Nie mogłam tak po prostu zniknąć
i przejść nad wszystkim do porządku dziennego. Za sobą miałam już wizytę u Mikołaja. Stwierdziłam, że jemu mogę powiedzieć wszystko od deski do deski, bo i tak nie wygada. Nie pochwalał mojego zachowania, ale chyba starał się odrobinę zrozumieć. Wcale mi nie było z tym wszystkim łatwo i doskonale wiedziałam, co robię.
Doceniając stałą szczerość Anki,
postanowiłam odwiedzić ją w Bełchatowie. Potrzebowałam zobaczyć jeszcze raz jej
pogodną twarz i sprawdzić, jak się ma jej sytuacja w związku z państwem
Winiarskich.
- Celi? - powiedział Michał, unosząc na powitanie brwi ze
zdziwieniem. - Hej, wejdź. Ania zaraz... Jest w łazience, ale powiem jej, że przyszłaś.
- No ja, skąd to zdziwienie? Widzę, że masz
sentyment do tego mieszkania - uśmiechnęłam się do przyjmującego.
- Wiesz... To właściwie prawie jak dom - przyznał, prowadząc
mnie w głąb mieszkania. - W starym nie mam czego szukać.
- Przyznam, że coś słyszałam od
Ani.
- Tak? Mówiła ci coś więcej? O mnie, o... nas? – patrzył na
mnie uważnie.
- Sam mi podpowiadasz - zaśmiałam
się. - Jesteśmy przyjaciółkami przecież. Na pewno nie wiem wszystkiego, ale
tyle ile potrzebuję.
- Dobra, to ja może już ją zawołam... - rzucił, po czym podszedł
do drzwi łazienki. - Anuś? Cecylka przyszła.
- Już, już - mruknęła dziewczyna. Chwilę później wypadła z
pomieszczenia, prawie uderzając drzwiami siatkarza. - Celiś, kochanie! Dobrze
cię widzieć.
- Ale ja tu jeszcze jestem -
mruknął masując ramię.
- To ja - odwzajemniłam uścisk
blondynki.
- Przepraszam, Misiek. – Ania pocałowała mężczyznę w
policzek. - No, ściągnij już te okulary. Blask Michała wcale nie jest taki
oślepiający... Boże, co się stało?! - zawołała, gdy tylko zsunęłam okulary z
nosa.
- To ja może zrobię wam kawy czy coś... - mruknął Winiar,
wycofując się w stronę kuchni.
- Ostatnio mało sypiam -
odwróciłam głowę w stronę okna.
- Celuś, nie strasz mnie, proszę! - głos dziewczyny drżał,
najwyraźniej była bardziej przestraszona ode mnie. - Usiądź, jesteś strasznie
blada. Powiedz mi zaraz, co się dzieje?
- Troszkę choruje…
- Troszkę? - spojrzała na mnie nieufnie.
- No bo w zasadzie to właśnie
przyszłam ci powiedzieć.. - spojrzałam na nią ze strachem w oczach.
- Tak? Proszę, nie trzymaj mnie w niepewności!. Boję się o
ciebie!
- Coś poważnego mnie wzięło.
- Cecylia, no! - zawołała z przerażeniem Anka.
- Dziewczyny, wszystko okay? - Michał wyjrzał z kuchni
zaniepokojony.
- Mogę liczyć na waszą dyskrecję?
Chcę, żeby nikt więcej o tym nie wiedział.
- To oczywiste - Winiarski usiadł obok Ani i chwycił dłoń
roztrzęsionej dziewczyny. Wydawała się być bardziej przejęta, niż ja, choć to
ja byłam chora.
- Anuś, nie denerwuj się. Nie
chcę, żeby ci coś było. Wystarczy, że ja mam teraz pod górkę... - urwałam, a
oni milczeli. - Mogę nie dożyć przyszłego roku.
- Co? - dziewczyna niespodziewanie wybuchła płaczem. Potem
zaśmiała się, ale w jej oczach nadal błyszczały łzy. - Żartujesz sobie, prawda?
- Prędzej czy później i tak, by
wyszło na jaw. Jedynym ratunkiem jest operacja, ale ja nie dysponuje takimi
środkami...
- Możemy ci jakoś pomóc? - spytał Michał, automatycznie
przytulając do siebie ukochaną, która nie potrafiła wykrztusić ani słowa.
- Nie, już wystarczająco dużo dla
mnie robicie. Poradzę sobie. Jestem w trakcie załatwiania tej sprawy, może się
uda - mruknęłam, nie chcąc im mówić o Robercie.
- Obiecasz mi coś? - powiedziała cicho Ania, na chwilę
odsuwając się od ukochanej kryjówki, jaką było ramię Michała. Spojrzałam na nią
z bladym uśmiechem. - Powiedz Bartkowi. Zasługuje na prawdę, mimo wszystko.
- Wiesz, że chciałam? Pierwsze co
zrobiłam, to był telefon do niego, ale.. On już sobie kogoś znalazł.. To nie ma
sensu.
- Jak to? Nie, nie wierzę. Mógł być zły, ale kochał cię bardzo.
Nie mógł ot tak zapomnieć - Ania pokręciła głową.
- Ma rację. On bardzo długo wszystko przeżywa, ale nawet w
akcie rozpaczy nie byłby w stanie znaleźć sobie dziewczyny na... no na jeden
raz. - dodał Michał.
- Że to tak ujmę.. Wyśmienicie
się bawili, gdy dzwoniłam i widocznie w czymś przeszkodziłam. Może ma kogoś na
stałe. Już mnie to nie obchodzi - podeszłam do parapetu.
- Kochanie... - mruknęła Ania, obejmując mnie. Uśmiechnęłam się
do niej blado. - Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży. Pamiętaj, że mam się
bawić na twoim weselu!
- Nie wybiegajmy tak daleko w
przód, mogę umrzeć w panieńskim stanie. Jakoś to będzie.. No ale ja wam tu nie
będę przeszkadzać i zasmucić. Kochajcie się i spędzajcie razem czas, a ja już
uciekam - sięgnęłam po okulary.
- Celi, proszę... - w oczach mojej przyjaciółki ponownie
pojawiły się łzy. Michał staną szybko obok niej i przytulił ją. Uśmiechnęłam
się lekko. W końcu byli szczęśliwi.
- O co chodzi? - spytałam.
- Nie zostawiaj mnie tak - mruknęła, wyplatając się z uścisku
siatkarza. Podeszła do mnie i objęła mnie nieporadnie. Nigdy nie widziałam jej
w takim stanie. - Dopiero co odzyskałyśmy kontakt. Nie chcę tego tak kończyć.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie,
to obiecuję, że jeszcze się zobaczymy. Znalazłam pewne wyjście. Tylko wszystko
ma zostać tajemnicą. Odezwę się - wyszeptałam do jej ucha.
- Kocham cię, wiesz? - mruknęła mi do ucha i przytuliła się
mocno.
- Ekchm... I co ja mam teraz myśleć? - zaśmiał się Winiar,
czym rozładował sytuację.
- No, idź. Potem cię nie puszczę. - Ania otarła łzy.
- Teraz ściskaj Michała. Do
zobaczenia - pomachałam tej uroczej dwójce.
<><><>
Na samo
wspomnienie wczorajszego wieczoru, Justyna roześmiała się cicho. Na szczęście
Zbyszek cały i zdrowy spał obok niej na łóżku w salonie. Po jego stwierdzeniu,
że boi się ciemności, nie miała innego wyjścia, jak zostać u jego boku. Lekko
poczochrała włosy chłopaka i podeszła do okna odsłonić rolety. Poranne słońce
zawitało do pokoju, a Bartman przewrócił się na drugi bok.
Dziewczyna
zeszła na dół. Zajrzała jeszcze do łazienki sprawdzić, czy zostawili wczoraj po
sobie porządek, a potem zabrała się za śniadanie. Zapachy z patelni widocznie
kogoś zwabiły, bo na schodach rozległy się powolne kroki.
- Dzień dobry – Barbara zawitała
do kuchni w szlafroku.
- A dzień dobry. Wyspałaś się
mamo?
- Pewnie, tylko wiesz, chyba
mieliśmy gości w ogrodzie – mruknęła kobieta.
- Czemu? – Justyna zdziwiła się,
prosząc w myślach, aby nie chodziło o kwiaty.
- Wyobraź sobie, że wychodzę rano
do ogrodu, a tam zdewastowany klomb. Nie wiesz, co się stało z naszymi różami?
Ledwie padło to pytanie, a na
korytarzu rozległ się huk, przypominający spadanie ze schodów. Obie kobiety
wyszły szybko sprawdzić, co się stało.
- Nic mi nie jest – oznajmił
siatkarz, podnosząc się z ziemi. Jusia zakryła usta ręką. Domyśliła się, co
było przyczyną tego incydentu.
- Pogodziliście się? – pani domu
zerkała to na swoje dziecko, to na gościa.
- Tak – przyznała jej córka i uśmiechnęła
się nieśmiało. – Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
- Wiedzcie, że bardzo się cieszę.
Zbyszku, na jakie ciasto masz ochotę? – pani Basia spytała przyjmującego.
- A mnie się nigdy nie spytasz! –
oburzyła się Jusia.
- Ma się te względy – mrugnął
okiem Zibi i przytulił dziewczynę.
Wszystkich zadziwił dzwonek do
drzwi tuż po obiedzie. Brunetka rozpoznała auto przed domem. Czym prędzej
pobiegła otworzyć.
- Celiś – przytuliła mocno
przyjaciółkę.
- Zaraz mnie udusisz, ale cieszy
mnie twoje powitanie – roześmiała się szatynka. – Jak się czujesz?
- Właź do środka, a nie. Ja?
Wyśmienicie – Justyna prowadziła gościa do salonu.
- A jak sprawa ze Zby… O, cześć
Zbyszek – Cecylia zareagowała na widok siatkarza. Popatrzyła zdezorientowana po
znajomych.
- Pogodziłam się z mim głupkiem,
jak zaryzykował dla mnie swoje piękne poślady – zaśmiała się warszawianka.
- Ale że jak? – dopytywała
młodsza z dziewczyn.
- Jusia, nie kompromituj mnie,
okej? – mruknął zażenowany sytuacją Zbigniew.
- Coś czuję, że wolę nie pytać o
szczegóły – Celi uśmiechnęła się pocieszająco w kierunku chłopaka. – Widzę, że
nie niepotrzebnie się o was martwiłam…
- Nie jestem aż taki okrutny –
brunet pocałował w policzek dziewczynę. – A ty co tutaj robisz?
- Wpadłam odwiedzić przyjaciółkę.
Po prostu.
- Nie bałaś się, że… - zaczęła
Justyna.
- Przecież nie chcieli mnie znać
– szatynka wzruszyła ramionami. – Nic mi nie zrobią.
- Chcesz coś zjeść, wypić? Jak
się czujesz? Powiem, że wyglądasz dość blado – brunetka spytała z troską,
siadając tuż obok. – Cel…
- Przyjechałam pogadać, a nie.
Nie umieram – zaśmiała się, ukrywając krzywy uśmiech.
<><><>
Aż dziwne, iż cały blok nie drżał
w posadach, gdy Dorota biegała z pokoju do pokoju, niczym wichura, w
poszukiwaniu zaginionych rzeczy. Wszystko dlatego, bo razem z Andrzejem
wybierali się na wakacje, a całkiem spontanicznie przyłączyli się do nich Aneta
i Grzegorz.
- Pantero, oni za godzinę będą –
zasugerował Wrona.
- Myślisz, że nie wiem? Nie moja
wina, że trzymasz w mieszkaniu krasnoludki, które wszystko mi pochowały –
mruknęła brunetka.
- Przecież miałaś wczoraj czas na
spakowanie.
- Miałaś wczoraj, bla, bla, bla –
przedrzeźniała chłopaka, zapinając walizkę. Niedługo potem rozległ się dzwonek.
- Nie mów, że to już Aneta?
- Dobra, pójdę sprawdzić –
poczłapał do drzwi. – Heeeeeej – przeciągnął powitanie ze zdziwienia.
- Cześć, przeszkadzam? – spytała szatynka
stojąca na progu.
- Nie no, ską… - zaczął Endriu,
ale jego partnerka natychmiast przybiegła i rzuciła się na gościa.
- Celuuu, tęskniłam.
- Widzę, uwierz. Na pewno nie
przeszkadzam? – ponowiła pytanie.
- Wprawdzie za godzinę jedziemy
na lotnisko, ale zdążymy pogadać. Gdybyś zadzwoniła, umówiłybyśmy się na
wczoraj – nadawała Dorota.
- Przynajmniej was zobaczę –
uśmiechnęła się Cecylia.
- Nie tylko nas, jak poczekasz to
także Gregora z Anetą. Lecimy razem.
- Ooo, koniecznie. Zaoszczędzą mi
podróży do Krakowa – odparła szatynka. Na pytające spojrzenia dwójki,
wyjaśniła: - A podróżuję sobie po wszystkich moich przyjaciółkach.
- Co u ciebie w ogóle? Jakieś
wakacje? Wyrwany przystojniak? – wypaliła dziewczyna.
- Doris, nie szalej – zaśmiała
się. – Do tej pory siedziałam w Łodzi. Nie wiem czy gdzieś się wyrwę, a co
dopiero kogoś.
- Jak widzisz, ja stale z tym
samym prykiem – brunetka mrugnęła do chłopaka.
- Zobaczymy, jak będziesz coś
chciała od PRYKA – zbulwersował się Andrzej.
- Wronka, nie dramatyzuj, bo
ubiorę dekolt – zagroziła bydgoszczanka.
- Bardzo się kochacie, oj bardzo
– przyjaciółka patrzyła na parę z uśmiechem.
- Dzień dobry, suchy chleb dla
konia zbieram – oznajmił od progu Łomacz.
- Miło cię widzieć, Grzesiu –
szatynka wychyliła się na korytarz.
- O w mordę, ty też? Nie mam
takiego wielkiego bagażnika…
- Bez obaw, ja tylko w
odwiedziny. Gdzie masz dziewczynę? – spytała.
- Uff. Cześć, tak w ogóle –
siatkarz ucałował jej policzek. – Ledwo dycha w samochodzie pod blokiem.
Ostrożnie zapukała w szybę
przednich drzwi. Jak się spodziewała, blondynka drgnęła i wybałuszyła oczy.
- Witam panią – uśmiechnęła się
serdecznie Celi.
- Co za niespodzianka. Co ty tu
robisz? – spytała Aneta, witając się.
- Wpadłam do Wronek, a tu na
dokładkę mam was. Wyjechałaś nam na południe i co? Raz na rok mam cię widzieć?
- Nie no, zamierzałam kiedyś
przyjechać. Twój numer nie odpowiada, wiesz? – poskarżyła się dziewczyna.
- Aaa, może faktycznie coś z nim
nie tak. Muszę iść do serwisu. To gdzie jedziecie wczasować tyłki? – szatynka
oparła się o maskę samochodu.
- Madera, te sprawy. Nie
nalegałam, to Gregor mnie namawiał przez tydzień – opowiadała krakowianka.
- Ja nie będę już wam przeszkadzać,
pakujcie się i miłego wypoczynku – Cecylia pożegnała przyjaciółkę i tych,
którzy wynurzyli się na zewnątrz. Odeszła powoli w stronę swojego samochodu.
Anecie przeszło przez myśl, że wygląda ona mizerniej niż zawsze i porusza się jakoś sztywno.
<><><>
Siatkarz
snuł się po własnym mieszkaniu jak cień. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, bo
Natalia wciąż truła mu głowę o zachowanie wobec Cecylii. A on nawet nie
wiedział, gdzie ona jest. Przepadła, zniknęła z jego zasięgu. Kto by pomyślał,
że po kilku miesiącach znajomości będzie mu tak zależało…
Wtedy, gdy uciekła do niego w
dniu swojego ślubu i zjawiła się drzwiach hotelowego pokoju, pomyślał, że to
znak, prezent od losu. Kobieta, na którą zwrócił uwagę, stała się osiągalna. Od
tamtej chwili trzymał się zdania, że nie może zmarnować takiej szansy. Aż
zaśmiał się sam do siebie i zabrzmiało to nad wyraz ironicznie.
Dopił kawę, która zdążyła już
ostygnąć i odstawił naczynie do zlewu. Kurek wziął szybki prysznic, a potem
czym prędzej ruszył do łóżka. Kolejny dzień miał upłynąć w identycznym tempie.
Rano pewnie zadzwoni mama, koło południa Natalia, resztę spędzi całkowicie w
samotności. Może będzie musiał wyskoczyć do sklepu po jakiś prowiant. Zupełnie odpuścił
sobie zagraniczne wyjazdy.
Iście filozoficzne i
egzystencjalne rozważania przerwała wibrująca komórka.
- Słucham?
- Bartek? Powiedz, że jesteś w
kraju! – usłyszał nerwowy głos chłopaka. Dopiero teraz spostrzegł, że to jakiś
nieznany mu numer. Skądś znał rozmówcę…
- Kto mówi? – spytał przyjmujący.
- To ja, Mikołaj. Słuchaj mnie
uważnie. Gdzie ty jesteś? – gorączkował się brunet.
- Noo… w Łodzi, ale o co chodzi?
Coś z Celi?
- Bogu dzięki! Powiem to tylko
raz. Zresztą i tak pewnie łamię jej daną obietnicę, ale nie mogę po prostu
milczeć. Ona… Umiera. A jutro wychodzi za mąż za Roberta!
- Co?! – Bartosz wykrzyknął
zdumiony. Rejestrował każde słowo, ale nijak nie pasowało mu to do całości.
- Potrzebuje pieniędzy na
operację, a do ciebie bała się zwrócić. Podobno usłyszała jakąś twoją
dziewczynę w telefonie, nie wnikam. Robert sfinansuje jej operację, ale pod
warunkiem ślub. Rozumiesz?! Jutro we Włocławku o 14.00 w jakimś kościele, ale
nie znam nazwy. Ważne jest to, że o 11 wyjeżdżają z Płocka. Cecylia mieszka u
swoich rodziców i pewnie stamtąd ją zabiorą. Jeżeli jeszcze coś dla ciebie
znaczy, to wykorzystaj tą informację. Muszę kończyć, pa – Mikołaj rozłączył
się.
Kurek opadł na łóżko od natłoku
informacji. Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Że Celi jest umierająca i wolała
zwrócić się o pomoc do tego palanta niż do niego. Prychnął pod nosem, przecież
on nie potraktował jej lepiej. To Natalię usłyszała wtedy, kiedy zadzwoniła i stwierdziła,
że to jego nowa partnerka. To wszystko było nie tak. Pokręcił głową, położył
się do łóżka i po chwili rozmyślań w ciszy zasnął.
Przebudziły go ostre promienie
słońca. Siatkarz zapomniał wczoraj zaciągnąć rolet i teraz przypłacił to
mrużeniem oczu oraz lekkim bólem głowy w skroniach. Podszedł do okna i zasłonił
je do połowy. Nie chciał, żeby w południe zrobiło się w mieszkaniu jak w
saunie. Chłopak już chciał iść się ogolić, ale przypomniała mu się wczorajsza
rozmowa.
<><><><><><><><><><><><><><><>