Ogólnie rzecz biorąc, nie czułam
się najlepiej ostatnimi dniami. Choroba dawała mi się we znaki i dopiero teraz
poznałam, co mnie czeka. A przecież miało być jeszcze gorzej. Non stop miałam w
uszach słowa Roberta. Wtedy wyszłam z kawiarni, dodając cicho, że się
zastanowię.
Czy wiedziałam, co zrobić?
Decyzja wcale nie była łatwa. Ja chciałam żyć, a do tego wcale nie zaliczało
się uwięzienie u boku architekta. Mogłam się założyć, że moja rodzinka nagle
się zjawi i przygarnie mnie pod swoje skrzydła. W końcu on był ich wymarzonym
zięciem.
Wraz z ciążącą nade mną
koniecznością podjęcia jakiejkolwiek decyzji, przygniatał mnie strach i nerwy.
Wyobrażałam sobie przeróżne scenariusze. Przeważnie te mniej wesołe. O kim mam
myśleć? O innych czy o sobie? Komu będzie mnie brakowało? W mojej głowie
czekało jeszcze z milion takich pytań, ale pociemniało mi nagle przed oczami i
poczułam, że zbliżam się szybko do podłoża.
<><><>
Siatkarz ostrożnie uchylił drzwi
sali. Lekarz przed chwilą pozwolił mu wejść do ukochanej.
- Cześć, Jusiaczku - powiedział
cicho.
- Nie musiałeś przychodzić - odparła
lekko zachrypniętym głosem. Leżała nieruchomo, z rękoma ułożonymi wzdłuż ciała.
Wpatrywała się w sufit z beznamiętnym wyrazem twarzy. Z łatwością dostrzegł
cienie pod jej opuchniętymi od płaczu oczyma.
- Musiałem. Jestem twoim
partnerem i przejdziemy przez to razem - wziął jej zimną dłoń i ucałował.
- Nie wiesz, co czuję. Nic nie
rozumiesz, to było moje maleństwo...
- Nasze, kochanie, nasze.
Przecież chciałem go tak samo jak ty.
- To było moje dzieciątko... -
powtarzała jak mantrę Justyna. Zupełnie niespodziewanie obróciła głowę i
przeniosła wzrok na Zbyszka. Ten drgnął, widząc jej pełne bólu i cierpienia
spojrzenie. - Ja je zabiłam. Mogłam nie...
- Nie, nie. Niepotrzebnie
nalegałem na wizytę u rodziców. Musze powiedzieć jasno, że to moja mama cię zdenerwowała
- przyznał brunet z ciężkim sercem. - Broń Boże nie obwiniaj o to siebie.
- To twoja matka, musi się o
ciebie troszczyć, choć nie jesteś już dzieckiem. To ja mogłam zareagować
spokojniej. Może ona miała rację. Jestem ci kulą u nogi, ograniczam cię. Nie
byłabym dość dobrą dziewczyną dla ciebie, a już na pewno nie matką twojego
dziecka.
- Przestań! - potrząsnął lekko
dziewczyną. - Nie słuchaj tego, co ona mówi tylko ja. Kocham cię i możemy mieć
jeszcze niejedno dziecko. Obiecuję ci, że doczekamy się potomka.
- Żeby znowu go przedwcześnie
stracić? - z jej oczu popłynęły łzy, na które nie chciał patrzeć. Starł je
lekko kciukiem, niewiele to jednak pomogło. - To nie ma przyszłości. Chyba
lepiej, żebyś odszedł.
- Nie możemy się teraz poddać,
rozumiesz? Pokażmy wszystkim, że jesteśmy silni i naprawdę się kochamy. Pokażmy
to sobie - wyszeptał do jej ucha, ostrożnie obejmując Jusię.
- Nie - powiedziała cicho. - Ja
nie potrafię ci dać tego, czego oczekujesz. Wszyscy są nam przeciwni. Nawet ta
miłość nie jest w stanie tego zmienić.
- Skarbie, nie zostawiaj mnie,
proszę. Potrzebujesz mnie i ja ciebie też. Nie kończmy tak tego. Niedługo
dostaniesz wypis i wrócimy do domu. Zobaczysz, wszystko będzie już wyglądać
inaczej niż teraz - przyjmujący próbował przekonywać wybrankę.
- Inaczej? - jej głos brzmiał
niczym kilkuletniego dziecka, któremu rodzice obiecali coś ważnego. - Inaczej,
znaczy lepiej? Jak możesz mi to zagwarantować? Zbyszek, kocham cię całym
sercem, czasem aż boję się siły tego uczucia. Ale... Jeśli będziemy próbować i
znowu się nie uda, i znowu, i znowu, i tak ciągle... To jaką mamy szansę?
- Zawsze jest szansa. Sama
powiedziałaś, że mnie kochasz. To jest powód, żeby walczyć. Przecież stało się
tak a nie inaczej przez złe emocje, twój organizm jest zdrowy, rozumiesz?
- Myślisz, że damy radę? Twoja
matka mnie nienawidzi... Jeśli nie nasze zawahanie, to jej niechęć nas
zniszczy.
- Myślę, że po tym... Jeśli ma
sumienie, to się zmieni. Będzie dobrze - ucałował brunetkę. - Jeśli byłoby to
koniecznie przy kolejnej ciąży, to nie musicie się widywać przed porodem.
- Jeśli do porodu dojdzie... -
westchnęła Justyna, dotykając delikatnie dłonią płaskiego brzucha. Ponownie w
jej oczach zagościł smutek i nostalgia. Zbyszek opuścił głowę w geście
bezradności. Nie wiedział już, jak pocieszyć ukochaną.
- Chyba lepiej jak już pójdę, co?
Przynieść ci coś? - spytał z troską.
- Nie, dziękuję. Nie mam na nic
ochoty. Z resztą, przecież i tak za niedługo mnie wypiszą.
- Więc dzwoń, jeśli czegoś ci
potrzeba - położył na stoliku jej telefon. Chciał pocałować dziewczynę w usta,
ale ta obróciła głowę nadstawiając policzek. Zatrzymał się na chwilę w drzwiach,
spoglądając zmartwionym wzrokiem na Justynę. Westchnął tylko i wyszedł.
Ostatnimi czasy ciężko mu się
żyło z Justyną. Starał się jak mógł, by ułatwić jej powrót do normalności, ale
brunetka jakby tego nie chciała. Wciąż rozpamiętywała stracone dziecko, płakała
całe dnie i noce, prawie w ogóle się nie odzywała i nie uśmiechała. Siatkarzowi
brakowało tej wcześniejszej roześmianej dziewczyny. Nadal ją kochał, chociaż
było to trudne.
Aby choć na chwilę opuścić
mieszkanie z gęstą, przytłaczającą atmosferą, wyszedł z psem na spacer. Chciał
odetchnąć, zapomnieć, nabrać sił.
- Zibi? - usłyszał nagle czyjeś
wołanie. - Zbyszek? Zbyszek Bartman? Nie wierzę, tyle lat!
- Andżela? - brunetowi ciężko
było rozpoznać koleżankę ze szkoły.
- Nie mów, że mnie nie poznałeś!
- parsknęła perlistym śmiechem dziewczyna, odgarniając pasmo ogniście rudych
włosów za ucho.
- Te włosy, twarz.. Zmieniłaś się
przez 5 lat.
- Za to ty jak zwykle uroczy -
mrugnęła do niego, nie przestając się uśmiechać. - Co słychać? Opowiadaj
szybko! Słyszałam, że dopiąłeś swego i teraz zna cię cały siatkarski światek.
- Nie przesadzajmy z tym całym.
Zwiedziłem trochę klubów, nabrałem doświadczenia. Teraz bronię barw stolicy -
odparł przyjmujący.
- Znowu ta skromność. Aj, Zibi,
Zibi. Nic się nie zmieniłeś.
- Mówię jak jest no. Śpieszysz
się gdzieś? - spytał przyglądając się uważniej starej znajomej.
- Nie, właściwie to mam sporo
czasu. Wiesz, wolne popołudnie nie zdarza się często, muszę odsapnąć trochę od
tego tłumu. Masz jakieś propozycje?
- Jeśli nie będę ci przeszkadzał
w odpoczywaniu... Kawa? – przyjmujący zaproponował z nadzieją.
- Chętnie. Muszę cię o wszystko
wypytać!
- Tak? - spojrzał pytająco na
Andżelikę.
- Pewnie. Ciekawa jestem, co
zmieniło się w życiu tamtego chłopaka z loczkami, który miał takie ambicje...
- Dalej mam ambicję, tylko loczki
zniknęły - uśmiechnął się lekko
- Właśnie widzę, żeś fryzurę
zmienił - stanęła na palcach i ze śmiechem zmierzwiła mu włosy. - Ups. Nie
zostanę zbita przez dziewczynę za takie spoufalanie?
- Co ty. Justynie nie w głowie
takie rzeczy. Dzielnie znosi obecność moich fanek. Chociaż teraz... - urwał
odganiając złe myśli.
- Coś nie tak? - spojrzała na
niego spod rzęs, uśmiechając się zachęcająco.
- To nie jest rozmowa na teraz -
mruknął siatkarza.
- Jak wolisz, nie będę naciskać.
Może to faktycznie nie moja sprawa.. – zreflektowała się jego koleżanka.
- Nie o to chodzi. Nie chcę o tym
rozmawiać na środku parku.
- No tak, rozumiem. To co,
idziemy na tą kawę? Sądzę, że pozwolą nam wejść do którejś kawiarni z tym maluchem
- kucnęła przy malutkim yorku i podrapała go za uchem. Podniosła głowę do góry,
patrząc na Bartmana.
- Mam nadzieję. Najwyżej
usiądziemy przy stoliku na dworze. Panie przodem.
- Super. Swoją drogą, jak
znajdujesz czas dla tego malucha? Ciągle jesteś w rozjazdach, na treningach..
- Teraz niedawno wziąłem go do
siebie. W innych wypadkach mieszka u moich rodziców - wyjaśnił siatkarz.
- No tak, to oczywiste... -
mruknęła. Usiedli w końcu przy niewielkim stoliku. - Może teraz powiesz mi, co
się dzieje? Jeszcze umiem poznać, kiedy coś cię gryzie, choć dawno się nie
widzieliśmy – Andżelika przybrała zmartwiony wyraz.
- Czyli mam to wypisane na
twarzy? - jęknął bezradnie.
- Zbyszek, nie znamy się od
dzisiaj. Coś nie tak z dziewczyną? Justyna, dobrze pamiętam?
- Komuś muszę to powiedzieć...
Straciliśmy dziecko - wyszeptał.
- Boże, przepraszam. Nie powinnam
była... - zająknęła się na chwilę. - Przykro mi. Ale przecież... Zawsze można
spróbować jeszcze raz, prawda...?
- Nie przepraszaj... Jusia nie
chce o tym słyszeć. Oddalamy się od siebie..
- Może daj jej chwilę? Wiesz, to
dla niej trudny okres. Rozumiem ból ojca, który traci dziecko, ale jednak matka...
To trochę silniejsza więź – rudowłosa próbowała wczuć się w ich sytuację.
- Tak, tak. Wiesz ile chwil jej
już dawałem? Dużo... – brunet mówił coraz bardziej łamiącym się głosem.
- No, niby tak... - zamyśliła się
na chwilę. - Naprawdę nic to nie dało?
- Już dłuższy czas tak jest...
Nie umiem do niej dotrzeć.
- Może... Może ona nie tego
oczekuje? Daj jej spokój, niech sobie przemyśli wszystko. Da ci znać, kiedy już
będzie lepiej. Kochacie się...
- Ale jak to ma tak wyglądać.. -
przetarł twarz dłońmi. - Nie umiem tak żyć. Obok niej bez kontaktu.
- Wygląda na to, że będziesz
musiał. Nie znam Justyny, ale wydaje mi się, że ona tak szybko się nie zmieni.
To chyba czas, byś i ty stał się bardziej oschły. Może ta terapia szokowa coś
zmieni.
- Ale jak to? - siatkarz spojrzał
zdumionym wzrokiem na towarzyszkę. W międzyczasie podszedł do nich kelner z
kawą.
- Słuchaj, to nie jest normalne.
Okay, zdarzyła się wam ogromna tragedia. Ty byłeś w porządku, okazałeś
współczucie, byłeś z nią. Ja rozumiem, że jest jej ciężko, ale kiedyś będzie
musiała się z tym pogodzić. Dlaczego ty masz cierpieć podwójnie? Może, gdy
zauważy, że masz gdzieś jej zachowanie, to się zmieni?
- Na tą chwilę nie potrafię tego
ogarnąć umysłem. Przemyślę to. Nie chcę się na niej odgrywać. To nie fair w
takiej sytuacji - pokręcił głową.
- Zbyszek, zobacz, co ona
zrobiła! Dokładnie to samo! I wcale nie dbała o twoje uczucia.
- Ale to co innego. Moja matka ją
rozzłościła i dlatego poroniła.
- Twoja matka chce dla ciebie jak
najlepiej. Poza tym, jaką miała gwarancje, że ona nie jest z tobą tylko dla
kasy? Żadną. Wiem, że to brzmi okrutnie. Ale co mogła pomyśleć matka, kiedy
przyprowadzasz do domu kompletnie nie znaną jej osobą, przedstawiasz jako swoją
dziewczynę, a w dodatku spodziewacie się dziecka. Wszystko byłoby okay, gdyby
nie fakt, że twoja pensja ma nieco więcej zer, niż przeciętnego Polaka.
- Nie musiała od razu jej tak
wyzywać. Nie było cię tam, więc nie wiesz. Nie, sam muszę to jakoś rozwiązać –
zanurzył usta w napoju.
- Rób jak uważasz. Znasz moje
zdanie. Byłabym ostrożniejsza na twoim miejscu. Nie wiadomo, do czego może ją
posunąć to nieszczęście.
- Co sugerujesz?
- Dobrze wiesz - spojrzała na
niego znacząco, upijając łyk kawy. Bartman zmarszczył brwi, zastanawiając się
nad czymś chwilę. - Mimo wszystko mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Nie
zmieniłam numeru, możesz dzwonić o każdej porze.
Justyna siedziała sama w domu.
Przycupnęła na parapecie, obserwując okolicę za oknem. Nie od razu zauważyła
postacie postawnego bruneta i atrakcyjnej rudowłosej. Rozpoznała Zbyszka, ale
jego towarzyszki już nie. Widziała, że on dobrze się czuje i bawi w jej
towarzystwie. Nic dziwnego, skoro ona odtrącała go na każdym kroku. Mimo to,
była zazdrosna, bo znalazł sobie rozrywkę u boku innej kobiety. I na co teraz
były jego wielkie przemowy o miłości i trwałości związku?
<><><>
Obudziłam
się w szpitalnej sali. Tyle jeszcze mój mózg potrafił mi podpowiedzieć. Nie
bardzo kojarzyłam fakty, dlaczego się tu znalazłam. Spojrzałam w dół. Pod
kołdrą rysował się dziwny kształt. Odrzuciłam materiał i prawie krzyknęłam na
widok sporego brzucha. Odszukałam wzrokiem guzik do przyzwania pielęgniarki.
- Jak dobrze, że się pani
obudziła. Już myśleliśmy, że nie damy rady przywrócić pani do normalnego życia
– trajkotała pielęgniarka.
- Jak długo tu jestem? – spytałam
cicho.
- Będzie około miesiąca.
Spokojnie, ciąża przez ten czas rozwinęła się prawidłowo.
- Dzień dobry. Miło widzieć
wreszcie panią przytomną – do pokoju wtargnął lekarz.
- Może mi pan wyjaśnić, co tu się
dzieje?
- Proszę bardzo. Gdy trafiła tu
pani, była w początkowej fazie ciąży. Udało nam się utrzymać płód przy życiu aż
do tej pory. Podkreślam, że to wielkie ryzyko w związku z pani chorobą. Pani
organizm słabnie, ponieważ nie mogliśmy przeprowadzić do tej pory operacji.
