrośniku – poczochrał atakującego po włosach.
- To już jedź do niej, bo się zapalisz.
- Obiecuję, że znajdę czas na jakiś wypad z tobą.
- Nie musisz. Wystarczy, że będziesz pamiętał o Kubusiu – wyszczerzył się.
<><><>
W
mieszkaniu Winiarskich wszystko był pod kontrolą. Olivier namawiał Anię do
wszystkiego, na co Dagmara się nie zgadzała. Nie było to nic strasznego i
złego, zważywszy na częste bóle głowy brunetki. Wtedy zaszywała się w sypialni
i nie miała na nic ochoty. Nie wyręczała się współlokatorką, ta jednak nalegała
i zajmowała się wszystkim. Chociaż w taki sposób mogła się odwdzięczyć.
- Kiedy mama z nami pójdzie na spacer? – spytał blondynek.
- Jak ją przestanie główka boleć.
- Ale ona mówi codziennie, że ją boli.
- Widocznie tak jest. Mamusia jest chora. Poleży parę dni w łóżku i będzie dobrze, tak? – Blondynka próbowała zaspokoić ciekawość malucha.
- No dobra. Pójdziemy dzisiaj do Gosi?
- Byliśmy u niej wczoraj. Nie możemy przychodzić codziennie.
- Szkoda…
- Ale jak chcesz, to ją zabierzemy na spacer. Co ty na to? Jesteś super ciocia – podbiegł i przytulił się mocno do dziewczyny.
- Jak ją przestanie główka boleć.
- Ale ona mówi codziennie, że ją boli.
- Widocznie tak jest. Mamusia jest chora. Poleży parę dni w łóżku i będzie dobrze, tak? – Blondynka próbowała zaspokoić ciekawość malucha.
- No dobra. Pójdziemy dzisiaj do Gosi?
- Byliśmy u niej wczoraj. Nie możemy przychodzić codziennie.
- Szkoda…
- Ale jak chcesz, to ją zabierzemy na spacer. Co ty na to? Jesteś super ciocia – podbiegł i przytulił się mocno do dziewczyny.
Gotowi
do wyprawy wyszli na klatkę schodową. Anna zapukała do drzwi na 3 piętrze.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry pani Aniu. Cześć Olie – przywitał ich mężczyzna.
- pan wybaczy, że to znowu my, ale Olivier nalegał. Możemy zabrać Małgosię na spacer?
- Właśnie widzę. Chyba nam się chłopak zakochał – zaśmiał się.
- Nie prawda! – oburzył się mały.
- Dobrze. Jeżeli to nie kłopot, to proszę bardzo. Gosiu, ktoś do ciebie! – zawołał córkę.
- Tak? – w korytarzu pojawiła się drobna dziewczynka.
- Cześć Gosiu – blondynek podbiegł i dał jej buziaka. – Chcesz iść z nami na spacer?
Dziewczynka stała lekko zawstydzona i niepewnie spoglądała na ojca.
- Możesz iść – zachęcił ją.
- W takim razie idziemy!
Olie chwycił ją za rękę, a drugą podał Ani. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem na ten widok.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry pani Aniu. Cześć Olie – przywitał ich mężczyzna.
- pan wybaczy, że to znowu my, ale Olivier nalegał. Możemy zabrać Małgosię na spacer?
- Właśnie widzę. Chyba nam się chłopak zakochał – zaśmiał się.
- Nie prawda! – oburzył się mały.
- Dobrze. Jeżeli to nie kłopot, to proszę bardzo. Gosiu, ktoś do ciebie! – zawołał córkę.
- Tak? – w korytarzu pojawiła się drobna dziewczynka.
- Cześć Gosiu – blondynek podbiegł i dał jej buziaka. – Chcesz iść z nami na spacer?
Dziewczynka stała lekko zawstydzona i niepewnie spoglądała na ojca.
- Możesz iść – zachęcił ją.
- W takim razie idziemy!
Olie chwycił ją za rękę, a drugą podał Ani. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem na ten widok.
<><><>
Próbowała
się z nim skontaktować, ale on nie odbierał. Znudziło mi się słuchanie „abonent
jest czasowo niedostępny” albo nagrywanie na pocztę głosową.
- „Siemanko. Ja, Bartosz, obecnie wyciskam 7 poty w Spale. Zostaw wiadomość, jak już musisz. Może oddzwonię między treningami.”
Z tej złości rzuciłam telefon na łóżko. Dobrze, że miał miękkie lądowanie.
- „Siemanko. Ja, Bartosz, obecnie wyciskam 7 poty w Spale. Zostaw wiadomość, jak już musisz. Może oddzwonię między treningami.”
Z tej złości rzuciłam telefon na łóżko. Dobrze, że miał miękkie lądowanie.
Poważnie,
martwiłam się. Ja rozumiem, że może nie mieć zasięgu i nie brać telefonu na
halę, ale ja już dzwoniłam w każdej porze dnia i nic. Do głowy przychodziły mi
najczarniejsze wizje. Nie chciałam go
stracić, tak krótko byliśmy ze sobą.
- Co jest Celi? – moje zdenerwowanie zauważył nawet Mikołaj.
- Nic takiego. Po prostu martwię się o Bartka.
- Coś się stało?
- Nie odbiera telefonów – spojrzałam na wyświetlacz.
- Elektronika czasem zawodzi. To wcale nie znaczy, że coś musiało się stać – próbował mnie pocieszyć.
- Dzięki, miły jesteś, ale ja już tak mam.
- To chodź do nas. Nalałem świeżej wody do basenu. Popływamy – zachęcał.
- Ale ja nie mam stroju. Tylko mi nie mów, że mogę pływać bez – zastrzegłam, uprzedzając głupie męskie myśli.
- Spoko loko. Coś wymyślimy… Mam! Pani Irenko! – pognał do domu.
O nie! Ja protestuję! Już wiem, co wymyślił. Ja na żadne zakupy nie jadę. Niepotrzebny mi ten strój. Ja nie preferuję rzeczy na raz. Obędę się bez kąpieli w basenie.
- Nic takiego. Po prostu martwię się o Bartka.
- Coś się stało?
- Nie odbiera telefonów – spojrzałam na wyświetlacz.
- Elektronika czasem zawodzi. To wcale nie znaczy, że coś musiało się stać – próbował mnie pocieszyć.
- Dzięki, miły jesteś, ale ja już tak mam.
- To chodź do nas. Nalałem świeżej wody do basenu. Popływamy – zachęcał.
- Ale ja nie mam stroju. Tylko mi nie mów, że mogę pływać bez – zastrzegłam, uprzedzając głupie męskie myśli.
- Spoko loko. Coś wymyślimy… Mam! Pani Irenko! – pognał do domu.
O nie! Ja protestuję! Już wiem, co wymyślił. Ja na żadne zakupy nie jadę. Niepotrzebny mi ten strój. Ja nie preferuję rzeczy na raz. Obędę się bez kąpieli w basenie.
- No to który ci się podoba? – mama siatkarza wprowadziła
mnie do sklepu z bielizną.
- Eee…
Co mogłam poradzić? Dwóch uparciuchów zapakowało mnie do samochodu i tu przywiozło. Nie miałam nic do gadania.
- W czymś pomóc? – Pojawiła się obok nas ekspedientka.
- Tak. Szukamy stroju kąpielowego dla tej dziewczyny. Może nam pani doradzić?
- Ależ proszę bardzo.
I się zaczęło. Ja wylądowałam w przymierzalni a kobieta znosiła mi nowe stroje. Jakoś żaden mi się nie podobał. Nie wychodziłam nawet się pokazywać. Pierwszy, który okazał się możliwy, to czarny w kolorowe kwiaty. Uszedłby tłumie. Jednak potem ubrałam turkusowy z klamrą… Zawahałam się.
- Może być? – odchyliłam kotarę.
Pani Irenka zaklaskała w dłonie z zachwytu.
- Fantastyczny. Miki, chodź i zobacz!
Brunet przyszedł i spojrzał na mnie. W takiej pozie został. Oczy mu się zaświeciły, a usta wygiął w anielskim uśmiechu.
- Bierzemy! – zawyrokowała kobieta i poszliśmy do kasy.
- Teraz to koniecznie musimy wskoczyć do wody – szepnął mi chłopak do ucha.
Zadrżałam w obawie o najbliższe godziny. Zapowiadało się niebezpiecznie. Celi, uwierz w swój rozsądek. Yhy…
- Eee…
Co mogłam poradzić? Dwóch uparciuchów zapakowało mnie do samochodu i tu przywiozło. Nie miałam nic do gadania.
- W czymś pomóc? – Pojawiła się obok nas ekspedientka.
- Tak. Szukamy stroju kąpielowego dla tej dziewczyny. Może nam pani doradzić?
- Ależ proszę bardzo.
I się zaczęło. Ja wylądowałam w przymierzalni a kobieta znosiła mi nowe stroje. Jakoś żaden mi się nie podobał. Nie wychodziłam nawet się pokazywać. Pierwszy, który okazał się możliwy, to czarny w kolorowe kwiaty. Uszedłby tłumie. Jednak potem ubrałam turkusowy z klamrą… Zawahałam się.
- Może być? – odchyliłam kotarę.
Pani Irenka zaklaskała w dłonie z zachwytu.
- Fantastyczny. Miki, chodź i zobacz!
Brunet przyszedł i spojrzał na mnie. W takiej pozie został. Oczy mu się zaświeciły, a usta wygiął w anielskim uśmiechu.
- Bierzemy! – zawyrokowała kobieta i poszliśmy do kasy.
- Teraz to koniecznie musimy wskoczyć do wody – szepnął mi chłopak do ucha.
Zadrżałam w obawie o najbliższe godziny. Zapowiadało się niebezpiecznie. Celi, uwierz w swój rozsądek. Yhy…
<><><>
Odkąd
jego żona wyjechała, musiał radzić sobie sam. Co to dziewuszysko miało w sobie,
że wszyscy za nią oszaleli? Nie mógł znieść myśli, że woleli ją od niego. On
założył tą rodzinę. Ożenił się z Ireną, a potem spłodził Bartosza. A Cecylia?
Poznali ją zaledwie parę miesięcy temu i jest lepiej traktowana od niego! Wolne
żarty. Bartek tak długo był z poprzednią dziewczyną. Adam miał nadzieję, że syn
się ustatkuje a tu nici! W ogóle nie rozumiał decyzji Bartka. A teraz wszystko
od nowa. I to z kim? Z jakąś naciągaczką. Założyłby się, że jemu też by uciekła
sprzed ołtarza. Wszystko dla kasy i rozgłosu.
Nie
chciał pozwolić, żeby przez kogoś takiego rozpadła się jego rodzina. Irenę
przeprosi, ale tą smarkulę w życiu! Chciał tylko uchronić syna przed głupim
błędem. Skoro oni wszyscy chcą w to brnąć, proszę bardzo. Jednak skończy się
tak jak on przewidywał.
- Naiwni… Jeszcze się na niej poznają. Ale wtedy będzie już za późno…
- Naiwni… Jeszcze się na niej poznają. Ale wtedy będzie już za późno…
<><><>
Szybko
się spakował, pożegnał z chłopakami i wyjechał w rodzinne strony. Postanowił
nic nie mówić Cecylii o przyjeździe. Chciał zrobić dziewczynie niespodziankę.
Gnały go tam też niespokojne myśli o przyjacielu z dzieciństwa. Nie chciał,
żeby Cecylia przebywała z nim sam na sam. Był najzwyczajniej w świecie zazdrosny
i przyznawał się do tego. Z Celi łączyło go wyjątkowe uczucie i chciał je w
przyszłości sfinalizować przed ołtarzem.
Zaparkował
pod domem dziadków, wyjął walizki z bagażnika i wszedł do środka.
- Dzień dobry! – krzyknął od progu wesoło.
- Bartuś? – babcia wyskoczyła z kuchni, by się upewnić, czy się nie przesłyszała.
-Taj, to ja – podszedł i ją przytulił.
- Skąd ty tutaj?
- A dostałem wolny weekend, to pomyślałem, że wpadnę. Co tak ładnie pachnie? – pokręcił nosem.
- Ty łakomczuchu! No zgadnij – kobieta droczyła się z wnuczkiem.
- Nie no… To chyba mój wrodzony instynkt. Wiedziałem, kiedy przyjechać. Jabłecznik!
- Udało ci się. A zgadnij, kto piekł?
- No ty, mistrzyni – rozsiadł się za stołem.
- Pudło – postawiła przed nim talerzyk z łyżeczką.
- Nie gadaj! Celcia? – zdumiał się.
- Yhym. Od początku do końca, samiusieńka.
- Koniecznie muszę spróbować. A właśnie, gdzie ona jest? – spytał.
- Niedawno poszła do sąsiadów. Wiesz, Mikołaj wrócił.
- Wiem, wiem. Mówiła mi o nim. Zjem jak wrócę. Muszę się najpierw z nimi zobaczyć – wyleciał z domu jak z procy.
- Dzień dobry! – krzyknął od progu wesoło.
- Bartuś? – babcia wyskoczyła z kuchni, by się upewnić, czy się nie przesłyszała.
-Taj, to ja – podszedł i ją przytulił.
- Skąd ty tutaj?
- A dostałem wolny weekend, to pomyślałem, że wpadnę. Co tak ładnie pachnie? – pokręcił nosem.
- Ty łakomczuchu! No zgadnij – kobieta droczyła się z wnuczkiem.
- Nie no… To chyba mój wrodzony instynkt. Wiedziałem, kiedy przyjechać. Jabłecznik!
- Udało ci się. A zgadnij, kto piekł?
- No ty, mistrzyni – rozsiadł się za stołem.
- Pudło – postawiła przed nim talerzyk z łyżeczką.
- Nie gadaj! Celcia? – zdumiał się.
- Yhym. Od początku do końca, samiusieńka.
- Koniecznie muszę spróbować. A właśnie, gdzie ona jest? – spytał.
- Niedawno poszła do sąsiadów. Wiesz, Mikołaj wrócił.
- Wiem, wiem. Mówiła mi o nim. Zjem jak wrócę. Muszę się najpierw z nimi zobaczyć – wyleciał z domu jak z procy.
Pukał,
lecz NIK nie podchodził. Okazało się, że drzwi były otwarte. Usłyszał jakieś
głosy. Wszedł do środka i zlokalizował je z tyłu domu. Podszedł do okna
wychodzącego na ogród. Patrzył z niedowierzaniem na to, co tam się działo. Jego
Cecylia leżała w skąpym stroju kąpielowym na leżaku a brunet chlapał ją wodą z
basenu. Bawili się świetnie. Coś go zakuło w środku. Dziewczyna przewróciła się
na plecy i przywołała Mikołaja. Wręczyła mu olejek. Bartek domyślił się o co
chodzi. Tego było za wiele! Stanął w drzwiach ogrodowych i w momencie, gdy
chłopak miał posmarować szatynkę, warknął:
- Tylko ją tknij!
- Tylko ją tknij!
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Dla mojej kochanej przyszłej, ale doszłej ^^ rzeszowianki Justyny M. :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz