Łączna liczba wyświetleń

31 gru 2010

#24# Życie składa się z krótkich chwil


- Ooo! Serio obciąłeś głowę?  - śmiała się blondynka.
- No tak. To była ulubiona lalka mojej kuzynki. Ale mi się dostało.
- Ty biedaku. Tak myślałam, że byłeś niezłym psotnikiem.
- Skąd? – spytał zaskoczony brunet.
- Widać to po tobie. Zresztą żarty dalej się ciebie trzymają.
- Oj, no trzeba się cieszyć, a nie wieczna stypa. Chłopaki atrakcję mają.
- Gdzie ty Misiek byłeś, gdy ja wolna byłam? – zażartowała.
- A no gdzieś sobie dreptałem. A co? Chciałabyś takiego wariata jak ja?
- Pewnie. Ty jesteś jedyny w swoim rodzaju.
- Bo się zarumienię. A gdzie ty byłaś, jak ja kawalerem byłem, co?
- No jakoś się nie spotkaliśmy. A mogłoby być ciekawie – mruknęła.
- Oj tak. Ale wszystko można nadrobić. Dałabyś się złapać na moje śliczne oczka? – uśmiechnął się przebiegle.
- Może, może… Jakbyś odpowiednio zagaił. Nie ładnie panie Michale wykorzystywać słabość kobiet do pana – pogroziła mu.
- O, masz do mnie słabość? Dobrze wiedzieć – zatarł ręce.
- Ej, ej! Bez takich numerów! Wcale nie mam – oburzyła się blondynka.
- Nie złość się, to nic złego. Nie twoja wina, że jestem taki pociągający – zachichotał.
- O ty! No nie moja. Zamiast w kolejce po urodę, mogłeś stanąć po rozum.
- Ależ ja bardzo mądry jestem.
- I skromny.
- Skąd wiedziałaś? Widzę, że ty też mądra.
- Tak, tak. Oj wybacz, wrócił mój narzeczony. Musimy kończyć. Do jutra.
- Dobrze. Papa. Buziaki – przesłał jej całusa.
                Zamknęła laptopa. Sama nie wiedziała, czemu nie przyznała się do nowej znajomości. Minęło trochę czasu, a nadal to był jej mały sekret. Czy robiła coś złego? Chyba nie…

<><><> 

                Zbliżały się półfinały. Skra kontra Resovia i Jastrzębie z Zaksą. Bartek chodził cały zdenerwowany. Coś tam mruczał do siebie. Nie mogłam go pojąć. Przecież taka postawa do niczego nie prowadzi. Parę dni temu dostałam bukiet kwiatów. Myślałam, że to od Kurka, bo na bileciku napisano: Jesteśmy sobie przeznaczeni. Już miałam mu podziękować, gdy przyszła kolejna przesyłka. Biały miś z karteczką: Jesteś tylko moja. Roześmiałam się na cały głos. Też ma pomysły. Postanowiłam, że przetrzymam go w niepewności. Jednak gdy nie zdradzał po sobie jakichkolwiek oznak ciekawości czy niepewności, zaczęłam się zastanawiać. Odpowiedź przyszła kolejnego dnia i następnego i następnego. Codziennie po otwarciu drzwi czekały na mnie to czekoladki, to róża, to biżuteria. „Nigdy się nie poddam”, „Odzyskam cię” i „Kocham cię nadal” mówiły same za siebie…
                To nie mój chłopak był adresatem wszystkich tych podarków. Wiedziałam kto. Przestraszyłam się nie na żarty. Bo skoro on tu się kręci, to zawsze może mnie najść albo napaść gdzieś. Nie chciałam nic mówić Bartkowi, żeby się nie denerwował. Wystarczająco się zadręczał meczami. Wszystko wrzucałam do kartonu na dnie szafy i skrzętnie zakrywałam. Żeby mu się tylko tam nie zachciało ryć…
                Przyznaje, stałam się rozdrażniona. Ta konspiracja, podchody mi wale nie służyły. Częściej płakałam, przeważnie wieczorami, żeby on nie słyszał i nie widział. Wszystko wokół mnie denerwowało. Nawet on… PO prostu już nie miałam do niego siły. Na ciągłe pocieszanie, głaskanie, mówienie, że będzie dobrze i tak dalej. Jestem tylko człowiekiem i chyba sięgnęłam granic cierpliwości. Gdy emocje we mnie buzowały i sięgały zenitu, zdarzało mi się po prostu na niego krzyczeć. Wybuchała kłótnia, potem ja wybiegałam i zamykałam się w łazience, on sterczał pod drzwiami i przepraszał, a to przecież była moja wina… Moja bardzo wielka wina…

<><><> 

                Wysiadła z pociągu w Kędzierzynie. Nikt nie wiedział, że przyjeżdża a tym bardziej on. Chciała mu zrobić niespodziankę. Była przed halą przed nimi i cierpliwie czekała. Niebawem pojawił się autokar. Powoli wynurzali się z niego chłopacy. Lekko odchrząknęła, gdy zajęli się wyjmowaniem bagaży.
- Cześć Anetko – wszyscy rzucili się ją przywitać. Grzegorz zorientował się w sprawie ostatni.
- Ale jaka Anetka? – popatrzył zdezorientowany. Dopiero potem zobaczył tłum siatkarzy obściskujących jakąś dziewczynę. – Kogo tam dorwaliście? – podszedł bliżej.
- Dzień dobry Grzesiu – usłyszał znajomy głos. Chłopaki rozstąpili się, ukazując drobną blondynkę.
- O matko.. – zatkało go. – A co ty tu robisz?
- Przyjechałam kibicować Jastrzębiu. No i jakiemuś Łomaczowi, znacie takiego? – udawała głupią.
- Zaraz ci przypomnę – przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Gregor, co tu się dzieje? – usłyszeli włoskie zapytanie. Trener stał i patrzył zdumiony.
- Eee… Nic takiego trenerze. To moja dziewczyna, Aneta. Kochanie, to nasz trener, Roberto – przedstawił ich sobie. Mężczyzna ucałował jej dłoń. Aneta lekko się zarumieniła. – Niech mi trener nie podrywa dziewczyny!
- Oj tam. Nie denerwuj się. Gdzie by ona na takiego starca poleciała – uśmiechnął się.
- Nie jest pan taki stary. Do tego szarmancki, przystojny i z klasą – wtraciła blondynka, a z każdym jej słowem Grzesiek czerwieniał z zazdrości.
- Ja mu tego nie przetłumaczę! – zawarczał.
- Ale ja mogę na angielski – wyrwał się Igor. Santili po wysłuchaniu, rozpromienił się i poweselał.
- No, to chłopcy na salę i rozgrzeweczka, a my sobie z Anetką pogawędzimy trochę – wziął ją pod rękę i mrugnął porozumiewawczo.
- Angielski może być? – spytał.
- Of course – roześmiała się i odeszli.
Brunet stał w miejscu, a para szła mu nosem i uszami.
- No co za… bufon! Przecież, przecież… przecież…
- Spokojnie Grześ, bo się zapowietrzysz – poklepał go Patryk.
- Przecież… on mi ukradł dziewczynę… - nagle posmutniał.
- Tylko żartowali. Nie raz ją jeszcze dopieścisz – zaśmiali się wszyscy.

