Łączna liczba wyświetleń

22 gru 2011

#43# Gdy serce boli nawet cisza, bo nikt do snu nie ukołysze


                Kompletnie nie widziałam, gdzie się podziać. Wpadłam cala roztrzęsiona na ulicę. Przyjechałam tu z Mikołajem, który jechał do Łodzi i nie miałam kompletnego pojęcia o rozkładzie jazdy pociągów. Sama w prawie obcym mieście. Przecież nie będę się naprzykrzać jego kolegom. Jak na złość jeszcze moja kieszeń świeciła pustkami. Miałam złudne nadzieje, że możemy się z Bartkiem pogodzić. Teraz jest jeszcze gorzej niż było. Jestem wolną kobietą. Wolną i porzuconą.
                Drżącym rękami chwyciłam telefon. Omylnie wybrałam pacami na dotykowym ekranie połączenie. Tak, ja bardzo zdolna. Już miałam przerwać dzwonienie do Ani pierwszej na liście, lecz usłyszałam jej głos.
-Halo, Celi? Cześć, kochanie!
- Eee... Cześć...
- Coś się stało? Masz taki dziwny głos... – zmartwiła się.
- Wybacz, przypadkowo mi się to połączenie wybrało.
- Aha. - Ania mruknęła znacząco. - Super. Dzięki. Ale stało się, zadzwoniłaś do mnie. Więc teraz opowiadaj i się nie wykręcaj.
- Naprawdę tak było. Co mam opowiadać?
- Przecież słyszę, że coś się dzieje. Nie znamy się od wczoraj. Coś z Bartkiem, tak?
- Anuś... Jesteś w Bełchatowie? – spytałam powstrzymując łzy.
- Tak. Chcesz się spotkać, czy coś..?
- Bo jest taka sprawa... Tak się złożyło, że jestem właśnie w Bełku i nie mam gdzie podziać.
- Jasne, wpadaj. Jeszcze pytasz! Wyślę ci adres smsem. - ucieszyła się. - Celi, coś się stało, prawda? Coś złego...?
- Dzięki, mam nadzieję, że to nie jest daleko od Bar... z Konopnickiej, bo muszę piechotą. Pogadamy jak przyjdę – nie chciałam nawet o nim wspominać.
- Nie, nie. Tak na prawdę to stare mieszkanie Michała... - westchnęła z lekkim uśmiechem.
- Ooo, czyli ci się udało. Fajnie. Zaraz będę.
- Do zobaczenia, kochanie.
Jakoś dotarłam do lokum blondynki bez zbędnych problemów. Cały czas jeszcze dzielnie się trzymałam w kupie. Sama nie wiedziałam, co zrobić ze sobą.
- Cześć. Cieszę się, że jesteś. - przywitała mnie serdecznie. Nie mogła się doczekać tej wizyty. Nie widziała przyjaciółki od dawna.
- Cześć. Dzięki za pomoc - przytuliłam się do niej mocno.
- Nie ma za co. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem - ciągle nie zwolniłam uścisku.
Tak bardzo potrzebowałam, żeby mnie ktoś teraz objął. Czułam się okropnie. Czułam się odtrącona.
- Opowiadaj, co u ciebie słychać, co się dzieje?
- Nic się nie dzieje... – mruknęłam.
- Nie okłamiesz mnie - uśmiechnęła się Ania lekko, wzmacniając uścisk. - Przecież widzę.
- Nie chciałam nikogo tym zadręczać, ale nie miałam, gdzie się podziać. Wybacz Anuś, że padło na ciebie - tłumaczyłam okrężnie.
- Przestań, nawet tak nie myśl. Przyjaźnimy się przecież. I przestań w końcu kręcić!
- Nawet nie wiem, jak ci to powiedzieć - szepnęłam cicho.
- Najprościej. - zachęcała.
- Jestem... wolna...
- Co proszę? - zawołała Ania z zaskoczeniem. - Żartujesz, prawda?
- Nie...
- Co się stało? Opowiadaj.
- Skończył ze mną, dzisiaj... Pół godziny temu.
- Nie mogę w to uwierzyć! Byliście... najlepiej dobraną parą, jaką spotkałam w życiu! – zdumiała się blondynka.
- Chyba nie ostatnimi czasy...
- Opowiadaj po kolei, co się stało. Mamy czas - uśmiechnęła się zachęcająco.
- Od kiedy zaczęło się psuć czy to, co się stało dzisiaj? – wciąż byłam zdezorientowana.
- Od początku najlepiej. - odparła i westchnęła cicho. - Coś mi się wydaje, że przez własne problemy zaniedbałam przyjaciół... Ale nie ważne.
- Nawet tak nie myśl, przecież musiałaś się zająć sobą. Cieszę się, że jesteś w Polsce.
- Gdyby nie Michał... - zawahała się, po czym potrząsnęła głową. - Nie, to nic. Opowiadaj.
- O nie moja droga, ty też musisz mi opowiedzieć.
- Ale najpierw ty. Martwi mnie to coraz bardziej... Muszę wiedzieć, za co zlać tego patałacha Kurka!
- Proszę cię, nie rób tego...  W sumie sama jestem sobie winna. Gdybym wyrzuciła ten przeklęty karton...
- Co? Jaka winna? Jaki karton? - przerwała Anka i spojrzała na mnie pytająco. - Celuś, spokojnie, po kolei.
- Ech... No bo zaczęło się od jego kolegi, którego spotkałam u dziadków Bartka. Zostałam tam, podczas jego zgrupowania. No i z Mikołajem się trochę zakolegowałam. Bartosz wrócił, zobaczył mnie u niego przy basenie. Akurat poprosiłam Mikiego o posmarowanie olejkiem, a Kurek zrobił awanturę, jakby nas zastał w sypialni. Już wtedy usłyszałam przykre słowa. Czułam się okropnie, bo traktował mnie jak powietrze... Tego samego dnia wrócił wieczorem, kompletnie pijany i... - głos zaczął mi się trząść.
- Nie wierzę... - powiedziała cicho Ania, przytulając mnie do siebie. - Po prostu nie wierzę.... Zabiję go!
- Ania.. Prostu chciał wziąć siłą....
- Nie tłumacz go! - krzyknęła, wstając gwałtownie. Rozpoczęła energiczny spacer po pokoju, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że Bartek mógłby zrobić coś takiego. Nie tłumaczy go żaden alkohol.
- I od wtedy się nie widzieliśmy. A dzisiaj... Wyszedł do mnie z propozycją spotkania, no to się zgodziłam. Myślałam, że może uda się coś naprawić.. Chyba tego chciał.. Ale poszedł szukać torby i znalazł ten przeklęty karton.. – tłumaczyłam dalej, chociaż nie miałam na to ochoty, ale musiałam to komuś powiedzieć.
- Jaki karton? – ponowiła pytanie.
- Znasz Roberta... Gdy zaczęłam być z Bartkiem, śledził nas. W końcu zaczął zostawiać pod jego mieszkaniem prezenciki dla mnie, no i ja je wszystkie chowałam do kartonu. Miałam to wyrzucić, ale zapomniałam... Nigdy bym nie pomyślała, że on tak poważnie to potraktuje. Wolę ci nie powtarzać, co mówił.. Po prostu, zostawił mnie.
- Nie wiem, co powiedzieć... Nadal nie mogę uwierzyć, że to tak po prostu się skończyło. Ale ja zaraz coś wymyślę. Zobaczysz, jeszcze będziemy się razem bawić na waszym weselu - postanowiła z lekkim uśmiechem.
- Nie, kochana. Ty lepiej nic nie rób. Nie będzie żadnego wesela, po tym, co usłyszałam. On.. jest zbyt impulsywny i zbyt agresywny. Nie mogę być z kimś, kogo się boję... – objęłam się rękoma.
- Celuś, proszę. - Ania znowu mnie przytuliła i pogłaskała uspokajająco po głowie.
W tej chwili nie żałowałam, że do niej zadzwoniłam.
- Musicie na spokojnie jeszcze raz porozmawiać. Oboje zareagowaliście zbyt impulsywnie. Nie skreślaj tego tak szybko, on ochłonie i również dojdzie do takiego wniosku – próbowała załagodzić.
- Nie będę się z nim więcej spotykać, rozumiesz? Nie chcę go widzieć!
- Dobrze, już. Tylko nie krzycz, proszę. Nie chcę się kłócić..
- Ja też nie. Tylko ty mi tutaj zostałaś. A właśnie... Jak tam Michał? – zmieniłam temat.
- Michał... - zamyśliła się na dłuższą chwilę i lekko poczerwieniała. - Jak to Michał. Dobrze chyba...
- Chyba? Anuś.. Coś jest między wami? W ogóle, to on ci pomógł, tak?
- Tak. - przyznała. - Gdyby nie on... Nie wiem jak dałabym sobie radę z tym wszystkim. Był przy mnie w tych najgorszych chwilach, zawsze mogę na niego liczyć. To dużo dla mnie znaczy. Ja... On dla mnie...
- To bardzo miło z jego strony. W ogóle świetny z niego facet i na pewno bylibyście wspaniałą parę, ale on już ma żonę... - przyjrzałam się Ani badawczo.
- Ja... - zawahała się. Nagle w jej oczach pojawiły się łzy. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. - Bo my... Boże, Celi. Jaka ja jestem głupia!
- Oj nie prawda. Nie mów tak - tym razem to ja tuliłam ją. - Powiedz, co wy?
- No bo... Sama nie wiem, jak do tego doszło. On mnie pocałował, raz, drugi. Na początku to był przypadek, potem powiedział, że tego bardzo chce. Jak zwykle wyobrażam sobie zbyt wiele. Nie chcę rozbijać tego małżeństwa, choć ono i tak ma jakiś kryzys. Dagmara chyba go zdradza... A mi coraz ciężej jest z nią przebywać, okłamując ją. A Michał... Cały czas marzę tylko o tym, by to się powtórzyło, ja...
- Och.. Takie buty.. Nie powinnam tego pochwalać, ale tak bym chciała, żebyś była w końcu szczęśliwa. Jeżeli faktycznie żona go zdradza, to powinien o tym wiedzieć, bo kto jak kto, ale Michał nie zasługuje na takie traktowanie. Domyślam się, jak się czujesz. Gdybym mogła, to bym coś zrobiła, ale niestety... Nawet swojego związku nie potrafiłam uratować...
- Nie mów tak. - otarła łzy palcami i przytuliła się do mnie mocno. - Jesteśmy siebie warte, nie uważasz?
- Chyba masz rację - uśmiechnęłam się, mimo zamglonych oczu. Naprawdę, jesteśmy udane, nie ma co.
- Jeszcze nam się poukłada, zobaczysz. Będziemy się z tego śmiały.
- Mam nadzieję. Słuchaj Anka, chciałabym zebrać nasza paczkę. Myślisz, że wypali? Mikołaj może nas przyjąć do siebie.
- Znowu ten Mikołaj... - westchnęła. - Możesz próbować.
- Ania, on naprawdę jest w porządku. Nie zrobił nic złego. Dobra, mam nadzieję, że się uda.
- Nie o to mi chodzi... Po prostu trudno będzie mi zaakceptować fakt, że poniekąd przez niego rozpadł się twój związek. Ale postaram się, obiecuję.
- Przez chora wyobraźnię pewnego pana! Dzięki, jesteś wielka.


<><><> 

                Znajomość Justine i Krzyśka odnawiała się z każdym dniem coraz bardziej. Okazało się, że dziewczyna troszkę zna się na sporcie, więc siatkarz poczuł się w obowiązku wprowadzenia jej do świata swojej dyscypliny. Nauczycielem był świetnym. Za materiał praktycznego sprawdzania wiedzy służyły mecze reprezentacji Polski.
- Chciałbyś być na ich miejscu? – spytała.
- Pewnie, że tak. To wielka sprawa móc reprezentować swój kraj. Nie było mi to dane i raczej nie będzie.
- Dobrze, że jesteś tutaj – blondynka wtuliła się w niego na kanapie.
- Od razu milej – uśmiechnął się.
- Myślałam, że cię więcej nie zobaczę… - mruknęła.
- Uwierz mi, że ja też. A jednak.
- Chyba się cieszysz z tego faktu, skoro tu siedzisz? Bo ja bardzo – wyznała.
- Pewnie. Spotkania po latach są fajne. Zwłaszcza te na pozór niemożliwe…
Spojrzeli sobie w oczy. Znów iskrzyły dawnym blaskiem. Teraz ich uczucia były o kilka lat doroślejsze, ale niezmiennie szczere. Stykali się czołami, uważnie sobie przypatrując. Żadne nie powiedziało głośno, że czuje to samo, ale to było widać. Tak patrzy na siebie tylko zakochana para.
- Krzyś… - szepnęła Justi.
- Pozwól.
Ostrożnie ją pocałował, czekając na reakcję. Niepotrzebnie blondyn się martwił, gdyż ona też zaangażowała się w pocałunek.
- Smakują jak dawniej – mruknęła dziewczyna.
- Co ty nie powiesz – zaśmiał się.
- Przepraszam, ale czasem gadam głupoty.
- Oj tam, jak każdy. Ja przeważnie po pijaku – wyszczerzył się.
- A ja jak widać potrafię bez. Jestem zdolna.
- To dowiem się czegoś jeszcze o sobie?
- Przypakowałeś Krzysztof, robi się z ciebie mięśniak – poruszył brwiami.


<><><> 

- O matko, co tu się działo? – krzyknęła zdumiona Dorota.
Nie było jej raptem 2 godziny, a mieszkanie wyglądało jak po huraganie.
- Jak dobrze, że jesteś. Pomożesz mi to ogarnąć – przywitała ją brunetka.
- Ale, że co? Przecież to nie ja nabałaganiłam.
- No wiem, moja wina, ale bądź taka dobra i mi pomóż. Proszę – Justyna zrobiła słodką minkę.
- Dobra, niech będzie…
- A możesz mi powiedzieć, czemu był tu taki bałagan? – zagadnęła młodsza z brunetek.
- No bo…
- Wyduś to z siebie.
- Rozmawiałam ze Zbyszkiem… - mruknęła.
- Ale chyba od zwykłej rozmowy nie ma takiego spustoszenia, hmm?
- No bo gadaliśmy przez skype i stwierdziłam, że mu zatańczę… Zahaczyłam o krzesło, a potem samo już się potoczyło… Krzesło spadło na szafkę, z której zleciał wazon, przy okazji ja się wywróciłam i parę innych rzeczy…
- Hahaha!
- No i z czego się śmiejesz? – burknęła warszawianka.
- Przecież to jest akcja roku – przyjaciółka dalej nie mogła opanować śmiechu.
- Tyłek mnie boli!
- Zachciało się striptizu na łączach, to tak jest. Musisz poczekać, aż wróci, to mu na żywo się rozbierzesz.
- Doris! Proszę cię, daruj sobie.
- No już, już. Słowa więcej nie powiem – oznajmiła, lecz po chwili znów wybuchła śmiechem.
- Głupek! – Jusia rzuciła w nią poduszką.
- Osz ty! Zaraz ci oddam.
Wojnę poduszkową przerwał podwójny dźwięk przychodzących sms.
- To mój!
- Mój też!


<><><> 

                Tą noc spędziłam oczywiście u Ani. Nawet jeśli chciałabym wyjść, to i tak by mnie nie wypuściła, więc zostałam. Stwierdziła, że mogę zostać, jak długo chcę, ale byłam praktycznie bez niczego. Rano obudził mnie telefon od numeru, którego nie znałam. Wyszłam na korytarz, żeby nie zbudzić przyjaciółki.
- Słucham?
- Dzień dobry. Przepraszam, czy rozmawiam z panią Cecylią? – usłyszałam jakiś damski głos.
- Tak, a o co chodzi?
- Mieszkam naprzeciwko pana Bartosza Kurka, jestem jego sąsiadką. Zostawił u mnie jakieś pani rzeczy do odebrania.
Zdrętwiałam. Musiałam się chwycić wieszaka. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
- Proszę pani? Słyszy mnie pani? Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Przepraszam, ale gorzej się poczułam.
- Więc te rzeczy są u mnie. Byłabym wdzięczna za jak najszybsze ich zabranie. Nie żeby przeszkadzały, ale sama pani wie.
- Tak, tak. Rozumiem – odpowiedziałam zdławionym głosem.
W tym momencie pojawiła się Ania. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Telefon trząsł się w moich rękach, a oczy zaszły łzami.
- Będę w domu przez najbliższe dni, więc bez problemu można przyjechać o jakiejkolwiek godzinie.
Anka chyba wyczuła, że nie jestem w stanie kontynuować rozmowy i zabrała ode mnie komórkę.
- Dzień dobry. Jestem Ania, przyjaciółka Cecylii. O co chodzi?
- Coś nie tak z panią Cecylią?
- nie czuje się najlepiej. Będę rozmawiać za nią.
- Chodzi o jej rzeczy. Pan Bartek je u mnie zostawił.
- O ten łajdak! Pani wybaczy, emocje. Oni się wczoraj rozstali i przyjaciółka nie tryska optymizmem. Rozumie pani?
- Tak, tak. Oczywiście. Proszę wybaczyć, ja nie wiedziałam. Mam nadzieję, że nie zaszkodziłam jej tym telefonem? – kobieta wyraźnie się zmartwiła.
- Dziękujemy bardzo za telefon. Do końca tygodnia na pewno ktoś odbierze to od pani.
- jeszcze raz bardzo przepraszam za ten nietakt. Liczę, że będzie w porządku.
- Nie pani w tym wina. Postaram się jak najlepiej zająć Cecylią, bez obaw. Do widzenia.
- Do widzenia.
- Co za sukinkot! Jakbym go dopadła! – Ania rzuciła telefon na sofę.
- Nie denerwuj się nim, nie warto – mruknęłam.
- Sobie to powiedz. Jesteś w totalnej rozsypce i to przez niego. Nie próbuj zaprzeczać.
- Ech…
- Na myśl przychodzą najgorsze określenia co do niego. Kto by pomyślał, że wyjdzie z niego taki palant – blondynka chodziła po pokoju w tą i z powrotem.
- Chyba najlepiej  będzie, jak zamkniemy te temat. Muszę zadzwonić do Mikołaja i spytać go, kiedy wraca.
- Chcesz wrócić do JEGO dziadków?!
- nie, tam na pewno nie. Nie chcę mącić w jego rodzinie. To ich wnuk i niech go kochają. Nic im nie powiem. Może chwilkę posiedzę u Mikiego. Nie wiem, co dalej…
- Wiesz, że zawsze możesz przyjechać do mnie? – przytuliła mnie.
- Tak, tylko, ze jakoś straciłam ochotę na bywanie w Bełchatowie, zrozum..
- Oj pewnie, że tak. Moja biedna Celusia – utonęłam z jej uścisku. – Zasługujesz na najlepszego faceta na świecie, nie takiego palanta.
- Kolejny niewypał… Szkoda, że w nim się naprawdę zakochałam…
                Mikołaj zjawił się niedługo po moim telefonie. Opowiedziałam mu co nieco, a on przejął się tak samo jak Anka. Przedstawiłam ich sobie, a potem pojechaliśmy. Załatwił za mnie sprawę z rzeczami. Jak tylko zobaczyłam tamten karton miałam ochotę się histerycznie rozpłakać. Powyrywałam wszystkie metki, karteczki od maskotek i zostawiliśmy go w jakimś domu dziecka w miejscowości po drodze. Przynamniej dzieciaki się z nich ucieszą.


<><><> 

                Nie zamierzała informować zbyt wielu osób o tym, co się stało. To tylko jej nieszczęście. Mikołaj nie mógł patrzeć na jej ciągle smutną i pogrążoną w zadumie twarz. Nie pozwalała sobie pomóc i coraz bardziej dusiła to wszystko w sobie. Mimo tego oglądała mecze reprezentacji. Może bez tej energii, co kiedyś, ale kibicowała. Chłopak nie rozumiał, po co katowała się widokiem Kurka, ale może na boisku był dla niej po prostu zawodnikiem. Nie widział, żeby płakała przed telewizorek. Stwierdził, że coś zrobić trzeba.. i wymyślił.
„Dzień dobry. Z okazji stworzenia grupy wsparcia dla Cecylii chciałbym was, drogie jej przyjaciółki, zaprosić do mojego domu w sobotę na dowolny okres czasu. Obiecuję, że nie będę przeszkadzał. Mikołaj ”



<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Ho, ho, ho :)
Wesołych Świąt wam wszystkim życzę :)
Rodziny w komplecie, siatkówki u boku, słodyczy i innych smakołyków, co by się najeść a dużo nie przytyć ;p żartuję :) jemy ile chcemy :D

Więc ja, przemówiłam ludzkim głosem nawet przed Wigilią i dodałam odcinek. Tak na święta. Nie wykluczam, że w tym roku tu jeszcze się spotkamy :D

Więc znów muszę okazać wdzięczność Ani, za początkowy dialog :*

Dalej nie lubicie Mikołaja?
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz