Łączna liczba wyświetleń

5 lip 2012

#48# Bo dalej liczy się, to co jest na zawsze.


Ogólnie rzecz biorąc, nie czułam się najlepiej ostatnimi dniami. Choroba dawała mi się we znaki i dopiero teraz poznałam, co mnie czeka. A przecież miało być jeszcze gorzej. Non stop miałam w uszach słowa Roberta. Wtedy wyszłam z kawiarni, dodając cicho, że się zastanowię.
Czy wiedziałam, co zrobić? Decyzja wcale nie była łatwa. Ja chciałam żyć, a do tego wcale nie zaliczało się uwięzienie u boku architekta. Mogłam się założyć, że moja rodzinka nagle się zjawi i przygarnie mnie pod swoje skrzydła. W końcu on był ich wymarzonym zięciem.
Wraz z ciążącą nade mną koniecznością podjęcia jakiejkolwiek decyzji, przygniatał mnie strach i nerwy. Wyobrażałam sobie przeróżne scenariusze. Przeważnie te mniej wesołe. O kim mam myśleć? O innych czy o sobie? Komu będzie mnie brakowało? W mojej głowie czekało jeszcze z milion takich pytań, ale pociemniało mi nagle przed oczami i poczułam, że zbliżam się szybko do podłoża.

<><><> 

Siatkarz ostrożnie uchylił drzwi sali. Lekarz przed chwilą pozwolił mu wejść do ukochanej.
- Cześć, Jusiaczku - powiedział cicho.
- Nie musiałeś przychodzić - odparła lekko zachrypniętym głosem. Leżała nieruchomo, z rękoma ułożonymi wzdłuż ciała. Wpatrywała się w sufit z beznamiętnym wyrazem twarzy. Z łatwością dostrzegł cienie pod jej opuchniętymi od płaczu oczyma.
- Musiałem. Jestem twoim partnerem i przejdziemy przez to razem - wziął jej zimną dłoń i ucałował.
- Nie wiesz, co czuję. Nic nie rozumiesz, to było moje maleństwo...
- Nasze, kochanie, nasze. Przecież chciałem go tak samo jak ty.
- To było moje dzieciątko... - powtarzała jak mantrę Justyna. Zupełnie niespodziewanie obróciła głowę i przeniosła wzrok na Zbyszka. Ten drgnął, widząc jej pełne bólu i cierpienia spojrzenie. - Ja je zabiłam. Mogłam nie...
- Nie, nie. Niepotrzebnie nalegałem na wizytę u rodziców. Musze powiedzieć jasno, że to moja mama cię zdenerwowała - przyznał brunet z ciężkim sercem. - Broń Boże nie obwiniaj o to siebie.
- To twoja matka, musi się o ciebie troszczyć, choć nie jesteś już dzieckiem. To ja mogłam zareagować spokojniej. Może ona miała rację. Jestem ci kulą u nogi, ograniczam cię. Nie byłabym dość dobrą dziewczyną dla ciebie, a już na pewno nie matką twojego dziecka.
- Przestań! - potrząsnął lekko dziewczyną. - Nie słuchaj tego, co ona mówi tylko ja. Kocham cię i możemy mieć jeszcze niejedno dziecko. Obiecuję ci, że doczekamy się potomka.
- Żeby znowu go przedwcześnie stracić? - z jej oczu popłynęły łzy, na które nie chciał patrzeć. Starł je lekko kciukiem, niewiele to jednak pomogło. - To nie ma przyszłości. Chyba lepiej, żebyś odszedł.
- Nie możemy się teraz poddać, rozumiesz? Pokażmy wszystkim, że jesteśmy silni i naprawdę się kochamy. Pokażmy to sobie - wyszeptał do jej ucha, ostrożnie obejmując Jusię.
- Nie - powiedziała cicho. - Ja nie potrafię ci dać tego, czego oczekujesz. Wszyscy są nam przeciwni. Nawet ta miłość nie jest w stanie tego zmienić.
- Skarbie, nie zostawiaj mnie, proszę. Potrzebujesz mnie i ja ciebie też. Nie kończmy tak tego. Niedługo dostaniesz wypis i wrócimy do domu. Zobaczysz, wszystko będzie już wyglądać inaczej niż teraz - przyjmujący próbował przekonywać wybrankę.
- Inaczej? - jej głos brzmiał niczym kilkuletniego dziecka, któremu rodzice obiecali coś ważnego. - Inaczej, znaczy lepiej? Jak możesz mi to zagwarantować? Zbyszek, kocham cię całym sercem, czasem aż boję się siły tego uczucia. Ale... Jeśli będziemy próbować i znowu się nie uda, i znowu, i znowu, i tak ciągle... To jaką mamy szansę?
- Zawsze jest szansa. Sama powiedziałaś, że mnie kochasz. To jest powód, żeby walczyć. Przecież stało się tak a nie inaczej przez złe emocje, twój organizm jest zdrowy, rozumiesz?
- Myślisz, że damy radę? Twoja matka mnie nienawidzi... Jeśli nie nasze zawahanie, to jej niechęć nas zniszczy.
- Myślę, że po tym... Jeśli ma sumienie, to się zmieni. Będzie dobrze - ucałował brunetkę. - Jeśli byłoby to koniecznie przy kolejnej ciąży, to nie musicie się widywać przed porodem.
- Jeśli do porodu dojdzie... - westchnęła Justyna, dotykając delikatnie dłonią płaskiego brzucha. Ponownie w jej oczach zagościł smutek i nostalgia. Zbyszek opuścił głowę w geście bezradności. Nie wiedział już, jak pocieszyć ukochaną.
- Chyba lepiej jak już pójdę, co? Przynieść ci coś? - spytał z troską.
- Nie, dziękuję. Nie mam na nic ochoty. Z resztą, przecież i tak za niedługo mnie wypiszą.
- Więc dzwoń, jeśli czegoś ci potrzeba - położył na stoliku jej telefon. Chciał pocałować dziewczynę w usta, ale ta obróciła głowę nadstawiając policzek. Zatrzymał się na chwilę w drzwiach, spoglądając zmartwionym wzrokiem na Justynę. Westchnął tylko i wyszedł.

Ostatnimi czasy ciężko mu się żyło z Justyną. Starał się jak mógł, by ułatwić jej powrót do normalności, ale brunetka jakby tego nie chciała. Wciąż rozpamiętywała stracone dziecko, płakała całe dnie i noce, prawie w ogóle się nie odzywała i nie uśmiechała. Siatkarzowi brakowało tej wcześniejszej roześmianej dziewczyny. Nadal ją kochał, chociaż było to trudne.
Aby choć na chwilę opuścić mieszkanie z gęstą, przytłaczającą atmosferą, wyszedł z psem na spacer. Chciał odetchnąć, zapomnieć, nabrać sił.
- Zibi? - usłyszał nagle czyjeś wołanie. - Zbyszek? Zbyszek Bartman? Nie wierzę, tyle lat!
- Andżela? - brunetowi ciężko było rozpoznać koleżankę ze szkoły.
- Nie mów, że mnie nie poznałeś! - parsknęła perlistym śmiechem dziewczyna, odgarniając pasmo ogniście rudych włosów za ucho.
- Te włosy, twarz.. Zmieniłaś się przez 5 lat.
- Za to ty jak zwykle uroczy - mrugnęła do niego, nie przestając się uśmiechać. - Co słychać? Opowiadaj szybko! Słyszałam, że dopiąłeś swego i teraz zna cię cały siatkarski światek.
- Nie przesadzajmy z tym całym. Zwiedziłem trochę klubów, nabrałem doświadczenia. Teraz bronię barw stolicy - odparł przyjmujący.
- Znowu ta skromność. Aj, Zibi, Zibi. Nic się nie zmieniłeś.
- Mówię jak jest no. Śpieszysz się gdzieś? - spytał przyglądając się uważniej starej znajomej.
- Nie, właściwie to mam sporo czasu. Wiesz, wolne popołudnie nie zdarza się często, muszę odsapnąć trochę od tego tłumu. Masz jakieś propozycje?
- Jeśli nie będę ci przeszkadzał w odpoczywaniu... Kawa? – przyjmujący zaproponował z nadzieją.
- Chętnie. Muszę cię o wszystko wypytać!
- Tak? - spojrzał pytająco na Andżelikę.
- Pewnie. Ciekawa jestem, co zmieniło się w życiu tamtego chłopaka z loczkami, który miał takie ambicje...
- Dalej mam ambicję, tylko loczki zniknęły - uśmiechnął się lekko
- Właśnie widzę, żeś fryzurę zmienił - stanęła na palcach i ze śmiechem zmierzwiła mu włosy. - Ups. Nie zostanę zbita przez dziewczynę za takie spoufalanie?
- Co ty. Justynie nie w głowie takie rzeczy. Dzielnie znosi obecność moich fanek. Chociaż teraz... - urwał odganiając złe myśli.
- Coś nie tak? - spojrzała na niego spod rzęs, uśmiechając się zachęcająco.
- To nie jest rozmowa na teraz - mruknął siatkarza.
- Jak wolisz, nie będę naciskać. Może to faktycznie nie moja sprawa.. – zreflektowała się jego koleżanka.
- Nie o to chodzi. Nie chcę o tym rozmawiać na środku parku.
- No tak, rozumiem. To co, idziemy na tą kawę? Sądzę, że pozwolą nam wejść do którejś kawiarni z tym maluchem - kucnęła przy malutkim yorku i podrapała go za uchem. Podniosła głowę do góry, patrząc na Bartmana.
- Mam nadzieję. Najwyżej usiądziemy przy stoliku na dworze. Panie przodem.
- Super. Swoją drogą, jak znajdujesz czas dla tego malucha? Ciągle jesteś w rozjazdach, na treningach..
- Teraz niedawno wziąłem go do siebie. W innych wypadkach mieszka u moich rodziców - wyjaśnił siatkarz.
- No tak, to oczywiste... - mruknęła. Usiedli w końcu przy niewielkim stoliku. - Może teraz powiesz mi, co się dzieje? Jeszcze umiem poznać, kiedy coś cię gryzie, choć dawno się nie widzieliśmy – Andżelika przybrała zmartwiony wyraz.
- Czyli mam to wypisane na twarzy? - jęknął bezradnie.
- Zbyszek, nie znamy się od dzisiaj. Coś nie tak z dziewczyną? Justyna, dobrze pamiętam?
- Komuś muszę to powiedzieć... Straciliśmy dziecko - wyszeptał.
- Boże, przepraszam. Nie powinnam była... - zająknęła się na chwilę. - Przykro mi. Ale przecież... Zawsze można spróbować jeszcze raz, prawda...?
- Nie przepraszaj... Jusia nie chce o tym słyszeć. Oddalamy się od siebie..
- Może daj jej chwilę? Wiesz, to dla niej trudny okres. Rozumiem ból ojca, który traci dziecko, ale jednak matka... To trochę silniejsza więź – rudowłosa próbowała wczuć się w ich sytuację.
- Tak, tak. Wiesz ile chwil jej już dawałem? Dużo... – brunet mówił coraz bardziej łamiącym się głosem.
- No, niby tak... - zamyśliła się na chwilę. - Naprawdę nic to nie dało?
- Już dłuższy czas tak jest... Nie umiem do niej dotrzeć.
- Może... Może ona nie tego oczekuje? Daj jej spokój, niech sobie przemyśli wszystko. Da ci znać, kiedy już będzie lepiej. Kochacie się...
- Ale jak to ma tak wyglądać.. - przetarł twarz dłońmi. - Nie umiem tak żyć. Obok niej bez kontaktu.
- Wygląda na to, że będziesz musiał. Nie znam Justyny, ale wydaje mi się, że ona tak szybko się nie zmieni. To chyba czas, byś i ty stał się bardziej oschły. Może ta terapia szokowa coś zmieni.
- Ale jak to? - siatkarz spojrzał zdumionym wzrokiem na towarzyszkę. W międzyczasie podszedł do nich kelner z kawą.
- Słuchaj, to nie jest normalne. Okay, zdarzyła się wam ogromna tragedia. Ty byłeś w porządku, okazałeś współczucie, byłeś z nią. Ja rozumiem, że jest jej ciężko, ale kiedyś będzie musiała się z tym pogodzić. Dlaczego ty masz cierpieć podwójnie? Może, gdy zauważy, że masz gdzieś jej zachowanie, to się zmieni?
- Na tą chwilę nie potrafię tego ogarnąć umysłem. Przemyślę to. Nie chcę się na niej odgrywać. To nie fair w takiej sytuacji - pokręcił głową.
- Zbyszek, zobacz, co ona zrobiła! Dokładnie to samo! I wcale nie dbała o twoje uczucia.
- Ale to co innego. Moja matka ją rozzłościła i dlatego poroniła.
- Twoja matka chce dla ciebie jak najlepiej. Poza tym, jaką miała gwarancje, że ona nie jest z tobą tylko dla kasy? Żadną. Wiem, że to brzmi okrutnie. Ale co mogła pomyśleć matka, kiedy przyprowadzasz do domu kompletnie nie znaną jej osobą, przedstawiasz jako swoją dziewczynę, a w dodatku spodziewacie się dziecka. Wszystko byłoby okay, gdyby nie fakt, że twoja pensja ma nieco więcej zer, niż przeciętnego Polaka.
- Nie musiała od razu jej tak wyzywać. Nie było cię tam, więc nie wiesz. Nie, sam muszę to jakoś rozwiązać – zanurzył usta w napoju.
- Rób jak uważasz. Znasz moje zdanie. Byłabym ostrożniejsza na twoim miejscu. Nie wiadomo, do czego może ją posunąć to nieszczęście.
- Co sugerujesz?
- Dobrze wiesz - spojrzała na niego znacząco, upijając łyk kawy. Bartman zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś chwilę. - Mimo wszystko mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Nie zmieniłam numeru, możesz dzwonić o każdej porze.

Justyna siedziała sama w domu. Przycupnęła na parapecie, obserwując okolicę za oknem. Nie od razu zauważyła postacie postawnego bruneta i atrakcyjnej rudowłosej. Rozpoznała Zbyszka, ale jego towarzyszki już nie. Widziała, że on dobrze się czuje i bawi w jej towarzystwie. Nic dziwnego, skoro ona odtrącała go na każdym kroku. Mimo to, była zazdrosna, bo znalazł sobie rozrywkę u boku innej kobiety. I na co teraz były jego wielkie przemowy o miłości i trwałości związku?

<><><> 

                Obudziłam się w szpitalnej sali. Tyle jeszcze mój mózg potrafił mi podpowiedzieć. Nie bardzo kojarzyłam fakty, dlaczego się tu znalazłam. Spojrzałam w dół. Pod kołdrą rysował się dziwny kształt. Odrzuciłam materiał i prawie krzyknęłam na widok sporego brzucha. Odszukałam wzrokiem guzik do przyzwania pielęgniarki.
- Jak dobrze, że się pani obudziła. Już myśleliśmy, że nie damy rady przywrócić pani do normalnego życia – trajkotała pielęgniarka.
- Jak długo tu jestem? – spytałam cicho.
- Będzie około miesiąca. Spokojnie, ciąża przez ten czas rozwinęła się prawidłowo.
- Dzień dobry. Miło widzieć wreszcie panią przytomną – do pokoju wtargnął lekarz.
- Może mi pan wyjaśnić, co tu się dzieje?
- Proszę bardzo. Gdy trafiła tu pani, była w początkowej fazie ciąży. Udało nam się utrzymać płód przy życiu aż do tej pory. Podkreślam, że to wielkie ryzyko w związku z pani chorobą. Pani organizm słabnie, ponieważ nie mogliśmy przeprowadzić do tej pory operacji. Nadal nie możemy jej dokonać ze względu na dziecko. I tutaj pojawia się problem i miejsce na pani decyzję…
- Nie, nie zabiję żadnego dziecka. Nie ma mowy – w mig pojęłam o co chodzi mężczyźnie. W tej samej chwili poczułam więź z kimś, kto pływał w moim brzuchu.
- Muszę panią uświadomić, że to prawie jak wyrok śmierci dla pani. Bez tego zabiegu nie dożyje pani jego pierwszego słowa, a może nawet uśmiechu…
- Nie, nie zmienię zdania. Może pan sobie tu przychodzić co godzinę, a ja powiem to samo.

<><><> 

                Siwiejący brunet wszedł do swojego gabinetu i klapnął na fotel. Przetarł twarz dłońmi i  przymknął oczy.
- I co tam, Marek? Jak twoja pacjentka? – przywitał go kolega.
- Ona jest szalona. Chce urodzić to dziecko, rozumiesz?
- Wiesz, trudno mi się postawić w jej miejscu, ale… Mówiłeś, że jeszcze kilka dni i… - zaciął się szatyn, patrząc znacząco na towarzysza.
- Właśnie! Przecież mogłaby zapłacić później, liczy się jej życie. Nie, nie przegadam jej dzisiaj. Jest gotowa umrzeć dla tego dziecka… - westchnął głęboko i pokręcił głową.
- Niestety chyba ci nie pomogę. Skoro ona tak zdecyduje, nie mamy prawa jej ruszyć.
- Pieprzony altruizm i instynkt macierzyński… No nic, musimy kogoś powiadomić o jej stanie. Albo ją przekonają albo poprą.

<><><> 

                Drżącą ręką wybierałam numer do przyjaciółki. Wiem, olałam ją tak jakby, ale nie moja wina, że nie miałam kontaktu ze światem. Teraz musiałam z nią porozmawiać.
- Jusia? – spytałam po chwili głuchej ciszy w słuchawce.
- Jednak wiesz jak mam na imię?
- Wiem, że jesteś zła, ale posłuchaj. Jestem w szpitalu…
Prawdopodobnie zamierzała mnie wyzywać od najgorszych, ale moje ostatnie zdanie chyba ją powstrzymało.
- Jak to? – usłyszałam w jej głosie troskę.
- Nie wiem czemu nie powiadomili nikogo wcześniej. Justyś… Jestem w ciąży. W dodatku chcą, żebym usunęła, bo moje życie jest zagrożone. Nic ci nie powiedziałam, moje serce…
- Nie przemęczaj się. Podaj adres, już jadę!
- Kocham cię. Dziękuję, że odebrałaś.

<><><> 

Brunetka obmyśliła w głowie super plan. By go zrealizować musiała dotrzeć niebawem do swoich rodziców. Jej syn bawił się figurkami na tylnim siedzeniu.
- Olie, chcesz nocować u dziadków? – spytała.
- A naprawdę mogę? – niedowierzał chłopiec. – Byłoby suuuuper.
- Więc może uda mi się ich namówić, co?
Tak jak myślała, jej mama od progu pochwyciła wnuka w ramiona i nie zamierzała go oddawać. Dagmara subtelnie spytała, czy nie byłoby problemem, gdyby tu został do jutra. Okazało się, że jej ojciec już wietrzył pokój dla Oliviera. Zadowolona kobieta porozmawiała chwilę z rodzicielami. Musiała jednak się spieszyć. Wyjaśniła im, że szykuje romantyczną kolację dla męża. Cóż, była całkiem blisko prawdy. Nikt nie musiał wiedzieć, że na skrzyżowaniu niedaleko Bełchatowa skręciła w zupełnie inną stronę.

Michał stukał nogą o panele. Ślęczał w kuchni nad zupą, którą sam sobie ugotował. Niemrawo przebierał łyżką między kluskami. Zasycił pierwszy głód i nie bardzo wiedział, co zrobić dalej. Po chwili zerwał się od stołu, resztkę potrawy wylał do zlewu, zgarnął kluczyki z haczyka, torbę treningową i wybrał się na przejażdżkę. Wiedział, gdzie mieszka lekarstwo na nudę.

