Odkąd Michał z Dagmarą wyjaśnili łączące ich sprawy oraz
uczucia, minął spory kawałek czasu. Siatkarz miał świadomość, że po każdej
ciężkiej rozmowie, wizycie u adwokata i rozprawie czeka na niego ktoś, kto
powstrzymywał go przed zwariowaniem. Anna nie oczekiwała niemożliwego. Raz
nawet zaproponowała, żeby przemyślał, czy nie chce spróbować jeszcze raz z
brunetką. Myślał, że żartuje, ale po jej poważnej minie zrozumiał, iż
poświęciłaby dla niego własne szczęście.
Na
dowód tych rozmyślań dojrzał za meczowymi bandami uśmiechniętą ukochaną. Zawsze
czekała, zawsze przychodziła, jeśli tylko miała wolny czas. Nigdy nie chciała
być w centrum uwagi, bo bała się, że okrzykną ją rozbijaczką wspaniałej rodziny
Winiarskich. Oli ją wręcz uwielbiał. Obdarzył ją odrobiną uczuć przeznaczonych
dla matki, bo u tej wyczuł zmiany w zachowaniu.
- Poczekaj tutaj, dopełnię
papierkowych formalności. - Michał musnął wargi blondynki i pobiegł rozdawać
autografy.
- Jasne. Tylko wiesz, skończ o przyzwoitej
porze - zawołała za nim ze śmiechem. On tylko mrugnął do niej okiem, a chwilę
później pozował do następnego zdjęcia.
- Dobrze dziewczyny, teraz macie
okazję się wykazać. Liczę na was. Jak ona się zgodzi, każda dostanie autograf i
co tam jeszcze będziecie chciały - oznajmił przyjmujący i zaczął szperać przy
łańcuszku.
- Michał, co ty... - powiedziała
zaskoczona, gdy nagle pojawił się przy niej. I klęknął! - Wstawaj natychmiast!
- Zatem pytam się, czy przyjmiesz
ten skromny pierścionek i zgodzisz się wyjść za mnie? - ujął w dłonie błyskotkę
wiszącą na jego łańcuszku.
- Misiek, no co ty... -
zamurowało ją.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem,
ale w jego oczach widziała tylko miłość, oczekiwanie i stuprocentową pewność.
Blondynka uśmiechnęła się, po policzku spłynęła jej łza wzruszenia. Nerwowo
włożyła pierścionek na palec, po czym pochyliła się nad siatkarzem i pocałowała
go krótko.
- Jasne, że tak, głuptasie.
Nawoływania fanek ucichły i
zastąpiły je głośne oklaski.
- To jak z tym autografem? -
krzyknęła któraś.
- Nie dadzą się nacieszyć... -
mruknęła, przytulając Michała mocno do siebie. - No, idź już. Obiecałeś w
końcu.
- To kto, co chce? Jestem teraz
wasz.
- Ej. - Kiwnęłam ostrzegawczo
palcem Ania. - Bez przesady.
- Ściągnij koszulkę,
prooooszę - rozległ się błagalny jęk.
- Tylko spróbuj, to odwołam wszystko
co powiedziałam – warknęła dziewczyna, ale zaraz potem parsknęła śmiechem,
widząc jego zdezorientowaną minę. - W sumie... A co mi tam, też się napatrzę.
Może mi się jeszcze znudzi...
- Naprawdę mam to zrobić? -
spytał zaskoczony, patrząc na swoją narzeczoną.
- Pewnie. Może dziewczyny uratują
mnie przed popełnieniem życiowego błędu? - powiedziała poważnym tonem, choć w
środku aż trzęsła się ze śmiechu. - No wiesz... Jeszcze się okaże, że masz
jakieś braki czy coś... Nie będę ryzykować.
- O ty małpo! No dziewczyny, czy
widzicie tu coś nie tak? - spytał podciągając koszulkę do góry.
- O, fuu, jaki buu... – zaczęła
Anna, ale widząc naprawdę nieźle zbudowany przód siatkarza, oniemiała. Nie
wyszedł z formy od czasu, kiedy ostatni raz go widziała w półnegliżu. - Woow.
Podobną reakcję dało się zauważyć
wśród zgromadzonych za bandą fanek. Zaczęły się piski, ale na szczęście nikt
nie zemdlał.
- I co? - odparł z szerokim
uśmiechem Misiek. - Rozmyśliłaś się?
- Może być. - odparła, starając
się zachować obojętność. - Kończycie już? Nudzi mi się.
- Smyrnę im parę podpisików i
jestem tylko twój. - Założył jej swoją koszulkę.
- Najpierw pod prysznic.
Śmierdzisz. - Zmarszczyła nos, ale po chwili uśmiechnęła się i pocałowała go w
policzek.
- Poczuj zapach mężczyzny -
zaśmiał się w głos.
Wielkie szczęście miały fanki,
które załapały się na zdjęcie z Winiarskim pozbawionym koszulki.
- Misiek, ja poczekam przed halą,
okay? Duszno tu trochę - powiedziała, zbierając swoje rzeczy.
- Tylko nie uciekaj Kopciuszku.
<><><>
Ranek
po tamtej feralnej nocy wcale nie okazał się lepszy dla Mazurkiewicz. Po
przebudzeniu długo leżała, wpatrując się w sufit i wzorek na kafelkach. Przy
okazji nasłuchiwała odgłosów z sypialni. Ryzykując starcie z brunetem,
ostrożnie wymknęła się ze swojego lokum. Prędzej czy później chciałby
skorzystać z toalety.
Jedna z
większych torebek, parę niezbędnych drobiazgów zabranych bez hałasowania i
mogła wyjść z jego mieszkania. Z kuchni wzięła tylko jedno z jabłek na tacy.
Ubrana, odświeżona kroczyła ulicą, uciekając tym razem od stresu. W końcu w
uciekaniu, kto jak kto, ale ona była mistrzynią. Nie wyobrażała sobie na razie,
żeby wszystko się mogło z powrotem ułożyć.
Tymczasowym
wybawieniem okazał się telefon od Zbyszka, który uznał, że koniecznie
potrzebuje jej pomocy. Cecylia postanowiła, że opowie wszystko przyjaciołom na
miejscu, nie wzbudzając zbyt wcześnie paniki. Obiecała jak najszybszy przyjazd.
- Ale nie mów nic Justynie,
dobra? Zrobimy jej niespodziankę – zalecił siatkarz.
- Co ty kombinujesz, Bartman?
- Dowiesz się, jak przyjedziesz.
<><><>
Prawie
całą podróż przespała. Nic dziwnego, że Zbyszek zaśmiał się na jej widok, gdy
wysiadła z pociągu. Blond włosy sterczały na różne strony, uwolnione z
końskiego ogona. Szybko przygładziła fryzurę i przytuliła się do chłopaka.
Trwało to chwilę dłużej niż powinno, co wzbudziło niepokój u niego.
- Wszystko w porządku? – Odsunął
ją na długość ramion i uważnie się przyjrzał.
- W wielkim skrócie to chyba nam
nie wyszło z Bartkiem… - mruknęła, unikając wzroku bruneta.
- Słucham? Co się stało? –
wykrzyknął zdumiony.
- Opowiem wam w mieszkaniu, bo
nie dam rady dwa razy. Najpierw załatwmy tą twoją tajemnicę.
- Przyznam, że mnie
zdenerwowałaś. Jak ja mogę teraz spokojnie wybrać pierścionek na zaręczyny,
hmm? – przyjmujący rzucił oburzony.
- Oświadczasz się? – Dziewczyna
zatrzymała się na chodniku z wrażenia. – To fantastycznie, gratuluję. –
Wyściskała go.
- Dopiero mam zamiar. Tak
szczerze… Chciałem na waszym weselu – odparł, poważniejąc.
- Co? Nie mogę ci obiecać, że się
odbędzie. – Spuściła głowę. – Z
pewnością znajdziesz równie odpowiedni, wyjątkowy moment.
- To nieważne. Najpierw muszę
mieć z czym startować!
Nawet nie wiedziała, że to będzie
takie trudne. Ślęczenie u jubilera ponad godzinę, a potem niemożność wyjawienia
radosnej nowiny, gdy tylko ujrzała brunetkę na oczy. Przyjaciółki padły sobie w
ramiona. Niebieskooka nie powstrzymała się od łez, zwracając na siebie uwagę
pary. Chyba nadszedł czas, żeby coś z siebie wykrztusić.
- Zapewne widzieliście, jak
traktował mnie po przylocie. Nic się nie zmieniło. Był obok, ale jakby nie on,
a zupełnie inny Bartek. Zimny, oschły, chłodny, egoistyczny…
- Bardzo dobrze, że przyjechałaś!
Zbysiu, ty to jednak mądry jesteś. – Justyna ucałowała szybko chłopaka.
- Tak się cieszę, że wam się
układa, naprawdę. – Cecylia zanosiła się coraz większym płaczem.
- Celuś, nie płacz. –
Przyjaciółka objęła ją i głaskała po plecach. – Może zmądrzeje.
- Myślę, że… dotarło do niego
wszystko, ale… za późno – łamał się jej głos.
- Czemu za późno? Nie kochasz go?
- Kocham, ale… Boję się go i
chyba nigdy się tego nie pozbędę. – Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. –
Wczoraj… Nie nazwałabym tego gwałtem, ale…
- Słucham?! Jaki gwałt? Co on ci
zrobił? – Smolarczyk podniosła twarz towarzyszki w górę.
- Nie zdążył. Byliśmy już nadzy i
prawie wszedł, ale wtedy się zawahał, a ja… uciekłam.
- Nie wierzę, że wyszła z niego
taka świnia! – warknął siatkarz, zaciskając dłonie w pięści. – Przecież
spokojnie mogłabyś to zgłosić na policję, a on by poszedł siedzieć.
- W życiu! – podniosła głos
blondynka.
- Nic go nie usprawiedliwia,
rozumiesz? I to nie pierwsza taka sytuacja. Zostajesz z nami i koniec. Nigdzie
nie pojedziesz – zawyrokowała Jusia.
- Ja naprawdę nikomu nie chciałam
robić problemów…
- Nie jesteś problemem, kochanie.
Traktuję cię jak siostrę, dlatego zamierzam cię chronić.
<><><>
Wyjazdem
z Łodzi i pozbieraniem się dzień po życiowej tragedii wyczerpałam chyba
przewidziany zapas sił. Następne dni u przyjaciół spędziłam zaszyta na kanapie
w salonie pod kocem i z nosem w książkach przynoszonych przez przyjaciółkę.
Wbrew pozorom nie unikałam żadnego gatunku, ani nie zamykałam lektury wraz z
pojawieniem się wątku miłosnego. Przeciwnie, miło było poczytać o tym, jak
powinno to uczucie wyglądać. Jak je sobie kiedyś wyobrażałam.
Przygnębienie nie mogło trwać
wiecznie, więc z czasem i odnalazłam trochę chęci do zmiany piżamy na jakieś
normalne ubranie. Krok po kroku korzystałam coraz bardziej z mijających dni.
Lubiłam to tym bardziej, gdyż widziałam uśmiech na twarzach Justyny i Zbyszka.
Z brunetką wychodziłam na zakupy, razem odwiedzałyśmy Bartmana na treningach,
które sobie fundował.
Gdy w końcu trafił się dzień, gdy
zostałam sama w ich mieszkaniu, spojrzałam na szafki, kuchenkę i stół. Tak
nagle rozbłysnął pomysł mi w głowie pomysł, by coś ugotować. Z satysfakcja
odkryłam, że mam wszystko, co potrzebne do racuchów, a nawet znalazło się kilka
bananów. Włączyłam radio i tańcząc w takt piosenek oddałam się przygotowywaniu
obiadu dla moich zakochańców.
- Mmm, cudownie coś tu pachnie. –
Ledwo dosłyszałam głos w korytarzu.
- Hej, mam niespodzian… -
urwałam, wychylając się z kuchni. To nie była Jusia i Zibi, a raczej to byli
oni, ale nie sami. – Ups – pisnęłam, chowając się z powrotem w swoim
dotychczasowym królestwie.
- Celi, poznaj mojego
przyjaciela, świeżo z Włoch, Michał Kubiak – odparł rozbawiony brunet, gdy
wszyscy przyszli za mną do kuchni.
- Cześć. Cecylia, tak? – spytał
szatyn, wyciągając do mnie rękę.
Swoim uroczym uśmiechem
onieśmielił mnie jeszcze bardziej. Legginsy i poplamiony czerwony t-shirt to
nie był najwdzięczniejszy strój do poznawania nowych ludzi, przystojnych
siatkarzy zwłaszcza.
- Tak mam na imię, hej. Gracie
razem, tak? – Uścisnęłam mu dłoń, stwierdzając, że ma ją całkiem przyjemną w
dotyku.
- Od tego sezonu połączymy siły. Co nie zmienia faktu, że
Zbyszek zarzekał się, że na pierwszym obiedzie to on będzie gotował – dogryzł
kumplowi. – Zaręczona?
Oboje zerkaliśmy na pierścionek
na serdecznym palcu mojej dłoni. Nikt w pomieszczeniu się nie odezwał.
Odruchowo ściągnęłam go szybko, wrzucając do kieszeni.
- To skomplikowane.
- Już mnie tak nie ciągaj za
słówka, Misiek. – Bartman ocknął się i klepnął kompana w plecy.
- Ja przepraszam, jak
pokrzyżowałam jakieś plany… - zaczęłam niepewnie.
- Celcia, spokojnie – odparła
Justyna. – Nie mamy nic przeciwko twojemu jedzonku, a nasze brzuchy wręcz
nalegają o szybkie podanie. Czy oni dwaj wyglądają, jakby nie mieli ochoty na
coś słodkiego? – zaśmiała się, a ja dołączyłam do niej.
Komplementów od nowego znajomego
mogłabym słuchać tamtego dnia w nieskończoność. Potrafił chyba poprawić humor
każdemu. Nam, dziewczynom, przypadły do gustu przyjacielskie docinki sportowców
względem siebie.
<><><>
Bartosz
wcale nie zapadł się pod ziemię. Dzwonił bardzo często, ale blondynka nie od
razu odważyła się odebrać. Chyba musiała do tego trochę dojrzeć, przygotować
się psychicznie. Doceniając w duchu, że nie ganiał za nią po Polsce, wcisnęła w
końcu zieloną słuchawkę.
-
Słucham?
- Dziękuję, że odebrałaś –
powiedział cicho.
- Dobrze, że odzyskałeś ochotę na
rozmowę…
- Cel… Nie będę się tłumaczyć, bo
wiem, co zrobiłem – odparł niepewnie Bartek.
- Pamiętam.
-Tysiące razy przepraszałem cię w
mojej wyobraźni, nic nie było odpowiednie. Tak mi wstyd za siebie. Gdybym nie
myślał tylko o sobie… Przepraszam. – Domyślała się, ile trudności sprawiała mu
ta rozmowa.
- Mogę… ci wybaczyć. Na tyle mnie
stać – odpowiedziała drżącym głosem.
- Dziękuję. Dziękuję, bo nawet o
to nie prosiłem.
- Nie zostałam stworzona do
nienawiści i chowania urazu. Jak treningi? – zagadnęła, zmieniając temat.
- Jesteś wspaniałą osobą,
wspaniałą kobietą, pamiętaj o tym. Trenujemy dużo, ale mi to pomaga. Myślę, że
z potem wydalam złe emocje. Jest coś, co chciałem ci powiedzieć…
- Tak? – Spięła się blondynka.
- Zapisałem się do terapeuty. W
związku z moim zachowaniem, charakterem – wyznał nieśmiało.
- Zaskoczyłeś mnie, Bartek,
naprawdę… - Była szczerze poruszona.
- Chcę panować nad swoimi
emocjami i pozbyć się złych stron, bo chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć –
dokończył poprzednią myśl, a Cecylię jeszcze bardziej zszokowało.
- Powinieneś to zrobić dla
siebie.
- Zwłaszcza dla ciebie.
<><><>
Michał.
Mamy obfitość siatkarzy w kraju o tym imieniu, niewątpliwie. Do tych, których
znałam ja, dołączył kolejny, ale z żadnym innym nie mógł się równać. Nie, nie
zakochałam się. Nie, nie mieliśmy romansu, ani nie byliśmy parą. Chociaż
wszyscy w koło byli skłonni tak twierdzić. Ja po prostu znalazłam w nim
przyjaciela.
Naprawdę, w naszych spotkaniach i
zachowaniach trudno było doszukać się nutki podtekstu. Czuliśmy się swobodnie w
swoim towarzystwie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zyskał sobie moją sympatię.
Pomogło mu w tym wychwalanie mojej kuchni i częste zjawianie się na posiłkach.
Uwielbiałam obserwować go, gdy konsumował wszystko, co przygotowałam, posyłając
mi szczere uśmiechy znad talerza.
- Wiesz, Zibi marudzi, że się u
niego żywię – zaśmiał się podczas naszego spaceru z hali do jego mieszkania.
- Zazdrosny jest, bo gotuję twoje
ulubione potrawy – odpowiedziałam. – No i kumplem musi się dzielić.
- Niech sobie zachowa zazdrość na
Jusię. – Szatyn objął mnie za ramię.
- O to się nie martw, nie pozwoli
jej tknąć. Niepotrzebnie kisi pierścionek w szafie – odparłam, przypominając
sobie o jego planach.
- Myślisz, że czeka na wasz… twój
ślub? – Spojrzał na mnie, badając mój nastrój.
- Mam nadzieję, że nie, bo się
biedna Jusia nie doczeka własnego ślubu przeze mnie – zażartowałam.
- Wiem, chciałabyś kogoś takiego
jak ja, ale no, mój brat już zajęty. – Kubi podtrzymał wesołą atmosferę.
- Z musu chyba będziemy musieli
się zejść ze sobą… Ble – udałam obrzydzenie.
- Kochana, niejedna na twoim
miejscu już by przede mną klęczała.
- Jesteś okropny! – Uderzyłam go
w ramię. – Uprzedziłabym każdą, że nie ma co się schylać do małego strączka.
- O ty!
Tak miej więcej wyglądały nasze
rozmowy. Wysoki poziom intelektualny. Bywały i poważniejsze, zwłaszcza te o
przeszłości i mojej i jego. Doskonale spełniał się w roli odnalezionego
starszego brata. Tak waśnienie o nim myślałam, a zdanie innych mało mnie
obchodziło. Od czasu do czasu odzywał się Kurek, a ja z każdą kolejną rozmową
wyczuwałam w nim zmianę. Może i kontakt ze mną był elementem jego terapii, ale
dzięki niej coraz lepiej i milej nam się konwersowało. Chyba zaczynaliśmy
znajomość od początku.
Mimo swojej wielkiej mądrości,
nie przewidziałam, że pewnego dnia drużyna z Bełchatowa zawita do stolicy, by
rozegrać spotkanie. Gdy to sobie uświadomiłam, zaczęłam się obawiać
konfrontacji z Bartoszem. Najbliżsi wyczuwali moje nerwy i starali się mnie
rozluźnić. Oczywiście wszystkich na głowę pobił Kubiak i jego szalony pomysł.
- Ale Celi, no! Zgódź się, co ci
szkodzi? – jęczał nade mną od rana.
- Ty chyba siebie nie słyszysz.
Nie będę bawiła się w żaden teatrzyk, a już w ogóle mowy nie ma o żadnym
całowaniu z tobą! – Zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem.
- Nie jestem jakąś glistą. Poza
tym świetnie całuję – burknął obrażony.
- Nie masz się na co obrażać. Po
prostu my jesteśmy przyjaciółmi bez opcji dodatkowej. Skup się na dokopaniu
Bartkowi w meczu, a nie po nim. – Poklepałam szatyna po ramieniu. Ten chwilę
stał w zamyśleniu, po czym odwrócił się szybko.
- Jeśli obędzie się bez
całowania, to się zgodzisz?
Zaśmiałam się w głos, widząc jego
pełną nadziei twarz małego konspiratora. On naprawdę się w to wkręcił.
Pokiwałam głową z rozbawieniem.
- Niech ci będzie, ale potem
zabierasz mnie na dobry obiad.
- Jeszcze zobaczymy, z kim na ten
obiad pójdziesz – rzucił na odchodne.
Moje nerwy wcale nie zmalały, gdy
przekroczyłam próg hali. Przed wejściem widziałam żółto-czarny autobus gości z
Bełchatowa. Zerknęłam na zegarek. O tej porze oba zespoły powinny się już
rozgrzewać. Justyna już od dawna koczowała na sali, pstrykając dziesiątki zdjęć
siatkarzom. Obok mnie przeciskali się inni kibice, zmierzający na mecz. W końcu
i ja dotarłam do mojego miejsca. Pomachałam od razu przyjaciółce, co
przyciągnęło uwagę naszych oszołomów z Politechniki. Co chwila szczerzyli się w
naszą stroną, a raz o mało nie zabili mnie piłką. Przewróciłam oczami z
politowaniem, oddając Mikasę jednemu z chłopców przy bandach reklamowych.
Nawet nie wiecie, jakie to trudne
oglądać na żywo mecz z byłym narzeczonym w roli głównej. Bartoszowi wychodziło
prawie wszystko, nawet zagrywką zdobył 2 punkty. Łapałam się na odlatywaniu
myślami gdzieś w przeszłość związku z przyjmującym. Czy to miało jakąś
przyszłość? Nie żałowałam swoich decyzji. Dwa razy uratował mnie przed fatalnym
zamążpójściem. Jego też nie poślubiłam. W przerwie przed piątym setem dosiadła
się do mnie brunetka.
- Jak się czujesz? – sondowała.
- Nie wiem. Normalnie chyba. Mam
wrażenie, jakby to było kilka lat temu, a on był już kimś innym. Też jestem
inna, prawda? – Zerknęłam na towarzyszkę.
- Chcesz do niego wrócić? –
zdumiała się.
- Nie wiem, czy bym potrafiła być
z jakimkolwiek mężczyzną, a co dopiero z Bartkiem. Jeśli faktycznie się leczy,
to na pewno mu doradzą polepszenie kontaktu ze mną. Nie zamierzam utrudniać mu
terapii.
- Słuchaj, a może ty też byś
chciała skorzystać z jakieś pomocy? Poszukam ci specjalisty, jeśli byś chciała…
- Jusia, przecież mam was, moich
najlepszych terapeutów. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Naprawdę, wystarczy mi
cyrk na kółkach, który potrafią zrobić panowie ze stolicy.
- Nie da się ukryć, nie zawsze
grzeszą mądrością. – Wskazała dłonią na zderzających się klatkami piersiowymi
siatkarzy tuż przed wbiegnięciem na boisko.
Maksymalna ilość rozegranych
setów ucieszyła oczy kibiców. Ku ogromnej uciesze miejscowych, Politechnika
Warszawa pokonała Skrę Bełchatów. Siatkarze fetowali na środku boiska, jednak
szybko przypomnieli sobie, że muszą jeszcze uścisnąć ręce przeciwnikom. Justyna
pociągnęła mnie za rękę w stronę jej miejsca niedaleko band. Zbyszek również
biegł w naszą stronę. Ja odszukałam wzrokiem sylwetki Kurka. Stał z boku
boiska, opierając się o słupek. Nie był to pojedynek o mistrzostwo, ale i tak
na pewno czuł się przygnębiony. Spisywał się dzisiaj wyśmienicie, ale
warszawiacy jeszcze lepiej. Na moment spotkałam smutne spojrzenie bruneta.
Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę, lecz chwilę później poczułam jak
tracę grunt pod nogami.
- Kubiak! – krzyknęłam.
- Wygraliśmy, Celi! – wydarł się
do mojego ucha.
Ten wariat wziął mnie aa ręce,
przeniósł przez reklamy i zaczął kręcić się w kółko na środku boiska. Trzymałam
się mocno jego szyi, żeby nie upaść. On tylko śmiał się ze mnie i obejmował
mocno. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ten jego super pomysł? Próbowałam
dostrzec gdzieś Bartosza, bo z pewnością nasze ekscesy nie uszły jego uwadze.
Co sobie pomyślał? A co mnie to obchodzi.
- Jesteś stuknięty. –
Uszczypnęłam kumpla.
- Ale za to jaki seksowny - odparł, szczerząc się do mnie. Plasnęłam
się dłonią w czoło.
- Chyba śmierdzący. Rozciągnij
się i spadaj pod prysznic.
Postawił mnie na ziemię, a przy
okazji wycałował w oba policzki.
- Widzisz, jest zazdrosny jak
cholera – podsumował Kubi.
Z ciekawości zerknęłam na drugą
część parkietu. Kurek nerwowo wyginał swoje palce, siedząc w rozkroku. Widać
było, że mruczał coś pod nosem. Naprawdę to niby z mojego powodu? Szkoda, że
Misiek nie pomyślał o reszcie osób obserwujących nas, bo jego fankom chyba nie
przypadłam do gustu. Podreptałam do krzesełek sztabu, postanawiając poczekać,
aż sala się wyludni.
- Wy ta na serio? – usłyszałam,
idąc korytarzem do wyjścia. Za sobą ujrzałam przyjmującego z Bełchatowa.
- O czym mówisz? – Zrobiłam
pytającą minę.
- No z Miśkiem. Jesteście razem?
– dopytywał siatkarz.
- Dobrze się czujesz? –
roześmiałam się. – Co ty.
Lekko zbiłam go z tropu, bo
zamilknął na moment. Śmiać mi się chciało w duchu. Kubiak byłby z siebie bardzo
dumny. Ja jedynie miałam namieszane w głowie. Bartosz nie powinien być o mnie
zazdrosny, prawda?
- Myślałem, że coś mnie ominęło –
wydukał.
- Wiem, że rzadko gadamy, ale bez
przesady – zażartowałam.
- To dobrze.
Staliśmy naprzeciwko siebie w
milczeniu. Wyczuwałam zakłopotanie u Kurka. Nie wiedział, co ze sobą począć, a
to nowa sytuacja w jego przypadku. Gdy w końcu podniósł na mnie wzrok, zrobił
duży krok i przytulił mnie ostrożnie. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
Odwzajemniłam uścisk, opierając dłonie na jego plecach. Niebieskooki oddychał
szybko i lekko drżały mu ręce. Zdałam sobie sprawę, że nie bałam się go. Miałam
jakiś sentyment do wielkich ramion, zakrywających mnie prawie w całości.
- Przepraszam… Ja… Pójdę już.
Dzięki… za wszystko – plątał mu się język. Odsunął się szybko. – Cześć. Odezwę
się.
- Pa. – Patrzyłam jak znika za
wyjściowymi drzwiami.
______________________________________________
Rok zleciał, nie wiem kiedy. Gdzieś w podświadomości miałam myśl, że powinnam skończyć przygody Celki, zakończyć to opowiadanie. Zebrałam się w sobie teraz :)
To ostatni odcinek :) W okolicy przyszłego tygodnia ukaże się tu epilog.
Ponad 4 lata działam z tą historią, pora sfinalizować :)
Cecylia to moje pierwsze opowiadanie siatkarskie prowadzone samodzielnie. Mam wielki sentyment i jestem bardzo przywiązana. Może dlatego tak opornie szło mi skończenie tego?
Inaczej planowałam to skończyć, ale plany uległy zmianie. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Dziękuję serdecznie tym, którzy wytrwali ze mną do tego momentu.
Będą nowe historie i opowiadania w moim wykonaniu, bez obaw :) Przystąpię do ich pisania z czystym sumieniem.
Pozdrawiam serdecznie :)