Musieliśmy
zwrócić limuzynę, żeby nie mogli nas wyśledzić. Chociaż nie byłam w stanie
powiedzieć, czy Robertowi jeszcze na mnie zależy. Po takim podwójnym ciosie
mało kto by się pozbierał. Byłam za to pewna, że brunet wycofa wszystkie swoje
pieniądze.
- Poczekaj tutaj, a ja pójdę
odzyskać moje auto. Nawet jeśli na miejscu kręci się policja, to nie powiążą
mnie może z niczym. Niedługo wrócę –
siatkarz ucałował moje czoło, zostawiwszy mnie w hotelowej jadalni. Nie
chciałam, żeby odpowiadał prawnie za to, że uratował mnie od małżeństwa z
przymusu. Wciąż dla niego tyle znaczyłam…
- Dzień dobry pani Cecylio –
powitał mnie głos lekarza prowadzącego. Odebrałam ten telefon z lekką obawą.
- Dzień dobry. Coś się stało?
- Naprawdę nie wiem, co się u
pani dzieje, ale chyba same niestworzone rzeczy. Już miałem odwoływać wszystko,
gdy pan Robert zrezygnował z opłacenia operacji, a tu niespodziewanie dzwoni
jakiś inny mężczyzna i chce sfinansować ten sam zabieg. Czy to wszystko jakieś
żarty?
Zamilkłam na chwilę, bo nie
mogłam spokojnie skojarzyć faktów.
- Bartek…
- Właśnie, pan Bartosz. Sam już
nie wiem, co myśleć. To ostateczna zmiana? – dopytywał mężczyzna.
- Myślę, że tak. Najmocniej
przepraszam za kłopoty. Teraz powinno być już dobrze. Kiedy się widzimy?
- W przyszłym tygodniu w
poniedziałek prosiłbym o stawienie się w klinice w Warszawie. Tam przygotują
panią odpowiednio. Proszę się nie zamartwiać. Musimy być pozytywnej myśli –
doktor próbował mnie pocieszyć.
- Dziękuję bardzo, do widzenia.
Sączyłam filiżankę herbaty prawie
przez pół godziny. Przecież nie będę wstanie spłacić Kurkowi tego długu do
końca życia… Od zbyt intensywnego
myślenia rozbolała mnie głowa, więc rozprostowałam się delikatnie w fotelu i
przymknęłam powieki. Mały ruch i ciche rozmowy pozostałych klientów sprzyjały
mojej chwili odpoczynku.
- Już jestem – ktoś wymruczał do
mojego ucha. Uchyliłam powieki i ujrzałam uśmiechniętą twarz bruneta. – Udało
się. Możemy jechać.
- Dzwoniłeś do kliniki, prawda?
Wiesz, że nie będę ci miała jak zwrócić pieniędzy?
- Wszystko jest załatwione, bez
obaw. Nie oczekuję tego od ciebie. Dla mnie to jest osobliwa inwestycja w
przyszłość. W to, że będę miał kogo kochać do starości – chwycił moją dłoń i
głaskał ją delikatnie.
Chłonęłam każde jego słowo,
próbowałam nauczyć nie na pamięć brzmienia jego głosu. Prawie zapomniałam jak
faktycznie on brzmi.
- Przepraszam, same ze mną
kłopoty…
- W żadnym wypadku, Celi –
przytrzymał ręką mój podbródek.
Tak, chciałam, żeby mnie dotykał,
zawsze. Jednak miejsce publiczne nie było najlepsze na takie chwile. Musiałam
wytrzymać, aż znajdziemy się w domowym zaciszu.
- A właściwie dokąd pojedziemy? –
spytałam, patrząc na siatkarza.
- Do mnie, do Łodzi. Nic się nie
bój – ucałował moją dłoń i pomógł wstać.
<><><>
Leżąc obok Anety na ręczniku i
wystawiając tyłek do słońca, myślałam o tym wariacie, który stwierdził, że dziś
ani mu się śni wyłazić na tą pieprzoną plażę. Jego strata. Ja nie miałam
zamiaru kisić się w hotelowym pokoju. Nawet gdy był to pokój klimatyzowany i,
ku wielkiej radości Andrzeja, z wielką wanną i wprost ogromnym łóżkiem.
Podniosłam głowę, otwierając
jedno oko, gdy usłyszałam zbliżające się do nas szuranie. Uśmiechnęłam się pod
nosem, ale nie odezwałam się ani słowem. Wyręczył mnie Grzesiek, który
powiedział dokładnie to, o czym myślałam.
- O proszę! Pieczona Wrona! Dziś
robisz się na chrupiąco?
- Bardzo śmieszne – burknął pod
nosem pan obrażalski, ładując tyłek na mój ręcznik.
- Przynieś sobie swój! Ty żyrafo!
– szturchnęłam go, siadając. Od razu zauważyłam jego minę. Nie wróżyła ona nic
dobrego, ale przecież ja się go nie bałam. Ani trochę – Anetka, a może
popływamy?
- Jasne – zgodziła się. Jedno
spojrzenie i już wiedziała, co chodzi mi po głowie.
- Ani mi się waż podnosić się z
ręcznika! – zapiszczał Wrona.
- A to dlaczego? – zrobiłam
niewinną minkę, poprawiając górę od bikini. Górę, która więcej odkrywała niż
zakrywała.
- Bo wszystko ci widać! Schowaj
je! – zawył, po czym zmroził spojrzeniem dławiącego się śmiechem Grześka.
- To może ja pójdę z Anetą… -
mruknął i już go nie było.
- Co ty sobie Wrona wyobrażasz?!
- Schowaj je! – upierał się przy
swoim.
- Sam się schowaj!
- Doris…
- Pieprz się! – zawołałam,
naciągając na siebie sukienkę – Nie waż się do mnie odzywać!
Mrucząc pod adresem Andrzeja
epicką wiązankę niecenzuralnych słów, pomaszerowałam do hotelu. Miałam dość
jego humorków. Zachowywał się, jakby mu odbiło. Dopiero później, gdy patrzyłam
jak sam siedzi na plaży, przesypując piasek w dłoniach, zorientowałam się, że
on po prostu jest zazdrosny. Ale nawet to nie upoważniało go do tak wariackiego
zachowania. Zrobiło się już ciemno, a on dalej nie wracał.
- Niech cię cholera, Wrona! –
mruknęłam pod nosem. Przecież nie mogłam pozwolić na to, żeby mój chłopak spał
na plaży!
Stanęłam nad nim, nie odzywając
się ani słowem. Wyciągnęłam rękę i czekałam, aż raczy ją zauważyć. Długo się
nie naczekałam. Wstał i chwytając moją dłoń, ruszył do hotelu.
- Przepraszam – wymruczał – Nie
lubię, jak inni na ciebie tak patrzą.
- Nikt na mnie nie patrzył, masz
jakieś urojenia.
- Wszyscy patrzyli – upierał się
przy swoim.
Nie chciałam się z nim już
kłócić, więc nie odpowiedziałam. Niech myśli, że się z nim zgadzam. Dzikie
kłótnie zdecydowanie nie były tym, po co tu przyjechaliśmy.
- A może by tak… - odwrócił się i
przycisnął mnie do drzwi naszego pokoju, przekręcając w nich klucz.
- A nie uważasz, że one powinny
być schowane? – spytałam. Nie od razu załapał, co mam na myśli.
- Tutaj zdecydowanie muszą być na
wolności.
- No skoro tak twierdzisz… -
mruknęłam, wsuwając mu dłonie pod koszulkę. Syknął cicho, gdy ją z niego
ściągałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc jaki jest czerwony. Bo może
i Wrona lubił słońce, ale słońce zdecydowanie nie lubiło Wrony.
<><><>
Małżeństwo państwa Winiarskich istniało już tylko formalnie.
Między kochającym się kiedyś dwojgiem ludzi, uczucia zeszły kompletnie na inny
plan. Zresztą nijak nie mogli odnaleźć dawnej miłości, wskrzeszającej ich
związek po upadkach. Teraz sytuacja wyglądała tak, jak gdyby żadne z nich nie
chciało już tego sklejać w całość.
Największym
powodem do zmartwień okazał się Olivier. Musiał zostać z którymś z rodziców, a
jak wiadomo, kazać mu wybierać między mamą a tatą, to najokrutniejsze, co można
zrobić. Jednak nie było innego wyjścia. Sąd wraz ze sprawą rozwodową rozpatrzy
przyznanie opieki nad dzieckiem. Michał bał się o przyszłość, o uczucia swojego
dziecka. Przecież obiecał mu miłość, ochronę przed złem, a tymczasem nie
potrafi go uchronić przed prowadzaniem po sądach i najgorszymi chwilami w
życiu.
Za każdym razem, gdy przywoził go
do siebie na weekend, bał się, że to mogą być ich ostatnie wspólne chwile. Nie
ufał Dagmarze, odkąd odkrył jej kłamstwa. Wiedział, że nie była obecnie
kobietą, którą znał.
Musiałam pomóc mojemu ukochanemu
ze wszystkich sił. Chciałam stać się parasolem, pod którym mógł znaleźć chwilę
ciszy, spokoju, ukojenia. Dobrze wiedziałam, że teraz nic nie będzie łatwe.
Dlatego doceniałam to, że potrafił się przede mną otworzyć i znałam jego
uczucia. Szczególnie te, które żywił względem mnie.
- Kochanie, musimy poważnie
porozmawiać - brunet spojrzał uważnie na twarz syna.
- O mamie?
- Tak. Jak widzisz, nie mieszkamy
razem i nie układa się nam najlepiej - siatkarz delikatnie dobierał słowa. -
Oboje bardzo cię kochamy, więc nie chcieliśmy cię w to mieszać.
- Musisz wiedzieć, że tata nie
chce cię do niczego zmuszać - powiedziałam, uśmiechając się do niego
delikatnie. - Dlatego nie musisz odpowiadać od razu.
- Chyba wiem... Bo mama
powiedziała, że jak z nią zostanę, to Gosia będzie moją siostrą - odparł cicho
blondynek.
- To, że zostaniesz z tatą wcale
nie oznacza, że nie będziesz mógł się widywać - spojrzałam porozumiewawczo na
Michała.
- Skarbie - posadził Oliviera na
swoich kolanach. - Zamierzam się związać z Anią i z nią zamieszkać.
- Nie zastąpię ci mamy, ale może
mogłabym...
- Czyli już nie mogę mówić do
ciebie ciociu, co? - uśmiechnął się chłopiec. - A mama nie będzie zła?
- Oczywiście, że możesz. Po
prostu nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie jestem twoją mamą, choć bardzo bym
chciała.
- Wy zostaniecie tutaj? Bo mama
chyba chce wyjechać. A ja nie chcę. Mam kolegów, was...
- Chcemy..? - spojrzałam na
bruneta, sama nie wiedząc, co postanowił.
- Zdecydowanie. Tutaj jest mój
klub i moja ukochana - Winiarski przytulił mnie do siebie. - Nie ukrywam, że
widzimy w naszych planach i ciebie.
- Sam więc widzisz, Oli, że nie
zamierzamy się nigdzie wynosić - spojrzałam na niego ciepło. - I jak już
mówiliśmy na początku, nie będziemy cię do niczego zmuszać.
- Ale jakbym został z wami, to
mama nie będzie na mnie krzyczeć? - spojrzał na nas niepewnie.
- Może jej być trochę przykro...
- powiedziałam powoli. - Ale my porozmawiamy z mamą.
- Serio? Bo ja nie chcę się
przeprowadzać. Chcę chodzić na taty mecze i mieć tych samych kolegów...
- Oczywiście. Nie zamierzamy ci
niczego utrudniać.
Obojgu nam ulżyło po tej
rozmowie. Przyjmujący był pewny uczuć swojego syna i trochę podbudowany tym, że
mały jest bardziej skłonny zostać z nim. Na pewno siatkarz wpadłby w szał,
gdyby jego żona chciała wywieźć Oliviera niewiadomo gdzie. Sąd na pewno będzie
wolał podjąć decyzję, która nie wywróci życia dziecka do góry nogami, ale
zapewni mu stabilizację.
- Będzie dobrze, kochany – pomasowałam
lekko kark bruneta.
- Tak, mam taką nadzieję. Chcę
mieć was oboje przy sobie – spojrzał na mnie ciepło tymi niepowtarzalnymi,
niebieskimi oczami. Uwielbiała je większość kibicek reprezentacji, Skry,
wszystkie jego fanki, ale naprawdę, było w nich coś takiego…
- Cieszę się, że cię wtedy
przenocowałem po wieczorze u Celi – odparł nagle, a ja aż uśmiechnęłam się do
wspomnień.
<><><>
Musiałam
troszkę przysnąć w czasie naszej podróży, bo obudziłam się okryta bartkową
bluzą. Czego to mężczyźni nie wożą w samochodzie. Tak ładnie pachniała, że
przeciągnęłam się leniwie z uśmiechem.
- Oj Kurek, Kurek…
- Słucham? – spytał wyrwany z zamyślenia
i zaskoczony moją pobudką.
- Co ty robisz z tymi kobietami? –
roześmiałam się, podciągając się na siedzeniu. Usiadłam prosto i patrzyłam na
drogę przed nami.
- Nie bardzo wiem, o co ci chodzi…
- Nie jesteś jakiś mega
przystojny, a wszystkie za tobą szaleją – wypaliłam, chcąc się trochę podroczyć
z brunetem. Wiedziałam, że troszkę uraziłam jego ego.
- Cecylio! – burknął natychmiast.
– Dobrze słyszałem?
- Raczej tak.
- Ja? Ja nie jestem przystojny?
To niby który ci się podoba? – bulwersował się Bartek. Mało co nie parsknęłam
śmiechem. Wyglądał tak uroczo z tym zaciętym wyrazem twarzy, gdy zerkał na mnie
z ukosa.
- Pamiętaj, że prowadzisz. Co do
podobania… Nie wiem… Z siatkarzy to na pewno Bartman, taaak. Jest na czym
zawiesić oko – pokiwałam głową.
- Phi! To czemu jesteś tutaj, a
nie z nim?
- Justyna była szybsza, a ja
zadowoliłam się tym, co zostało – czułam, że stąpam po krawędzi. Jeszcze
chwila, a pewnie by mnie wysadził.
- Proszę cię! Naprawdę tak
uważasz? – zwolnił lekko, chcąc mi się przyjrzeć. Musiałam grać niewzruszoną. –
Mówisz mi to teraz? Że jestem jakimś marnym pocieszeniem po nieudanych łowach?
Padliną?
- Wkurzony Bartosz, to sexy
Bartosz – wypaliłam w końcu, wyciągając rękę, żeby pogłaskać jego policzek i
podrapać go za uszami, tak jak lubił.
- Teraz sexy, a tak to nie najprzystojniejszy
– prychnął siatkarz pod nosem.
- Parkuj marudo, bo marzę o
kąpieli.
Wyszłam z łazienki, czując się
jak nowonarodzona. Zdążyłam sobie przywłaszczyć jakiś podkoszulek Bartka i
spodenki, oczywiście zbyt duże na mnie. Kurek na mój widok parsknął śmiechem.
- Nie każdy jest takim wielkoludem.
- Przypominam, że to ja
powinienem być za tamto obrażony – pogroził mi palcem.
- Ale nie jesteś, mój
przystojniaku – przytuliłam się do niego mocno. – Przepraszam.
- Nie ma za co. Cieszę się, że
humor się ciebie trzyma po tym wszystkim – głaskał moje plecy. – Bardzo się
martwiłem.
- Ja też, bo myślałam, że będę
musiała żyć bez ciebie – mruknęłam.
- Musisz mi od teraz obiecać, że
jeśli będzie coś nie tak z tobą, to mi pierwszemu powiesz, choćby milion
dziewczyn odbierało mój telefon – uścisnął mnie z całych sił. Kochałam go. Za
to i wszystko inne. Kochałam te ramiona.
- Dobrze, kochanie.
- Oj Celiś…
- Może wyjdę na erotomankę, ale…
Chcę cię mieć przy sobie. Jak najbliżej się da. Czuć cię. Jak najmocniej. Całuj
mnie, dotykaj, bądź ze mną. Kochaj mnie – wyrzucałam z ciebie słowa, muskając
ustami jego wargi. Spoglądałam raz po raz w jego oczy, szukając odpowiedzi.
Jego serce biło szybko.
- Kocham cię, cały czas, zawsze.
Skarbie – szybko przewrócił nas na łóżko i spełniał moje wcześniejsze
pragnienia.
- Chyba nie zabrzmi to najgorzej,
jak powiem, że za tym tęskniłam? – wyszeptałam cicho, gdy pozbywaliśmy się
ubrań.
- Wcale. Należymy do siebie –
odparł poważnym tonem i pocałował mnie zachłannie, a ja odgadłam, że tęsknił
tak samo mocno jak ja.
Mieliśmy cały wieczór dla siebie
i właśnie razem, we dwoje go spędziliśmy. Cały czas czułam dreszcze na swoim
ciele pod wpływem jego pocałunków. Dotykiem uczyłam się ponownie jego sylwetki
jeszcze bardziej umięśnionej dzięki treningom.
Miał rację. Należałam do niego.
Nie tylko tego dnia, ale każdego poprzedniego, odkąd się poznaliśmy i każdego
kolejnego, który był przed nami.
- Wystarczy, że będziesz mnie
chociaż trochę kochał. Nie muszę liczyć się bardziej niż siatkówka. Tez
uwielbiam ten sport i rozumiem twoje oddanie – przerwałam ciszę w sypialni.
Gładziłam jego włosy jedną dłonią, a druga trzymałam na jego torsie.
- Nie wygaduj bzdur, to dwie
zupełnie różne miłości. Mogę grać do końca świata, gdy będę miał twoje
wsparcie.
- Będę na każdym meczu, na którym
będę mogła się pojawić. Zawsze będę obok – odparłam pewnie, patrząc w jego
oczy.
<><><>
Spała u
boku kochanego mężczyzny i czuła się szczęśliwa. Ostatnio Zbyszek pokazał, jak
bardzo mu zależy i mało nie przypłacił tego zdrowiem albo życiem. Nie chciała
więcej takich demonstracji. Justyna pragnęła mieć go obok, żywego, uśmiechniętego,
robiącego, to co kocha.
- Kochanie – dotknęła jago
policzka.
- Słucham, Słońce ty moje
najpiękniejsze? – uśmiechnął się przyjmujący.
- Co byś zjadł na śniadanie?
- Ciebie, ale kogo bym wtedy
kochał? Może jakąś jajecznicę, cokolwiek, nic wymyślnego – Zbyszek ucałował czoło
brunetki.
- Nie ma sprawy.
Jedli posiłek, rozmawiając miło i
planując zajęcia na przyszłe dni. Justyna miała wizytę u ginekologa, z którym
współpracowała od czasu ostatniego poronienia. Razem chcieli przywrócić jej
organizm do zdrowia i przygotować na kolejną być może ciążę.
- To mój – odparła dziewczyna,
gdy w mieszkaniu rozległ się dzwoniący telefon. – Słucham?
- Hej, Jusia – usłyszała znajomy
głos. Spojrzała jeszcze raz na wyświetlacz.
- Celi? Co to za numer?
- Eee… Bartka? – usłyszała lekkie
zawahanie szatynki.
- A co ty robisz u Bartka? –
spytała już z wyraźnym rozbawieniem.
- Noo… Pogodziłam się z nim.
- Już ja wyczuwam ten twój
uśmieszek. Dobrze wiem, po czym masz taki rozmarzony głos – roześmiała się
brunetka. – Opowiadaj, jak to się stało.
- Długa historia, ale jest już
dobrze. Totalnie dobrze i będę żyła. Muszę mieć operację w Warszawie, ale mam
same pozytywne myśli. Opowiem ci, jak się spotkamy. Przepraszam, że nic nie
powiedziałam – potok słów przyjaciółki lekko ją zdumiał.
- Wolę nie myśleć, jakby to się
skończyło. Domyślam się, że Kurek cię powstrzymał od zrobienia jakiegoś
głupstwa.
- Największego na świecie. Ślub z
Robertem… Oby nie pomyślał, że do trzech razy sztuka.
- Co?! Czy ty miałaś zaćmienie
umysłu? Podziękuj Bartoszowi, powiedz, że wiszę mu dużego loda – wykrzyknęła dziewczyna.
- Powiedziałam mu i cieszy jak
głupi. Pyta, kiedy ma przyjechać na tego loda – mruknęła niezadowolona Cecylia.
- Hahaha wariat z niego. Niestety
chyba myślimy o czym innym Bartusiu – odparła brunetka ze śmiechem.
<><><><><><><><><><><><><><><>
Jesteście wielkie ;)
W nagrodę pozytywnie ;) I tu też niebawem koniec dziewczynki :)
Pozdrawiam