Łączna liczba wyświetleń

19 paź 2014

#END# Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.


                Z radością przystąpiła do przygotowań. Nie mogła się doczekać, kiedy założy na siebie swoją nową sukienkę. Chwyciła w ręce bawełniany materiał w granatowo-czerwone paski. Na zegarze dochodziła dziewiętnasta, a brunetka umierała z ekscytacji. Tylko tydzień.
                Zasiadła przy toaletce i utonęła w świecie kosmetyków, czerpiąc z tego sporo przyjemności. Justyna nie wiedziała, ile ma czasu, gdyż nikt nie raczył jej poinformować. Najwyżej poczekają. I tak zaskoczyli ją bardzo samą pamięcią i propozycją. Jak się bawić to się bawić. Przyjaciół wybrała znakomitych.
- Można? – W drzwiach zjawiła się Cecylia.
- Widzę, że nawet do drzwi nie musiałam się fatygować – zaśmiała się.
- Przecież mam klucze. Już się nie poprawiaj, nie ma czego, ślicznotko.
- To, że jestem zajęta, to nie znaczy, że mam wyglądać jak kocmołuch – oburzyła się Smolarczyk.
- Nigdy tak nie wyglądałaś. – Blondynka uśmiechnęła się do lustra.
- Pięknie ci w tej sukience.
- Dzięki. Nie byłam przekonana, ale już za późno na zmiany. – Usiadła na krzesełku obok.
- Od tego masz mnie, swoją stylistkę – wyszczerzyła się brunetka.
- Oj, Jusia. Oby skończyło się na jednym razie w twoim wypadku – zażartowała niebieskooka.
- Ty to chyba wyczerpałaś limit.
- Przyznam ci się szczerze, że w ogóle nie wierzyłam w 3 raz.
Przyjaciółki zamyśliły się wspólnie. Trochę musiało się wydarzyć, żeby mogły teraz siedzieć razem i przygotowywać się do wyjścia na miasto. Wszystkie zamierzały godnie świętować, więc własny samochód nie wchodził w grę. Wręcz nakazali im zabranie taksówki. Bez sprzeciwów dziewczyny dostosowały się do męskich wymagań.
Pod klubem rozległ się jeden wielki pisk, gdy piątka dam spotkała się pod wejściem.  Po wymienieniu uścisków i pierwszych komplementów, zbliżyły się do wejścia. Wierzchnie odzienie zostawiły w szatni, kierując się w stronę tętniącej muzyką sali. Po ścianach i parkiecie wirował blask kolorowych świateł, prześlizgując się pomiędzy tańczącymi. Kto by pomyślał, że tylu znajomych zgłosi chęć przybycia. Najwidoczniej już zaczęli się świetnie bawić.
Trochę czasu pochłonęły powitania z gośćmi, nierzadko okraszane toastem. Dziewczyny wpadały w coraz bardziej rozrywkowy nastrój.  Szalały na parkiecie, wtapiając w tłum podrygujących do rytmu ciał. To był dopiero początek atrakcji. Cecylii gdzieś w oddali mignęło kilka wysokich sylwetek, ale prawie natychmiast zniknęły. Na pewno się pojawią, przecież mieli się bawić razem.
Zgasły kolorowe kule i reszta świateł w wielkiej sali. DJ ściszył muzykę. Poniósł się jęk imprezowiczów. Po chwili punktowy reflektor oświetlił jasnym białym światłem 5 foteli ustawionych na wprost sceny, do której od środkowego  siedziska prowadził czerwony dywan. Cecylia próbowała odszukać wzrokiem przyjaciółek. Po chwili ujrzała obok siebie uśmiechniętą twarz Miśka Kubiaka.
- Co się dzieje?
- Nie denerwuj się, tylko chodź. – Pociągnął ją za rękę w stronę oświetlonej części lokalu.
- Kombinujecie coś? – Zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
- Zaraz zobaczysz.
Posadził ją na fotelu tuż obok środkowego, na którym spoczęła Justyna. Niebawem siedziały w piątkę, nerwowo spoglądając w stronę sceny i gości. Czy oni wiedzieli coś, o czym one nie? Rytmiczna muzyka zaczęła powoli przybierać na głośności, a światła zaczęły migać.
- Co tu jest grane? – brunetka nachyliła się do Mazurkiewicz z pytaniem.
- Nie mam pojęcia, ale jeśli nasi panowie, to się boję.
Wśród sztucznego dymu, kłębiącego się na podłodze i scenie, wyłoniło się pięć sylwetek. Czarne cienie przybierały coraz więcej kształtów, upodabniając się do mężczyzn. Kilkoma krokami przemierzyli podest i przy wtórze oklasków zatrzymali się na jego końcu. Niewielu miało problem z identyfikacją osobników, a już na pewno nie panie naprzeciwko.
Skórzane czarne spodnie, opinające mięśnie nóg, białe t-shirty oraz czarne długie płaszcze. Ich poły załopotały, gdy właściciele zeskoczyli efektownie na parkiet. Tumany dymu zawirowały wokół nich. Powolnym, długim krokiem zbliżali się do oniemiałych dziewczyn. Te jak zahipnotyzowane patrzyły prosto przed siebie.

<><><> 

Biegała po sklepie od półki do półki. Jak na złość niczego nie mogła znaleźć, a stwierdziła, że pięciokrotnym męczeniem pań z obsługi wyczerpała ich limit cierpliwości. Dobrze, że nie poszła do większego marketu, bo blondynka wyzionęłaby ducha, nim dotarłaby do kasy.
- Skup się, Celi. Mąka. Gdzie może być mąka? - Pędziła głównym przejściem, nie patrząc przed siebie, tylko zerkając na zawartość alejek.
- Pomóc w czymś? - Nagle poczuła szarpnięcie i usłyszała nieco zachrypnięty głos, którego nie mogła pomylić z żadnym innym. - Wiesz, jestem trochę wyższy, na pewno więcej zobaczę.
Przez nieuwagę wpadła na coś wielkiego. Odczuła to na swoim ramieniu. Ale wszystko straciło na znaczeniu, gdy zadarła głowę pod górę.
- Yyy... niiee...
- Jesteś pewna? - błękitne spojrzenie Bartosza przeszyło ją na wskroś. - Widzę, że się śpieszysz.
- Nie. Ja po prostu niczego nie mogę znaleźć - fuknęła zdenerwowana. - Wybacz, taki dzień.
- Coś się stało? Jesteś jakaś podenerwowana - zauważył, idąc koło jej wózka.
- Mówiłam już, że ok. Mogli jeszcze więcej tych cholernych półek naustawiać, to na pewno człowiek by się odnalazł. Ty też na zakupy? - odważyła się na niego spojrzeć.
- Ja tylko po kilka rzeczy, chciałem stworzyć coś na kolację, ale oczywiście mam pustą lodówkę - zaśmiał się. Sprawiał wrażenie rozluźnionego, choć kiedy przypadkiem dotknął jej ręki, nieco się spiął.
- To może... Lepiej mi pójdzie z twoimi zakupami a tobie z moimi? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Też mi się tak wydaje - również wykrzywił wargi i jak gdyby nigdy nic włożył do wózka dziewczyny paczkę mąki, której tak szukała od dawna.
Większość czasu chodziła po sklepie za siatkarzem i po prostu wpatrywała się w niego, jak sprawnie się porusza i jej pomaga. Dobrze, że pamiętała wybrać coś dla szatyna, żeby nie umarł z głodu. Bartosz nie przytył, trzymał formę i świetnie prezentował się na boisku. Poza nim również. Elegancko przystrzyżone włosy, świetne dżinsy. Przyłapała się na chwilowym rozmarzeniu.
- No, chyba mamy wszystko - stwierdził po kilkunastu minutach, wkładając do koszyka torebkę cukru. - Potrzebujesz coś jeszcze?
- To wszystko. Dzięki wielkie za pomoc. Ja już będę leciała - delikatnie klepnęła chłopaka po ramieniu. Nim zdążył odpowiedzieć Cecylia zabrała wózek i pognała w stronę kas. Bartek mógł tylko obserwować jej oddalającą się sylwetkę i fruwające poły płaszcza.
- No przecież tak tego nie zostawię - mruknął do siebie. Pokręcił głową i ruszył w tę samą stronę.
Chyba przeceniła siły na zamiary. Zakupy w dużym sklepie zawsze kończyła ze zbyt dużą ilością ciężarów do dźwigania. Lawirując, by nie upuścić żadnej z siatek ani kartonu soku pod pachą, próbowała przejść przez pasy.
- Może jednak jeszcze czegoś potrzebujesz? - Znikąd pojawił się samochód Bartka, a jego głowa wychylała się przez szybę. - Widzę, że ci ciężko. Wsiadaj, podwiozę cię do domu.
- Ja naprawdę wyglądam jak sierotka? - jęknęła zrezygnowana.
- Raczej jak zapracowana kobieta, która unika mojej pomocy jak ognia. - Kilkoma zwinnymi ruchami zapakował torby do bagażnika i po chwili mogli jechać w stronę osiedla dziewczyny.
- To nie tak. Po prostu ja zawsze jestem samodzielna i no.. - tłumaczyła zawzięcie.
- Nikt nie jest samowystarczalny, Celi - zauważył, zmieniając bieg. - Każdy czasem potrzebuje pomocy, a nie przyjmując jej człowiek tylko się męczy.
- Nie lubię wychodzić na ofiarę losu. Przed tobą, to już w ogóle - mruknęła, zawstydzając się. - Dziękuję.
- Przestań, wcale tak nie jest - spojrzał na nią, kiedy stanęli na światłach. - Dlaczego akurat przede mną?
- No boo... Potem będziesz o mnie źle myślał - rzuciła szybko, odwracając wzrok na widok za oknem.
- Celuś? - Zatrzymał się na przystanku, nie zwracając na protesty dziewczyny, że przecież nie może tutaj stać. - Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego. Słuchaj, przepraszam, że tak się wtrącam. Po prostu... Martwię się, że coś jest nie tak. Wiesz, że chcę tylko twojego dobra.
- Wiem - odpowiedziała, wpatrując się w jego oczy. - Po prostu... Chciałabym dobrze wypaść w twoich oczach. Lepiej ruszaj, bo nam wlepią mandat.
- Celi, czy ty... - zawahał się. Słysząc klakson autobusu, ruszył z miejsca, ale kilka chwil później zatrzymał się na poboczu i włączył światła awaryjne. Odetchnął głęboko, zanim się odezwał. - Czy ty też czasem... Myślisz może... O mnie?
- Bartek... Przecież tego się nie da wymazać. Nie mogę udawać, że cię nie znam - zerknęła na niego niepewnie.
- No tak - odparł nagle, jakby zrezygnowany. - Lepiej już jedźmy.
- Nie o to mi chodziło... - szepnęła już bardziej sama do siebie. - Nie chcę ci zabierać tyle czasu.
- Przecież to mój czas - spojrzał na nią niemal z politowaniem. - Sądziłem, że w ogóle nie chcesz. Dlatego tak się zachowujesz, unikasz mnie.
- Nie sądziłam, że chciałbyś go spędzać ze mną. To twoje życie - uśmiechnęła się smutno i wysiadła z samochodu.
- Myślisz, że mogłem ot tak zapomnieć, co nas łączyło? - zapytał i wysiadł za nią. Wyciągając zakupy z bagażnika, starał się nie tracić kontaktu wzrokowego. - Myślałem, że właśnie ci udowadniam, że ja nadal..
- Spokojnie, poradzę sobie - chciała przejąć od niego siatki. - Bartek...
- Cecylia - zawsze wymawiał jej imię z niezwykłą czułością i teraz również zadrżała lekko. - Nie bój się okazać słabości.
Odpuściła i odsunęła się na kilka kroków. Poinstruowała siatkarza o obecnym lokum i powoli szła za nim. W głowie powstał jej mętlik. To dzisiejsze spotkanie siało we wnętrzu blondynki kompletne spustoszenie. Oddychała nerwowo, pokonując schody. Znajdą się kompletnie sam na sam w jej mieszkaniu. To nie sklep, gdzie znajdowały się dziesiątki obcych ludzi, ani samochód na drodze w biały dzień.
- Jeśli nie chcesz, w porządku. Odłożę tylko te torby i jadę - wyrwał ją z zamyślenia. Aż potknęła się na schodach, kiedy dotarło do niej, że siatkarz mówi jak najbardziej serio.
- Wszystko wychodzi nie tak. Widzisz, niczego nie potrafię dobrze zrobić - roztrzęsionymi dłońmi mocowała się z kluczem. - Żebym nie wyszła na najokropniejszą kobietę pod słońcem, to wejdź chociaż na herbatę.
- Nie chcę ci przeszkadzać. A ty na pewno nie jesteś najokropniejsza. Jesteś dobrym człowiekiem, najcudowniejszą osobą jaką poznałem. Nigdy w siebie nie wątp.
- Miło mi to słyszeć. Zapraszam - otworzyła przed nim drzwi na oścież, spoglądając z nadzieją.
Jak mógł odmówić temu nieśmiałemu uśmiechowi, potarganym włosom i błękitnym oczom, które zawsze dopasowywały się do koloru nieba.
- Jesteś pewna? Pewnie planowałaś jakąś kolację czy coś, a ja ci się wtrącam - wszedł do środka i po chwili podążał za nią do kuchni.
- To raczej ty planowałeś kolację. Ja sama nie wiedziałam, co ugotuję. Jesteś głodny? Tak w ogóle, to siadaj.
- Pomogę ci - zerwał się, kiedy sięgała do półki, na której stał słoik z kawą. - Kolacja może poczekać. Chciałem obejrzeć powtórkę meczu późnym wieczorem, więc mogę zjeść wtedy.
- Nie puszczę cię głodnego. Zrobię ci kawę i coś do zjedzenia. Daj mi chwilkę na ogarnięcie - wyminęła go i zaczęła wędrować od szafek do lodówki, a nawet i do pokoju.
Obserwował poczynania dziewczyny, powstrzymując się od uśmiechu szaleńca. Tak bardzo się starała, by jak najlepiej przyjąć go jako gościa. Mięso skwierczało na patelni, a Cecylia znowu gdzieś zniknęła. Wstał ponownie, tym razem w celu uniknięcia spalenizny. Chwycił za drewnianą łopatkę i sprawnie poradził sobie z przewracaniem. Sekundę później w kuchni zjawiła się blondynka, czytając coś na telefonie.
- Mogę dodać o tego lampkę wina, czy nie bar... - urwała, gdy zderzyła się z przyjmującym.
Zaskoczony chłopak złapał ją w talii w ratunkowym odruchu, lekko się schylając. Ich twarzom tak blisko było do siebie. Szatyn czuł drżenie ciała dziewczyny i widział jej zaskoczoną minę. Przeniósł bardzo delikatnie dłonie na jej ramiona, jednocześnie pochylając się coraz bardziej. Blondynka wstrzymała oddech, nagle zdając sobie sprawę, że nerwy całego dnia ulatują z niej błyskawicznie. Gdy tylko poczuła usta siatkarza, zeszło z niej całe napięcie.
Nie protestowała, nie wyrywała się. Wręcz przeciwnie. Uniosła się na palcach, by choć minimalnie ułatwić pocałunek. Objęła szyję Bartka dłońmi zaraz po tym, ja skręciła palnik pod patelnią. W miarę ucichania skwierczenia tłuszczu, para coraz mocniej lgnęła do siebie. Przyjmujący chwycił dziewczynę w talii i lekko uniósł tak, że ich głowy zrównały się ze sobą. Zachłanność. Oboje czerpali z tej chwili jak najwięcej, myśląc, iż może się ona nieprędko powtórzyć. Rozgrzane wargi ocierały się o siebie w coraz głębszych pocałunkach, serca łomotały gdzieś w klatkach piersiowych, a dłonie rozpoznawały zapomniane skrawki ciał.

Młody mężczyzna zatrzymał się zatrzymał się kilka kroków przed nią. Jego ruchy współgrały z tymi towarzyszów obok. Patrzył zza pleców prosto w oczy wybranki, gdy powoli zdejmował płaszcz. Na sali co chwila rozbrzmiewały gwizdy i okrzyki. Szatyn uśmiechał się leniwie, obchodząc krzesło i chwytając za ramiona dziewczyny. Przymknęła oczy, rozkoszując się męskim dotykiem. Pamiętała doskonale ich pocałunek w jej kuchni i to, jak rozpłakała się potem w jego ramionach, mocno obejmując siatkarza.

Przyspieszony oddech, plamki przed oczami i to uczucie, gdy wszyscy na ciebie patrzą. Czuła się kompletnie obezwładniona strachem. Wymarzony dzień ponownie zmieniał się w piekło. Nie wierzyła, że to robi, ale znów zamiast ruszyć do przodu, rzuciła się biegiem do wyjścia. Wcześniej inni śmiali się, że do trzech razy sztuka. Wcale nie.
- Cecylio!
Spodziewała się usłyszeć za sobą głos ukochanego, ale to nie on za nią wybiegł. Zaskoczona zatrzymała się i odwróciła. Przed kościołem stała jej matka. Niebieskooka nawet nie sądziła, że rodzice przyjmą zaproszenie. Tymczasem kobieta podeszła bliżej, chwytając za dłoń córki w białej koronkowej rękawiczce.
- Nie uciekaj od niego.
- Ja nie mogę… - zaczęła się tłumaczyć, lecz nie potrafiła znaleźć słów.
- Ja rozumiem, nie kochałaś i dlatego uciekałaś od Roberta, ale teraz? – Matka spoglądała na nią karcąco.
- Boję się. Tak po prostu. To decyzja na całe życie.
- Chyba miałaś dość czasu, żeby się namyślić, nie sądzisz? Gdybyś tylko widziała jego minę w kościele. Chciał cię gonić, ale go powstrzymałam. To doskonała okazja, żeby cię przeprosić kochanie i przy okazji odwieźć od życiowego błędu.
W świątyni zapanowało ponownie poruszenie. Tym razem z powodu Cecylii kroczącej za rękę z mamą po czerwonym dywanie. Rozstały, przytulając się i szepcząc kilka słów. Potem blondynka podeszła do ołtarza, ściskając dłoń Bartosza. Mężczyzna wyraźnie odetchnął i uśmiechnął się lekko.
- Kocham cię.

<><><> 

Panowie zgrabnymi krokami  okrążali dziewczyny, którym coraz bardziej podobało się to widowisko. Nie ulegało wątpliwości, iż honorowe miejsce brunetki nie było przypadkowe. Ona wodziła wzrokiem po męskich ciałach, a już zwłaszcza tym najbliżej niej. Nie powstrzymała rąk, gdy mężczyzna przycupnął na jej kolanach. Ściągnęła jego kapelusz i włożyła na swoją głowę. Wszystkie dziewczyny krzyknęły, gdy przed ich oczami męskie dłonie rozerwały koszulki, ukazując nagie torsy. Spojrzała w zielone oczy przed sobą. Rozpoznała ten szalony błysk, a przez jej ciało przeszedł dreszcz.
Orkiestra wcale nie musiała zachęcać gości do zabawy. Pary same ciągnęły na parkiet, nie stroniąc od tańców. Brunetka cieszyła się szczęściem przyjaciółki, widząc jej nieustannie uśmiechniętą twarz. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt z ich znajomych nie przewidywał takiego biegu zdarzeń.
Uśmiechnęła się do Bartka, z którym aktualnie tańczyła. Kilka minut temu złapała welon, a tradycja oczepin sparowała ją z Grzesiem Łomaczem. Rozbawieni sytuacją odtańczyli co konieczne, by później zrobić odbijanego młodej parze. Niczego nie podejrzewała, widząc swojego ukochanego naradzającego się na coś z przyjmującym, gdyż zapatrzyła się na białą suknię blondynki, która szalała na parkiecie z rozgrywającym. Ocknęła się, gdy jej partner podziękował jej za taniec i przeprosił na chwilę, odchodząc na bok z dwoma wysokimi brunetami.
- Goście nasi kochani, chciałbym poprosić na chwilę o waszą uwagę. To mój najszczęśliwszy dzień w życiu, dzięki tobie, Celuś. Teraz czas na chwilę szczęścia dla innych. – Bartosz przekazał mikrofon kolegom.
- Przebywając w tej przepięknej scenerii, pozazdrościliśmy Kuriasowi… - zaczął Andrzej.
- Mamy małe pytanie do naszych ukochanych, najpiękniejszych, najcudowniejszych kobiet – kontynuował atakujący.
- Doroto…
- Justyno…
- Wyjdziesz za mnie? – powiedzieli równocześnie, patrząc na swoje partnerki ze sceny.
Jusia wzięła głęboki oddech i długo nie wypuszczała powietrza na zewnątrz. Potrafiła zarejestrować tylko Zbyszka zbiegającego ze sceny w jej stronę z pierścionkiem w ręku. Poczuła łzy w kącikach oczu i dreszcz na plecach. Do tej pory sądziła, że siatkarz nie ma poważnych zamiarów wobec niej, mimo iż byli ze sobą długi kawałek czasu. Teraz te myśli uleciały z jej głowy, a zastąpiły je nowe, szczęśliwe, fruwające jak motyle.
- Przepraszam, że zwlekałem, ale jak głupi uczepiłem się myśli o zaręczynach na ślubie naszych przyjaciół i nie potrafiłem wymyślić niczego lepszego – wyszeptał do jej ucha. – Jeny, zaraz mi serce wyskoczy z piersi. Powiesz coś, kochanie?
- Tak!
Gdzieś z poza obezwładniających objęć Bartmana docierały do niej brawa i wesołe pokrzykiwania. Jednak najważniejszy był on. Tak bliski jej sercu i całemu ciału. Nie sądziła, że potrzebuje od niego specjalnych deklaracji, a jednak oświadczyny przyniosły jej tyle radości i nadziei na wspólną przyszłość.

Zawsze ją zaskakiwał. Nie potrzebowała wiele. Czasem wystarczył niespodziewany mały kwiat, by poczuła się wyjątkowo i rzucała się na szyję bruneta spragniona pocałunków. Taka była ich miłość, trochę narwana, trochę szalona, ale miłość. Teraz siedziała na środkowym krześle i gładziła dłońmi idealną klatkę piersiową przed sobą. Oblizała usta, uśmiechając się lubieżnie. On nawet nie wiedział, jak bardzo ją pobudzał swoim tańcem, ruchami, samą bliskością. Ten wieczór zdecydowanie był wyjątkowy i ona sama się tak czuła, zwłaszcza przy nim.  A przecież tak naprawdę nie zaczęli jeszcze tej wspólnej drogi. Spojrzała na swój pierścionek na palcu. Już niedługo.

<><><> 

Na jej ciele wyskoczyła gęsia skórka, gdy poczuła męskie palce przemykające po jej karku i dekolcie. Droczenie się ze sobą to była już ich tradycja. Zbyt długo nie zamierzała mu pozwalać na rozsiadywanie się na jej kolanach. Szybkim ruchem zepchnęła go, lecz siatkarz się nie przewrócił, tylko zgrabnie zeskoczył na parkiet. Z szelmowskim uśmiechem przebiegł wraz z kolegami przed każdą z dziewczyn z wypiętym tyłkiem, oczekując klapsa. Sami tego chcieli, więc brunetka nie szczędziła sił. Ukochany w odpowiedzi pogroził jej palcem.
To się nie działo naprawdę. Widziała scenę, światła i jego jak przez mgłę. Zaczęła kręcić głową na boki i cofać się do tyłu. Nie wzruszały jej zdziwione miny gości. Czuła się jak małpa w cyrku, a nie zamierzała być darmową pożywką. Odnalazła wzrokiem wyjście i na dygocących nogach wypadła z sali. Łapczywie wdychała chłodne powietrze na zewnątrz. Usiadła na ławce, uderzając ze złości rękoma w drewno.
- Doris, wszystko w porządku?
Spojrzała w stronę, skąd dobiegał zmartwiony głos. Krew  w niej zawrzała.
- Teraz się pytasz czy w porządku? Normalny jesteś? Wyskakujesz jak pajac z pierścionkiem przy wszystkich ludziach i urządzasz maskaradę, a mnie pytasz dopiero teraz czy ze mną w porządku?! – krzyczała coraz głośniej dziewczyna. Podeszła do siatkarza i szarpnęła za jego marynarkę.
- Chciałem…
- Gówno chciałeś! Myślałeś, że jak zrobisz to przy nich, to ci zagwarantuje pozytywną odpowiedź? Chyba mam prawo wyboru! Przystawiłeś mnie do muru i oczekiwałeś oklasków. – Patrzyła prosto w twarz bruneta i widziała w niej strach.
- Wcale tak nie myślałem. To po prostu miała być niespodzianka. Nie wiedziałem, że tak zareagujesz – tłumaczył, kierując się do ławki. – Jeśli nie chcesz za mnie wychodzić, to po prostu powiedz.
Zatrzymała się w pół kroku. Faceci naprawę ciężko pojmowali niektóre rzeczy albo patrzyli na nie zbyt pochopnie.
- Kto powiedział, że nie chcę?
- A chcesz? – podniósł głowę z zaskoczoną miną.
- Na pewno nie przy takiej szopce, litości. – Uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Zaczekaj! – Siatkarz zerwał się na równe nogi.
Bawiła się brzegiem sukienki, próbując odgadnąć zamiary ukochanego. Miała nadzieję, że jednak się dogadają i nie skończą swojego związku z hukiem. Poczuła delikatnie opadające na nią płatki róż i chwyciła jeden w dłonie. Koło niej usiadł młody mężczyzna w garniturze i chwycił ją za podbródek.
- Tutaj jesteśmy sami. Nikt nam nie przeszkodzi.
Patrzyła, jak Andrzej zsunął się przed nią na kolana i wyciągnął zza pleców czerwoną różę i pierścionek.
- Nie odgadłem twoich wymarzonych zaręczyn, ale chciałbym to naprawić. W ogóle to chciałbym się nauczyć odgadywać twoje pragnienia i potrzeby, skoro mamy spędzić razem resztę życia.
Poczuła szturchnięcie. To Justyna wkręcona w zabawę, zachęcała ją do wstania. Panowie powrócili na początkowe pozycje i  prężyli roznegliżowane ciała. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, gdy i ich spodnie opadły w dół, odkrywając czarne bokserki. Tego jednego wieczoru mogli patrzeć na niego wszyscy, ale na resztę nocy już go sobie zarezerwowała na wyłączność.

<><><> 

Dotąd zawsze postrzegała swojego partnera za zabawnego, wesołego i uwielbiającego stroić żarty. Nigdy nie próbowała sobie wyobrazić striptizu w jego wykonaniu, ale pewnie parsknęłaby śmiechem. To był błąd. Teraz w znikomym błysku reflektorów i sztucznym dymie widziała pociągającego mężczyznę, tańczącego tylko dla niej. Oczywiście stanowił element występu, ale ją interesował tylko on.
Coraz ciężej się dogadywali. Wszystko tylko się pogorszyło, gdy pojawił się temat jego przenosin do Gdańska. Uwielbiała polskie morze, ale nigdy nie rozważała przeniesienia tam całego swojego życia. Wiedziała, że siatkarz nie spędzi nie wiadomo ilu lat w jednym klubie, nie zamierzała zabraniać mu rozwoju. Jednak w całym tym zamieszaniu powinni odnaleźć trochę miłości do siebie.
- Nie chcesz ze mną wyjechać, przyznaj.
- Grzesiu, wiesz, że to nie tak – jęknęła zrezygnowana.
- To jak? Czego się boisz? – dopytywał, by cokolwiek zrozumieć.
- Zaczęłam tu studia, złapałam dobre kontakty z ludźmi. Nie tak łatwo zacząć wszystko od nowa.
- Przecież będziemy razem, jakoś sobie poradzimy – przekonywał mężczyzna.
- Nie będę ci rządzić, gdzie masz grać. Wybierz najlepszą ofertę, potem będę główkować co zrobić. Boli mnie głowa. – Wyszła do sypialni, by skulić się w kłębek na łóżku.
Potem nastały coraz rzadsze rozmowy aż w końcu ciche dni. Mijali się codziennie bez słowa, chowając swój ból i troski w głębi serca. Czasem któreś otwierało już usta, ale szybko tracili zapał. Nie budzili się w swoich objęciach, lecz na różnych końcach łóżka.
Właśnie w tych dniach rozgrywający dokonał wyboru o dalszej klubowej karierze w nowym mieście. Więcej na ten temat mógł porozmawiać z kumplami niż z dziewczyną. Oddalali się od siebie, ale bał się, że podjęcie dyskusji może zakończyć ich związek. Nie chciał stracić bliskiej osoby, bo ciężko byłoby mu podejść do nowego sezonu z dziurą w sercu.
- Pojutrze jadę podpisać umowę.
- W Gdańsku? – Blondynka nawet nie podniosła głowy znad talerza.
- Tak.
- Ja jutro wyjeżdżam do rodziców. Możesz sprzedać albo wynająć mieszkanie. Mną się nie przejmuj.
Złapał ją za rękę, chcąc zatrzymać i wyjaśnić. Spojrzała na niego smutno i uwolniła się z uścisku. Siatkarz poczuł uścisk w sercu. Najstraszniejszy scenariusz stawał się rzeczywistością.
Odkąd został sam w mieszkaniu i w życiu, nie czuł się związany z tym miejscem. Do nowego miasta wyruszył własnym autem zapakowanym po brzegi bagażami. Powinien zacząć od nowa i chciał to zrobić jak najszybciej. Nowy pracodawca wyszedł do niego z pomocną dłonią. Oprócz miejsca w zespole zyskał też mieszkanie i dużo innych ułatwień. Teraz wiedział, że podjął dobrą decyzję.
- Aneta?
Stał z kluczem w ręku, gdyż drzwi jego lokum otworzyły się same, a w nich stała jego ukochana. Patrzyła na niego uważnie i badała reakcję mężczyzny. Nerwowo skubała rękaw swetra. Zrobiła mu miejsce w drzwiach, znikając w innym pomieszczeniu. Grzegorz o mało nie zapomniał o swoich bagażach.
- Przepraszam, że się rozgościłam sama.
- Co ty tu robisz? – Usiadł na krześle z miną pełną niedowierzania.
- Zaczynam tu od przyszłego tygodnia pracę, od października kontynuuję studia na Politechnice Gdańskiej... I podkochuję się w nowym rozgrywającym drużyny siatkarskiej – Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jak? Kiedy to zrobiłaś? Chcesz powiedzieć, że… - Podszedł do niej szybko i złapał za dłonie.
- Nie myśl, że dla ciebie – zaśmiała się, widząc  jego zmarszczony nos. -  Zrobiłam to dla nas.
                Zastanawiała się w duchu, kto wymyślił pomysł na ten wieczór. Znając szatyna, mógł to być on. Nigdy nie brakowało mu polotu, wyobraźni i szalonego podejścia do życia. Nie peszyli go ludzie w klubie ani własne skąpe odzienie. Dziewczyna widziała, jaką czerpał z tego radość i z chęcią podbiegła do niego, gdy kiwnął na nią palcem.

                <><><>

Utrzymując kontakt wzrokowy z brunetem, powoli zmierzała w jego stronę. Niech nie myśli, że rzuci się jak jakaś pierwsza lepsza. Oczywiście, że kręcenie tyłkiem i zgrabne ruchy miał we krwi. Idealne się odnalazł w roli striptizera, a teraz rozpieszczał jej uszy, nucąc do ucha słowa piosenki. Wspinając się na palce, potarła policzkiem o jego lekki zarost. Blond włosy rozsypały się na jej plecach, a niebieskooki trzymał ją mocno w talii. Czuli jakby krew pulsowała w nich w rytm muzyki.
Przemierzała nerwowo pokój, układając w głowie to, co chciała powiedzieć. Bieganie między codziennymi obowiązkami a sądem nie ułatwiało ostatnio im życia. Ciężko było jej uspokoić partnera i namówić na dzielenie się zmartwieniami. Chciał jej tego oszczędzić, nie mieszać w sprawy rozpadającego się małżeństwa. Jednak z momentem, kiedy połączyła ich nić porozumienia, iskra prawdziwego uczucia, wszystkie problemy stały się tymi wspólnymi.
- Nie powinieneś odbierać jej syna całkowicie – oświadczyła.
- Słucham? – Spoglądał na wybrankę zdumiony. Zamrugał kilka razy oczami. – Przecież chcemy razem stworzyć rodzinę.
- Oczywiście, ale ona ma prawo do kontaktu z Oliem. Zawiodła cię, jako żona, ale matką była dobrą, przyznaj. – Podeszła i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Jesteś ostatnią osobą, którą bym podejrzewał o taką prośbę.
- Dagmara znalazła sobie kogoś, ty masz mnie. Można żyć w zgodzie, zamiast rozsiewać nienawiść.
- Kochanie, czym mnie jeszcze zaskoczysz? – Ucałował jej ręce, uśmiechając się.
Polska złota jesień rozpieszczała wszystkich, którzy spędzali popołudnie na spacerze. Słońce przedzierało się pomiędzy kolorowymi liśćmi na gałęziach. Czerwień, brąz, złoto. Temperatura powietrza pozwalała na odzianie się zaledwie w sweterek i swobodne rozkoszowanie pozytywną aurą, jaka zapanowała w jednym z parków. Blondynek szurał nogami po ziemistej powierzchni, podrywając leżące liście do lotu.
- Mama!
Brunetkę zauważył już z daleka i pobiegł czym prędzej w jej stronę. Tak wiele musiał zrozumieć już w dzieciństwie. Widok chłopca wtulającego się w rodzicielkę potrafił rozczulić, nawet dziewczyna przyłapała się na uśmiechu.
Bała się tego spotkania, choć sama do niego doprowadziła. Uznała, że trzeba ze wszystkim się w końcu zmierzyć i nie odkładać na później. Podeszła powoli do parkowej ławki i dała im czas na nacieszenie sobą.
- Dziękuję, Aniu – usłyszała cichy głos.
- Chyba nie masz powodu – odparła.
- To ja pierwsza zdradziłam nasze małżeństwo. Nie miej do siebie wyrzutów. Zwłaszcza teraz, gdy dzięki tobie mam Oliviera.
- Ale…
- Michał zrobiłby dla niego wszystko, ochronił przed całym światem, nawet przede mną. Tylko kobieta, którą kocha, mogła go przekonać. – Dagmara spojrzała ciepło na towarzyszkę.
- W końcu oboje go kochacie. Nie powinien cierpieć za błędy dorosłych.
- Padło dużo przykrych słów, które nie powinny paść. Mam nadzieję, że znajdziemy jakieś porozumienie.
Gdy wróciła do mieszkania, poczuła zapach pysznego jedzenia. Zaciekawiona chciała zajrzeć do kuchni, ale drogę zagrodził jej siatkarz.
- Wstęp wzbroniony. Nie przeszkadzaj szefowi kuchni. – Skradł jej pocałunek. – Jak było?
- Spokojnie. Nawet… miło. Mam pozytywne nastawienie do sprawy.
- Cieszę cię, moja dzielna księżniczko. – Utonęła w objęciach mężczyzny.
- Czuję się taka szczęśliwa.
- Ja też. Zwłaszcza, że mamy wolną chatę – zaśmiał się Michał, za co dostał kuksańca w bok.
Niechętnie oderwała się od ukochanego, ale ten zakończył występ. Obiecał jej szybki powrót, całując przelotnie na odchodne. Zagwizdała na palcach, gdy panowie kłaniali się na scenie.  Szalone wieczory panieńskie wpisane chyba były w przyjaźń ich piątki. Zebrały się szybko z dziewczynami, by wymienić najświeższe wrażenia. Jednak opowieści chyba starczy im na kolejne lata.

<><><> 

Przez chwilę zapomniałam, gdzie się znajduję. Spokojne nuty wybrzmiewały subtelnie i raczyłam nimi ucho. Oparłam głowę o tors Bartosza, przymykając powieki. Kołysaliśmy się w powolnym tańcu, który zwiastował rychłe zakończenie imprezy. Zaciągnęłam się zapachem siatkarza, wiedząc, że rano poczuję go znowu. Podniosłam wzrok na twarz szatyna, a potem razem spojrzeliśmy nasze złączone dłonie. Złoto zabłyszczało przez moment. Za tydzień czekała nas kolejna znakomita zabawa, poprzedzona wzruszającym wyznaniem miłości.
Pozwoliłam Bartkowi połączyć nasze usta w leniwym pocałunku. W każdej takiej chwili mój świat zmysłów skupiał się tylko na ukochanym. Gładziłam dłonią jego kark, a drugą złapałam go za tyłek.
- Psujesz romantyzm – zaśmiał się.
- Po takich atrakcjach naprawdę myślałeś, że pójdę grzecznie spać? – Uniosłam jedną brew do góry.
- Sama wielokrotnie przyznawałaś, że myślenie nie jest moją mocną stroną. – Wyszczerzył się szeroko.
- I tak cię kocham. – Pogładziłam jego policzek.
- A ja ciebie, moja uciekająca panno młoda. – Przytulił mnie ponownie.

- Do trzech razy sztuka. – Mrugnęłam do przechodzącego obok Zbyszka z Justyną na rękach.


<><><><><><><><><><><><><><><>

Tak, to już koniec. Wszystko, co chciałam, zawarłam w tym odcinku. Dużo czasu do niego się zabierałam, wymyślałam, pisałam na raty. Musiał być dobry!
W ten sposób kończę moje pierwsze podjęte samodzielnie opowiadanie :) Chyba nie muszę mówić, jakie emocje mną targają i jak wiele wspaniałych chwil spędziłam przy pisaniu.
Jednak najważniejszą, nieocenioną wartością, jesteście WY.
Tyle się was przewinęło, że nie sposób wymienić. Największe pokłony biję tym, które zostały tu od początku do końca. Jednak wszystkie, które czytałyście choć fragment i skomentowałyście choć raz, przyniosłyście mi radość :)

Serdecznie dziękuję za obecność, napełnianie pomysłami, motywację do pisania i cierpliwość w oczekiwaniu na wypocenie przeze mnie odcinków. Różnie się działo w moim życiu, ale na was zawsze mogłam liczyć :) Zwłaszcza na, skromnie mówiąc, przyjaciółki :*
Dobra, zanim się popłaczę, pożegnam się z godnością :D
Ale tylko tutaj! Bo nie kończę z pisaniem, no co wy :D Miliard pomysłów w głowie nie może się zmarnować ;)

Cecylia w końcu przetrwała całą ślubną ceremonię, bądźcie z niej dumne ;) Przepraszam, jeśli liczyłyście na amory z Kubim :D

Do "usłyszenia" na łamach bloggera!

Nie wierzę, że to się dzieje. To już koniec. Trzymaj się Celka.

26 sie 2014

#55# Zmienić wszystko, by się nie zmieniło wcale nic

Odkąd Michał z Dagmarą wyjaśnili łączące ich sprawy oraz uczucia, minął spory kawałek czasu. Siatkarz miał świadomość, że po każdej ciężkiej rozmowie, wizycie u adwokata i rozprawie czeka na niego ktoś, kto powstrzymywał go przed zwariowaniem. Anna nie oczekiwała niemożliwego. Raz nawet zaproponowała, żeby przemyślał, czy nie chce spróbować jeszcze raz z brunetką. Myślał, że żartuje, ale po jej poważnej minie zrozumiał, iż poświęciłaby dla niego własne szczęście.
                Na dowód tych rozmyślań dojrzał za meczowymi bandami uśmiechniętą ukochaną. Zawsze czekała, zawsze przychodziła, jeśli tylko miała wolny czas. Nigdy nie chciała być w centrum uwagi, bo bała się, że okrzykną ją rozbijaczką wspaniałej rodziny Winiarskich. Oli ją wręcz uwielbiał. Obdarzył ją odrobiną uczuć przeznaczonych dla matki, bo u tej wyczuł zmiany w zachowaniu.
- Poczekaj tutaj, dopełnię papierkowych formalności. - Michał musnął wargi blondynki i pobiegł rozdawać autografy.
- Jasne. Tylko wiesz, skończ o przyzwoitej porze - zawołała za nim ze śmiechem. On tylko mrugnął do niej okiem, a chwilę później pozował do następnego zdjęcia.
- Dobrze dziewczyny, teraz macie okazję się wykazać. Liczę na was. Jak ona się zgodzi, każda dostanie autograf i co tam jeszcze będziecie chciały - oznajmił przyjmujący i zaczął szperać przy łańcuszku.
- Michał, co ty... - powiedziała zaskoczona, gdy nagle pojawił się przy niej. I klęknął! - Wstawaj natychmiast!
- Zatem pytam się, czy przyjmiesz ten skromny pierścionek i zgodzisz się wyjść za mnie? - ujął w dłonie błyskotkę wiszącą na jego łańcuszku.
- Misiek, no co ty... - zamurowało ją.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale w jego oczach widziała tylko miłość, oczekiwanie i stuprocentową pewność. Blondynka uśmiechnęła się, po policzku spłynęła jej łza wzruszenia. Nerwowo włożyła pierścionek na palec, po czym pochyliła się nad siatkarzem i pocałowała go krótko.
- Jasne, że tak, głuptasie.
Nawoływania fanek ucichły i zastąpiły je głośne oklaski.
- To jak z tym autografem? - krzyknęła któraś.
- Nie dadzą się nacieszyć... - mruknęła, przytulając Michała mocno do siebie. - No, idź już. Obiecałeś w końcu.
- To kto, co chce? Jestem teraz wasz.
- Ej. - Kiwnęłam ostrzegawczo palcem Ania. - Bez przesady.
- Ściągnij koszulkę, prooooszę - rozległ się błagalny jęk.
- Tylko spróbuj, to odwołam wszystko co powiedziałam – warknęła dziewczyna, ale zaraz potem parsknęła śmiechem, widząc jego zdezorientowaną minę. - W sumie... A co mi tam, też się napatrzę. Może mi się jeszcze znudzi...
- Naprawdę mam to zrobić? - spytał zaskoczony, patrząc na swoją narzeczoną.
- Pewnie. Może dziewczyny uratują mnie przed popełnieniem życiowego błędu? - powiedziała poważnym tonem, choć w środku aż trzęsła się ze śmiechu. - No wiesz... Jeszcze się okaże, że masz jakieś braki czy coś... Nie będę ryzykować.
- O ty małpo! No dziewczyny, czy widzicie tu coś nie tak? - spytał podciągając koszulkę do góry.
- O, fuu, jaki buu... – zaczęła Anna, ale widząc naprawdę nieźle zbudowany przód siatkarza, oniemiała. Nie wyszedł z formy od czasu, kiedy ostatni raz go widziała w półnegliżu. - Woow.
Podobną reakcję dało się zauważyć wśród zgromadzonych za bandą fanek. Zaczęły się piski, ale na szczęście nikt nie zemdlał.
- I co? - odparł z szerokim uśmiechem Misiek. - Rozmyśliłaś się?
- Może być. - odparła, starając się zachować obojętność. - Kończycie już? Nudzi mi się.
- Smyrnę im parę podpisików i jestem tylko twój. - Założył jej swoją koszulkę.
- Najpierw pod prysznic. Śmierdzisz. - Zmarszczyła nos, ale po chwili uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Poczuj zapach mężczyzny - zaśmiał się w głos.
Wielkie szczęście miały fanki, które załapały się na zdjęcie z Winiarskim pozbawionym koszulki.
- Misiek, ja poczekam przed halą, okay? Duszno tu trochę - powiedziała, zbierając swoje rzeczy.
- Tylko nie uciekaj Kopciuszku.

<><><> 

                Ranek po tamtej feralnej nocy wcale nie okazał się lepszy dla Mazurkiewicz. Po przebudzeniu długo leżała, wpatrując się w sufit i wzorek na kafelkach. Przy okazji nasłuchiwała odgłosów z sypialni. Ryzykując starcie z brunetem, ostrożnie wymknęła się ze swojego lokum. Prędzej czy później chciałby skorzystać z toalety.
                Jedna z większych torebek, parę niezbędnych drobiazgów zabranych bez hałasowania i mogła wyjść z jego mieszkania. Z kuchni wzięła tylko jedno z jabłek na tacy. Ubrana, odświeżona kroczyła ulicą, uciekając tym razem od stresu. W końcu w uciekaniu, kto jak kto, ale ona była mistrzynią. Nie wyobrażała sobie na razie, żeby wszystko się mogło z powrotem ułożyć.
                Tymczasowym wybawieniem okazał się telefon od Zbyszka, który uznał, że koniecznie potrzebuje jej pomocy. Cecylia postanowiła, że opowie wszystko przyjaciołom na miejscu, nie wzbudzając zbyt wcześnie paniki. Obiecała jak najszybszy przyjazd.
- Ale nie mów nic Justynie, dobra? Zrobimy jej niespodziankę – zalecił siatkarz.
- Co ty kombinujesz, Bartman?
- Dowiesz się, jak przyjedziesz.

<><><> 

                Prawie całą podróż przespała. Nic dziwnego, że Zbyszek zaśmiał się na jej widok, gdy wysiadła z pociągu. Blond włosy sterczały na różne strony, uwolnione z końskiego ogona. Szybko przygładziła fryzurę i przytuliła się do chłopaka. Trwało to chwilę dłużej niż powinno, co wzbudziło niepokój u niego.
- Wszystko w porządku? – Odsunął ją na długość ramion i uważnie się przyjrzał.
- W wielkim skrócie to chyba nam nie wyszło z Bartkiem… - mruknęła, unikając wzroku bruneta.
- Słucham? Co się stało? – wykrzyknął zdumiony.
- Opowiem wam w mieszkaniu, bo nie dam rady dwa razy. Najpierw załatwmy tą twoją tajemnicę.
- Przyznam, że mnie zdenerwowałaś. Jak ja mogę teraz spokojnie wybrać pierścionek na zaręczyny, hmm? – przyjmujący rzucił oburzony.
- Oświadczasz się? – Dziewczyna zatrzymała się na chodniku z wrażenia. – To fantastycznie, gratuluję. – Wyściskała go.
- Dopiero mam zamiar. Tak szczerze… Chciałem na waszym weselu – odparł, poważniejąc.
- Co? Nie mogę ci obiecać, że się odbędzie.  – Spuściła głowę. – Z pewnością znajdziesz równie odpowiedni, wyjątkowy moment.
- To nieważne. Najpierw muszę mieć z czym startować!
Nawet nie wiedziała, że to będzie takie trudne. Ślęczenie u jubilera ponad godzinę, a potem niemożność wyjawienia radosnej nowiny, gdy tylko ujrzała brunetkę na oczy. Przyjaciółki padły sobie w ramiona. Niebieskooka nie powstrzymała się od łez, zwracając na siebie uwagę pary. Chyba nadszedł czas, żeby coś z siebie wykrztusić.
- Zapewne widzieliście, jak traktował mnie po przylocie. Nic się nie zmieniło. Był obok, ale jakby nie on, a zupełnie inny Bartek. Zimny, oschły, chłodny, egoistyczny…
- Bardzo dobrze, że przyjechałaś! Zbysiu, ty to jednak mądry jesteś. – Justyna ucałowała szybko chłopaka.
- Tak się cieszę, że wam się układa, naprawdę. – Cecylia zanosiła się coraz większym płaczem.
- Celuś, nie płacz. – Przyjaciółka objęła ją i głaskała po plecach. – Może zmądrzeje.
- Myślę, że… dotarło do niego wszystko, ale… za późno – łamał się jej głos.
- Czemu za późno? Nie kochasz go?
- Kocham, ale… Boję się go i chyba nigdy się tego nie pozbędę. – Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. – Wczoraj… Nie nazwałabym tego gwałtem, ale…
- Słucham?! Jaki gwałt? Co on ci zrobił? – Smolarczyk podniosła twarz towarzyszki w górę.
- Nie zdążył. Byliśmy już nadzy i prawie wszedł, ale wtedy się zawahał, a ja… uciekłam.
- Nie wierzę, że wyszła z niego taka świnia! – warknął siatkarz, zaciskając dłonie w pięści. – Przecież spokojnie mogłabyś to zgłosić na policję, a on by poszedł siedzieć.
- W życiu! – podniosła głos blondynka.
- Nic go nie usprawiedliwia, rozumiesz? I to nie pierwsza taka sytuacja. Zostajesz z nami i koniec. Nigdzie nie pojedziesz – zawyrokowała Jusia.
- Ja naprawdę nikomu nie chciałam robić problemów…
- Nie jesteś problemem, kochanie. Traktuję cię jak siostrę, dlatego zamierzam cię chronić.

<><><> 

                Wyjazdem z Łodzi i pozbieraniem się dzień po życiowej tragedii wyczerpałam chyba przewidziany zapas sił. Następne dni u przyjaciół spędziłam zaszyta na kanapie w salonie pod kocem i z nosem w książkach przynoszonych przez przyjaciółkę. Wbrew pozorom nie unikałam żadnego gatunku, ani nie zamykałam lektury wraz z pojawieniem się wątku miłosnego. Przeciwnie, miło było poczytać o tym, jak powinno to uczucie wyglądać. Jak je sobie kiedyś wyobrażałam.
Przygnębienie nie mogło trwać wiecznie, więc z czasem i odnalazłam trochę chęci do zmiany piżamy na jakieś normalne ubranie. Krok po kroku korzystałam coraz bardziej z mijających dni. Lubiłam to tym bardziej, gdyż widziałam uśmiech na twarzach Justyny i Zbyszka. Z brunetką wychodziłam na zakupy, razem odwiedzałyśmy Bartmana na treningach, które sobie fundował.
Gdy w końcu trafił się dzień, gdy zostałam sama w ich mieszkaniu, spojrzałam na szafki, kuchenkę i stół. Tak nagle rozbłysnął pomysł mi w głowie pomysł, by coś ugotować. Z satysfakcja odkryłam, że mam wszystko, co potrzebne do racuchów, a nawet znalazło się kilka bananów. Włączyłam radio i tańcząc w takt piosenek oddałam się przygotowywaniu obiadu dla moich zakochańców.
- Mmm, cudownie coś tu pachnie. – Ledwo dosłyszałam głos w korytarzu.
- Hej, mam niespodzian… - urwałam, wychylając się z kuchni. To nie była Jusia i Zibi, a raczej to byli oni, ale nie sami. – Ups – pisnęłam, chowając się z powrotem w swoim dotychczasowym królestwie.
- Celi, poznaj mojego przyjaciela, świeżo z Włoch, Michał Kubiak – odparł rozbawiony brunet, gdy wszyscy przyszli za mną do kuchni.
- Cześć. Cecylia, tak? – spytał szatyn, wyciągając do mnie rękę.
Swoim uroczym uśmiechem onieśmielił mnie jeszcze bardziej. Legginsy i poplamiony czerwony t-shirt to nie był najwdzięczniejszy strój do poznawania nowych ludzi, przystojnych siatkarzy zwłaszcza.
- Tak mam na imię, hej. Gracie razem, tak? – Uścisnęłam mu dłoń, stwierdzając, że ma ją całkiem przyjemną w dotyku.
- Od tego sezonu  połączymy siły. Co nie zmienia faktu, że Zbyszek zarzekał się, że na pierwszym obiedzie to on będzie gotował – dogryzł kumplowi. – Zaręczona?
Oboje zerkaliśmy na pierścionek na serdecznym palcu mojej dłoni. Nikt w pomieszczeniu się nie odezwał. Odruchowo ściągnęłam go szybko, wrzucając do kieszeni.
- To skomplikowane.
- Już mnie tak nie ciągaj za słówka, Misiek. – Bartman ocknął się i klepnął kompana w plecy.
- Ja przepraszam, jak pokrzyżowałam jakieś plany… - zaczęłam niepewnie.
- Celcia, spokojnie – odparła Justyna. – Nie mamy nic przeciwko twojemu jedzonku, a nasze brzuchy wręcz nalegają o szybkie podanie. Czy oni dwaj wyglądają, jakby nie mieli ochoty na coś słodkiego? – zaśmiała się, a ja dołączyłam do niej.
Komplementów od nowego znajomego mogłabym słuchać tamtego dnia w nieskończoność. Potrafił chyba poprawić humor każdemu. Nam, dziewczynom, przypadły do gustu przyjacielskie docinki sportowców względem siebie.

<><><> 

                Bartosz wcale nie zapadł się pod ziemię. Dzwonił bardzo często, ale blondynka nie od razu odważyła się odebrać. Chyba musiała do tego trochę dojrzeć, przygotować się psychicznie. Doceniając w duchu, że nie ganiał za nią po Polsce, wcisnęła w końcu zieloną słuchawkę.
                - Słucham?
- Dziękuję, że odebrałaś – powiedział cicho.
- Dobrze, że odzyskałeś ochotę na rozmowę…
- Cel… Nie będę się tłumaczyć, bo wiem, co zrobiłem – odparł niepewnie Bartek.
- Pamiętam.
-Tysiące razy przepraszałem cię w mojej wyobraźni, nic nie było odpowiednie. Tak mi wstyd za siebie. Gdybym nie myślał tylko o sobie… Przepraszam. – Domyślała się, ile trudności sprawiała mu ta rozmowa.
- Mogę… ci wybaczyć. Na tyle mnie stać – odpowiedziała drżącym głosem.
- Dziękuję. Dziękuję, bo nawet o to nie prosiłem.
- Nie zostałam stworzona do nienawiści i chowania urazu. Jak treningi? – zagadnęła, zmieniając temat.
- Jesteś wspaniałą osobą, wspaniałą kobietą, pamiętaj o tym. Trenujemy dużo, ale mi to pomaga. Myślę, że z potem wydalam złe emocje. Jest coś, co chciałem ci powiedzieć…
- Tak? – Spięła się blondynka.
- Zapisałem się do terapeuty. W związku z moim zachowaniem, charakterem – wyznał nieśmiało.
- Zaskoczyłeś mnie, Bartek, naprawdę… - Była szczerze poruszona.
- Chcę panować nad swoimi emocjami i pozbyć się złych stron, bo chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć – dokończył poprzednią myśl, a Cecylię jeszcze bardziej zszokowało.
- Powinieneś to zrobić dla siebie.
- Zwłaszcza dla ciebie.

<><><> 

                Michał. Mamy obfitość siatkarzy w kraju o tym imieniu, niewątpliwie. Do tych, których znałam ja, dołączył kolejny, ale z żadnym innym nie mógł się równać. Nie, nie zakochałam się. Nie, nie mieliśmy romansu, ani nie byliśmy parą. Chociaż wszyscy w koło byli skłonni tak twierdzić. Ja po prostu znalazłam w nim przyjaciela.
Naprawdę, w naszych spotkaniach i zachowaniach trudno było doszukać się nutki podtekstu. Czuliśmy się swobodnie w swoim towarzystwie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zyskał sobie moją sympatię. Pomogło mu w tym wychwalanie mojej kuchni i częste zjawianie się na posiłkach. Uwielbiałam obserwować go, gdy konsumował wszystko, co przygotowałam, posyłając mi szczere uśmiechy znad talerza.
- Wiesz, Zibi marudzi, że się u niego żywię – zaśmiał się podczas naszego spaceru z hali do jego mieszkania.
- Zazdrosny jest, bo gotuję twoje ulubione potrawy – odpowiedziałam. – No i kumplem musi się dzielić.
- Niech sobie zachowa zazdrość na Jusię. – Szatyn objął mnie za ramię.
- O to się nie martw, nie pozwoli jej tknąć. Niepotrzebnie kisi pierścionek w szafie – odparłam, przypominając sobie o jego planach.
- Myślisz, że czeka na wasz… twój ślub? – Spojrzał na mnie, badając mój nastrój.
- Mam nadzieję, że nie, bo się biedna Jusia nie doczeka własnego ślubu przeze mnie – zażartowałam.
- Wiem, chciałabyś kogoś takiego jak ja, ale no, mój brat już zajęty. – Kubi podtrzymał wesołą atmosferę.
- Z musu chyba będziemy musieli się zejść ze sobą… Ble – udałam obrzydzenie.
- Kochana, niejedna na twoim miejscu już by przede mną klęczała.
- Jesteś okropny! – Uderzyłam go w ramię. – Uprzedziłabym każdą, że nie ma co się schylać do małego strączka.
- O ty!

Tak miej więcej wyglądały nasze rozmowy. Wysoki poziom intelektualny. Bywały i poważniejsze, zwłaszcza te o przeszłości i mojej i jego. Doskonale spełniał się w roli odnalezionego starszego brata. Tak waśnienie o nim myślałam, a zdanie innych mało mnie obchodziło. Od czasu do czasu odzywał się Kurek, a ja z każdą kolejną rozmową wyczuwałam w nim zmianę. Może i kontakt ze mną był elementem jego terapii, ale dzięki niej coraz lepiej i milej nam się konwersowało. Chyba zaczynaliśmy znajomość od początku.
Mimo swojej wielkiej mądrości, nie przewidziałam, że pewnego dnia drużyna z Bełchatowa zawita do stolicy, by rozegrać spotkanie. Gdy to sobie uświadomiłam, zaczęłam się obawiać konfrontacji z Bartoszem. Najbliżsi wyczuwali moje nerwy i starali się mnie rozluźnić. Oczywiście wszystkich na głowę pobił Kubiak i jego szalony pomysł.
- Ale Celi, no! Zgódź się, co ci szkodzi? – jęczał nade mną od rana.
- Ty chyba siebie nie słyszysz. Nie będę bawiła się w żaden teatrzyk, a już w ogóle mowy nie ma o żadnym całowaniu z tobą! – Zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem.
- Nie jestem jakąś glistą. Poza tym świetnie całuję – burknął obrażony.
- Nie masz się na co obrażać. Po prostu my jesteśmy przyjaciółmi bez opcji dodatkowej. Skup się na dokopaniu Bartkowi w meczu, a nie po nim. – Poklepałam szatyna po ramieniu. Ten chwilę stał w zamyśleniu, po czym odwrócił się szybko.
- Jeśli obędzie się bez całowania, to się zgodzisz?
Zaśmiałam się w głos, widząc jego pełną nadziei twarz małego konspiratora. On naprawdę się w to wkręcił. Pokiwałam głową z rozbawieniem.
- Niech ci będzie, ale potem zabierasz mnie na dobry obiad.
- Jeszcze zobaczymy, z kim na ten obiad pójdziesz – rzucił na odchodne.           

Moje nerwy wcale nie zmalały, gdy przekroczyłam próg hali. Przed wejściem widziałam żółto-czarny autobus gości z Bełchatowa. Zerknęłam na zegarek. O tej porze oba zespoły powinny się już rozgrzewać. Justyna już od dawna koczowała na sali, pstrykając dziesiątki zdjęć siatkarzom. Obok mnie przeciskali się inni kibice, zmierzający na mecz. W końcu i ja dotarłam do mojego miejsca. Pomachałam od razu przyjaciółce, co przyciągnęło uwagę naszych oszołomów z Politechniki. Co chwila szczerzyli się w naszą stroną, a raz o mało nie zabili mnie piłką. Przewróciłam oczami z politowaniem, oddając Mikasę jednemu z chłopców przy bandach reklamowych.
Nawet nie wiecie, jakie to trudne oglądać na żywo mecz z byłym narzeczonym w roli głównej. Bartoszowi wychodziło prawie wszystko, nawet zagrywką zdobył 2 punkty. Łapałam się na odlatywaniu myślami gdzieś w przeszłość związku z przyjmującym. Czy to miało jakąś przyszłość? Nie żałowałam swoich decyzji. Dwa razy uratował mnie przed fatalnym zamążpójściem. Jego też nie poślubiłam. W przerwie przed piątym setem dosiadła się do mnie brunetka.
- Jak się czujesz? – sondowała.
- Nie wiem. Normalnie chyba. Mam wrażenie, jakby to było kilka lat temu, a on był już kimś innym. Też jestem inna, prawda? – Zerknęłam na towarzyszkę.
- Chcesz do niego wrócić? – zdumiała się.
- Nie wiem, czy bym potrafiła być z jakimkolwiek mężczyzną, a co dopiero z Bartkiem. Jeśli faktycznie się leczy, to na pewno mu doradzą polepszenie kontaktu ze mną. Nie zamierzam utrudniać mu terapii.
- Słuchaj, a może ty też byś chciała skorzystać z jakieś pomocy? Poszukam ci specjalisty, jeśli byś chciała…
- Jusia, przecież mam was, moich najlepszych terapeutów. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Naprawdę, wystarczy mi cyrk na kółkach, który potrafią zrobić panowie ze stolicy.
- Nie da się ukryć, nie zawsze grzeszą mądrością. – Wskazała dłonią na zderzających się klatkami piersiowymi siatkarzy tuż przed wbiegnięciem na boisko.
Maksymalna ilość rozegranych setów ucieszyła oczy kibiców. Ku ogromnej uciesze miejscowych, Politechnika Warszawa pokonała Skrę Bełchatów. Siatkarze fetowali na środku boiska, jednak szybko przypomnieli sobie, że muszą jeszcze uścisnąć ręce przeciwnikom. Justyna pociągnęła mnie za rękę w stronę jej miejsca niedaleko band. Zbyszek również biegł w naszą stronę. Ja odszukałam wzrokiem sylwetki Kurka. Stał z boku boiska, opierając się o słupek. Nie był to pojedynek o mistrzostwo, ale i tak na pewno czuł się przygnębiony. Spisywał się dzisiaj wyśmienicie, ale warszawiacy jeszcze lepiej. Na moment spotkałam smutne spojrzenie bruneta. Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę, lecz chwilę później poczułam jak tracę grunt pod nogami.
- Kubiak! – krzyknęłam.
- Wygraliśmy, Celi! – wydarł się do mojego ucha.
Ten wariat wziął mnie aa ręce, przeniósł przez reklamy i zaczął kręcić się w kółko na środku boiska. Trzymałam się mocno jego szyi, żeby nie upaść. On tylko śmiał się ze mnie i obejmował mocno. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ten jego super pomysł? Próbowałam dostrzec gdzieś Bartosza, bo z pewnością nasze ekscesy nie uszły jego uwadze. Co sobie pomyślał? A co mnie to obchodzi.
- Jesteś stuknięty. – Uszczypnęłam kumpla.
- Ale za to jaki seksowny  - odparł, szczerząc się do mnie. Plasnęłam się dłonią w czoło.
- Chyba śmierdzący. Rozciągnij się i spadaj pod prysznic.
Postawił mnie na ziemię, a przy okazji wycałował w oba policzki.
- Widzisz, jest zazdrosny jak cholera – podsumował Kubi.
Z ciekawości zerknęłam na drugą część parkietu. Kurek nerwowo wyginał swoje palce, siedząc w rozkroku. Widać było, że mruczał coś pod nosem. Naprawdę to niby z mojego powodu? Szkoda, że Misiek nie pomyślał o reszcie osób obserwujących nas, bo jego fankom chyba nie przypadłam do gustu. Podreptałam do krzesełek sztabu, postanawiając poczekać, aż sala się wyludni.
- Wy ta na serio? – usłyszałam, idąc korytarzem do wyjścia. Za sobą ujrzałam przyjmującego z Bełchatowa.
- O czym mówisz? – Zrobiłam pytającą minę.
- No z Miśkiem. Jesteście razem? – dopytywał siatkarz.
- Dobrze się czujesz? – roześmiałam się. – Co ty.
Lekko zbiłam go z tropu, bo zamilknął na moment. Śmiać mi się chciało w duchu. Kubiak byłby z siebie bardzo dumny. Ja jedynie miałam namieszane w głowie. Bartosz nie powinien być o mnie zazdrosny, prawda?
- Myślałem, że coś mnie ominęło – wydukał.
- Wiem, że rzadko gadamy, ale bez przesady – zażartowałam.
- To dobrze.
Staliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu. Wyczuwałam zakłopotanie u Kurka. Nie wiedział, co ze sobą począć, a to nowa sytuacja w jego przypadku. Gdy w końcu podniósł na mnie wzrok, zrobił duży krok i przytulił mnie ostrożnie. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Odwzajemniłam uścisk, opierając dłonie na jego plecach. Niebieskooki oddychał szybko i lekko drżały mu ręce. Zdałam sobie sprawę, że nie bałam się go. Miałam jakiś sentyment do wielkich ramion, zakrywających mnie prawie w całości.
- Przepraszam… Ja… Pójdę już. Dzięki… za wszystko – plątał mu się język. Odsunął się szybko. – Cześć. Odezwę się.

- Pa. – Patrzyłam jak znika za wyjściowymi drzwiami.

______________________________________________


Rok zleciał, nie wiem kiedy. Gdzieś w podświadomości miałam myśl, że powinnam skończyć przygody Celki, zakończyć to opowiadanie. Zebrałam się w sobie teraz :)
To ostatni odcinek :) W okolicy przyszłego tygodnia ukaże się tu epilog.
Ponad 4 lata działam z tą historią, pora sfinalizować :)
Cecylia to moje pierwsze opowiadanie siatkarskie prowadzone samodzielnie. Mam wielki sentyment i jestem bardzo przywiązana. Może dlatego tak opornie szło mi skończenie tego?
Inaczej planowałam to skończyć, ale plany uległy zmianie. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Dziękuję serdecznie tym, którzy wytrwali ze mną do tego momentu.
Będą nowe historie i opowiadania w moim wykonaniu, bez obaw :) Przystąpię do ich pisania z czystym sumieniem.

Pozdrawiam serdecznie :)