Dziewczyna wracała właśnie do domu. Zakupy okazały się koniecznością, by nie przymierać z głodu przez resztę dnia. Przeszła spokojnie przez jezdnię i powoli zbliżała się do wejścia na klatkę. Obejrzała się za siebie, gdy jakieś auto za nią zahamowało ostro i ktoś z niego wyskoczył. Nim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Jędrzej stał tuż obok niej.
- Anka, zrozum, że my musimy być razem!
- Nie, Jędrek. Nie mogę być z kimś, kto jest zdolny przegrać w karty cały majątek, razem ze mną w pakiecie!
- To było dawno, byłem głupi. Naprawdę się zmieniłem! Musisz mi uwierzyć - ścisnął ją za ręce.
- Co się tu dzieje? - nagle podbiegł do nich Michał z torbą treningową przewieszoną przez ramię. - Ania..?
- Dziękujemy panu za troskę. Zwykła kłótnia narzeczonych, prawda kochanie? – facet udawał, że nic się nie stało.
- Nie mów do mnie kochanie. - mruknęła Ania, patrząc błagalnym wzrokiem na Michała. Ten oczywiście zareagował.
- Ta pani chyba nie chce z panem dłużej rozmawiać. - powiedział chłodno, kładąc rękę na ramieniu Jędrzeja. Mężczyzna był prawie o głowę od niego niższy.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? Marny siatkarzyku - strzepnął jego rękę. - Ania, chodź do środka - warknął przez zaciśnięte zęby.
- Nie. - powiedziała cicho.
- Zostaw ją. - Winiar pociągnął dziewczynę za rękę tak, że stała teraz za nim.
- Mówiłem ci, że masz się nie wtrącać. Ania jest moją narzeczoną!
- O, to dziwne. - zadrwił Michał. - A mi wydawało się, że właśnie dlatego wróciła do Polski. Bo zerwaliście.
- Gówno wiesz! - chciał dostać się do Ani i szarpnął Winiarskiego, lecz ten ani drgnął.
- Myślisz, że mi podskoczysz? - siatkarz zaśmiał się i spojrzał na niego znacząco. - Wybacz, ale nie pozwolę, by w moim towarzystwie traktowano kobietę tak przedmiotowo. Zwłaszcza, że chodzi o Anię.
- Och, bo się wzruszę. Też mi rycerz się znalazł. Już zaliczyłeś swoją królewnę? Wskoczyłaś mu do łóżka? - krzyczał jak w furii to do Michała to do blondynki.
- Jędrzej, nie komplikuj... - wtrąciła Ania, wychylając się zza Michała.
- Nie, nie spałem z nią. Poza tym, to i tak nie twoja sprawa.
- Nie wierzę! Puściłaś się z nim! Tylko dlatego, że ma kupę mięśni? I co, lepiej ci zrobił? Normalny facet to za mało i potrzebujesz jakiegoś ogiera? Dziwka! Ile ci zapłacił?
- Przesadziłeś. - warknął Michał i rzucił się na niego z pięściami. Prawie upadli na chodnik wymieniając kolejne ciosy. Ania patrzyła na to z niedowierzaniem. Michał bił się o nią?
- Proszę was, dajcie spokój. - powiedziała, starając się zachować spokój. Stanęła między nimi, ale to nic nie dało. Co więcej, poczuła uderzenie na swoim policzku. Odruchowo złapała się za bolące miejsce.
- Uderzyłeś ją! - zawołał Winiar.
- Tak, ją. Ty zasługujesz na mocniej - Jędrzej odepchnął Anię na bok i ruszył na Michała zaślepiony nienawiścią. Dziewczyna nijak nie mogła ich rozdzielić, a oni nie zamierzali przestać. Połowa ciosów Jędrzeja w ogóle nie dotknęła siatkarza, z kolei ten próbował unieszkodliwić przeciwnika bez rozlewu krwi. Kiedy brunet nie widział innego sposobu, mocno wycelował w szczękę mężczyzny. Tamten szybko wyswobodził się z uścisku i pognał do samochodu.
- Jeszcze tu wrócę!
- Nie pokazuj się tu więcej! - zawołał Michał za uciekającym Jędrzejem, dotykając palcami pękniętej wargi.
- Dzięki. - mruknęła Ania, patrząc Winiarskiemu w oczy. Widziała w nich jeszcze resztkę złości, ale wiedziała, że to nie na nią się gniewał. - Chodź, trzeba to opatrzyć.
- Nic takiego. Zmykaj do domu, dość wrażeń na dziś - uśmiechnął się.
- Michał... - mruknęła, odsuwając jego dłoń od wargi. Rozcięcie nie było głębokie, ale trzeba było je przemyć. - Chyba się nie boisz mój rycerzu?
- Ja? No co ty. Skoro się tak upierasz. Tylko mnie nie udław tą wodą utlenioną
- Nie mogłabym. - zaśmiała się cicho. - No bo kto by mnie tak pięknie bronił? Chodź. - pociągnęła go za rękę.

<><><><><><><><><><><><><><><> 

Dla Dorotki :* z okazji urodzinek ;)

Już mnie zabiłyście, czy jeszcze żyję? ;p

10 komentarzy:

  1. Nadie.[step-forward]18 lipca 2012 15:10

    jak bardzo szkoda mi tej Justyny. Musi się z tym wszystkim okropnie czuć, bo przecież straciła jakby nie było człowieczka, który był jednym z najważniejszych w jej życiu. Zresztą z tego co widać to u Celi nie jest lepiej... Jak się wali to wszystko i wszędzie. Tak już niestety jest. Mam nadzieję, że Jusia jakoś odnajdzie się na nowo w rzeczywistości i zrozumie, że musi isć dalej, a przede wszystkim otworzyć się na Zbyszka... a Cecylia wyjdzie cało z choroby i urodzi zdrowego bobaska :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bożeee... Co tu się dzieje! Ech wszystko się komplikuje... ...

    ... Wszystko jest nie tak;/ mimo wszystko czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Się wszystko pokomplikowało w tym rozdziale, a pozytywem jest napewno wątek Michała i Ani. Nie ma się co dziwić Justynie, że tak przeżyła utratę dziecka, bo skoro już się przyzwyczaiła do myśli bycia matką, to potem ciężko się przestawić na to, że tego dzidziusia nie będzie. Zbyszek musie uzbroić się w cierpliwość, a nie słuchać rad jakiś dawnych koleżanek.
    Po prostu czułam, że Cela jest w ciąży i się tylko zastanawiam czy poinformuje o tym Kurka i jak on na to wszystko zareaguje.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie kolejny rozdział :) Sytuacja w dalszym ciągu skomplikowana. Jedna przyjaciółka traci dziecko, a druga urodzi je ryzykując wlasnym życiem. Ironia losu...
    Czekam na następny i zapraszam do siebie: http://okulary-oknem-na-swiat.blog.onet.pl/
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  5. No kochana no...Czemu tak wszystko komplikujesz? ;< Strasznie smutno mi jest po przeczytaniu tego rozdziała. Celcia miała podjąć decyzję odnośnie siebie, a trafiła do szpitala na miesiąc i dowiedziała się, że jest w ciąży...Natychmiastowo podjęła decyzję o tym, żeby ratować maleństwo, a nie siebie...Nie wiem, co mam powiedzieć, naprawdę...;< Ale chyba każda kobieta będąc w takiej sytuacji tak by postąpiła. Tak przynajmniej uważam...Ale to i tak niesprawiedliwe, bo ja nie chcę, żeby ktokolwiek z nich umarł. Proszę powiedz, że to się jeszcze wszystko dobrze zakończy, proszę, proszę, proszę! Tak samo jak sytuacja z Zibim i Justyną. Dziewczyna przeżywa stratę dziecka, Zbyszek chce jej pomóc, a ona go odrzuca. Myślę, że powinien dać jej czas, a wszystko powoli wróci do normy. Nie powinien słuchać rad swojej koleżanki, takie jest moje zdanie...Niech ona tylko nie namiesza w ich życiach.
    Michał zachował się jak prawdziwy facet, który nie da skrzywdzić osoby, na której mu zależy ;) A Dagmara...No cóż. Nie mam słów na komentowanie jej zachowania.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Oddali mi prąd, więc jestem :D:D Hmmm, że Celcia w ciąży, dobrze zrozumiałam?? I że miesiąc w szpitalu leżała?? I... I jestem w szoku... Komplikujesz, komplikujesz :PP A Jusia to... Eeech... No rozumiem, ze straciła dziecko, że tragedia, ze to boli, ale przecież Zibi czuje to samo. Szczerze, to nie rozumiem jej zachowania. Odpycha go od siebie, a teraz pewnie będzie miałą pretensje o rudą Andżelę... Mmmm a z Winiara jaki bohater:)) Wiem, zę on nie mój tutaj, ale :D:D:D No włąśnie, gdzie jest Wrona?? Nie, za sałatą go nie ma:P Dziękuję, kochana:**

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj kobito! jak tak możesz...no ja nie wiem;p wszystko się pierd...i i to wszystkim w linii ciągłej no. Biedna Celi :(((( niech ona nie waży się na układ z Robertem! uszatek wróć!! no hop-hop gdzie Bartosz? aa no w głębokiej du.pie;p i ani widu ani słychu...weź schowaj dumę i pędź do Celi bo ona tak strasznie Cię potrzebuje no! Uszaty ty!, ja mam nadzieje, że on szybko popędzi i przynajmniej spróbuje dowiedzieć się co u niej a jak już się dowie to powalczy i ją odzyska :D wierzę w Bartusia :D bo tak nie może być ja się nie godzę na to i już!...bo ja wiem, że ta ciąża to sama wiesz, ale siedzę cicho;p bo ta choroba to różnie komplikuję i człowiek traci świadomość. Biedactwo. Echhh no! jak ja mogę tak traktować Zbyszka :( przecież to nie jego wina i on też to przeżył, a zachowuję się tak jakby już mnie nie obchodził i tragedia tyczyła się tylko i wyłącznie mnie samej :(. powinnam go przeprosić bo go stracę no...i mi go odbierze ta Ruda!!!!!!! niech już mu ona nie doradza!!!!!!! bo się nie zna! i jeszcze go będzie chciała dla siebie :(. A Zbyszek jest taki kochany, tyle wytrzymuję no ja go podziwiam bo na jego miejscu dałabym sobie już spokój. Przynajmniej trochę u Ani i Michała się rozjaśnia:) nie włączając w to Dagmary, ale ją zostawmy.. wspaniały z niego obrońca! brawo dla Michała!, kobiet źle się nie traktuję, dobrze, że obronił ją przed tym, tym, tym typem jednym! nie no oni muszą być razem :) przecież coś do siebie czują :). Cudnie to wiesz po złocie w final six poproszę odcinki :D

    OdpowiedzUsuń
  8. No to się pokomplikowało... mam nadzieję, że Celi nie umrze... musi się trzymać i pogodzić z Kurkiem... ehhh u Justyny wcale nie lepiej biedna wpadła w depresję... czekam na bardziej pozytywne rozdziały i aż wszystko się wyjaśni :) pozdrawiam i całuję Ines.

    OdpowiedzUsuń
  9. Byś się Martittą nie nazywała gdybyś nam dramatu jakiegoś nie wplątała, prawda? A obiecałaś mi, że wszystko będzie dobre :( A teraz ja będę się smutać i ooo! Po pierwsze i Cela i jej dzieciątko ma żyć, po drugie Bartek ma ochłonąć, a Zbyszek trzymać się z dala od tej całej Andżeli! Nie podoba mi się ta ruda małpa! Czekam na następny odcinek kochana, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo smutny rozdział :(
    Szkoda mi bohaterek. Nie mają łatwego okresu w swoim życiu.
    Oby szybko się poprawiło.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń