Z
radością przystąpiła do przygotowań. Nie mogła się doczekać, kiedy założy na
siebie swoją nową sukienkę. Chwyciła w ręce bawełniany materiał w granatowo-czerwone
paski. Na zegarze dochodziła dziewiętnasta, a brunetka umierała z ekscytacji.
Tylko tydzień.
Zasiadła
przy toaletce i utonęła w świecie kosmetyków, czerpiąc z tego sporo
przyjemności. Justyna nie wiedziała, ile ma czasu, gdyż nikt nie raczył jej
poinformować. Najwyżej poczekają. I tak zaskoczyli ją bardzo samą pamięcią i
propozycją. Jak się bawić to się bawić. Przyjaciół wybrała znakomitych.
- Można? – W drzwiach zjawiła się
Cecylia.
- Widzę, że nawet do drzwi nie
musiałam się fatygować – zaśmiała się.
- Przecież mam klucze. Już się
nie poprawiaj, nie ma czego, ślicznotko.
- To, że jestem zajęta, to nie
znaczy, że mam wyglądać jak kocmołuch – oburzyła się Smolarczyk.
- Nigdy tak nie wyglądałaś. –
Blondynka uśmiechnęła się do lustra.
- Pięknie ci w tej sukience.
- Dzięki. Nie byłam przekonana,
ale już za późno na zmiany. – Usiadła na krzesełku obok.
- Od tego masz mnie, swoją
stylistkę – wyszczerzyła się brunetka.
- Oj, Jusia. Oby skończyło się na
jednym razie w twoim wypadku – zażartowała niebieskooka.
- Ty to chyba wyczerpałaś limit.
- Przyznam ci się szczerze, że w
ogóle nie wierzyłam w 3 raz.
Przyjaciółki zamyśliły się
wspólnie. Trochę musiało się wydarzyć, żeby mogły teraz siedzieć razem i
przygotowywać się do wyjścia na miasto. Wszystkie zamierzały godnie świętować,
więc własny samochód nie wchodził w grę. Wręcz nakazali im zabranie taksówki.
Bez sprzeciwów dziewczyny dostosowały się do męskich wymagań.
Pod klubem rozległ się jeden
wielki pisk, gdy piątka dam spotkała się pod wejściem. Po wymienieniu uścisków i pierwszych
komplementów, zbliżyły się do wejścia. Wierzchnie odzienie zostawiły w szatni,
kierując się w stronę tętniącej muzyką sali. Po ścianach i parkiecie wirował
blask kolorowych świateł, prześlizgując się pomiędzy tańczącymi. Kto by
pomyślał, że tylu znajomych zgłosi chęć przybycia. Najwidoczniej już zaczęli
się świetnie bawić.
Trochę czasu pochłonęły powitania
z gośćmi, nierzadko okraszane toastem. Dziewczyny wpadały w coraz bardziej
rozrywkowy nastrój. Szalały na parkiecie,
wtapiając w tłum podrygujących do rytmu ciał. To był dopiero początek atrakcji.
Cecylii gdzieś w oddali mignęło kilka wysokich sylwetek, ale prawie natychmiast
zniknęły. Na pewno się pojawią, przecież mieli się bawić razem.
Zgasły kolorowe kule i reszta świateł
w wielkiej sali. DJ ściszył muzykę. Poniósł się jęk imprezowiczów. Po chwili
punktowy reflektor oświetlił jasnym białym światłem 5 foteli ustawionych na
wprost sceny, do której od środkowego
siedziska prowadził czerwony dywan. Cecylia próbowała odszukać wzrokiem
przyjaciółek. Po chwili ujrzała obok siebie uśmiechniętą twarz Miśka Kubiaka.
- Co się dzieje?
- Nie denerwuj się, tylko chodź.
– Pociągnął ją za rękę w stronę oświetlonej części lokalu.
- Kombinujecie coś? – Zmierzyła
go groźnym spojrzeniem.
- Zaraz zobaczysz.
Posadził ją na fotelu tuż obok
środkowego, na którym spoczęła Justyna. Niebawem siedziały w piątkę, nerwowo
spoglądając w stronę sceny i gości. Czy oni wiedzieli coś, o czym one nie?
Rytmiczna muzyka zaczęła powoli przybierać na głośności, a światła zaczęły
migać.
- Co tu jest grane? – brunetka
nachyliła się do Mazurkiewicz z pytaniem.
- Nie mam pojęcia, ale jeśli nasi
panowie, to się boję.
Wśród sztucznego dymu, kłębiącego
się na podłodze i scenie, wyłoniło się pięć sylwetek. Czarne cienie przybierały
coraz więcej kształtów, upodabniając się do mężczyzn. Kilkoma krokami
przemierzyli podest i przy wtórze oklasków zatrzymali się na jego końcu.
Niewielu miało problem z identyfikacją osobników, a już na pewno nie panie
naprzeciwko.
Skórzane czarne spodnie,
opinające mięśnie nóg, białe t-shirty oraz czarne długie płaszcze. Ich poły
załopotały, gdy właściciele zeskoczyli efektownie na parkiet. Tumany dymu
zawirowały wokół nich. Powolnym, długim krokiem zbliżali się do oniemiałych
dziewczyn. Te jak zahipnotyzowane patrzyły prosto przed siebie.
<><><>
Biegała po sklepie od półki do półki. Jak na złość niczego nie mogła
znaleźć, a stwierdziła, że pięciokrotnym męczeniem pań z obsługi wyczerpała ich
limit cierpliwości. Dobrze, że nie poszła do większego marketu, bo blondynka
wyzionęłaby ducha, nim dotarłaby do kasy.
- Skup się, Celi. Mąka. Gdzie może być mąka? - Pędziła głównym
przejściem, nie patrząc przed siebie, tylko zerkając na zawartość alejek.
- Pomóc w czymś? - Nagle poczuła szarpnięcie i usłyszała nieco
zachrypnięty głos, którego nie mogła pomylić z żadnym innym. - Wiesz, jestem
trochę wyższy, na pewno więcej zobaczę.
Przez nieuwagę wpadła na coś wielkiego. Odczuła to na swoim ramieniu.
Ale wszystko straciło na znaczeniu, gdy zadarła głowę pod górę.
- Yyy... niiee...
- Jesteś pewna? - błękitne spojrzenie Bartosza przeszyło ją na wskroś.
- Widzę, że się śpieszysz.
- Nie. Ja po prostu niczego nie mogę znaleźć - fuknęła zdenerwowana. -
Wybacz, taki dzień.
- Coś się stało? Jesteś jakaś podenerwowana - zauważył, idąc koło jej
wózka.
- Mówiłam już, że ok. Mogli jeszcze więcej tych cholernych półek
naustawiać, to na pewno człowiek by się odnalazł. Ty też na zakupy? - odważyła
się na niego spojrzeć.
- Ja tylko po kilka rzeczy, chciałem stworzyć coś na kolację, ale
oczywiście mam pustą lodówkę - zaśmiał się. Sprawiał wrażenie rozluźnionego,
choć kiedy przypadkiem dotknął jej ręki, nieco się spiął.
- To może... Lepiej mi pójdzie z twoimi zakupami a tobie z moimi? -
uśmiechnęła się delikatnie.
- Też mi się tak wydaje - również wykrzywił wargi i jak gdyby nigdy nic
włożył do wózka dziewczyny paczkę mąki, której tak szukała od dawna.
Większość czasu chodziła po sklepie za siatkarzem i po prostu
wpatrywała się w niego, jak sprawnie się porusza i jej pomaga. Dobrze, że
pamiętała wybrać coś dla szatyna, żeby nie umarł z głodu. Bartosz nie przytył,
trzymał formę i świetnie prezentował się na boisku. Poza nim również. Elegancko
przystrzyżone włosy, świetne dżinsy. Przyłapała się na chwilowym rozmarzeniu.
- No, chyba mamy wszystko - stwierdził po kilkunastu minutach,
wkładając do koszyka torebkę cukru. - Potrzebujesz coś jeszcze?
- To wszystko. Dzięki wielkie za pomoc. Ja już będę leciała -
delikatnie klepnęła chłopaka po ramieniu. Nim zdążył odpowiedzieć Cecylia
zabrała wózek i pognała w stronę kas. Bartek mógł tylko obserwować jej
oddalającą się sylwetkę i fruwające poły płaszcza.
- No przecież tak tego nie zostawię - mruknął do siebie. Pokręcił głową
i ruszył w tę samą stronę.
Chyba przeceniła siły na zamiary. Zakupy w dużym sklepie zawsze
kończyła ze zbyt dużą ilością ciężarów do dźwigania. Lawirując, by nie upuścić
żadnej z siatek ani kartonu soku pod pachą, próbowała przejść przez pasy.
- Może jednak jeszcze czegoś potrzebujesz? - Znikąd pojawił się samochód
Bartka, a jego głowa wychylała się przez szybę. - Widzę, że ci ciężko. Wsiadaj,
podwiozę cię do domu.
- Ja naprawdę wyglądam jak sierotka? - jęknęła zrezygnowana.
- Raczej jak zapracowana kobieta, która unika mojej pomocy jak ognia. -
Kilkoma zwinnymi ruchami zapakował torby do bagażnika i po chwili mogli jechać
w stronę osiedla dziewczyny.
- To nie tak. Po prostu ja zawsze jestem samodzielna i no.. -
tłumaczyła zawzięcie.
- Nikt nie jest samowystarczalny, Celi - zauważył, zmieniając bieg. -
Każdy czasem potrzebuje pomocy, a nie przyjmując jej człowiek tylko się męczy.
- Nie lubię wychodzić na ofiarę losu. Przed tobą, to już w ogóle -
mruknęła, zawstydzając się. - Dziękuję.
- Przestań, wcale tak nie jest - spojrzał na nią, kiedy stanęli na światłach.
- Dlaczego akurat przede mną?
- No boo... Potem będziesz o mnie źle myślał - rzuciła szybko,
odwracając wzrok na widok za oknem.
- Celuś? - Zatrzymał się na przystanku, nie zwracając na protesty
dziewczyny, że przecież nie może tutaj stać. - Mam wrażenie, że nie mówisz mi
wszystkiego. Słuchaj, przepraszam, że tak się wtrącam. Po prostu... Martwię
się, że coś jest nie tak. Wiesz, że chcę tylko twojego dobra.
- Wiem - odpowiedziała, wpatrując się w jego oczy. - Po prostu...
Chciałabym dobrze wypaść w twoich oczach. Lepiej ruszaj, bo nam wlepią mandat.
- Celi, czy ty... - zawahał się. Słysząc klakson autobusu, ruszył z
miejsca, ale kilka chwil później zatrzymał się na poboczu i włączył światła
awaryjne. Odetchnął głęboko, zanim się odezwał. - Czy ty też czasem... Myślisz
może... O mnie?
- Bartek... Przecież tego się nie da wymazać. Nie mogę udawać, że cię
nie znam - zerknęła na niego niepewnie.
- No tak - odparł nagle, jakby zrezygnowany. - Lepiej już jedźmy.
- Nie o to mi chodziło... - szepnęła już bardziej sama do siebie. - Nie
chcę ci zabierać tyle czasu.
- Przecież to mój czas - spojrzał na nią niemal z politowaniem. -
Sądziłem, że w ogóle nie chcesz. Dlatego tak się zachowujesz, unikasz mnie.
- Nie sądziłam, że chciałbyś go spędzać ze mną. To twoje życie - uśmiechnęła
się smutno i wysiadła z samochodu.
- Myślisz, że mogłem ot tak zapomnieć, co nas łączyło? - zapytał i
wysiadł za nią. Wyciągając zakupy z bagażnika, starał się nie tracić kontaktu
wzrokowego. - Myślałem, że właśnie ci udowadniam, że ja nadal..
- Spokojnie, poradzę sobie - chciała przejąć od niego siatki. -
Bartek...
- Cecylia - zawsze wymawiał jej imię z niezwykłą czułością i teraz
również zadrżała lekko. - Nie bój się okazać słabości.
Odpuściła i odsunęła się na kilka kroków. Poinstruowała siatkarza o
obecnym lokum i powoli szła za nim. W głowie powstał jej mętlik. To dzisiejsze
spotkanie siało we wnętrzu blondynki kompletne spustoszenie. Oddychała nerwowo,
pokonując schody. Znajdą się kompletnie sam na sam w jej mieszkaniu. To nie
sklep, gdzie znajdowały się dziesiątki obcych ludzi, ani samochód na drodze w
biały dzień.
- Jeśli nie chcesz, w porządku. Odłożę tylko te torby i jadę - wyrwał
ją z zamyślenia. Aż potknęła się na schodach, kiedy dotarło do niej, że
siatkarz mówi jak najbardziej serio.
- Wszystko wychodzi nie tak. Widzisz, niczego nie potrafię dobrze
zrobić - roztrzęsionymi dłońmi mocowała się z kluczem. - Żebym nie wyszła na
najokropniejszą kobietę pod słońcem, to wejdź chociaż na herbatę.
- Nie chcę ci przeszkadzać. A ty na pewno nie jesteś najokropniejsza.
Jesteś dobrym człowiekiem, najcudowniejszą osobą jaką poznałem. Nigdy w siebie
nie wątp.
- Miło mi to słyszeć. Zapraszam - otworzyła przed nim drzwi na oścież,
spoglądając z nadzieją.
Jak mógł odmówić temu nieśmiałemu uśmiechowi, potarganym włosom i
błękitnym oczom, które zawsze dopasowywały się do koloru nieba.
- Jesteś pewna? Pewnie planowałaś jakąś kolację czy coś, a ja ci się
wtrącam - wszedł do środka i po chwili podążał za nią do kuchni.
- To raczej ty planowałeś kolację. Ja sama nie wiedziałam, co ugotuję.
Jesteś głodny? Tak w ogóle, to siadaj.
- Pomogę ci - zerwał się, kiedy sięgała do półki, na której stał słoik
z kawą. - Kolacja może poczekać. Chciałem obejrzeć powtórkę meczu późnym
wieczorem, więc mogę zjeść wtedy.
- Nie puszczę cię głodnego. Zrobię ci kawę i coś do zjedzenia. Daj mi
chwilkę na ogarnięcie - wyminęła go i zaczęła wędrować od szafek do lodówki, a
nawet i do pokoju.
Obserwował poczynania dziewczyny, powstrzymując się od uśmiechu
szaleńca. Tak bardzo się starała, by jak najlepiej przyjąć go jako gościa.
Mięso skwierczało na patelni, a Cecylia znowu gdzieś zniknęła. Wstał ponownie,
tym razem w celu uniknięcia spalenizny. Chwycił za drewnianą łopatkę i sprawnie
poradził sobie z przewracaniem. Sekundę później w kuchni zjawiła się blondynka,
czytając coś na telefonie.
- Mogę dodać o tego lampkę wina, czy nie bar... - urwała, gdy zderzyła
się z przyjmującym.
Zaskoczony chłopak złapał ją w talii w ratunkowym odruchu, lekko się
schylając. Ich twarzom tak blisko było do siebie. Szatyn czuł drżenie ciała
dziewczyny i widział jej zaskoczoną minę. Przeniósł bardzo delikatnie dłonie na
jej ramiona, jednocześnie pochylając się coraz bardziej. Blondynka wstrzymała
oddech, nagle zdając sobie sprawę, że nerwy całego dnia ulatują z niej
błyskawicznie. Gdy tylko poczuła usta siatkarza, zeszło z niej całe napięcie.
Nie protestowała, nie wyrywała się. Wręcz przeciwnie. Uniosła się na
palcach, by choć minimalnie ułatwić pocałunek. Objęła szyję Bartka dłońmi zaraz
po tym, ja skręciła palnik pod patelnią. W miarę ucichania skwierczenia
tłuszczu, para coraz mocniej lgnęła do siebie. Przyjmujący chwycił dziewczynę w
talii i lekko uniósł tak, że ich głowy zrównały się ze sobą. Zachłanność. Oboje
czerpali z tej chwili jak najwięcej, myśląc, iż może się ona nieprędko
powtórzyć. Rozgrzane wargi ocierały się o siebie w coraz głębszych pocałunkach,
serca łomotały gdzieś w klatkach piersiowych, a dłonie rozpoznawały zapomniane
skrawki ciał.
Młody mężczyzna zatrzymał się
zatrzymał się kilka kroków przed nią. Jego ruchy współgrały z tymi towarzyszów
obok. Patrzył zza pleców prosto w oczy wybranki, gdy powoli zdejmował płaszcz.
Na sali co chwila rozbrzmiewały gwizdy i okrzyki. Szatyn uśmiechał się leniwie,
obchodząc krzesło i chwytając za ramiona dziewczyny. Przymknęła oczy,
rozkoszując się męskim dotykiem. Pamiętała doskonale ich pocałunek w jej kuchni
i to, jak rozpłakała się potem w jego ramionach, mocno obejmując siatkarza.
Przyspieszony oddech, plamki przed oczami i to uczucie, gdy wszyscy na
ciebie patrzą. Czuła się kompletnie obezwładniona strachem. Wymarzony dzień
ponownie zmieniał się w piekło. Nie wierzyła, że to robi, ale znów zamiast
ruszyć do przodu, rzuciła się biegiem do wyjścia. Wcześniej inni śmiali się, że
do trzech razy sztuka. Wcale nie.
- Cecylio!
Spodziewała się usłyszeć za sobą głos ukochanego, ale to nie on za nią
wybiegł. Zaskoczona zatrzymała się i odwróciła. Przed kościołem stała jej
matka. Niebieskooka nawet nie sądziła, że rodzice przyjmą zaproszenie.
Tymczasem kobieta podeszła bliżej, chwytając za dłoń córki w białej koronkowej
rękawiczce.
- Nie uciekaj od niego.
- Ja nie mogę… - zaczęła się tłumaczyć, lecz nie potrafiła znaleźć
słów.
- Ja rozumiem, nie kochałaś i dlatego uciekałaś od Roberta, ale teraz?
– Matka spoglądała na nią karcąco.
- Boję się. Tak po prostu. To decyzja na całe życie.
- Chyba miałaś dość czasu, żeby się namyślić, nie sądzisz? Gdybyś tylko
widziała jego minę w kościele. Chciał cię gonić, ale go powstrzymałam. To
doskonała okazja, żeby cię przeprosić kochanie i przy okazji odwieźć od
życiowego błędu.
W świątyni zapanowało ponownie poruszenie. Tym razem z powodu Cecylii
kroczącej za rękę z mamą po czerwonym dywanie. Rozstały, przytulając się i
szepcząc kilka słów. Potem blondynka podeszła do ołtarza, ściskając dłoń
Bartosza. Mężczyzna wyraźnie odetchnął i uśmiechnął się lekko.
- Kocham cię.
<><><>
Panowie zgrabnymi krokami okrążali dziewczyny, którym coraz bardziej
podobało się to widowisko. Nie ulegało wątpliwości, iż honorowe miejsce
brunetki nie było przypadkowe. Ona wodziła wzrokiem po męskich ciałach, a już
zwłaszcza tym najbliżej niej. Nie powstrzymała rąk, gdy mężczyzna przycupnął na
jej kolanach. Ściągnęła jego kapelusz i włożyła na swoją głowę. Wszystkie
dziewczyny krzyknęły, gdy przed ich oczami męskie dłonie rozerwały koszulki,
ukazując nagie torsy. Spojrzała w zielone oczy przed sobą. Rozpoznała ten
szalony błysk, a przez jej ciało przeszedł dreszcz.
Orkiestra wcale nie musiała zachęcać gości do zabawy. Pary same
ciągnęły na parkiet, nie stroniąc od tańców. Brunetka cieszyła się szczęściem
przyjaciółki, widząc jej nieustannie uśmiechniętą twarz. Jeszcze kilka miesięcy
temu nikt z ich znajomych nie przewidywał takiego biegu zdarzeń.
Uśmiechnęła się do Bartka, z którym aktualnie tańczyła. Kilka minut
temu złapała welon, a tradycja oczepin sparowała ją z Grzesiem Łomaczem.
Rozbawieni sytuacją odtańczyli co konieczne, by później zrobić odbijanego
młodej parze. Niczego nie podejrzewała, widząc swojego ukochanego naradzającego
się na coś z przyjmującym, gdyż zapatrzyła się na białą suknię blondynki, która
szalała na parkiecie z rozgrywającym. Ocknęła się, gdy jej partner podziękował
jej za taniec i przeprosił na chwilę, odchodząc na bok z dwoma wysokimi
brunetami.
- Goście nasi kochani, chciałbym poprosić na chwilę o waszą uwagę. To
mój najszczęśliwszy dzień w życiu, dzięki tobie, Celuś. Teraz czas na chwilę
szczęścia dla innych. – Bartosz przekazał mikrofon kolegom.
- Przebywając w tej przepięknej scenerii, pozazdrościliśmy Kuriasowi… -
zaczął Andrzej.
- Mamy małe pytanie do naszych ukochanych, najpiękniejszych,
najcudowniejszych kobiet – kontynuował atakujący.
- Doroto…
- Justyno…
- Wyjdziesz za mnie? – powiedzieli równocześnie, patrząc na swoje
partnerki ze sceny.
Jusia wzięła głęboki oddech i długo nie wypuszczała powietrza na
zewnątrz. Potrafiła zarejestrować tylko Zbyszka zbiegającego ze sceny w jej
stronę z pierścionkiem w ręku. Poczuła łzy w kącikach oczu i dreszcz na
plecach. Do tej pory sądziła, że siatkarz nie ma poważnych zamiarów wobec niej,
mimo iż byli ze sobą długi kawałek czasu. Teraz te myśli uleciały z jej głowy,
a zastąpiły je nowe, szczęśliwe, fruwające jak motyle.
- Przepraszam, że zwlekałem, ale jak głupi uczepiłem się myśli o
zaręczynach na ślubie naszych przyjaciół i nie potrafiłem wymyślić niczego
lepszego – wyszeptał do jej ucha. – Jeny, zaraz mi serce wyskoczy z piersi.
Powiesz coś, kochanie?
- Tak!
Gdzieś z poza obezwładniających objęć Bartmana docierały do niej brawa
i wesołe pokrzykiwania. Jednak najważniejszy był on. Tak bliski jej sercu i
całemu ciału. Nie sądziła, że potrzebuje od niego specjalnych deklaracji, a
jednak oświadczyny przyniosły jej tyle radości i nadziei na wspólną przyszłość.
Zawsze ją zaskakiwał. Nie
potrzebowała wiele. Czasem wystarczył niespodziewany mały kwiat, by poczuła się
wyjątkowo i rzucała się na szyję bruneta spragniona pocałunków. Taka była ich
miłość, trochę narwana, trochę szalona, ale miłość. Teraz siedziała na
środkowym krześle i gładziła dłońmi idealną klatkę piersiową przed sobą.
Oblizała usta, uśmiechając się lubieżnie. On nawet nie wiedział, jak bardzo ją
pobudzał swoim tańcem, ruchami, samą bliskością. Ten wieczór zdecydowanie był
wyjątkowy i ona sama się tak czuła, zwłaszcza przy nim. A przecież tak naprawdę nie zaczęli jeszcze
tej wspólnej drogi. Spojrzała na swój pierścionek na palcu. Już niedługo.
<><><>
Na jej ciele wyskoczyła gęsia
skórka, gdy poczuła męskie palce przemykające po jej karku i dekolcie.
Droczenie się ze sobą to była już ich tradycja. Zbyt długo nie zamierzała mu
pozwalać na rozsiadywanie się na jej kolanach. Szybkim ruchem zepchnęła go,
lecz siatkarz się nie przewrócił, tylko zgrabnie zeskoczył na parkiet. Z
szelmowskim uśmiechem przebiegł wraz z kolegami przed każdą z dziewczyn z
wypiętym tyłkiem, oczekując klapsa. Sami tego chcieli, więc brunetka nie
szczędziła sił. Ukochany w odpowiedzi pogroził jej palcem.
To się nie działo naprawdę. Widziała scenę, światła i jego jak przez
mgłę. Zaczęła kręcić głową na boki i cofać się do tyłu. Nie wzruszały jej
zdziwione miny gości. Czuła się jak małpa w cyrku, a nie zamierzała być darmową
pożywką. Odnalazła wzrokiem wyjście i na dygocących nogach wypadła z sali.
Łapczywie wdychała chłodne powietrze na zewnątrz. Usiadła na ławce, uderzając
ze złości rękoma w drewno.
- Doris, wszystko w porządku?
Spojrzała w stronę, skąd dobiegał zmartwiony głos. Krew w niej zawrzała.
- Teraz się pytasz czy w porządku? Normalny jesteś? Wyskakujesz jak
pajac z pierścionkiem przy wszystkich ludziach i urządzasz maskaradę, a mnie
pytasz dopiero teraz czy ze mną w porządku?! – krzyczała coraz głośniej
dziewczyna. Podeszła do siatkarza i szarpnęła za jego marynarkę.
- Chciałem…
- Gówno chciałeś! Myślałeś, że jak zrobisz to przy nich, to ci zagwarantuje
pozytywną odpowiedź? Chyba mam prawo wyboru! Przystawiłeś mnie do muru i
oczekiwałeś oklasków. – Patrzyła prosto w twarz bruneta i widziała w niej
strach.
- Wcale tak nie myślałem. To po prostu miała być niespodzianka. Nie
wiedziałem, że tak zareagujesz – tłumaczył, kierując się do ławki. – Jeśli nie
chcesz za mnie wychodzić, to po prostu powiedz.
Zatrzymała się w pół kroku. Faceci naprawę ciężko pojmowali niektóre
rzeczy albo patrzyli na nie zbyt pochopnie.
- Kto powiedział, że nie chcę?
- A chcesz? – podniósł głowę z zaskoczoną miną.
- Na pewno nie przy takiej szopce, litości. – Uśmiechnęła się kącikiem
ust.
- Zaczekaj! – Siatkarz zerwał się na równe nogi.
Bawiła się brzegiem sukienki, próbując odgadnąć zamiary ukochanego.
Miała nadzieję, że jednak się dogadają i nie skończą swojego związku z hukiem.
Poczuła delikatnie opadające na nią płatki róż i chwyciła jeden w dłonie. Koło
niej usiadł młody mężczyzna w garniturze i chwycił ją za podbródek.
- Tutaj jesteśmy sami. Nikt nam nie przeszkodzi.
Patrzyła, jak Andrzej zsunął się przed nią na kolana i wyciągnął zza
pleców czerwoną różę i pierścionek.
- Nie odgadłem twoich wymarzonych zaręczyn, ale chciałbym to naprawić.
W ogóle to chciałbym się nauczyć odgadywać twoje pragnienia i potrzeby, skoro
mamy spędzić razem resztę życia.
Poczuła szturchnięcie. To Justyna
wkręcona w zabawę, zachęcała ją do wstania. Panowie powrócili na początkowe
pozycje i prężyli roznegliżowane ciała.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, gdy i ich spodnie opadły w dół, odkrywając
czarne bokserki. Tego jednego wieczoru mogli patrzeć na niego wszyscy, ale na
resztę nocy już go sobie zarezerwowała na wyłączność.
<><><>
Dotąd zawsze postrzegała swojego
partnera za zabawnego, wesołego i uwielbiającego stroić żarty. Nigdy nie
próbowała sobie wyobrazić striptizu w jego wykonaniu, ale pewnie parsknęłaby
śmiechem. To był błąd. Teraz w znikomym błysku reflektorów i sztucznym dymie
widziała pociągającego mężczyznę, tańczącego tylko dla niej. Oczywiście
stanowił element występu, ale ją interesował tylko on.
Coraz ciężej się dogadywali. Wszystko tylko się pogorszyło, gdy pojawił
się temat jego przenosin do Gdańska. Uwielbiała polskie morze, ale nigdy nie
rozważała przeniesienia tam całego swojego życia. Wiedziała, że siatkarz nie spędzi
nie wiadomo ilu lat w jednym klubie, nie zamierzała zabraniać mu rozwoju.
Jednak w całym tym zamieszaniu powinni odnaleźć trochę miłości do siebie.
- Nie chcesz ze mną wyjechać, przyznaj.
- Grzesiu, wiesz, że to nie tak – jęknęła zrezygnowana.
- To jak? Czego się boisz? – dopytywał, by cokolwiek zrozumieć.
- Zaczęłam tu studia, złapałam dobre kontakty z ludźmi. Nie tak łatwo
zacząć wszystko od nowa.
- Przecież będziemy razem, jakoś sobie poradzimy – przekonywał
mężczyzna.
- Nie będę ci rządzić, gdzie masz grać. Wybierz najlepszą ofertę, potem
będę główkować co zrobić. Boli mnie głowa. – Wyszła do sypialni, by skulić się
w kłębek na łóżku.
Potem nastały coraz rzadsze rozmowy aż w końcu ciche dni. Mijali się
codziennie bez słowa, chowając swój ból i troski w głębi serca. Czasem któreś
otwierało już usta, ale szybko tracili zapał. Nie budzili się w swoich
objęciach, lecz na różnych końcach łóżka.
Właśnie w tych dniach rozgrywający dokonał wyboru o dalszej klubowej
karierze w nowym mieście. Więcej na ten temat mógł porozmawiać z kumplami niż z
dziewczyną. Oddalali się od siebie, ale bał się, że podjęcie dyskusji może
zakończyć ich związek. Nie chciał stracić bliskiej osoby, bo ciężko byłoby mu
podejść do nowego sezonu z dziurą w sercu.
- Pojutrze jadę podpisać umowę.
- W Gdańsku? – Blondynka nawet nie podniosła głowy znad talerza.
- Tak.
- Ja jutro wyjeżdżam do rodziców. Możesz sprzedać albo wynająć
mieszkanie. Mną się nie przejmuj.
Złapał ją za rękę, chcąc zatrzymać i wyjaśnić. Spojrzała na niego
smutno i uwolniła się z uścisku. Siatkarz poczuł uścisk w sercu.
Najstraszniejszy scenariusz stawał się rzeczywistością.
Odkąd został sam w mieszkaniu i w życiu, nie czuł się związany z tym
miejscem. Do nowego miasta wyruszył własnym autem zapakowanym po brzegi
bagażami. Powinien zacząć od nowa i chciał to zrobić jak najszybciej. Nowy
pracodawca wyszedł do niego z pomocną dłonią. Oprócz miejsca w zespole zyskał
też mieszkanie i dużo innych ułatwień. Teraz wiedział, że podjął dobrą decyzję.
- Aneta?
Stał z kluczem w ręku, gdyż drzwi jego lokum otworzyły się same, a w
nich stała jego ukochana. Patrzyła na niego uważnie i badała reakcję mężczyzny.
Nerwowo skubała rękaw swetra. Zrobiła mu miejsce w drzwiach, znikając w innym
pomieszczeniu. Grzegorz o mało nie zapomniał o swoich bagażach.
- Przepraszam, że się rozgościłam sama.
- Co ty tu robisz? – Usiadł na krześle z miną pełną niedowierzania.
- Zaczynam tu od przyszłego tygodnia pracę, od października kontynuuję studia
na Politechnice Gdańskiej... I podkochuję się w nowym rozgrywającym drużyny
siatkarskiej – Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jak? Kiedy to zrobiłaś? Chcesz powiedzieć, że… - Podszedł do niej
szybko i złapał za dłonie.
- Nie myśl, że dla ciebie – zaśmiała się, widząc jego zmarszczony nos. - Zrobiłam to dla nas.
Zastanawiała
się w duchu, kto wymyślił pomysł na ten wieczór. Znając szatyna, mógł to być
on. Nigdy nie brakowało mu polotu, wyobraźni i szalonego podejścia do życia.
Nie peszyli go ludzie w klubie ani własne skąpe odzienie. Dziewczyna widziała,
jaką czerpał z tego radość i z chęcią podbiegła do niego, gdy kiwnął na nią
palcem.
<><><>
Utrzymując kontakt wzrokowy z
brunetem, powoli zmierzała w jego stronę. Niech nie myśli, że rzuci się jak
jakaś pierwsza lepsza. Oczywiście, że kręcenie tyłkiem i zgrabne ruchy miał we
krwi. Idealne się odnalazł w roli striptizera, a teraz rozpieszczał jej uszy,
nucąc do ucha słowa piosenki. Wspinając się na palce, potarła policzkiem o jego
lekki zarost. Blond włosy rozsypały się na jej plecach, a niebieskooki trzymał
ją mocno w talii. Czuli jakby krew pulsowała w nich w rytm muzyki.
Przemierzała nerwowo pokój, układając w głowie to, co chciała
powiedzieć. Bieganie między codziennymi obowiązkami a sądem nie ułatwiało
ostatnio im życia. Ciężko było jej uspokoić partnera i namówić na dzielenie się
zmartwieniami. Chciał jej tego oszczędzić, nie mieszać w sprawy rozpadającego
się małżeństwa. Jednak z momentem, kiedy połączyła ich nić porozumienia, iskra prawdziwego
uczucia, wszystkie problemy stały się tymi wspólnymi.
- Nie powinieneś odbierać jej syna całkowicie – oświadczyła.
- Słucham? – Spoglądał na wybrankę zdumiony. Zamrugał kilka razy
oczami. – Przecież chcemy razem stworzyć rodzinę.
- Oczywiście, ale ona ma prawo do kontaktu z Oliem. Zawiodła cię, jako
żona, ale matką była dobrą, przyznaj. – Podeszła i położyła dłoń na jego
ramieniu.
- Jesteś ostatnią osobą, którą bym podejrzewał o taką prośbę.
- Dagmara znalazła sobie kogoś, ty masz mnie. Można żyć w zgodzie, zamiast
rozsiewać nienawiść.
- Kochanie, czym mnie jeszcze zaskoczysz? – Ucałował jej ręce,
uśmiechając się.
Polska złota jesień rozpieszczała wszystkich, którzy spędzali
popołudnie na spacerze. Słońce przedzierało się pomiędzy kolorowymi liśćmi na
gałęziach. Czerwień, brąz, złoto. Temperatura powietrza pozwalała na odzianie
się zaledwie w sweterek i swobodne rozkoszowanie pozytywną aurą, jaka
zapanowała w jednym z parków. Blondynek szurał nogami po ziemistej powierzchni,
podrywając leżące liście do lotu.
- Mama!
Brunetkę zauważył już z daleka i pobiegł czym prędzej w jej stronę. Tak
wiele musiał zrozumieć już w dzieciństwie. Widok chłopca wtulającego się w
rodzicielkę potrafił rozczulić, nawet dziewczyna przyłapała się na uśmiechu.
Bała się tego spotkania, choć sama do niego doprowadziła. Uznała, że
trzeba ze wszystkim się w końcu zmierzyć i nie odkładać na później. Podeszła
powoli do parkowej ławki i dała im czas na nacieszenie sobą.
- Dziękuję, Aniu – usłyszała cichy głos.
- Chyba nie masz powodu – odparła.
- To ja pierwsza zdradziłam nasze małżeństwo. Nie miej do siebie
wyrzutów. Zwłaszcza teraz, gdy dzięki tobie mam Oliviera.
- Ale…
- Michał zrobiłby dla niego wszystko, ochronił przed całym światem, nawet
przede mną. Tylko kobieta, którą kocha, mogła go przekonać. – Dagmara spojrzała
ciepło na towarzyszkę.
- W końcu oboje go kochacie. Nie powinien cierpieć za błędy dorosłych.
- Padło dużo przykrych słów, które nie powinny paść. Mam nadzieję, że
znajdziemy jakieś porozumienie.
Gdy wróciła do mieszkania, poczuła zapach pysznego jedzenia.
Zaciekawiona chciała zajrzeć do kuchni, ale drogę zagrodził jej siatkarz.
- Wstęp wzbroniony. Nie przeszkadzaj szefowi kuchni. – Skradł jej
pocałunek. – Jak było?
- Spokojnie. Nawet… miło. Mam pozytywne nastawienie do sprawy.
- Cieszę cię, moja dzielna księżniczko. – Utonęła w objęciach
mężczyzny.
- Czuję się taka szczęśliwa.
- Ja też. Zwłaszcza, że mamy wolną chatę – zaśmiał się Michał, za co
dostał kuksańca w bok.
Niechętnie oderwała się od
ukochanego, ale ten zakończył występ. Obiecał jej szybki powrót, całując
przelotnie na odchodne. Zagwizdała na palcach, gdy panowie kłaniali się na
scenie. Szalone wieczory panieńskie
wpisane chyba były w przyjaźń ich piątki. Zebrały się szybko z dziewczynami, by
wymienić najświeższe wrażenia. Jednak opowieści chyba starczy im na kolejne
lata.
<><><>
Przez chwilę zapomniałam, gdzie
się znajduję. Spokojne nuty wybrzmiewały subtelnie i raczyłam nimi ucho.
Oparłam głowę o tors Bartosza, przymykając powieki. Kołysaliśmy się w powolnym tańcu,
który zwiastował rychłe zakończenie imprezy. Zaciągnęłam się zapachem
siatkarza, wiedząc, że rano poczuję go znowu. Podniosłam wzrok na twarz
szatyna, a potem razem spojrzeliśmy nasze złączone dłonie. Złoto zabłyszczało
przez moment. Za tydzień czekała nas kolejna znakomita zabawa, poprzedzona wzruszającym
wyznaniem miłości.
Pozwoliłam Bartkowi połączyć
nasze usta w leniwym pocałunku. W każdej takiej chwili mój świat zmysłów
skupiał się tylko na ukochanym. Gładziłam dłonią jego kark, a drugą złapałam go
za tyłek.
- Psujesz romantyzm – zaśmiał się.
- Po takich atrakcjach naprawdę
myślałeś, że pójdę grzecznie spać? – Uniosłam jedną brew do góry.
- Sama wielokrotnie przyznawałaś,
że myślenie nie jest moją mocną stroną. – Wyszczerzył się szeroko.
- I tak cię kocham. – Pogładziłam
jego policzek.
- A ja ciebie, moja uciekająca
panno młoda. – Przytulił mnie ponownie.
- Do trzech razy sztuka. –
Mrugnęłam do przechodzącego obok Zbyszka z Justyną na rękach.
<><><><><><><><><><><><><><><>
Tak, to już koniec. Wszystko, co chciałam, zawarłam w tym odcinku. Dużo czasu do niego się zabierałam, wymyślałam, pisałam na raty. Musiał być dobry!
W ten sposób kończę moje pierwsze podjęte samodzielnie opowiadanie :) Chyba nie muszę mówić, jakie emocje mną targają i jak wiele wspaniałych chwil spędziłam przy pisaniu.
Jednak najważniejszą, nieocenioną wartością, jesteście WY.
Tyle się was przewinęło, że nie sposób wymienić. Największe pokłony biję tym, które zostały tu od początku do końca. Jednak wszystkie, które czytałyście choć fragment i skomentowałyście choć raz, przyniosłyście mi radość :)
Serdecznie dziękuję za obecność, napełnianie pomysłami, motywację do pisania i cierpliwość w oczekiwaniu na wypocenie przeze mnie odcinków. Różnie się działo w moim życiu, ale na was zawsze mogłam liczyć :) Zwłaszcza na, skromnie mówiąc, przyjaciółki :*
Dobra, zanim się popłaczę, pożegnam się z godnością :D
Ale tylko tutaj! Bo nie kończę z pisaniem, no co wy :D Miliard pomysłów w głowie nie może się zmarnować ;)
Cecylia w końcu przetrwała całą ślubną ceremonię, bądźcie z niej dumne ;) Przepraszam, jeśli liczyłyście na amory z Kubim :D
Do "usłyszenia" na łamach bloggera!
Nie wierzę, że to się dzieje. To już koniec. Trzymaj się Celka.
Nadeszło co nieuniknione:( Jednak cieszy mnie takie zakończenie;) Każdy zasługuje na szczęście i miłość:) Nie ważne co nam życie przynosi:)Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńO rety, o rety, o rety, o rety!!! Dziewczyny nie mogą mieć normalnego wieczoru panieńskiego, prawda? Marta, gdybym kiedykolwiek wypaliła z pomysłem wyjścia za mąż, skołuj Ty mi, błagam, takiego rozbieracza :D Bo jak sobie czytałam ten Epilog to, cholercia, nabrałam ochoty na ślub. Tylko jakoś tak nie ma nikogo chętnego obok :/
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystkie związki są naprawdę przyszłościowe, kolejne śluby do zaliczenia, może jakiś Baby Boom? Na to pewnie przyjdzie czas. Podsuwam Ci właśnie pomysł na miniaturkę! Może "Uciekająca Mama Młoda", czyli jak to Celi zwiała z porodówki? :D
Kurcze, głupio tak. Bo byłam przyzwyczajona przez tych kilka lat (!), że zawsze znajdę tu coś nowego, a teraz psińco, skończyło się. Co nie zmienia faktu, że zdecydowanie będę tutaj częstym gościem. A zwłaszcza dla tych rozbierańców. Takiego kabaretu jak oni nie odwala nawet mój Wirtualny Dziekanat :D
Oby szybko do następnego!
Całuski :*
Matko kochana!! Takie wieczór panieński?? Chciałabym to widzieć na własne oczęta. Takie ciała wywijające przedemną:) To by było coś i Celi ma rację po takim występie nie liczyłabym na spokojny sen!! Może to i dobre, że Cecylia dała kolejną szansę Bartoszowi. W końcu był jej jedyną miłością nawet jeśli nie idealny i ciągle robiący głupoty, Mam nadzieję,, że wynagrodzi jej wszystkie krzywdy. Zbyszek i ANdrzej też odrobinę odlecieli z tymi oświadczynami:) Ja bym chyba się schowała w mysią dziurę ale oczywiście mówiąc wcześniej "tak".
OdpowiedzUsuńTo oczywiste, że wykorzystasz wszystkie swoje pommysły dla przyjemności z czytania dla mnie i innych czytelniczek!!!
Serdecznie zapraszam na mój drugi blog z siatkówką w tle. W roli głównej Wojtek Włodarczyk
OdpowiedzUsuń"Jedno jest pewne.... Nigdy nikogo nie będę oceniać.... Bo to ja poszłam na przekór wszystkim.... To ja zdradziłam....."
urodzeni-po-to-by-byc-razem.blogspot.com
~ lemurek79
Po pierwsze bardzo przepraszam, że jestem dopiero teraz, po drugie nadal nie mogę się pogodzić z tym, że to już koniec! Historia Celi i Bartka miała w sobie coś wyjątkowego, pomiędzy nimi było różnie, przechodzili wzloty i upadki, ale jak widać znaleźli szczęście u swojego boku, znaleźli się mimo wszystkich przeszkód jakie napotykali na swojej drodze i to jest w tym wszystkim najpiękniejsze - miłość zawsze zwycięży!
OdpowiedzUsuńDziękuję za historię :*
Martuś, kochanie... Możesz mnie zabić, pozwalam :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo nie skomentowałam epilogu, jestem straszna :(
Koniec z prawdziwą pompą! :D Faceci się postarali, nie ma co ;) Genialnie to wymyśliłaś. I retrospekcje również;) Oświadczyny były najlepsze :D
Bardzo cieszę się ich szczęściem, bo wszystkie pary na nie zasłużyły. Bez wyjątku. Teraz każda z pań może być już na zawsze ze swoim mężczyzną. Czyż to nie jest piękne?;)
Bardzo Ci dziękuję, że miałam możliwość czytania tej wspaniałej historii ;* Aż nie chce się wierzyć, że od jej powstania minie niedługo 5 lat;)
Pozdrawiam ;*
Jesteś genialna !!! To było piękne !!!! Znalazłam ten blog nie dawno i się w nim poprostu zakochałam <3 Wzloty i upadki miłosne Celi i Bartka były genialne choć w pewnym momencie przestraszyłam ze nie będą razem ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło :-) Bałam się ze ona wyjdzie za mąż ale na szczęście Mikołaj w porę powiadomił Bartka ;-) Po raz kolejny mowie ze jesteś genialna !!!!
OdpowiedzUsuńWitaj! ;))
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że przeczytanie całości trochę mi zajęło. Może dlatego, że nie lubię czytać wszystkiego tak 'na jeden raz'. Ale to, co przeczytałam, na pewno zostanie ze mną jeszcze długo. Bo właśnie tutaj odkryłam odpowiedź na ważne pytanie. A co jeśli miłość przybierze oblicze strachu i bólu?
Wiele razy wątpiłam w Cecylię i Bartka. Czasami wręcz chciałam, by dziewczyna związała się z kim innym (szczególnie, kiedy pojawił się na horyzoncie Kubiak). Bo co tu ukrywać, związek z Bartkiem ją niszczył. Ona powierzała mu całą swoją miłość, a on był zbyt zaślepiony samym sobą, by móc to dostrzec. Jednak co by nie było, skończyło się dobrze. I Bartek i Cecylia stali się bardziej dojrzalsi, ich miłość również taka się stała. I to cieszy, daje nadzieję, że jednak jest dla nich szansa na szczęście. ;)
Miło również było poczytać o wiecznym ogierze Zbigniewie, który stawia pierwsze kroki w 'poważnym' świecie. Czasem naprawdę parł do przodu jak zawodowiec! Kiedy Justyna poroniła, myślałam, że to ich koniec. Że nie uda im się uratować tego związku, a naprawdę byli idealnie dopasowani. I zaskoczyli mnie. Udało im się. Przeszli przez to razem, zdecydowanie silniejsi.
Perypetie Doroty zaplątanej w miłosny trójkąt trochę mnie śmieszyły. Ale tylko na początku. Potem zaczęłam jej współczuć, że wpakowała się w tak trudną sytuację. Bo naprawdę bolesne jest wybieranie pomiędzy dwojgiem ludzi. Zwłaszcza jeśli chodzi o miłość. Na szczęście sprawa rozwiązała się pomyślnie dla każdego.
Grzesiek i Aneta byli chyba najnormalniejszą parą w całej tej zwariowanej historii. Zdarzały im się kłótnie, problemy, nieporozumienia, ale nigdy nie osiągnęły one tak wielkiego stopnia jak choćby w przypadku Celi i Bartka. Obyło się bez ofiar. Oni w ogóle jacyś tacy wrażliwi, delikatni, poważni. Ale i to mi się podobało. ;)
Na koniec zostawiłam sobie Ankę i WIniara. Dużo było opowiadań, w których siatkarz się rozwodzi. Ale tutaj zakończyłaś to porozumieniem między stronami. I co mnie najbardziej cieszy, to właśnie fakt, że to Anka do niego dążyła. Bo jej celem nigdy nie było rozbicie rodziny Winiarskich. Dobrze, że Dagmara zdała sobie z tego sprawę.
Wiesz, co jeszcze mnie cieszy? Ano fakt, że trafiłam tu już w momencie zakończenia bloga. Bo gdybym musiała tyle czekać na rozdziały, to chyba by mnie rozniosło! I jest w tym ukryty podziw, bo prowadzenie bloga przez tak długi okres czasu jest męczące. Brawa dla ciebie, że doprowadziłaś go do końca! :))
Pozdrawiam! ;))