Łączna liczba wyświetleń

22 gru 2011

#43# Gdy serce boli nawet cisza, bo nikt do snu nie ukołysze


                Kompletnie nie widziałam, gdzie się podziać. Wpadłam cala roztrzęsiona na ulicę. Przyjechałam tu z Mikołajem, który jechał do Łodzi i nie miałam kompletnego pojęcia o rozkładzie jazdy pociągów. Sama w prawie obcym mieście. Przecież nie będę się naprzykrzać jego kolegom. Jak na złość jeszcze moja kieszeń świeciła pustkami. Miałam złudne nadzieje, że możemy się z Bartkiem pogodzić. Teraz jest jeszcze gorzej niż było. Jestem wolną kobietą. Wolną i porzuconą.
                Drżącym rękami chwyciłam telefon. Omylnie wybrałam pacami na dotykowym ekranie połączenie. Tak, ja bardzo zdolna. Już miałam przerwać dzwonienie do Ani pierwszej na liście, lecz usłyszałam jej głos.
-Halo, Celi? Cześć, kochanie!
- Eee... Cześć...
- Coś się stało? Masz taki dziwny głos... – zmartwiła się.
- Wybacz, przypadkowo mi się to połączenie wybrało.
- Aha. - Ania mruknęła znacząco. - Super. Dzięki. Ale stało się, zadzwoniłaś do mnie. Więc teraz opowiadaj i się nie wykręcaj.
- Naprawdę tak było. Co mam opowiadać?
- Przecież słyszę, że coś się dzieje. Nie znamy się od wczoraj. Coś z Bartkiem, tak?
- Anuś... Jesteś w Bełchatowie? – spytałam powstrzymując łzy.
- Tak. Chcesz się spotkać, czy coś..?
- Bo jest taka sprawa... Tak się złożyło, że jestem właśnie w Bełku i nie mam gdzie podziać.
- Jasne, wpadaj. Jeszcze pytasz! Wyślę ci adres smsem. - ucieszyła się. - Celi, coś się stało, prawda? Coś złego...?
- Dzięki, mam nadzieję, że to nie jest daleko od Bar... z Konopnickiej, bo muszę piechotą. Pogadamy jak przyjdę – nie chciałam nawet o nim wspominać.
- Nie, nie. Tak na prawdę to stare mieszkanie Michała... - westchnęła z lekkim uśmiechem.
- Ooo, czyli ci się udało. Fajnie. Zaraz będę.
- Do zobaczenia, kochanie.
Jakoś dotarłam do lokum blondynki bez zbędnych problemów. Cały czas jeszcze dzielnie się trzymałam w kupie. Sama nie wiedziałam, co zrobić ze sobą.
- Cześć. Cieszę się, że jesteś. - przywitała mnie serdecznie. Nie mogła się doczekać tej wizyty. Nie widziała przyjaciółki od dawna.
- Cześć. Dzięki za pomoc - przytuliłam się do niej mocno.
- Nie ma za co. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem - ciągle nie zwolniłam uścisku.
Tak bardzo potrzebowałam, żeby mnie ktoś teraz objął. Czułam się okropnie. Czułam się odtrącona.
- Opowiadaj, co u ciebie słychać, co się dzieje?
- Nic się nie dzieje... – mruknęłam.
- Nie okłamiesz mnie - uśmiechnęła się Ania lekko, wzmacniając uścisk. - Przecież widzę.
- Nie chciałam nikogo tym zadręczać, ale nie miałam, gdzie się podziać. Wybacz Anuś, że padło na ciebie - tłumaczyłam okrężnie.
- Przestań, nawet tak nie myśl. Przyjaźnimy się przecież. I przestań w końcu kręcić!
- Nawet nie wiem, jak ci to powiedzieć - szepnęłam cicho.
- Najprościej. - zachęcała.
- Jestem... wolna...
- Co proszę? - zawołała Ania z zaskoczeniem. - Żartujesz, prawda?
- Nie...
- Co się stało? Opowiadaj.
- Skończył ze mną, dzisiaj... Pół godziny temu.
- Nie mogę w to uwierzyć! Byliście... najlepiej dobraną parą, jaką spotkałam w życiu! – zdumiała się blondynka.
- Chyba nie ostatnimi czasy...
- Opowiadaj po kolei, co się stało. Mamy czas - uśmiechnęła się zachęcająco.
- Od kiedy zaczęło się psuć czy to, co się stało dzisiaj? – wciąż byłam zdezorientowana.
- Od początku najlepiej. - odparła i westchnęła cicho. - Coś mi się wydaje, że przez własne problemy zaniedbałam przyjaciół... Ale nie ważne.
- Nawet tak nie myśl, przecież musiałaś się zająć sobą. Cieszę się, że jesteś w Polsce.
- Gdyby nie Michał... - zawahała się, po czym potrząsnęła głową. - Nie, to nic. Opowiadaj.
- O nie moja droga, ty też musisz mi opowiedzieć.
- Ale najpierw ty. Martwi mnie to coraz bardziej... Muszę wiedzieć, za co zlać tego patałacha Kurka!
- Proszę cię, nie rób tego...  W sumie sama jestem sobie winna. Gdybym wyrzuciła ten przeklęty karton...
- Co? Jaka winna? Jaki karton? - przerwała Anka i spojrzała na mnie pytająco. - Celuś, spokojnie, po kolei.
- Ech... No bo zaczęło się od jego kolegi, którego spotkałam u dziadków Bartka. Zostałam tam, podczas jego zgrupowania. No i z Mikołajem się trochę zakolegowałam. Bartosz wrócił, zobaczył mnie u niego przy basenie. Akurat poprosiłam Mikiego o posmarowanie olejkiem, a Kurek zrobił awanturę, jakby nas zastał w sypialni. Już wtedy usłyszałam przykre słowa. Czułam się okropnie, bo traktował mnie jak powietrze... Tego samego dnia wrócił wieczorem, kompletnie pijany i... - głos zaczął mi się trząść.
- Nie wierzę... - powiedziała cicho Ania, przytulając mnie do siebie. - Po prostu nie wierzę.... Zabiję go!
- Ania.. Prostu chciał wziąć siłą....
- Nie tłumacz go! - krzyknęła, wstając gwałtownie. Rozpoczęła energiczny spacer po pokoju, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że Bartek mógłby zrobić coś takiego. Nie tłumaczy go żaden alkohol.
- I od wtedy się nie widzieliśmy. A dzisiaj... Wyszedł do mnie z propozycją spotkania, no to się zgodziłam. Myślałam, że może uda się coś naprawić.. Chyba tego chciał.. Ale poszedł szukać torby i znalazł ten przeklęty karton.. – tłumaczyłam dalej, chociaż nie miałam na to ochoty, ale musiałam to komuś powiedzieć.
- Jaki karton? – ponowiła pytanie.
- Znasz Roberta... Gdy zaczęłam być z Bartkiem, śledził nas. W końcu zaczął zostawiać pod jego mieszkaniem prezenciki dla mnie, no i ja je wszystkie chowałam do kartonu. Miałam to wyrzucić, ale zapomniałam... Nigdy bym nie pomyślała, że on tak poważnie to potraktuje. Wolę ci nie powtarzać, co mówił.. Po prostu, zostawił mnie.
- Nie wiem, co powiedzieć... Nadal nie mogę uwierzyć, że to tak po prostu się skończyło. Ale ja zaraz coś wymyślę. Zobaczysz, jeszcze będziemy się razem bawić na waszym weselu - postanowiła z lekkim uśmiechem.
- Nie, kochana. Ty lepiej nic nie rób. Nie będzie żadnego wesela, po tym, co usłyszałam. On.. jest zbyt impulsywny i zbyt agresywny. Nie mogę być z kimś, kogo się boję... – objęłam się rękoma.
- Celuś, proszę. - Ania znowu mnie przytuliła i pogłaskała uspokajająco po głowie.
W tej chwili nie żałowałam, że do niej zadzwoniłam.
- Musicie na spokojnie jeszcze raz porozmawiać. Oboje zareagowaliście zbyt impulsywnie. Nie skreślaj tego tak szybko, on ochłonie i również dojdzie do takiego wniosku – próbowała załagodzić.
- Nie będę się z nim więcej spotykać, rozumiesz? Nie chcę go widzieć!
- Dobrze, już. Tylko nie krzycz, proszę. Nie chcę się kłócić..
- Ja też nie. Tylko ty mi tutaj zostałaś. A właśnie... Jak tam Michał? – zmieniłam temat.
- Michał... - zamyśliła się na dłuższą chwilę i lekko poczerwieniała. - Jak to Michał. Dobrze chyba...
- Chyba? Anuś.. Coś jest między wami? W ogóle, to on ci pomógł, tak?
- Tak. - przyznała. - Gdyby nie on... Nie wiem jak dałabym sobie radę z tym wszystkim. Był przy mnie w tych najgorszych chwilach, zawsze mogę na niego liczyć. To dużo dla mnie znaczy. Ja... On dla mnie...
- To bardzo miło z jego strony. W ogóle świetny z niego facet i na pewno bylibyście wspaniałą parę, ale on już ma żonę... - przyjrzałam się Ani badawczo.
- Ja... - zawahała się. Nagle w jej oczach pojawiły się łzy. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. - Bo my... Boże, Celi. Jaka ja jestem głupia!
- Oj nie prawda. Nie mów tak - tym razem to ja tuliłam ją. - Powiedz, co wy?
- No bo... Sama nie wiem, jak do tego doszło. On mnie pocałował, raz, drugi. Na początku to był przypadek, potem powiedział, że tego bardzo chce. Jak zwykle wyobrażam sobie zbyt wiele. Nie chcę rozbijać tego małżeństwa, choć ono i tak ma jakiś kryzys. Dagmara chyba go zdradza... A mi coraz ciężej jest z nią przebywać, okłamując ją. A Michał... Cały czas marzę tylko o tym, by to się powtórzyło, ja...
- Och.. Takie buty.. Nie powinnam tego pochwalać, ale tak bym chciała, żebyś była w końcu szczęśliwa. Jeżeli faktycznie żona go zdradza, to powinien o tym wiedzieć, bo kto jak kto, ale Michał nie zasługuje na takie traktowanie. Domyślam się, jak się czujesz. Gdybym mogła, to bym coś zrobiła, ale niestety... Nawet swojego związku nie potrafiłam uratować...
- Nie mów tak. - otarła łzy palcami i przytuliła się do mnie mocno. - Jesteśmy siebie warte, nie uważasz?
- Chyba masz rację - uśmiechnęłam się, mimo zamglonych oczu. Naprawdę, jesteśmy udane, nie ma co.
- Jeszcze nam się poukłada, zobaczysz. Będziemy się z tego śmiały.
- Mam nadzieję. Słuchaj Anka, chciałabym zebrać nasza paczkę. Myślisz, że wypali? Mikołaj może nas przyjąć do siebie.
- Znowu ten Mikołaj... - westchnęła. - Możesz próbować.
- Ania, on naprawdę jest w porządku. Nie zrobił nic złego. Dobra, mam nadzieję, że się uda.
- Nie o to mi chodzi... Po prostu trudno będzie mi zaakceptować fakt, że poniekąd przez niego rozpadł się twój związek. Ale postaram się, obiecuję.
- Przez chora wyobraźnię pewnego pana! Dzięki, jesteś wielka.


<><><> 

                Znajomość Justine i Krzyśka odnawiała się z każdym dniem coraz bardziej. Okazało się, że dziewczyna troszkę zna się na sporcie, więc siatkarz poczuł się w obowiązku wprowadzenia jej do świata swojej dyscypliny. Nauczycielem był świetnym. Za materiał praktycznego sprawdzania wiedzy służyły mecze reprezentacji Polski.
- Chciałbyś być na ich miejscu? – spytała.
- Pewnie, że tak. To wielka sprawa móc reprezentować swój kraj. Nie było mi to dane i raczej nie będzie.
- Dobrze, że jesteś tutaj – blondynka wtuliła się w niego na kanapie.
- Od razu milej – uśmiechnął się.
- Myślałam, że cię więcej nie zobaczę… - mruknęła.
- Uwierz mi, że ja też. A jednak.
- Chyba się cieszysz z tego faktu, skoro tu siedzisz? Bo ja bardzo – wyznała.
- Pewnie. Spotkania po latach są fajne. Zwłaszcza te na pozór niemożliwe…
Spojrzeli sobie w oczy. Znów iskrzyły dawnym blaskiem. Teraz ich uczucia były o kilka lat doroślejsze, ale niezmiennie szczere. Stykali się czołami, uważnie sobie przypatrując. Żadne nie powiedziało głośno, że czuje to samo, ale to było widać. Tak patrzy na siebie tylko zakochana para.
- Krzyś… - szepnęła Justi.
- Pozwól.
Ostrożnie ją pocałował, czekając na reakcję. Niepotrzebnie blondyn się martwił, gdyż ona też zaangażowała się w pocałunek.
- Smakują jak dawniej – mruknęła dziewczyna.
- Co ty nie powiesz – zaśmiał się.
- Przepraszam, ale czasem gadam głupoty.
- Oj tam, jak każdy. Ja przeważnie po pijaku – wyszczerzył się.
- A ja jak widać potrafię bez. Jestem zdolna.
- To dowiem się czegoś jeszcze o sobie?
- Przypakowałeś Krzysztof, robi się z ciebie mięśniak – poruszył brwiami.


<><><> 

- O matko, co tu się działo? – krzyknęła zdumiona Dorota.
Nie było jej raptem 2 godziny, a mieszkanie wyglądało jak po huraganie.
- Jak dobrze, że jesteś. Pomożesz mi to ogarnąć – przywitała ją brunetka.
- Ale, że co? Przecież to nie ja nabałaganiłam.
- No wiem, moja wina, ale bądź taka dobra i mi pomóż. Proszę – Justyna zrobiła słodką minkę.
- Dobra, niech będzie…
- A możesz mi powiedzieć, czemu był tu taki bałagan? – zagadnęła młodsza z brunetek.
- No bo…
- Wyduś to z siebie.
- Rozmawiałam ze Zbyszkiem… - mruknęła.
- Ale chyba od zwykłej rozmowy nie ma takiego spustoszenia, hmm?
- No bo gadaliśmy przez skype i stwierdziłam, że mu zatańczę… Zahaczyłam o krzesło, a potem samo już się potoczyło… Krzesło spadło na szafkę, z której zleciał wazon, przy okazji ja się wywróciłam i parę innych rzeczy…
- Hahaha!
- No i z czego się śmiejesz? – burknęła warszawianka.
- Przecież to jest akcja roku – przyjaciółka dalej nie mogła opanować śmiechu.
- Tyłek mnie boli!
- Zachciało się striptizu na łączach, to tak jest. Musisz poczekać, aż wróci, to mu na żywo się rozbierzesz.
- Doris! Proszę cię, daruj sobie.
- No już, już. Słowa więcej nie powiem – oznajmiła, lecz po chwili znów wybuchła śmiechem.
- Głupek! – Jusia rzuciła w nią poduszką.
- Osz ty! Zaraz ci oddam.
Wojnę poduszkową przerwał podwójny dźwięk przychodzących sms.
- To mój!
- Mój też!


<><><> 

                Tą noc spędziłam oczywiście u Ani. Nawet jeśli chciałabym wyjść, to i tak by mnie nie wypuściła, więc zostałam. Stwierdziła, że mogę zostać, jak długo chcę, ale byłam praktycznie bez niczego. Rano obudził mnie telefon od numeru, którego nie znałam. Wyszłam na korytarz, żeby nie zbudzić przyjaciółki.
- Słucham?
- Dzień dobry. Przepraszam, czy rozmawiam z panią Cecylią? – usłyszałam jakiś damski głos.
- Tak, a o co chodzi?
- Mieszkam naprzeciwko pana Bartosza Kurka, jestem jego sąsiadką. Zostawił u mnie jakieś pani rzeczy do odebrania.
Zdrętwiałam. Musiałam się chwycić wieszaka. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
- Proszę pani? Słyszy mnie pani? Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Przepraszam, ale gorzej się poczułam.
- Więc te rzeczy są u mnie. Byłabym wdzięczna za jak najszybsze ich zabranie. Nie żeby przeszkadzały, ale sama pani wie.
- Tak, tak. Rozumiem – odpowiedziałam zdławionym głosem.
W tym momencie pojawiła się Ania. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Telefon trząsł się w moich rękach, a oczy zaszły łzami.
- Będę w domu przez najbliższe dni, więc bez problemu można przyjechać o jakiejkolwiek godzinie.
Anka chyba wyczuła, że nie jestem w stanie kontynuować rozmowy i zabrała ode mnie komórkę.
- Dzień dobry. Jestem Ania, przyjaciółka Cecylii. O co chodzi?
- Coś nie tak z panią Cecylią?
- nie czuje się najlepiej. Będę rozmawiać za nią.
- Chodzi o jej rzeczy. Pan Bartek je u mnie zostawił.
- O ten łajdak! Pani wybaczy, emocje. Oni się wczoraj rozstali i przyjaciółka nie tryska optymizmem. Rozumie pani?
- Tak, tak. Oczywiście. Proszę wybaczyć, ja nie wiedziałam. Mam nadzieję, że nie zaszkodziłam jej tym telefonem? – kobieta wyraźnie się zmartwiła.
- Dziękujemy bardzo za telefon. Do końca tygodnia na pewno ktoś odbierze to od pani.
- jeszcze raz bardzo przepraszam za ten nietakt. Liczę, że będzie w porządku.
- Nie pani w tym wina. Postaram się jak najlepiej zająć Cecylią, bez obaw. Do widzenia.
- Do widzenia.
- Co za sukinkot! Jakbym go dopadła! – Ania rzuciła telefon na sofę.
- Nie denerwuj się nim, nie warto – mruknęłam.
- Sobie to powiedz. Jesteś w totalnej rozsypce i to przez niego. Nie próbuj zaprzeczać.
- Ech…
- Na myśl przychodzą najgorsze określenia co do niego. Kto by pomyślał, że wyjdzie z niego taki palant – blondynka chodziła po pokoju w tą i z powrotem.
- Chyba najlepiej  będzie, jak zamkniemy te temat. Muszę zadzwonić do Mikołaja i spytać go, kiedy wraca.
- Chcesz wrócić do JEGO dziadków?!
- nie, tam na pewno nie. Nie chcę mącić w jego rodzinie. To ich wnuk i niech go kochają. Nic im nie powiem. Może chwilkę posiedzę u Mikiego. Nie wiem, co dalej…
- Wiesz, że zawsze możesz przyjechać do mnie? – przytuliła mnie.
- Tak, tylko, ze jakoś straciłam ochotę na bywanie w Bełchatowie, zrozum..
- Oj pewnie, że tak. Moja biedna Celusia – utonęłam z jej uścisku. – Zasługujesz na najlepszego faceta na świecie, nie takiego palanta.
- Kolejny niewypał… Szkoda, że w nim się naprawdę zakochałam…
                Mikołaj zjawił się niedługo po moim telefonie. Opowiedziałam mu co nieco, a on przejął się tak samo jak Anka. Przedstawiłam ich sobie, a potem pojechaliśmy. Załatwił za mnie sprawę z rzeczami. Jak tylko zobaczyłam tamten karton miałam ochotę się histerycznie rozpłakać. Powyrywałam wszystkie metki, karteczki od maskotek i zostawiliśmy go w jakimś domu dziecka w miejscowości po drodze. Przynamniej dzieciaki się z nich ucieszą.


<><><> 

                Nie zamierzała informować zbyt wielu osób o tym, co się stało. To tylko jej nieszczęście. Mikołaj nie mógł patrzeć na jej ciągle smutną i pogrążoną w zadumie twarz. Nie pozwalała sobie pomóc i coraz bardziej dusiła to wszystko w sobie. Mimo tego oglądała mecze reprezentacji. Może bez tej energii, co kiedyś, ale kibicowała. Chłopak nie rozumiał, po co katowała się widokiem Kurka, ale może na boisku był dla niej po prostu zawodnikiem. Nie widział, żeby płakała przed telewizorek. Stwierdził, że coś zrobić trzeba.. i wymyślił.
„Dzień dobry. Z okazji stworzenia grupy wsparcia dla Cecylii chciałbym was, drogie jej przyjaciółki, zaprosić do mojego domu w sobotę na dowolny okres czasu. Obiecuję, że nie będę przeszkadzał. Mikołaj ”



<><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Ho, ho, ho :)
Wesołych Świąt wam wszystkim życzę :)
Rodziny w komplecie, siatkówki u boku, słodyczy i innych smakołyków, co by się najeść a dużo nie przytyć ;p żartuję :) jemy ile chcemy :D

Więc ja, przemówiłam ludzkim głosem nawet przed Wigilią i dodałam odcinek. Tak na święta. Nie wykluczam, że w tym roku tu jeszcze się spotkamy :D

Więc znów muszę okazać wdzięczność Ani, za początkowy dialog :*

Dalej nie lubicie Mikołaja?
Pozdrawiam

4 gru 2011

#42# Niewiele mamy w sobie, niewiele dał nam świat.


                Po niezbyt udanym początku Ligi Światowej i przegranych z Niemcami, siatkarze wracali na chwilę do Polski a następnie wylatywali na trzytygodniową wyprawę po drugiej stronie Atlantyku. Wszyscy zjawili się by uzupełnić bagaże i choć na chwilkę się pożegnać.
                Wracał i on. Niebieskooki brunet pędził samochodem do Bełchatowa. Zamierzał się przepakować w większą walizkę. Był zły na siebie, na rezultat meczy. Jeśli chciał marzyć o wyjeździe do Cordoby, to kadra musiała zacząć wygrywać a z Niemcami to już na pewno. Zwłaszcza, gdy ma się Brazylię w grupie. Nie śmiał marzyć o 4 zwycięstwach z Canarinhos.
                Próbował wciąż myśleć o meczach, o drużynie. Nie chciał dopuścić do świadomości innych informacji. A one przecież wciąż były w jego głowie i coraz bardziej napierały. W dodatku ciągle słyszał gorzkie słowa matki. Wcale mu nie ułatwiała. Natalia opuszczała ich dom w dziwnej atmosferze, która robiła się coraz cięższa. Teraz Irena ma pod ręką tylko męża do komenderowania. Bartek zaśmiał się delikatnie, przypomniawszy sobie minę ojca, gdy zastał w domu małżonkę. Owy dom na powrót lśnił czystością, ale Kurek senior na pewno zaliczył porządny wykład. Rodzina była na powrót w komplecie i o to przynajmniej się już nie martwił.
                Pewna inna sprawa wciąż pozostała nierozwiązana. Tak naprawdę, w głębi serca chciał się pogodzić ze swoją dziewczyną. Wiedział, że w tej sytuacji ona byłaby przy nim bez względu na wynik. Nie chciał tego dnia spędzać samotnie w swoim pustym mieszkaniu. Bez Niej. To do niego należał pierwszy krok.
„ Cześć. Właśnie jadę do Bełchatowa. Może chciałabyś coś z mieszkania? Jakby coś, będę o 17 pod blokiem. Pa.”


<><><> 


                Miał  w Warszawie spędzić zaledwie dzień, a za namową Justine został na tydzień. Nie potrafił jej odmówić. Chciał zamieszkać w hotelu, ale dziewczyna kategorycznie mu tego zabroniła. Zaprowadziła go do swojego domu. Krzysiek odetchnął, dowiedziawszy się, że miszka z babcią. Zostanie sam na sam przez cały wieczór i całą noc z Justi byłoby dla niego krępujące.
Kiedyś jego uczucie było ogromne, szczere, prawdziwe, ale teraz… Wiele się zmieniło. Blondynka swoim wyjazdem pozbawiła go nadziei na wspólną przyszłość. Długo bolało go, że tak łatwo uległa namowom rodziców. Przecież mogła się uprzeć, zostać, postawić na swoim. W Polsce też miała szanse na dobre wykształcenie i pracę. Jak widać i tak tu wróciła. Krzysztof myślał, że zapomniał, było minęło nie wróci. Ze zdziwieniem odkrył, że jakaś mała cząstka wewnątrz niego, cieszyła się na widok Justine, a przecież powinien ja nienawidzić.
                Siatkarz nie zamierzał nadużywać gościnności młodszej i starszej kobiety. Po kilku mile spędzonych dniach przystąpił rano do pakowania.
- Już jedziesz? – zagadnęła go dziewczyna.
- Tak. Musze wrócić do Częstochowy i załatwić kupę formalności.
- Ale… Zobaczymy się jeszcze? – spojrzała z nadzieją.
- O ile nie wyjedziesz. Pod koniec sierpnia powinienem się zjawić na stałe – wyjaśnił.
- Słuchaj… Wiem, że wtedy nie postąpiłam najlepiej. Chciałabym to naprawić. Nie miej do mnie żalu.
- A to ciekawe. Nie wiem, czy nie jest na to kilka lat za późno…
- Może mogłoby coś jeszcze między nami kiedyś być? – zaproponowała nieśmiało.
- Może – uśmiechnął się pod nosem i musnął jej usta.
Zabrał walizkę i wyszedł z pokoju.


<><><> 


                Brunetka wiedziała, że jej chłopak zjawi się akurat na obiad, więc od rana urzędowała w kuchni, by zgotować mu smaczne powitanie. Wszystko musiało być jak najlepsze. Sam Zbyszek chyba się nie spodziewał takiego powitania, bo wszedł do mieszkania z okrzykiem.
- Kochanie, jestem. Wybywamy na miasto?
- Nie, tygrysku. Jemy w domu. Chyba nie skarzesz mojego wysiłku na marne? – spytała Justyna zaraz po powitalnych czułościach i pokazała na stół w salonie.
- Ooo! A czym sobie zasłużyłem? – odparł zdumiony.
- Że jesteś – cmoknęła go w usta. – A tak w ogóle dzień dobry Zbysiu. Siadaj, ja wszystko przyniosę.
Siatkarz został obsłużony jak w restauracji. Nie udało mu się nakłonić Jusi do spokojnego siedzenia.
- A teraz ty masz zimne.
- No to sobie odgrzeję. Ważne, że ty najadłeś się ciepłego – brunetka uśmiechnęła się do niego.
- Wiesz, że nie musiałaś.
- Ale chciałam. Chyba w moim obowiązku jest dbanie o mojego mężczyznę.
- No to chodź tu do mnie, to ci ładnie podziękuję.
Usiadła mu na kolanach. Stykali się czołami, patrząc sobie w oczy. Co chwilę Zbyszek skradał dziewczynie pocałunki.
- Skoro nie umiem gotować, to może jakoś inaczej się odwdzięczę, co? – spytał z figlarnym  uśmiechem.
- Ja to zrobiłam bezinteresownie.
- A nie chciałabyś… - wyszeptał jej do ucha kilka słów, po których Justyna lekko się zarumieniła.
- Nie uważasz, że często mnie namawiasz do tego? – mruknęła nieśmiało.
- Justynko, tyle dni się nie zobaczymy. Musimy teraz wyrobić przyszłe zaległości – przekonywał Zibi.
- A to z tego są zaległości? – spytała zdumiona.
- Oczywiście. Zobaczysz, mnie nie będzie, to ci się zachce.
- To kogo polecasz w zastępstwie?
- O nie! Tak nie będzie. Proszę mi tu grzecznie czekać, aż przyjadę. Żadnego zastępstwa nie przewiduję!
- Nie krzycz już, tylko się wreszcie wykaż – wytknęła mu język.
- Chcesz chłopca czy dziewczynkę? – spytał, śmiejąc się.
- Bartman! – trzepnęła go ręką po głowie, a on chwycił ja w ramiona i zaniósł do sypialni.


<><><> 


- Hop, hop. Jest ktoś w domu? Wróciłem - przyjmujący wpadł do mieszkania, rzucając torbę w przedpokoju.
- Tatuuuś - mały blondynek rzucił mu się do nóg.
- Cześć, Michał. - Ania tylko wychyliła głowę z kuchni i uśmiechnęła się, po czym szybko wróciła do kuchenki.
- Jest Daga? - spytał zaskoczony takim skromnym powitaniem.
- Nie. Dzwoniła i powiedziała, że musi zostać dłużej w pracy - mruknęła, kosztując gotującą się zupę.
- Zawsze tak długo siedzi w biurze?
- Przeważnie - nawet nie odwróciła się w jego stronę. Starannie unikała choćby najkrótszego kontaktu wzrokowego. - Jesteś głodny? Zupa właściwie jest gotowa.
- Od kiedy z niej taki pracuś... - mruknął.  - Wszystko w porządku?
- Tak, tak. - powiedziała szybko. Za szybko, sądząc po minie Michała. - Po prostu... źle się czuję, mało spałam.
- Anka, popatrz na mnie.
Stała z opuszczoną głową, wpatrzona w bose stopy, i unikała jego spojrzenia. Winiarski podszedł bliżej i złapał ją pod brodę.
- Mam dziwne przeczucie, że chodzi ci o mnie.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo nadal mi nie patrzysz w oczy i jesteś cała spięta - pogłaskał ją po ręce.
- Michał, ja... - westchnęła, po czym podniosła głowę i spojrzała w jego błękitne tęczówki. Głos jej drżał, była bardzo przejęta. - Stało się coś, co nie powinno mieć miejsca. Nie chcę do tego wracać.
- Ja nie chciałem, żebyś się źle czuła. Gdybym wiedział, jakie to będzie miało skutki... Zrozum, to była chwila, impuls.
- Dla mnie nie - palnęła i niemalże od razu zakryła sobie dłonią usta. - To znaczy... Ugh... Mimo wszystko, to nie powinno się zdarzyć! Jak ja teraz mam normalnie rozmawiać z Dagmarą?
- Nie wiem... Ale... Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Oczywiście.
- A gdybym był wolny?  Jakbyś się zachowała po tej sytuacji, gdyby Dagmara nie istniała? - spytał bardzo poważnym tonem.
- Michał... - mruknęła. - Nie wiem, co by wtedy było...
- Więc się nie dziw, że teraz sytuacja jest niejasna, skoro wtedy by nie była - mruknął. - Wtedy... Spojrzałem na ciebie i wiedziałem, że muszę cię pocałować, bo inaczej zwariuje - dodał cichym głosem.
- Misiek... – szepnęła Ania słabym tonem i podeszła do okna.
- Przepraszam za to wszystko - przytulił delikatnie dziewczynę od tyłu.
- Michał nie masz za co - ostrożnie odwróciła się przodem do niego i położyła swoje dłonie na jego torsie.
- Niepotrzebnie skomplikowałem sytuacje
- Skomplikowałeś? Wcale nie. To ja popełniłam błąd, że od razu cię wtedy nie odepchnęłam, a teraz nie... - zająknęła się.
- Chciałaś tego?
- Czy to ma teraz znaczenie?
- Ma, bo może mógłbym... - zaczął zbliżać do niej swoją twarz.
- Michał, ja... - zaczęła, ale w tym samym momencie ich usta się zetknęły.
Była wściekła! Znów ją pocałował, a ona znów nie mogła go od siebie odepchnąć, ba! Nie chciała. Pozwalała mu wyczyniać z swoimi ustami, co tylko chciał. A siatkarz doskonale korzystał z tej okazji. Gdy już miała coś powiedzieć podczas przerwy na oddech, on ponownie wpijał się w jej wargi i spijał całą słodycz.
- Ciii - szeptał między pocałunkami.
Można by pomyśleć, że zniknęli w swoim świecie, ale o prawdziwych realiach przypomniał im trzask drzwi. Momentalnie czar prysł. Brunet był ponownie mężem i ojcem, blondynka jego dobrą znajomą tylko i wyłącznie.
-Hej, jest coś dobrego na obiad? – Dagmara wpadła do kuchni.
- Cześć, Daga. - powiedziała cicho Ania, odsuwając się od Michała. - Na kuchence jest zupa, drugie danie w piekarniku.
- Dzięki. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - kobieta chciała cmoknąć ją w policzek ale coś brunetkę powstrzymało. - Kochana, ty nie jesteś czasem chora? Masz strasznie blada cerę i takie sine pod oczami. Chyba za bardzo cię wykorzystuję i nie masz czasu na odpoczynek.
- Nie, nie... - mruknęła. - Ja już pójdę do siebie. Muszę się położyć. Jeśli będziesz mnie jutro potrzebować, to powiedz.
                W kuchni pozostali tylko małżonkowie. Kobieta sprawiała wrażenie kompletnie nieświadomej tego, co działo się tu kilka minut przed jej przyjściem. Mimo tego, atmosfera dziwnie się zagęściła. Michał westchnął głęboko.
- Dagmara, myślę, że powinnaś dać jej odpocząć. Widzisz jaka chodzi wyczerpana - stwierdził, zbytnio nie mijając się z prawdą.
- Ledwo, co przyjechałeś, a już mnie pouczasz? Sugerujesz, że zrobiłam z niej niewolnicę?
- Nie, skąd? - uniósł brwi w geście zdziwienia. Nagle przestała być taka miła... - Po prostu widzę, co się dzieje. Znowu dosiedziałaś w pracy?
- Proszę cię, tylko nie udawaj. Wybacz, ale są takie sprawy, które muszę załatwić jednym ciągiem, bez odkładania na później. Ale co ty możesz wiedzieć o normalnej pracy? Ty tylko potrafisz jeździć po świecie i odbijać piłkę - rzuciła oskarżycielskim tonem.
- Dagmara, proszę, nie zaczynaj znowu... - ze zrezygnowaniem usiadł na krześle. - To moja praca, wiesz o tym. Wyjazdy są jej częścią, nie mam na to wpływu – zamierzał wyjść, ale zatrzymał się w progu. - Chciałem jeszcze dodać, że dzięki temu odbijaniu piłki, jak to powiedziałaś, masz nowe kosmetyki, ubrania i połowę ceny samochodu.
- Ja znowu zaczynam? To ty prowokujesz kłótnie. Wybacz, ale ja tez zarabiam!
- Ja prowokuję? - zaśmiał się kpiąco. Teraz wizja Anki na miejscu Dagmary przybrała na sile. - Staram się spędzać z wami każdą wolną chwilę. Ostatnio specjalnie przyjechałem wcześniej ze zgrupowania. Ba, ty mnie nie zamierzałaś nawet odwiedzić! Wiesz, jak się czułem, kiedy wszyscy mieli swoich bliskich przy sobie, a ja nie? Chociaż Ania z Olim...
- Ale myślisz, że to jakieś kokosy z palmy ofiarujesz? Proszę cię. Przecież mówiłam, że źle się czułam i byłam chora. Nie dociera do ciebie, że też jestem człowiekiem? Bo ty masz wolne, to ja mam lecieć jak na skrzydłach? Ciesz się, że chociaż syna mogłeś zobaczyć - burknęła.
- Co proszę? Robisz mi łaskę? Daga, proszę cię. Co się z nami stało? Teraz Oliego też chcesz nastawić przeciwko mnie?
- Nie. Raz jeden nie byłam na twoje skinienie i już robisz aferę? Nikogo nie nastawiam, ale licz się z tym, że on przebywa więcej czasu ze mną niż z tobą
- Jeden raz? - Michał zaśmiał się znowu. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas! Ciągle się kłócimy, nawet nie wiem o co. I nie mów mi, że spędzasz dużo czasu z naszym synem, bo dobrze wiesz, że tak nie jest. Wiele razy dzwoniłem do domu, bo ty nie odbierałaś komórki. Zawsze odzywała się Ania. Sądzę, że to ona spędza z nim więcej czasu. Ba, poświęca mu wszystko! Zapytałaś ją kiedyś, czy nie chciałaby mieć wolnego dnia, czy nie ma w planach randki, spotkania? Zawsze musiała być przy małym, a ty zapomniałaś o jej życiu osobistym.
- Myślisz, że ja nie jestem zmęczona? Jak przyjeżdżasz lub przychodzisz późno, to nie mam ochoty na jakieś rozrywki. O normalnej porze owszem, ale wtedy ciebie nie ma w domu. Twoje zarzuty są bezpodstawne. Tak samo jak o Oliviera. Przepraszam bardzo, to ona nie umie mówić ani się odezwać? Gdyby powiedziała cokolwiek, dała mi jakoś do zrozumienia, to bym zareagowała. Skąd mam wiedzieć, jak się czuje, skoro nic mi o tym nie mówi? Nie każ mi być jasnowidzem. Anka nie jest małym dzieckiem. Zresztą, co ty się nią tak przejmujesz? Śmiem stwierdzić, że jesteś z nią w lepszych stosunkach niż ze mną!
- Nie przesadzaj, wcale tak nie jest. Z resztą, na jakiej podstawie śmiesz tak uważać? Ale Ania jest też naszą przyjaciółką i chce zawsze jakoś pomóc – bronił blondynki.
- Oczywiście, tylko ja jestem tutaj winna. Z nią rozmawiasz normalnie, uśmiechasz się do niej, żartujecie, a mnie traktujesz jak wroga. Pomoc pomocą, ale żebyś się nie zagalopował - ostrzegła go.
- Wcale tak nie uważam. - powiedział trochę spokojniej. - Po prostu Ania trochę przeszła i chciałem ułatwić jej życie. Zapewniam cię, że znam granicę. - skłamał gładko, widząc jej wątpiące spojrzenie.
- Powinnam przywyknąć chyba, że ty zawsze się martwisz o wszystkich w koło - uśmiechnęła się krzywo. - Przypominam, że to ja jestem twoją żoną.
- Nigdy o tym nie zapominam - powiedział z uśmiechem, choć w sercu czuł lekkie ukłucie.
Dlaczego to Anię wciąż chciał widzieć na miejscu Dagmary? Pokręcił głową, patrząc na nerwowo przełykającą obiad żonę. Żadne z nich nie wiedziało, że ktoś im się przygląda. Nie był to bynajmniej Oli.
Przyjmującego do końca dnia gryzły wyrzuty sumienia. Wplątał przyjaciółkę w okropną sytuację. Musiał jeszcze raz z nią porozmawiać.
- Puk, puk. Mogę? – niepewnie zajrzał do Anki.
- Tak. - powiedziała cicho, nerwowo ocierając łzy. Nie chciała, by widział jej płacz. - Coś się stało? Myślałam, że już wszyscy śpią.
- Chciałem ci życzyć dobrych snów - uśmiechnął się i przyjrzał jej uważnie. - Płakałaś.
- Wcale nie.
- Tak. I to przez mnie, prawda? - przysiadł na łóżku obok niej.
- Wcale nie. - powtórzyła uparcie, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma.
- Okropnie mi głupio. Strasznie cię przepraszam. Uderz mnie, jeżeli ci ulży - objął ją ramionami.
- Dlaczego ma ci być głupio? - zapytała, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- Bo... Doprowadziłem do beznadziejnej sytuacji a ty przez to cierpisz.
- To nie prawda. - mruknęła, muskając palcami jego policzek. Tak bardzo lubiła to robić.
- Aniu, czy ty tez to czujesz?
- Co czuję? - spytała cicho, patrząc w jego oczy.
- To "coś", gdy przebywamy ze sobą. Tego nie da się opisać.
- Michał, ja nie wiem, czy tego chce... Masz rodzinę.
- Wiem, dlatego to jest takie dziwne...
- Co teraz? - jej twarz była niebezpiecznie blisko jego ust. - Jak mamy dalej mieszkać ze sobą?
- Będzie trudno nam obojgu, ale musimy dać radę. Jeżeli jest nam pisana wspólna przyszłość, to się to stanie.
- Ale Michał...
- Ostatni raz – poprosił prawie bezgłośnie i przycisnął ją do siebie.
Blondynce zabrakło tchu. Po raz kolejny tego dnia trwali w miłosnym uścisku. Siatkarz całował ją zachłannie, jakby na zapas. W końcu powiedział, że się to już nie zdarzy, ale czy na pewno? Obawiała się, że tak łatwo nie przyjdzie im skończenie tego wszystkiego.
- Obiecuję, więcej to się nie powtórzy. Postarajmy się spróbować żyć jak przedtem. Jeżeli się nie uda, to wtedy...
- To wtedy co?
- Jeszcze nie wiem. Na razie… - mruknął szperając w kieszeni. – Może tak, będzie ci łatwiej.
Wręczył zaskoczonej dziewczynie pęk kluczy.
- Co to jest?
- Klucze do mojego kawalerskiego mieszkania. Znajduje się w sąsiednim bloku, to samo piętro. Niedawno poprzedni lokatorzy skończyli umowę najmu.


<><><> 


Byłam w wielkim szoku, ale się zgodziłam. Z pomocą Mikołaja dotarłam do Bełchatowa. Nerwowo rozejrzałam się po ulicy. Mam tak czekać? Jednak nie doceniłam jego punktualności. Usłyszałam otwieranie samochodowych drzwi i zaraz potem zjawił się Bartek. Zmienił się. Nie był roześmianym dzieciakiem. Kilka dni bez maszynki zrobiły swoje. Na tą chwilę wyglądał na starszego o 5 lat. Krępująca cisza aż gryzła mnie w usta. On przepuścił mnie w drzwiach i dotarliśmy pod mieszkanie. Ponownie zostałam wpuszczona przodem.
- Proszę – po raz pierwszy dziś usłyszałam tak znany głos.
Kiedyś tak czuły.
- Dzięki.
- Może usiądziesz? – ewidentnie stara się być uprzejmy.
- Skoro nalegasz. Widzę, że dawno cię tu nie było – rzucam uwagą na widok lekkiej powłoki kurzu na meblach.
- Gramy mecze, pamiętasz? Nie miałem czasu, by wrócić na dłużej – rzucił lekko podenerwowany.
- Zagraliście dopiero dwa. Myślałam, że po tym... - nie potrafiłam nazwać tamtego feralnego zdarzenia. -  Nie wróciłeś tu przed zgrupowaniem?
- Najwyraźniej. - mruknął, chowając dłonie do kieszeni. - Stołowałem się u Kuby, nie chciałem siedzieć sam...
- Zdążyłeś zobaczyć się z matką?
- Tak - coś w jego głosie świadczyło o tym, że jednak nie było to najprzyjemniejsze spotkanie.
- To dobrze. Cieszę się, że masz rodzinę w komplecie.
- Można tak powiedzieć - odparł z krzywym uśmiechem.
Zapadła chwila dość krępującej ciszy. Spojrzał na mnie, ale ja spuściłam głowę, nerwowo skubiąc rękaw sweterka. - Celi, ja...
- Coś nie tak w domu? - nie chciałam, żeby zaczął mówić o tym co było.
- Nie o to chodzi - jęknął. - Ja po prostu... To nie tak miało być... Nie chcę, żebyś... Nie odchodź.
- Przecież nie odchodzę. Sam mi zaproponowałeś...
- Celi, do cholery! - wstał zbyt gwałtownie, zahaczając o stolik i prawie go przewracając. - Wiesz, że nie chciałem! Daj mi szansę!
- Nie krzycz - zerwałam się z kanapy i skuliłam w rogu pokoju.
- Celuś, proszę... - powiedział znacznie ciszej. Podszedł do mnie, ale odsunęłam się jeszcze bardziej. - Ja wtedy... Zachowałem się jak dupek. Nie chciałem tego... Przepraszam.
- To akurat prawda. Ale nie wiem, czy mogę ci zaufać... Bo teraz... Ja się po prostu ciebie boję. Nie wiem co jesteś w stanie zrobić w złości, po pijaku...
- Nie chcę, żebyś się mnie bała... - odparł ze smutkiem w głosie. - Celi, żałuję każdej sekundy z tamtego wieczoru, to nie powinno się zdarzyć. Co mogę zrobić, byś na nowo mi uwierzyła?
- Ja też tego nie chcę - spojrzałam na niego lekko przestraszonym wzrokiem. - Może... Przebywajmy po prostu razem, a ty mi udowodnisz przez ten czas, że mówisz prawdę?
- Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby cię odzyskać. - uśmiechnął się lekko i zrobił krok w tył. - Wybacz, ale muszę się pospieszyć. Jutro rano Kuba mnie zgarnia i razem wjeżdżamy.
- Rozumiem. Napijesz się herbaty?
- Poproszę. - uśmiechnął się raz jeszcze i wyszedł z pokoju.
- Coś czuję, że czajnik zarósł brudem – mruknęłam, sądząc, że już nie usłyszy. A jednak.
- Bardzo zabawne, doprawdy...
Nie minęło 5 minut, a okazałam się potrzebna.
- Celi, widziałaś gdzieś tą moją dużą walizkę? - zawołał z sypialni.
- Ja mam wiedzieć, gdzie co jest w twoim domu? Na dole w dużej sza... fie.. - zacięłam się i zamarłam. Nagle przypomniało mi się, co jest w dużej szafie.
- Dzięki! - zawołał. Po chwili jednak słychać było jego krzyk. - Co to jest, do cholery?!
Zatrzęsłam się i wypuściłam z dłoni pudełko z herbatą. Wiedziała, o co mu chodzi. Wiedziałam, co znalazł. Po chwili utwierdził mnie w tym przekonaniu, zjawiając się w kuchni i pudełkiem w dłoniach.
- Bartek... Wyrzuć to. Miałam to zrobić już dawno – poprosiłam ostrożnie.
- Ja się pytam CO TO JEST?! - podniósł głos, rzucając karton na ziemię. Wypadło z niego kilka miśków. - Znowu spotykasz się z tym pedałem? - wyciągnął jedną z kartek i przeczytał. – „Daj mi szansę, Robert.” ?! Jak długo to trwa, co?
- Nie denerwuj się. Mówię, że miałam to wyrzucić. Nic nie trwa, bo nic nie ma. Mnie z nim nic nie łączy. To Robert ma jakąś obsesje – tłumaczyłam.
- Obsesja! - zadrwił. Nagle stał się strasznie chłodny. - No co ty nie powiesz? A może jednak do niego wróciłaś, co? Ma stałą pensję, ciągle jest w domu, potrafi nosić garnitur i zachowywać się w towarzystwie. Przyznaj się, po prostu ci się znudziłem!
- Tak, bo ja nic do niego już nie czuję! Gdyby tak było, nie uciekłabym sprzed ołtarza! Mam w nosie jego kasę, garnitury i bankiety. Myślisz, że kłamię? To niby dlaczego tu jestem? Po tym wszystkim, co zrobiłeś? – głos mi drżał, gdy musiałam zmierzyć się z jego bolesnymi oskarżeniami.
- Przecież cię przeprosiłem! - krzyknął, kopiąc ze złości w pudło. - Najwyraźniej ty będziesz mi to wypominać do końca życia! Co się stało z tamtą dziewczyną? Wiesz co, nawet nie chcę wiedzieć. Mam tego dość! – ryknął i ostentacyjnie opuścił pomieszczenie.
- A myślisz, że jedno przepraszam i pstryk, nie pamiętam?  Tamta dziewczyna jest schowana w środku, bo ty nie zasługujesz, żeby ją oglądać. Potrafisz ostatnio tylko na mnie krzyczeć!
- Już nie bądź taka święta! - syknął. - Widziałem jak miziałaś się z tym... tym... Mikołajem! Boże, i ja go miałem za kumpla..
- To ty sobie to wmówiłeś! Wszystko widzisz inaczej. Jest świetnym kumplem! Potrafił się zachować lepiej od ciebie – skierowałam na niego palec.
- No to może z nim się teraz spiknij! Bo ja mam tego dosyć. Nie sądzę, by był dla nas choć cień szansy. Chciałem to jakoś naprawić, ale teraz widzę, że ty najwyraźniej sobie tego nie życzysz. Rób co chcesz, jesteś wolna – oznajmił niespodziewanie.
- Chcesz to skończyć?
- Już to zrobiłem. - spojrzał w moje oczy z wściekłością. Choć wiedział, że za kilka dni będzie żałował swoich słów. - A teraz wybacz, ale muszę się spakować.
- Dobrze… W takim razie.. Żegnam – wyjąkałam i wybiegłam stamtąd ze łzami w oczach.


<><><><><><><><><><><><><><><><><><><> 


Oto jest. Długi, dzięki pomocy Ani :*

Przełomowy, bo treść jest wiadoma.
I mimo wszystko cieszę się, że wreszcie go opublikuję. Muszę wam powiedzieć, że teraz już bliżej końca niż dalej, z czego się cieszę, gdyż nie chciałabym tego ciągnąć nie wiadomo jak długo. Na 50 chyba nie uda mi się skończyć, ale wiele nie zostało :)

Mogłabym zadedykować odcinek kilku świetnym osobom, ale nie chcę takim smutnym nikogo uraczyć :*

Pozdrawiam