Łączna liczba wyświetleń

21 maj 2011

#31# Niespodzianki niosą zaskoczenie


                Rzeczywiście, obecność pana Stanisława była zbawienna. Inaczej bym tu nie wytrzymała. Już wiem, po kim pewne zachowania odziedziczył Bartek. Po linii żeńskiej swojej rodziny. Wiadomo, synek mamusi, wnuczek babusi. Zdecydowanie za dobrze miał, a teraz jakaś kobieta ma się z nim męczyć. Czemu to muszę być ja?
- Celusiu, chodź, zwędziłam Adamowi kartę kredytową. Pojedziemy na zakupy – zachęcała mnie pani Irenka.
- Eee… - nie wiedziałam, jak się z tego wywinąć. – Ale obiecałam już, że pomogę pani ojcu w... – zawahałam się.
- W pielęgnacji ogrodu. Dokładnie tak – uratował mnie staruszek.
- A że ja nie łamię obietnic…
- No dobrze. Zabiorę mamę, a wy sobie ryjcie w ziemi. Kupię ci coś ładnego – pomachała i wyszła.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co. Pomoc naprawdę mi się przyda – zaśmiał się.

<><><> 

- Tak trenerze, obiecuję. Na pewno się pojawię – zapewniał rozmówcę.
- …
- Oj no oczywiście, że chcę. Choroba nie wybiera, ale pokonam te przeciwności. Góra dwa, trzy dni i się pojawię. Jesteśmy w kontakcie.
                Musiał się wytłumaczyć i zaklepać miejsce. W końcu inni tylko czekali aż zwolni się miejsce. Dostał powołanie i miał zamiar z niego skorzystać. Nie takich poświęceń dokonywał, żeby spełnić marzenia. Hmm… Jednym z nich była zmiana sposobu bycia. Już od jakiegoś czasu chciał to zrobią, a Justyna była skuteczną motywacją. Zmiany dokonał, brunetki obok niego nie ma.
                Usłyszał dzwonek do drzwi. Był pewien, że to jego siostra i po części miał rację. W progu ujrzał burzę brąz loków.
- Cześć chor uszku. A gdzie masz szlafroczek? Chcesz znowu wylądować w łóżku?
- I od razu na dzień dobry mnie wyzywasz? Jesteś okrutna – ułożył usta w podkowę.
- Oj, zaraz inaczej będziesz gadał. Znikaj pod kołdrę. Mam dla ciebie niespodziankę – posłała mu promienny uśmiech.
- Już będę grzeczny. Jak chcesz mi upiec tort to czekoladowy – krzyknął.
- Jestem pewna, że zapomnisz o tym torcie za parę minut – mruknęła i wyciągnęła telefon. – Możesz wchodzić. Teren czysty.
                Brunetka niepewnie weszła do domu, z którego niedawno ją wyrzucono. Była zdenerwowana i spięta. W końcu miała się zobaczyć ze Zbyszkiem po tak długim czasie. Wszystko się mogło zdarzyć. Pocieszała ją myśl, że brunet już wyzdrowiał. Chciała, żeby było jak przed tą rozłąką. Stęskniła się za nim, za jego bliskością…
- Chodź, chodź. Pomożesz mi ustroić tort dla tego łasucha – zawołała ją Jagoda.
- Jesteś pewna, że powinnam tu być?
- Oczywiście. Bez takich mi tutaj. Nie denerwuj się tak – uścisnęła ramię Justyny. – To co? Dziewiątkę malujemy?
- W końcu to jego numer. Może całego ludzika z koszulką zrobimy?
- Świetny pomysł, tylko takich zdolności to ja nie mam. Chyba, że ty potrafisz. Masz strzykawę – wręczyła dziewczynie sprzęt.
- Spróbuję.
- Puk, puk.
- Wejdź – odparł siatkarz.
- Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam – zaczęła mu śpiewać siostra.
- Oj nie musiałaś mi specjalnie kupować ciasta. Skoro tak, to nie ma mowy o wykosztowywaniu się na prezent.
- Oj Zibi. Ani grosza na prezent nie wydałam – uśmiechnęła się przebiegle i wpuściła do środka brunetkę a sama wyszła.
- Justyna?
Zbyszek zamrugał z niedowierzania.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Podeszła i wręczyła mu prezent. On wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Nie mógł wydusić słowa.
- Jak mam wyjść, to powiedz – dopytywała dziewczyna.
- Nie! Co ty – ocknął się i chwycił jej dłoń.
Przeskoczył przez nich swego rodzaju prąd. Jednak żadne nie puściło ręki. Przeżywali tą chwilę.
- Dobrze, zostanę – nieśmiało się uśmiechnęła.
- Jusia… Ale skąd ty tutaj? I dlaczego? – zasypał ją pytaniami.
- Twoja siostra była u mnie i mi wszystko powiedziała. Potem, jak się zdecydowałam, stwierdziła że mam przyjść dziś.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę – spontanicznie przytulił ją mocno do siebie. – Czyli już nie jesteś na mnie zła?
- Oj, przedtem byłam, ale teraz już nie – spojrzała w jego wesołe oczy.
- Czyli… Jest po staremu?
Przytaknęła mu w odpowiedzi. Tylko tyle potrzebował. Ponownie porwał ją w ramiona, lecz teraz by złączyć się w zachłannym pocałunku.

<><><> 

                Michał zadzwonił do trenera i poprosił o jeden dzień poślizgu w przyjeździe. Wytłumaczył się sprawami rodzinnymi. Tymczasem Ania spała w salonie po podróży, a jego żona gotowała późny obiad czy raczej obiadokolację. Był wdzięczny Dagmarze, że nie robiła awantur o blondynkę, tylko ą przyjęła gościnnie. W obecnej sytuacji Ania będzie musiała zostać tutaj, a najlepiej u nich.
                Dziewczyna poruszyła się, a po chwili otworzyła oczy. Spojrzała przestraszonym wzrokiem dookoła, lecz odetchnęła, gdy napotkała sylwetkę Michała.
- Hej. Byłaś zmęczona i zasnęłaś.
- Już pamiętam. A ty nie miałeś jechać?
- Miałem, ale pojadę jutro – uśmiechnął się do niej delikatnie.
- I to przeze mnie? Niepotrzebnie – zmartwiła się.
- Nie mogę cię takiej opuścić. Pogadamy, pomyślimy, wyjaśnimy sobie co nieco i wtedy pojadę.
- Och Michaś – przytuliła go mocno.
- Uwielbiam jak tak mówisz. Więc teraz mów, wyżal się wujkowi Michałkowi – zachęcił dziewczynę.
Spojrzała za okno i zamyśliła się na chwilę. Musiała zebrać się w sobie, by opowiedzieć to, co przeżyła. Wiedziała, że Winiarskiemu może ufać.
- To koniec Michał. Zostałam sama.

<><><> 

                Naprawdę wolałam pogrzebać w ziemi niż latać za bluzkami. A z dziadkiem Bartka bardzo fajnie się rozmawiało i pracowało. Powyrywaliśmy chwasty, potem ja podlewałam rośliny a on przycinał żywopłot. Na koniec usiedliśmy na drewnianej ławeczce.
- No to na dzisiaj po robocie.
- Razem szybciej poszło – uśmiechnęłam się.
- Racja. Bardzo dziękuję za pomoc i miłe towarzystwo.
- Ależ panie Staszku. Może ja skoszę trawnik, co? – spytałam z błyskiem w oku na widok nowoczesnej kosiarki.
- Miałem się za to zabrać jutro, ale skoro chcesz. Nie mam zamiaru cię wykorzystywać.
- Nic takiego.
                Chwyciłam w ręce to cacko. Strasznie byłam ciekawa jak działa. Pewnie takim sprzętem to raz dwa się skosi. Odpaliłam silnik. Po przejechaniu pewnego odcinka, w powietrzu unosił się już zapach koszonej trawy, który tak lubiłam. Przypomniało mi się jak jeszcze wczoraj leżeliśmy tuz Kurkiem. Zanim przyjedzie, trawa odrośnie kilka razy. Dziwnie mi było bez niego. Chyba muszę się powoli przyzwyczajać do jego nieobecności.
- Dzień dobry panie Stasiu – usłyszałam czyjś krzyk przez hałas.
- Dzień dobry. A kawaler to kto> - spytał staruszek.
- Nie poznaje mnie pan? – zaśmiał się ktoś po drugiej stronie płotu.
- Nie… Ale… może… Mikołaj? Jak ty wydoroślałeś. Chodź do nas.
                Byłam ciekawa przybysza. Jakież było moje zdziwienie, gdy przez uliczkę wszedł… grecki bóg! Apollo jakiś… Brunet, opalony, umięśniony, wysoki, no i co z tego wynika: PRZYSTOJNY. Biała koszulka świetnie kontrastowała z jego opalenizną i opinała się na ciele. Pan Stanisław podszedł do niego i uściskał. Pewnie się znali.
- Powinienem się obrazić, za to, że mnie pan nie poznał.
- Tyle lat cię tu nie było. Co się stało, że przyjechałeś?
- Dostałem pracę w Łodzi, to stwierdziłem, że odwiedzę rodziców.
- Wpadniesz na coś mocniejszego? – mrugnął staruszek.
- Nie, dziękuję – odmówił grzecznie.
Wtedy jego wzrok padł na mnie. Nie wiem czy przypadkiem, czy wyczuł moje natarczywe spojrzenie. Stałam jak zahipnotyzowana. Miał takie wyraziste brązowe oczy, którymi pewnie nie jedną czarował. Ale najbardziej mnie urzekł mały pieprzyk tuż nad górną wargą w kąciku ust przybysza.
- A co to się tu porobiło, że kobiety koszą trawnik? Nie mogę na to pozwolić – podszedł do mnie . – Mikołaj jestem.
- Cecylia – uścisnęłam jego dłoń, którą przytrzymał przez chwilę.
- A więc Cecylio, pozwól, że cię zastąpię. Taka piękna dziewczyna powinna mieć inne zajęcia.
- A tam. Lubię to – sprostowałam.
- Nalegam – spojrzał na mnie tymi ślicznymi oczami.
- Ten jeden raz ustąpię.
- Oj Miki, Celi to niesamowita dziewczyna. Nie ma z nią łatwo – zaśmiał się pan Staszek.
- Skąd się tu wzięłaś? – spytał mnie chłopak.
- To dziewczyna mojego wnuka. Pamiętasz jeszcze Bartka? – wyjaśnił za mnie staruszek.
- Jak przez mgłę. A właśnie, gdzie on jest?
- Został powołany do kadry narodowej. Jest siatkarzem – dziadek pęczniał z dumy.
- Gratuluję. I zostawił tu swoją dziewczynę samą? – przyjrzał mi się uważnie.
- No cóż, taki los sportowca – sprostowałam.
- Kosisz trawę, znosisz rozstania, jakie jeszcze rzeczy mogę w tobie podziwiać?
- Może się kiedyś dowiesz – odparłam tajemniczo i usiadłam na schodach wejściowych.
Mikołaj przesłał mi jeszcze zniewalający uśmiech i zabrał się do pracy.
                Właściciel ogrodu poszedł się zdrzemnąć. Ja zostałam sama z widokiem zapierającym dech w piersiach – chłopakiem przy pracy. Kierował sprzętem z taką łatwością, jakby to była dziecięca zabawka. Przez bluzkę dostrzegałam zarys jego napiętych mięśni pleców i ramion. Chyba totalnie przy tym odpłynęłam, bo nie zauważyłam, kiedy skończył.
- Przyjemnie słoneczko grzeje, prawda? – usłyszałam nagle obok siebie jego głos.
Jakże seksowny głos.
- Aaa! – podskoczyłam przestraszona.
- Przepraszam, aż taki straszny jestem?
- Weź przestań. Zamyśliłam się i mnie wyrwałeś z obłoków – wyjaśniłam.
- Ja cię aniele nie wyrywałem, sama mi spadłaś z nieba – błysnął śnieżnobiałym uzębieniem.
- Nie mów tak – spojrzałam na niego poważnie.
- Uuu… Widzę, ze ktoś tu nie lubi komplementów – szturchnął mnie.
- Lubię, ale prawdziwe a nie przesadzone – odwróciłam się twarzą do słońca i przymknęłam oczy.
- Ja nie chcę cię bajerować. Mówię, co myślę.
- To może nie wyznawaj mi tego tak nachalnie?
- Seniorita wybaczy, zbyt długi pobyt we Włoszech daje się we znaki – zaśmiał się.
- Czyli już wiem, skąd przyjeżdżasz i gdzie się opaliłeś – mruknęłam.
- Sprytnie. Podziwiam za spostrzegawczość. Przyznaję ci rację – pokiwał głową rozbawiony.
- Co się będę z obcym facetem zadawać? Jak już się przyczepiłeś, to opowiedz o sobie – uśmiechnęłam się.
- Zapamiętam: Cecylia jest nieobliczalna i nieodgadniona.

<><><> 

                Nigdy by nie pomyślał, że u państwa Jackiewiczów spotka taką niesamowitą dziewczynę. Widział jak na niego patrzyła i wiedział, że jej się podoba, ale skutecznie odrzucała powierzchowność i staram się być obojętna na jego fizyczność. Czyli będzie musiał zapunktować intelektem. Nie wiedział czemu, ale chciał jej zaimponować, zyskać w jej oczach.
                Zobaczył ją i wiedział, że ma coś w sobie. Jeszcze nie stwierdził co to, ale ma czas, żeby ja poznać. Bartek… Jak prze mgłę pamiętał czasy wspólnej piaskownicy. Kto by pomyślał, że jego kolega tak daleko zajdzie. Dawno się nie kontaktowali, a teraz on poznaje jego dziewczynę. I to jaką dziewczynę…
- Kurek, Kurek. Zawsze miałeś szczęście –  brunet uśmiechnął się pod nosem.


<><><><><><><><><><><><><><><><>


Miał być wcześniej, ale znowu jakiś dziwny nastrój mnie dopadł... Jednak jakoś zwalczyłam to i wklepałam ten odcinek na kompa i oddałam go w wasze ręce.

Gdyby ktoś chciał, to odświeżyłam bohaterów :)

Jak się podobało? Jak widać, parę niespodzianek ^^ I co wy na to dziewczynki? :)

Może z dedykacją dla wszystkich czytelniczek-maturzystek :* Już po bólu :)