Łączna liczba wyświetleń

26 sie 2014

#55# Zmienić wszystko, by się nie zmieniło wcale nic

Odkąd Michał z Dagmarą wyjaśnili łączące ich sprawy oraz uczucia, minął spory kawałek czasu. Siatkarz miał świadomość, że po każdej ciężkiej rozmowie, wizycie u adwokata i rozprawie czeka na niego ktoś, kto powstrzymywał go przed zwariowaniem. Anna nie oczekiwała niemożliwego. Raz nawet zaproponowała, żeby przemyślał, czy nie chce spróbować jeszcze raz z brunetką. Myślał, że żartuje, ale po jej poważnej minie zrozumiał, iż poświęciłaby dla niego własne szczęście.
                Na dowód tych rozmyślań dojrzał za meczowymi bandami uśmiechniętą ukochaną. Zawsze czekała, zawsze przychodziła, jeśli tylko miała wolny czas. Nigdy nie chciała być w centrum uwagi, bo bała się, że okrzykną ją rozbijaczką wspaniałej rodziny Winiarskich. Oli ją wręcz uwielbiał. Obdarzył ją odrobiną uczuć przeznaczonych dla matki, bo u tej wyczuł zmiany w zachowaniu.
- Poczekaj tutaj, dopełnię papierkowych formalności. - Michał musnął wargi blondynki i pobiegł rozdawać autografy.
- Jasne. Tylko wiesz, skończ o przyzwoitej porze - zawołała za nim ze śmiechem. On tylko mrugnął do niej okiem, a chwilę później pozował do następnego zdjęcia.
- Dobrze dziewczyny, teraz macie okazję się wykazać. Liczę na was. Jak ona się zgodzi, każda dostanie autograf i co tam jeszcze będziecie chciały - oznajmił przyjmujący i zaczął szperać przy łańcuszku.
- Michał, co ty... - powiedziała zaskoczona, gdy nagle pojawił się przy niej. I klęknął! - Wstawaj natychmiast!
- Zatem pytam się, czy przyjmiesz ten skromny pierścionek i zgodzisz się wyjść za mnie? - ujął w dłonie błyskotkę wiszącą na jego łańcuszku.
- Misiek, no co ty... - zamurowało ją.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale w jego oczach widziała tylko miłość, oczekiwanie i stuprocentową pewność. Blondynka uśmiechnęła się, po policzku spłynęła jej łza wzruszenia. Nerwowo włożyła pierścionek na palec, po czym pochyliła się nad siatkarzem i pocałowała go krótko.
- Jasne, że tak, głuptasie.
Nawoływania fanek ucichły i zastąpiły je głośne oklaski.
- To jak z tym autografem? - krzyknęła któraś.
- Nie dadzą się nacieszyć... - mruknęła, przytulając Michała mocno do siebie. - No, idź już. Obiecałeś w końcu.
- To kto, co chce? Jestem teraz wasz.
- Ej. - Kiwnęłam ostrzegawczo palcem Ania. - Bez przesady.
- Ściągnij koszulkę, prooooszę - rozległ się błagalny jęk.
- Tylko spróbuj, to odwołam wszystko co powiedziałam – warknęła dziewczyna, ale zaraz potem parsknęła śmiechem, widząc jego zdezorientowaną minę. - W sumie... A co mi tam, też się napatrzę. Może mi się jeszcze znudzi...
- Naprawdę mam to zrobić? - spytał zaskoczony, patrząc na swoją narzeczoną.
- Pewnie. Może dziewczyny uratują mnie przed popełnieniem życiowego błędu? - powiedziała poważnym tonem, choć w środku aż trzęsła się ze śmiechu. - No wiesz... Jeszcze się okaże, że masz jakieś braki czy coś... Nie będę ryzykować.
- O ty małpo! No dziewczyny, czy widzicie tu coś nie tak? - spytał podciągając koszulkę do góry.
- O, fuu, jaki buu... – zaczęła Anna, ale widząc naprawdę nieźle zbudowany przód siatkarza, oniemiała. Nie wyszedł z formy od czasu, kiedy ostatni raz go widziała w półnegliżu. - Woow.
Podobną reakcję dało się zauważyć wśród zgromadzonych za bandą fanek. Zaczęły się piski, ale na szczęście nikt nie zemdlał.
- I co? - odparł z szerokim uśmiechem Misiek. - Rozmyśliłaś się?
- Może być. - odparła, starając się zachować obojętność. - Kończycie już? Nudzi mi się.
- Smyrnę im parę podpisików i jestem tylko twój. - Założył jej swoją koszulkę.
- Najpierw pod prysznic. Śmierdzisz. - Zmarszczyła nos, ale po chwili uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Poczuj zapach mężczyzny - zaśmiał się w głos.
Wielkie szczęście miały fanki, które załapały się na zdjęcie z Winiarskim pozbawionym koszulki.
- Misiek, ja poczekam przed halą, okay? Duszno tu trochę - powiedziała, zbierając swoje rzeczy.
- Tylko nie uciekaj Kopciuszku.

<><><> 

                Ranek po tamtej feralnej nocy wcale nie okazał się lepszy dla Mazurkiewicz. Po przebudzeniu długo leżała, wpatrując się w sufit i wzorek na kafelkach. Przy okazji nasłuchiwała odgłosów z sypialni. Ryzykując starcie z brunetem, ostrożnie wymknęła się ze swojego lokum. Prędzej czy później chciałby skorzystać z toalety.
                Jedna z większych torebek, parę niezbędnych drobiazgów zabranych bez hałasowania i mogła wyjść z jego mieszkania. Z kuchni wzięła tylko jedno z jabłek na tacy. Ubrana, odświeżona kroczyła ulicą, uciekając tym razem od stresu. W końcu w uciekaniu, kto jak kto, ale ona była mistrzynią. Nie wyobrażała sobie na razie, żeby wszystko się mogło z powrotem ułożyć.
                Tymczasowym wybawieniem okazał się telefon od Zbyszka, który uznał, że koniecznie potrzebuje jej pomocy. Cecylia postanowiła, że opowie wszystko przyjaciołom na miejscu, nie wzbudzając zbyt wcześnie paniki. Obiecała jak najszybszy przyjazd.
- Ale nie mów nic Justynie, dobra? Zrobimy jej niespodziankę – zalecił siatkarz.
- Co ty kombinujesz, Bartman?
- Dowiesz się, jak przyjedziesz.

<><><> 

                Prawie całą podróż przespała. Nic dziwnego, że Zbyszek zaśmiał się na jej widok, gdy wysiadła z pociągu. Blond włosy sterczały na różne strony, uwolnione z końskiego ogona. Szybko przygładziła fryzurę i przytuliła się do chłopaka. Trwało to chwilę dłużej niż powinno, co wzbudziło niepokój u niego.
- Wszystko w porządku? – Odsunął ją na długość ramion i uważnie się przyjrzał.
- W wielkim skrócie to chyba nam nie wyszło z Bartkiem… - mruknęła, unikając wzroku bruneta.
- Słucham? Co się stało? – wykrzyknął zdumiony.
- Opowiem wam w mieszkaniu, bo nie dam rady dwa razy. Najpierw załatwmy tą twoją tajemnicę.
- Przyznam, że mnie zdenerwowałaś. Jak ja mogę teraz spokojnie wybrać pierścionek na zaręczyny, hmm? – przyjmujący rzucił oburzony.
- Oświadczasz się? – Dziewczyna zatrzymała się na chodniku z wrażenia. – To fantastycznie, gratuluję. – Wyściskała go.
- Dopiero mam zamiar. Tak szczerze… Chciałem na waszym weselu – odparł, poważniejąc.
- Co? Nie mogę ci obiecać, że się odbędzie.  – Spuściła głowę. – Z pewnością znajdziesz równie odpowiedni, wyjątkowy moment.
- To nieważne. Najpierw muszę mieć z czym startować!
Nawet nie wiedziała, że to będzie takie trudne. Ślęczenie u jubilera ponad godzinę, a potem niemożność wyjawienia radosnej nowiny, gdy tylko ujrzała brunetkę na oczy. Przyjaciółki padły sobie w ramiona. Niebieskooka nie powstrzymała się od łez, zwracając na siebie uwagę pary. Chyba nadszedł czas, żeby coś z siebie wykrztusić.
- Zapewne widzieliście, jak traktował mnie po przylocie. Nic się nie zmieniło. Był obok, ale jakby nie on, a zupełnie inny Bartek. Zimny, oschły, chłodny, egoistyczny…
- Bardzo dobrze, że przyjechałaś! Zbysiu, ty to jednak mądry jesteś. – Justyna ucałowała szybko chłopaka.
- Tak się cieszę, że wam się układa, naprawdę. – Cecylia zanosiła się coraz większym płaczem.
- Celuś, nie płacz. – Przyjaciółka objęła ją i głaskała po plecach. – Może zmądrzeje.
- Myślę, że… dotarło do niego wszystko, ale… za późno – łamał się jej głos.
- Czemu za późno? Nie kochasz go?
- Kocham, ale… Boję się go i chyba nigdy się tego nie pozbędę. – Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. – Wczoraj… Nie nazwałabym tego gwałtem, ale…
- Słucham?! Jaki gwałt? Co on ci zrobił? – Smolarczyk podniosła twarz towarzyszki w górę.
- Nie zdążył. Byliśmy już nadzy i prawie wszedł, ale wtedy się zawahał, a ja… uciekłam.
- Nie wierzę, że wyszła z niego taka świnia! – warknął siatkarz, zaciskając dłonie w pięści. – Przecież spokojnie mogłabyś to zgłosić na policję, a on by poszedł siedzieć.
- W życiu! – podniosła głos blondynka.
- Nic go nie usprawiedliwia, rozumiesz? I to nie pierwsza taka sytuacja. Zostajesz z nami i koniec. Nigdzie nie pojedziesz – zawyrokowała Jusia.
- Ja naprawdę nikomu nie chciałam robić problemów…
- Nie jesteś problemem, kochanie. Traktuję cię jak siostrę, dlatego zamierzam cię chronić.

<><><> 

                Wyjazdem z Łodzi i pozbieraniem się dzień po życiowej tragedii wyczerpałam chyba przewidziany zapas sił. Następne dni u przyjaciół spędziłam zaszyta na kanapie w salonie pod kocem i z nosem w książkach przynoszonych przez przyjaciółkę. Wbrew pozorom nie unikałam żadnego gatunku, ani nie zamykałam lektury wraz z pojawieniem się wątku miłosnego. Przeciwnie, miło było poczytać o tym, jak powinno to uczucie wyglądać. Jak je sobie kiedyś wyobrażałam.
Przygnębienie nie mogło trwać wiecznie, więc z czasem i odnalazłam trochę chęci do zmiany piżamy na jakieś normalne ubranie. Krok po kroku korzystałam coraz bardziej z mijających dni. Lubiłam to tym bardziej, gdyż widziałam uśmiech na twarzach Justyny i Zbyszka. Z brunetką wychodziłam na zakupy, razem odwiedzałyśmy Bartmana na treningach, które sobie fundował.
Gdy w końcu trafił się dzień, gdy zostałam sama w ich mieszkaniu, spojrzałam na szafki, kuchenkę i stół. Tak nagle rozbłysnął pomysł mi w głowie pomysł, by coś ugotować. Z satysfakcja odkryłam, że mam wszystko, co potrzebne do racuchów, a nawet znalazło się kilka bananów. Włączyłam radio i tańcząc w takt piosenek oddałam się przygotowywaniu obiadu dla moich zakochańców.
- Mmm, cudownie coś tu pachnie. – Ledwo dosłyszałam głos w korytarzu.
- Hej, mam niespodzian… - urwałam, wychylając się z kuchni. To nie była Jusia i Zibi, a raczej to byli oni, ale nie sami. – Ups – pisnęłam, chowając się z powrotem w swoim dotychczasowym królestwie.
- Celi, poznaj mojego przyjaciela, świeżo z Włoch, Michał Kubiak – odparł rozbawiony brunet, gdy wszyscy przyszli za mną do kuchni.
- Cześć. Cecylia, tak? – spytał szatyn, wyciągając do mnie rękę.
Swoim uroczym uśmiechem onieśmielił mnie jeszcze bardziej. Legginsy i poplamiony czerwony t-shirt to nie był najwdzięczniejszy strój do poznawania nowych ludzi, przystojnych siatkarzy zwłaszcza.
- Tak mam na imię, hej. Gracie razem, tak? – Uścisnęłam mu dłoń, stwierdzając, że ma ją całkiem przyjemną w dotyku.
- Od tego sezonu  połączymy siły. Co nie zmienia faktu, że Zbyszek zarzekał się, że na pierwszym obiedzie to on będzie gotował – dogryzł kumplowi. – Zaręczona?
Oboje zerkaliśmy na pierścionek na serdecznym palcu mojej dłoni. Nikt w pomieszczeniu się nie odezwał. Odruchowo ściągnęłam go szybko, wrzucając do kieszeni.
- To skomplikowane.
- Już mnie tak nie ciągaj za słówka, Misiek. – Bartman ocknął się i klepnął kompana w plecy.
- Ja przepraszam, jak pokrzyżowałam jakieś plany… - zaczęłam niepewnie.
- Celcia, spokojnie – odparła Justyna. – Nie mamy nic przeciwko twojemu jedzonku, a nasze brzuchy wręcz nalegają o szybkie podanie. Czy oni dwaj wyglądają, jakby nie mieli ochoty na coś słodkiego? – zaśmiała się, a ja dołączyłam do niej.
Komplementów od nowego znajomego mogłabym słuchać tamtego dnia w nieskończoność. Potrafił chyba poprawić humor każdemu. Nam, dziewczynom, przypadły do gustu przyjacielskie docinki sportowców względem siebie.

<><><> 

                Bartosz wcale nie zapadł się pod ziemię. Dzwonił bardzo często, ale blondynka nie od razu odważyła się odebrać. Chyba musiała do tego trochę dojrzeć, przygotować się psychicznie. Doceniając w duchu, że nie ganiał za nią po Polsce, wcisnęła w końcu zieloną słuchawkę.
                - Słucham?
- Dziękuję, że odebrałaś – powiedział cicho.
- Dobrze, że odzyskałeś ochotę na rozmowę…
- Cel… Nie będę się tłumaczyć, bo wiem, co zrobiłem – odparł niepewnie Bartek.
- Pamiętam.
-Tysiące razy przepraszałem cię w mojej wyobraźni, nic nie było odpowiednie. Tak mi wstyd za siebie. Gdybym nie myślał tylko o sobie… Przepraszam. – Domyślała się, ile trudności sprawiała mu ta rozmowa.
- Mogę… ci wybaczyć. Na tyle mnie stać – odpowiedziała drżącym głosem.
- Dziękuję. Dziękuję, bo nawet o to nie prosiłem.
- Nie zostałam stworzona do nienawiści i chowania urazu. Jak treningi? – zagadnęła, zmieniając temat.
- Jesteś wspaniałą osobą, wspaniałą kobietą, pamiętaj o tym. Trenujemy dużo, ale mi to pomaga. Myślę, że z potem wydalam złe emocje. Jest coś, co chciałem ci powiedzieć…
- Tak? – Spięła się blondynka.
- Zapisałem się do terapeuty. W związku z moim zachowaniem, charakterem – wyznał nieśmiało.
- Zaskoczyłeś mnie, Bartek, naprawdę… - Była szczerze poruszona.
- Chcę panować nad swoimi emocjami i pozbyć się złych stron, bo chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć – dokończył poprzednią myśl, a Cecylię jeszcze bardziej zszokowało.
- Powinieneś to zrobić dla siebie.
- Zwłaszcza dla ciebie.

<><><> 

                Michał. Mamy obfitość siatkarzy w kraju o tym imieniu, niewątpliwie. Do tych, których znałam ja, dołączył kolejny, ale z żadnym innym nie mógł się równać. Nie, nie zakochałam się. Nie, nie mieliśmy romansu, ani nie byliśmy parą. Chociaż wszyscy w koło byli skłonni tak twierdzić. Ja po prostu znalazłam w nim przyjaciela.
Naprawdę, w naszych spotkaniach i zachowaniach trudno było doszukać się nutki podtekstu. Czuliśmy się swobodnie w swoim towarzystwie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zyskał sobie moją sympatię. Pomogło mu w tym wychwalanie mojej kuchni i częste zjawianie się na posiłkach. Uwielbiałam obserwować go, gdy konsumował wszystko, co przygotowałam, posyłając mi szczere uśmiechy znad talerza.
- Wiesz, Zibi marudzi, że się u niego żywię – zaśmiał się podczas naszego spaceru z hali do jego mieszkania.
- Zazdrosny jest, bo gotuję twoje ulubione potrawy – odpowiedziałam. – No i kumplem musi się dzielić.
- Niech sobie zachowa zazdrość na Jusię. – Szatyn objął mnie za ramię.
- O to się nie martw, nie pozwoli jej tknąć. Niepotrzebnie kisi pierścionek w szafie – odparłam, przypominając sobie o jego planach.
- Myślisz, że czeka na wasz… twój ślub? – Spojrzał na mnie, badając mój nastrój.
- Mam nadzieję, że nie, bo się biedna Jusia nie doczeka własnego ślubu przeze mnie – zażartowałam.
- Wiem, chciałabyś kogoś takiego jak ja, ale no, mój brat już zajęty. – Kubi podtrzymał wesołą atmosferę.
- Z musu chyba będziemy musieli się zejść ze sobą… Ble – udałam obrzydzenie.
- Kochana, niejedna na twoim miejscu już by przede mną klęczała.
- Jesteś okropny! – Uderzyłam go w ramię. – Uprzedziłabym każdą, że nie ma co się schylać do małego strączka.
- O ty!

Tak miej więcej wyglądały nasze rozmowy. Wysoki poziom intelektualny. Bywały i poważniejsze, zwłaszcza te o przeszłości i mojej i jego. Doskonale spełniał się w roli odnalezionego starszego brata. Tak waśnienie o nim myślałam, a zdanie innych mało mnie obchodziło. Od czasu do czasu odzywał się Kurek, a ja z każdą kolejną rozmową wyczuwałam w nim zmianę. Może i kontakt ze mną był elementem jego terapii, ale dzięki niej coraz lepiej i milej nam się konwersowało. Chyba zaczynaliśmy znajomość od początku.
Mimo swojej wielkiej mądrości, nie przewidziałam, że pewnego dnia drużyna z Bełchatowa zawita do stolicy, by rozegrać spotkanie. Gdy to sobie uświadomiłam, zaczęłam się obawiać konfrontacji z Bartoszem. Najbliżsi wyczuwali moje nerwy i starali się mnie rozluźnić. Oczywiście wszystkich na głowę pobił Kubiak i jego szalony pomysł.
- Ale Celi, no! Zgódź się, co ci szkodzi? – jęczał nade mną od rana.
- Ty chyba siebie nie słyszysz. Nie będę bawiła się w żaden teatrzyk, a już w ogóle mowy nie ma o żadnym całowaniu z tobą! – Zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem.
- Nie jestem jakąś glistą. Poza tym świetnie całuję – burknął obrażony.
- Nie masz się na co obrażać. Po prostu my jesteśmy przyjaciółmi bez opcji dodatkowej. Skup się na dokopaniu Bartkowi w meczu, a nie po nim. – Poklepałam szatyna po ramieniu. Ten chwilę stał w zamyśleniu, po czym odwrócił się szybko.
- Jeśli obędzie się bez całowania, to się zgodzisz?
Zaśmiałam się w głos, widząc jego pełną nadziei twarz małego konspiratora. On naprawdę się w to wkręcił. Pokiwałam głową z rozbawieniem.
- Niech ci będzie, ale potem zabierasz mnie na dobry obiad.
- Jeszcze zobaczymy, z kim na ten obiad pójdziesz – rzucił na odchodne.           

Moje nerwy wcale nie zmalały, gdy przekroczyłam próg hali. Przed wejściem widziałam żółto-czarny autobus gości z Bełchatowa. Zerknęłam na zegarek. O tej porze oba zespoły powinny się już rozgrzewać. Justyna już od dawna koczowała na sali, pstrykając dziesiątki zdjęć siatkarzom. Obok mnie przeciskali się inni kibice, zmierzający na mecz. W końcu i ja dotarłam do mojego miejsca. Pomachałam od razu przyjaciółce, co przyciągnęło uwagę naszych oszołomów z Politechniki. Co chwila szczerzyli się w naszą stroną, a raz o mało nie zabili mnie piłką. Przewróciłam oczami z politowaniem, oddając Mikasę jednemu z chłopców przy bandach reklamowych.
Nawet nie wiecie, jakie to trudne oglądać na żywo mecz z byłym narzeczonym w roli głównej. Bartoszowi wychodziło prawie wszystko, nawet zagrywką zdobył 2 punkty. Łapałam się na odlatywaniu myślami gdzieś w przeszłość związku z przyjmującym. Czy to miało jakąś przyszłość? Nie żałowałam swoich decyzji. Dwa razy uratował mnie przed fatalnym zamążpójściem. Jego też nie poślubiłam. W przerwie przed piątym setem dosiadła się do mnie brunetka.
- Jak się czujesz? – sondowała.
- Nie wiem. Normalnie chyba. Mam wrażenie, jakby to było kilka lat temu, a on był już kimś innym. Też jestem inna, prawda? – Zerknęłam na towarzyszkę.
- Chcesz do niego wrócić? – zdumiała się.
- Nie wiem, czy bym potrafiła być z jakimkolwiek mężczyzną, a co dopiero z Bartkiem. Jeśli faktycznie się leczy, to na pewno mu doradzą polepszenie kontaktu ze mną. Nie zamierzam utrudniać mu terapii.
- Słuchaj, a może ty też byś chciała skorzystać z jakieś pomocy? Poszukam ci specjalisty, jeśli byś chciała…
- Jusia, przecież mam was, moich najlepszych terapeutów. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Naprawdę, wystarczy mi cyrk na kółkach, który potrafią zrobić panowie ze stolicy.
- Nie da się ukryć, nie zawsze grzeszą mądrością. – Wskazała dłonią na zderzających się klatkami piersiowymi siatkarzy tuż przed wbiegnięciem na boisko.
Maksymalna ilość rozegranych setów ucieszyła oczy kibiców. Ku ogromnej uciesze miejscowych, Politechnika Warszawa pokonała Skrę Bełchatów. Siatkarze fetowali na środku boiska, jednak szybko przypomnieli sobie, że muszą jeszcze uścisnąć ręce przeciwnikom. Justyna pociągnęła mnie za rękę w stronę jej miejsca niedaleko band. Zbyszek również biegł w naszą stronę. Ja odszukałam wzrokiem sylwetki Kurka. Stał z boku boiska, opierając się o słupek. Nie był to pojedynek o mistrzostwo, ale i tak na pewno czuł się przygnębiony. Spisywał się dzisiaj wyśmienicie, ale warszawiacy jeszcze lepiej. Na moment spotkałam smutne spojrzenie bruneta. Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę, lecz chwilę później poczułam jak tracę grunt pod nogami.
- Kubiak! – krzyknęłam.
- Wygraliśmy, Celi! – wydarł się do mojego ucha.
Ten wariat wziął mnie aa ręce, przeniósł przez reklamy i zaczął kręcić się w kółko na środku boiska. Trzymałam się mocno jego szyi, żeby nie upaść. On tylko śmiał się ze mnie i obejmował mocno. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ten jego super pomysł? Próbowałam dostrzec gdzieś Bartosza, bo z pewnością nasze ekscesy nie uszły jego uwadze. Co sobie pomyślał? A co mnie to obchodzi.
- Jesteś stuknięty. – Uszczypnęłam kumpla.
- Ale za to jaki seksowny  - odparł, szczerząc się do mnie. Plasnęłam się dłonią w czoło.
- Chyba śmierdzący. Rozciągnij się i spadaj pod prysznic.
Postawił mnie na ziemię, a przy okazji wycałował w oba policzki.
- Widzisz, jest zazdrosny jak cholera – podsumował Kubi.
Z ciekawości zerknęłam na drugą część parkietu. Kurek nerwowo wyginał swoje palce, siedząc w rozkroku. Widać było, że mruczał coś pod nosem. Naprawdę to niby z mojego powodu? Szkoda, że Misiek nie pomyślał o reszcie osób obserwujących nas, bo jego fankom chyba nie przypadłam do gustu. Podreptałam do krzesełek sztabu, postanawiając poczekać, aż sala się wyludni.
- Wy ta na serio? – usłyszałam, idąc korytarzem do wyjścia. Za sobą ujrzałam przyjmującego z Bełchatowa.
- O czym mówisz? – Zrobiłam pytającą minę.
- No z Miśkiem. Jesteście razem? – dopytywał siatkarz.
- Dobrze się czujesz? – roześmiałam się. – Co ty.
Lekko zbiłam go z tropu, bo zamilknął na moment. Śmiać mi się chciało w duchu. Kubiak byłby z siebie bardzo dumny. Ja jedynie miałam namieszane w głowie. Bartosz nie powinien być o mnie zazdrosny, prawda?
- Myślałem, że coś mnie ominęło – wydukał.
- Wiem, że rzadko gadamy, ale bez przesady – zażartowałam.
- To dobrze.
Staliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu. Wyczuwałam zakłopotanie u Kurka. Nie wiedział, co ze sobą począć, a to nowa sytuacja w jego przypadku. Gdy w końcu podniósł na mnie wzrok, zrobił duży krok i przytulił mnie ostrożnie. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Odwzajemniłam uścisk, opierając dłonie na jego plecach. Niebieskooki oddychał szybko i lekko drżały mu ręce. Zdałam sobie sprawę, że nie bałam się go. Miałam jakiś sentyment do wielkich ramion, zakrywających mnie prawie w całości.
- Przepraszam… Ja… Pójdę już. Dzięki… za wszystko – plątał mu się język. Odsunął się szybko. – Cześć. Odezwę się.

- Pa. – Patrzyłam jak znika za wyjściowymi drzwiami.

______________________________________________


Rok zleciał, nie wiem kiedy. Gdzieś w podświadomości miałam myśl, że powinnam skończyć przygody Celki, zakończyć to opowiadanie. Zebrałam się w sobie teraz :)
To ostatni odcinek :) W okolicy przyszłego tygodnia ukaże się tu epilog.
Ponad 4 lata działam z tą historią, pora sfinalizować :)
Cecylia to moje pierwsze opowiadanie siatkarskie prowadzone samodzielnie. Mam wielki sentyment i jestem bardzo przywiązana. Może dlatego tak opornie szło mi skończenie tego?
Inaczej planowałam to skończyć, ale plany uległy zmianie. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Dziękuję serdecznie tym, którzy wytrwali ze mną do tego momentu.
Będą nowe historie i opowiadania w moim wykonaniu, bez obaw :) Przystąpię do ich pisania z czystym sumieniem.

Pozdrawiam serdecznie :)