Łączna liczba wyświetleń

25 kwi 2011

#30# Odnaleźć się w nowej sytuacji


                W przeciwieństwie do mojego zszokowanego wyrazu twarzy, pani Irena się uśmiechała.
- Przyjechałam do mojego domu.
- Ale jak to? Pani dom jest w Nysie.
- Dziecinko, to mój dom rodzinny. Tamten kupił Adam. Zresztą teraz to nie mój mąż. Stał się kimś obcym.
Weszłyśmy do środka, gdzie od razu zapanowało ściskanie.
- Mamo – dwie kobiety ściskały się z całych sił. Nie potrzebowały słów, gesty mówiły wszystko.
- Dobrze się widzieć córciu – dołączył pan Stanisław.
- Wybaczcie, że wam się zwalam na głowę, ale nie mogłam już znieść tego mojego barana. Kompletnie mu odwaliło. Jak pobędzie trochę sam, to może zmądrzeje.
- Nic się nie stało. Łóżek starczy dla nas wszystkich. Teraz to czuje się zdominowany – zaśmiał się jedyny mężczyzna w naszym gronie.
- Stasiek, nie panikuj. Tu same porządne kobiety a męska ręka też potrzebna – żona ucałowała go w policzek.
- Skoro nasi mężczyźni nie dopisali, to zostań chociaż ty tato – uścisnęła mnie mama Bartka.
- Oj, Bartusia tłumaczy zgrupowanie.
- Tak, tak. Jak zawsze babcia broni wnuka. Teraz Celi widzisz, kto go tak rozpuścił.
- Irka, nie przesadzaj. Wyrósł na wspaniałego chłopaka a raczej mężczyznę. Cecylia coś o tym wie, prawda?
Spąsowiałam na to pytanie. Czy to była aluzja do spraw łóżkowych?
- Weźcie mi dziewczyny nie zawstydzajcie, zbereźnice. Chodź Celka, pokażę ci pokój, a te przekupki niech sobie pogadają – pan Staszek pociągnął mnie za rękę.

<><><> 

                Stała z telefonem w ręce. Kciuk zawisł nad klawiaturą a wystarczyłoby nacisnąć jedną cieloną słuchawkę. Jeżeli chciała uratować znajomość z brunetem, musiała zadzwonić. Uporała się z informacjami od Jagody. Doszła do wniosku, ze ta musi bardzo kochać brata, żeby się do niej pofatygować i tłumaczyć za niego. Choroba nie wybiera. Justyna nie mogła go za to winić.
- No zadzwoń głupia! Przecież telefon nie gryzie. Dzwonisz do jego siostry nie do niego – mówiła sama do siebie.
                Po godzinie chodzenia po pokoju, wahania się i picia herbaty, w końcu się zdecydowała.
- Halo? – usłyszała znany kobiecy głos.
- Cześć. Mówi Justyna Smolarczyk. Pamiętasz mnie?
- Oczywiście, że tak. Czekałam na twój telefon. I co?
- Przyjęłam wszystko do wiadomości. Jeśli mogę, to chciałabym go zobaczyć – ściszyła głos.
- Cieszę się. Pewnie, że możesz. Może nic Zbyszkowi nie powiem i zrobimy mu niespodziankę? Wiesz, że ma dzisiaj urodziny?
- Yyy… Czyli co? Mam być prezentem? – zaśmiała się.
- Dokładnie. Będziesz najlepszym prezentem jaki mógł sobie wymarzyć. Jestem genialna.
- Dobrze, to o której mam być? – spytała.
- Przyjadę po ciebie o 3, dobrze?
- Będę czekać. Do zobaczenia.
                No to się wpakowała. Urodziny. Nawet o tym nie pomyślała. Teraz już zapamięta. Oczywiście to miło, że przyjdzie do niego w taki dzień, ale nie może uważać siebie za prezent. Musi mu coś kupić. Tylko co? Nienawidziła kupować prezentów. A teraz na dodatek miała nieograniczony czas. Centrum handlowe to najlepsze wyjście. Może tam ją coś natchnie.
                Chodziła pośród sklepowych wystaw, nie wiedząc nic. No bo nie kupi mu kwiatka, ani biżuterii, ani żadnych tego typu pierdów. Co można kupić siatkarzowi? I wtedy jej wzrok padł na sklep z koszulkami. Ale to nie takimi zwykłymi. Każda miała jakiś śmieszny napis. Jednym słowem: dla każdego coś dobrego. Przeglądała już je jakiś czas, aż znalazła odpowiednią.
- Proszę zapakować.
- Mam nadzieję, że znajomy ma poczucie humoru? – zagadnęła ekspedientka.
- To na poprawę samopoczucia, więc musi zadziałać – uśmiechnęła się Justyna.
                Dokupiła do tego wino, które pili na pamiętnej kolacji. Zasmakowało jej wtedy i chciała je ponownie wypić w tym samym towarzystwie. Teraz już mogła się przyznać, że jej go brakowało. Tak ja pochłonęły te Myślo, że sobie nie zadała podstawowego pytania, o to, co ubierze. Niby to taka nieformalna wizyta, ale nie mogła iść byle jak. Postanowiła być pośrodku. Stwierdziła, że czarne rurki i kwiecista tunika będą neutralne.

<><><> 

                W Bełchatowie na dworcu odetchnęła z ulgą. Cieszyła się, że Jędrzej nie utrudniał jej odejścia, nie wybiegł za nią, nie pognał na lotnisko, ale z drugiej strony… Miała do niego żal, że o nich nie walczył. Tylko się utwierdziła w słuszności swojej decyzji. Nie był jej wart i dobrze, że to teraz się skończyło.
                Rozglądnęła się po peronie. Mogła napisać do przyjaciółki, że przyjeżdża, to teraz nie byłoby problemu z komunikacją. Ale wolała nie dzwonić, bo  czuła, że totalnie by się rozleciała podczas rozmowy. Woli to zrobić pośród czterech ścian. Pamiętała adres Celki, ale jak ma tam dotrzeć, nie wiedziała.
- Przepraszam panią bardzo, mogłaby mi pani powiedzieć, jak dotrzeć pod ten adres? – zaczepiła młodą kobietę.
- Mam wrażenie, że się skądś znamy.
- Eee… Dagmara Winiarska? – spytała Anna w chwili olśnienia.
- Tak. Czyli jednak?
- Jestem Ania, przyjaciółka Cecylii, tej od wieczoru panieńskiego – wyjaśniła.
- Chyba chciałaś powiedzieć tej od Bartka. Teraz z nich najprawdziwsza para – uśmiechnęła się brunetka.
- No tak. Wiem, doniesiono mi o tym. To ja? Pomożesz mi?
- Pewnie. To na naszym osiedlu, a konkretniej to adres Bartka. Po co tam jedziesz?
- Yyy… Że tak powiem, z niespodziewaną wizytą. Wiem, że Celi u niego mieszka.
- Mogę cię nawet podrzucić. Tylko, że oni wyjechali – wyjawiła kobieta.
- Och… Nie wiesz gdzie?
- No Bartek na zgrupowanie, ale z tego co wiem, do Spały Cecylii nie brał. Nie wiem, gdzie ją zawiózł.
- kurcze… - posmutniała i oparła się zrezygnowana o słup.
- Hej, nie martw się. Mam klucz do ich mieszkania w razie czego. Zadzwonimy i się dogadamy.
                Blondynka pojechała z Winiarską na ich osiedle. Najpierw poszły do mieszkania brunetki po owy klucz. Ania zdecydowała, że poczeka na korytarzu.
- Daga, nie widziałaś ładowarki do mojego laptopa? – słychać było męski głos w mieszkaniu.
Dziewczyna poznała go doskonale. Nie chciała się ujawniać, było jej głupio. Jadnak przez w połowie otwarte drzwi mignęła twarz siatkarza.
- Ania? – zawrócił i wyjrzał na korytarz.
- Michał – szepnęła.
Padli w swoje objęcia. Tak po prostu, bez zbędnych słów.
- Co ty tu robisz? – spytał po chwili.
- Przyjechałam.
- Na długo? Bo widzisz, ja właśnie wyjeżdżam do Spały.
- Chyba… chyba na zawsze… - wykrztusiła.
- Anuś, co jest? – chwycił jej twarz w dłonie.
Widział zbierające się w kącikach jej oczu łzy. Przeczuwał, ze coś musiało się stać. Nie mógł jej opuścić w takiej sytuacji a wyjazd naglił.
- Przyjechałam do Cecylii, ale się dowiedziałam, że jej nie ma.
- No nie ma, ale spokojnie, możesz zostać u nas – uśmiechnął się.
- Ekhem, czy ja o czymś nie wiem? – w drzwiach stanęła Dagmara.
- Kochanie, poznaj Annę…
- Ale ja już ją znam. Czyli to jest także Ania od twoich wieczornych rozmów? – zaśmiała się.
- Posłuchaj, to nie tak – zaczęła tłumaczyć blondynka.
- Przecież wiem. Tylko żartowałam. No wejdźcie do środka.

<><><> 

                Ta się jakoś zgadałam z dziadkiem Bartka, że teraz siedzieliśmy w garażu i składaliśmy samolot. Oczywiście tylko model w pomniejszonej wersji. Uwielbiam takie prace i często zajmowałam się „męskimi” zajęciami.
- Wiesz co? Bartka nigdy nie nakłoniłem do wspólnego klejenia a ty z taką chęcią to robisz – uśmiechnął się staruszek.
- Zawsze miałam do tego pociąg. Często słyszałam, że miałam być chłopakiem.
- Ależ skąd, taka śliczna dziewczyna.
- Niech mnie pan nie zawstydza. Taką znowu pięknością nie jestem i kocham Bartka za to, że nie jest powierzchowny – wyznałam.
- Całe jego szczęście. Ładna miska jeść nie daje. W końcu w sumie wszystkie kobiety są piękne.
- Tylko… Skoro pan Adam się nie zgadza… To chyba nic z tego nie wyjdzie, co? – mruknęłam.
- Oj przestań. Nie jesteście dziećmi. To wasza decyzja, nie jego. Jak coś, to macie w nas wsparcie. Miło by było doczekać prawnuków – mrugnął do mnie.
- Wie pan, znamy się dość krótko. Jeszcze nie myślałam o ślubie a co dopiero o dzieciach…
- Kochane dziecko, wszystko w swoim czasie, ja wiem. Nie spieszcie się.
- Dobrze. W końcu już miałam w tym roku ślub… - powróciły do mnie przykre wspomnienia.
- Chodź tu do mnie złociutka – zostałam przytulona przez pana Staszka. – Coś o tym słyszałem. Nie przejmuj się. To przeszłość i już dawno minęła.
- Dziękuję – chlipnęłam, bo tak łatwo się rozkleiłam.
- Nie ma za co. Miłość to nie zbrodnia. Skoro nie kochałaś tamtego, to dobrze, że zrezygnowałaś.
- Zazdroszczę Bartkowi takiego dziadka – uśmiechnęłam się.
- A co z twoimi?
- Niestety już ich nie ma na tym świecie. Jeden zmarł przed moimi narodzinami, a drugi gdy miałam 13 lat. Widocznie babcie ich mocno kochały, bo dołączyły do swoich małżonków niebawem.
- Czyli teraz ja jestem twoim dziadkiem – ucałował mnie w czoło.
- Dziękuję.

<><><> 

                Brunet zaparkował samochód pod ośrodkiem. Mógł spokojnie rozpocząć zgrupowanie, wiedząc, że Cecylia jest w dobrych rękach. W końcu o kobietę trzeba dbać. Chciał dla niej wszystkiego, co najlepsze. Skoro nie mógł się o nią troszczyć osobiście, to oddał ją pod opiekę komuś zaufanemu.
                Wysiadł z samochodu i zaczerpnął świeżego powietrza. Po raz kolejny zaczynał przygodę z kadrą. Za każdym razem było inaczej, ale tak samo niesamowicie. Wiedział, że sam zapracował na to powołanie i nie zamierzał zwalniać. Robił to, co kochał. Reprezentowanie własnego kraju napawało go dumą i czuł się dzięki temu wyjątkowy. Nie mógł się zatrzymać, bo wszyscy parli do przodu, a on nie chciał dać się wyprzedzić. Siatkówka to gra rozwojowa.
- Siurek, stęskniłem się kochanie – coś rzuciło się na niego od tyłu.
- Kubuś, nie wygłupiaj się. Też się cieszę, że cię widzę.
- No ba. Wyobrażasz sobie? Znów będziemy razem przez te kilka tygodni, potem światówka. Jak za starych dobrych czasów.
- O matko, Jarski. Nie roztkliwiaj się tak. Mówisz jakbyśmy się 5 lat nie widzieli i mieli z 50 lat – zaśmiał się brunet.
- A bo odkąd sobie kobietę znalazłeś to nie masz dla mnie czasu – naburmuszył się rudowłosy.
- Bez urazy, Kuba, ale ty mi dzieci nie urodzisz.
- No wiesz ty co? Myślałem, że jesteś bezinteresowny! Nigdy ci nie przeszkadzało, że nie mam dziury między nogami!
- Cięcie! Odcinek tysiąc milion dwieście dwudziesty sagi „Ja i on, czyli geje to jest to” uważam za zakończony. Jak dobrze was widzieć chłopaki – przywitał się z nimi Grzesiek.
- Sam jesteś gej! – warknął Jarosz.
- Rosso, uświadomię się, że ten oto Grzegorz obraca w sypialni niejaką Anetę – wyjaśnił z mądrą miną Bartek.
- No to pięknie. Tylko ja zostałem sam…
                Powoli zaczynało zjeżdżać się coraz więcej chłopaków. Stara ekipa się kompletowała. Niektórzy z nich wspominali czasy nauki w spalskim SMS-ie. Kurek czuł się tu jak u siebie w domu. No może, gdyby była tu jeszcze Cecylia… Nie martwił się już, tylko tęsknił. Jednak pewnych okoliczności i zdarzeń nie przewidział…


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>


Moje kochane dziewczęta :)
30 odcinków już za nami. Matko, nawet nie wiem, kiedy to tak szybko minęło...
Zdradzę wam, że pomysł narodził się w mojej głowie w zeszłoroczne ferie zimowe ;p
a niebawem mały jubileusz się szykuje ;)


Dedykacja dla...

Lady Volley :* mojej kochanej,
bo bystrzak z niej :)
i wyłapała moją gafę ;p w poprzednim odcinku w pewnym fragmencie zamiast "Cecylii" pojawiła się "Marta" uuuuupsss... ;p

wybaczcie to moje przywiązanie do własnego imienia :)

Do usłyszenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz