Łączna liczba wyświetleń

3 sie 2013

#54# Co nam się zdarzyło, do ułożenia w głowie mam


Kilka głębokich oddechów, kilka mocniejszych uderzeń serca. Chciałabym przywołać uśmiech na bladą twarz. Potrafiłam spoglądać przerażonymi oczyma na Bartka, pochylającego się nade mną.
- Kochanie, wszystkie będzie dobrze. Czekam na ciebie.
Ostatni pocałunek w usta. Z wielką niechęcią oderwałam się od bruneta. Personel medyczny wypchnął łóżko z sali i zaczęliśmy kierować się w stronę sali operacyjnej.
- Cecylia! – krzyknął przyjmujący, dobiegając do nas.
- Bartuś?
Próbując dorównać kroku pielęgniarzom, sięgnął z kieszeni spodni granatowe pudełko. Zdumiona obserwowałam jak ucałował pierścionek i założył go na moją dłoń.
- Wyjdź za mnie, co? – spytał z tym uśmiechem dużego dziecka, liczącego na nową zabawkę.
W oczach zebrały mi się łzy. Przecież on kompletnie oszalał. Zamiast mnie mogli mu oddać po zabiegu sam pierścionek, i co wtedy? Pokręciłam głową, by pozbyć się złych myśli.
- Zastanowię się – uśmiechnęłam się lekko, a on odpowiedział mi tym samym.
Nim zniknęłam za przeszklonymi drzwiami bloku operacyjnego, zdążył mi posłać buziaka. Udałam, że go łapię i przyłożyłam sobie do serca.
- Wie pani, że musimy to zdjąć? – spytała siostra szpitalna, wskazując na mój podarunek.
- Wiem – posmutniałam. – Ale proszę mi go założyć zaraz po, dobrze?
- Przyślemy ślubny telegram – zaśmiała się.
Anestezjolog uraczył mnie jakąś pogawędką, ale zbytnio jej nie pamiętałam. Bardzo szybko uległam wpływowi narkozy. Przede mną było kilka godzin farmakologicznego snu.
Czułam się, jakbym po prostu gdzieś odpłynęła. Ciało zostało na stole operacyjnym po opieką świetnych specjalistów, a dusza fruwała sobie beztrosko ponad tym. Bezcieleśnie lewitowała. Kompletnie nie zainteresowały mnie pikające przyrządy, ani nieodgadniony harmider wokół mojego łóżka. Chciałam sprawdzić, co z moim nowym narzeczonym. Tak, miałam zamiar się zgodzić, bo go kochałam. I najwidoczniej on mnie też. Inaczej nie siedziałby na korytarzu, ściskając w dłoniach różaniec. Doskonale widziałam jego długie palce przeskakujące po paciorkach.
Chciałam siąść obok Kurka, pogłaskać jego policzek, uścisnąć dłoń. Zetrzeć łzy, które zaczęły skapywać z jego twarzy. Serce mi się krajało na ten widok.
- Łabądku – szepnęłam, ale wiedziałam, że nie usłyszy.
W końcu podeszła do niego jakaś kobieta. Zmrużyłam oczy, by widzieć dokładniej. Pani Irena! Przytuliła syna, na co on nie protestował. Szeptała coś do niego, lecz nie mogłam dosłyszeć. Wiedziałam, że podtrzyma go na duchu.
Tak ważny moment mojego życia, a czekała na mnie matka mojego partnera zamiast mojej własnej. Musiałam się chyba pogodzić, że tak już po prostu będzie. Stworzyłam sobie nową rodzinę.
Przykryłam uszy rękoma, gdy odwieczny pik aparatury stał się nieznośny. Towarzyszył mi cały czas gdzieś w tle wrażeń słuchowych, lecz nasilił się po pokonaniu kilku metrów w tył. Ostatni raz zerknęłam na Bartosza, wpatrującego się z nadzieją w drzwi, którymi jechałam na salę operacyjną.
Niechętnie opuściłam korytarz, by zobaczyć, co wyczyniają lekarze. Koło mojego łóżka właśnie trwała reanimacja. Znany do tej pory tylko z filmów defibrylator wstrząsał moim ciałem co kilka sekund. Przerażona spoglądałam na samą siebie leżącą tam bez życia. To dlatego mogłam to wszystko zobaczyć? Bo umarłam? Opuściłam swoje ciało? Nie potrafiłam w to uwierzyć…


<><><> 


                - Ucieka nam!
- Ciśnienie spada – krzyknęła jedna z pielęgniarek.
- Jeszcze raz, pełne napięcie!
Lekarz przyłożył do ciała pacjentki dwa metalowe przyrządy. Elektrowstrząs miał pobudzić do pracy serce dziewczyny.
- Nie rób mi tego. Nie teraz gdy prawie skończyliśmy. Skarbie, walcz – mówił mężczyzna to do siebie to do szatynki.
Gdy po kolejnym podskoku ciało opadło bezwładnie na stół, wokół zapanowała cisza, pomijając aparaturę. Kilkanaście par oczu wpatrywało się z nadzieją w ekranik odpowiadający za monitorowanie pracy serca.
Kilka martwych sekund później ciągła linia znów zmieniła się w łamaną, regularnie powtarzającą się fale.
- Dobra robota!
- Kończmy, póki mamy szansę.
Ożywione głosy w pomieszczeniu znów wypełniły się nadzieją i determinacją. Ciągle mieli o co walczyć, bo pacjentka na stole wciąż żyła. Mogli ją stracić, ale nikt z załogi nie lubił powiadamiać o tym rodziny. Tym razem chcieli przekazać czekającym dobrą nowinę.
Lekarz prowadzący kroczył obok pielęgniarzy pchających łóżko. Przenosili dziewczynę do sali, by doszła do siebie po operacji. Teraz ujrzał mały tłum na korytarzu. Brunet od razu rzucił się do ukochanej.
- Celiś, skarbie – dotykał jej twarzy.
- Spokojnie, proszę pana. Dajmy jej trochę spokoju. W ciągu kilku godzi wybudzi się z narkozy.
- A co z jej sercem, panie doktorze?
- Według mnie operacja przebiegła pomyślnie. Udało się usunąć przyczynę dotychczasowych kłopotów. Teraz serce Cecylii powinno pracować bez zarzutu, jednak nie forsowałabym go od razu, zwłaszcza, że… - tłumaczył mężczyzna.
- Że co? Coś jednak nie tak? – Bartek wypytywał nerwowo, jednocześnie obserwując, jak szatynka zostaje ulokowana w sali.
- Podczas zabiegu doszło do zatrzymania akcji serca. Musieliśmy przeprowadzić reanimację – poinformował lekarz.
- O mój Boże… Ona mogła…
Siatkarz złapał się za głowę, doznając szoku. Mógł ją stracić. W końcu teoretycznie już przez jakiś czas odeszła. To było nie do pojęcia. Jego Celi otarła się o śmierć.
- Panie Kurek, niech pan o tym nie myśli. Pańska dziewczyna…
- Narzeczona – wtrącił chłopak.
- Ach tak, moje gratulacje. Zatem pańska narzeczona jest tutaj z nami cała i zdrowa. Proszę raczej rozmyślać o przygotowaniach do ślubu – poklepał go po plecach mężczyzna.


<><><> 


W końcu pojawiło się jakieś jasne światło. Zamrugałam delikatnie powiekami, by móc zobaczyć więcej. Do moich uszu doszedł szmer i poruszone głosy. Na ręce poczułam silny uścisk, który w żadnym wypadku nie sprawiał mi bólu, lecz dodawał pewności siebie. Powoli moje zmysły powracały do prawidłowej pracy.
Ciekawe ilu pacjentów, budząc się i widząc dookoła biel, stwierdzało, że trafili do nieba? Pomysłowość szpitalnych malarzy. Ja natomiast zobaczyłam przed sobą kolorowy tłumek ludzi.
- Domyślam się, że nikt nie wie, bo by was wyrzucili – mruknęłam na powitanie.
- Celcia, kochanie, jak się czujesz? – niski głos, pieszczący moje uszy jak zawsze, rozległ się nieopodal.
- Nieźle mnie naćpali – spróbowałam się uśmiechnąć.
- Głupku ty. My się martwimy, a ty sobie żarty stroisz? – rozpoznałam oburzenie Jusi.
- Musisz odpocząć, ale zobacz, kto do ciebie przyszedł.
Bartosz ucałował moją dłoń, po czym gładził ją delikatnie. Przyjemnie się tak leżało, poddając jego czułym gestom.
- Widzę, że cała ferajna się zjechała – odparłam lekko wzruszona, przetaczając wzrokiem po przyjaciołach. – No i po co się fatygowaliście? Przecież żyję.
- Zaraz ci walnę – nie wytrzymała Ania, podchodząc i przytulając mnie.
W ślad za nią poszła i reszta zgromadzonych, więc uściski zajęły dobrą chwilkę. Przyznałam, że w lekkim szoku objęłam Mikołaja, ujawniającego się na końcu kolejki.
- Ty też tutaj?
- Jak mógłbym nie dotrzeć? To mam już szukać partnerki na ślub? – zaśmiał się, jak to on potrafił.
- Miki, przypomniałeś mi o czymś – trącił go siatkarz.
- Czy to ma coś wspólnego z tą błyskotką na palcu Celi? – zgadywała Dorota, upomniana kuksańcem przez Wronę.
- Brawo. Oświadczyłem się przed operacją – padło z ust Bartka.
Z pomiędzy wiwatów i oklasków dał się słyszeć krzyk.
- Ty się dobrze czujesz Kurek? Kobieta chora na serce, a ty wyskakujesz z pierścionkiem?!
- Juśka! – syknął Zibi.
- Nie przerywaj mi! Przecież mogło się jej pogorszyć! Taki skok emocji, jeszcze by zeszła, zanim by ją dowieźli na stół! No ludzie, trzymajcie mnie! Co za… - kontynuowała brunetka z wyraźną gestykulacją.
- Starczy. Doceniam troskę, kochana, ale nie padłam tam trupem – uspokoiłam. – Tak w ogóle, Bartuś, to ja ci nawet nie odpowiedziałam…
- Uuu – zawyło towarzystwo.
- To… zgadzasz się? – wydukał niepewnie przyjmujący.
- A może jakoś bardziej przekonywująco? – droczyłam się.
- Chciałbym zostać tym, od którego nie uciekniesz sprzed ołtarza i nie tylko.
- Do trzech razy sztuka, nie sądzisz? Może na osobności będziesz bardziej wylewny, więc tymczasem się zgadzam – objęłam ukochanego za szyję i szybko cmoknęłam w usta.


<><><> 


Daniel Castellani i jego drużyna szykowali formę na Mistrzostwa Świata, a właściwie to szlifowali tylko detale, bo niebawem mieli wylatywać do Włoch. Wszyscy gracze, spragnieni bliskości rodziny, mogli nacieszyć się nią w ostatni wolny weekend.
Zbigniew trzymał ukochaną za rękę, dodając jej otuchy. W piątkowy wieczór czekali razem w korytarzu przed gabinetem ginekologicznym. Siatkarz protestował, gdy dowiedział się, że Justyna zamierza udać się do mężczyzny, ale potem w końcu dał sobie przemówić do rozumu.
Sam zasygnalizował brunetce udanie się do specjalisty. Ostatnimi czasy źle się czuła, co bardzo niepokoiło przyjmującego. Zważywszy na ich niedawne przejścia, wszystko mogło się zdarzyć Przeszli przez niewiarygodne cierpienie, ale w ich głowach czaiła się myśl o maleństwie u boku.
- Pani Justyna Smolarczyk, zapraszam.
- Zastań – uścisnęła dłoń chłopaka i podniosła się z miejsca.
Bała się tego, co mogła usłyszeć za tymi drzwiami. Doskonale zdawała sobie sprawę z powikłań po poronieniu, dlatego z sercem rozbijającym się  o klatkę piersiową usiadła w fotelu.
- Dzień dobry. Jest pani niezwykle spięta, proszę się nie denerwować. Pierwsza wizyta to nic złego – uspokajał miłym głosem lekarz.
- Ale to nie jest moja pierwsza wizyta – odpowiedziała cicho.
- W taki razie, co panią sprowadza?
- Nie czułam się ostatnio najlepiej, a…

- Tak?
- Kilka miesięcy temu poroniłam ciążę… - wykrztusiła z siebie Justyna, wyczuwając wilgotniejące kąciki oczu.
- Bardzo pani współczuję, proszę wierzyć – mężczyzna lekko uścisnął dłoń swojej pacjentki, spoglądając łagodnie.
- Dziękuję. Czy mógłby pan… zobaczyć czy wszystko w porządku?
- Oczywiście. Po to się spotkaliśmy. Zaraz się dowiemy, co się dzieje.
Kilkadziesiąt minut później dziewczyna wychodziła z gabinetu z receptą w ręku. Niepewnie spojrzała na Bartmana, który od razu porwał ją w swoje objęcia.
- Moja dzielna dziewczynka – ucałował jej czoło. – Pogadamy w samochodzie.
Cisza panowała między nimi, dopóki nie usiedli w samochodowych fotelach. Brunet pogładził delikatnie ramię ukochanej, zostawiając na nim dłoń.
- Powiedz mi, księżniczko, co się dzieje?
- To zapalenie, znaczy stan zapalny… wiesz… pochwy – odparła nieśmiało, zupełnie nie wiedząc, co powodowało do skrępowanie.
- Skarbie, mogłaś mówić, że cię boli, to byśmy odmówili sobie łóżkowych przyjemności – odgarnął kosmyki jej włosów do tyłu.
- Ale w trakcie nie bolało aż tak… Zresztą, dawno cię nie było i potem znów cię nie będzie.
- To nie powód, żebyś cierpiała. Przyjeżdżam do ciebie, słońce. Nie oczekuję seksu na powitanie i pożegnanie. To po prostu wybitnie miła i bliska forma spędzania z tobą czasu. Ale nie jedyna.
Siatkarz pocałował brunetkę w usta, czekając na jakiś ruch z jej strony. Ta ostrożnie złapała go za głowę i przysunęła bliżej siebie. Uwielbiał, gdy jeździła dłonią po jego włosach i karku. Ich wargi doskonale się czuły w swoim towarzystwie.
- Kocham cię, Zibi.
- Mów dalej – uśmiechnął się szeroko.
- Starczy, Narcyzie.
- No wiesz co?!


<><><> 


                Po świetnej fazie grupowej nic nie zapowiadało, że będę pewnego wieczoru siedzieć i płakać. Nasza drużyna odpadła z rywalizacji po przegranych meczach z Brazylią i Bułgarią w drugiej fazie rozgrywek. Bolało ich, bolało wszystkich kibiców. Bolało mnie. Nie potrafiłam patrzeć na ich twarze pokazywane po pojedynku.
                Odkąd zaczęło się źle układać w kadrze, odtąd mój kontakt z Bartoszem się urwał. Nie odzywał się do mnie w żaden sposób, mimo moich prób porozumienia się z nim. Nic. Zero odzewu.
O wszystkim, co się działo, dowiadywałam się od Justyny. Zbyszek od razu do niej zadzwonił, po przegranych mistrzostwach i wspierali się nawzajem. Chciałam, żeby mój związek też tak funkcjonował, ale daleko było nam do tego.
Przyjaciółka zabrała mnie na lotnisko w dzień ich powrotu. Z nas dwóch to ona była ta doinformowaną i na bieżąco. Stałam bezradnie obok niej, obserwując reakcje chłopaków wyłaniających się z drzwi do hali przylotów.
Tłumek kibiców powitał ich odpowiednio, chcąc pokazać, że dalej jesteśmy z nimi. Tak było faktycznie.  Bartman podszedł do nas odkąd tylko nas zauważył. Uścisnęłam go pokrzepiająco, a potem tonął w objęciach z Justyną. Patrzyłam na nich i na inne rodziny reprezentantów z łezką w oku.
Wychylałam głowę, by dostrzec Bartka. W końcu natrafiłam spojrzeniem na parę smutnych niebieskich tęczówek. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, ale on nie odwzajemnił grymasu. Zaskoczona przypatrywałam się, jak Kurek odwrócił wzrok i zajął się rozdawaniem autografów fanom. Przetarłam oczy, by nie rozpłakać się publicznie i ostrożnie wycofałam się do wyjścia.
Gdy po wszystkim dostrzegłam parę przyjaciół, zmierzających w moją stronę, a za nimi wlekącego się bruneta, domyśliłam się, że zaproponowali mu podwózkę. Ostrożnie trąciłam dłoń narzeczonego, ciągnącego walizkę. Spojrzał zdumiony na mnie i wzruszył ramionami, zostawiając mnie z jego bagażem. Zebrałam siły, pchnęłam go do przodu i zakończyłam ten pochód. Czułam ściskające się wewnątrz moje narządy.


<><><> 


Pozwolił Cecylii czekać na siebie, ciągnąć jego walizkę i zadowolić się brakiem odpowiedzi. Nie miał zbytniej ochoty na rozmowę i powinna to już zauważyć. Niepotrzebnie zabiegała o jego uwagę, nie robiło to na nim wrażenia.
Szatynka otwierała przed nim drzwi, wpuściła do mieszkania. Niedługo potem dostał obiad pod nos, niczego nie brakowało. Nalała mu nawet kufel zimnego piwa. Wolno przeżuwał posiłek, nie zaszczycając jej uwagą ani na moment.
Prawie cały wieczór spędził przed telewizorem i komputerem, ignorując pytania skierowane do niego, próby przytulenia. Musiał przyznać, że szatynka nie była natarczywa i rzadko podejmowała próby nawiązania rozmowy. W łazience czekała na niego napełniona wanna z pianą i kilkoma aromatycznymi świeczkami.
- Umyć ci plecy? – usłyszał niepewny głos narzeczonej.
Po kilku sekundach ciszy klamka powoli się poruszyła. Dziewczyna z obawą zerknęła na przyjmującego. Siedział w wannie zanurzony aż do połowy klatki piersiowej, z przymkniętymi oczami. Na palcach podeszła bliżej niego. Cecylia wylała sobie na dłonie odrobinę płynu do kąpieli, po czym dotknęła ramion chłopaka. Siatkarz drgnął, ale się nie odsunął, więc kontynuowała zabieg. W kompletnej ciszy muskała okolice jego szyi, barków, łopatek. Tęskniła za jego bliskością, czułością, której na długi czas jej pozbawił.
Czekała na jego powrót z utęsknieniem, a przeżyła wielkie rozczarowanie. Bartka nie obchodziło to, co się działo wokół niego. Cecylia czuła się ignorowana. Coraz bardziej miała ochotę zadać mu pytanie, czy jeszcze ją kocha. Nie poznawała mężczyzny , którego teraz dotykała. Ogarniał ją coraz większy smutek i nostalgia. Traciła ochotę na staranie się. W końcu nic nie robiło na brunecie wrażenia.
Kurek stanowczym ruchem odsunął dłonie dziewczyny, dając jednoznacznie znak, że może wyjść z łazienki. Podała mu na odchodne ręcznik, a on podniósł się z wody chwilę później. Ubrał się w spodenki do spania i podążył w stronę łóżka. Narzeczona leżała na  jego prawym skraju, twarzą do ściany. Miała na sobie zwiewną koszulkę i spodenki.
Siatkarz przez moment pozostawał w pozycji leżącej, zerkając na odsłonięte skrawki kobiecego ciała. Przez długa rozłąkę, teraz bardzo szybko się podniecił.  Podwinął materiał, odkrywając plecy szatynki, na co ta odwróciła się, wyraźnie zaskoczona. Przesunął ją na plecy, samemu sadowiąc się nad nią.
Ręce nerwowo uciskały piersi, miętosząc materiał. W końcu zdjął z partnerki koszulkę wraz ze spodniami, by nacieszyć oczy jej nagością. Teraz bez skrępowania dotykał całego jej ciała, gdzie tylko zapragnął. Nie przeceniał swojej wytrzymałości, więc ochoczo rozchylił kobiecie nogi, ocierając ich podbrzusza o siebie. Szybko ściągnął swoją bieliznę i lekko oddalił biodra, szykując się do wejścia w szatynkę.
Wszystko do tej pory działo się szybko, gwałtownie. Zapewne tak byłoby i dalej, gdyby tuż przed pchnięciem nie podniósł głowy. Bartosz zamarł na kilka sekund. To wystarczyło, by dostrzec zaciśnięte na pościeli pięści Cecylii i maksymalnie mocno dociśnięte powieki, spod których skapywały na boki łzy. Tak jego narzeczona przygotowała się na punkt kulminacyjny.
Niepewnie otworzyła oczy, a widząc jego zawahanie, szybko wyswobodziła się spod przyjmującego, uciekając do łazienki wraz z rzeczami i poduszką. Próbował się do niej dostać, ale zamknęła drzwi i nie odpowiadała na żadne nawoływanie. Mógł tylko słuchać jej cichego szlochu, godzącego wprost w jego serce. Żałował całego dzisiejszego dnia, przegranych mistrzostw, cierpienia ukochanej. Zamiast się podnieść, dalej wszystko rujnował. Potarł twarz z bezsilności. Jemu samemu teraz spływała po policzkach słona ciecz.
Cecylia leżała skulona w wannie. Podłożyła sobie pod głowę poduszkę, przykryła jednym z ręczników. Całe ciało trzęsło się rytmicznie przy każdym oddechu. Szatynka czuła, jakby jej serce rozsypywało się na milion kawałków, a każda malutka cząsteczka uderzała o kości i mięśni ze zdwojoną siłą. Najchętniej zniknęłabym z tego miejsca i miasta.
Ból, żałość rozsadzające od środka powodowały, że prawie się dusiła. Coraz ciężej wciągała w płuca świeże powietrze. Przypomniała sobie noc u dziadków siatkarza, gdy ten wrócił pijany po ich kłótni. Tak samo stał się dla niej obcym mężczyzną, którego zaczynała się bać. Albo jego furia, po znalezieniu kartonu z prezentami. Lękała się tych ciemnych stron charakteru bruneta.  Jeśli zamierzał tak zachowywać się co jakiś czas, to nie miała ochoty ani siły na taki związek. Mogła go kochać, ale nienawidziła się go bać.


<><><><><><><><><><><><><><><> 


Ostatni raz byłam tu z odcinkiem w Sylwestra.
Wiem.
Ta historia jest moją pierwszą samodzielną siatkarską historią. Pomysł pojawił się zimą 2009/2010. Zobaczcie jakie to stare :P
Być może przeciągnęłam to zbyt długo, ale dalej mam pewien koncept na zakończenie i doprowadzę to do końca.

Musiałam zebrać myśli i siły, by napisać tu coś z odrobiną polotu, odrobiną siebie. Przeczytałam wszystko od początku i oto jestem znów. Spodziewajcie się rychłego końca. W końcu i tak byłam tu zbyt długo ;)

Pozdrawiam