<><><> 

Usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Czyli już wrócił. Po chwili pojawił się w progu kuchni.
- Celciu?
- Tak? - odparłam z ustami pełnymi śledzia, sięgając po ogórka i zanurzając go w nutelli.
- Wiesz tak sobie myślę, że...
- Co?
- No bo ty jesz to wszystko, krzyczysz na mnie, potem płaczesz.
- I co w związku z tym?
- A może ty...
- Co do cholery? – odparłam zirytowana. Od kiedy on się wysłowić nie umie?
- Może jesteś w ciąży?
- Czyś ty Bartek oszalał??!! – wyplułam całą zawartość buzi na blat stołu.
- Ale Celi, ja tylko pytam, wiesz kojarzę pewne fakty…
- A co? Nie chcesz być tatusiem? – zmieniłam front.
- Wiesz, może niekoniecznie teraz…
- Trzeba było myśleć zanim mi wsadziłeś… Kurde, Kurek co ty robiłeś na biologii?
- Wiesz, zawsze wtedy takie ładne chmury za oknem były. No żartuję.
- Najpierw się bzykasz, a potem sie zastanawiasz co z tego wyszło? No gratulacje.
 - Sama tego chciałaś!
- Oczywiście! Teraz wszystko na mnie!
- Jakbyś nie chciała, nic złego bym ci nie zrobił!
- Aha, na pewno. Bo ci uwierzę. Nie powstrzymałbyś się.
- Jedno twoje słowo.
- Phi. A krowy latają – prychnęłam i odwróciłam się w stronę okna.
- Przestań! – spojrzał na mnie poważnie.
- Nie musisz się poczuwać do tego dziecka, sama je wychowam.
- Nie wygaduj bzdur. To jasne, że zajmiemy się nim razem.
- Jaki miłosierny samarytanin. Wzruszyłam się. – rzuciłam i wyszłam z kuchni, biegnąc do pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem.
- Odczep się! – wrzasnęłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą i cokolwiek by się nie działo zostanę. Dziecko to nie apokalipsa.
- Nic nie rozumiesz. – powiedziałam przez płacz.
- To może dasz mi szansę zrozumieć? – spytał.
- Dobrze. Naciśnij klamkę.
Zrobił co kazałam i po chwili usiadł obok mnie. Zaczął gładzić moje włosy.
- Celuś, co się dzieje?
- Nie ma żadnego dziecka… - szepnęłam.
- Tak? W takim razie czemu płaczesz?
- Widzisz? Wiedziałam, że lepiej będzie jak stąd wyjadę.
- Co ty wygadujesz. Dowiem się wreszcie prawdy? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Objawy jakie mają kobiety w ciąży, to u mnie codzienność.
- Czyli?
- Zawsze jadłam dziwne rzeczy. Nastroje zmieniają mi się kilka razy na dzień. A wieczorny płacz, to mój rytuał – ponowna fala łez zalała mi twarz.
- Skarbie, nie płacz już. Nie ma powodu.
- Jak to nie? Sam widzisz jaka jestem. Nie możesz być z kimś takim. Nadaję się do wariatkowa, wiem. Spakuję swoje rzeczy i jutro wyjadę.
- O nie! Nie pozwalam! Nie teraz, gdy już cię pokochałem.
- Muszę dbać o twoje dobro. Znajdź sobie kogoś normalnego.
- Chcę ciebie. Chcę moją Cecylkę! Z wszystkimi jej humorami, zwyczajami i problemami.
- Nie piłeś niczego? – spojrzałam na niego spod rzęs.
- Mówię to co czuję. Jesteś w moim sercu. Nie zmieniaj się, bo jesteś piękna taka jaka jesteś.
- Nie przesłyszałam się?
- Mogę to powtarzać do upadłego. Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię! – wrzeszczał na całe mieszkanie a może i blok.
Pierwszy raz mężczyzna mi coś takiego powiedział. Najdziwniejsze było to, że mu wierzyłam.
- Przytul mnie – wyszeptałam skulona pod kołdrą. Nie czekałam długo, kiedy poczułam jak oplata mnie swoimi ramionami. Promieniowało od niego ciepło, którego przecież potrzebowałam. Kołysaliśmy się w przód i w tył. Za jego sprawą ogarnął mnie błogi spokój. Wszystkie problemy i troski gdzieś się ulotniły.
- Już lepiej? – spytał, gładząc mój policzek.
- Tak. Zostaniesz ze mną na noc?
- Przecież zawsze jestem.
- A… No tak… Wybacz… - nie wiedziałam co mówię.
- Spokojnie. O nic się nie martw. Tylko mi zaufaj.
- Ufam ci Bartek. I jeszcze jedno… Kocham cię – dodałam cichutko, mocniej się w niego wtulając.
- Dziękuję za te dwa najpiękniejsze słowa. Dużo to dla mnie znaczy, wiesz?
- Dla mnie też. Musisz mnie wszystkiego o miłości nauczyć.
- Razem się nauczymy – ucałował moje czoło. – Ja skoczę pod prysznic i przygotuję ci kąpiel, co ty na to?
- Jestem za. Poczekam.
- Postaram się jak najszybciej. – pobiegł i już go nie było.
Za 20 minut przyszedł po mnie i zaprowadził do łazienki. Wannę po brzegi wypełniała piana, a dookoła stało kilka malutkich aromatycznych świeczek.
- Nie śpiesz się. Czekam w pokoju. – zamknął za sobą drzwi. Ja zrzuciłam z siebie rzeczy i weszłam do wody. Siedziałam tam tak długo, aż woda ostygła. Tego było mi trzeba. Wysuszyłam się i założyłam do spania moją koszulkę XXXL i spodenki.
                Bartek leżał na łóżku podparty na poduszkach i nad czymś myślał.
- Już jestem - odparłam. Usiadłam na brzegu i patrzyłam na niego. On odwrócił głowę w moją stronę. W jego oczach zobaczyłam zaskoczenie i jednocześnie nutkę pożądania.
- Zawsze tak ponętnie wyglądasz po kąpieli?
- Oj, nie masz dość wrażeń na dzisiaj?
- Mówię, co widzę. – cały czas czułam jego wzrok na sobie. Lekko się pochyliłam, co spowodowało, że koszulka mi się przekrzywiła i odsłoniła ramię.
- Celuś! Nie prowokuj mnie! – krzyknął, ledwo co panując nad emocjami.
- Ja? Ciebie? – spojrzałam zdezorientowana w jego stronę.
- A co tam. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę – odparł i rzucił się na mnie.


<><><><><><><><><><><><><><><><><>

No to wypijcie za moje zdrowie.
17 lat temu, podobno o 15.45, zaczęłam się drzeć,podobno niesamowicie.
Z dedykacją i podziękowaniem
za życzenia od was :*:*:*

Stara dupa jestem, nie? ;P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz