Po
niezbyt udanym początku Ligi Światowej i przegranych z Niemcami, siatkarze
wracali na chwilę do Polski a następnie wylatywali na trzytygodniową wyprawę po
drugiej stronie Atlantyku. Wszyscy zjawili się by uzupełnić bagaże i choć na
chwilkę się pożegnać.
Wracał
i on. Niebieskooki brunet pędził samochodem do Bełchatowa. Zamierzał się
przepakować w większą walizkę. Był zły na siebie, na rezultat meczy. Jeśli
chciał marzyć o wyjeździe do Cordoby, to kadra musiała zacząć wygrywać a z
Niemcami to już na pewno. Zwłaszcza, gdy ma się Brazylię w grupie. Nie śmiał
marzyć o 4 zwycięstwach z Canarinhos.
Próbował
wciąż myśleć o meczach, o drużynie. Nie chciał dopuścić do świadomości innych
informacji. A one przecież wciąż były w jego głowie i coraz bardziej napierały.
W dodatku ciągle słyszał gorzkie słowa matki. Wcale mu nie ułatwiała. Natalia
opuszczała ich dom w dziwnej atmosferze, która robiła się coraz cięższa. Teraz
Irena ma pod ręką tylko męża do komenderowania. Bartek zaśmiał się delikatnie,
przypomniawszy sobie minę ojca, gdy zastał w domu małżonkę. Owy dom na powrót
lśnił czystością, ale Kurek senior na pewno zaliczył porządny wykład. Rodzina
była na powrót w komplecie i o to przynajmniej się już nie martwił.
Pewna
inna sprawa wciąż pozostała nierozwiązana. Tak naprawdę, w głębi serca chciał
się pogodzić ze swoją dziewczyną. Wiedział, że w tej sytuacji ona byłaby przy
nim bez względu na wynik. Nie chciał tego dnia spędzać samotnie w swoim pustym
mieszkaniu. Bez Niej. To do niego należał pierwszy krok.
„ Cześć. Właśnie jadę do Bełchatowa. Może chciałabyś coś z mieszkania?
Jakby coś, będę o 17 pod blokiem. Pa.”
<><><>
Miał w Warszawie spędzić zaledwie dzień, a za
namową Justine został na tydzień. Nie potrafił jej odmówić. Chciał zamieszkać w
hotelu, ale dziewczyna kategorycznie mu tego zabroniła. Zaprowadziła go do
swojego domu. Krzysiek odetchnął, dowiedziawszy się, że miszka z babcią.
Zostanie sam na sam przez cały wieczór i całą noc z Justi byłoby dla niego
krępujące.
Kiedyś jego uczucie było ogromne,
szczere, prawdziwe, ale teraz… Wiele się zmieniło. Blondynka swoim wyjazdem
pozbawiła go nadziei na wspólną przyszłość. Długo bolało go, że tak łatwo
uległa namowom rodziców. Przecież mogła się uprzeć, zostać, postawić na swoim.
W Polsce też miała szanse na dobre wykształcenie i pracę. Jak widać i tak tu
wróciła. Krzysztof myślał, że zapomniał, było minęło nie wróci. Ze zdziwieniem
odkrył, że jakaś mała cząstka wewnątrz niego, cieszyła się na widok Justine, a
przecież powinien ja nienawidzić.
Siatkarz
nie zamierzał nadużywać gościnności młodszej i starszej kobiety. Po kilku mile
spędzonych dniach przystąpił rano do pakowania.
- Już jedziesz? – zagadnęła go dziewczyna.
- Tak. Musze wrócić do Częstochowy i załatwić kupę formalności.
- Ale… Zobaczymy się jeszcze? – spojrzała z nadzieją.
- O ile nie wyjedziesz. Pod koniec sierpnia powinienem się zjawić na stałe – wyjaśnił.
- Słuchaj… Wiem, że wtedy nie postąpiłam najlepiej. Chciałabym to naprawić. Nie miej do mnie żalu.
- A to ciekawe. Nie wiem, czy nie jest na to kilka lat za późno…
- Może mogłoby coś jeszcze między nami kiedyś być? – zaproponowała nieśmiało.
- Może – uśmiechnął się pod nosem i musnął jej usta.
Zabrał walizkę i wyszedł z pokoju.
- Już jedziesz? – zagadnęła go dziewczyna.
- Tak. Musze wrócić do Częstochowy i załatwić kupę formalności.
- Ale… Zobaczymy się jeszcze? – spojrzała z nadzieją.
- O ile nie wyjedziesz. Pod koniec sierpnia powinienem się zjawić na stałe – wyjaśnił.
- Słuchaj… Wiem, że wtedy nie postąpiłam najlepiej. Chciałabym to naprawić. Nie miej do mnie żalu.
- A to ciekawe. Nie wiem, czy nie jest na to kilka lat za późno…
- Może mogłoby coś jeszcze między nami kiedyś być? – zaproponowała nieśmiało.
- Może – uśmiechnął się pod nosem i musnął jej usta.
Zabrał walizkę i wyszedł z pokoju.
<><><>
Brunetka
wiedziała, że jej chłopak zjawi się akurat na obiad, więc od rana urzędowała w
kuchni, by zgotować mu smaczne powitanie. Wszystko musiało być jak najlepsze.
Sam Zbyszek chyba się nie spodziewał takiego powitania, bo wszedł do mieszkania
z okrzykiem.
- Kochanie, jestem. Wybywamy na miasto?
- Nie, tygrysku. Jemy w domu. Chyba nie skarzesz mojego wysiłku na marne? – spytała Justyna zaraz po powitalnych czułościach i pokazała na stół w salonie.
- Ooo! A czym sobie zasłużyłem? – odparł zdumiony.
- Że jesteś – cmoknęła go w usta. – A tak w ogóle dzień dobry Zbysiu. Siadaj, ja wszystko przyniosę.
Siatkarz został obsłużony jak w restauracji. Nie udało mu się nakłonić Jusi do spokojnego siedzenia.
- A teraz ty masz zimne.
- No to sobie odgrzeję. Ważne, że ty najadłeś się ciepłego – brunetka uśmiechnęła się do niego.
- Wiesz, że nie musiałaś.
- Ale chciałam. Chyba w moim obowiązku jest dbanie o mojego mężczyznę.
- No to chodź tu do mnie, to ci ładnie podziękuję.
Usiadła mu na kolanach. Stykali się czołami, patrząc sobie w oczy. Co chwilę Zbyszek skradał dziewczynie pocałunki.
- Skoro nie umiem gotować, to może jakoś inaczej się odwdzięczę, co? – spytał z figlarnym uśmiechem.
- Ja to zrobiłam bezinteresownie.
- A nie chciałabyś… - wyszeptał jej do ucha kilka słów, po których Justyna lekko się zarumieniła.
- Nie uważasz, że często mnie namawiasz do tego? – mruknęła nieśmiało.
- Justynko, tyle dni się nie zobaczymy. Musimy teraz wyrobić przyszłe zaległości – przekonywał Zibi.
- A to z tego są zaległości? – spytała zdumiona.
- Oczywiście. Zobaczysz, mnie nie będzie, to ci się zachce.
- To kogo polecasz w zastępstwie?
- O nie! Tak nie będzie. Proszę mi tu grzecznie czekać, aż przyjadę. Żadnego zastępstwa nie przewiduję!
- Nie krzycz już, tylko się wreszcie wykaż – wytknęła mu język.
- Chcesz chłopca czy dziewczynkę? – spytał, śmiejąc się.
- Bartman! – trzepnęła go ręką po głowie, a on chwycił ja w ramiona i zaniósł do sypialni.
- Kochanie, jestem. Wybywamy na miasto?
- Nie, tygrysku. Jemy w domu. Chyba nie skarzesz mojego wysiłku na marne? – spytała Justyna zaraz po powitalnych czułościach i pokazała na stół w salonie.
- Ooo! A czym sobie zasłużyłem? – odparł zdumiony.
- Że jesteś – cmoknęła go w usta. – A tak w ogóle dzień dobry Zbysiu. Siadaj, ja wszystko przyniosę.
Siatkarz został obsłużony jak w restauracji. Nie udało mu się nakłonić Jusi do spokojnego siedzenia.
- A teraz ty masz zimne.
- No to sobie odgrzeję. Ważne, że ty najadłeś się ciepłego – brunetka uśmiechnęła się do niego.
- Wiesz, że nie musiałaś.
- Ale chciałam. Chyba w moim obowiązku jest dbanie o mojego mężczyznę.
- No to chodź tu do mnie, to ci ładnie podziękuję.
Usiadła mu na kolanach. Stykali się czołami, patrząc sobie w oczy. Co chwilę Zbyszek skradał dziewczynie pocałunki.
- Skoro nie umiem gotować, to może jakoś inaczej się odwdzięczę, co? – spytał z figlarnym uśmiechem.
- Ja to zrobiłam bezinteresownie.
- A nie chciałabyś… - wyszeptał jej do ucha kilka słów, po których Justyna lekko się zarumieniła.
- Nie uważasz, że często mnie namawiasz do tego? – mruknęła nieśmiało.
- Justynko, tyle dni się nie zobaczymy. Musimy teraz wyrobić przyszłe zaległości – przekonywał Zibi.
- A to z tego są zaległości? – spytała zdumiona.
- Oczywiście. Zobaczysz, mnie nie będzie, to ci się zachce.
- To kogo polecasz w zastępstwie?
- O nie! Tak nie będzie. Proszę mi tu grzecznie czekać, aż przyjadę. Żadnego zastępstwa nie przewiduję!
- Nie krzycz już, tylko się wreszcie wykaż – wytknęła mu język.
- Chcesz chłopca czy dziewczynkę? – spytał, śmiejąc się.
- Bartman! – trzepnęła go ręką po głowie, a on chwycił ja w ramiona i zaniósł do sypialni.
<><><>
- Hop, hop. Jest ktoś w domu? Wróciłem - przyjmujący wpadł
do mieszkania, rzucając torbę w przedpokoju.
- Tatuuuś - mały blondynek rzucił mu się do nóg.
- Cześć, Michał. - Ania tylko wychyliła głowę z kuchni i uśmiechnęła się, po czym szybko wróciła do kuchenki.
- Jest Daga? - spytał zaskoczony takim skromnym powitaniem.
- Nie. Dzwoniła i powiedziała, że musi zostać dłużej w pracy - mruknęła, kosztując gotującą się zupę.
- Zawsze tak długo siedzi w biurze?
- Przeważnie - nawet nie odwróciła się w jego stronę. Starannie unikała choćby najkrótszego kontaktu wzrokowego. - Jesteś głodny? Zupa właściwie jest gotowa.
- Od kiedy z niej taki pracuś... - mruknął. - Wszystko w porządku?
- Tak, tak. - powiedziała szybko. Za szybko, sądząc po minie Michała. - Po prostu... źle się czuję, mało spałam.
- Anka, popatrz na mnie.
Stała z opuszczoną głową, wpatrzona w bose stopy, i unikała jego spojrzenia. Winiarski podszedł bliżej i złapał ją pod brodę.
- Mam dziwne przeczucie, że chodzi ci o mnie.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo nadal mi nie patrzysz w oczy i jesteś cała spięta - pogłaskał ją po ręce.
- Michał, ja... - westchnęła, po czym podniosła głowę i spojrzała w jego błękitne tęczówki. Głos jej drżał, była bardzo przejęta. - Stało się coś, co nie powinno mieć miejsca. Nie chcę do tego wracać.
- Ja nie chciałem, żebyś się źle czuła. Gdybym wiedział, jakie to będzie miało skutki... Zrozum, to była chwila, impuls.
- Dla mnie nie - palnęła i niemalże od razu zakryła sobie dłonią usta. - To znaczy... Ugh... Mimo wszystko, to nie powinno się zdarzyć! Jak ja teraz mam normalnie rozmawiać z Dagmarą?
- Nie wiem... Ale... Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Oczywiście.
- A gdybym był wolny? Jakbyś się zachowała po tej sytuacji, gdyby Dagmara nie istniała? - spytał bardzo poważnym tonem.
- Michał... - mruknęła. - Nie wiem, co by wtedy było...
- Więc się nie dziw, że teraz sytuacja jest niejasna, skoro wtedy by nie była - mruknął. - Wtedy... Spojrzałem na ciebie i wiedziałem, że muszę cię pocałować, bo inaczej zwariuje - dodał cichym głosem.
- Misiek... – szepnęła Ania słabym tonem i podeszła do okna.
- Przepraszam za to wszystko - przytulił delikatnie dziewczynę od tyłu.
- Michał nie masz za co - ostrożnie odwróciła się przodem do niego i położyła swoje dłonie na jego torsie.
- Niepotrzebnie skomplikowałem sytuacje
- Skomplikowałeś? Wcale nie. To ja popełniłam błąd, że od razu cię wtedy nie odepchnęłam, a teraz nie... - zająknęła się.
- Chciałaś tego?
- Czy to ma teraz znaczenie?
- Ma, bo może mógłbym... - zaczął zbliżać do niej swoją twarz.
- Michał, ja... - zaczęła, ale w tym samym momencie ich usta się zetknęły.
Była wściekła! Znów ją pocałował, a ona znów nie mogła go od siebie odepchnąć, ba! Nie chciała. Pozwalała mu wyczyniać z swoimi ustami, co tylko chciał. A siatkarz doskonale korzystał z tej okazji. Gdy już miała coś powiedzieć podczas przerwy na oddech, on ponownie wpijał się w jej wargi i spijał całą słodycz.
- Ciii - szeptał między pocałunkami.
Można by pomyśleć, że zniknęli w swoim świecie, ale o prawdziwych realiach przypomniał im trzask drzwi. Momentalnie czar prysł. Brunet był ponownie mężem i ojcem, blondynka jego dobrą znajomą tylko i wyłącznie.
-Hej, jest coś dobrego na obiad? – Dagmara wpadła do kuchni.
- Cześć, Daga. - powiedziała cicho Ania, odsuwając się od Michała. - Na kuchence jest zupa, drugie danie w piekarniku.
- Dzięki. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - kobieta chciała cmoknąć ją w policzek ale coś brunetkę powstrzymało. - Kochana, ty nie jesteś czasem chora? Masz strasznie blada cerę i takie sine pod oczami. Chyba za bardzo cię wykorzystuję i nie masz czasu na odpoczynek.
- Nie, nie... - mruknęła. - Ja już pójdę do siebie. Muszę się położyć. Jeśli będziesz mnie jutro potrzebować, to powiedz.
- Tatuuuś - mały blondynek rzucił mu się do nóg.
- Cześć, Michał. - Ania tylko wychyliła głowę z kuchni i uśmiechnęła się, po czym szybko wróciła do kuchenki.
- Jest Daga? - spytał zaskoczony takim skromnym powitaniem.
- Nie. Dzwoniła i powiedziała, że musi zostać dłużej w pracy - mruknęła, kosztując gotującą się zupę.
- Zawsze tak długo siedzi w biurze?
- Przeważnie - nawet nie odwróciła się w jego stronę. Starannie unikała choćby najkrótszego kontaktu wzrokowego. - Jesteś głodny? Zupa właściwie jest gotowa.
- Od kiedy z niej taki pracuś... - mruknął. - Wszystko w porządku?
- Tak, tak. - powiedziała szybko. Za szybko, sądząc po minie Michała. - Po prostu... źle się czuję, mało spałam.
- Anka, popatrz na mnie.
Stała z opuszczoną głową, wpatrzona w bose stopy, i unikała jego spojrzenia. Winiarski podszedł bliżej i złapał ją pod brodę.
- Mam dziwne przeczucie, że chodzi ci o mnie.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo nadal mi nie patrzysz w oczy i jesteś cała spięta - pogłaskał ją po ręce.
- Michał, ja... - westchnęła, po czym podniosła głowę i spojrzała w jego błękitne tęczówki. Głos jej drżał, była bardzo przejęta. - Stało się coś, co nie powinno mieć miejsca. Nie chcę do tego wracać.
- Ja nie chciałem, żebyś się źle czuła. Gdybym wiedział, jakie to będzie miało skutki... Zrozum, to była chwila, impuls.
- Dla mnie nie - palnęła i niemalże od razu zakryła sobie dłonią usta. - To znaczy... Ugh... Mimo wszystko, to nie powinno się zdarzyć! Jak ja teraz mam normalnie rozmawiać z Dagmarą?
- Nie wiem... Ale... Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Oczywiście.
- A gdybym był wolny? Jakbyś się zachowała po tej sytuacji, gdyby Dagmara nie istniała? - spytał bardzo poważnym tonem.
- Michał... - mruknęła. - Nie wiem, co by wtedy było...
- Więc się nie dziw, że teraz sytuacja jest niejasna, skoro wtedy by nie była - mruknął. - Wtedy... Spojrzałem na ciebie i wiedziałem, że muszę cię pocałować, bo inaczej zwariuje - dodał cichym głosem.
- Misiek... – szepnęła Ania słabym tonem i podeszła do okna.
- Przepraszam za to wszystko - przytulił delikatnie dziewczynę od tyłu.
- Michał nie masz za co - ostrożnie odwróciła się przodem do niego i położyła swoje dłonie na jego torsie.
- Niepotrzebnie skomplikowałem sytuacje
- Skomplikowałeś? Wcale nie. To ja popełniłam błąd, że od razu cię wtedy nie odepchnęłam, a teraz nie... - zająknęła się.
- Chciałaś tego?
- Czy to ma teraz znaczenie?
- Ma, bo może mógłbym... - zaczął zbliżać do niej swoją twarz.
- Michał, ja... - zaczęła, ale w tym samym momencie ich usta się zetknęły.
Była wściekła! Znów ją pocałował, a ona znów nie mogła go od siebie odepchnąć, ba! Nie chciała. Pozwalała mu wyczyniać z swoimi ustami, co tylko chciał. A siatkarz doskonale korzystał z tej okazji. Gdy już miała coś powiedzieć podczas przerwy na oddech, on ponownie wpijał się w jej wargi i spijał całą słodycz.
- Ciii - szeptał między pocałunkami.
Można by pomyśleć, że zniknęli w swoim świecie, ale o prawdziwych realiach przypomniał im trzask drzwi. Momentalnie czar prysł. Brunet był ponownie mężem i ojcem, blondynka jego dobrą znajomą tylko i wyłącznie.
-Hej, jest coś dobrego na obiad? – Dagmara wpadła do kuchni.
- Cześć, Daga. - powiedziała cicho Ania, odsuwając się od Michała. - Na kuchence jest zupa, drugie danie w piekarniku.
- Dzięki. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - kobieta chciała cmoknąć ją w policzek ale coś brunetkę powstrzymało. - Kochana, ty nie jesteś czasem chora? Masz strasznie blada cerę i takie sine pod oczami. Chyba za bardzo cię wykorzystuję i nie masz czasu na odpoczynek.
- Nie, nie... - mruknęła. - Ja już pójdę do siebie. Muszę się położyć. Jeśli będziesz mnie jutro potrzebować, to powiedz.
W
kuchni pozostali tylko małżonkowie. Kobieta sprawiała wrażenie kompletnie
nieświadomej tego, co działo się tu kilka minut przed jej przyjściem. Mimo
tego, atmosfera dziwnie się zagęściła. Michał westchnął głęboko.
- Dagmara, myślę, że powinnaś dać jej odpocząć. Widzisz jaka chodzi wyczerpana - stwierdził, zbytnio nie mijając się z prawdą.
- Ledwo, co przyjechałeś, a już mnie pouczasz? Sugerujesz, że zrobiłam z niej niewolnicę?
- Nie, skąd? - uniósł brwi w geście zdziwienia. Nagle przestała być taka miła... - Po prostu widzę, co się dzieje. Znowu dosiedziałaś w pracy?
- Proszę cię, tylko nie udawaj. Wybacz, ale są takie sprawy, które muszę załatwić jednym ciągiem, bez odkładania na później. Ale co ty możesz wiedzieć o normalnej pracy? Ty tylko potrafisz jeździć po świecie i odbijać piłkę - rzuciła oskarżycielskim tonem.
- Dagmara, proszę, nie zaczynaj znowu... - ze zrezygnowaniem usiadł na krześle. - To moja praca, wiesz o tym. Wyjazdy są jej częścią, nie mam na to wpływu – zamierzał wyjść, ale zatrzymał się w progu. - Chciałem jeszcze dodać, że dzięki temu odbijaniu piłki, jak to powiedziałaś, masz nowe kosmetyki, ubrania i połowę ceny samochodu.
- Ja znowu zaczynam? To ty prowokujesz kłótnie. Wybacz, ale ja tez zarabiam!
- Ja prowokuję? - zaśmiał się kpiąco. Teraz wizja Anki na miejscu Dagmary przybrała na sile. - Staram się spędzać z wami każdą wolną chwilę. Ostatnio specjalnie przyjechałem wcześniej ze zgrupowania. Ba, ty mnie nie zamierzałaś nawet odwiedzić! Wiesz, jak się czułem, kiedy wszyscy mieli swoich bliskich przy sobie, a ja nie? Chociaż Ania z Olim...
- Ale myślisz, że to jakieś kokosy z palmy ofiarujesz? Proszę cię. Przecież mówiłam, że źle się czułam i byłam chora. Nie dociera do ciebie, że też jestem człowiekiem? Bo ty masz wolne, to ja mam lecieć jak na skrzydłach? Ciesz się, że chociaż syna mogłeś zobaczyć - burknęła.
- Co proszę? Robisz mi łaskę? Daga, proszę cię. Co się z nami stało? Teraz Oliego też chcesz nastawić przeciwko mnie?
- Nie. Raz jeden nie byłam na twoje skinienie i już robisz aferę? Nikogo nie nastawiam, ale licz się z tym, że on przebywa więcej czasu ze mną niż z tobą
- Jeden raz? - Michał zaśmiał się znowu. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas! Ciągle się kłócimy, nawet nie wiem o co. I nie mów mi, że spędzasz dużo czasu z naszym synem, bo dobrze wiesz, że tak nie jest. Wiele razy dzwoniłem do domu, bo ty nie odbierałaś komórki. Zawsze odzywała się Ania. Sądzę, że to ona spędza z nim więcej czasu. Ba, poświęca mu wszystko! Zapytałaś ją kiedyś, czy nie chciałaby mieć wolnego dnia, czy nie ma w planach randki, spotkania? Zawsze musiała być przy małym, a ty zapomniałaś o jej życiu osobistym.
- Myślisz, że ja nie jestem zmęczona? Jak przyjeżdżasz lub przychodzisz późno, to nie mam ochoty na jakieś rozrywki. O normalnej porze owszem, ale wtedy ciebie nie ma w domu. Twoje zarzuty są bezpodstawne. Tak samo jak o Oliviera. Przepraszam bardzo, to ona nie umie mówić ani się odezwać? Gdyby powiedziała cokolwiek, dała mi jakoś do zrozumienia, to bym zareagowała. Skąd mam wiedzieć, jak się czuje, skoro nic mi o tym nie mówi? Nie każ mi być jasnowidzem. Anka nie jest małym dzieckiem. Zresztą, co ty się nią tak przejmujesz? Śmiem stwierdzić, że jesteś z nią w lepszych stosunkach niż ze mną!
- Nie przesadzaj, wcale tak nie jest. Z resztą, na jakiej podstawie śmiesz tak uważać? Ale Ania jest też naszą przyjaciółką i chce zawsze jakoś pomóc – bronił blondynki.
- Oczywiście, tylko ja jestem tutaj winna. Z nią rozmawiasz normalnie, uśmiechasz się do niej, żartujecie, a mnie traktujesz jak wroga. Pomoc pomocą, ale żebyś się nie zagalopował - ostrzegła go.
- Wcale tak nie uważam. - powiedział trochę spokojniej. - Po prostu Ania trochę przeszła i chciałem ułatwić jej życie. Zapewniam cię, że znam granicę. - skłamał gładko, widząc jej wątpiące spojrzenie.
- Powinnam przywyknąć chyba, że ty zawsze się martwisz o wszystkich w koło - uśmiechnęła się krzywo. - Przypominam, że to ja jestem twoją żoną.
- Nigdy o tym nie zapominam - powiedział z uśmiechem, choć w sercu czuł lekkie ukłucie.
Dlaczego to Anię wciąż chciał widzieć na miejscu Dagmary? Pokręcił głową, patrząc na nerwowo przełykającą obiad żonę. Żadne z nich nie wiedziało, że ktoś im się przygląda. Nie był to bynajmniej Oli.
- Dagmara, myślę, że powinnaś dać jej odpocząć. Widzisz jaka chodzi wyczerpana - stwierdził, zbytnio nie mijając się z prawdą.
- Ledwo, co przyjechałeś, a już mnie pouczasz? Sugerujesz, że zrobiłam z niej niewolnicę?
- Nie, skąd? - uniósł brwi w geście zdziwienia. Nagle przestała być taka miła... - Po prostu widzę, co się dzieje. Znowu dosiedziałaś w pracy?
- Proszę cię, tylko nie udawaj. Wybacz, ale są takie sprawy, które muszę załatwić jednym ciągiem, bez odkładania na później. Ale co ty możesz wiedzieć o normalnej pracy? Ty tylko potrafisz jeździć po świecie i odbijać piłkę - rzuciła oskarżycielskim tonem.
- Dagmara, proszę, nie zaczynaj znowu... - ze zrezygnowaniem usiadł na krześle. - To moja praca, wiesz o tym. Wyjazdy są jej częścią, nie mam na to wpływu – zamierzał wyjść, ale zatrzymał się w progu. - Chciałem jeszcze dodać, że dzięki temu odbijaniu piłki, jak to powiedziałaś, masz nowe kosmetyki, ubrania i połowę ceny samochodu.
- Ja znowu zaczynam? To ty prowokujesz kłótnie. Wybacz, ale ja tez zarabiam!
- Ja prowokuję? - zaśmiał się kpiąco. Teraz wizja Anki na miejscu Dagmary przybrała na sile. - Staram się spędzać z wami każdą wolną chwilę. Ostatnio specjalnie przyjechałem wcześniej ze zgrupowania. Ba, ty mnie nie zamierzałaś nawet odwiedzić! Wiesz, jak się czułem, kiedy wszyscy mieli swoich bliskich przy sobie, a ja nie? Chociaż Ania z Olim...
- Ale myślisz, że to jakieś kokosy z palmy ofiarujesz? Proszę cię. Przecież mówiłam, że źle się czułam i byłam chora. Nie dociera do ciebie, że też jestem człowiekiem? Bo ty masz wolne, to ja mam lecieć jak na skrzydłach? Ciesz się, że chociaż syna mogłeś zobaczyć - burknęła.
- Co proszę? Robisz mi łaskę? Daga, proszę cię. Co się z nami stało? Teraz Oliego też chcesz nastawić przeciwko mnie?
- Nie. Raz jeden nie byłam na twoje skinienie i już robisz aferę? Nikogo nie nastawiam, ale licz się z tym, że on przebywa więcej czasu ze mną niż z tobą
- Jeden raz? - Michał zaśmiał się znowu. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas! Ciągle się kłócimy, nawet nie wiem o co. I nie mów mi, że spędzasz dużo czasu z naszym synem, bo dobrze wiesz, że tak nie jest. Wiele razy dzwoniłem do domu, bo ty nie odbierałaś komórki. Zawsze odzywała się Ania. Sądzę, że to ona spędza z nim więcej czasu. Ba, poświęca mu wszystko! Zapytałaś ją kiedyś, czy nie chciałaby mieć wolnego dnia, czy nie ma w planach randki, spotkania? Zawsze musiała być przy małym, a ty zapomniałaś o jej życiu osobistym.
- Myślisz, że ja nie jestem zmęczona? Jak przyjeżdżasz lub przychodzisz późno, to nie mam ochoty na jakieś rozrywki. O normalnej porze owszem, ale wtedy ciebie nie ma w domu. Twoje zarzuty są bezpodstawne. Tak samo jak o Oliviera. Przepraszam bardzo, to ona nie umie mówić ani się odezwać? Gdyby powiedziała cokolwiek, dała mi jakoś do zrozumienia, to bym zareagowała. Skąd mam wiedzieć, jak się czuje, skoro nic mi o tym nie mówi? Nie każ mi być jasnowidzem. Anka nie jest małym dzieckiem. Zresztą, co ty się nią tak przejmujesz? Śmiem stwierdzić, że jesteś z nią w lepszych stosunkach niż ze mną!
- Nie przesadzaj, wcale tak nie jest. Z resztą, na jakiej podstawie śmiesz tak uważać? Ale Ania jest też naszą przyjaciółką i chce zawsze jakoś pomóc – bronił blondynki.
- Oczywiście, tylko ja jestem tutaj winna. Z nią rozmawiasz normalnie, uśmiechasz się do niej, żartujecie, a mnie traktujesz jak wroga. Pomoc pomocą, ale żebyś się nie zagalopował - ostrzegła go.
- Wcale tak nie uważam. - powiedział trochę spokojniej. - Po prostu Ania trochę przeszła i chciałem ułatwić jej życie. Zapewniam cię, że znam granicę. - skłamał gładko, widząc jej wątpiące spojrzenie.
- Powinnam przywyknąć chyba, że ty zawsze się martwisz o wszystkich w koło - uśmiechnęła się krzywo. - Przypominam, że to ja jestem twoją żoną.
- Nigdy o tym nie zapominam - powiedział z uśmiechem, choć w sercu czuł lekkie ukłucie.
Dlaczego to Anię wciąż chciał widzieć na miejscu Dagmary? Pokręcił głową, patrząc na nerwowo przełykającą obiad żonę. Żadne z nich nie wiedziało, że ktoś im się przygląda. Nie był to bynajmniej Oli.
Przyjmującego do końca dnia
gryzły wyrzuty sumienia. Wplątał przyjaciółkę w okropną sytuację. Musiał
jeszcze raz z nią porozmawiać.
- Puk, puk. Mogę? – niepewnie zajrzał do Anki.
- Tak. - powiedziała cicho, nerwowo ocierając łzy. Nie chciała, by widział jej płacz. - Coś się stało? Myślałam, że już wszyscy śpią.
- Chciałem ci życzyć dobrych snów - uśmiechnął się i przyjrzał jej uważnie. - Płakałaś.
- Wcale nie.
- Tak. I to przez mnie, prawda? - przysiadł na łóżku obok niej.
- Wcale nie. - powtórzyła uparcie, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma.
- Okropnie mi głupio. Strasznie cię przepraszam. Uderz mnie, jeżeli ci ulży - objął ją ramionami.
- Dlaczego ma ci być głupio? - zapytała, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- Bo... Doprowadziłem do beznadziejnej sytuacji a ty przez to cierpisz.
- To nie prawda. - mruknęła, muskając palcami jego policzek. Tak bardzo lubiła to robić.
- Aniu, czy ty tez to czujesz?
- Co czuję? - spytała cicho, patrząc w jego oczy.
- To "coś", gdy przebywamy ze sobą. Tego nie da się opisać.
- Michał, ja nie wiem, czy tego chce... Masz rodzinę.
- Wiem, dlatego to jest takie dziwne...
- Co teraz? - jej twarz była niebezpiecznie blisko jego ust. - Jak mamy dalej mieszkać ze sobą?
- Będzie trudno nam obojgu, ale musimy dać radę. Jeżeli jest nam pisana wspólna przyszłość, to się to stanie.
- Ale Michał...
- Ostatni raz – poprosił prawie bezgłośnie i przycisnął ją do siebie.
Blondynce zabrakło tchu. Po raz kolejny tego dnia trwali w miłosnym uścisku. Siatkarz całował ją zachłannie, jakby na zapas. W końcu powiedział, że się to już nie zdarzy, ale czy na pewno? Obawiała się, że tak łatwo nie przyjdzie im skończenie tego wszystkiego.
- Obiecuję, więcej to się nie powtórzy. Postarajmy się spróbować żyć jak przedtem. Jeżeli się nie uda, to wtedy...
- To wtedy co?
- Jeszcze nie wiem. Na razie… - mruknął szperając w kieszeni. – Może tak, będzie ci łatwiej.
Wręczył zaskoczonej dziewczynie pęk kluczy.
- Co to jest?
- Klucze do mojego kawalerskiego mieszkania. Znajduje się w sąsiednim bloku, to samo piętro. Niedawno poprzedni lokatorzy skończyli umowę najmu.
- Puk, puk. Mogę? – niepewnie zajrzał do Anki.
- Tak. - powiedziała cicho, nerwowo ocierając łzy. Nie chciała, by widział jej płacz. - Coś się stało? Myślałam, że już wszyscy śpią.
- Chciałem ci życzyć dobrych snów - uśmiechnął się i przyjrzał jej uważnie. - Płakałaś.
- Wcale nie.
- Tak. I to przez mnie, prawda? - przysiadł na łóżku obok niej.
- Wcale nie. - powtórzyła uparcie, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma.
- Okropnie mi głupio. Strasznie cię przepraszam. Uderz mnie, jeżeli ci ulży - objął ją ramionami.
- Dlaczego ma ci być głupio? - zapytała, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- Bo... Doprowadziłem do beznadziejnej sytuacji a ty przez to cierpisz.
- To nie prawda. - mruknęła, muskając palcami jego policzek. Tak bardzo lubiła to robić.
- Aniu, czy ty tez to czujesz?
- Co czuję? - spytała cicho, patrząc w jego oczy.
- To "coś", gdy przebywamy ze sobą. Tego nie da się opisać.
- Michał, ja nie wiem, czy tego chce... Masz rodzinę.
- Wiem, dlatego to jest takie dziwne...
- Co teraz? - jej twarz była niebezpiecznie blisko jego ust. - Jak mamy dalej mieszkać ze sobą?
- Będzie trudno nam obojgu, ale musimy dać radę. Jeżeli jest nam pisana wspólna przyszłość, to się to stanie.
- Ale Michał...
- Ostatni raz – poprosił prawie bezgłośnie i przycisnął ją do siebie.
Blondynce zabrakło tchu. Po raz kolejny tego dnia trwali w miłosnym uścisku. Siatkarz całował ją zachłannie, jakby na zapas. W końcu powiedział, że się to już nie zdarzy, ale czy na pewno? Obawiała się, że tak łatwo nie przyjdzie im skończenie tego wszystkiego.
- Obiecuję, więcej to się nie powtórzy. Postarajmy się spróbować żyć jak przedtem. Jeżeli się nie uda, to wtedy...
- To wtedy co?
- Jeszcze nie wiem. Na razie… - mruknął szperając w kieszeni. – Może tak, będzie ci łatwiej.
Wręczył zaskoczonej dziewczynie pęk kluczy.
- Co to jest?
- Klucze do mojego kawalerskiego mieszkania. Znajduje się w sąsiednim bloku, to samo piętro. Niedawno poprzedni lokatorzy skończyli umowę najmu.
<><><>
Byłam w wielkim szoku, ale się
zgodziłam. Z pomocą Mikołaja dotarłam do Bełchatowa. Nerwowo rozejrzałam się po
ulicy. Mam tak czekać? Jednak nie doceniłam jego punktualności. Usłyszałam
otwieranie samochodowych drzwi i zaraz potem zjawił się Bartek. Zmienił się.
Nie był roześmianym dzieciakiem. Kilka dni bez maszynki zrobiły swoje. Na tą
chwilę wyglądał na starszego o 5 lat. Krępująca cisza aż gryzła mnie w usta. On
przepuścił mnie w drzwiach i dotarliśmy pod mieszkanie. Ponownie zostałam
wpuszczona przodem.
- Proszę – po raz pierwszy dziś usłyszałam tak znany głos.
Kiedyś tak czuły.
- Dzięki.
- Może usiądziesz? – ewidentnie stara się być uprzejmy.
- Skoro nalegasz. Widzę, że dawno cię tu nie było – rzucam uwagą na widok lekkiej powłoki kurzu na meblach.
- Gramy mecze, pamiętasz? Nie miałem czasu, by wrócić na dłużej – rzucił lekko podenerwowany.
- Zagraliście dopiero dwa. Myślałam, że po tym... - nie potrafiłam nazwać tamtego feralnego zdarzenia. - Nie wróciłeś tu przed zgrupowaniem?
- Najwyraźniej. - mruknął, chowając dłonie do kieszeni. - Stołowałem się u Kuby, nie chciałem siedzieć sam...
- Zdążyłeś zobaczyć się z matką?
- Tak - coś w jego głosie świadczyło o tym, że jednak nie było to najprzyjemniejsze spotkanie.
- To dobrze. Cieszę się, że masz rodzinę w komplecie.
- Można tak powiedzieć - odparł z krzywym uśmiechem.
Zapadła chwila dość krępującej ciszy. Spojrzał na mnie, ale ja spuściłam głowę, nerwowo skubiąc rękaw sweterka. - Celi, ja...
- Coś nie tak w domu? - nie chciałam, żeby zaczął mówić o tym co było.
- Nie o to chodzi - jęknął. - Ja po prostu... To nie tak miało być... Nie chcę, żebyś... Nie odchodź.
- Przecież nie odchodzę. Sam mi zaproponowałeś...
- Celi, do cholery! - wstał zbyt gwałtownie, zahaczając o stolik i prawie go przewracając. - Wiesz, że nie chciałem! Daj mi szansę!
- Nie krzycz - zerwałam się z kanapy i skuliłam w rogu pokoju.
- Celuś, proszę... - powiedział znacznie ciszej. Podszedł do mnie, ale odsunęłam się jeszcze bardziej. - Ja wtedy... Zachowałem się jak dupek. Nie chciałem tego... Przepraszam.
- To akurat prawda. Ale nie wiem, czy mogę ci zaufać... Bo teraz... Ja się po prostu ciebie boję. Nie wiem co jesteś w stanie zrobić w złości, po pijaku...
- Nie chcę, żebyś się mnie bała... - odparł ze smutkiem w głosie. - Celi, żałuję każdej sekundy z tamtego wieczoru, to nie powinno się zdarzyć. Co mogę zrobić, byś na nowo mi uwierzyła?
- Ja też tego nie chcę - spojrzałam na niego lekko przestraszonym wzrokiem. - Może... Przebywajmy po prostu razem, a ty mi udowodnisz przez ten czas, że mówisz prawdę?
- Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby cię odzyskać. - uśmiechnął się lekko i zrobił krok w tył. - Wybacz, ale muszę się pospieszyć. Jutro rano Kuba mnie zgarnia i razem wjeżdżamy.
- Rozumiem. Napijesz się herbaty?
- Poproszę. - uśmiechnął się raz jeszcze i wyszedł z pokoju.
- Coś czuję, że czajnik zarósł brudem – mruknęłam, sądząc, że już nie usłyszy. A jednak.
- Bardzo zabawne, doprawdy...
- Proszę – po raz pierwszy dziś usłyszałam tak znany głos.
Kiedyś tak czuły.
- Dzięki.
- Może usiądziesz? – ewidentnie stara się być uprzejmy.
- Skoro nalegasz. Widzę, że dawno cię tu nie było – rzucam uwagą na widok lekkiej powłoki kurzu na meblach.
- Gramy mecze, pamiętasz? Nie miałem czasu, by wrócić na dłużej – rzucił lekko podenerwowany.
- Zagraliście dopiero dwa. Myślałam, że po tym... - nie potrafiłam nazwać tamtego feralnego zdarzenia. - Nie wróciłeś tu przed zgrupowaniem?
- Najwyraźniej. - mruknął, chowając dłonie do kieszeni. - Stołowałem się u Kuby, nie chciałem siedzieć sam...
- Zdążyłeś zobaczyć się z matką?
- Tak - coś w jego głosie świadczyło o tym, że jednak nie było to najprzyjemniejsze spotkanie.
- To dobrze. Cieszę się, że masz rodzinę w komplecie.
- Można tak powiedzieć - odparł z krzywym uśmiechem.
Zapadła chwila dość krępującej ciszy. Spojrzał na mnie, ale ja spuściłam głowę, nerwowo skubiąc rękaw sweterka. - Celi, ja...
- Coś nie tak w domu? - nie chciałam, żeby zaczął mówić o tym co było.
- Nie o to chodzi - jęknął. - Ja po prostu... To nie tak miało być... Nie chcę, żebyś... Nie odchodź.
- Przecież nie odchodzę. Sam mi zaproponowałeś...
- Celi, do cholery! - wstał zbyt gwałtownie, zahaczając o stolik i prawie go przewracając. - Wiesz, że nie chciałem! Daj mi szansę!
- Nie krzycz - zerwałam się z kanapy i skuliłam w rogu pokoju.
- Celuś, proszę... - powiedział znacznie ciszej. Podszedł do mnie, ale odsunęłam się jeszcze bardziej. - Ja wtedy... Zachowałem się jak dupek. Nie chciałem tego... Przepraszam.
- To akurat prawda. Ale nie wiem, czy mogę ci zaufać... Bo teraz... Ja się po prostu ciebie boję. Nie wiem co jesteś w stanie zrobić w złości, po pijaku...
- Nie chcę, żebyś się mnie bała... - odparł ze smutkiem w głosie. - Celi, żałuję każdej sekundy z tamtego wieczoru, to nie powinno się zdarzyć. Co mogę zrobić, byś na nowo mi uwierzyła?
- Ja też tego nie chcę - spojrzałam na niego lekko przestraszonym wzrokiem. - Może... Przebywajmy po prostu razem, a ty mi udowodnisz przez ten czas, że mówisz prawdę?
- Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby cię odzyskać. - uśmiechnął się lekko i zrobił krok w tył. - Wybacz, ale muszę się pospieszyć. Jutro rano Kuba mnie zgarnia i razem wjeżdżamy.
- Rozumiem. Napijesz się herbaty?
- Poproszę. - uśmiechnął się raz jeszcze i wyszedł z pokoju.
- Coś czuję, że czajnik zarósł brudem – mruknęłam, sądząc, że już nie usłyszy. A jednak.
- Bardzo zabawne, doprawdy...
Nie minęło 5 minut, a okazałam
się potrzebna.
- Celi, widziałaś gdzieś tą moją dużą walizkę? - zawołał z sypialni.
- Ja mam wiedzieć, gdzie co jest w twoim domu? Na dole w dużej sza... fie.. - zacięłam się i zamarłam. Nagle przypomniało mi się, co jest w dużej szafie.
- Dzięki! - zawołał. Po chwili jednak słychać było jego krzyk. - Co to jest, do cholery?!
Zatrzęsłam się i wypuściłam z dłoni pudełko z herbatą. Wiedziała, o co mu chodzi. Wiedziałam, co znalazł. Po chwili utwierdził mnie w tym przekonaniu, zjawiając się w kuchni i pudełkiem w dłoniach.
- Bartek... Wyrzuć to. Miałam to zrobić już dawno – poprosiłam ostrożnie.
- Ja się pytam CO TO JEST?! - podniósł głos, rzucając karton na ziemię. Wypadło z niego kilka miśków. - Znowu spotykasz się z tym pedałem? - wyciągnął jedną z kartek i przeczytał. – „Daj mi szansę, Robert.” ?! Jak długo to trwa, co?
- Nie denerwuj się. Mówię, że miałam to wyrzucić. Nic nie trwa, bo nic nie ma. Mnie z nim nic nie łączy. To Robert ma jakąś obsesje – tłumaczyłam.
- Obsesja! - zadrwił. Nagle stał się strasznie chłodny. - No co ty nie powiesz? A może jednak do niego wróciłaś, co? Ma stałą pensję, ciągle jest w domu, potrafi nosić garnitur i zachowywać się w towarzystwie. Przyznaj się, po prostu ci się znudziłem!
- Tak, bo ja nic do niego już nie czuję! Gdyby tak było, nie uciekłabym sprzed ołtarza! Mam w nosie jego kasę, garnitury i bankiety. Myślisz, że kłamię? To niby dlaczego tu jestem? Po tym wszystkim, co zrobiłeś? – głos mi drżał, gdy musiałam zmierzyć się z jego bolesnymi oskarżeniami.
- Przecież cię przeprosiłem! - krzyknął, kopiąc ze złości w pudło. - Najwyraźniej ty będziesz mi to wypominać do końca życia! Co się stało z tamtą dziewczyną? Wiesz co, nawet nie chcę wiedzieć. Mam tego dość! – ryknął i ostentacyjnie opuścił pomieszczenie.
- A myślisz, że jedno przepraszam i pstryk, nie pamiętam? Tamta dziewczyna jest schowana w środku, bo ty nie zasługujesz, żeby ją oglądać. Potrafisz ostatnio tylko na mnie krzyczeć!
- Już nie bądź taka święta! - syknął. - Widziałem jak miziałaś się z tym... tym... Mikołajem! Boże, i ja go miałem za kumpla..
- To ty sobie to wmówiłeś! Wszystko widzisz inaczej. Jest świetnym kumplem! Potrafił się zachować lepiej od ciebie – skierowałam na niego palec.
- No to może z nim się teraz spiknij! Bo ja mam tego dosyć. Nie sądzę, by był dla nas choć cień szansy. Chciałem to jakoś naprawić, ale teraz widzę, że ty najwyraźniej sobie tego nie życzysz. Rób co chcesz, jesteś wolna – oznajmił niespodziewanie.
- Chcesz to skończyć?
- Już to zrobiłem. - spojrzał w moje oczy z wściekłością. Choć wiedział, że za kilka dni będzie żałował swoich słów. - A teraz wybacz, ale muszę się spakować.
- Dobrze… W takim razie.. Żegnam – wyjąkałam i wybiegłam stamtąd ze łzami w oczach.
- Celi, widziałaś gdzieś tą moją dużą walizkę? - zawołał z sypialni.
- Ja mam wiedzieć, gdzie co jest w twoim domu? Na dole w dużej sza... fie.. - zacięłam się i zamarłam. Nagle przypomniało mi się, co jest w dużej szafie.
- Dzięki! - zawołał. Po chwili jednak słychać było jego krzyk. - Co to jest, do cholery?!
Zatrzęsłam się i wypuściłam z dłoni pudełko z herbatą. Wiedziała, o co mu chodzi. Wiedziałam, co znalazł. Po chwili utwierdził mnie w tym przekonaniu, zjawiając się w kuchni i pudełkiem w dłoniach.
- Bartek... Wyrzuć to. Miałam to zrobić już dawno – poprosiłam ostrożnie.
- Ja się pytam CO TO JEST?! - podniósł głos, rzucając karton na ziemię. Wypadło z niego kilka miśków. - Znowu spotykasz się z tym pedałem? - wyciągnął jedną z kartek i przeczytał. – „Daj mi szansę, Robert.” ?! Jak długo to trwa, co?
- Nie denerwuj się. Mówię, że miałam to wyrzucić. Nic nie trwa, bo nic nie ma. Mnie z nim nic nie łączy. To Robert ma jakąś obsesje – tłumaczyłam.
- Obsesja! - zadrwił. Nagle stał się strasznie chłodny. - No co ty nie powiesz? A może jednak do niego wróciłaś, co? Ma stałą pensję, ciągle jest w domu, potrafi nosić garnitur i zachowywać się w towarzystwie. Przyznaj się, po prostu ci się znudziłem!
- Tak, bo ja nic do niego już nie czuję! Gdyby tak było, nie uciekłabym sprzed ołtarza! Mam w nosie jego kasę, garnitury i bankiety. Myślisz, że kłamię? To niby dlaczego tu jestem? Po tym wszystkim, co zrobiłeś? – głos mi drżał, gdy musiałam zmierzyć się z jego bolesnymi oskarżeniami.
- Przecież cię przeprosiłem! - krzyknął, kopiąc ze złości w pudło. - Najwyraźniej ty będziesz mi to wypominać do końca życia! Co się stało z tamtą dziewczyną? Wiesz co, nawet nie chcę wiedzieć. Mam tego dość! – ryknął i ostentacyjnie opuścił pomieszczenie.
- A myślisz, że jedno przepraszam i pstryk, nie pamiętam? Tamta dziewczyna jest schowana w środku, bo ty nie zasługujesz, żeby ją oglądać. Potrafisz ostatnio tylko na mnie krzyczeć!
- Już nie bądź taka święta! - syknął. - Widziałem jak miziałaś się z tym... tym... Mikołajem! Boże, i ja go miałem za kumpla..
- To ty sobie to wmówiłeś! Wszystko widzisz inaczej. Jest świetnym kumplem! Potrafił się zachować lepiej od ciebie – skierowałam na niego palec.
- No to może z nim się teraz spiknij! Bo ja mam tego dosyć. Nie sądzę, by był dla nas choć cień szansy. Chciałem to jakoś naprawić, ale teraz widzę, że ty najwyraźniej sobie tego nie życzysz. Rób co chcesz, jesteś wolna – oznajmił niespodziewanie.
- Chcesz to skończyć?
- Już to zrobiłem. - spojrzał w moje oczy z wściekłością. Choć wiedział, że za kilka dni będzie żałował swoich słów. - A teraz wybacz, ale muszę się spakować.
- Dobrze… W takim razie.. Żegnam – wyjąkałam i wybiegłam stamtąd ze łzami w oczach.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Oto jest. Długi, dzięki pomocy Ani :*
Przełomowy, bo treść jest wiadoma.
I mimo wszystko cieszę się, że wreszcie go opublikuję. Muszę wam powiedzieć, że teraz już bliżej końca niż dalej, z czego się cieszę, gdyż nie chciałabym tego ciągnąć nie wiadomo jak długo. Na 50 chyba nie uda mi się skończyć, ale wiele nie zostało :)
Mogłabym zadedykować odcinek kilku świetnym osobom, ale nie chcę takim smutnym nikogo uraczyć :*
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz