Łączna liczba wyświetleń

29 sie 2011

#38# Nic nie jest łatwe



                Nie pamiętał, jak się spakował, jak wsiadł do samochodu i przejechał trasę prowadzącą do rodzinnego miasta. Wszystko robił automatycznie, błądząc myślami gdzieś w przestworzach. Za to doskonale pamiętał spojrzenie smutnych niebieskich oczu, wyglądających ukradkiem przez okno. Nie pozwolili mu się z nią zobaczyć. Chociaż nie wiedział, jak sobie to wyobrażał w obliczu ostatnich wydarzeń.
                Ciężko wzdychając, przekroczył próg domu. Spodziewał się czułego przywitania ze strony rodziców, a nie tego, co zastał. Zasłonięte żaluzje nie wpuszczały do pokoi zbyt wiele światła. Bartek rozjaśnił pomieszczenie, ale wtedy ujrzał  kupkę naczyń do zmywania, kilka kartonów po jedzeniu na wynos i napoczęty czteropak koło telewizora. Mama nigdy nie dopuściłaby do takiego nieporządku. Z obawą wszedł na piętro. Ktoś musiał być w domu. W sypialni zobaczył śpiącego w najlepsze ojca. Podszedł do okna i podciągnął rolety.
- Co do licha… - wymruczał Kurek senior, zakrywając głowę kołdrą.
- Cześć tato. Miło cię widzieć.
- Bartek? Co ty tu robisz? – mężczyzna przysiadł zdumiony.
- Dostałem wolne, to przyjechałem do domu. To takie dziwne?
- Myślałem, że już pognałeś do tej swojej. Chyba jej nie przywiozłeś?
- Nie. Jestem sam. Z Cecylią kiepska sprawa… - mruknął brunet.
- Nie przejmuj się. Zerwiecie i po kłopocie. Jak dobrze, że jesteś. Chyba kochasz swojego starego ojca – przytulił syna.
- Ale ja nie chcę zrywać – rzucił niemrawo przyjmujący.
- Ja od razu wiedziałem, co się święci, jak ją zobaczyłem. Nie przejmuj się tak nią – Adam chciał go pocieszyć.
- Chciałbym…
- Więc teraz ogarniemy na dole, bo Roman wpada z rodzinką.
- A gdzie mama?
- Pojechała zaraz po tobie. Nie wiem, co widzieliście w tej dziewusze, ale wszystkich zwiodła na manowce. Przejrzałeś już.
- Tato…
- Córka Romka musiała już porządnie wyrosnąć. Będzie miała koło 19. Ostatni raz widziałem ją na weselu Tadzia, 5 lat temu – mężczyzna nawijał dalej.

<><><> 

                Dziewczyny spały w łóżku rozwalone jak długie. Leżały brzuchami do góry prawie do południa. Wszystko przez to, że wczoraj nieźle zabalowały w towarzystwie przypadkowo spotkanych facetów. Nikogo nie przyprowadziły na noc, bo bez przesady. Pierwsza zerwała się Justyna.
- O matko! Już 11. Za 15 minut musze być na spotkaniu.
- Co tak dramatyzujesz? Dzisiaj? Spotkanie? – spojrzała na nią krzywo druga brunetka.
- Mieliśmy dopracować szczegóły takiej akcji dla dzieciaków. Paczką z uczelni. Matko, kompletnie mi z głowy wyleciało.
- Nie dramatyzuj. Ubieraj się, ja zrobię śniadanie, a potem wsiądziesz w tramwaj.
- Dzięki kochana – cmoknęła przyjaciółkę w policzek.
                W trakcie przygotowywania posiłku młodsza brunetka otrzymała niespodziewanego smsa.
- Dzień dobry Czarnej Damie. Chyba już wstałaś? Śniadanko zjedzone? – przeczytała z uśmiechem i odpisała.
Czyli Andrzejek jeszcze żyje? Miło, że o mnie pamiętasz. Może chcesz mi zrobić jedzonko?
Dla ciebie bije moje serce. Jak mógłbym zapomnieć. Ja bardzo chętnie. Tylko zanim bym do ciebie dotarł…
Tak słodzisz od rana. Ale ja teraz w Warszawie, to jeszcze dalej :(
Ooo, a ja jak się okazuje nieopodal. 2 godzinki i możemy zjeść obiad. Hmm?

- Z nieba mi spadasz – wydusiła Jusia zajadając kanapki.
- Wiadomo. Obiad też zrobić?
- Nie. Nie wrócę za szybko, raczej wieczorem. Wybacz, że ci dzisiaj nie dotrzymam towarzystwa.
- Nic się nie stało. Poradzę sobie – uśmiechnęła się Dorota.
Gdy tylko starsza opuściła mieszkanie, ona chwyciła za telefon.
No to czekam na ciebie.

                W końcu usłyszała upragniony dzwonek do drzwi. Otworzyła, ale ktoś od razu przyciągnął ją do siebie.
- Tęskniłem – wymruczał jej brunet do ucha.
- Ja też. Gdzie ty byłeś?
- A w Bydgoszczy – odparł z tajemniczym uśmiechem.
- Chodź, bo kuchnia czeka. Słyszałam, że robisz obiad – zaśmiała się dziewczyna i weszli do mieszkania.
- Mmm… Teraz już wiem, gdzie się stołować – Dorota gładziła się po brzuchu.
- Hmm? – spojrzał na nią pytająco.
- No u Gawrona.
- Ja ci dam Gawrona! – oburzył się i ruszył w jej kierunku.
- Nie szamocz mną, bo zwrócę to dobre jedzenie.
- W takim razie za karę robisz deser – wytknął język.
- Zastanówmy się… Może być? – spytała i ściągnęła koszulkę.
Granatowy stanik brunetki podziałała na siatkarza.
- Wiesz, co lubię…
- Chciałabym zjeść z łóżku – podążyła do sypialni.
Będzie potem musiała najwyżej zmienić pościel.
- Schrupię cię do ostatniej kruszynki – oznajmił, przymykając drzwi.
- Czekam.
Dorota rozłożyła się na łóżku i czekała na Wronę. Chłopak zrzucił z siebie zbędne rzeczy i dopadł dziewczynę. Całowali się łapczywie. Ściągnął z brunetki bieliznę, chociaż mu się podobała. Ale teraz nie czas na zachwycanie się ciuchami. Poczuł, że nie ma na sobie bokserek i wiedział, kogo to sprawka. Bardzo długo trwali w cielesnym uścisku. Chcieli byś jak najbliżej siebie, jak najciaśniej się połączyć. Ledwo skończyli, Andrzej miał ochotę na jeszcze.
- Chodź, usiądź tutaj – poklepał się po podbrzuszu.
- A nie niżej? – brunetka podniosła brew do góry.
- Niegrzeczna dziewczynka…
- Kurna! – usłyszeli z korytarza.
- Szybko, chowaj się! – szepnęła Doris i zaczęła się ubierać.
- Ale gdzie? – chłopak ściskając w dłoniach swoje rzeczy, rozglądał się po pokoju.
- Tu! – towarzyszka wepchnęła go do szafy. – Dla dobra twojego i mojego, ściśnij się – przymknęła drzwiczki.
- Położyłaś się z powrotem do łóżka? Cholerne pudełka. Wszystko zwaliłam w korytarzu – zaglądnęła Jusia.
- Tak jakoś. Miałam wybrać rzeczy do prania – mruknęła.
- Może rzeczywiście się połóż. Jakaś rozpalona jesteś. Ja zrobię to pranie – dziewczyna zmierzała do szafy.
- Nie musisz teraz – protestowała brązowooka.
- Spoko. Co my tu mamy? – zajrzała do środka. – To do prania, to też brudne. Czemu chowam do szafy takie rzeczy? Cześć Andrzej. Mama zawsze mnie za to wyzywała – mruczała do siebie Justyna.
Po kilku sekundach przeanalizowała swoje słowa i z powrotem zerknęła do szafy.
- Czemu Wrona siedzi goły w mojej szafie?

<><><> 

                On odjechał, a ja zostałam. Jutro i tak wracał do Spały. Liga Światowa zaczynała się lada moment wyjazdem do Niemiec. Nie wiedziałam czy będę na tyle silna, by ich obejrzeć w telewizji. Największym znakiem zapytania był wyjazd do Ameryk. Jak ja miałam normalnie z nim funkcjonować? Przekonałam się, że widocznie nie znam go tak dobrze.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam zatroskany męski głos.
- Mikołaj… Nie mam siły na rozmowę…
- Chciałem przeprosić. Przeze mnie się pokłóciliście.
- Uwierz, tamta sytuacja to pikuś. Nie zawracaj sobie głowy. Wszystko było dozwolone.
- Celuś – próbował mnie przytulić.
- lepiej nie spoufalaj się ze mną. Nie chcę, żeby ci się coś stało. Bartka mogą ponieść emocje… - tłumaczyłam, odsuwając się.
- Przecież wyjechał. Nie mogę cię jakoś pocieszyć? – spytał zdumiony.
- Nie… Nie wiem… Nic już nie wiem. Proszę, wyjdź.
- Co on zrobił, że jesteś w takim stanie? – podszedł i spojrzał mi w oczy.
Uciekłam wzrokiem gdzieś na ścianę. To nie była jego sprawa.
- Nic. Po prostu chcę być sama. Jak coś, to dam ci znać. Dzięki.
- Kochanie, chodź coś zjeść.
- Dziękuję pani, ale nie mam jakoś apetytu – mruknęłam.
- Musisz się dobrze odżywiać. Chodź, nie będziesz tu siedzieć cały dzień – staruszka pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni.
- Dzień dobry Celi – jej mąż przywitał mnie uśmiechem.
- To co? Jajecznica?
                Czułam się okropnie. Wszystko siedziało we mnie i pęczniało. Jakbym połknęła wielką fasolkę, która teraz kiełkowała. Nawet płacz nie pomagał i oczy miałam suche. Wystawiłam poduszkę na balkon, mokra od moich emocji. Chciałam z kimś o tym wszystkim porozmawiać. Z kimś obiektywnym, bo ja nie byłam zdolna do takiej oceny. Nie wiedziałam czy to koniec związku… Dalej kochałam niebieskookiego bruneta, choć ostatnio okazał się potworem.
- Słucham?
- Cześć. Masz czas na pogawędkę? – spytałam nieśmiało.
- Zależy jaką – odparła zaciekawiona.
- Proszę, pomóż mi. Tylko ty mi zostałaś – niespodziewanie się rozkleiłam.
- Matko, co się stało?
- On… Bar… on chciał… mnie zgwałcić – jakimś cudem przeszło mi to przez gardło.
- Co?! Niech ja go dorwę! Gdzie ty jesteś? Nadal z nim?
- Jego dziadkowie mnie w porę uratowali. Zostałam z nimi, a jego odesłali do Nysy.
- Dzięki Bogu. Słoneczko, jak się czujesz?
- Okropnie, fatalnie i sama nie wiem, co jeszcze… On był kompletnie pijany. Nigdy go takiego nie widziałam. Nie mam pojęcia, co teraz będzie.
- Kochanie, rozumiem cię. Alkohol mu widocznie rozum odebrał. Nie myśl o tym teraz – dodawała mi otuchy.
Tylko cicho westchnęłam.
- Mam przyjechać? – usłyszałam propozycję.
- Nie będę cię targać taki kawał Polski.
- kochanie, nie chcę, żebyś była z tym sama – wyznała ciepłym głosem.
- Jeżeli myślisz, że sobie coś zrobię, to jesteś w błędzie.
- To nie o to chodzi. Wiem, że z kimś łatwiej to znieść.
- Na razie zostań w Warszawie sobie. Muszę to sama strawić. Myślisz, że powinnam go po tym zostawić?
- Wiesz… To tylko twoja sprawa, co z tym zrobisz. Jak się po tym zachował?
- Nie widziałam go. Dopiero przez okno, gdy wyjeżdżał. Dziadkowie nie dali mu do mnie przyjść.
- Może to i lepiej kochanie – stwierdziła.
- Jakoś to przeżyję… Tylko nie wiem czy będę potrafiła mi wybaczyć…

<><><> 

- Aniu, odpruł mi się guzik – dało się słyszeć w drzwiach. – Mogłabyś… mi.. przy… szyć.. – wypowiedź uległa zniekształceniu, gdy Bąkiewicz zobaczył, co zastał.
Para oderwała się od siebie z wypiekami na twarzach. Poczuli się jak nastolatki przyłapane przez rodziców.
- jasne, daj tą koszulę – dziewczyna próbowała ukryć zakłopotanie.
- Zostawiam ci ją. Misiek, moglibyśmy pogadać? – spojrzał na Winiara.
- Pewnie. Dobranoc Aniu – przesłał dziewczynie zniewalający uśmiech.
                Przez chwilę na korytarzu panowała cisza. Starszy Michał nie wiedział, jak zacząć. Miał całkowity mętlik w głowie.
- Ze też musiałem na to wejść – mruknął.
- Trudno. Stało się. Mogę liczyć na twoją dyskrecję?
- Boże, Winiar, co ty wyprawiasz? W Bełchatowie czeka Dagmara, a ty uwodzisz tutaj biedną Anię.
- No nie wiem, czy czeka… Coraz gorzej między nami. Ma mnie w dupie. A Ania… Jest tak blisko… Jesteśmy przyjaciółmi.
- Właśnie widziałem jak bliskimi…
- Oj Bąku, wiem, że nie powinienem. Obiecuję, że to się nie powtórzy – przysięgał Michał.
- Jeżeli rzeczywiście wam z Dagą nie wypali, to proszę bardzo. Ale dopóki masz żonę, to ją uszanuj i bądź wierny. Żadna kobieta nie zasługuje na zdradę. W dodatku mieszasz w to niczemu winną Ankę.
- Moja wina, moja bardzo wielka wina – Winiarski zaczął bić się w piersi.
- Nie żartuj sobie z tego!
- Wiem, przepraszam – mruknął i zaszył się w pokoju.

<><><> 

                Andrzej musiał już wracać do Częstochowy, więc Dorota odprowadziła go na dworzec. Myślała także o Krzyśku, który też czekał na jakiś znak od niej. Zamyślona weszła do mieszkania. Zobaczyła, że Justyna kończy rozmawiać przez telefon.
- Słuchaj, jeśli chodzi o tą szafę… - zaczęła, nie wiedząc jak się wytłumaczyć.
- Nie przejmuj się. Nie mam o co się gniewać. Chowałaś go przede mną? – uśmiechnęła się właścicielka mieszkania.
- Yyy.. No tak…
- O matko, ja wam przeszkodziłam, tak? – Jusia skojarzyła fakty.
- Tak jakby. Było już po wszystkim i szykowaliśmy się do powtórki. Ale co za dużo, to niezdrowo – wyszczerzone kły Doroty mówiły wszystko.


<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Zatem z okazji Bartkowych urodzin, dodałam wam rozdział :)
Dla samego solenizanta wszystkie dobrego, ogrom zdrowia i odporności na kontuzje, sukcesów w sporcie i życiu prywatnym :*
Rozdział dedykowany symbolicznie Bartoszowi Ka.

ale faktycznie, to Natalenie ;*
Bo tak na niego czekała i czekała i czekała :)
I za to, że mnie swoim komentarzem natchnęła :)

Myślę, że pewna panienka tez się ucieszy z odcinka i obecności drugiego Michała, Michała Be :D Pozdrowienia dla Tea :)

No to następny już w roku szkolnym ;p

17 sie 2011

#37# Bywa i tak, że zamiast lepiej gorzej dzieje się


                Zatem w spalskich lasach zrobiło się rodzinnie. A to za sprawą tych kadrowiczów, którzy zdecydowali się zaprosić tu swoje familie. Daniel był zachwycony pociechami swoich podopiecznych. Już widział w nich następców swoich ojców. W końcu to ta sama krew. Trener stał się nowym wujkiem i strasznie go ten przydomek w ustach dzieci rozczulał. Prym w zabawach wiódł Olivier Winiarski, bo jakże by inaczej. Miał posłuch wśród kolegów i koleżanek i świadomie to wykorzystywał. Maluchy realizowały każdy jego pomysł bez sprzeciwu. Ich zapędy zostały skrócone dopiero tedy, gdy przyłapano ich na wsypywaniu ściółki do wszystkich możliwych butów w ośrodku.
- Ale tato! – jęczał blondynek.
Michał ciągnął go do pokoju za ucho.
- Synu, musimy sobie poważnie porozmawiać – ustawił syna przed sobą.
- O czym?
- O twoim zachowaniu.
- Będę miał karę? – zrobił smutną minkę.
- Jak najbardziej. Zapamiętasz na drugi raz, że tak się nie robi. Nie jesteś już malutkim dzidziusiem. Rozumiesz dużo rzeczy i wiesz, co wolno a co nie. Musisz się dobrze zachowywać i nie psocić tyle. Za karę masz szlaban na tydzień na telewizor.
- O nie! – krzyknął.
- O tak. Pamiętaj, że w domu też obowiązuje – zastrzegł brunet.
- Ale mama nie będzie wiedziała – kombinował chłopiec.
- Ja z twoją mamą porozmawiam – w progu stanęła Ania.
- Ciociu! Ratuj! – mały rzucił się na nią.
- Kolego, nabroiłeś, sam musisz odpokutować.
- Ale ja nie wytrzymam tydzień bez bajek – szlochał w jej spodnie.
- Mam sposób. Książki też są bardzo fajne. Będziemy czytać – blondynka uśmiechnęła się zachęcająco.
- Tatuś też mi poczyta?
- Ależ oczywiście – nie zważała na protestującego siatkarza.

<><><> 

                Dorota spojrzała na gruchającą przy śniadaniu parę. Czuła się bezużyteczna.
- Ja może wrócę do siebie i nie będę wam przeszkadzać? – zaproponowała.
- Oszalałaś? Dopiero co przyjechałaś. No już, Zbyszek, opanuj się – brunetka strąciła z siebie ręce chłopaka.
- Ja niedługo wyjeżdżam znowu, więc ktoś musi opiekować się moją mała dziewczynką – spojrzał czule na Justynę.
- Wielkolud! Nie podskakuj – rzuciła w niego ścierką.
- Wy chyba musicie się tak kłócić. Całkiem zabawnie wam to idzie – przyznała Doris.
- No bo my nie umiemy tak na poważnie, gdy nie ma powodu.
- Dokładnie kochanie – objął dziewczynę od tyłu.
- Będziecie niedługo jak Celi i Bartek. Papużki.
- Oj nasze papużki mają kryzys. Celuś do mnie dzwoniła. Wnioskuję po głosie, że za dobrze nie jest. Bartek jest zazdrosny o sąsiada. Oby nic poważnego – Jusia zmartwiła się na myśl o przyjaciółce.
- Ooo… A to ciekawe.
- Bartek jest strasznie uparty jak sobie coś ubzdura – odparł Zibi.
- Ja nie wiem jak tam się pogodzą. Byle przed jego wyjazdem.
- Wrócimy jeszcze na dzień przed Amerykami, to się dogadają.
- A ponoć Celi ma jechać z wami – mruknęła Justyna.
- Mogłaś mówić, że chcesz z nami lecieć. Bym coś załatwił.
- Oj kochanie, niepotrzebny wydatek i zamieszanie. Tęsknota nam dobrze zrobi.
- Nie będziesz o mnie zazdrosna? – odparł zawiedziony.
- Głupku, oczywiście, że będę. Taki już mój los, dziewczyny siatkarza, do którego wzdycha połowa nastolatek – zaśmiała się.
- Dla mnie liczysz się tylko ty i nasze dziecko – cmoknął ją.
- Jakie dziecko? – spytała zdumiona.
- No to, które dzisiaj spłodzimy – wyszczerzył się a Dorota wybuchła śmiechem.
- Zbigniew!

<><><> 

                No więc nocowałam w salonie. Pani Irena postanowiła odwiedzić dalszą rodzinę i wyjechała w świat. Kto by nadążył za tą kobietą? Pani Basia i pan Staszek bez moich wyjaśnień połapali się w sprawie. Nie odwrócili się ode mnie. Mimo to, czułam się obco. Bez swojego kąta. Mikołaj wielokrotnie przychodził i dzwonił, lecz odizolowałam się od niego. Chciałam, żeby Bartek to docenił, zauważył i zmienił zdanie. Ale od tamtego dnia nawet na mnie nie spojrzał. Jakbym była powietrzem albo pyłkiem kurzu. W porównaniu do tego, jak wcześniej obsypywał mnie pocałunkami i nie szczędził czułości, teraz był zimny jak lód, obcy.
                Zdecydowanie to nie był mój Bartosz. Placka nie ruszył, chociaż blacha była w lodówce. Jadł wszystko, czego ja nie tknęłam. Bolało, bardzo. W końcu dla niego rzuciłam wszystko. Z poprzedniego życia zostały mi tylko przyjaciółki. Może to była zła decyzja, żeby się związać z Kurkiem? O ile na początku było ok., to teraz są same problemy. Robert, ojciec siatkarza, Mikołaj… Nie śmiała się zwalić na głowę dziewczynom, a rodzicom ani śniłam pokazywać się na oczy. Nie dam im tej satysfakcji.

<><><> 

                Chciał iść i pokazać Mikołajowi, gdzie jego miejsce, ale się powstrzymał. Niepotrzebne mu bijatyki i zamieszki. Zgłosiłby go na policję i po karierze. Kochał siatkówkę i nie chciał jej poświęcać dla posiniaczonej twarzy dawnego kolegi. Ku ogromnemu zdziwieniu siatkarza, Cegielski sam go zaczepił.
- Cześć.
- Nie uważasz, że to troszkę bezczelne? – spytał Bartek, dalej oglądając półki sklepowe.
- Właśnie chciałem wyjaśnić to zajście.
- Daruj sobie. Nie zrobisz ze mnie głupka. Ładnie się opiekowałeś moją dziewczyną, gdy mnie nie było.
- Bartek! Na nic nie łączy. Wtedy miałem ją tylko posmarować olejkiem. Nie spaliśmy ze sobą!
- Powinieneś być aktorem, świetnie grasz – mruknął brunet.
- Przestań się zachowywać jak obrażony przedszkolak. Cecylia była ci wierna. To wspaniała dziewczyna.
- Tak, tak. Chyba mi nie powiesz, że cię nie pociąga?
- Oczywiście, że tak. Ona by cię nie zdradziła. Pogódź się z nią. Nie pozwól, żebyś ja stracił.
- Pewnie już przyleciała ci się pożalić. Pocieszyłeś ją w sypialni?
- Skoro wolisz tak myśleć… Żebyś tylko nie żałował.
                Zirytował go ten pseudo makaroniarz. Co on wiedział o Cecylii? Dobrze wiedział, co się działo i dostał próbkę na własne oczy. Poczuł chęć odreagowania. Na myśl przyszedł mu bar w najbliższym mieście. Kieliszek wydał się doskonałym sposobem na utopienie smutków. Nie przejmował się już niczym.
- Byle zapomnieć! – wypił do dna. – Jeszcze raz to samo!

<><><> 

                Nie mogłam długo zasnąć, a jeżeli mi się to udało, to strasznie nietrwale i nerwowo. Wiedziałam, że Bartek nie wrócił. On obecnie miał mnie gdzieś, a ja się o niego martwiłam. Mimo wszystko…
                Zesztywniałam na trzask drzwi frontowych. Wiedziałam, ze będzie musiał przejść przez salon. Wolałam udawać, że mnie nie ma.
- A co to za niewiasta śpi? Czekałaś aż Bartuś wróci? – zaczął bełkotać.
Wyczułam, że jest pijany. Nigdy go nie widziałam w takim stanie. Nie wiedziałam, jak się zachowuje po alkoholu.
- Już jestem – przysiadł koło mnie. – Śpisz?
- Yhy – mruknęłam spod kołdry.
- Szkoda nocy na sen. Mam lepszy pomysł – wlazł do mnie i próbował obmacywać.
- Przestań!
- Nie zgrywaj świętoszki! Mikołajowi dawałaś, to mi też możesz!
- Bartek! – przestraszyłam się, bo stawał się coraz nachalniejszy.
- No co? Nie zrobię ci gorzej. Mi chyba też coś się należy?
Szarpał moją piżamę, aż rozdarł koszulkę. Potem miętosił moje piersi i wkładał ręce do spodenek. Cały czas krzyczałam, biłam go rękoma i kopałam. Unieruchomił mnie, kładąc się na mnie.
- Proszę cię, przestań! Ja nie chcę! – na darmo próbowałam się wyrywać.
- Celi, współpracuj, bo ci zatkam usta moim sporym przyjacielem – zagroził, po czym zarechotał.
Ogarnął mnie strach. Całą twarz miałam zalaną łzami. Wiedziałam, że jeżeli się nie uwolnię, on mnie zgwałci. Był brutalny i zadał ból.
- Ratunku! Pomocy! – krzyknęłam resztkami sił.
- O ty zdziro!
Gdy wkładał mi już rękę do majtek, usłyszałam kroki jego dziadków.
- Co tu się dzieje? Bartoszu, co ty robisz? – do pomieszczenia wpadł pan Staszek i patrzył na nas z przerażeniem.
- Umilam sobie noc. Idź dziadku spać, ja się zajmę Cecylią.
- Złaź z niej i wynocha do siebie – warknął staruszek, patrząc na wnuka z pogardą. – Rano sobie porozmawiamy.
- Nic ci nie jest dziecinko? – obok mnie pojawiła się pani Basia.
Stać mnie było tylko na pokiwanie głową.
- Nie wiem, co w niego wstąpiło, żeby dopuszczać się takich okropieństw. Wiem, że to dla ciebie zbyt duży szok. No chodź tu – przytuliła mnie mocno a ja cicho załkałam.
- Jak on mógł się tak zachować? Własną dziewczynę doprowadzić do takiego stanu! Przydałoby się mu porządnie złoić skórę! – zaperzył się dziadek.
- Dziękuję – wykrztusiłam. – Zdążyliście…
- Całe szczęście. Chodź, położysz się ze mną a Stasiu tu sobie przekima. Bez sprzeciwów. Ze mną będziesz bezpieczna.
                Z trudem zasnęłam. Leżałam wtulona w panią Barbarę niczym we własną babcię. Ściskała mnie mocno i głaskała po głowie. Ta noc była jedną z najgorszych w moim życiu. Ranek był równie okropny. Wtedy tak naprawdę dotarło do mnie, co stało się wczoraj w salonie…

<><><> 

Leżał na łóżku i tępo wpatrywał się w sufit. Tak bardzo by chciał nie pamiętać, nie myśleć o tym albo żey to w ogóle nie miało miejsca. W czterech ścianach jego pokoju kołatał się strach. Zdominował go tak bardzo, że najchętniej by stąd nie wychodził i nikomu się nie pokazywał. Wiedział, że prędzej czy później musi się z tym zmierzyć. Z dziadkami i ich zawiedzionymi minami. Zawiódł ich, ale najbardziej siebie. Za to nie wiedział jak spojrzy w niebieskie oczy ukochanej, pełne łez, bo tak bardzo ją zranił. Niewyobrażalnie. Nawet nie myślał o tym, czy mu wybaczy. Sam sobie nie potrafił wybaczyć. Nigdy taki nie był po alkoholu. Bo chyba nigdy na tyle sobie nie pozwolił.
                Opłukał twarz zimną wodą i potarł dłońmi. Jeżeli by do nich nie zszedł, oni przyszliby do niego. Z ciężkim sercem poszedł ponieść konsekwencje swoich czynów.
- O, raczył się zjawić jaśnie pan. Dzisiaj humorek nie dopisuje?
Z tego wszystkiego nawet zapomniał o kacu. Ten moralny był silniejszy.
- Chcesz herbaty? – spytał dziadka.
- Mi tu nie zawracaj tyłka duperelami. Siadaj – powiedział ostro staruszek.
- Wiem, co powiesz.
- I powiem to, bo nie zamierzam ci ułatwiać. Wierzyć mi się nie chce, że mój własny wnuk dopuścił się takiego haniebnego czynu. Podobno ją kochasz…
- Bo kocham – przerwał brunet.
- Ale ktoś, kto kocha, nie robi takich rzeczy!
- Wiem… Ja… Gdybym był trzeźwy, to nigdy takiego czegoś bym nie zrobił.
- Ale nie byłeś. Mogę się tylko domyślać, co czuje Cecylia. Na razie twój widok będzie ją tylko ranił, dlatego myślę, że lepiej, żebyś wrócił do Nysy.

<><><> 

W Spale szykował się ciekawy sobotni wieczór. Daniel Castellani w reszta sztabu zaoferowała się doglądać dzieciaków tak, by siatkarze i ich wybranki mogli mieć czas tylko dla siebie. Założenie było takie: jeżeli ośrodek i sztab to przeżyją, to będzie dobrze.
                Jednak mały Olie za nic nie chciał się położyć. Biegał po pokoju i jeździł samochodzikiem. W końcu wyjechał i na korytarz. Michał i Ania pognali za nim.
- Olivier! – krzyczał za młodym tata.
- Nie złapiesz mnie – zaśmiał się malec i skręcił w lewo.
Ania została tu, gdyby chłopczyk zawrócił, a siatkarz pognał za szalonym małym kierowcą. Z daleka było słychać tylko „brum brum”. W końcu blondynek tak zapętlił, że wrócił z drugiej strony i skutecznie wyminął i ciocię i Winiara. Ten nie wyhamował po szaleńczej gonitwie i wpadł na blondynkę. Zupełny przypadek sprawił, że ich usta się zetknęły. Annę zmroziło. Nie wiedziała, co się dzieje. Wszystko trwało kilka sekund, jakże przyjemnych sekund.  Wstali z podłogi, przeprosili się i rozeszli do pokoi.
                Kolejny raz usiłował porozmawiać z żoną, a ona skutecznie odrzucała jego połączenia. Nie wiedział, co jest grane. Zamknął oczy. Na myśl przyszła mu tylko jedna zaskakująca rzecz.
                Wtargnął do pokoju dziewczyny. Siedziała przy laptopie i spojrzała na niego zaskoczona.
- Coś się stało? – spytała z troską.
- Wybacz Aniu, ale muszę cię pocałować – oznajmił i porwał ją w ramiona.
Teraz połączył ich usta w najprawdziwszym pocałunku. Bez ostrzeżenia, tak po prostu stał i ją całował, w jej własnym pokoju. Kompletnie nie wiedziała, jak zareagować, a jedyna myśl, która ją naszła, to by nie przerywać. Nigdy nie pomyślałaby, że jego usta tak dobrze smakują.


<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Witam was wszystkie serdecznie :)
I w tym momencie pożałowałyście tego, że tak się domagałyście o nowy odcinek i wam się go odechciało, prawda? 

Wiem, jestem okrutna i w ogóle. Miałam taki kaprys. Czasem mam humor na psucie. Szatański pomysł mi zagościł w głowie i oto efekty. 

Chciałabym wam wszystkim z całego serca podziękować za to, że tu ze mną jesteście i tak licznie czytacie i komentujecie :* doceniam to wszystko i jestem wdzięczna, bo to taki pozytywny impuls do dalszej pracy :)

Lubicie mnie po tym jeszcze?