Łączna liczba wyświetleń

25 kwi 2011

#30# Odnaleźć się w nowej sytuacji


                W przeciwieństwie do mojego zszokowanego wyrazu twarzy, pani Irena się uśmiechała.
- Przyjechałam do mojego domu.
- Ale jak to? Pani dom jest w Nysie.
- Dziecinko, to mój dom rodzinny. Tamten kupił Adam. Zresztą teraz to nie mój mąż. Stał się kimś obcym.
Weszłyśmy do środka, gdzie od razu zapanowało ściskanie.
- Mamo – dwie kobiety ściskały się z całych sił. Nie potrzebowały słów, gesty mówiły wszystko.
- Dobrze się widzieć córciu – dołączył pan Stanisław.
- Wybaczcie, że wam się zwalam na głowę, ale nie mogłam już znieść tego mojego barana. Kompletnie mu odwaliło. Jak pobędzie trochę sam, to może zmądrzeje.
- Nic się nie stało. Łóżek starczy dla nas wszystkich. Teraz to czuje się zdominowany – zaśmiał się jedyny mężczyzna w naszym gronie.
- Stasiek, nie panikuj. Tu same porządne kobiety a męska ręka też potrzebna – żona ucałowała go w policzek.
- Skoro nasi mężczyźni nie dopisali, to zostań chociaż ty tato – uścisnęła mnie mama Bartka.
- Oj, Bartusia tłumaczy zgrupowanie.
- Tak, tak. Jak zawsze babcia broni wnuka. Teraz Celi widzisz, kto go tak rozpuścił.
- Irka, nie przesadzaj. Wyrósł na wspaniałego chłopaka a raczej mężczyznę. Cecylia coś o tym wie, prawda?
Spąsowiałam na to pytanie. Czy to była aluzja do spraw łóżkowych?
- Weźcie mi dziewczyny nie zawstydzajcie, zbereźnice. Chodź Celka, pokażę ci pokój, a te przekupki niech sobie pogadają – pan Staszek pociągnął mnie za rękę.

<><><> 

                Stała z telefonem w ręce. Kciuk zawisł nad klawiaturą a wystarczyłoby nacisnąć jedną cieloną słuchawkę. Jeżeli chciała uratować znajomość z brunetem, musiała zadzwonić. Uporała się z informacjami od Jagody. Doszła do wniosku, ze ta musi bardzo kochać brata, żeby się do niej pofatygować i tłumaczyć za niego. Choroba nie wybiera. Justyna nie mogła go za to winić.
- No zadzwoń głupia! Przecież telefon nie gryzie. Dzwonisz do jego siostry nie do niego – mówiła sama do siebie.
                Po godzinie chodzenia po pokoju, wahania się i picia herbaty, w końcu się zdecydowała.
- Halo? – usłyszała znany kobiecy głos.
- Cześć. Mówi Justyna Smolarczyk. Pamiętasz mnie?
- Oczywiście, że tak. Czekałam na twój telefon. I co?
- Przyjęłam wszystko do wiadomości. Jeśli mogę, to chciałabym go zobaczyć – ściszyła głos.
- Cieszę się. Pewnie, że możesz. Może nic Zbyszkowi nie powiem i zrobimy mu niespodziankę? Wiesz, że ma dzisiaj urodziny?
- Yyy… Czyli co? Mam być prezentem? – zaśmiała się.
- Dokładnie. Będziesz najlepszym prezentem jaki mógł sobie wymarzyć. Jestem genialna.
- Dobrze, to o której mam być? – spytała.
- Przyjadę po ciebie o 3, dobrze?
- Będę czekać. Do zobaczenia.
                No to się wpakowała. Urodziny. Nawet o tym nie pomyślała. Teraz już zapamięta. Oczywiście to miło, że przyjdzie do niego w taki dzień, ale nie może uważać siebie za prezent. Musi mu coś kupić. Tylko co? Nienawidziła kupować prezentów. A teraz na dodatek miała nieograniczony czas. Centrum handlowe to najlepsze wyjście. Może tam ją coś natchnie.
                Chodziła pośród sklepowych wystaw, nie wiedząc nic. No bo nie kupi mu kwiatka, ani biżuterii, ani żadnych tego typu pierdów. Co można kupić siatkarzowi? I wtedy jej wzrok padł na sklep z koszulkami. Ale to nie takimi zwykłymi. Każda miała jakiś śmieszny napis. Jednym słowem: dla każdego coś dobrego. Przeglądała już je jakiś czas, aż znalazła odpowiednią.
- Proszę zapakować.
- Mam nadzieję, że znajomy ma poczucie humoru? – zagadnęła ekspedientka.
- To na poprawę samopoczucia, więc musi zadziałać – uśmiechnęła się Justyna.
                Dokupiła do tego wino, które pili na pamiętnej kolacji. Zasmakowało jej wtedy i chciała je ponownie wypić w tym samym towarzystwie. Teraz już mogła się przyznać, że jej go brakowało. Tak ja pochłonęły te Myślo, że sobie nie zadała podstawowego pytania, o to, co ubierze. Niby to taka nieformalna wizyta, ale nie mogła iść byle jak. Postanowiła być pośrodku. Stwierdziła, że czarne rurki i kwiecista tunika będą neutralne.

<><><> 

                W Bełchatowie na dworcu odetchnęła z ulgą. Cieszyła się, że Jędrzej nie utrudniał jej odejścia, nie wybiegł za nią, nie pognał na lotnisko, ale z drugiej strony… Miała do niego żal, że o nich nie walczył. Tylko się utwierdziła w słuszności swojej decyzji. Nie był jej wart i dobrze, że to teraz się skończyło.
                Rozglądnęła się po peronie. Mogła napisać do przyjaciółki, że przyjeżdża, to teraz nie byłoby problemu z komunikacją. Ale wolała nie dzwonić, bo  czuła, że totalnie by się rozleciała podczas rozmowy. Woli to zrobić pośród czterech ścian. Pamiętała adres Celki, ale jak ma tam dotrzeć, nie wiedziała.
- Przepraszam panią bardzo, mogłaby mi pani powiedzieć, jak dotrzeć pod ten adres? – zaczepiła młodą kobietę.
- Mam wrażenie, że się skądś znamy.
- Eee… Dagmara Winiarska? – spytała Anna w chwili olśnienia.
- Tak. Czyli jednak?
- Jestem Ania, przyjaciółka Cecylii, tej od wieczoru panieńskiego – wyjaśniła.
- Chyba chciałaś powiedzieć tej od Bartka. Teraz z nich najprawdziwsza para – uśmiechnęła się brunetka.
- No tak. Wiem, doniesiono mi o tym. To ja? Pomożesz mi?
- Pewnie. To na naszym osiedlu, a konkretniej to adres Bartka. Po co tam jedziesz?
- Yyy… Że tak powiem, z niespodziewaną wizytą. Wiem, że Celi u niego mieszka.
- Mogę cię nawet podrzucić. Tylko, że oni wyjechali – wyjawiła kobieta.
- Och… Nie wiesz gdzie?
- No Bartek na zgrupowanie, ale z tego co wiem, do Spały Cecylii nie brał. Nie wiem, gdzie ją zawiózł.
- kurcze… - posmutniała i oparła się zrezygnowana o słup.
- Hej, nie martw się. Mam klucz do ich mieszkania w razie czego. Zadzwonimy i się dogadamy.
                Blondynka pojechała z Winiarską na ich osiedle. Najpierw poszły do mieszkania brunetki po owy klucz. Ania zdecydowała, że poczeka na korytarzu.
- Daga, nie widziałaś ładowarki do mojego laptopa? – słychać było męski głos w mieszkaniu.
Dziewczyna poznała go doskonale. Nie chciała się ujawniać, było jej głupio. Jadnak przez w połowie otwarte drzwi mignęła twarz siatkarza.
- Ania? – zawrócił i wyjrzał na korytarz.
- Michał – szepnęła.
Padli w swoje objęcia. Tak po prostu, bez zbędnych słów.
- Co ty tu robisz? – spytał po chwili.
- Przyjechałam.
- Na długo? Bo widzisz, ja właśnie wyjeżdżam do Spały.
- Chyba… chyba na zawsze… - wykrztusiła.
- Anuś, co jest? – chwycił jej twarz w dłonie.
Widział zbierające się w kącikach jej oczu łzy. Przeczuwał, ze coś musiało się stać. Nie mógł jej opuścić w takiej sytuacji a wyjazd naglił.
- Przyjechałam do Cecylii, ale się dowiedziałam, że jej nie ma.
- No nie ma, ale spokojnie, możesz zostać u nas – uśmiechnął się.
- Ekhem, czy ja o czymś nie wiem? – w drzwiach stanęła Dagmara.
- Kochanie, poznaj Annę…
- Ale ja już ją znam. Czyli to jest także Ania od twoich wieczornych rozmów? – zaśmiała się.
- Posłuchaj, to nie tak – zaczęła tłumaczyć blondynka.
- Przecież wiem. Tylko żartowałam. No wejdźcie do środka.

<><><> 

                Ta się jakoś zgadałam z dziadkiem Bartka, że teraz siedzieliśmy w garażu i składaliśmy samolot. Oczywiście tylko model w pomniejszonej wersji. Uwielbiam takie prace i często zajmowałam się „męskimi” zajęciami.
- Wiesz co? Bartka nigdy nie nakłoniłem do wspólnego klejenia a ty z taką chęcią to robisz – uśmiechnął się staruszek.
- Zawsze miałam do tego pociąg. Często słyszałam, że miałam być chłopakiem.
- Ależ skąd, taka śliczna dziewczyna.
- Niech mnie pan nie zawstydza. Taką znowu pięknością nie jestem i kocham Bartka za to, że nie jest powierzchowny – wyznałam.
- Całe jego szczęście. Ładna miska jeść nie daje. W końcu w sumie wszystkie kobiety są piękne.
- Tylko… Skoro pan Adam się nie zgadza… To chyba nic z tego nie wyjdzie, co? – mruknęłam.
- Oj przestań. Nie jesteście dziećmi. To wasza decyzja, nie jego. Jak coś, to macie w nas wsparcie. Miło by było doczekać prawnuków – mrugnął do mnie.
- Wie pan, znamy się dość krótko. Jeszcze nie myślałam o ślubie a co dopiero o dzieciach…
- Kochane dziecko, wszystko w swoim czasie, ja wiem. Nie spieszcie się.
- Dobrze. W końcu już miałam w tym roku ślub… - powróciły do mnie przykre wspomnienia.
- Chodź tu do mnie złociutka – zostałam przytulona przez pana Staszka. – Coś o tym słyszałem. Nie przejmuj się. To przeszłość i już dawno minęła.
- Dziękuję – chlipnęłam, bo tak łatwo się rozkleiłam.
- Nie ma za co. Miłość to nie zbrodnia. Skoro nie kochałaś tamtego, to dobrze, że zrezygnowałaś.
- Zazdroszczę Bartkowi takiego dziadka – uśmiechnęłam się.
- A co z twoimi?
- Niestety już ich nie ma na tym świecie. Jeden zmarł przed moimi narodzinami, a drugi gdy miałam 13 lat. Widocznie babcie ich mocno kochały, bo dołączyły do swoich małżonków niebawem.
- Czyli teraz ja jestem twoim dziadkiem – ucałował mnie w czoło.
- Dziękuję.

<><><> 

                Brunet zaparkował samochód pod ośrodkiem. Mógł spokojnie rozpocząć zgrupowanie, wiedząc, że Cecylia jest w dobrych rękach. W końcu o kobietę trzeba dbać. Chciał dla niej wszystkiego, co najlepsze. Skoro nie mógł się o nią troszczyć osobiście, to oddał ją pod opiekę komuś zaufanemu.
                Wysiadł z samochodu i zaczerpnął świeżego powietrza. Po raz kolejny zaczynał przygodę z kadrą. Za każdym razem było inaczej, ale tak samo niesamowicie. Wiedział, że sam zapracował na to powołanie i nie zamierzał zwalniać. Robił to, co kochał. Reprezentowanie własnego kraju napawało go dumą i czuł się dzięki temu wyjątkowy. Nie mógł się zatrzymać, bo wszyscy parli do przodu, a on nie chciał dać się wyprzedzić. Siatkówka to gra rozwojowa.
- Siurek, stęskniłem się kochanie – coś rzuciło się na niego od tyłu.
- Kubuś, nie wygłupiaj się. Też się cieszę, że cię widzę.
- No ba. Wyobrażasz sobie? Znów będziemy razem przez te kilka tygodni, potem światówka. Jak za starych dobrych czasów.
- O matko, Jarski. Nie roztkliwiaj się tak. Mówisz jakbyśmy się 5 lat nie widzieli i mieli z 50 lat – zaśmiał się brunet.
- A bo odkąd sobie kobietę znalazłeś to nie masz dla mnie czasu – naburmuszył się rudowłosy.
- Bez urazy, Kuba, ale ty mi dzieci nie urodzisz.
- No wiesz ty co? Myślałem, że jesteś bezinteresowny! Nigdy ci nie przeszkadzało, że nie mam dziury między nogami!
- Cięcie! Odcinek tysiąc milion dwieście dwudziesty sagi „Ja i on, czyli geje to jest to” uważam za zakończony. Jak dobrze was widzieć chłopaki – przywitał się z nimi Grzesiek.
- Sam jesteś gej! – warknął Jarosz.
- Rosso, uświadomię się, że ten oto Grzegorz obraca w sypialni niejaką Anetę – wyjaśnił z mądrą miną Bartek.
- No to pięknie. Tylko ja zostałem sam…
                Powoli zaczynało zjeżdżać się coraz więcej chłopaków. Stara ekipa się kompletowała. Niektórzy z nich wspominali czasy nauki w spalskim SMS-ie. Kurek czuł się tu jak u siebie w domu. No może, gdyby była tu jeszcze Cecylia… Nie martwił się już, tylko tęsknił. Jednak pewnych okoliczności i zdarzeń nie przewidział…


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>


Moje kochane dziewczęta :)
30 odcinków już za nami. Matko, nawet nie wiem, kiedy to tak szybko minęło...
Zdradzę wam, że pomysł narodził się w mojej głowie w zeszłoroczne ferie zimowe ;p
a niebawem mały jubileusz się szykuje ;)


Dedykacja dla...

Lady Volley :* mojej kochanej,
bo bystrzak z niej :)
i wyłapała moją gafę ;p w poprzednim odcinku w pewnym fragmencie zamiast "Cecylii" pojawiła się "Marta" uuuuupsss... ;p

wybaczcie to moje przywiązanie do własnego imienia :)

Do usłyszenia

9 kwi 2011

#29# Słońce przedziera się przez burzowe chmury


Została w Warszawie sama. Cecylia dzwoniła, że Kurek ją wywozi do rodziny na czas zgrupowania. O pewnym brunecie nie miała zamiaru myśleć. Chciała to zakończyć.
- W końcu, co ty sobie Jusia myślałaś? Dziwkarz zawsze zostanie dziwkarzem – mruknęła do siebie.

Kolejny raz oszukasz się, że to ostatni,
Kolejny raz w ulewie kłamstw bez parasolki

                Zabrała się za porządki. W końcu na czymś trzeba było odreagować i rozładować złość. Mimo głośno chodzącego odkurzacza, usłyszała dzwonek do drzwi. Zaskoczona, spodziewała się bowiem tylko listonosza. Jednak przez wizjer zobaczyła kogoś innego.
- Kto tam? – spytała z ciekawości.
- Dzień dobry. Pani mnie nie zna. Nazywam się Jagoda Bartman. Przyszłam…
- Nie wiem, po co pani tu przyszła i nie chcę tego wiedzieć. Do widzenia.
- Proszę otworzyć, chciałabym porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Owszem mamy. O Zbyszku. Proszę, nie zajmę dużo czasu.
Brunetka zawahała się. Otworzyć czy nie? Chciała poznać całą bolesną prawdę czy żyć w mniej okrutnej nieświadomości? Dokonała wyboru wraz ze zgrzytem zamka.
- Dziękuję bardzo – odezwała się po wejściu lokowana brunetka.
- Może pani usiąść w salonie. Wygląda jak wygląda, bo właśnie zabrałam się za porządki, ale skoro chciała pani koniecznie teraz rozmawiać.
- Tak. Bo to bardzo ważna sprawa. Wiem, co zaszło między panią a Zbyszkiem – zaczęła.
- Ach, o to chodzi. Musi pani wiedzieć, że nie zrobiłabym tego, gdybym wiedziała, że on ma żonę. Nie pochwalił się.
- O czym pani mówi?
- Przecież po to pani tu przyszła. Odzyskać męża, pani Jagodo Bartman. Nic mnie z nim już nie łączy.
- Widzę, że zaszło małe nieporozumienie – zaśmiała się pod nosem.
- Nie wiem, co panią tak bawi – Justyna spojrzała krzywo na towarzyszkę.
- Och, nie „paniujmy” tak. Jestem Jagoda – wyciągnęła rękę. – Siostra Zbyszka.
- Justy… - urwała. – Ale co? Jak to? Siostra? – dopiero teraz zaskoczyła.
- Tak. Jestem jego starszą siostrą. Czyli się mną nie pochwalił? A to paskuda – uśmiechnęła się.
- Yyy… To nie zmienia faktu, że nic nas nie łączy –  Jusia wróciła do obrony.
- Opowiedział mi wszystko i jestem innego zdania.
- Skąd możesz to wiedzieć? Naprawdę, nie odzywa się pół miesiąca i to jest dowód uczucia – prychnęła niższa z dziewczyn
- Właśnie to przyszłam wyjaśnić. On się nie odzywał, bo zachorował.
- Tyle wiem, ale to go nie tłumaczy.
- Poważnie. Spędził parę dni na kroplówce, potem w domu. Tak naprawdę był mało kontaktowy. Jego telefon leżał rozładowany w plecaku. Podłączyłam go do ładowarki kilka dni temu. Niebawem ozdrowiał i Zibi. Gdy się obudził od razu pytał o komórkę i ciebie. Musisz mi uwierzyć na słowo. Jest trochę podłamany i nie bardzo wie, co zrobić z tą sytuacją. Boi się, że już wszystko zawalił i go nie chcesz znać.
- Nie wiem, co powiedzieć. Jeśli to wszystko prawda…
- Najszczersza. Wiem, zaszło wielkie nieporozumienie.
- Tak. Jak cię zobaczyłam u was w domu, to poczułam się oszukana i wykorzystana. To prawda, nie chciałam go znać itd. – wyznała Justyna.
- Domyślam się. Wiesz, przyszłam tu do ciebie jako siostra zmartwiona stanem brata. Chciałabym, żeby był szczęśliwy a do tego on potrzebuje ciebie. Teraz myśli, że cię stracił, ale nie ma racji, prawda? – spojrzała uważnie na gospodynię.
- Sama nie wiem… Mam teraz mętlik w głowie…
- Rozumiem. Bardzo bym chciała żebyś go odwiedziła jeszcze póki jest u nas. Myślę, że to dodałoby mu sił. Masz tu mój telefon, zadzwoń.
- Oczywiście. Najpierw muszę się pozbierać.

Ale nie, nie możesz poddać się
 przecież jesteś i tak
choć raz zatrzymać w biegu cały świat, zakochać się,
 do nieba wzbić, bo warto żyć.

<><><> 

- Witaj wnusiu, co cię do nas sprowadza? – brunet tonął w objęciach babci.
- Ja do was z taką sprawą…
- Nie przyjechałeś może z tą uroczą dziewczyną? Cecylia, tak? – odezwał się z głębi domu pan Stanisław.
- Właśnie o nią mi chodzi. Celi – kiwnął na mnie, więc podeszłam bliżej, niepewnie się uśmiechając.
- Bartoszu! Jak ty się zachowujesz? Żeby dziewczyna stała i czekała? Ale już mi ją wprowadzaj do domu! – skarcił go dziadek.
Zaśmiałam się cicho i wszyscy weszliśmy do domu.
                Siedziałam przy stole w kuchni, zajadając się pysznymi maślanymi ciasteczkami. Uwielbiałam takie, ale mama nigdy ich nie piekła. Tymczasem Bartek podjął się próby wyjaśnienia dziadkom, co ja tu robię.
- Cóż… Byliśmy u rodziców, ale okazało się to niemożliwe. Pomyślałem o was. Może Celuś mogłaby zostać u was na czas mojego zgrupowania?
W napięciu czekaliśmy na odpowiedź.
- Oczywiście, że tak. Z miłą chęcią. Jeżeli nie będzie ci przeszkadzać towarzystwo staruszków – uśmiechnęli się do mnie.
- Ależ skąd.
- No, to ja bez obaw mogę wyjeżdżać.
- Ale jeszcze jedno… Irena i Adam nie chcieli się zgodzić?
- No nie… - zaczął niepewnie siatkarz.
- Adam, tak? – odgadł staruszek.
Tylko przytaknęliśmy. Ja go opuściłam głowę i próbowałam nie myśleć o przykrych wydarzeniach z Nysy.
- Bartuś, co tam się stało? – ostrożnie spytała pani Basia.
- Nie wiem czy mogę – spojrzał na mnie. – Nie chcesz tego słuchać, co?
- Wolałabym nie. Mogę wyjść do ogrodu?
- Pewnie.
                Kucnęłam nad maleńkim wodnym oczkiem. Zanurzyłam rękę we wodzie i patrzyłam na falującą wodę. W środku pływało kilka małych rybek. Chyba lepiej nawet, że zostanę tutaj a nie tam. Bez nerwów, bez stresu. Przynajmniej tu byłam milej widziana. Nie wiedziałam, co dalej. Może lepiej cieszyć się chwilą a nie planować niepewną przyszłość?
                Po pojawienie się cienia, domyśliłam się, że ktoś za mną stanął.
- Kochanie – usłyszałam znajomy głos.
- Już wiedzą?
- Tak, wszystko im wyjaśniłem – kucnął obok mnie.
- To dobrze. Jak to przyjęli? Nie powinni się denerwować, w tym wieku wszystko może być groźne.
- I za to cię kocham – cmoknął mnie w czoło.
Nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi
- Bo która by się teraz martwiła o moich dziadków? Tylko ty. Dziękuję za troskę. Spokojnie, nic im nie jest.
- Nie chciałabym, żeby poniekąd przez mnie…
- Stop! To nie jest twoja wina. Ty tu jesteś poszkodowana. Oj Celuś – przytulił mnie.
Z powodu niestabilnej pozycji lekko się zachwiałam i poleciałam do tyłu a Bartek za mną. Wylądowaliśmy na trawie. Pozostało mi tylko się roześmiać.
- Wybacz moją koślawą koordynację.
- A tam, całkiem miło jest – przeniósł wzrok na mnie.
Jego tęczówki były koloru nieba. Zawsze takie miał w słoneczną pogodę, niesamowicie niebieskie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wyciągnął dłoń w moją stronę i pogładził mnie po policzku. Przymknęłam oczy i zamruczałam z zadowolenia.
- Wiesz, co? – spytał cichutko.
- Hmm?
- Cieszę się, że cię mam. Bez ciebie byłoby pusto.
- Tak, tak. Same kłopoty ci robię – mruknęłam.
- Nieprawda! Bycie z tobą to najlepsze co mnie spotkało. I nigdy nie zmienię zdania – ucałował moje czoło.
Potem powieki, policzki, aż w końcu dotarł do ust. Najpierw tylko musnął, jakby mnie badał. Droczył się ze mną Az w końcu delikatnie i powoli pocałował.

<><><> 

                Wracała z uczelni do domu. Już z daleka dostrzegła ciężarówkę pod ich kamienicą. Pomyślała, że pewnie ktoś się wyprowadza. Mężczyźni znosili po kolei co wartościowsze sprzęty. Narzeczony blondynki wrócił wczoraj nad ranem i w okropnym humorze. Kto by przypuszczał, że te dwie sprawy mają ze sobą coś wspólnego. Coś ją tknęło, gdy rozpoznała swój odtwarzacz, kupiony jeszcze w latach liceum. Dotarła pod drzwi mieszkania i zamarła.
                Jędrzej szarpał się z facetami wynoszącymi ostatnie rzeczy. Wszystkie pomieszczenia były opustoszałe. Spojrzała na chłopaka.
- Anuś, ja…
- Co to ma znaczyć? Co to za faceci? Gdzie są nasze meble?
- Spokojnie, daj sobie wytłumaczyć – położył jej dłoń na ramię, ale natychmiast ją strąciła.
- Nie! Czekam na odpowiedzi! Jędrek!
- Bo widzisz… Wczoraj przegrałem pewną sumę pieniędzy i… Oni… Nie miałem gotówki… Nie wiedziałem, że tak szybko zażądają zapłaty… Przyszli i zaczęli wynosić, no… Nic nie mogłem zrobić, uwierz mi, Aniu – dopadł jej i uścisnął.
Szybko się oswobodziła.
- Owszem, mogłeś! Wiesz co? Mogłeś wczoraj z nimi nie grać, mogłeś nie zaczynać tej znajomości, mogłeś mi się nie oświadczać i w ogóle mogłeś się nie urodzić! – wybiegła z płaczem czym prędzej z mieszkania.

Zdeptany list nadziei mit i głupie szczęście,
Minionych lat straconych szans i słów na wietrze

Dobrze, że najważniejsze dokumenty miała przy sobie. Furgonetka stała jeszcze przy chodniku.
- Przepraszam, czy mogłabym zabrać rzeczy z mebli? – zaczepiła jednego z pracowników.
- Hmm… No niech ci będzie ślicznotko. Tylko szybko.
                Wpadła do środka. W szafie znalazła walizkę i powkładała tam swój ekwipunek. Jej wzrok padł na wspomniany magnetofon.
- I biorę jeszcze to. Tyle wystarczy? – rzuciła im pospiesznie 50 funtów.
- Jesteśmy kwita. Miłego dnia.
                Żeby musiała płacić za swoje prywatne rzeczy. Oto co zafundował jej związek z Jędrzejem. Nie ma co, same plusy… Teraz to naprawdę z nimi koniec. Gdzie miała się teraz podziać? W Londynie nie miała zbyt wielu dobrych znajomych. Czyli co, Polska? Po tym, co ją spotkało, to chyba najlepsze wyjście. Jednak wstyd było się do wszystkiego przyznać. Z tego co wiedziała, Celi mieszkała u Bartka w Bełchatowie. Teraz mogła liczyć tylko na ich wyrozumiałość i gościnność.

Kolejna noc kolejny dom znów puste ręce,
Zbyt ciężki dzień zerwany sen i krzyki szeptem.

<><><> 

No to się porobiło. Nie potrafiła dokonać wyboru. Wtedy wrócili do jej mieszkania w milczeniu. Dopiero wieczorem zaczęli normalnie rozmawiać. Ale tamta sprawa pozostała tabu. Dorota nie chciała od tak decydować. W ogóle nie chciała, ale skoro taki był ich wymóg, może coś jeszcze wymyśli. Cały czas była w szoku.
- Hmm… To jak śpimy? Bo mam łóżko, kanapę i materac – zastanawiała się.
- Ty zostań w swoim łóżku a my się resztą podzielimy.
- Nie, nie! Musi być sprawiedliwie.
- Czasem jest tak, że nie każdą rzecz można rozdzielić sprawiedliwie – usłyszała i dokładnie zarozumiała aluzję.
- Spokojnie. Kanapa się rozkłada…. Wiem! Przysuniemy ją do łóżka i się razem zmieścimy – olśniło ją.
- Eee… Razem?
- Tak. Proszę was – Dorota zrobiła błagalną minę.
- No dobra. Z tobą po środku – zastrzegli.
- Oczywiście.
                To była prawdopodobnie ostatnia taka wspólna noc. Potem będzie się mogła cieszyć tylko jednym z nich. Rano ponownie zrobiło się niezręcznie.
- Czyli… Jak wybierzesz… - zaczął Wierzba.
- Znaczy jak zdecydujesz…. – próbował Andrzej.
- Dam wam znać o swojej decyzji. Jeśli o to wam chodziło.

Ale nie, nie możesz poddać się
przecież jesteś i tak
choć raz zatrzymać w biegu cały świat, zakochać sie,
do nieba wzbić, bo warto żyć.

<><><> 

                Bartosz pojechał wkrótce po naszych ogrodowych czułościach. Chyba nastali nas na tym jego dziadkowie, bo potem się dziwnie uśmiechali. Jednak czułam się tu wspaniale i jak u własnych dziadków.
- Celusiu, wiemy, że ojciec Bartka się potraktował bardzo źle, ale nie musisz się tym martwić – przytuliła mnie pani Basia.
- Miłe to nie było. Postaram się, bo ja się zawsze przejmuje wszystkim – mruknęłam.
- Ach, jak bym go dorwał – zaczął staruszek, ale ktoś zadzwonił do drzwi.
- Otworzę – zaoferowałam i poszłam.
Moje zdziwienie było ogromne, po ujrzeniu gościa.
- Pani Irena? Co pani tutaj robi? – spojrzałam na jej walizki.


<><><><><><><><><><><><><><><><><>


Witam :) jak obiecałam, kolejny odcinek pojawił się szybciej.
Mam nadzieję, że się cieszycie :)

Treść chyba nie taka zła, co?
Przeżyje do następnego?

A niebawem, pojawią się nowi bohaterowie :)

Pozdrawiam