Łączna liczba wyświetleń

22 gru 2011

#43# Gdy serce boli nawet cisza, bo nikt do snu nie ukołysze


                Kompletnie nie widziałam, gdzie się podziać. Wpadłam cala roztrzęsiona na ulicę. Przyjechałam tu z Mikołajem, który jechał do Łodzi i nie miałam kompletnego pojęcia o rozkładzie jazdy pociągów. Sama w prawie obcym mieście. Przecież nie będę się naprzykrzać jego kolegom. Jak na złość jeszcze moja kieszeń świeciła pustkami. Miałam złudne nadzieje, że możemy się z Bartkiem pogodzić. Teraz jest jeszcze gorzej niż było. Jestem wolną kobietą. Wolną i porzuconą.
                Drżącym rękami chwyciłam telefon. Omylnie wybrałam pacami na dotykowym ekranie połączenie. Tak, ja bardzo zdolna. Już miałam przerwać dzwonienie do Ani pierwszej na liście, lecz usłyszałam jej głos.
-Halo, Celi? Cześć, kochanie!
- Eee... Cześć...
- Coś się stało? Masz taki dziwny głos... – zmartwiła się.
- Wybacz, przypadkowo mi się to połączenie wybrało.
- Aha. - Ania mruknęła znacząco. - Super. Dzięki. Ale stało się, zadzwoniłaś do mnie. Więc teraz opowiadaj i się nie wykręcaj.
- Naprawdę tak było. Co mam opowiadać?
- Przecież słyszę, że coś się dzieje. Nie znamy się od wczoraj. Coś z Bartkiem, tak?
- Anuś... Jesteś w Bełchatowie? – spytałam powstrzymując łzy.
- Tak. Chcesz się spotkać, czy coś..?
- Bo jest taka sprawa... Tak się złożyło, że jestem właśnie w Bełku i nie mam gdzie podziać.
- Jasne, wpadaj. Jeszcze pytasz! Wyślę ci adres smsem. - ucieszyła się. - Celi, coś się stało, prawda? Coś złego...?
- Dzięki, mam nadzieję, że to nie jest daleko od Bar... z Konopnickiej, bo muszę piechotą. Pogadamy jak przyjdę – nie chciałam nawet o nim wspominać.
- Nie, nie. Tak na prawdę to stare mieszkanie Michała... - westchnęła z lekkim uśmiechem.
- Ooo, czyli ci się udało. Fajnie. Zaraz będę.
- Do zobaczenia, kochanie.
Jakoś dotarłam do lokum blondynki bez zbędnych problemów. Cały czas jeszcze dzielnie się trzymałam w kupie. Sama nie wiedziałam, co zrobić ze sobą.
- Cześć. Cieszę się, że jesteś. - przywitała mnie serdecznie. Nie mogła się doczekać tej wizyty. Nie widziała przyjaciółki od dawna.
- Cześć. Dzięki za pomoc - przytuliłam się do niej mocno.
- Nie ma za co. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem - ciągle nie zwolniłam uścisku.
Tak bardzo potrzebowałam, żeby mnie ktoś teraz objął. Czułam się okropnie. Czułam się odtrącona.
- Opowiadaj, co u ciebie słychać, co się dzieje?
- Nic się nie dzieje... – mruknęłam.
- Nie okłamiesz mnie - uśmiechnęła się Ania lekko, wzmacniając uścisk. - Przecież widzę.
- Nie chciałam nikogo tym zadręczać, ale nie miałam, gdzie się podziać. Wybacz Anuś, że padło na ciebie - tłumaczyłam okrężnie.
- Przestań, nawet tak nie myśl. Przyjaźnimy się przecież. I przestań w końcu kręcić!
- Nawet nie wiem, jak ci to powiedzieć - szepnęłam cicho.
- Najprościej. - zachęcała.
- Jestem... wolna...
- Co proszę? - zawołała Ania z zaskoczeniem. - Żartujesz, prawda?
- Nie...
- Co się stało? Opowiadaj.
- Skończył ze mną, dzisiaj... Pół godziny temu.
- Nie mogę w to uwierzyć! Byliście... najlepiej dobraną parą, jaką spotkałam w życiu! – zdumiała się blondynka.
- Chyba nie ostatnimi czasy...
- Opowiadaj po kolei, co się stało. Mamy czas - uśmiechnęła się zachęcająco.
- Od kiedy zaczęło się psuć czy to, co się stało dzisiaj? – wciąż byłam zdezorientowana.
- Od początku najlepiej. - odparła i westchnęła cicho. - Coś mi się wydaje, że przez własne problemy zaniedbałam przyjaciół... Ale nie ważne.
- Nawet tak nie myśl, przecież musiałaś się zająć sobą. Cieszę się, że jesteś w Polsce.
- Gdyby nie Michał... - zawahała się, po czym potrząsnęła głową. - Nie, to nic. Opowiadaj.
- O nie moja droga, ty też musisz mi opowiedzieć.
- Ale najpierw ty. Martwi mnie to coraz bardziej... Muszę wiedzieć, za co zlać tego patałacha Kurka!
- Proszę cię, nie rób tego...  W sumie sama jestem sobie winna. Gdybym wyrzuciła ten przeklęty karton...
- Co? Jaka winna? Jaki karton? - przerwała Anka i spojrzała na mnie pytająco. - Celuś, spokojnie, po kolei.
- Ech... No bo zaczęło się od jego kolegi, którego spotkałam u dziadków Bartka. Zostałam tam, podczas jego zgrupowania. No i z Mikołajem się trochę zakolegowałam. Bartosz wrócił, zobaczył mnie u niego przy basenie. Akurat poprosiłam Mikiego o posmarowanie olejkiem, a Kurek zrobił awanturę, jakby nas zastał w sypialni. Już wtedy usłyszałam przykre słowa. Czułam się okropnie, bo traktował mnie jak powietrze... Tego samego dnia wrócił wieczorem, kompletnie pijany i... - głos zaczął mi się trząść.
- Nie wierzę... - powiedziała cicho Ania, przytulając mnie do siebie. - Po prostu nie wierzę.... Zabiję go!
- Ania.. Prostu chciał wziąć siłą....
- Nie tłumacz go! - krzyknęła, wstając gwałtownie. Rozpoczęła energiczny spacer po pokoju, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że Bartek mógłby zrobić coś takiego. Nie tłumaczy go żaden alkohol.
- I od wtedy się nie widzieliśmy. A dzisiaj... Wyszedł do mnie z propozycją spotkania, no to się zgodziłam. Myślałam, że może uda się coś naprawić.. Chyba tego chciał.. Ale poszedł szukać torby i znalazł ten przeklęty karton.. – tłumaczyłam dalej, chociaż nie miałam na to ochoty, ale musiałam to komuś powiedzieć.
- Jaki karton? – ponowiła pytanie.
- Znasz Roberta... Gdy zaczęłam być z Bartkiem, śledził nas. W końcu zaczął zostawiać pod jego mieszkaniem prezenciki dla mnie, no i ja je wszystkie chowałam do kartonu. Miałam to wyrzucić, ale zapomniałam... Nigdy bym nie pomyślała, że on tak poważnie to potraktuje. Wolę ci nie powtarzać, co mówił.. Po prostu, zostawił mnie.
- Nie wiem, co powiedzieć... Nadal nie mogę uwierzyć, że to tak po prostu się skończyło. Ale ja zaraz coś wymyślę. Zobaczysz, jeszcze będziemy się razem bawić na waszym weselu - postanowiła z lekkim uśmiechem.
- Nie, kochana. Ty lepiej nic nie rób. Nie będzie żadnego wesela, po tym, co usłyszałam. On.. jest zbyt impulsywny i zbyt agresywny. Nie mogę być z kimś, kogo się boję... – objęłam się rękoma.
- Celuś, proszę. - Ania znowu mnie przytuliła i pogłaskała uspokajająco po głowie.
W tej chwili nie żałowałam, że do niej zadzwoniłam.
- Musicie na spokojnie jeszcze raz porozmawiać. Oboje zareagowaliście zbyt impulsywnie. Nie skreślaj tego tak szybko, on ochłonie i również dojdzie do takiego wniosku – próbowała załagodzić.
- Nie będę się z nim więcej spotykać, rozumiesz? Nie chcę go widzieć!
- Dobrze, już. Tylko nie krzycz, proszę. Nie chcę się kłócić..
- Ja też nie. Tylko ty mi tutaj zostałaś. A właśnie... Jak tam Michał? – zmieniłam temat.
- Michał... - zamyśliła się na dłuższą chwilę i lekko poczerwieniała. - Jak to Michał. Dobrze chyba...
- Chyba? Anuś.. Coś jest między wami? W ogóle, to on ci pomógł, tak?
- Tak. - przyznała. - Gdyby nie on... Nie wiem jak dałabym sobie radę z tym wszystkim. Był przy mnie w tych najgorszych chwilach, zawsze mogę na niego liczyć. To dużo dla mnie znaczy. Ja... On dla mnie...
- To bardzo miło z jego strony. W ogóle świetny z niego facet i na pewno bylibyście wspaniałą parę, ale on już ma żonę... - przyjrzałam się Ani badawczo.
- Ja... - zawahała się. Nagle w jej oczach pojawiły się łzy. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. - Bo my... Boże, Celi. Jaka ja jestem głupia!
- Oj nie prawda. Nie mów tak - tym razem to ja tuliłam ją. - Powiedz, co wy?
- No bo... Sama nie wiem, jak do tego doszło. On mnie pocałował, raz, drugi. Na początku to był przypadek, potem powiedział, że tego bardzo chce. Jak zwykle wyobrażam sobie zbyt wiele. Nie chcę rozbijać tego małżeństwa, choć ono i tak ma jakiś kryzys. Dagmara chyba go zdradza... A mi coraz ciężej jest z nią przebywać, okłamując ją. A Michał... Cały czas marzę tylko o tym, by to się powtórzyło, ja...
- Och.. Takie buty.. Nie powinnam tego pochwalać, ale tak bym chciała, żebyś była w końcu szczęśliwa. Jeżeli faktycznie żona go zdradza, to powinien o tym wiedzieć, bo kto jak kto, ale Michał nie zasługuje na takie traktowanie. Domyślam się, jak się czujesz. Gdybym mogła, to bym coś zrobiła, ale niestety... Nawet swojego związku nie potrafiłam uratować...
- Nie mów tak. - otarła łzy palcami i przytuliła się do mnie mocno. - Jesteśmy siebie warte, nie uważasz?
- Chyba masz rację - uśmiechnęłam się, mimo zamglonych oczu. Naprawdę, jesteśmy udane, nie ma co.
- Jeszcze nam się poukłada, zobaczysz. Będziemy się z tego śmiały.
- Mam nadzieję. Słuchaj Anka, chciałabym zebrać nasza paczkę. Myślisz, że wypali? Mikołaj może nas przyjąć do siebie.
- Znowu ten Mikołaj... - westchnęła. - Możesz próbować.
- Ania, on naprawdę jest w porządku. Nie zrobił nic złego. Dobra, mam nadzieję, że się uda.
- Nie o to mi chodzi... Po prostu trudno będzie mi zaakceptować fakt, że poniekąd przez niego rozpadł się twój związek. Ale postaram się, obiecuję.
- Przez chora wyobraźnię pewnego pana! Dzięki, jesteś wielka.


<><><> 

                Znajomość Justine i Krzyśka odnawiała się z każdym dniem coraz bardziej. Okazało się, że dziewczyna troszkę zna się na sporcie, więc siatkarz poczuł się w obowiązku wprowadzenia jej do świata swojej dyscypliny. Nauczycielem był świetnym. Za materiał praktycznego sprawdzania wiedzy służyły mecze reprezentacji Polski.
- Chciałbyś być na ich miejscu? – spytała.
- Pewnie, że tak. To wielka sprawa móc reprezentować swój kraj. Nie było mi to dane i raczej nie będzie.
- Dobrze, że jesteś tutaj – blondynka wtuliła się w niego na kanapie.
- Od razu milej – uśmiechnął się.
- Myślałam, że cię więcej nie zobaczę… - mruknęła.
- Uwierz mi, że ja też. A jednak.
- Chyba się cieszysz z tego faktu, skoro tu siedzisz? Bo ja bardzo – wyznała.
- Pewnie. Spotkania po latach są fajne. Zwłaszcza te na pozór niemożliwe…
Spojrzeli sobie w oczy. Znów iskrzyły dawnym blaskiem. Teraz ich uczucia były o kilka lat doroślejsze, ale niezmiennie szczere. Stykali się czołami, uważnie sobie przypatrując. Żadne nie powiedziało głośno, że czuje to samo, ale to było widać. Tak patrzy na siebie tylko zakochana para.
- Krzyś… - szepnęła Justi.
- Pozwól.
Ostrożnie ją pocałował, czekając na reakcję. Niepotrzebnie blondyn się martwił, gdyż ona też zaangażowała się w pocałunek.
- Smakują jak dawniej – mruknęła dziewczyna.
- Co ty nie powiesz – zaśmiał się.
- Przepraszam, ale czasem gadam głupoty.
- Oj tam, jak każdy. Ja przeważnie po pijaku – wyszczerzył się.
- A ja jak widać potrafię bez. Jestem zdolna.
- To dowiem się czegoś jeszcze o sobie?
- Przypakowałeś Krzysztof, robi się z ciebie mięśniak – poruszył brwiami.


<><><> 

- O matko, co tu się działo? – krzyknęła zdumiona Dorota.
Nie było jej raptem 2 godziny, a mieszkanie wyglądało jak po huraganie.
- Jak dobrze, że jesteś. Pomożesz mi to ogarnąć – przywitała ją brunetka.
- Ale, że co? Przecież to nie ja nabałaganiłam.
- No wiem, moja wina, ale bądź taka dobra i mi pomóż. Proszę – Justyna zrobiła słodką minkę.
- Dobra, niech będzie…
- A możesz mi powiedzieć, czemu był tu taki bałagan? – zagadnęła młodsza z brunetek.
- No bo…
- Wyduś to z siebie.
- Rozmawiałam ze Zbyszkiem… - mruknęła.
- Ale chyba od zwykłej rozmowy nie ma takiego spustoszenia, hmm?
- No bo gadaliśmy przez skype i stwierdziłam, że mu zatańczę… Zahaczyłam o krzesło, a potem samo już się potoczyło… Krzesło spadło na szafkę, z której zleciał wazon, przy okazji ja się wywróciłam i parę innych rzeczy…
- Hahaha!
- No i z czego się śmiejesz? – burknęła warszawianka.
- Przecież to jest akcja roku – przyjaciółka dalej nie mogła opanować śmiechu.
- Tyłek mnie boli!
- Zachciało się striptizu na łączach, to tak jest. Musisz poczekać, aż wróci, to mu na żywo się rozbierzesz.
- Doris! Proszę cię, daruj sobie.
- No już, już. Słowa więcej nie powiem – oznajmiła, lecz po chwili znów wybuchła śmiechem.
- Głupek! – Jusia rzuciła w nią poduszką.
- Osz ty! Zaraz ci oddam.
Wojnę poduszkową przerwał podwójny dźwięk przychodzących sms.
- To mój!
- Mój też!


<><><> 

                Tą noc spędziłam oczywiście u Ani. Nawet jeśli chciałabym wyjść, to i tak by mnie nie wypuściła, więc zostałam. Stwierdziła, że mogę zostać, jak długo chcę, ale byłam praktycznie bez niczego. Rano obudził mnie telefon od numeru, którego nie znałam. Wyszłam na korytarz, żeby nie zbudzić przyjaciółki.
- Słucham?
- Dzień dobry. Przepraszam, czy rozmawiam z panią Cecylią? – usłyszałam jakiś damski głos.
- Tak, a o co chodzi?
- Mieszkam naprzeciwko pana Bartosza Kurka, jestem jego sąsiadką. Zostawił u mnie jakieś pani rzeczy do odebrania.
Zdrętwiałam. Musiałam się chwycić wieszaka. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
- Proszę pani? Słyszy mnie pani? Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Przepraszam, ale gorzej się poczułam.
- Więc te rzeczy są u mnie. Byłabym wdzięczna za jak najszybsze ich zabranie. Nie żeby przeszkadzały, ale sama pani wie.
- Tak, tak. Rozumiem – odpowiedziałam zdławionym głosem.
W tym momencie pojawiła się Ania. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Telefon trząsł się w moich rękach, a oczy zaszły łzami.
- Będę w domu przez najbliższe dni, więc bez problemu można przyjechać o jakiejkolwiek godzinie.
Anka chyba wyczuła, że nie jestem w stanie kontynuować rozmowy i zabrała ode mnie komórkę.
- Dzień dobry. Jestem Ania, przyjaciółka Cecylii. O co chodzi?
- Coś nie tak z panią Cecylią?
- nie czuje się najlepiej. Będę rozmawiać za nią.
- Chodzi o jej rzeczy. Pan Bartek je u mnie zostawił.
- O ten łajdak! Pani wybaczy, emocje. Oni się wczoraj rozstali i przyjaciółka nie tryska optymizmem. Rozumie pani?
- Tak, tak. Oczywiście. Proszę wybaczyć, ja nie wiedziałam. Mam nadzieję, że nie zaszkodziłam jej tym telefonem? – kobieta wyraźnie się zmartwiła.
- Dziękujemy bardzo za telefon. Do końca tygodnia na pewno ktoś odbierze to od pani.
- jeszcze raz bardzo przepraszam za ten nietakt. Liczę, że będzie w porządku.
- Nie pani w tym wina. Postaram się jak najlepiej zająć Cecylią, bez obaw. Do widzenia.
- Do widzenia.
- Co za sukinkot! Jakbym go dopadła! – Ania rzuciła telefon na sofę.
- Nie denerwuj się nim, nie warto – mruknęłam.
- Sobie to powiedz. Jesteś w totalnej rozsypce i to przez niego. Nie próbuj zaprzeczać.
- Ech…
- Na myśl przychodzą najgorsze określenia co do niego. Kto by pomyślał, że wyjdzie z niego taki palant – blondynka chodziła po pokoju w tą i z powrotem.
- Chyba najlepiej  będzie, jak zamkniemy te temat. Muszę zadzwonić do Mikołaja i spytać go, kiedy wraca.
- Chcesz wrócić do JEGO dziadków?!
- nie, tam na pewno nie. Nie chcę mącić w jego rodzinie. To ich wnuk i niech go kochają. Nic im nie powiem. Może chwilkę posiedzę u Mikiego. Nie wiem, co dalej…
- Wiesz, że zawsze możesz przyjechać do mnie? – przytuliła mnie.
- Tak, tylko, ze jakoś straciłam ochotę na bywanie w Bełchatowie, zrozum..
- Oj pewnie, że tak. Moja biedna Celusia – utonęłam z jej uścisku. – Zasługujesz na najlepszego faceta na świecie, nie takiego palanta.
- Kolejny niewypał… Szkoda, że w nim się naprawdę zakochałam…
                Mikołaj zjawił się niedługo po moim telefonie. Opowiedziałam mu co nieco, a on przejął się tak samo jak Anka. Przedstawiłam ich sobie, a potem pojechaliśmy. Załatwił za mnie sprawę z rzeczami. Jak tylko zobaczyłam tamten karton miałam ochotę się histerycznie rozpłakać. Powyrywałam wszystkie metki, karteczki od maskotek i zostawiliśmy go w jakimś domu dziecka w miejscowości po drodze. Przynamniej dzieciaki się z nich ucieszą.


<><><> 

                Nie zamierzała informować zbyt wielu osób o tym, co się stało. To tylko jej nieszczęście. Mikołaj nie mógł patrzeć na jej ciągle smutną i pogrążoną w zadumie twarz. Nie pozwalała sobie pomóc i coraz bardziej dusiła to wszystko w sobie. Mimo tego oglądała mecze reprezentacji. Może bez tej energii, co kiedyś, ale kibicowała. Chłopak nie rozumiał, po co katowała się widokiem Kurka, ale może na boisku był dla niej po prostu zawodnikiem. Nie widział, żeby płakała przed telewizorek. Stwierdził, że coś zrobić trzeba.. i wymyślił.
„Dzień dobry. Z okazji stworzenia grupy wsparcia dla Cecylii chciałbym was, drogie jej przyjaciółki, zaprosić do mojego domu w sobotę na dowolny okres czasu. Obiecuję, że nie będę przeszkadzał. Mikołaj ”



<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Ho, ho, ho :)
Wesołych Świąt wam wszystkim życzę :)
Rodziny w komplecie, siatkówki u boku, słodyczy i innych smakołyków, co by się najeść a dużo nie przytyć ;p żartuję :) jemy ile chcemy :D

Więc ja, przemówiłam ludzkim głosem nawet przed Wigilią i dodałam odcinek. Tak na święta. Nie wykluczam, że w tym roku tu jeszcze się spotkamy :D

Więc znów muszę okazać wdzięczność Ani, za początkowy dialog :*

Dalej nie lubicie Mikołaja?
Pozdrawiam

4 gru 2011

#42# Niewiele mamy w sobie, niewiele dał nam świat.


                Po niezbyt udanym początku Ligi Światowej i przegranych z Niemcami, siatkarze wracali na chwilę do Polski a następnie wylatywali na trzytygodniową wyprawę po drugiej stronie Atlantyku. Wszyscy zjawili się by uzupełnić bagaże i choć na chwilkę się pożegnać.
                Wracał i on. Niebieskooki brunet pędził samochodem do Bełchatowa. Zamierzał się przepakować w większą walizkę. Był zły na siebie, na rezultat meczy. Jeśli chciał marzyć o wyjeździe do Cordoby, to kadra musiała zacząć wygrywać a z Niemcami to już na pewno. Zwłaszcza, gdy ma się Brazylię w grupie. Nie śmiał marzyć o 4 zwycięstwach z Canarinhos.
                Próbował wciąż myśleć o meczach, o drużynie. Nie chciał dopuścić do świadomości innych informacji. A one przecież wciąż były w jego głowie i coraz bardziej napierały. W dodatku ciągle słyszał gorzkie słowa matki. Wcale mu nie ułatwiała. Natalia opuszczała ich dom w dziwnej atmosferze, która robiła się coraz cięższa. Teraz Irena ma pod ręką tylko męża do komenderowania. Bartek zaśmiał się delikatnie, przypomniawszy sobie minę ojca, gdy zastał w domu małżonkę. Owy dom na powrót lśnił czystością, ale Kurek senior na pewno zaliczył porządny wykład. Rodzina była na powrót w komplecie i o to przynajmniej się już nie martwił.
                Pewna inna sprawa wciąż pozostała nierozwiązana. Tak naprawdę, w głębi serca chciał się pogodzić ze swoją dziewczyną. Wiedział, że w tej sytuacji ona byłaby przy nim bez względu na wynik. Nie chciał tego dnia spędzać samotnie w swoim pustym mieszkaniu. Bez Niej. To do niego należał pierwszy krok.
„ Cześć. Właśnie jadę do Bełchatowa. Może chciałabyś coś z mieszkania? Jakby coś, będę o 17 pod blokiem. Pa.”


<><><> 


                Miał  w Warszawie spędzić zaledwie dzień, a za namową Justine został na tydzień. Nie potrafił jej odmówić. Chciał zamieszkać w hotelu, ale dziewczyna kategorycznie mu tego zabroniła. Zaprowadziła go do swojego domu. Krzysiek odetchnął, dowiedziawszy się, że miszka z babcią. Zostanie sam na sam przez cały wieczór i całą noc z Justi byłoby dla niego krępujące.
Kiedyś jego uczucie było ogromne, szczere, prawdziwe, ale teraz… Wiele się zmieniło. Blondynka swoim wyjazdem pozbawiła go nadziei na wspólną przyszłość. Długo bolało go, że tak łatwo uległa namowom rodziców. Przecież mogła się uprzeć, zostać, postawić na swoim. W Polsce też miała szanse na dobre wykształcenie i pracę. Jak widać i tak tu wróciła. Krzysztof myślał, że zapomniał, było minęło nie wróci. Ze zdziwieniem odkrył, że jakaś mała cząstka wewnątrz niego, cieszyła się na widok Justine, a przecież powinien ja nienawidzić.
                Siatkarz nie zamierzał nadużywać gościnności młodszej i starszej kobiety. Po kilku mile spędzonych dniach przystąpił rano do pakowania.
- Już jedziesz? – zagadnęła go dziewczyna.
- Tak. Musze wrócić do Częstochowy i załatwić kupę formalności.
- Ale… Zobaczymy się jeszcze? – spojrzała z nadzieją.
- O ile nie wyjedziesz. Pod koniec sierpnia powinienem się zjawić na stałe – wyjaśnił.
- Słuchaj… Wiem, że wtedy nie postąpiłam najlepiej. Chciałabym to naprawić. Nie miej do mnie żalu.
- A to ciekawe. Nie wiem, czy nie jest na to kilka lat za późno…
- Może mogłoby coś jeszcze między nami kiedyś być? – zaproponowała nieśmiało.
- Może – uśmiechnął się pod nosem i musnął jej usta.
Zabrał walizkę i wyszedł z pokoju.


<><><> 


                Brunetka wiedziała, że jej chłopak zjawi się akurat na obiad, więc od rana urzędowała w kuchni, by zgotować mu smaczne powitanie. Wszystko musiało być jak najlepsze. Sam Zbyszek chyba się nie spodziewał takiego powitania, bo wszedł do mieszkania z okrzykiem.
- Kochanie, jestem. Wybywamy na miasto?
- Nie, tygrysku. Jemy w domu. Chyba nie skarzesz mojego wysiłku na marne? – spytała Justyna zaraz po powitalnych czułościach i pokazała na stół w salonie.
- Ooo! A czym sobie zasłużyłem? – odparł zdumiony.
- Że jesteś – cmoknęła go w usta. – A tak w ogóle dzień dobry Zbysiu. Siadaj, ja wszystko przyniosę.
Siatkarz został obsłużony jak w restauracji. Nie udało mu się nakłonić Jusi do spokojnego siedzenia.
- A teraz ty masz zimne.
- No to sobie odgrzeję. Ważne, że ty najadłeś się ciepłego – brunetka uśmiechnęła się do niego.
- Wiesz, że nie musiałaś.
- Ale chciałam. Chyba w moim obowiązku jest dbanie o mojego mężczyznę.
- No to chodź tu do mnie, to ci ładnie podziękuję.
Usiadła mu na kolanach. Stykali się czołami, patrząc sobie w oczy. Co chwilę Zbyszek skradał dziewczynie pocałunki.
- Skoro nie umiem gotować, to może jakoś inaczej się odwdzięczę, co? – spytał z figlarnym  uśmiechem.
- Ja to zrobiłam bezinteresownie.
- A nie chciałabyś… - wyszeptał jej do ucha kilka słów, po których Justyna lekko się zarumieniła.
- Nie uważasz, że często mnie namawiasz do tego? – mruknęła nieśmiało.
- Justynko, tyle dni się nie zobaczymy. Musimy teraz wyrobić przyszłe zaległości – przekonywał Zibi.
- A to z tego są zaległości? – spytała zdumiona.
- Oczywiście. Zobaczysz, mnie nie będzie, to ci się zachce.
- To kogo polecasz w zastępstwie?
- O nie! Tak nie będzie. Proszę mi tu grzecznie czekać, aż przyjadę. Żadnego zastępstwa nie przewiduję!
- Nie krzycz już, tylko się wreszcie wykaż – wytknęła mu język.
- Chcesz chłopca czy dziewczynkę? – spytał, śmiejąc się.
- Bartman! – trzepnęła go ręką po głowie, a on chwycił ja w ramiona i zaniósł do sypialni.


<><><> 


- Hop, hop. Jest ktoś w domu? Wróciłem - przyjmujący wpadł do mieszkania, rzucając torbę w przedpokoju.
- Tatuuuś - mały blondynek rzucił mu się do nóg.
- Cześć, Michał. - Ania tylko wychyliła głowę z kuchni i uśmiechnęła się, po czym szybko wróciła do kuchenki.
- Jest Daga? - spytał zaskoczony takim skromnym powitaniem.
- Nie. Dzwoniła i powiedziała, że musi zostać dłużej w pracy - mruknęła, kosztując gotującą się zupę.
- Zawsze tak długo siedzi w biurze?
- Przeważnie - nawet nie odwróciła się w jego stronę. Starannie unikała choćby najkrótszego kontaktu wzrokowego. - Jesteś głodny? Zupa właściwie jest gotowa.
- Od kiedy z niej taki pracuś... - mruknął.  - Wszystko w porządku?
- Tak, tak. - powiedziała szybko. Za szybko, sądząc po minie Michała. - Po prostu... źle się czuję, mało spałam.
- Anka, popatrz na mnie.
Stała z opuszczoną głową, wpatrzona w bose stopy, i unikała jego spojrzenia. Winiarski podszedł bliżej i złapał ją pod brodę.
- Mam dziwne przeczucie, że chodzi ci o mnie.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo nadal mi nie patrzysz w oczy i jesteś cała spięta - pogłaskał ją po ręce.
- Michał, ja... - westchnęła, po czym podniosła głowę i spojrzała w jego błękitne tęczówki. Głos jej drżał, była bardzo przejęta. - Stało się coś, co nie powinno mieć miejsca. Nie chcę do tego wracać.
- Ja nie chciałem, żebyś się źle czuła. Gdybym wiedział, jakie to będzie miało skutki... Zrozum, to była chwila, impuls.
- Dla mnie nie - palnęła i niemalże od razu zakryła sobie dłonią usta. - To znaczy... Ugh... Mimo wszystko, to nie powinno się zdarzyć! Jak ja teraz mam normalnie rozmawiać z Dagmarą?
- Nie wiem... Ale... Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Oczywiście.
- A gdybym był wolny?  Jakbyś się zachowała po tej sytuacji, gdyby Dagmara nie istniała? - spytał bardzo poważnym tonem.
- Michał... - mruknęła. - Nie wiem, co by wtedy było...
- Więc się nie dziw, że teraz sytuacja jest niejasna, skoro wtedy by nie była - mruknął. - Wtedy... Spojrzałem na ciebie i wiedziałem, że muszę cię pocałować, bo inaczej zwariuje - dodał cichym głosem.
- Misiek... – szepnęła Ania słabym tonem i podeszła do okna.
- Przepraszam za to wszystko - przytulił delikatnie dziewczynę od tyłu.
- Michał nie masz za co - ostrożnie odwróciła się przodem do niego i położyła swoje dłonie na jego torsie.
- Niepotrzebnie skomplikowałem sytuacje
- Skomplikowałeś? Wcale nie. To ja popełniłam błąd, że od razu cię wtedy nie odepchnęłam, a teraz nie... - zająknęła się.
- Chciałaś tego?
- Czy to ma teraz znaczenie?
- Ma, bo może mógłbym... - zaczął zbliżać do niej swoją twarz.
- Michał, ja... - zaczęła, ale w tym samym momencie ich usta się zetknęły.
Była wściekła! Znów ją pocałował, a ona znów nie mogła go od siebie odepchnąć, ba! Nie chciała. Pozwalała mu wyczyniać z swoimi ustami, co tylko chciał. A siatkarz doskonale korzystał z tej okazji. Gdy już miała coś powiedzieć podczas przerwy na oddech, on ponownie wpijał się w jej wargi i spijał całą słodycz.
- Ciii - szeptał między pocałunkami.
Można by pomyśleć, że zniknęli w swoim świecie, ale o prawdziwych realiach przypomniał im trzask drzwi. Momentalnie czar prysł. Brunet był ponownie mężem i ojcem, blondynka jego dobrą znajomą tylko i wyłącznie.
-Hej, jest coś dobrego na obiad? – Dagmara wpadła do kuchni.
- Cześć, Daga. - powiedziała cicho Ania, odsuwając się od Michała. - Na kuchence jest zupa, drugie danie w piekarniku.
- Dzięki. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - kobieta chciała cmoknąć ją w policzek ale coś brunetkę powstrzymało. - Kochana, ty nie jesteś czasem chora? Masz strasznie blada cerę i takie sine pod oczami. Chyba za bardzo cię wykorzystuję i nie masz czasu na odpoczynek.
- Nie, nie... - mruknęła. - Ja już pójdę do siebie. Muszę się położyć. Jeśli będziesz mnie jutro potrzebować, to powiedz.
                W kuchni pozostali tylko małżonkowie. Kobieta sprawiała wrażenie kompletnie nieświadomej tego, co działo się tu kilka minut przed jej przyjściem. Mimo tego, atmosfera dziwnie się zagęściła. Michał westchnął głęboko.
- Dagmara, myślę, że powinnaś dać jej odpocząć. Widzisz jaka chodzi wyczerpana - stwierdził, zbytnio nie mijając się z prawdą.
- Ledwo, co przyjechałeś, a już mnie pouczasz? Sugerujesz, że zrobiłam z niej niewolnicę?
- Nie, skąd? - uniósł brwi w geście zdziwienia. Nagle przestała być taka miła... - Po prostu widzę, co się dzieje. Znowu dosiedziałaś w pracy?
- Proszę cię, tylko nie udawaj. Wybacz, ale są takie sprawy, które muszę załatwić jednym ciągiem, bez odkładania na później. Ale co ty możesz wiedzieć o normalnej pracy? Ty tylko potrafisz jeździć po świecie i odbijać piłkę - rzuciła oskarżycielskim tonem.
- Dagmara, proszę, nie zaczynaj znowu... - ze zrezygnowaniem usiadł na krześle. - To moja praca, wiesz o tym. Wyjazdy są jej częścią, nie mam na to wpływu – zamierzał wyjść, ale zatrzymał się w progu. - Chciałem jeszcze dodać, że dzięki temu odbijaniu piłki, jak to powiedziałaś, masz nowe kosmetyki, ubrania i połowę ceny samochodu.
- Ja znowu zaczynam? To ty prowokujesz kłótnie. Wybacz, ale ja tez zarabiam!
- Ja prowokuję? - zaśmiał się kpiąco. Teraz wizja Anki na miejscu Dagmary przybrała na sile. - Staram się spędzać z wami każdą wolną chwilę. Ostatnio specjalnie przyjechałem wcześniej ze zgrupowania. Ba, ty mnie nie zamierzałaś nawet odwiedzić! Wiesz, jak się czułem, kiedy wszyscy mieli swoich bliskich przy sobie, a ja nie? Chociaż Ania z Olim...
- Ale myślisz, że to jakieś kokosy z palmy ofiarujesz? Proszę cię. Przecież mówiłam, że źle się czułam i byłam chora. Nie dociera do ciebie, że też jestem człowiekiem? Bo ty masz wolne, to ja mam lecieć jak na skrzydłach? Ciesz się, że chociaż syna mogłeś zobaczyć - burknęła.
- Co proszę? Robisz mi łaskę? Daga, proszę cię. Co się z nami stało? Teraz Oliego też chcesz nastawić przeciwko mnie?
- Nie. Raz jeden nie byłam na twoje skinienie i już robisz aferę? Nikogo nie nastawiam, ale licz się z tym, że on przebywa więcej czasu ze mną niż z tobą
- Jeden raz? - Michał zaśmiał się znowu. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas! Ciągle się kłócimy, nawet nie wiem o co. I nie mów mi, że spędzasz dużo czasu z naszym synem, bo dobrze wiesz, że tak nie jest. Wiele razy dzwoniłem do domu, bo ty nie odbierałaś komórki. Zawsze odzywała się Ania. Sądzę, że to ona spędza z nim więcej czasu. Ba, poświęca mu wszystko! Zapytałaś ją kiedyś, czy nie chciałaby mieć wolnego dnia, czy nie ma w planach randki, spotkania? Zawsze musiała być przy małym, a ty zapomniałaś o jej życiu osobistym.
- Myślisz, że ja nie jestem zmęczona? Jak przyjeżdżasz lub przychodzisz późno, to nie mam ochoty na jakieś rozrywki. O normalnej porze owszem, ale wtedy ciebie nie ma w domu. Twoje zarzuty są bezpodstawne. Tak samo jak o Oliviera. Przepraszam bardzo, to ona nie umie mówić ani się odezwać? Gdyby powiedziała cokolwiek, dała mi jakoś do zrozumienia, to bym zareagowała. Skąd mam wiedzieć, jak się czuje, skoro nic mi o tym nie mówi? Nie każ mi być jasnowidzem. Anka nie jest małym dzieckiem. Zresztą, co ty się nią tak przejmujesz? Śmiem stwierdzić, że jesteś z nią w lepszych stosunkach niż ze mną!
- Nie przesadzaj, wcale tak nie jest. Z resztą, na jakiej podstawie śmiesz tak uważać? Ale Ania jest też naszą przyjaciółką i chce zawsze jakoś pomóc – bronił blondynki.
- Oczywiście, tylko ja jestem tutaj winna. Z nią rozmawiasz normalnie, uśmiechasz się do niej, żartujecie, a mnie traktujesz jak wroga. Pomoc pomocą, ale żebyś się nie zagalopował - ostrzegła go.
- Wcale tak nie uważam. - powiedział trochę spokojniej. - Po prostu Ania trochę przeszła i chciałem ułatwić jej życie. Zapewniam cię, że znam granicę. - skłamał gładko, widząc jej wątpiące spojrzenie.
- Powinnam przywyknąć chyba, że ty zawsze się martwisz o wszystkich w koło - uśmiechnęła się krzywo. - Przypominam, że to ja jestem twoją żoną.
- Nigdy o tym nie zapominam - powiedział z uśmiechem, choć w sercu czuł lekkie ukłucie.
Dlaczego to Anię wciąż chciał widzieć na miejscu Dagmary? Pokręcił głową, patrząc na nerwowo przełykającą obiad żonę. Żadne z nich nie wiedziało, że ktoś im się przygląda. Nie był to bynajmniej Oli.
Przyjmującego do końca dnia gryzły wyrzuty sumienia. Wplątał przyjaciółkę w okropną sytuację. Musiał jeszcze raz z nią porozmawiać.
- Puk, puk. Mogę? – niepewnie zajrzał do Anki.
- Tak. - powiedziała cicho, nerwowo ocierając łzy. Nie chciała, by widział jej płacz. - Coś się stało? Myślałam, że już wszyscy śpią.
- Chciałem ci życzyć dobrych snów - uśmiechnął się i przyjrzał jej uważnie. - Płakałaś.
- Wcale nie.
- Tak. I to przez mnie, prawda? - przysiadł na łóżku obok niej.
- Wcale nie. - powtórzyła uparcie, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma.
- Okropnie mi głupio. Strasznie cię przepraszam. Uderz mnie, jeżeli ci ulży - objął ją ramionami.
- Dlaczego ma ci być głupio? - zapytała, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- Bo... Doprowadziłem do beznadziejnej sytuacji a ty przez to cierpisz.
- To nie prawda. - mruknęła, muskając palcami jego policzek. Tak bardzo lubiła to robić.
- Aniu, czy ty tez to czujesz?
- Co czuję? - spytała cicho, patrząc w jego oczy.
- To "coś", gdy przebywamy ze sobą. Tego nie da się opisać.
- Michał, ja nie wiem, czy tego chce... Masz rodzinę.
- Wiem, dlatego to jest takie dziwne...
- Co teraz? - jej twarz była niebezpiecznie blisko jego ust. - Jak mamy dalej mieszkać ze sobą?
- Będzie trudno nam obojgu, ale musimy dać radę. Jeżeli jest nam pisana wspólna przyszłość, to się to stanie.
- Ale Michał...
- Ostatni raz – poprosił prawie bezgłośnie i przycisnął ją do siebie.
Blondynce zabrakło tchu. Po raz kolejny tego dnia trwali w miłosnym uścisku. Siatkarz całował ją zachłannie, jakby na zapas. W końcu powiedział, że się to już nie zdarzy, ale czy na pewno? Obawiała się, że tak łatwo nie przyjdzie im skończenie tego wszystkiego.
- Obiecuję, więcej to się nie powtórzy. Postarajmy się spróbować żyć jak przedtem. Jeżeli się nie uda, to wtedy...
- To wtedy co?
- Jeszcze nie wiem. Na razie… - mruknął szperając w kieszeni. – Może tak, będzie ci łatwiej.
Wręczył zaskoczonej dziewczynie pęk kluczy.
- Co to jest?
- Klucze do mojego kawalerskiego mieszkania. Znajduje się w sąsiednim bloku, to samo piętro. Niedawno poprzedni lokatorzy skończyli umowę najmu.


<><><> 


Byłam w wielkim szoku, ale się zgodziłam. Z pomocą Mikołaja dotarłam do Bełchatowa. Nerwowo rozejrzałam się po ulicy. Mam tak czekać? Jednak nie doceniłam jego punktualności. Usłyszałam otwieranie samochodowych drzwi i zaraz potem zjawił się Bartek. Zmienił się. Nie był roześmianym dzieciakiem. Kilka dni bez maszynki zrobiły swoje. Na tą chwilę wyglądał na starszego o 5 lat. Krępująca cisza aż gryzła mnie w usta. On przepuścił mnie w drzwiach i dotarliśmy pod mieszkanie. Ponownie zostałam wpuszczona przodem.
- Proszę – po raz pierwszy dziś usłyszałam tak znany głos.
Kiedyś tak czuły.
- Dzięki.
- Może usiądziesz? – ewidentnie stara się być uprzejmy.
- Skoro nalegasz. Widzę, że dawno cię tu nie było – rzucam uwagą na widok lekkiej powłoki kurzu na meblach.
- Gramy mecze, pamiętasz? Nie miałem czasu, by wrócić na dłużej – rzucił lekko podenerwowany.
- Zagraliście dopiero dwa. Myślałam, że po tym... - nie potrafiłam nazwać tamtego feralnego zdarzenia. -  Nie wróciłeś tu przed zgrupowaniem?
- Najwyraźniej. - mruknął, chowając dłonie do kieszeni. - Stołowałem się u Kuby, nie chciałem siedzieć sam...
- Zdążyłeś zobaczyć się z matką?
- Tak - coś w jego głosie świadczyło o tym, że jednak nie było to najprzyjemniejsze spotkanie.
- To dobrze. Cieszę się, że masz rodzinę w komplecie.
- Można tak powiedzieć - odparł z krzywym uśmiechem.
Zapadła chwila dość krępującej ciszy. Spojrzał na mnie, ale ja spuściłam głowę, nerwowo skubiąc rękaw sweterka. - Celi, ja...
- Coś nie tak w domu? - nie chciałam, żeby zaczął mówić o tym co było.
- Nie o to chodzi - jęknął. - Ja po prostu... To nie tak miało być... Nie chcę, żebyś... Nie odchodź.
- Przecież nie odchodzę. Sam mi zaproponowałeś...
- Celi, do cholery! - wstał zbyt gwałtownie, zahaczając o stolik i prawie go przewracając. - Wiesz, że nie chciałem! Daj mi szansę!
- Nie krzycz - zerwałam się z kanapy i skuliłam w rogu pokoju.
- Celuś, proszę... - powiedział znacznie ciszej. Podszedł do mnie, ale odsunęłam się jeszcze bardziej. - Ja wtedy... Zachowałem się jak dupek. Nie chciałem tego... Przepraszam.
- To akurat prawda. Ale nie wiem, czy mogę ci zaufać... Bo teraz... Ja się po prostu ciebie boję. Nie wiem co jesteś w stanie zrobić w złości, po pijaku...
- Nie chcę, żebyś się mnie bała... - odparł ze smutkiem w głosie. - Celi, żałuję każdej sekundy z tamtego wieczoru, to nie powinno się zdarzyć. Co mogę zrobić, byś na nowo mi uwierzyła?
- Ja też tego nie chcę - spojrzałam na niego lekko przestraszonym wzrokiem. - Może... Przebywajmy po prostu razem, a ty mi udowodnisz przez ten czas, że mówisz prawdę?
- Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby cię odzyskać. - uśmiechnął się lekko i zrobił krok w tył. - Wybacz, ale muszę się pospieszyć. Jutro rano Kuba mnie zgarnia i razem wjeżdżamy.
- Rozumiem. Napijesz się herbaty?
- Poproszę. - uśmiechnął się raz jeszcze i wyszedł z pokoju.
- Coś czuję, że czajnik zarósł brudem – mruknęłam, sądząc, że już nie usłyszy. A jednak.
- Bardzo zabawne, doprawdy...
Nie minęło 5 minut, a okazałam się potrzebna.
- Celi, widziałaś gdzieś tą moją dużą walizkę? - zawołał z sypialni.
- Ja mam wiedzieć, gdzie co jest w twoim domu? Na dole w dużej sza... fie.. - zacięłam się i zamarłam. Nagle przypomniało mi się, co jest w dużej szafie.
- Dzięki! - zawołał. Po chwili jednak słychać było jego krzyk. - Co to jest, do cholery?!
Zatrzęsłam się i wypuściłam z dłoni pudełko z herbatą. Wiedziała, o co mu chodzi. Wiedziałam, co znalazł. Po chwili utwierdził mnie w tym przekonaniu, zjawiając się w kuchni i pudełkiem w dłoniach.
- Bartek... Wyrzuć to. Miałam to zrobić już dawno – poprosiłam ostrożnie.
- Ja się pytam CO TO JEST?! - podniósł głos, rzucając karton na ziemię. Wypadło z niego kilka miśków. - Znowu spotykasz się z tym pedałem? - wyciągnął jedną z kartek i przeczytał. – „Daj mi szansę, Robert.” ?! Jak długo to trwa, co?
- Nie denerwuj się. Mówię, że miałam to wyrzucić. Nic nie trwa, bo nic nie ma. Mnie z nim nic nie łączy. To Robert ma jakąś obsesje – tłumaczyłam.
- Obsesja! - zadrwił. Nagle stał się strasznie chłodny. - No co ty nie powiesz? A może jednak do niego wróciłaś, co? Ma stałą pensję, ciągle jest w domu, potrafi nosić garnitur i zachowywać się w towarzystwie. Przyznaj się, po prostu ci się znudziłem!
- Tak, bo ja nic do niego już nie czuję! Gdyby tak było, nie uciekłabym sprzed ołtarza! Mam w nosie jego kasę, garnitury i bankiety. Myślisz, że kłamię? To niby dlaczego tu jestem? Po tym wszystkim, co zrobiłeś? – głos mi drżał, gdy musiałam zmierzyć się z jego bolesnymi oskarżeniami.
- Przecież cię przeprosiłem! - krzyknął, kopiąc ze złości w pudło. - Najwyraźniej ty będziesz mi to wypominać do końca życia! Co się stało z tamtą dziewczyną? Wiesz co, nawet nie chcę wiedzieć. Mam tego dość! – ryknął i ostentacyjnie opuścił pomieszczenie.
- A myślisz, że jedno przepraszam i pstryk, nie pamiętam?  Tamta dziewczyna jest schowana w środku, bo ty nie zasługujesz, żeby ją oglądać. Potrafisz ostatnio tylko na mnie krzyczeć!
- Już nie bądź taka święta! - syknął. - Widziałem jak miziałaś się z tym... tym... Mikołajem! Boże, i ja go miałem za kumpla..
- To ty sobie to wmówiłeś! Wszystko widzisz inaczej. Jest świetnym kumplem! Potrafił się zachować lepiej od ciebie – skierowałam na niego palec.
- No to może z nim się teraz spiknij! Bo ja mam tego dosyć. Nie sądzę, by był dla nas choć cień szansy. Chciałem to jakoś naprawić, ale teraz widzę, że ty najwyraźniej sobie tego nie życzysz. Rób co chcesz, jesteś wolna – oznajmił niespodziewanie.
- Chcesz to skończyć?
- Już to zrobiłem. - spojrzał w moje oczy z wściekłością. Choć wiedział, że za kilka dni będzie żałował swoich słów. - A teraz wybacz, ale muszę się spakować.
- Dobrze… W takim razie.. Żegnam – wyjąkałam i wybiegłam stamtąd ze łzami w oczach.


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Oto jest. Długi, dzięki pomocy Ani :*

Przełomowy, bo treść jest wiadoma.
I mimo wszystko cieszę się, że wreszcie go opublikuję. Muszę wam powiedzieć, że teraz już bliżej końca niż dalej, z czego się cieszę, gdyż nie chciałabym tego ciągnąć nie wiadomo jak długo. Na 50 chyba nie uda mi się skończyć, ale wiele nie zostało :)

Mogłabym zadedykować odcinek kilku świetnym osobom, ale nie chcę takim smutnym nikogo uraczyć :*

Pozdrawiam

16 lis 2011

#41# Na dole i na górze, uczucia małe i duże


                Siatkarz razem z Natalią siedział przed telewizorem i zajadali kanapki. To było ich śniadanie. Zostali sami w domu, bowiem ojciec Bartka poszedł do pracy, a reszta kompanii wyjechała. Dziewczyna stwierdziła, że zostanie jeden dzień dłużej.
- Wiesz, że wieczorem muszę wrócić na zgrupowanie? – chłopak spytał towarzyszki.
- Wiem, dlatego musimy wykorzystać czas jak najlepiej – uśmiechnęłam się wesoło.
- Co proponujesz?
- Na początek sprawdźmy twój refleks – niespodziewanie rzuciła w niego poduszką, a pomidor z kanapki przykleił mu się do twarzy.
- O ty! Pożałujesz – chwycił w dłonie pozostałe dwie poduchy i wymierzył w rudowłosą.
- Kobiet się nie bije – zaśmiała się.
- Ale o rzucaniu w nie nic nie było – przyjmujący uśmiechnął się pod nosem.
Gdy Natalia odbierała ciosy, zadzwonił dzwonek. Bartosz, by uniknąć odwetu, popędził otworzyć. Dziewczyna pognała za nim. Zdążył otworzyć drzwi, ale ona wskoczyła mu na plecy.
- Złaź ze mnie, wariatko – próbował ja odczepić.
- Ekhem – odezwała się osoba na zewnątrz.
- Mama?! – zszokowany siatkarz stanął jak wryty.
- A no mama, mama. Widzę, że przeszkodziłam w jakże wyśmienitej zabawie – mruknęła, krzywo patrząc na nastolatkę.
- Nie poznaje mnie pani? To ja, Natalia – przedstawiła się dziewczyna.
- Ciebie owszem, ale twojego zachowania to już wcale.
- Mamo, nie bądź nie miła. Tylko się wygłupiałyśmy – tłumaczył rodzicielce.
- Przyjechałam, bo mnie o to prosiła Cecylia. Jeśli jeszcze pamiętasz kto to, to ci powiem, że ona się teraz nie wygłupia – rzuciła kobieta grobowym tonem i weszła do środka, ciągnąc za sobą walizki.
Bartek kolejny raz tego dnia został zaskoczony. Spoglądał za oddalającą się matką i analizował jej słowa.
- Kto to Cecylia? – usłyszał pytanie koleżanki.
- Nie ważne. Opowiem ci kiedy indziej – mruknął, chcąc ją zbyć.
Pani Irena, będąc jeszcze na ostatnim stopniu schodów, posłała synowi pogardliwe spojrzenie.


<><><> 


                Wyszedł z budynku z uśmiechem na ustach. Wszystko poszło sprawnie i dogadał się z władzami klubu. Niebawem ta wiadomość miała obejść siatkarski światek w Polsce. Uznał, że najwyższy czas coś zmienić. Warszawa miała swój klimat i nie wszystkim on odpowiadał, ale siatkarz czuł się tu bardzo dobrze. Po dopełnieniu formalności przyszedł czas na przyjemność.
                Wchodził po schodach, szukając właściwego numeru mieszkania. Jednak w głowie cały czas siedziała mu pewna blondynka. Nie mógł wyjść ze zdziwienia, że wróciła akurat wtedy, gdy on przenosił się do stolicy. Zbieg okoliczności? Jeśli tak, to całkiem szczęśliwy. Po chwili już dzwonił do drzwi
- Kto tam? – usłyszał znajomy głos.
- Wierzbowa gałązka – zaśmiał się.
- Krzysiek! – brunetka przytuliła go z całych sił.
- Jakie miłe powitanie.
                Czekała na niego, odkąd zapowiedział te odwiedziny. W końcu dawno się nie widzieli, a sytuacja miała się różnie. Mimo, iż niedługo miała powiedzieć mu coś, nie do końca miłego, cieszyła się, że go widzi. Takiego go lubiła, uśmiechniętego, wesołego.
- Ładnie tu macie – pochwalił wystrój mieszkania.
- Własność Zbyszka, a jestem tutaj z życzliwości Justyny.
- Więc zostajesz na studiach w Poznaniu? – zagadnął.
- Tak. Przynajmniej licencjat chcę tam skończyć. Potem zobaczymy – uśmiechnęła się.
- Aha.
- A coś ty taki rozpromieniony dzisiaj? Jakby cię anioł w dupę kopnął. W sumie to sam chyba odleciałeś – spojrzała na siatkarza podejrzliwie.
Nie zareagował przez chwilę nawet podczas wymachiwania brunetki rękoma.
- Co? – ocknął się po paru minutach.
- Jajco. Patrzysz w ścianę, jak ciele w malowane wrota. Gorzej ci? Czy tam jest coś, czego nie widzę? – podążyła za jego wzrokiem.
- Nie, nie. Nic. Zamyśliłem się tylko.
- Teraz mi nie uciekaj już. Kawy, herbaty? – zaproponowała Dorota.
- Słabą kawę. Co tam jeszcze u ciebie?
- A no nic takiego. Co by nie umierać z nudów, mieszkam z Justyną i czekam na sezon reprezentacyjny.
- No tak. Liga światowa. Niestety mnie tam nie zobaczysz – mruknął blondyn.
- Wolę ciebie na żywo – pocieszyła go.
- Miło słyszeć.
- A u ciebie szykują się jakieś zmiany? Byłeś taki tajemniczy.
- Chyba mogę ci już powiedzieć, ale nie ogłaszaj tego całemu światu – odparł konspiracyjnym tonem.
- No?
- Będę grał dla Politechniki Warszawskiej.
- Serio? Moje gratulacje – uścisnęła go.
                Obiad upłynął im w miłej atmosferze, tak samo jak reszta dnia. Dziewczyna nie miała odwagi mu teraz powiedzieć tego, co planowała. Był taki szczęśliwy. Nigdy by nie pomyślała, że dla niego ta wizyta to taka radość. Z żalem żegnała go w drzwiach. Potem szybko podbiegła do okna. Zaciekawiona patrzyła, jak Krzysiek natyka się na jakąś dziewczynę. Pomógł jej utrzymać równowagę, a potem oboje płoną rumieńcami. Dorota domyśliła się, że się znają i to ta blondynka była przyczyną zamyślenia chłopaka. Miał te same iskierki w oczach.
- Cóż, czyli chyba nie będzie tak źle – uśmiechnęła się.


<><><> 


                Niedawno pożegnała Zbyszka. Po raz kolejny. Justyna musiała się przyzwyczaić do jego wyjazdów. W końcu lubiła te powitania po długiej rozłące. Sypialnia pachniała nim, jego perfumami, mimo, że był już wieczór. Wiedziała, że Dorotę odwiedził Krzysztof, ale zapach swojego chłopaka dalej rozpoznawała w mieszkaniu. Lepiej jej było u niego. Z myślą, że niedawno on dotykał tych półek, sprzętów, chodził po tej podłodze, siedział na tej kanapie. Czuła jakby nadal był obok albo miał zaraz wpaść do mieszkania. To wszystko chyba lekko tłumiło tęsknotę.
                Brunetka uśmiechnęła się pod nosem, widząc pudełeczko na stoliku nocnym. Nie zauważyła tego rano. Musiał skutecznie odwrócić jej uwagę. Ostrożnie zajrzała do środka.
- Och Zbyszku – zaśmiała się, widząc zawartość.
W środku była pleciona bransoletka z napisem „Zibi”, w dodatku w czerwonym kolorze. Założyła ją od razu i udała się do kuchni. Podczas kolacji zadzwonił telefon.
- Twój – krzyknęła Dorota z łazienki.
- Słucham? – Justyna znalazła komórkę na dnie torebki.
- Ubrałaś prezent? – zapytał na „dzień dobry” a raczej „dobry wieczór”.
- Oczywiście. Ale skromny to ty nie jesteś. Musiałeś oznaczyć teren?
- Wiesz… Ja mam taką samą, tylko, że pisze „Jusia” – odparł zadowolony siatkarz.
- Kupiłeś?
- Takich manualnych zdolności to ja nie mam, ale inni siatkarze mają zdolne kobiety – wybrnął.
- Nie spytał, jak się odwdzięczyłeś – mruknęła Jusia.
- Jesteś zazdrosna o Zbysia? Czuję się dowartościowany.
- Głupek!
- Tylko w twoich ustach to brzmi tak seksownie – wymruczał brunet do telefonu.
- Przestań zmieniać temat!
- Liczyłem, że może nie oberwę…
- Zobaczymy, jak wrócisz. A teraz sę nie obijaj tylko dobrze spożytkuj powołanie do kadry.

„Co słychać u mojej kochanej Celci? :)”
„Witam panię Bartman ;p Wszystko w normie. Udało mi się namówić Irenę Kurek do powrotu do domu. A tobie widzę, że się nudzi, skoro facet wyjechał :D”
„Nie skomentuje. Ooo brawo. Tylko ty tak potrafisz. Wiesz, że nadal jesteś zbyt dobra dla tego buca Kurka! Ja zawsze o tobie pamiętam ;*”
„Coś mi się udało. Ee… Młodego czy starego? Miło mi :) Może się zobaczymy niedługo?”
„Dla nich obu!!! Ciule! Całkiem kusząca propozycja. A gdzie?”
„Może zwołam paczkę do siebie?”


<><><> 


                Skoro się do Mie Justyna odezwała, to zaczęłam główkować. Brakowało mi tych wszystkich wariatek. Nie mogłam ich zwalić dziadkom Bartka na głowę. Wiedziałam też, że oni nie będą mnie chcieli tak szybko wypuścić. Ustaliłyśmy, ze może w kolejnym tygodniu, a najdalej to po meczu z Niemcami, gdy nasi polecą na druga półkulę. Pomysł wydawał się oj, tylko trzeba było ustalić miejscówkę. Nie miałam zamiaru prosić Bartka o jego mieszkanie. Poradzę sobie bez tego.
- Płock tez odpada – mruczałam do siebie pod nosem, wracając ze spaceru.
Jakoś wytargowałam to samotne wyjście. Musiałam się przełamać. Jednak wędrówka po zmierzchu nie wchodziła w grę.
- Co tam mówisz? – usłyszałam nagle za sobą i Az podskoczyłam ze strachu.
- Boże, Mikołaj – złapałam się „za serce”.
- Na Boga nie wyglądam raczej. Cześć – szedł obok mnie, wpatrując się w chodnik.
- Jak tam praca? – zagadnęłam.
- Wydaje się okay. Właśnie wracam z Łodzi.
- To dobrze…
Szliśmy jeszcze kawałem w ciszy. W końcu przystanęliśmy pod „moją” furtką.
- Wybacz, że cię wtedy tak potraktowałam. To nie twoja wina, ze Kurek ma bujną wyobraźnię – spojrzałam niepewnie na niego.
- Nie mam ci czego wybaczać. Zawsze byłaś fair. Obiecuję, ze więcej nie stworzę niebezpiecznej sytuacji.
- Dobry z ciebie chłopak – uśmiechnęłam się.
- Jak się czujesz? – spytał ostrożnie.
- Dzięki, już lepiej. Chociaż zaczyna mi ciążyć ta samotność. Chciałabym zobaczyć się z dziewczynami…
- Może mógłbym pomóc?
- Ty? Proszę cię, nic nie musisz dla mnie robić. Poradzę sobie.
- Na przykład mogłabyś je zaprosić do mnie. W sensie do mojego domu. Mam dużo miejsca i wolne pokoje. Dziadkowie pojechali na wakacje – zaoferował niezrażony.
- Chybie nie wiesz, co mówisz. Żaden facet nie zniesie babińca w swoim domu. Zresztą dopiero za tydzień.
- Nie ma problemu. Kiedy chcesz – nalegał.
- Mówisz poważnie?
- Pewnie, że tak. Będę miał przynajmniej towarzystwo – poruszył brwiami.
- No tak, w końcu koło ciebie zawsze było dużo kobiet – dogryzłam mu.
- Wiadomo, wiem jak się ustawić – zaśmialiśmy się razem.
- W takim razie dzięki wielkie i do zobaczenia – cmoknęłam go w policzek, a potem zniknęłam w domu.
                Uwielbiałam to ciepło zaraz po przekroczeniu progu. Powoli zdjęłam sandały i ubrałam kapcie. OD progu czułam zapach kolacji. Niebawem otrzymałam SMS.
„Zatem powróciłam. Nie bój żaby kochana, Irenka zrobi porządek z tymi chłopami. Jeszcze będziemy w jednej rodzinie. Pa :*”
                Zaśmiałam się tylko. Ta kobieta miała tyle energii w sobie. Nie wiem, kto by za nią nadążył, ale na pewno nie pan Adam. Taka teściowa to byłby naprawdę wielki skarb, ale nie śmiałam o niej Myślec w ten sposób. Nie wolno mi było.


<><><> 


                Wracała do Bełchatowa pełna obaw. Miała teraz przebywać na co dzień z żoną faceta, którego całowała. Nie mieściło jej się to w głowie. Przecież jak miała się po tym wszystkim zachowywać normalnie? Czuła, że będzie ciężko. Jednak gorzej by było z Michałem na dokładkę pod jednym dachem. Musiała opanować emocje i przede wszystkim udawać, że nic się nie stało. Nie chciała niszczyć małżeństwa Winiarskiego. Olivier potrzebował pełnej prawdziwej rodziny. Anna pomyślała, że jeżeli nie da rady, poszuka własnego mieszkania.
                Tymczasem pogrążyła się w obowiązkach. Szalała z rurą od odkurzacza od godziny. Na koniec zostawiła sobie sypialnię Winiarskich. Czuła się dziwnie wkraczając na ich rewir, ale chciała się wywiązać ze swoich obowiązków. Gdy sprzątała pod łóżkiem, nagle coś zassało się w rurę od odkurzacza. Jakie było jej zdziwienie, gdy ujrzała męskie bokserki w prosiaczki.
- Daguś... Co to jest?
- Ale co? – kobieta podeszła bliżej i zamarła na chwilę. Wymówka potrzebna od zaraz. - Eee wiesz, nie mów Michałowi, że je widziałaś. Kupiłam mu je na walentynki a on się ich wstydzi.
- Ale co one robią pod łóżkiem?
- Pewnie tam wylądowały po... którejś nocy - brunetka udała zawstydzenie.
- No tak... Ja... Przepraszam, nie powinnam była... – zmieszała się dziewczyna.
- Spokojnie. Jesteśmy dorosłe. Taka rzecz nie powinna ci wpadać w odkurzacz
 - Nie mniej jednak... W porządku. Najwyraźniej noc była udana... - to ostatnie mruknęła do siebie i pomyślała, że w najbliższej okazji zapyta Michała o te bokserki.
- Ania, mogę cię o coś spytać?
- Jasne. Stało się coś? – lekko się przestraszyła.
Nie no, przecież niby skąd miała się dowiedzieć?
- Wiesz, jesteś jakaś dziwna od samego przyjazdu. Mam wrażenie, że mnie unikasz... – Winiarska przyjrzała się jej uważnie.
- Ja...? Niee, wydaje ci się. Dlaczego miałabym to robić? Po prostu jestem zmęczona drogą... - wymyśliła na poczekaniu.
- Wiem jak wygląda człowiek zmęczony, a jak taki, którego coś dręczy.
- Naprawdę wszystko jest w porządku...
- Na pewno? Wiesz, ja też jestem kobietą. Jak chcesz możesz ze mną pogadać – zaoferowała starsza z nich.
- Nie, nie. Ale dziękuję.
- No proszę cię. Mieszkasz ze mną pod jednym dachem, więc powiedz o co chodzi. To facet? – dociekała gospodyni.
- Nie... Znaczy... - jąkała się. Miała powiedzieć Dagmarze, że całowała się z jej mężem? - To... Tak jakby.
- Ha! Wiedziałam! Więc co z nim?
- To nic takiego... Tylko rozmawialiśmy no i tak wyszło... Pocałował mnie – przynajmniej się zgadzało.
- Ooo... Dawno się znacie?
- Poznaliśmy się w Spale. Ale to naprawdę nic..
- W Spale? Teraz? Jak nic, jak się całowaliście? – niestety Ania nie mogła zbyć Dagmary.
- To był przypadek... Z resztą, nie sądzę, żebyśmy mieli się znowu spotkać.
- Przypadek.. Czemu?
- Nie wiem jak to powiedzieć. Mich... Mirek już taki jest. Po prostu przyszedł i... – dziewczyna w porę zmieniła imię i zarumieniła się lekko.
- Znam go? Skoro on ze Spały, to może go kiedyś widziałam?
- Tooo... - jąknęła się. No pięknie, i co teraz panno Anno? - To brat Pauliny... Przyjechał razem z nią do Mariusza... - Paula, wybacz.
- Brat Pauliny? To ona ma brata?? – zdziwienie kobiety było wielkie.
Prawdopodobnie myślała, że dobrze zna swoją koleżankę.
- Noo... tak. Mirek ma na imię. Tak, Mirek. Taki wysoki blondyn... I oczy ma... Tak, ma takie brązowe oczy... - wymyślała na poczekaniu. Wyszło kompletne przeciwieństwo Michała, ale chyba właśnie o to chodziło?
- Dziwne.. Nigdy nie wspominała o nim. Może jakaś czarna owca… Cóż, nic ci nie doradzę, skoro go nie znam. Chyba byś musiała pogadać z Pauliną – podsunęła pomysł brunetka.
- Jaa... Nie sądzę, żeby to było konieczne. On... on miał wyjechać. Taak, mówił, że mieszka za granicą... - plątała się Ania.
- Może dlatego go nie było na ślubie Wlazłych. Spoko, jak chcesz, twój facet - uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo.
- Ale my nie... Z resztą... Dzięki. – dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie.
Z tej krępującej sytuacji uratował ją niespodziewany dzwonek do drzwi. Dagmara poszła otworzyć, gdyż stwierdziła, że pewnie to ktoś do niej.
 - Cześć koch.. – usta mężczyzny, stojącego w drzwiach zostały zatkane ręką przez kobietę. - ..koleżanko.
Wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie. Weszli razem do środka.
- To może ja wezmę Oliego na spacer... - zaproponowała Ania cicho, patrząc z niedowierzaniem na gościa. Gdzieś go już widziała...
- Jak chcesz, To tylko mój kolega z pracy, musimy omówić parę spraw.
- Niee, nie będę się wtrącać. Pójdziemy z małym do parku, prawda Olie? – dziewczyna zapytała chłopca, który przed chwilą przybiegł do salonu. - Nie będziemy mamie przeszkadzać.


<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Och, wiem, jestem okrutna.
Odcinek miał być już w poniedziałek, ale zawodziłam albo ja albo mój net.
Więc przepraszam was wszystkie ;*

Z dedykacją dla Ani :*
Nie zgadniecie, kto mi pomagał pisać dialogi w wątku Ani i Michała ;p
Zatem dziękuję ci moja droga serdecznie :) Dziś pierwszy fragmencik.

No to goodbye

24 paź 2011

#40# Przejście do codzienności, która nie musi być zwykła


W Spale nastał czas pożegnań. Rodziny musiały się rozstać. Mężów czekał turniej do rozegrania. Nie pierwszy, nie ostatni, ale za każdym razem tęsknili tak samo. Dobrze było mieć dla kogo grać  do kogo wracać.
                Tego ranka Ania miała wrócić z Olivierem do Bełchatowa. Nie chciała dłużej zostawać, bo bała się, co mogłoby się stać. Wyjeżdżać też jej się nie uśmiechało, bo w końcu dobrze mieć Michała obok. Mimo wszystko…
                Chłopiec już dawno pobiegł do taty, by spędzić z nim ostatnie godziny przed wyjazdem. W końcu bardzo go potrzebował. Blondynka odwlekała jak najdłużej wyjście na śniadanie, ale ostatecznie stwierdziła, że zamkną bufet i pojedzie na głodnego. Ostrożnie zajrzała do Sali jadalnej. Tylko ludzie ze sztabu kończyli swoje posiłki. Nałożyła sobie na talerz coś, co zostało po wszystkich głodomorach. Jadła w spokoju, szykując się na spotkanie z Michałem. Wypadało się pożegnać.
                Gdy w końcu zwlekła się na dół z bagażami swoimi i Oliego, zaczęła się żegnać z chłopakami. Wszyscy ściskali ją serdecznie i zapraszali na kolejne odwiedziny. Dojrzała Winiarskiego ponad przytulającym ją ramieniem Bąka. Tamten, pochłonięty rozmową, puścił jej oko. Myślała, że się przewidziała. Tak błaho do tego podchodził? Ją zżerały wyrzuty, a on się widocznie świetnie bawił. Dobrze, że teraz są mecze.
- Aniu, gdybyś potrzebowała pracy, to daj znać – zagadnął ją Daniel.
- Dziękuję trenerze. Pomyślę o tym, czy chcę pracować z tymi oszołomami.
- Do zobaczenia.
- Chyba się nie przerzucasz na starszych, co? – usłyszeli głos bruneta.
- Jak widzisz Michale, ja cały czas mam branie – zaśmiał się Castellani.
- A ja nie?
- Nie te lata Michu – Anka poklepała go po plecach.
- Ej! Ja nie jestem wcale taki stary.
- Tato, a tu z boku nie masz siwego włsa?
- Gdzie, gdzie?! – siatkarz pognał do lustra w hollu.
Anka i młody przybili sobie piątki.
- On wcale nie jest siwy. Trochę wyblakł od słońca – mruczał pod nosem Winiar. – A z wami, to się jeszcze policzę!
- Oj tam, tatuś, nie gniewaj się na nas. My kochani jesteśmy – blondynek zrobił słodką minkę.


<><><> 


                Siatkarz, będący pod wrażeniem starej koleżanki, zaprosił ją po obiedzie na spacer.
- To naturalny kolor czy farba? – zagadnął.
- Wiesz, Bartek, włosy nie rudzieją. To cudo mojego fryzjera – przejechała ręką po włosach.
- No wiesz, mam kumpla w kadrze. Rudy od urodzenia.
- Tak, wiem. Jakub Jarosz – odparła.
- Ooo? Czyli, że się orientujesz w temacie?
- No raczej. Masz zabawne fanki, wiesz? – Natalia posłała mu rozbawione spojrzenie.
- Ale że jak? – zrobił zdezorientowaną minę.
- No wiesz, tak ogólnie mówię. Czasem mam głupawkę przez cały wieczór po przeczytaniu ich komentarzy.
- O tych typach mówisz… Nie czytam tego, ale wystarcza mi, gdy się na mnie rzucają!
- Biedactwo, trzeba było zwodzić te damy?
- Ja nic nie zrobiłem. To one same się cisnęły – Bartosz rozbrajająco się uśmiechnął.
- Taa… A podobno ci to przeszkadza?
- No bo tak jest.
- Ale w pierwszej kolejności łechtają twoje ego – dziewczyna wytknęła siatkarzowi język.
- Nie jesteś za bystra, czy coś?
- Jeśli myślałeś, że dołączę do wzdychającego wianuszka, to cię zmartwię.
- O nie! Broń Boże. Bardzo się cieszę, że mnie nie uwielbiasz – parsknął śmiechem.
- A tego nikt nie powiedział – Natalia przesłała mu zadziorne spojrzenie.
- Robi się ciekawie.
- Jak widzisz, w miejscu nie usiedzę. No i musze nadawać – zaśmiała się.
- Taaak, widać.
Otrzymał niespodziewanego kuksańca i wylądował w trawie. Rudowłosa stanęła nad nim i patrzyła z politowaniem.
- To przez ciebie. Teraz mnie podnoś – wyciągnął rękę i czekał, aż ona pomoże mu wstać.
- Takiego balastu nie dam rady.
I to był błąd, gdy mu podała dłoń. Zamiast podnieść go do góry, to on przewrócił ją. Jeszcze  nie wiedział, że rozjuszył lwa.
- Nie żyjesz Kurek! Przez ciebie boli mnie biodro!
Momentalnie się zebrała i doskoczyła do niego z pięściami. Zaczęła go okładać po głowie, a Bartek przybrał pozycję obronną na żółwia.
- Ratunku! Kobieta mnie bije! – dało się słyszeć stłumiony krzyk.
Wykorzystał kilka sekund, kiedy poprawiała sobie grzywkę i chwycił koleżankę za nogi. Jeden ruch i leżała na nim.
- O, całkiem wygodnie – dziewczyna wyszczerzyła się do niego.
- Co ty nie powiesz? – mruknął.
Tak naprawdę wcale mu zbytnio nie ciążyła. Mógł spokojnie oddychać. Nie wiedzieć czemu, nie krępowała go ta bliskość. Wszystko wydawało się naturalne. Spoglądał na nią, jej roześmianą twarz, pełne usta, rozbiegany wzrok.
- Krępuje cię to? – spytał.
- Ale co?
- To – odparł i przysunął twarz do szyi Natalii, którą przeszył dreszcz od jego oddechu.
- Nie.
- To dobrze – uśmiechnął się przyjmujący.
Wciągnął powietrze, wdychając zapach jej perfum.
- Ładny zapach.
- Dzięki – odparła onieśmielona. – Idziemy już?
- Pewnie.
Pozbierali się z ziemi i ruszyli do domu. Najwyższy czas na kolację.


<><><> 


                Blondyn dotarł do stolicy. Zaproszenie Doroty przypomniało mu o innej ofercie. Do dziewczyny planował zajrzeć w godzinach obiadowych, a teraz zmierzał na spotkanie. Wbiegał po schodach do budynku, gdy coś trąciło go w bok.
- Przepraszam – padło z ust dziewczyny, której torba uderzyła w bok siatkarza.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się do nieznajomej.
A dla niej w tym momencie wszystko cofnęło się o 5 lat. Dokładnie taki sam uśmiech żegnał ją na lotnisku. Nie, wtedy tylko usta się uśmiechały. Oczy były pełne smutku i łez w kącikach. Na to wspomnienie obraz zaszedł jej mgłą. To niemożliwe…
- Przepraszam, czy my się znamy? – spytał oszołomiony przyjmujący.
- Co? Słucham? – ocknęła się z transu.
- Pytałam, czy się znamy, bo tak mi się pani przygląda.
- Tak… Tak. Chyba tak.. – mruknęła.
- Naprawdę?
- Jednak świat jest mały, Krzyśku. Justine, coś ci mówi?
- Justi? – spytał niedowierzającym głosem. - To ty?
- tak, to ja.
- Tyle lat – przytulił ją znienacka.
- Chyba tak. Miło cię zobaczyć ponownie. Mógłbyś mnie puścić? – spytała dziewczyna.
- Tak, tak. Przepraszam, nie powinienem – zmieszał się.
- Nie o to chodzi. W twoim uścisku ledwo co oddychałam – delikatnie się zaśmiała.
Spojrzał na nią i próbował sobie przypomnieć tamtą szaloną dziewczynę, którą znał. Na zewnątrz bardzo mało z niej zostało. Miał nadzieję, że w środku coś z nastoletniej Justi zostało.
- Co ty tu robisz? – spytali równocześnie.
- Ty pierwsza.
- Dwa miesiące temu wróciłam do kraju. Powoli próbuję się urządzić, wiesz jak to jest…
- Taaak, wiem. Ja przyjechałem w odwiedziny do…
- Dziewczyny? – przerwała mu.
- Koleżanki – sprostował.
- Nie musisz się tłumaczyć. Myślę, że i tak niedługo będziecie razem – blondynka odparła bez zastanowienia.
- Czemu tak sądzisz?
- Kobiety zawsze miały do ciebie słabość…
- Ty też? – cisnęło mu się na myśl, ale nie powiedział tego głośno. – Nie wszystkie.
- Do twarzy ci z tym zarostem – rzuciła uwagą.
- Dzięki. Niedługo wyjeżdżam na wakacje, to muszę się ogolić – odparł rozbawiony.
- O, a dokąd?  Będziesz podrywał na gładką twarz?
- Do Grecji. A tam, szkoda czasu na wakacyjne romanse. Wybacz, ale spieszę się na rozmowę – uśmiechnął się przepraszająco.
- Tutaj? Będziesz grać w Warszawie?
- To na razie wstępna rozmowa. Możliwe, że tak.
- To życzę pomyślnego wyniku. Do zobaczenia – pożegnała się i zniknęła za rogiem.
Nie przyznała się, że być może będą się często widywać, gdy Krzysiek zajrzy do sekretariatu.


<><><> 


                I cóż mogłam więcej zrobić? Nakłoniłam panią Irenę do powrotu, ale za Bartka nie mogłam odpowiadać. To nie ja byłam winna tej sytuacji. Gdy kładłam się wieczorem spać, bałam się, że wróci. Że wróci i znów poczuję ten uścisk, z którego nie będę mogła się wydostać. Stawałam się niespokojna, gdy tylko zapadał zmierzch. I przedtem miałam lęk przed ciemnością, ale teraz całkiem mnie sparaliżował. Dobrze, że nie musiałam nigdzie wieczorem wychodzić. Mrok kojarzył mi się od zawsze ze złem.
- Zjesz coś skarbie? – w drzwiach ujrzałam panią Barbarę.
- Już idę. Musze się pani przyznać, do czego potrzebowałam tamtego numeru – westchnęłam.
- Nic nie musisz.
- Przekonałam pani córkę, żeby wróciła do męża. Przecież to z mojego powodu stało się to wszystko.
- Wiesz, to wielki gest z twojej strony. Jeżeli coś tu było winne, to głupota mojego zięcia. Więc bez tych czarnych myśli. Chodź, bo Staszek lubi twoje towarzystwo – uśmiechnęła się.
- Wiesz, że mamy pod dachem prawdziwego anioła? – zaczęła kobieta po wejściu d kuchni.
- Tak?
- Cecylia godzi Irenkę z Adamem.
- Co? Dziewczyno, z czego ty masz serce? Ze złota? – odparł zdumiony staruszek.
- Panie Staszku, skąd ten pomysł? – zaskoczyło mnie to.
- Powinnaś na tą rodzinę nakichać i kompletnie się nie przejmować. Adam wcale się nie stara, żeby pogodzić ciebie i Bartka.
- Nie potrafię jak widać. To nie tak… On mnie nie lubi, więc to zrozumiałe. Nie traktował mnie zbyt miło, ale bez żony stanie się jeszcze bardziej zgryźliwy, wiesz?
- Żeby każdy tak myślał jak ty – przytulił mnie i ucałował w czoło. – Co powiesz na wspólną przejażdżkę?
- A gdzie? – spytałam zaciekawiona.
- Pokażemy ci z Basieńką kilka ciekawych miejsc. Zresztą lubimy sobie urządzać taki mini wycieczki.
- Stanisław jest bardzo dobrym kierowcą mimo upływu lat – pochwaliła męża.
- Nie wątpię. To kiedy wyruszamy?
- I takie nastawienie mi się podoba. Za 2 godziny – pan domu zadecydował.
                Dzień był lekko pochmurny, więc zabrałam ze sobą cienką kurtkę i apaszkę. Zawsze może się rozebrać. Ubrałam się w zwykłe wygodne rzeczy i adidasy. Stwierdziłam, że to optymalny strój na tajemniczy wypad.
                Będąc już w samochodzie śledziłam krajobraz mijający za oknami. Tereny stawały się coraz bardziej faliste, górzyste.
- Daleko się wybieramy?
- Nie. Kiedy indziej możemy pojechać w góry, ale dzisiaj podreptamy po wyżynach – odparł dziadek Bartka.
Gdy wysiadłam z auta rozprostowałam kości i przeciągnęłam się. Słońce wyzierało zza chmur i byłam mu wdzięczna za każdy ciepły promyk na mojej twarzy.
- Państwo tak często razem korzystacie z natury?
- Oczywiście. Zawsze gdy tylko jest okazja. Wcześniej zawsze Bartek z nami chodził, a zaczął już jako maluszek. Och wybacz, Niepotrzebnie o nim wspominam – zatrwożyła się kobieta.
- Nic się nie dzieje, to pani wspomnienia. Zresztą lubię słuchać.


<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Och, przepraszam...
Nie było mnie tu dawno, ale cóż... Przeżywałam jakiś kryzys twórczy.
I cieszę się, że udało mi się napisać ten odcinek, bo myślałam, że to już koniec Martitty...
Także przepraszam was wszystkie.

Jak widać, pojawiły się nowe bohaterki :) Można się bliżej z nimi zapoznać w menu :)
I kolejna nowość. Uciekająca panna młoda na facebook'u :D

Dedykacja dla mojego Słonecznika z patelnią ;*
No i dla Dżasty, która zadowala się Krzyśkiem ;p

Pozdrawiam :)

17 wrz 2011

#39# Nad domem chmury u sąsiada słońce


                Bartek pomógł ojcu posprzątać przed przybyciem gości. Oszczędził Adamowi kompromitacji z gotowymi daniami i ugotował coś sam.  Gdy próbował sosu, przypomniał sobie, jak Cecylia mu serwowała taki brązowiutki. Tęsknił za tym… Wiedział, że na razie długo niczego nie spróbuje z jej rąk.
- I jak tam ci synu idzie? Dzwonili, że niedługo będą – do kuchni wszedł starszy z Kurków.
- Już skończyłem, tylko nakryję do stołu.
- Tyle to już potrafię zrobić – uśmiechnął się mężczyzna.
- Może zadzwoń do mamy. Przecież widzę, że jej potrzebujesz – zagaił brunet.
- Przestań. Wybrała jakąś dziewuchę, a mnie zostawiła! Nie będę jej błagał.
- Przypominam ci tato, że ta dziewucha to moja dziewczyna.
- Dalej? Myślałem, że wreszcie zmądrzałeś.
- Tato! Mamy pewne problemy po prostu… - mruknął.
- Rzuć ją w diabły. Znajdziesz sobie jakąś bezproblemową.
- Wystarczy – zareagował.
                Gdy przyjechali goście, Adam wyskoczył jak z procy, by ich przywitać. Bartek spokojnie siedział w salonie. Nie ułatwi ojcu zadania. Niech się sam tłumaczy, czemu nie ma matki. Po domu rozeszły się głosy przybyłych.
- Chodźcie, chodźcie. Romek, pamiętasz Bartka?
- Oglądam go regularnie w telewizji, ale na żywo to ładny kawał czasu go nie widziałem. Jak ty chłopak wyrosłeś. Kiedyś sięgałeś mi do pasa, a teraz wyższy od wszystkich – zachwalał go mężczyzna.
- Racja, dawno się nie widzieliśmy. Pani Kamila cały czas tak samo ładnie wygląda – uśmiechnął się do kobiety.
- Bartuś jak zawsze milutki. Natalkę pamiętasz?
- Jako małą uroczą dziewczynkę. Ile teraz ma lat? – zainteresował się siatkarz.
- Całe 19 – zaśmiała się rudowłosa, która weszła do domu.
Chłopak oniemiał. Spodziewał się małolaty z warkoczykami, a tu pojawiła się młoda kobieta.
- Też milo cię zobaczyć – podeszła i cmoknęła go w policzek.
- Matko, kiedy tak wyrosłaś?
- To samo mogłabym powiedzieć tobie – wyszczerzyła się.
- Mój zawód tego wymagał – i on się uśmiechnął.
- Dobrze, skoro już się przywitaliśmy, zapraszam do stołu. Bartosz gotował.
Siatkarz usiadł naprzeciwko Natalii, cały czas na nią zerkając.

<><><> 

                Zbyszek po odwiedzinach u rodziców przyszedł spędzić ostatnie wolne godziny z Justyną.
- Cześć kochanie – wszedł do kuchni, kierując się zapachem kawy.
- Cześć, co tam u rodzinki?
- Wszystko w porządku. Zadowoleni, że ich odwiedziłem. Pytali się, skąd ta zmiana.
- Hmm? – spojrzała na niego zdziwiona.
- No że przyjechałem do nich.
- A no tak. Jak się włóczyłeś po zagranicy – wytknęła mu język.
- Ale mam kochanie dobrą wiadomość – odparł tajemniczo.
- Jaką?
- Wiesz, że w Warszawie jest klub siatkarski?
- No przecież. Co się głupio pytasz? Ale co to ma do rzeczy?
- Są mną zainteresowani.
- Ale Zbyszek, ty musisz szukać zespołu z perspektywami – zaczęła mu tłumaczyć.
- Przecież wiem. I to właśnie oferuje mi Warszawska Politechnika. Postaramy się jeszcze ściągnąć mojego kumpla z Włoch i kilka innych transferów i robi się ciekawie.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
- Oczywiście. Będę blisko ciebie, cieszysz się? – spojrzał uważnie na nią.
I co miała powiedzieć, gdy tak świdrował ją zielonymi tęczówkami?
- A mam inne wyjście?
- Myślałem… - zaczął, ale mu przerwała.
- Pewnie, że tak – wskoczyła na niego.
- Kocham cię, wiesz? – spytał, przytrzymując ją za nogi.
Tak ufnie spoglądali sobie w oczy. Mieli siebie nawzajem i cieszyli się, że udało im się stworzyć coś pięknego. Takie było uczucie, którym się darzyli. Bezinteresowne, prawdziwe i osiągnięte z czasem.
- Wiem, bo ja ciebie tak samo – odparła, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi.
Zaniósł ją do sypialni na łóżko. Leżeli obok siebie, wdychając swoje zapachy.
- Będę tęskniła…
- A myślisz, że ja nie? – odpowiedział.
- Wiesz co? Jak wracasz, to sobie uświadamiam, jak bardzo mi ciebie brakowało…
- Ja mam tak samo, ale pojadę i wygram, co się da dla ciebie. Bo każdy kolejny mecz, to dzień bliżej do powrotu – uśmiechnął się czule.
- Będę oglądać i trzymać kciuki. A teraz… Muszę się tobą nasycić na zapas – mruknęła, całując go.
- A da się tak?
- Zawsze możemy spróbować.
I oddali się temu uczuciu. Powoli, krok po kroku, gest po geście wyrażali swoją miłość. Delikatnie jak nigdy.

<><><> 

                Doszłam do wniosku, że lepienie mieć styczności z Bartkiem. Jak najdłużej się da. Zapomnieć o tym, co się stało. Ciągłe wspominanie, użalanie nie pomoże w gojeniu ran, a tylko je jątrzy. Muszę żyć dalej, Ponad tym. Ten pierwszy raz w życiu chciałam być silna.
                Jeżeli on nic z tą sytuacją nie zrobi, to będzie koniec. Jak wykaże jakąś inicjatywę, chęci, to mogę się zastanowić. Nie do mnie należał kolejny krok i to nie ja powinnam się zamartwiać. Niepokoiła mnie tylko pani Irena. Nie wróciła jeszcze do domu, a przecież nie mogła ot tak, zostawić męża. Metodą na moją chandrę miała być próba pogodzenia rodziców Kurka. W sumie to on powinien się tym zająć, ale chciałam mieć spokojne sumienie.
- Ma pani może jakiś numer telefon udo tej rodziny, u której jest pani Irenka? – spytałam przy obiedzie.
- Pewnie. A po co ci on?
- Chciałam z nią porozmawiać. Nie uważa pani, że powinna już wrócić do domu?
- A i owszem. Moja córka była i jest uparta i zawsze stawia na swoim. Jeżeli uda ci się ją przekonać, to będę zdumiona – wyznała.
- Spróbuję. Najwyżej skończy się na rozmowie.
- Słucham? – usłyszałam miły kobiecy głos.
- Dzień dobry. Ja chciałam zapytać, czy jest może u państwa pani Irena?
- Jak najbardziej. Podać ją do telefonu?
- Jeśli można. Proszę powiedzieć, że dzwoni Cecylia.
- Jak mnie tu kochaniutka dorwałaś? – kobieta przywitała mnie radośnie.
- To nie było trudne. Co u pani słychać?
- A bardzo dobrze. Świetnie się czuję jak nigdy. Bartuś przyjechał? Przeproś go za moją nieobecność.
- Był i pojechał do ojca.
- Coś nie tak u was? – odgadła.
- Tak, ale zostawmy to. Pomyślałam sobie, że dobrze by było gdyby pani wróciła do domu – oznajmiłam.
- Co się stało? Ten stary pryk ci się naprzykrzał? – mruknęła.
- Jeśli chodzi o nas, to Bartek może pani opowie, jak nie to nie. Pan Adam się nie odzywał. Po prostu uznałam, że nie chcę być powodem rozstania…
- Złotko ty moje, tak się o wszystkich martwisz. Miłe to, ale o sobie też pomyśl – zasugerowała.
- Właśnie. Lepiej się będę czuła, wiedząc, że są państwo pogodzeni.
- Dobrze, mogę przyjechać jeszcze dziś. Ten pośpiech tylko i wyłącznie ze względu na mojego syna. Już ja z niego wszystko wyduszę.
- A obiecuje pani, że porozmawia z mężem? – spytałam.
- Tak. Zadzwonię do ciebie albo przyjdę. Chciałabym mieć taką córkę – wyznała, a mnie ogarnęło wzruszenie.

<><><> 

Stała pod drzwiami jednego z pokoi. W ręku ściskała koszulę. Nie wiedziała, jak spojrzy w oczy Michałowi. Skoro ten problem miała przy Bąkiewiczu, to co dopiero jeśli chodzi o Winiarskiego… Niepewnie zapukała.
- Proszę.
- Cześć, przyniosłam ci koszulę. Już gotowa.
- O, dzięki. A zastanawiałem się kto może być tak grzeczny i pukać do drzwi – uśmiechnął się do blondynki.
- To tylko ja. Już sobie idę – odwróciła się w stronę wyjścia.
- Poczekaj, pogadamy – zaproponował.
- Chyba wiem o czym – mruknęła, siadając na łóżku jego lokatora.
- Aniu, wszyscy bardzo cię polubili i ja także. Wiem, że Michał bardzo ci pomógł i doceniam to, ale nie uważasz, że przekroczyliście pewną granicę?
- Tak, tak. Wiem. To było pod wpływem impulsu. Uwierz mi, nie chcę rozbijać tego małżeństwa.
- To dobrze. Domyślam się, że wciąż działa na kobiety i one do niego lgną, ale nie powinien tego wykorzystywać – spojrzał na nią brunet.
- Michał, to nie jest sprawa jego uroku osobistego. Po prostu oboje potrzebowaliśmy czułości i niewłaściwie jej szukaliśmy u siebie nawzajem.
- Dokładnie. Zatem wszystko niech zostanie między naszą trójką i sprawa zakończona.
- Ciociu, ciociu. Dzisiaj wyjeżdżamy? – Olie wpadł do jej pokoju.
- Tak, rozrabiako. Tatuś musi trenować i jechać na mecz.
- Szkoda, bo fajnie było – wskoczył na łóżko dziewczyny.
- Wiem. Potem tata przyjedzie do domku…
- Yhy i będzie fajnie. Może pojedziemy na wakacje? – rozmyślał.
- Może. Mama pewnie za tobą tęskni.
- Tak, jak przyjadę, to ją mocno uciskam. Pewnie żałuje, że nie jechała z nami.
- Oj, kochany, niestety nie mogła. To wcale nie znaczy, że was nie kocha – tłumaczyła Ania.
- To ja idę do taty – uciekł jak burza na korytarz.
Słyszała krzyki malucha i niski melodyjny głos siatkarza. Odruchowo złapała się za usta. Wiedziała, że musi zapomnieć.

<><><> 

                Dorota niepewnie chwyciła za telefon. Chciała wiedzieć, co słychać u Krzyśka. Interesowała ją jego osoba. Nie potrafiła się niczym nie zajmować. Musiało się zawsze coś dziać.
- Dorcia? – usłyszała zaskoczenie w jego głosie.
- Tak, to ja. Co tam u ciebie?
- Wszystko po staremu. Sobie tak siedzę w Częstochowie.
- A jak tam oferty transferowe? – zagadnęła.
- Coś się pojawiło, nie powiem. Tylko muszę się zastanowić – mruknął.
- A skąd?
- Warszawa.
- Wiesz, co ci powiem? Jestem u przyjaciółki w Warszawie – odparła niepewnie.
- Naprawdę? Ja muszę się tam wybrać, jeśli chodzi o ewentualny transfer.
- Może się spotkamy?
- Chcesz tego? – spytał ostrożnie.
- Czemu nie. Może jak kumple na razie? Nudzi mi się tu, a ty będziesz miłą odmianą.
- Dobrze. Przybędę na dniach. Tylko przyślij adres.

<><><> 

                Brunetka podniosła się leniwie z łóżka. Spojrzała na śpiącego obok mężczyznę. Cieszyła się z ich wspólnie spędzonego czasu. Tylko to dawało jej siły, by zmierzyć się z życiem. Przez ten długi czas mogła robić, co chciała. Tym bardziej, że nie miała w weekend żadnych obowiązków.
- Już nie śpisz? – lekki zarost partnera połaskotał ją po policzku.
- Wiesz dobrze, że Gosia może się obudzić w każdej chwili.
- Ciągle na wszystko zwracasz uwagę i  jesteś taka dokładna.
- Musimy na razie tacy być oboje – odparła poważnie.
- Oj słońce, nie zachmurzaj się. Teraz jest nasz czas – uśmiechnął się promiennie.
- Ten weekend był zupełnie inny. Będziemy mieli jeszcze sporo czasu dla siebie, ale wiesz, że z dwójką dzieci to nie to samo.
- Damy radę. Przecież cię kocham.
- Wiem, wiem…
- Ach, gdyby Spała częściej organizowała rodzinne weekendy – westchnął.


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Wiem, mam dobre serce ;p
Zważywszy na liczne pytania o notkę i częste nękanie mnie przez niektóre osoby ;p
dodałam odcinek :)

Dzień spędzony na oczekiwaniu na półfinał, ale i także wspomnieniu ważnej osoby.
Skoczył do bloku najwyżej jak mógł,
a za ręce złapał go sam Bóg [*]

Odcinek z dedykacją dla pewnej przemiłej i sympatycznej osóbki,
bo czekamy na nasz pomnik ^^ dla Flavii :*