Łączna liczba wyświetleń

14 cze 2011

#32# Trzeba się przystosować do zmian


- Jak to sama? Co z Jędrkiem? – Michał nie bardzo rozumiał.
- Jego dla mnie już nie ma.
Przytulił ją do siebie, by mogła się wypłakać. Pomiędzy szlochami wyjaśniła mu wszystko, co zaszło. Zawrzała w nim złość. Nie rozumiał, jaki facet mając u boku tak fantastyczną dziewczynę, może wszystko poświęcić dla pieniędzy. Gdyby mógł, to by nakopał temu całemu Jędrzejowi. Tak mu było szkoda Ani. Widząc ją w tym stanie, serce mu się krajało. Żałował, że akurat teraz musi jechać na zgrupowanie. W tym sanie lepiej jej było nie zostawiać samej. Potrzebowała wsparcia.
- A ty nie w Spale? – zaskoczyła go pytaniem.
- Spokojnie, pojadę. Nie mogłem cię tak zostawić – pogłaskał ją.
- Ale Michał, ty nie możesz patrzeć na mnie. To jest zgrupowanie kadry, masz grać w lidze światowej a potem w mistrzostwach – zaczęła monolog.
- Aniu, jesteśmy przyjaciółmi, mam obowiązek ci pomóc.
- I pomogłeś. Nie pozwolę na to, żebyś z mojego powodu rezygnował z kadry. Jakoś sobie poradzę a ty masz trenować i grać, żebym się wstydzić nie musiała – pogroziła mu palcem.
- O w życiu – zaśmiał się.
- Już w porządku? – do salonu zaglądnęła Dagmara.
- Pewnie. Wiadomo, że ja działam cuda – wyszczerzył się Michał.
- Pozwól, że nie skomentuje – żona spojrzała na niego pobłażliwie.
- No słucham, coś nie tak? Czyżbym nie miał racji?
- A gdzieżby tam, no skąd – zapewniły go blondynka i brunetka i ryknęły śmiechem.
- No pewnie, śmiejcie się z Michałka. Obrażam się na was obie! – wydął dolną wargę i usiadł się do nich plecami.
- Nie martw się, za 5 minut mu przejdzie. Chodź na herbatę – Winiarska zabrała Anię do kuchni.

<><><> 

                Już po kilku dniach śmiało mogłam stwierdzić, że u dziadków Bartka czuję się jak u siebie w domu. Cudowni, mili ludzie. Każdy chciałby mieć takich dziadków. Na ten czas byłam ich wnuczką i tyle.
                Pani Irena też z nami została. Stwierdziła, że spróbuje przetrzymać męża. Zresztą, była u swoich rodziców z dłuższą wizytą, czyż nie? Jej osoba nadała temu domowi jeszcze więcej życia i radości. Było jej pełno wszędzie. A to coś pichciła, a to sprzątała, to szła biegać. Szybko odnalazła swoje dawne koleżanki i organizowała wspólne wyjścia. Widać było, że odżyła i się zrelaksowała. Bardziej zastanawiał mnie brak zainteresowania pana Adama tą sytuacją. W końcu wszyscy mu z domu uciekli i został sam. Ale to jego sprawa czy coś z tym zrobi.
                Jednak największe zainteresowanie wzbudził we mnie syn sąsiadów. Miał coś takiego w sobie, że chciało się go poznać. Dostrzegałam również w jego spojrzeniu zainteresowanie. Czyżby mną? Taki facet interesuje się mną? No helo, tu ziemia. Postanowiłam dać na wstrzymanie. Moje plany zniweczyła pani Basia, która wspaniałomyślnie zaprosiła sąsiadów na niedzielny obiad. Zatem nici z unikania Mikołaja.
- Czyli wreszcie poznamy tą uroczą dziewczynę, która się u was pojawia – uśmiechnęła się do mnie ich sąsiadka.
- To dziewczyna Bartka, więc prawie jak nasza wnuczka – odparła dumnie pani Barbara.
- No popatrz, Bartosz to ma gust. Miki, też byś mógł jakąś kandydatkę przyprowadzić – szturchnęła go babka.
- Ale babciu… - jęknął.
- Kiedy chcesz się żenić? Jak będziesz stary? Teraz jesteś w najlepszym wieku.
- Skończmy ten temat. Chyba nie po to tu przyszliśmy? – mruknął chłopak.
- Już dobrze. Może w Łodzi jakąś pozna. Na pewno nie narzeka na brak zainteresowania – pan Stanisław próbował załagodzić sytuację.
- Namolnych, piszczących dziewuch koło niego pełno, ale przecież takie to nie kandydatki na żonę – sąsiadka pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
- Oj tam, przecież wokół Bartka też takich pełno, jak nie więcej przez jego zajęcie, a jednak spotkał Celi – pani Basia uśmiechnęła się do mnie. – Koniec gdybania, zapraszam do stołu.
                Usadzili mnie naprzeciwko Mikołaja i jak tu na niego nie patrzeć? Nic do niego nie miałam. Był fajnym, miłym chłopakiem. Tylko… W jego obecności jakoś dziwnie się czułam. Zawsze, gdy czegoś się obawiałam lub niepewnie do tego podchodziłam, to wolałam tego unikać. Wiecie, syndrom tchórza.
                Przemogłam się i spojrzałam na bruneta. W spokoju konsumował posiłek. Czasem przerywał, żeby coś powiedzieć do dziadków lub się zaśmiać. Wyglądał tak naturalnie w tym wszystkim. Nie krępował się niczym, pełna swoboda. I na dodatek cały czas był niezwykle atrakcyjny. O takim chłopaku z sąsiedztwa marzy każda dziewczyna.
                Uuuups… Chyba wyczuł, że go obserwuję, bo spojrzał na mnie. Na szczęście się uśmiechnął. Nie mogłam nie odpowiedzieć tym samym. Tak, gdy się uśmiechał, był jeszcze ładniejszy.
- Może się urwiemy, co? Czy chcesz z nimi zostać? – spytał mnie dyskretnie.
- Są bardzo mili, ale…
- Ale nie musisz z nimi spędzać 24 godzin na dobę – mrugnął tylko i wytargował nam wyjście.

<><><> 

- Musisz już jechać? – spytała brunetka.
- Kochanie, taka moja praca – zaśmiał się siatkarz.
Dziewczyna wisiała mu na szyi i próbowała się pożegnać.
- No szkoda…
- Oj słońce, ja też bym wolał zostać z tobą – cmoknął ją w czoło. – Dostałem powołanie do kadry i muszę jechać. Szybko minie, zobaczysz. Wpadnę jeszcze przed ligą światową.
- Dobrze mój Batmanie – zanurzyła rękę w jego włosach i pocałowała.
Trwali tak jakiś czas. Mieli się rozstać na prawie miesiąc i musieli się sobą nacieszyć.
- Podoba mi się takie pożegnanie – mruknął.
- A wczorajsze ci się nie podobało? – przygryzła mu ucho.
- Jak najbardziej, moja lwico. Tylko z tobą jest tak nieziemsko – spojrzał Justynie głęboko w oczy. – Kocham cię.
Jego słowa zawisły na chwilę w powietrzu. Nie spodziewała się, że je usłyszy. Miała mu to za złe? Skąd…
- Zbyszek… Jak też cię kocham – wyznała.
- Na to czekałem – porwał ją w ramiona i okręcił dookoła swojej osi.
- Puszczaj wariacie – śmiała się brunetka.
- No dobrze, już się uspokajam. Tylko mam pytanie…
- Słucham? – spojrzała na niego uważnie.
- To zostaniesz moją dziewczyną?
- A już nią nie jestem głuptasku? – cmoknęła go w usta.
- Chyba dolecę do Spały na skrzydłach – zażartował.

<><><> 

                Kochali się, jednak odległość robiła swoje. Gdy mogła, jeździła na jego mecze i się spotykali. Czekała z utęsknieniem na te weekendy. Teraz już po sezonie. Mimo wszystko wyjazdy były męczące. Sama nie wiedziała, co lepsze. Tak jak myślała, było ciężko. Może dzięki temu łatwiej zniesie jego wyjazd do Spały a potem ligę?
                Jednak co by się nie działo, musiała przyjechać się z nim pożegnać. Specjalnie nic nie mówiła, żeby w razie niepowodzenia zapobiec rozczarowaniu. Ale udało się. Stoi pod jego blokiem. Na parkingu jego samochód stoi pootwierany na oścież. Pewnie właśnie się do niego pakuje. Stała i czekała.
- Zobacz sam jak Gumisie skaczą tam i siam, bo Gumisie cały świat już na, więc hej dzieci jeśli chcecie zobaczyć Smerfów świat – nucił sobie brunet niosąc torby i kartony. W pewnym momencie urwał, bo noga zahaczyła o krawężnik i wywinął niezłego orła.
- Oj Grzesiu, Grzesiu. Ciapo ty moja. Daj, pomogę ci – podeszła do leżącego siatkarza i zaczęła zbierać porozrzucane rzeczy. Chłopak z kolei zaczął się zbierać do kupy, w tym swoje poskręcane kończyny. Dopiero potem powrócił do rzeczywistości.
- Anetka? – zaskoczył.
- No tak, ja – uśmiechnęła się.
- Co ty tu robisz?
- Przyjechałam się pożegnać.
- Och ty moja ukochana – przytulił ją z całych sił.
- Wiem, że może trochę zaniedbał się nasz związek, ale rozumiesz… Ale obiecuję ci, jeszcze rok, skończę studia… - zaczęła tłumaczyć.
- I wtedy zamieszkasz ze mną. Nie musisz mi tłumaczyć, rozumiem.
- To dobrze. Nie chcę cię stracić – spojrzała w jego oczy.
- Nic takiego się nie zapowiada – musnął jej wargi.

