Łączna liczba wyświetleń

24 paź 2011

#40# Przejście do codzienności, która nie musi być zwykła


W Spale nastał czas pożegnań. Rodziny musiały się rozstać. Mężów czekał turniej do rozegrania. Nie pierwszy, nie ostatni, ale za każdym razem tęsknili tak samo. Dobrze było mieć dla kogo grać  do kogo wracać.
                Tego ranka Ania miała wrócić z Olivierem do Bełchatowa. Nie chciała dłużej zostawać, bo bała się, co mogłoby się stać. Wyjeżdżać też jej się nie uśmiechało, bo w końcu dobrze mieć Michała obok. Mimo wszystko…
                Chłopiec już dawno pobiegł do taty, by spędzić z nim ostatnie godziny przed wyjazdem. W końcu bardzo go potrzebował. Blondynka odwlekała jak najdłużej wyjście na śniadanie, ale ostatecznie stwierdziła, że zamkną bufet i pojedzie na głodnego. Ostrożnie zajrzała do Sali jadalnej. Tylko ludzie ze sztabu kończyli swoje posiłki. Nałożyła sobie na talerz coś, co zostało po wszystkich głodomorach. Jadła w spokoju, szykując się na spotkanie z Michałem. Wypadało się pożegnać.
                Gdy w końcu zwlekła się na dół z bagażami swoimi i Oliego, zaczęła się żegnać z chłopakami. Wszyscy ściskali ją serdecznie i zapraszali na kolejne odwiedziny. Dojrzała Winiarskiego ponad przytulającym ją ramieniem Bąka. Tamten, pochłonięty rozmową, puścił jej oko. Myślała, że się przewidziała. Tak błaho do tego podchodził? Ją zżerały wyrzuty, a on się widocznie świetnie bawił. Dobrze, że teraz są mecze.
- Aniu, gdybyś potrzebowała pracy, to daj znać – zagadnął ją Daniel.
- Dziękuję trenerze. Pomyślę o tym, czy chcę pracować z tymi oszołomami.
- Do zobaczenia.
- Chyba się nie przerzucasz na starszych, co? – usłyszeli głos bruneta.
- Jak widzisz Michale, ja cały czas mam branie – zaśmiał się Castellani.
- A ja nie?
- Nie te lata Michu – Anka poklepała go po plecach.
- Ej! Ja nie jestem wcale taki stary.
- Tato, a tu z boku nie masz siwego włsa?
- Gdzie, gdzie?! – siatkarz pognał do lustra w hollu.
Anka i młody przybili sobie piątki.
- On wcale nie jest siwy. Trochę wyblakł od słońca – mruczał pod nosem Winiar. – A z wami, to się jeszcze policzę!
- Oj tam, tatuś, nie gniewaj się na nas. My kochani jesteśmy – blondynek zrobił słodką minkę.


<><><> 


                Siatkarz, będący pod wrażeniem starej koleżanki, zaprosił ją po obiedzie na spacer.
- To naturalny kolor czy farba? – zagadnął.
- Wiesz, Bartek, włosy nie rudzieją. To cudo mojego fryzjera – przejechała ręką po włosach.
- No wiesz, mam kumpla w kadrze. Rudy od urodzenia.
- Tak, wiem. Jakub Jarosz – odparła.
- Ooo? Czyli, że się orientujesz w temacie?
- No raczej. Masz zabawne fanki, wiesz? – Natalia posłała mu rozbawione spojrzenie.
- Ale że jak? – zrobił zdezorientowaną minę.
- No wiesz, tak ogólnie mówię. Czasem mam głupawkę przez cały wieczór po przeczytaniu ich komentarzy.
- O tych typach mówisz… Nie czytam tego, ale wystarcza mi, gdy się na mnie rzucają!
- Biedactwo, trzeba było zwodzić te damy?
- Ja nic nie zrobiłem. To one same się cisnęły – Bartosz rozbrajająco się uśmiechnął.
- Taa… A podobno ci to przeszkadza?
- No bo tak jest.
- Ale w pierwszej kolejności łechtają twoje ego – dziewczyna wytknęła siatkarzowi język.
- Nie jesteś za bystra, czy coś?
- Jeśli myślałeś, że dołączę do wzdychającego wianuszka, to cię zmartwię.
- O nie! Broń Boże. Bardzo się cieszę, że mnie nie uwielbiasz – parsknął śmiechem.
- A tego nikt nie powiedział – Natalia przesłała mu zadziorne spojrzenie.
- Robi się ciekawie.
- Jak widzisz, w miejscu nie usiedzę. No i musze nadawać – zaśmiała się.
- Taaak, widać.
Otrzymał niespodziewanego kuksańca i wylądował w trawie. Rudowłosa stanęła nad nim i patrzyła z politowaniem.
- To przez ciebie. Teraz mnie podnoś – wyciągnął rękę i czekał, aż ona pomoże mu wstać.
- Takiego balastu nie dam rady.
I to był błąd, gdy mu podała dłoń. Zamiast podnieść go do góry, to on przewrócił ją. Jeszcze  nie wiedział, że rozjuszył lwa.
- Nie żyjesz Kurek! Przez ciebie boli mnie biodro!
Momentalnie się zebrała i doskoczyła do niego z pięściami. Zaczęła go okładać po głowie, a Bartek przybrał pozycję obronną na żółwia.
- Ratunku! Kobieta mnie bije! – dało się słyszeć stłumiony krzyk.
Wykorzystał kilka sekund, kiedy poprawiała sobie grzywkę i chwycił koleżankę za nogi. Jeden ruch i leżała na nim.
- O, całkiem wygodnie – dziewczyna wyszczerzyła się do niego.
- Co ty nie powiesz? – mruknął.
Tak naprawdę wcale mu zbytnio nie ciążyła. Mógł spokojnie oddychać. Nie wiedzieć czemu, nie krępowała go ta bliskość. Wszystko wydawało się naturalne. Spoglądał na nią, jej roześmianą twarz, pełne usta, rozbiegany wzrok.
- Krępuje cię to? – spytał.
- Ale co?
- To – odparł i przysunął twarz do szyi Natalii, którą przeszył dreszcz od jego oddechu.
- Nie.
- To dobrze – uśmiechnął się przyjmujący.
Wciągnął powietrze, wdychając zapach jej perfum.
- Ładny zapach.
- Dzięki – odparła onieśmielona. – Idziemy już?
- Pewnie.
Pozbierali się z ziemi i ruszyli do domu. Najwyższy czas na kolację.


<><><> 


                Blondyn dotarł do stolicy. Zaproszenie Doroty przypomniało mu o innej ofercie. Do dziewczyny planował zajrzeć w godzinach obiadowych, a teraz zmierzał na spotkanie. Wbiegał po schodach do budynku, gdy coś trąciło go w bok.
- Przepraszam – padło z ust dziewczyny, której torba uderzyła w bok siatkarza.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się do nieznajomej.
A dla niej w tym momencie wszystko cofnęło się o 5 lat. Dokładnie taki sam uśmiech żegnał ją na lotnisku. Nie, wtedy tylko usta się uśmiechały. Oczy były pełne smutku i łez w kącikach. Na to wspomnienie obraz zaszedł jej mgłą. To niemożliwe…
- Przepraszam, czy my się znamy? – spytał oszołomiony przyjmujący.
- Co? Słucham? – ocknęła się z transu.
- Pytałam, czy się znamy, bo tak mi się pani przygląda.
- Tak… Tak. Chyba tak.. – mruknęła.
- Naprawdę?
- Jednak świat jest mały, Krzyśku. Justine, coś ci mówi?
- Justi? – spytał niedowierzającym głosem. - To ty?
- tak, to ja.
- Tyle lat – przytulił ją znienacka.
- Chyba tak. Miło cię zobaczyć ponownie. Mógłbyś mnie puścić? – spytała dziewczyna.
- Tak, tak. Przepraszam, nie powinienem – zmieszał się.
- Nie o to chodzi. W twoim uścisku ledwo co oddychałam – delikatnie się zaśmiała.
Spojrzał na nią i próbował sobie przypomnieć tamtą szaloną dziewczynę, którą znał. Na zewnątrz bardzo mało z niej zostało. Miał nadzieję, że w środku coś z nastoletniej Justi zostało.
- Co ty tu robisz? – spytali równocześnie.
- Ty pierwsza.
- Dwa miesiące temu wróciłam do kraju. Powoli próbuję się urządzić, wiesz jak to jest…
- Taaak, wiem. Ja przyjechałem w odwiedziny do…
- Dziewczyny? – przerwała mu.
- Koleżanki – sprostował.
- Nie musisz się tłumaczyć. Myślę, że i tak niedługo będziecie razem – blondynka odparła bez zastanowienia.
- Czemu tak sądzisz?
- Kobiety zawsze miały do ciebie słabość…
- Ty też? – cisnęło mu się na myśl, ale nie powiedział tego głośno. – Nie wszystkie.
- Do twarzy ci z tym zarostem – rzuciła uwagą.
- Dzięki. Niedługo wyjeżdżam na wakacje, to muszę się ogolić – odparł rozbawiony.
- O, a dokąd?  Będziesz podrywał na gładką twarz?
- Do Grecji. A tam, szkoda czasu na wakacyjne romanse. Wybacz, ale spieszę się na rozmowę – uśmiechnął się przepraszająco.
- Tutaj? Będziesz grać w Warszawie?
- To na razie wstępna rozmowa. Możliwe, że tak.
- To życzę pomyślnego wyniku. Do zobaczenia – pożegnała się i zniknęła za rogiem.
Nie przyznała się, że być może będą się często widywać, gdy Krzysiek zajrzy do sekretariatu.


<><><> 


                I cóż mogłam więcej zrobić? Nakłoniłam panią Irenę do powrotu, ale za Bartka nie mogłam odpowiadać. To nie ja byłam winna tej sytuacji. Gdy kładłam się wieczorem spać, bałam się, że wróci. Że wróci i znów poczuję ten uścisk, z którego nie będę mogła się wydostać. Stawałam się niespokojna, gdy tylko zapadał zmierzch. I przedtem miałam lęk przed ciemnością, ale teraz całkiem mnie sparaliżował. Dobrze, że nie musiałam nigdzie wieczorem wychodzić. Mrok kojarzył mi się od zawsze ze złem.
- Zjesz coś skarbie? – w drzwiach ujrzałam panią Barbarę.
- Już idę. Musze się pani przyznać, do czego potrzebowałam tamtego numeru – westchnęłam.
- Nic nie musisz.
- Przekonałam pani córkę, żeby wróciła do męża. Przecież to z mojego powodu stało się to wszystko.
- Wiesz, to wielki gest z twojej strony. Jeżeli coś tu było winne, to głupota mojego zięcia. Więc bez tych czarnych myśli. Chodź, bo Staszek lubi twoje towarzystwo – uśmiechnęła się.
- Wiesz, że mamy pod dachem prawdziwego anioła? – zaczęła kobieta po wejściu d kuchni.
- Tak?
- Cecylia godzi Irenkę z Adamem.
- Co? Dziewczyno, z czego ty masz serce? Ze złota? – odparł zdumiony staruszek.
- Panie Staszku, skąd ten pomysł? – zaskoczyło mnie to.
- Powinnaś na tą rodzinę nakichać i kompletnie się nie przejmować. Adam wcale się nie stara, żeby pogodzić ciebie i Bartka.
- Nie potrafię jak widać. To nie tak… On mnie nie lubi, więc to zrozumiałe. Nie traktował mnie zbyt miło, ale bez żony stanie się jeszcze bardziej zgryźliwy, wiesz?
- Żeby każdy tak myślał jak ty – przytulił mnie i ucałował w czoło. – Co powiesz na wspólną przejażdżkę?
- A gdzie? – spytałam zaciekawiona.
- Pokażemy ci z Basieńką kilka ciekawych miejsc. Zresztą lubimy sobie urządzać taki mini wycieczki.
- Stanisław jest bardzo dobrym kierowcą mimo upływu lat – pochwaliła męża.
- Nie wątpię. To kiedy wyruszamy?
- I takie nastawienie mi się podoba. Za 2 godziny – pan domu zadecydował.
                Dzień był lekko pochmurny, więc zabrałam ze sobą cienką kurtkę i apaszkę. Zawsze może się rozebrać. Ubrałam się w zwykłe wygodne rzeczy i adidasy. Stwierdziłam, że to optymalny strój na tajemniczy wypad.
                Będąc już w samochodzie śledziłam krajobraz mijający za oknami. Tereny stawały się coraz bardziej faliste, górzyste.
- Daleko się wybieramy?
- Nie. Kiedy indziej możemy pojechać w góry, ale dzisiaj podreptamy po wyżynach – odparł dziadek Bartka.
Gdy wysiadłam z auta rozprostowałam kości i przeciągnęłam się. Słońce wyzierało zza chmur i byłam mu wdzięczna za każdy ciepły promyk na mojej twarzy.
- Państwo tak często razem korzystacie z natury?
- Oczywiście. Zawsze gdy tylko jest okazja. Wcześniej zawsze Bartek z nami chodził, a zaczął już jako maluszek. Och wybacz, Niepotrzebnie o nim wspominam – zatrwożyła się kobieta.
- Nic się nie dzieje, to pani wspomnienia. Zresztą lubię słuchać.


<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Och, przepraszam...
Nie było mnie tu dawno, ale cóż... Przeżywałam jakiś kryzys twórczy.
I cieszę się, że udało mi się napisać ten odcinek, bo myślałam, że to już koniec Martitty...
Także przepraszam was wszystkie.

Jak widać, pojawiły się nowe bohaterki :) Można się bliżej z nimi zapoznać w menu :)
I kolejna nowość. Uciekająca panna młoda na facebook'u :D

Dedykacja dla mojego Słonecznika z patelnią ;*
No i dla Dżasty, która zadowala się Krzyśkiem ;p

Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz