Bartman musiał otwarcie przyznać,
że odnowienie znajomości z Andżeliką dodało mu odrobinę energii i chęci do
życia. Ładował przy niej swoje akumulatory w radość, której brakowało mu
ostatnimi czasy. Postanowił skorzystać z okazji do spotykania się z koleżanką,
gdyż w domu nie miał czego szukać. Opryskliwość ukochanej dawała się
siatkarzowi nieźle we znaki. Postanowił, że Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
- Dzięki. Przynajmniej miałem z
kim o tym pogadać – powiedział Zbyszek, będąc na kolejnym spotkaniu ze starą
znajomą.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że
na siebie wpadliśmy. Chyba brakowało mi tej znajomości – odpowiedziała Andżela.
- Serio? - uśmiechnął się lekko.
- Pewnie. Z twoim poczuciem
humoru nie można się nudzić. Tak nagle zniknąłeś... Wiedziałam, że to kontrakt
zmusił cię do wyjazdu. Kiedyś myślałam... Z resztą, nie ważne. Cieszę się tym,
co jest teraz.
- Kontrakt, kontrakt. Co sobie
myślałaś? Hmm? - zaciekawiło go zmieszanie się dziewczyny.
- Nie ważne. Wspominam stare
czasy, to nic wielkiego. Kontakt się urwał, stara zażyłość znikła, z czasem
zapomniałam. A teraz proszę. Gdyby ktoś powiedział mi przed godziną, że spotkam
starego przyjaciela, chyba bym się roześmiała – dziewczyna zmieniła temat.
- Przyznaj, podkochiwałaś się we
mnie? - Zbyszka oświeciło.
- To było dawno i nieprawda -
odparła krótko, czerwieniąc się lekko.
- O jacie. Kompletnie nie miałem
o tym pojęcia. Nigdy bym nie pomyślał, że ta mądra i zdolna uczennica może
zwrócić uwagę na klasowego pajaca - roześmiał się. Pierwszy raz od ostatnich
dni.
- No widzisz... - spojrzała na
niego, przygryzając nieznacznie wargę. Podobał się jej dźwięk jego śmiechu.
Siatkarz wyraźnie się rozluźnił, znowu był tym dawnym Zbyszkiem, który niszczył
każdą lekcję w szkole. - Właśnie tym pajacowaniem kupiłeś serca większości
dziewczyn ze szkoły.
- O nich to wiedziałem. Nie kryły
się ze swoimi uczuciami. Ale ty... Myślałem, że lubisz się tylko i wyłącznie ze
mnie pośmiać.
- Bo tak było. Ale wiesz, podobno
kujonów i pajaców najlepiej się pamięta. Wlazłeś mi do głowy i jej nie
opuściłeś. Te kilka lat... Chętnie do nich wracam. Żałuję tylko, że wszystko
potoczyło się w tym kierunku... Oczywiście, cieszę się z twojej kariery i
rozwoju, to najważniejsze. Ale brakowało mi tych rozmów, spotkań. Nie wiem, czy
wiązało się to z moimi silnymi uczuciami, czy po prostu naszą przyjaźnią.
- Przynajmniej ja byłem zdania,
że lubisz ze mną po prostu gadać. Niezobowiązująco. Gdybyś dała jakiś znak, kto
wie. Może zabrałbym cię do Włoch - zażartował przyjmujący.
- Zrobiłbyś to? - spojrzała na
niego spod rzęs, a ten drgnął lekko. Nie spuścił jednak wzroku, zielone
tęczówki dziewczyny przyciągały go niczym magnes. - Czasem żałuję. Może teraz…
- Żylibyśmy sobie w domku na
południu Włoch z gromadką dzieci, co nie? Możemy gdybać. No ale jest jak jest -
brunet wyprostował się na fotelu.
- Chodzilibyśmy co weekend na
plażę, wieczorne spacery brzegiem morza... Maluchy byłyby podobne do ciebie.
Ale to ja wybrałabym psiaka. Trochę większego, niż twój... Jak on się nazywa? -
zaśmiała się, patrząc na spokojnie leżącego yorka, który najwyraźniej znudzony
uciął sobie drzemkę.
- Bobek. Masz jakiegoś pupila? -
spytał, nie chcąc kontynuować mrzonek o wspólnym życiu.
- Rozglądam się za jakimś. Nie
często mam na to czas, ale smutno jest siedzieć samemu wieczorem w domu.
- Dokładnie. A taki zwierzak daje
tyle radości - Zibi podrapał psa za uchem.
- Tym bardziej będę się z tą
decyzją śpieszyć. Może kiedyś znowu wpadniemy na siebie podczas spaceru?
- Tylko jak kupisz suczkę, to ich
nie rozdzielimy tak łatwo - zaśmiał się.
- Kobieta kobietę zrozumie -
uśmiechnęła się również, odkładając filiżankę na spodek. Zerknęła odruchowo na
zegarek, po czym uniosła brwi w geście zdziwienia. - Późno się zrobiło, chyba
czas wracać. Przynajmniej ominę największe korki. Widać jest jeszcze jeden plus
tego spotkania.
- Dobrze, że na coś się przydałem
- podsumował Zbyszek. - To się zdzwonimy jakby co?
- Będę czekać - poprawiła torebkę
na ramieniu, po czym stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. - Dzięki za
dzisiaj. Nawet nie wiesz, jak cieszę się z tego spotkania.
- Ja też. Pa, Andżela - pomachał
rudowłosej i odszedł ze smyczą w dłoni.
<><><>
Justyna
usiadła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Na chwilkę zerknęła w dół
na płaski brzuch. Gdyby nie poroniła, teraz byłby już on okrąglutki. Nie, nie
mogła w ten sposób liczyć czasu. Niedawno dotarło do niej, że rani Zbyszka.
Momentem przełomowym była ich kolejna kłótnia, po której wyszła wściekła do
siebie, a gdy wróciła za kilka minut, brunet siedział na podłodze pod ścianą.
Dziewczyna zobaczyła męskie łzy.
Płakał
przez nią, bo traktowała go, jakby był nikim. Dopiero wtedy pojęła, że ból ojca
może istnieć, że on chciał tego dziecka tak samo mocno jak ona. Brunetka miała
ochotę podbiec i przytulić chłopaka, ale coś zatrzymało ją w progu drzwi. Jakby
zareagował na taki gest? Mógłby ją odtrącić, odepchnąć, być normalnie w świecie
zły, bo widziała go rozklejonego.
Musiała działać jak najszybciej,
żeby go nie stracić. Wiedziała, że z kimś się spotyka. Nie spytała siatkarza o
nic, żeby nie wyjść na zaborczą. W głębi duszy bardzo bolało ją to, że z tamtą
dziewczyną miał pozytywne relacje. Zibi wracał zawsze roześmiany, w świetnym
humorze. Ewidentnie był pod wpływem uroku nieznajomej rudowłosej. Z Jusią dawno
tak dobrze się razem nie bawili. Teraz przyjmujący odwrócił role i czuła
wyraźnie, że zbywa ją i ignoruje większość pytań. Justyna zdawała sobie sprawę,
że to zemsta. Bardzo bolesna zemsta.
Któregoś dnia nie wytrzymała.
Poczuła chęć zmiany, przywrócenia dawnych emocji. Gdy tylko siatkarz wyszedł na
trening po południu, ona zaczęła wertować książkę kucharską. Od bardzo długiego
czasu wyszła na świeże powietrze i uśmiechała się do ludzi w koło. Kasjerce w
sklepie życzyła miłego dnia, mając nadzieję, że to samo spotka ją.
Brunetka resztę czasu spędziła w
kuchni, pilnując swojej potrawy oraz w łazience, by dobrze się prezentować.
Wyciągnęła z szafy zapomnianą ciemnozieloną sukienkę i z chęcią włożyła ją na
siebie. Pospiesznie narzuciła fartuch, słysząc skwierczenie na patelni. Justyna
zdążyła wcześniej nakryć stół i ustawić kilka świeczek. Na środku postawiła
naczynie żaroodporne z daniem wieczoru. W końcu usłyszała wyczekiwany brzdęk
zamka.
- Cześć kochanie – powiedziała,
ciskając w kąt fartuszek.
- Hej – mruknął brunet i rzucił w
kąt swoją torbę. Nawet nie zajrzał do salonu tylko od razu ruszył do łazienki.
- Umyj się, a potem mógłbyś
przyjść? Zrobiłam kolację – rzuciła za nim.
- Dzięki, ale jadłem wcześniej na
mieście i nie jestem głodny. Możesz zjeść sama – odparł brunet beznamiętnym
tonem.
Dziewczyna opadła bezradnie na
jedno z krzeseł. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała. Z wściekłości
rzuciła ścierką na podłogę. Nie tak to miało wyglądać. Zdecydowanie nie tak.
Skoro tak ma być zawsze, to chyba będzie musiała wyjechać. Niewiele myśląc
rozbiła dla odreagowania talerz. Zaraz potem usłyszała dzwoniący telefon.
- Tak, słucham?
- Pani Justyna Smolarczyk? – po
drugiej stronie zabrzmiał męski głos.
- Przy telefonie – odpowiedziała
niepewnie.
- Dzwonię ze szpitala. Przebywa u
nas pani Cecylia Mazurkiewicz. Mogłaby pani przyjechać? Pacjentka jest w bardzo
ciężkim stanie i szukamy jej bliskich…
- Oczywiście – odparła
machinalnie i miała wrażenie, że stało się coś złego.
<><><>
Siedział
na krawędzi stołu, a między jego nogami stała blondynka i pochylała się nad
nim. Skrzętnie uwijała się przy opatrywaniu rany. Tak jak obiecała, zabrała
Michała do domu, by odkazić skaleczenie. Chłopak przyglądał się uważnie jej
sylwetce, dopóki nie poczuł silnego pieczenia.
- Ssss...
- Oj, przestań. Przecież to nic
takiego. Staram się być delikatna – wytłumaczyła Ania. - Jak będziesz grzeczny,
to dostaniesz nagrodę.
- Ja zawsze jestem grzeczny.
Nagrodę? A jaką?
- Michaś… - zaśmiała się,
odstawiając buteleczkę z wodą utlenioną na stoli. - Niespodzianki chyba mają to
do siebie, że są niespodziewane, prawda?
- No chyba tak - podrapał się po
głowie. - Ale chyba swojemu rycerzowi powiesz? - przytrzymał ją przy sobie i
położył ręce na jej biodrach.
- Aleś ty ciekawski... – mruknęła
dziewczyna i popatrzyła na jego usta. Rozcięcia prawie nie było widać, więc nie
trzeba będzie się tłumaczyć przed kolegami. - Właściwie to...
Nie zdążyła dokończyć, gdyż
uniemożliwił jej to przyjmujący, dotykając jej warg. Nawet nie zorientowała
się, kiedy pochylił się nad nią i pocałował z zaskoczenia. Przez moment nie
wiedziała, gdzie się znajduje.
- Michał, ja... - powiedziała
cicho, odrywając swoje usta od jego. - Nie powinniśmy.
- Ale dlaczego? Przecież jestem
twoim bohaterem. Chyba należy mi się coś w nagrodę? Ręka królewny albo coś –
mruknął z uśmiechem na ustach brunet.
- Królestwa raczej nie
dostaniesz. - zaśmiała się.
- A może jedną noc w twoim
królestwie? – zrobił dwuznaczną minę.
- Książę Michał chyba pomylił
bajki - chciała się od niego odsunąć, ale on tylko przyciągnął ją bliżej do
siebie.
- Książę Michał pyta czy Królewna
Anna chce z nim razem rządzić królestwem - spojrzał jej głęboko w oczy.
- W każdej bajce jest jakaś zła
królowa. - powiedziała cicho Ania, nieznacznie przybliżając swoją twarz do
jego. Teraz ich usta dzieliło już tylko kilka centymetrów.
- Ale miłość zawsze zwycięża -
siatkarz pocałował delikatnie dziewczynę, a nie napotykając oporu zaczął to
robić bardziej zachłannie.
<><><>
Delikatnie zamrugałam powiekami.
Poczułam uścisk czyjejś dłoni. Mrużąc oczy przed jaskrawym światłem lampy,
próbowałam rozpoznać sylwetkę obok mnie.
- Spokojnie, bo oślepniesz.
Przyzwyczaj źrenice – cicho powiedziała brunetka. – Oj Celi…
- Moja głowa… Wszystko mnie boli…
- próbowałam się podnieść. Z pomocą przyszła mi przyjaciółka, podsuwając
poduszkę pod plecy.
- Nie możesz się przemęczać, w
końcu byłaś w śpiączce. Dowiem się, jak się tu znalazłaś i dlaczego ja nic nie
wiem? – spojrzała na mnie poważnym wzrokiem.
- Który dzisiaj mamy?
- Eee… 10 lipca? – odparła
zdumiona dziewczyna.
- Boże… - zajrzałam szybko pod
kołdrę. Mój brzuch był płaski. To był tylko sen. - To był sen! – wykrzyknęłam
na głos.
- Wszystko w porządku? – Jusia wydawała
się wątpić w mój stan zdrowia psychicznego.
- Miałam straszny sen. Znaczy…
Ciąża nie jest straszna, ale miałam wybierać dziecko albo ja… Uff… - przetarłam
czoło. – Przepraszam.
- Czekałam na to. Wiesz, jak się
przestraszyłam? Dlaczego milczysz cały czas? Dopiero gdy dzieje się coś
poważnego, dowiaduję się, że masz problemy – mruknęła.
- Nie chciałam ci zawracać głowy
drobnostką… - zaczęłam, ale przyjaciółka zmroziła mnie wzrokiem. – To tylko
choroba, ale uleczalna. Naprawdę sobie poradzę i szkoda twoich nerwów –
uśmiechnęłam się blado.
- Przecież cię kocham, głupia.
Jak mogę się nie przejmować?
- Przepraszam jeszcze raz.
Obiecuję poprawę. A jak tam ze Zbyszkiem we Wrocławiu? – zagadnęłam, ale
zobaczyłam, że to jednak był zły pomysł.
- Właśnie przyjechałam tu… z
walizką. Wyprowadziłam się od niego – oznajmiła brunetka, odwracając wzrok. –
Straciłam jego dziecko…
- Justynko, kochanie – złapałam
ją za rękę ze łzami w oczach. – Co się z nami stało? Kiedyś rozmawiałyśmy o
wszystkim. Jak się czujesz?
- Nie byłam sobą od czasu… - jej
głos się załamał. – I chyba straciłam też Zbyszka…
W ciągu kilkunastu minut
nadrobiłyśmy to, co działo się u mnie i u niej. Jednak ja nie miałam odwagi
powiedzieć o faktycznym stanie mojej choroby i Robercie. Wytarłam chusteczką
swoje łzy i te przyjaciółki też.
- Nie płacz skarbie. Może po
jakimś czasie wam przejdzie i wrócicie do siebie. To było traumatyczne
przeżycie, ale wszystko można pokonać. Skoro nie chcesz wracać do Warszawy, to
może jedź do Płocka, do rodziców? – zaproponowałam.
- Wiesz, chyba masz rację. Nie
obawiaj się Celuś, nic twoim nie powiem – przytuliła mnie.
Pomyślałam, że właśnie takiej
osoby mi brakowało oraz że niedługo moi rodzicie sami się o mnie dowiedzą. Bo…
Tak. Zdecydowałam. Propozycja Roberta nie była obietnicą raju, ale dawała
szansę na przeżycie. Nie pozostawało mi nic innego, jak przystać na nią.
Postanowione.
<><><>
- Dzień dobry królewno – obudził
ją czuły dotyk dłoni siatkarza na policzku.
- Heej.
- Wyspałaś się? Chłopacy zawsze
mówili, że głośno chrapię – Michał przyglądał się twarzy dziewczyny.
- Dziękuję, dobrze. No, może
trochę chrapałeś. Przepraszam, jechałeś równo! – parsknęła śmiechem.
- Eeeej! Nieładnie, nieładnie.
Powinnaś powiedzieć raczej coś w stylu: nawet gdy chrapiesz, jesteś słodki –
strzelił szeroki uśmiech.
- Wiesz, że nie potrafię kłamać -
zaśmiała się, widząc jego zdezorientowaną minę. - No dobrze. Jesteś słodki.
- No i to chciałem usłyszeć. Ty
też jesteś całkiem słodziutka – wymruczał Winiarski.
- Dobra, dobra. Przyznaj się od
razu, że czegoś chcesz.
- Przejrzałaś mnie. Poproszę
buziaka, o tutaj - pokazał na ułożone w dzióbek usta.
- No wiesz, tak od rana? Ty to
jakiś niewyżyty jesteś! - zaśmiała się, ale spełniła jego prośbę.
Siatkarz natychmiast pochwycił
Anię w swoje ramiona i przyssał się na dobre. Nie mógł się opanować, gdy była
tak blisko.
- Niewyżyty to bym był, gdybym
chciał gdzie indziej buziaka - zarechotał.
- Misiek! Jesteś niemożliwy!
Wiesz co? Idę sobie – rzuciła blondynka z wyrzutem i usiadła na łóżku z
zamiarem opuszczenia pokoju.
- Nie chcę nic mówić, ale to
twoje mieszkanie. Mnie powinnaś wyrzucić - odparł z rozbrajającym uśmiechem.
- Noo too... Ty sobie pójdziesz.
- Ale przecież byłem grzeczny...
– brunet zmarkotniał.
- Dobra już, dobra. Nie mądruj
tak. Zjadłbyś coś..? – spytała Anna.
- Głupie pytanie. Głodny Michaś
to zły Michaś.
- Noo... To możesz zrobić jakieś
śniadanie, wiesz, gdzie jest kuchnia. A ja w tym czasie zajmę łazienkę... -
próbowała się powoli wymknąć, okrywając się kołdrą. Stała prawie przy drzwiach,
gdy Michał doskoczył do niej. Ania zaśmiała się tylko, widząc, że siatkarz nie
zdaje sobie sprawy z kompletnego braku ubrań. Wykorzystując jego zmieszanie,
uciekła do łazienki.
- I tak wszystko widziałem -
krzyknął za nią i pomaszerował do kuchni. Czas zabawić się w kucharza. - Co my
tu mamy? – Misiek zajrzał do lodówki.
- Smakowicie pachnie... Michał,
mógłbyś się ubrać! - Ania weszła do kuchni kilka minut później i aż stanęła ze
zdziwienia. Mężczyzna stał za stołem kompletnie nagi, przynajmniej tak jej się
wydawało.
- No przecież jestem ubrany -
wyszczerzył się i zaprezentował blondynce swoje slipki.
- Ech... Mącisz mi w głowie -
palnęła i niemalże od razu zakryła usta dłonią. Winiar tylko parsknął śmiechem.
- No nic nie poradzę, taki już
jestem sexy.
- Dobra już dobra, panie
Doskonały. Co tam pichcisz? – zajrzała mu przez ramię.
- Doskonałą jajecznicę – odparł
dumny z siebie.
- Doskonale! Umieram z głodu! -
zaśmiała się dziewczyna i usiadła przy nakrytym stole.
- Nie za dobrze masz?
Dzisiaj śniadanie pod nos, wczoraj
kolacja do łóżka – bełchatowianin zerknął kątem oka na ukochaną.
- Nazwiesz siebie kolacją?
Bardziej deserem, choć trochę wybrakowanym. Nie miałeś wisienki! Poza tym,
jestem kobietą, należą mi się pewne przywileje – wzruszyła ramionami z
beztroskim wyrazem twarzy.
- Dokładnie to miałem na myśli.
Ej ej ej, żadnym wybrakowanym. Nie było wisienki, ale był banan i dwie
pomarańcze - poruszył brwiami.
- Michał, proszę cię… -
dziewczyna spojrzała na niego z krzywym uśmiechem. - Lepiej podawaj, bo
wystygnie.
- Ktoś tu zgrywa porządnicką, ale
przy mnie długo taka nie będziesz. No proszę, już możesz zajadać.
- Mmm, pychota. A podobno to Bąku
umie gotować... – Anka delektowała się smakiem jajek.
- Bo umie, ale mistrzem dań
prostych jestem ja.
- Dobra już dobra. Wszyscy to
wiemy – mruknęła z pełnymi ustami.
- No do tego mam świetne poczucie
humoru, jestem królem dowcipów, mam fajny tyłek - zaczął wymieniać, ale Ania
uciszyła go muśnięciem w usta.
- Michaś... Co teraz...? - powiedziała
cicho, patrząc mu w oczy.
- Teraz... Wszystko zależy od
ciebie. Od tego... Czy chcesz być ze mną? - spojrzał pytająco.
- Michał, ja... to jest... -
wahała się. - Skąd mam wiedzieć, że ty też byś tego chciał..?
- Boże, Anka... Nie widzisz tego?
Nic do ciebie nie dotarło ostatnimi czasy? – siatkarz zerwał się z miejsca,
ukucnął przed dziewczyną i złapał jej dłoń.
- Co miało dotrzeć? To, że
namieszałam ci w życiu?
- Nie. Przecież... Nie zauważyłaś
jak się staram? Jak walczyłem w twojej obronie? Ja robię to wszystko dlatego,
że.. – zaczął tłumaczyć.
- Tak..? Misiek, ja nie oczekuję
wielkich wyznań. Chcę opiekuna, człowieka na dobre i na złe. Myślisz, że
mógłbyś nim być? – spojrzała z nadzieją na bruneta. Błękit jego tęczówek
wydawał się emanować szczerością.
- Dlaczego mi to robisz? Wyduszasz
to ze mnie... Kocham cię jak szalony! - wykrzyknął szybko ostatnie zdanie. -
Mogę być kimkolwiek zechcesz.
- Nie musisz być kimkolwiek, po
prostu bądź... – odpowiedziała i po raz kolejny dzisiejszego dnia się
pocałowali. Wcale nie mieli siebie dość i nie narzekali na nudę. Każde z nich
czuło się wyśmienicie w swoim towarzystwie, zwłaszcza podczas takich zbliżeń.
- Jestem. Cały czas byłem przy
tobie – szepnął Winiarski.
- Nie wiem, jak dałabym radę bez
ciebie... Ale co dalej? Co z Dagą, Olim?
- Gdyby nie ty, miałbym wielkie
poroże... Nie widzę już w swoim życiu obok siebie Dagmary, tylko kompletnie
inną kobietę - uśmiechnął się ciepło do dziewczyny. - Może moglibyśmy stworzyć
z Olivierem rodzinę? Może to za dużo dla ciebie?
- Nie, ja... Ja też bym chciała. Bardzo.
- Naprawdę? – mężczyzna chyba nie
mógł uwierzyć w swoje szczęście.
- Oczywiście. Przez cały ten
czas... Byłeś przy mnie, zawsze mogłam na ciebie liczyć. A wtedy, w Spale... Myślałam,
że to nic dla ciebie nie znaczyło – wyjaśniła.
- Wiesz, ostatnimi czasy... Sobie
wyobrażałem, że to ty jesteś moją żoną i mamą Oliego. I wiesz co? To była
cudowna rodzina. Wtedy w Spale... Nie wiedziałem jak miałbym się zachować...
Nie chciałem cię skrzywdzić. Nigdy nie zapomniałem o tym pocałunku.
- Naprawdę? Ja też... – Ania
odetchnęła głęboko.
- Więc skoro wszystko tak się
potoczyło... Chyba ktoś u góry chciał, żebyśmy byli razem? – Misiek podniósł
się do pionu.
- Chyba tak.
- Rozwiodę się z Dagmarą i
postaram się o wyłączną opiekę nad Oliem albo chociaż ograniczę jej prawa.
Zrobię to wszystko, jeżeli będę wiedział, że mam dla kogo.
- Jestem z tobą, Michaś. Zawsze i
wszędzie, jak długo będziesz tego chciał.
- Dziękuję - przytulił ją z
całych sił. Stali tak dłuższy czas, chłonąc chwilę i oswajając się z nową
sytuacją, bo zmieniło się wiele.
<><><><><><><><><><><><><>