<><><> 

                Powoli trawiła wiadomość, że musi wybrać. Wróciła do Poznania, żeby w samotności to przemyśleć. Najpierw chciała się pozbyć dręczących ją myśli. Nie pomogły ani liczne imprezy, ani poznani na nich faceci, ani wypity przy tym alkohol, ani tym bardziej kac o poranku.
- Do dupy z tym – kopnęła ze złości szafkę, aż zleciała z niej lampka. – Pięknie…
- Justyś, czemu to takie trudne? – zawodziła przyjaciółce do słuchawki.
- Bo się do nich obu przywiązałaś. Spokojnie, jak będziesz o tym non stop myśleć, to zwariujesz. Zbychu pojechał, to przyjedź może do mnie, co? – zaproponowała brunetka.
- Chętnie, dzięki. Zaraz… Zbyszek? Ten Zbyszek? Bartman? Czyli wy ten teges? – dociekała Dorota.
- Hahaha, tak, on. Jesteśmy a co?
- No nic, moje gratulacje. Chciałoby się powiedzieć nareszcie.
- Ty, ty, nie pozwalaj sobie, bo cię nie wpuszczę do mieszkania – zagroziła Justyna.
- No już dobrze, już dobrze. To kiedy mogę wpadać?
- A kiedy chcesz, tylko daj znać.
                Po głębszym zastanowieniu stwierdziła, że czemu to oni mają dyktować warunki? Ona też ma jakieś prawa i powinna taką decyzję podjąć po porządnym przemyśleniu. Musiała więc jakoś odwlec moment całkowitego wyboru albo jakimś sposobem wybrać i zatrzymać ich obu.
- Myśl Doroto, myśl…

<><><> 

- Bartek pokazywał ci okolicę? – zagadnął mnie.
- Tylko Nysę. Tu nie miał czasu.
- No to ja cię oprowadzę. Przy okazji zobaczę, jak się zmieniły moja miejsca z dzieciństwa – uśmiechnął się do wspomnień.
- Czyli znasz się z Bartkiem?
- Teoretycznie. Wiesz, wspólna piaskownica, plac zabaw, te sprawy. A gdybyśmy się teraz spotkali to nie wiem, czy bym go poznał albo on mnie. Chyba przez te naście lat się zmieniliśmy.
- Na pewno. On to urósł jakoś grubo ponad metr w górę – zaśmiałam się. – Chyba, że już wtedy był wysoki.
- No może, ale nie tak bardzo. W sensie nie odstawał od innych.
- Teraz to byś mu do ramienia sięgał – pocieszyłam go.
- Serio? O matko. No tak, w końcu siatkarz – przytaknął.
- Tam mu się przydaje ten wzrost. Musisz koniecznie zobaczyć jakiś mecz naszych siatkarzy podczas ligi światowej.
- Skoro polecasz. Może mi się uda.
- Naprawdę warto. Tylko sobie wybierz jakiś mecz w Polsce, bo wątpię, żeby ci się chciało o 2.00 w nocy wstawać – wyjaśniłam.
- Hę?
- jak grają za granicą w innej strefie czasowej, to tak jest.
- Aaa. Musisz mnie w to wszystko wtajemniczyć – uśmiechnął się.
- To gdzie mnie prowadzisz?
- Na pamiętny plac zabaw przy naszym przedszkolu.
- Dobrze wspominasz ten czas? – spojrzałam na niego.
Zamyślił się. Chyba próbował sobie wszystko przypomnieć.
- Tak, zdecydowanie tak. Beztroski czas, kiedy wszystko było proste.
- Racja, a teraz dorosłe życie. Podobało ci się we Włoszech?
- W sumie to właśnie tam poznałem to życie bardziej i różnie bywało. Jednak chciałbym niczego nie żałować. Myślę, że nie mam na co narzekać, a ty?
- Ja też niczego nie żałuje…


<><><><><><><><><><><><><><><><><>


Jak onet działa, to ja nie mam siły, nerwów, ochoty tudzież nastroju.
Jak się pozbieram wreszcie i zepnę w sobie, to oczywiście onet się buntuje...

Także wybaczcie. Najwyżej będziecie musieli wytrzymywać
z taką Martą a nie inną...


I pojawiła się księga gości jak widzicie. To mój pomysł na zebranie
czytających w jednym miejscu.
Mam dość wysyłania powiadomień bez odzewu.

Zatem, jeśli drogi czytelniku już się znamy, 
wystarczy krótki wpis z podaniem nicku.

A jeśli jesteś nowy i zainteresowany czytaniem,
to uprzejmie proszę o podanie nicku i nr gg.

Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz