Łączna liczba wyświetleń

14 lut 2012

#44# Przyjaciel poda ci pomocną dłoń


Po ustaleniu co i jak, 4 przyjaciółki zmierzały na pomoc piątej. Doceniły gest Mikołaja i skorzystały z jego zaproszenia. Justyna wraz z Dorotą zmierzały do celu samochodem, Ania pociągiem z Bełchatowa a Aneta z Krakowa. Spotkały się w kawiarni niedaleko dworca PKP.
- Fajnie, że się potykamy, ale nadal nie wiem, dlaczego mamy Celkę wspierać – spytała Doris.
- A widzisz, tak oto chłopcy potrafią rozdzielić przyjaciółki. Stałego kontaktu nie ma, to i wieści do was nie dochodzą. Celi była u mnie niedawno. Powinna wam to sama opowiedzieć, ale lepiej żebyście pierwsze dziwne reakcje na tą wiadomość miały za sobą. – Ania poczuła się w obowiązku wyjaśnienia wszystkim sytuacji.
- No mów – ponaglały ją.
- Kurek ją zostawił.
Przy stoliku zapanowała chwilowa cisza. Wszystkie uparcie wpatrywały się w przyjaciółkę.
- Żartujesz, prawda? – spytała Aneta.
- No i palant nie żyje! – Justyna uderzyła pięścią w blat.
- Właśnie tego chciała jej oszczędzić. Musimy jak najmniej o nim mówić.
- To zrozumiałe, ale chyba jakąś rozmowę na ten temat trzeba z nią przeprowadzić, hm? – zaproponowała Dorota.
- Owszem. Reszta pobytu ma być odskocznią od tego. W końcu można się domyślić, jak fatalnie się Celi czuje.
- Biedna Cecylka nasza. Co też ją spotkało? Kompletnie nie zasłużyła – zmartwiła się krakowianka.
- Ale o co im poszło?
- W sumie to o Roberta i Mikołaja chyba…
- Jakbym go dorwała…
- Spokojnie Jusia. Wystarczy coś szepnąć naszym chłopakom i już mu piekło zgotują.
- Myślę, że Cecylia, by tego nie chciała. Po co ich do tego mieszać? – spytała Anka.
- No fakt. Ale wątpię, żeby się nie wydało. Na pewno komuś coś powie albo któryś z nich coś zauważy. Chyba aż tak to po Kurku nie spłynie…
- Mam nadzieję, bo wtedy okaże się jeszcze większym kretynem.


<><><> 

                Obudziłam się, gdy promienie słońca oświetlały większą część pokoju. Miałam nadzieję, że jeszcze załapię się na śniadanie. Czasem je sobie po prostu odpuszczałam, ale wczoraj nie jadłam kolacji i mój żołądek domagał się jedzenia. Coraz częściej zapominałam o posiłkach i innych podstawowych czynnościach. Dużo sypiałam i czytałam książki. Pewnie całkiem bym się zapuściła, gdyby nie obecność Mikołaja. Jakoś musiałam mu się pokazać na oczy, więc nie chciałam go przestraszyć swoim stanem w nieładzie.
- Chociażbyś nałożyła tonę pudru, to i tak widać te worki pod oczami – usłyszałam za sobą.
W lustrze ujrzałam postać Mikiego.
- Wybacz. Chciałam chociaż pozornie wyglądać – mruknęłam.
- Wychodzi twoje czytanie po nocach i inne rzeczy.
Byłam wdzięczna, że znosił moje humorki i częste płacze w poduszki. Nigdy nie skomentował negatywnie mojego zachowania, ale wiedziałam, że nie jest zadowolony. Tak samo teraz. Po prostu stał w pobliżu, ale jego mina mówiła wszystko. Wywabił go dzwonek do drzwi, a ja mogłam w spokoju maskować twarz. Pomarudzi, pomarudzi i mu przejdzie. Zdziwiłam się, gdy usłyszałam niespotykany gwar. Kto mógł przyjechać? Zaciekawiona wyjrzałam przez barierkę na dół.
- Miki? – spytałam niepewnie.
- Chodź tu!
Gdzieś mniej więcej kilka sekund potem tonęłam w licznych uściskach. Powoli ogarnęłam, kto mnie przytula. Niemniej nadal byłam w szoku.
- Co wy tu robicie? – spytałam.
- Dobra, to ja idę na zakupy – rzucił chłopak i tyle go widziałam.
- To jego zasługa – odpowiedziały dziewczyny.
- Wspaniale was wszystkie widzieć.
- Ciebie też, chociaż chyba nie najlepiej się czujesz – przyjrzała mi się Aneta.
- Czemu?
- Bo nigdy nie miałam tyle tapety na twarzy – szturchnęła mnie Jusia.
- Byście się mnie jeszcze przestraszyły.
- To przez niego, co? – spytała Ania.
Zgromiłam ją spojrzeniem, ale one to zauważyły.
- Wiemy.
To jedno słowo sprawiło, że musiałam się odwrócić. Oczy momentalnie mi się zaszkliły. Przecież miałam być silna. Poczułam jak mnie obejmują.
- Nie wstydź się łez kochanie. Wszystko zrozumiemy. Chodź, opowiesz nam co i jak, a potem jakoś się rozchmurzymy – zaproponowała Justyś.
- Nie chciałam wam o tym mówić, ale przecież zasługujecie, żeby wiedzieć.
- Mogłaś spokojnie przyjechać do którejś z nas, a nie siedzieć z tym lalusiem – mruknęła.
- Nic złego mi nie zrobił, a po co mam być ciężarem dla was. Co pomyśli Bartek, tez już mnie gówno obchodzi.
- Oj Celuś, Celuś.
                Więc powiedziałam im wszystko jak na spowiedzi. Odpowiedziałam na każde pytanie. Nie obyło się bez łez i urywanych zdań. To wciąż było we mnie, świeże, na wierzchu. Nie da rady pstryknąć palcami i zapomnieć, nie ma co się łudzić. Zostanie na zawsze moim cieniem przeszłości.
- I nie mieszajcie do tego chłopaków, okay? – zastrzegłam.
- Przewidziałyśmy to. Spokojnie, nie pozwolimy im go zlać, a szkoda – żachnęła się Justyna.
- Kocham was wszystkie – przytuliłam całą czwórkę.
- To gdzie śpimy? – spytała Doris. – Bo chciałabym na chwilkę legnąć.
- Staruszko nasza. Tak to jest, jak się z dwoma prowadza, to potem wykończona chodzisz – zażartowałam.
- A ja ciekawe rzeczy w szafie znajduję.
- Jusia no! – Dorota wyraźnie się zawstydziła. – Już nie z dwoma. Znaczy nie wybrałam, ale to kwestia czasu. Zresztą Krzysiek spotkał dawną koleżankę i to ona się nim opiekuje
- Uuu… Nie czujesz się porzucona?
- Co ty. Tylko mi ułatwił.
- Czyli Endriu? – przyjrzałam się jej uważnie.
- Jest tak samo szalony jak ja, więc chyba oczywiste. Może kiedyś znormalniejemy – wyszczerzyła się.
- Jak wam gumka pęknie i dzidzi będzie – zaśmiała się Anka a my wraz z nią.
- A gdzie tam. Słyszałam, że bociany koło Jusi latają.
- Serio? – spojrzałyśmy razem na brunetkę.
- Chcecie mi USG oczami zrobić? Czy widać żebym była w ciąży?
- Humorki zawsze miałaś – rzuciłam.
- Uważaj sobie!
- Wróciłem. Mam wam coś ugotować, czy chcecie coś zamówić? – rozległ się glos Mikołaja.
- A już o nim zapomniałam – Justyna zrobiła cierpiętniczą minę.
- Na pewno dobrze gotujesz, ale mam ochotę na coś niezdrowego – zaproponowała Ania.
- Nie ma sprawy. Wybierzcie coś, ja dorzucę swoje zamówienie.
- Nawet fajny z niego chłopak – stwierdziła Anetka.
- Chyba kpisz? – wiadomo, kto się oburzył?
- Juśka, dajże mu spokój. Stara się, pomaga jak może. Zaprosił nas od siebie, więc okaż mu trochę wdzięczności.
- Zgrywa jakiegoś Robin Hooda, a to wszystko, żeby się Celi nim zainteresowała.
- Nie prawda, nigdy nic takiego nie sugerował – próbowałam bronić znajomego.
- Nie jest taki głupi!
- Naprawdę nie wiem, czego się doszukujesz w tym przemiłym facecie – debatowały między sobą. Było 4 na 1.


<><><> 

Wieczorem zaproponował dziewczynom wypad na dyskotekę do miasta. Chciał zapewnić im jakieś atrakcje, w tym Cecylii. Czuł, że Justyna nie pała do niego sympatią. O ile pozostałe zjednał sobie dość szybko, o tyle brunetka dogryzała mu prawie na każdym kroku. Nie wiedział, czym sobie zasłużył. W końcu jej nic nie zrobił. Celi też nie. To Bartek skrzywdził szatynkę, nie on.
- Nie przejmuj się Jusią. Ona tak już ma – pocieszyła go Celi w tańcu.
Jakoś udało mu się namówić ją na kilka kawałków. Czuł się obserwowany przez jej przyjaciółki i wiedział, że nie może sobie pozwolić na żaden kiepski ruch.
- Wiem, że najchętniej by mnie wysłała z powrotem do Włoch – zaśmiał się.
- Oj tam. Kiedyś cię polubi.
Obrócił ją a potem siebie. W kolejnej piosence to tańca ruszyła reszta przyjaciółek. Zamknęły go w środku kółeczka. Zaskoczyły go, ale po chwili wyginał się w rytm muzyki przy wtórze oklasków. Porwał każdą po kolei do środka. Zabawa trwała w najlepsze.
- Nie zawracaj jej teraz w głowie. Ma odpocząć od facetów – usłyszał przy uchu głos brunetki.
- Nie zamierzam.
- Mam nadzieję.
                Jako kierowca nie pozwolił sobie na alkohol. Za to dziewczynom ewidentnie dopisywały pijackie humorki.
- Ale… Ale… Ja wcale tak dużo nie wypiłam, czo nie? – spytała Dorota.
- To kto opróżnił te dwie butle czystej?- spytała Cecylia.
- No wy. Widziałam was! Królik Bugs wam pomagał!
- Że ja też was nie pilnowałem – mruczał do siebie chłopak.
- A trzeba było. Ej, teraz możemy go wykorzystać – krzyknęła Aneta. – Nam pięciu nie da rady.
- ja się wypisuję. Szui nie tykam – Justyna podniosła rękę.
- Żeby każda szuja była aka przystojna. Zdejmiesz koszulkę? – spytała Ania.
- To nie jest najlepszy pomysł – uśmiechnął się ładując je do auta i zamykając drzwi.
- A ja widziałam! Widziałam Mikołaja bez koszulki! – pochwaliła się szatynka. – Mówię wam, taaaaki widok.
- Czekajcie, to dopiero pierwszy dzień. Jeszcze zdążymy go rozebrać.
- Boję się was – zaśmiał się Miki.


<><><> 

                Następnego dnia doprowadzałyśmy się do użytku. Mikołaj tylko się śmiał po kątach, ale na szczęście nie dokuczał nam. Nie miałby szans z tyloma kobietami. Wczoraj zapewne mu czegoś nagadałyśmy po pijaku. Bałam się spytać.
- Wiesz, Celi, on naprawdę spoko jest – usłyszałam od nety parę dni później.
- Cieszę się, że was do siebie przekonał.
- Ja nic takiego nie powiedziałam – jak zwykle Justyna oponowała.
- O co ci chodzi? – spojrzałam na nią.
- O ten tramwaj, co nie chodzi. Nie widzisz, że za bardzo się do ciebie przystawia? Tylko czekał, aż się rozstaniesz z Kurkiem! Teraz chce wykorzystać okazję. No i w ogóle mi się nie podoba. Zalatuje pedziem.
- Jusia! – krzyknęłyśmy z pozostałymi dziewczynami.
Dalszej dyskusji zapobiegło przyjście owego obgadywanego.
- Dziewczyny, mam coś dla was – oznajmił od progu.
- Co znów wymyśliłeś? – spytałam zaciekawiona.
- Mam nadzieję, że mam dobre oko – oświadczył i położył na stole kilka małych pakunków.
- Co to? – ciekawska Doris węszyła w środku nosem.
- Stroje kąpielowe dla was. Trzeba korzystać z pogody i basenu za domem.
Zaczęło się przeglądanie, odpakowywanie i ogólny szum. Widziałam, że brunetka nie ruszyła się z miejsca. Siedziała zdegustowana i patrzyła na nas z politowaniem.
- ja już mam przecież strój – rzuciłam do Mikiego.
- Oj tam, na tobie nie muszę oszczędzać – uśmiechnął się promiennie a Jusia tylko przewróciła oczami.


<><><><><><><><><><><><><><><><><> 

Wiem, zaniedbałam was tutaj.
Rekompensata rozdziałem w walentynki :)
W końcu jesteśmy jedną wielką kochającą się rodziną :D
A no i dzisiaj tak tylko z jednym  wątkiem :) reszta powróci w kolejnym odcinku.

Z dedykacją... dla Królika Bugsa ;p