Nadal nie możemy jej dokonać ze względu na dziecko. I tutaj pojawia się problem
i miejsce na pani decyzję…
- Nie, nie zabiję żadnego
dziecka. Nie ma mowy – w mig pojęłam o co chodzi mężczyźnie. W tej samej chwili
poczułam więź z kimś, kto pływał w moim brzuchu.
- Muszę panią uświadomić, że to
prawie jak wyrok śmierci dla pani. Bez tego zabiegu nie dożyje pani jego
pierwszego słowa, a może nawet uśmiechu…
- Nie, nie zmienię zdania. Może
pan sobie tu przychodzić co godzinę, a ja powiem to samo.
<><><>
Siwiejący
brunet wszedł do swojego gabinetu i klapnął na fotel. Przetarł twarz dłońmi
i przymknął oczy.
- I co tam, Marek? Jak twoja
pacjentka? – przywitał go kolega.
- Ona jest szalona. Chce urodzić
to dziecko, rozumiesz?
- Wiesz, trudno mi się postawić w
jej miejscu, ale… Mówiłeś, że jeszcze kilka dni i… - zaciął się szatyn, patrząc
znacząco na towarzysza.
- Właśnie! Przecież mogłaby
zapłacić później, liczy się jej życie. Nie, nie przegadam jej dzisiaj. Jest
gotowa umrzeć dla tego dziecka… - westchnął głęboko i pokręcił głową.
- Niestety chyba ci nie pomogę.
Skoro ona tak zdecyduje, nie mamy prawa jej ruszyć.
- Pieprzony altruizm i instynkt
macierzyński… No nic, musimy kogoś powiadomić o jej stanie. Albo ją przekonają
albo poprą.
<><><>
Drżącą
ręką wybierałam numer do przyjaciółki. Wiem, olałam ją tak jakby, ale nie moja
wina, że nie miałam kontaktu ze światem. Teraz musiałam z nią porozmawiać.
- Jusia? – spytałam po chwili
głuchej ciszy w słuchawce.
- Jednak wiesz jak mam na imię?
- Wiem, że jesteś zła, ale
posłuchaj. Jestem w szpitalu…
Prawdopodobnie zamierzała mnie
wyzywać od najgorszych, ale moje ostatnie zdanie chyba ją powstrzymało.
- Jak to? – usłyszałam w jej
głosie troskę.
- Nie wiem czemu nie powiadomili
nikogo wcześniej. Justyś… Jestem w ciąży. W dodatku chcą, żebym usunęła, bo
moje życie jest zagrożone. Nic ci nie powiedziałam, moje serce…
- Nie przemęczaj się. Podaj
adres, już jadę!
- Kocham cię. Dziękuję, że
odebrałaś.
<><><>
Brunetka obmyśliła w głowie super
plan. By go zrealizować musiała dotrzeć niebawem do swoich rodziców. Jej syn
bawił się figurkami na tylnim siedzeniu.
- Olie, chcesz nocować u
dziadków? – spytała.
- A naprawdę mogę? – niedowierzał
chłopiec. – Byłoby suuuuper.
- Więc może uda mi się ich
namówić, co?
Tak jak myślała, jej mama od
progu pochwyciła wnuka w ramiona i nie zamierzała go oddawać. Dagmara subtelnie
spytała, czy nie byłoby problemem, gdyby tu został do jutra. Okazało się, że
jej ojciec już wietrzył pokój dla Oliviera. Zadowolona kobieta porozmawiała
chwilę z rodzicielami. Musiała jednak się spieszyć. Wyjaśniła im, że szykuje
romantyczną kolację dla męża. Cóż, była całkiem blisko prawdy. Nikt nie musiał
wiedzieć, że na skrzyżowaniu niedaleko Bełchatowa skręciła w zupełnie inną
stronę.
Michał stukał nogą o panele.
Ślęczał w kuchni nad zupą, którą sam sobie ugotował. Niemrawo przebierał łyżką
między kluskami. Zasycił pierwszy głód i nie bardzo wiedział, co zrobić dalej.
Po chwili zerwał się od stołu, resztkę potrawy wylał do zlewu, zgarnął kluczyki
z haczyka, torbę treningową i wybrał się na przejażdżkę. Wiedział, gdzie
mieszka lekarstwo na nudę.
Dziewczyna wracała właśnie do
domu. Zakupy okazały się koniecznością, by nie przymierać z głodu przez resztę
dnia. Przeszła spokojnie przez jezdnię i powoli zbliżała się do wejścia na
klatkę. Obejrzała się za siebie, gdy jakieś auto za nią zahamowało ostro i ktoś
z niego wyskoczył. Nim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Jędrzej stał tuż obok
niej.
- Anka, zrozum, że my musimy być
razem!
- Nie, Jędrek. Nie mogę być z
kimś, kto jest zdolny przegrać w karty cały majątek, razem ze mną w pakiecie!
- To było dawno, byłem głupi.
Naprawdę się zmieniłem! Musisz mi uwierzyć - ścisnął ją za ręce.
- Co się tu dzieje? - nagle
podbiegł do nich Michał z torbą treningową przewieszoną przez ramię. - Ania..?
- Dziękujemy panu za troskę.
Zwykła kłótnia narzeczonych, prawda kochanie? – facet udawał, że nic się nie
stało.
- Nie mów do mnie kochanie. -
mruknęła Ania, patrząc błagalnym wzrokiem na Michała. Ten oczywiście
zareagował.
- Ta pani chyba nie chce z panem
dłużej rozmawiać. - powiedział chłodno, kładąc rękę na ramieniu Jędrzeja.
Mężczyzna był prawie o głowę od niego niższy.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?
Marny siatkarzyku - strzepnął jego rękę. - Ania, chodź do środka - warknął
przez zaciśnięte zęby.
- Nie. - powiedziała cicho.
- Zostaw ją. - Winiar pociągnął
dziewczynę za rękę tak, że stała teraz za nim.
- Mówiłem ci, że masz się nie
wtrącać. Ania jest moją narzeczoną!
- O, to dziwne. - zadrwił Michał.
- A mi wydawało się, że właśnie dlatego wróciła do Polski. Bo zerwaliście.
- Gówno wiesz! - chciał dostać
się do Ani i szarpnął Winiarskiego, lecz ten ani drgnął.
- Myślisz, że mi podskoczysz? -
siatkarz zaśmiał się i spojrzał na niego znacząco. - Wybacz, ale nie pozwolę,
by w moim towarzystwie traktowano kobietę tak przedmiotowo. Zwłaszcza, że
chodzi o Anię.
- Och, bo się wzruszę. Też mi
rycerz się znalazł. Już zaliczyłeś swoją królewnę? Wskoczyłaś mu do łóżka? -
krzyczał jak w furii to do Michała to do blondynki.
- Jędrzej, nie komplikuj... -
wtrąciła Ania, wychylając się zza Michała.
- Nie, nie spałem z nią. Poza tym,
to i tak nie twoja sprawa.
- Nie wierzę! Puściłaś się z nim!
Tylko dlatego, że ma kupę mięśni? I co, lepiej ci zrobił? Normalny facet to za
mało i potrzebujesz jakiegoś ogiera? Dziwka! Ile ci zapłacił?
- Przesadziłeś. - warknął Michał
i rzucił się na niego z pięściami. Prawie upadli na chodnik wymieniając kolejne
ciosy. Ania patrzyła na to z niedowierzaniem. Michał bił się o nią?
- Proszę was, dajcie spokój. - powiedziała,
starając się zachować spokój. Stanęła między nimi, ale to nic nie dało. Co
więcej, poczuła uderzenie na swoim policzku. Odruchowo złapała się za bolące
miejsce.
- Uderzyłeś ją! - zawołał Winiar.
- Tak, ją. Ty zasługujesz na
mocniej - Jędrzej odepchnął Anię na bok i ruszył na Michała zaślepiony nienawiścią.
Dziewczyna nijak nie mogła ich rozdzielić, a oni nie zamierzali przestać.
Połowa ciosów Jędrzeja w ogóle nie dotknęła siatkarza, z kolei ten próbował
unieszkodliwić przeciwnika bez rozlewu krwi. Kiedy brunet nie widział innego
sposobu, mocno wycelował w szczękę mężczyzny. Tamten szybko wyswobodził się z
uścisku i pognał do samochodu.
- Jeszcze tu wrócę!
- Nie pokazuj się tu więcej! -
zawołał Michał za uciekającym Jędrzejem, dotykając palcami pękniętej wargi.
- Dzięki. - mruknęła Ania,
patrząc Winiarskiemu w oczy. Widziała w nich jeszcze resztkę złości, ale
wiedziała, że to nie na nią się gniewał. - Chodź, trzeba to opatrzyć.
- Nic takiego. Zmykaj do domu,
dość wrażeń na dziś - uśmiechnął się.
- Michał... - mruknęła, odsuwając
jego dłoń od wargi. Rozcięcie nie było głębokie, ale trzeba było je przemyć. -
Chyba się nie boisz mój rycerzu?
- Ja? No co ty. Skoro się tak
upierasz. Tylko mnie nie udław tą wodą utlenioną
- Nie mogłabym. - zaśmiała się
cicho. - No bo kto by mnie tak pięknie bronił? Chodź. - pociągnęła go za rękę.
<><><><><><><><><><><><><><><>
jak bardzo szkoda mi tej Justyny. Musi się z tym wszystkim okropnie czuć, bo przecież straciła jakby nie było człowieczka, który był jednym z najważniejszych w jej życiu. Zresztą z tego co widać to u Celi nie jest lepiej... Jak się wali to wszystko i wszędzie. Tak już niestety jest. Mam nadzieję, że Jusia jakoś odnajdzie się na nowo w rzeczywistości i zrozumie, że musi isć dalej, a przede wszystkim otworzyć się na Zbyszka... a Cecylia wyjdzie cało z choroby i urodzi zdrowego bobaska :)
OdpowiedzUsuńBożeee... Co tu się dzieje! Ech wszystko się komplikuje... ...
OdpowiedzUsuń... Wszystko jest nie tak;/ mimo wszystko czekam na następny:)
Się wszystko pokomplikowało w tym rozdziale, a pozytywem jest napewno wątek Michała i Ani. Nie ma się co dziwić Justynie, że tak przeżyła utratę dziecka, bo skoro już się przyzwyczaiła do myśli bycia matką, to potem ciężko się przestawić na to, że tego dzidziusia nie będzie. Zbyszek musie uzbroić się w cierpliwość, a nie słuchać rad jakiś dawnych koleżanek.
OdpowiedzUsuńPo prostu czułam, że Cela jest w ciąży i się tylko zastanawiam czy poinformuje o tym Kurka i jak on na to wszystko zareaguje.
Pozdrawiam ;***
Wreszcie kolejny rozdział :) Sytuacja w dalszym ciągu skomplikowana. Jedna przyjaciółka traci dziecko, a druga urodzi je ryzykując wlasnym życiem. Ironia losu...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i zapraszam do siebie: http://okulary-oknem-na-swiat.blog.onet.pl/
Pozdrawiam !
No kochana no...Czemu tak wszystko komplikujesz? ;< Strasznie smutno mi jest po przeczytaniu tego rozdziała. Celcia miała podjąć decyzję odnośnie siebie, a trafiła do szpitala na miesiąc i dowiedziała się, że jest w ciąży...Natychmiastowo podjęła decyzję o tym, żeby ratować maleństwo, a nie siebie...Nie wiem, co mam powiedzieć, naprawdę...;< Ale chyba każda kobieta będąc w takiej sytuacji tak by postąpiła. Tak przynajmniej uważam...Ale to i tak niesprawiedliwe, bo ja nie chcę, żeby ktokolwiek z nich umarł. Proszę powiedz, że to się jeszcze wszystko dobrze zakończy, proszę, proszę, proszę! Tak samo jak sytuacja z Zibim i Justyną. Dziewczyna przeżywa stratę dziecka, Zbyszek chce jej pomóc, a ona go odrzuca. Myślę, że powinien dać jej czas, a wszystko powoli wróci do normy. Nie powinien słuchać rad swojej koleżanki, takie jest moje zdanie...Niech ona tylko nie namiesza w ich życiach.
OdpowiedzUsuńMichał zachował się jak prawdziwy facet, który nie da skrzywdzić osoby, na której mu zależy ;) A Dagmara...No cóż. Nie mam słów na komentowanie jej zachowania.
Pozdrawiam ;*
Oddali mi prąd, więc jestem :D:D Hmmm, że Celcia w ciąży, dobrze zrozumiałam?? I że miesiąc w szpitalu leżała?? I... I jestem w szoku... Komplikujesz, komplikujesz :PP A Jusia to... Eeech... No rozumiem, ze straciła dziecko, że tragedia, ze to boli, ale przecież Zibi czuje to samo. Szczerze, to nie rozumiem jej zachowania. Odpycha go od siebie, a teraz pewnie będzie miałą pretensje o rudą Andżelę... Mmmm a z Winiara jaki bohater:)) Wiem, zę on nie mój tutaj, ale :D:D:D No włąśnie, gdzie jest Wrona?? Nie, za sałatą go nie ma:P Dziękuję, kochana:**
OdpowiedzUsuńOj kobito! jak tak możesz...no ja nie wiem;p wszystko się pierd...i i to wszystkim w linii ciągłej no. Biedna Celi :(((( niech ona nie waży się na układ z Robertem! uszatek wróć!! no hop-hop gdzie Bartosz? aa no w głębokiej du.pie;p i ani widu ani słychu...weź schowaj dumę i pędź do Celi bo ona tak strasznie Cię potrzebuje no! Uszaty ty!, ja mam nadzieje, że on szybko popędzi i przynajmniej spróbuje dowiedzieć się co u niej a jak już się dowie to powalczy i ją odzyska :D wierzę w Bartusia :D bo tak nie może być ja się nie godzę na to i już!...bo ja wiem, że ta ciąża to sama wiesz, ale siedzę cicho;p bo ta choroba to różnie komplikuję i człowiek traci świadomość. Biedactwo. Echhh no! jak ja mogę tak traktować Zbyszka :( przecież to nie jego wina i on też to przeżył, a zachowuję się tak jakby już mnie nie obchodził i tragedia tyczyła się tylko i wyłącznie mnie samej :(. powinnam go przeprosić bo go stracę no...i mi go odbierze ta Ruda!!!!!!! niech już mu ona nie doradza!!!!!!! bo się nie zna! i jeszcze go będzie chciała dla siebie :(. A Zbyszek jest taki kochany, tyle wytrzymuję no ja go podziwiam bo na jego miejscu dałabym sobie już spokój. Przynajmniej trochę u Ani i Michała się rozjaśnia:) nie włączając w to Dagmary, ale ją zostawmy.. wspaniały z niego obrońca! brawo dla Michała!, kobiet źle się nie traktuję, dobrze, że obronił ją przed tym, tym, tym typem jednym! nie no oni muszą być razem :) przecież coś do siebie czują :). Cudnie to wiesz po złocie w final six poproszę odcinki :D
OdpowiedzUsuńNo to się pokomplikowało... mam nadzieję, że Celi nie umrze... musi się trzymać i pogodzić z Kurkiem... ehhh u Justyny wcale nie lepiej biedna wpadła w depresję... czekam na bardziej pozytywne rozdziały i aż wszystko się wyjaśni :) pozdrawiam i całuję Ines.
OdpowiedzUsuńByś się Martittą nie nazywała gdybyś nam dramatu jakiegoś nie wplątała, prawda? A obiecałaś mi, że wszystko będzie dobre :( A teraz ja będę się smutać i ooo! Po pierwsze i Cela i jej dzieciątko ma żyć, po drugie Bartek ma ochłonąć, a Zbyszek trzymać się z dala od tej całej Andżeli! Nie podoba mi się ta ruda małpa! Czekam na następny odcinek kochana, pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBardzo smutny rozdział :(
OdpowiedzUsuńSzkoda mi bohaterek. Nie mają łatwego okresu w swoim życiu.
Oby szybko się poprawiło.
Pozdrawiam :*