<><><>
Z
ciężkim sercem zapisałam numery w pamięci telefonu i przełamałam kartę SIM. W
wyniku jakiegokolwiek przecieku mojego nowego numeru, wolałam wiedzieć, kto
dzwoni. Tym gestem podjęłam decyzję. Za godzinę miałam zapukać do drzwi
mieszkania Roberta. Tymczasem jeszcze tłukłam się w pociągu. Wracałam na stare
śmieci. Płock miał być miejscem mojego ślubu, tak jak poprzednio. Tym razem bez
rozmachu, tłumu gości i wszelkiego przepychu. W końcu raz się na tym moja
rodzina przejechała…
- Witam. Nie sądziłem, że
przyjedziesz – mężczyzna ubrany w grafitowy garnitur przywitał mnie z
uśmiechem. – Wejdź.
- Ja też nie sądziłam – mruknęłam
cicho, zdejmując buty.
- Chcesz się czegoś napić,
odświeżyć i od razu porozmawiać?
- Nie ma co urządzać pogawędek.
Po prostu jestem zmuszona… przyjąć twoją propozycję – wykrztusiłam i dalej nie
mogłam uwierzyć, że przeszło mi to przez gardło.
- To cudownie – brunet podszedł
do mnie i przytulił. Cała zesztywniałam i skurczyłam się w sobie. – Na wszelki
wypadek pozwoliłem sobie zarezerwować termin i wiesz, co?
- Nie… - zerknęłam niepewnie na
niego.
- Możemy pobrać się w tą sobotę –
wykrzyknął uradowany.
- Co?! Za 3 dni? – wybałuszyłam
oczy. Spodziewałam się, że Robert może się spieszyć, ale że aż tak? Wszystko na
łeb na szyję, byle mnie zaobrączkować. Aż dziw, że mi się teraz nie kazał ubrać
w sukienkę i lecieć do kościoła.
- Czy to nie dobra wiadomość?
Zaraz po przysiędze przeleję pieniądze do szpitala. Może załatwią coś w
przyszłym tygodniu, hmm? – architekt krzątał się po pokojach z jakimiś
papierami. – Gdzieś miałem numer… Za podwójną kwotę powinni przyśpieszyć twoją
operację.
- Dlaczego to robisz? –
wyszeptałam.
- Bo cię kocham, Cecil – wymówił
moje imię z zagranicznym akcentem. – Bo cię kocham.
Za sprawą tej jednej wizyty,
magicznie przywrócono mnie do rodziny. Mama oszalała z radości, a ojciec
pogratulował mi słusznej decyzji. Chociaż wiedzieli, dlaczego to robię, o mojej
chorobie ani się nie zająknęli. Jakby bycie z Robertem gwarantowało bezwzględne
bezpieczeństwo i stanowiło szczepionkę na wszelkie choroby.
Wcale im nie ułatwiałam. W domu
nie robiłam nic, żeby się nie przemęczyć. Chodziłam powoli, ruszałam się
ospale, nie uśmiechałam się. Żyłam jak swój własny cień. Z Łodzi przyszła odpowiedź,
co do mojej operacji. Faktycznie, kasa działa cuda. Znaleźli ośrodek w stolicy,
gdzie zgodzili się podjęcia próby zoperowania mojego serca. Tylko ta myśl
trzymała mnie przy życiu i przy decyzji o małżeństwie.
Czasy małżeństw z rozsądku niby
minęły, ale teraz są bardziej wyrachowane. Nie chodzi o pokój, o dobro
królestwa. Wszystko sprowadza się do pieniędzy. O ironio, tak jak w moim
przypadku, ale… To przecież nie tak. Nie chcę fortuny przez całe życie, chcę
sumy potrzebnej na operację, tylko i wyłącznie. Potem może się dziać, co chce.
- Cecylio, zaraz przyjedzie
krawcowa do przymiarki, bądź gotowa – usłyszałam głos rodzicielki.
- Zdąży do soboty?
- Oczywiście kochanie, co to
takiego sukienka. Przywiezie jakieś modele, wystarczy kilka poprawek do twojej
figury i już – tłumaczyła.
- Skoro tak mówisz… - opadłam na
kanapę, przykrywając się szczelnie swetrem. Przenikliwy chłód towarzyszył mi od
kilku dni, pomimo upałów na dworze. Czy tak się czuje zbliżający koniec?
- Dobrze się czujesz? Wyłączyć
klimatyzację? – ojciec wszedł do salonu.
- Byłabym wdzięczna. I bez tego
mi zimno – odparłam.
- Tylko się nam nie rozchoruj na
własny ślub. Zrobię ci gorącej herbaty. Na stole leży lista gości, przejrzyj
ją.
Na kartce papieru widniała
kolumna nazwisk. Nie więcej niż dwadzieścia. Czyli tym razem postanowili
przyoszczędzić. Ja jak najbardziej popierałam akurat tą decyzję.
<><><>
- Anka, mogłabyś zostać godzinkę dłużej?
Muszę pilnie wyskoczyć – brunetka ubierała buty przy szafce przy drzwiach.
- W porządku. I tak nie miałam
żadnych planów. O której wraca Michał? – spytała dziewczyna.
- Powinien niedługo być. Gdybyś
była jeszcze tak miła i zrobiła mu coś do przegryzienia? Wiem, wykorzystuje cię
za bardzo – Dagmara zrobiła przepraszającą minę.
- Nie, nic się nie stało. Oli jak
na razie śpi i nie sądzę, by coś zwaliło go z łóżka w ciągu najbliższych dwóch
godzin.
- To cudownie. Spadłaś nam z
nieba. Wychodzę! – rzuciła na odchodnym kobieta i zniknęła za drzwiami.
- Pa!
Blondynka zabrała się za szybką
przekąskę dla siatkarza. Właśnie zamyślona siekała warzywa, gdy z transu
wybudził ją trzask drzwi. Nóż ześlizgnął się prosto na palec.
- Ajć...
- Cześć Daga, już jestem – oznajmił
przybyły przyjmujący i odwiesił kurtkę na wieszak.
- Michał? – zawołała Anka z
kuchni, mocząc palec pod kranem. Jęknęła cicho. Nie znosiła widoku krwi.
- Ania? Jesteś sama?
- Oli śpi u siebie, a Daga musiała
wyjść. Wcześnie wróciłeś - w pośpiechu zawinęła palec w chusteczkę.
- Mam nadzieję, że go nie
obudziłem. Co ci się stało? - szybko chwycił ją za dłoń.
- To nic. Małe rozcięcie.
Usiłowałam zrobić obiad - mruknęła, unikając jego wzroku. Miał ciepłe dłonie...
- Co nic, jak widzę, że krew ci
leci. Daj, zdezynfekujemy i zakleimy plastrem. A Dagmara nie mogła nic zrobić?
Przecież była cały dzień w domu – rzucił brunet, kręcąc głową.
- Pracowała, a ja miałam wolne.
Ał... - blondynka jęknęła, gdy
oczyszczał jej ranę. - Jak trening?
- Już ja znam te jej pracę... Oj,
musisz być ostrożniejsza. Normalnie, jak zwykle. Zawsze to Olivierowi
przylepiam plasterki. To z czym chcesz? Z Dinozaurem czy z wyścigówką? -
zaśmiał się.
- A nie masz księżniczek? -
uśmiechnęła się lekko. - No tak, Oli chyba nie przepada za takimi. Wiesz, co
dzisiaj usłyszałam? "Nie będę cię trzymał za rękę. To mało męskie. A mama mówi,
że jestem już za duży..."
- No wiesz, Olie nie lubi niczego
co babskie. Mam jedną dużą księżniczkę przede mną – zażartował Winiarski. - Mój
syn tak powiedział? No nie. Wiesz, jak chcesz, to ja cię potrzymam za rękę bez
problemu.
- Twój syn dorasta. I niestety
robi się coraz bardziej podobny do ciebie. Nie wiem, jak Dagmara z wami
wytrzyma...
- Oj tak. Jak ten czas
przeleciał. Czemu niestety? Obawiam się, że nie będzie musiała - spojrzał na
nią uważnie niebieskimi oczami, chwytając ją za rękę.
- Michał..? Co masz na myśli? –
spytała cicho Anna.
- Przecież musimy jej powiedzieć.
Skoro chcemy być razem.
- Sss... - jęknęła cicho, gdy
mężczyzna niechcący zahaczył dłonią o opatrunek. Musnął opuszkami jej policzek,
a ona zamknęła na chwilę oczy. - Michał, ale jak to razem...?
- Ucałuję, to przestanie boleć -
ucałował malutką rankę. - Nie pamiętasz? No ty i ja. Olie też, oczywiście. Bo
chcemy, prawda?
- Ale co z Dagą, jak ty sobie to
wyobrażasz? - powiedziała cicho, chcąc się od niego odsunąć, ale nie pozwolił
jej na to. Co więcej, przyciągnął ją bliżej siebie.
- Normalnie, weźmiemy rozwód.
Przecież nie będziemy pierwsi. To miłe, że się o nią martwisz, ale chyba nie
zasługuje na zbytnią troskę. Za to ja chętnie się zatroszczę o ciebie - mruknął
i zbliżył ich twarze do siebie. Usta szybko odnalazły do siebie drogę.
Ta chwila czułości trwałaby
zapewne dłużej, gdyby nie cichy zgrzyt zamka i pojawienie się pewnej osoby w
salonie.
- Co tu się dzieję?
- Daga, to nie tak... - zawołała
Ania, odsuwając się od Michała. Ten, bynajmniej, nie wyglądał na
zaniepokojonego faktem, że przyłapała go żona.
- Mogę się dowiedzieć, co to ma
znaczyć? – dociekała brunetka.
- Daga, to nic. Proszę cię...
- Jak to nic? Michał! Powiesz
coś? – piekliła się Winairska.
- Otóż... Całowaliśmy się –
odparł siatkarz z pełnym opanowaniem.
- I ty mówisz to takim spokojnym
tonem? – wrzasnęła.
- Muszę ci powiedzieć, że to nie
był pierwszy raz – brunet przyznał szczerze.
- Michał, nie komplikuj... - szepnęła
Ania, spuszczając wzrok.
- Kiedy zamierzaliście mi
powiedzieć? I czy w ogóle chcieliście to zrobić? Gdybym nie weszła, pewnie
dalej byście się migdalili za moimi plecami. Michał, mało ci? Znudziłam ci się?
Dobrze wiem, że każda może być twoja, gdy tylko zamrugasz oczkami. Ale ty
Anka... Nie spodziewałam się tego po tobie. Myślałam, że jesteś naszą
przyjaciółką, w tym moją. Ja powierzyłam ci moją rodzinę pod opiekę, a ty..
Przyznaj, od początku chodziło ci o Michała!
- Daga, to wszystko nie tak... -
powiedziała blondynka, unikając wzroku rozjuszonej Winiarskiej. - My wcale
nie...
- Właśnie widziałam jak „wy wcale
nie”! Miałam o tobie takie dobre zdanie. Myślałam, że jesteś jedyną moją
znajomą, która nie podrywa Miśka.. Brzydzę się tobą! Robiliście ze mnie idiotkę!
– kobieta rzuciła torebkę w kąt pokoju. - Jak dawno? I wiesz co Anka? Jesteś
marną aktorką. Nie wytłumaczysz się z tego mała zdziro, bo już cię przejrzałam.
Że też przyjęłam pod swój dach taką szmatę... Zakręciłaś tyłkiem, pokazałaś
cycki i myślisz, że jest twój? Prawdziwa mała dziw...
- Dagmara, skończ! Chyba się
zagalopowałaś, nie sądzisz? – bełchatowianin złapał żonę za ramię.
- Jaki bezczelny! Chyba to wy się
zagalopowaliście!
- Ja już pójdę. Nie powinnam była
tu w ogóle przychodzić - powiedziała cicho Ania.
- Zostań! Nie wywiniesz się z
tego lolitko! – warknęła Dagmara.
- Zabraniam ci ją obrażać!
- Czy tobie się czasem nie
pomyliły kobiety? – małżonkowie uważnie mierzyli się spojrzeniami.
- Nie, wszystko jest tak, jak
powinno być od początku. To Ania powinna być moją żoną – oświadczył
niespodziewanie Winiar.
- Jasne, tak mi mów! Co się stało
z nasza miłością, Michał? Gdzie podziały się te wspólne lata? Czy to dla ciebie
nic już nie znaczy? Mamy syna, do cholery!
- Nasza miłość wygasła w tym
momencie, gdy ty wpadłaś w ramiona innego. Oczywiście, że to wszystko wiele dla
mnie znaczyło, ale ty nie miałaś skrupułów, żeby to zniszczyć. Mamy syna,
owszem, ale nie mogę go zostawiać z kobietą, która wymyka się na schadzki z
fagasem. Gdyby nie było Ani, on zostawałby sam!
- O czym ty mówisz? Nigdy bym cię
nie zdradziła! - zawołała Dagmara trochę mniej pewnie. - Nie pozwolę ci, żebyś
odebrał mi Oliego!
- Jak możesz tak bezczelnie
kłamać? Ja przyznałem ci się otwarcie. Myślisz, że jestem głupi? Wszystko już
wiem! – krzyknął Michał.
- To ty mu powiedziałaś! Nie daruję
ci tego, lafiryndo - rzuciła się na Annę.
- Daga? - zaskoczona dziewczyna
odsunęła się od kobiety ze strachem.
- Ani się waż jej tknąć! Bo do
pozwu o rozwód dołączymy tez o pobicie! – pomiędzy kobiety wtargnął siatkarz.
- Jaki rozwód, Michał? - zaśmiała
się z wyraźną drwiną. - Zostawisz mnie dla... dla niej?
- Normalny. Chyba nie sądzisz, że
po tym wszystkim, będę chciał z tobą być? Chcę, być z Anią.
- Hah, zawsze wiedziałeś, jak
mnie rozbawić. - syknęła. - Dobrze, niech będzie. Ale nie myśl, że odbierzesz
mi Oliego!
- Tu nie ma nic śmiesznego. To ty
zniszczyłaś naszą rodzinę. Ja postaram się przywrócić Oliemu normalny dom i dać
normalną matkę. Zobaczymy, kto będzie miał rację. Dobranoc - rzucił i
wyprowadził z mieszkania roztrzęsioną blondynkę.
<><><>
Tak jak
zaproponowała jej Cecylia, dzień później znalazła się w Płocku. Określenie jej
rodziców jako zdziwionych, to mało powiedziane. Jako że była ostatnio gościem w
domu, od razu padło pytanie, co się stało.
- Chodziłam, ze Zbigniewem
Bartmanem, niedawno byłam w ciąży, ale poroniłam, faceta też straciłam, a poza
tym, to wszystko po staremu – rzuciła na pozór obojętnym tonem i jak gdyby nic
poszła do kuchni zrobić sobie herbatę.
- Kochanie… - wykrztusiła z
siebie jej mama. Stanęła pod drugiej stronie stołu i patrzyła przerażona na
dziewczynę. Justyna podniosła na nią zamglony wzrok. Usilnie starała się
zapanować nad łzami, dlatego wzruszyła ramionami i uparcie mieszała łyżeczką w
napoju.
- Źle go traktowałam i wpadł w
ramiona szkolnej koleżanki, to przyjechałam tutaj. Mam nadzieję, że mogę zostać
jakiś czas? – spytała.
- Przepraszam, że mnie przy tobie
nie było – kobieta przytuliła ją mocno. – Tyle straciłam z twojego życia, ale
teraz będzie już tylko lepiej, rozumiesz? – głaskała córkę po głowie. Czuła jej
łzy na swojej bluzce, jednak po chwili płakały obie.
Dzień minął spokojnie, ale nie
jeśli chodzi o siatkarza. Zbyszek szukał ukochanej po całym mieszkaniu,
odwiedził jej dawne lokum i okolicznych znajomych. Dzwonił do kogo się da, ale
bez skutku. Wtedy poczuł wyrzuty sumienia. Przypomniał sobie przygotowaną przez
brunetkę kolację i to jak ją potraktował. Może gdyby się zgodził, to byłby
jakiś przełom, zmiana na lepsze. Poczuł się jak dzieciak, który się odgrywa na
kimś, kto zrobił mu krzywdę. W miłości nie o to chodzi…
Jakimś cudem w dawnym miejscu
pracy Justyny, dostał jej adres domowy i w tym upatrywał szans. Gdzie mogła
być, jeśli nie w domu? Płock nie stanowił dla niego problemu, z GPS dotarł tam
najszybciej jak mógł i pod wieczór pukał do drzwi opatrzonych numerem 28.
- Dobry wieczór. Nazywam się… -
zaczął, ale mu przerwano.
- Dobry wieczór. Wiem, jak się
pan nazywa, czym się zajmuje i kim jest dla mojej córki. Nie rozumiem, czego
pan tu szuka? – siwiejący mężczyzna badał przyjmującego uważnym spojrzeniem.
- Właśnie Justyny szukam.
Zniknęła tak nagle, martwiłem się. Wszystko z nią w porządku?
- Pan jest śmieszny. W porządku?
Po tym wszystkim? – roześmiał się kpiąco ojciec.
- Może mógłbym… - Zibi powoli
tracił pewność siebie.
- Chyba to nie najlepszy pomysł.
Jusia ma teraz gościa, więc i tak pana nie przyjmie.
- W takim razie chciałbym
porozmawiać z panem i pańską żoną w trakcie czekana na Justynę – zaproponował nagle
siatkarz i ze strachem oczekiwał na odpowiedź.
- Kochanie, kto to? – na korytarzu
zjawiła się kobieta w średnim wieku. – Aaa… Wejdź Zbyszku.
- Dziękuję.
Siedzieli w salonie przy
talerzyku z ciastem i parującymi kubkami herbaty. Chłopak zbierał się w sobie,
żeby coś powiedzieć.
- Przyjechałem odnaleźć Jusię i
ją przeprosić.
- Doceniamy, ale chyba na to już
za późno – zaczął pan domu.
- Widzę, że państwo wiedzą o
wszystkim, więc mogę być szczery. Zachowałem się jak idiota i skończony kretyn,
ale po Prost brakło mi sił… - Bartman zwiesił głowę.
- Mogę ci mówić po imieniu? A
więc Zbyszku, jestem pod wielkim wrażeniem tego, że nie zostawiłeś naszej córki
w potrzebie i w najważniejszych chwilach byłeś obok niej. Być może, dzięki temu
żyje i nie zrobiła żadnego głupstwa. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja mogła
ciebie przerosnąć. O ile ja mogłabym ci wybaczyć, to z Justynką chyba będzie ci
trudniej – powiedziała kobieta.
- Tym bardziej, iż wrócił jej
pierwszy chłopak. Przyjechał z USA, kiedyś był naszym sąsiadem. Teraz rozmawiają
w jej pokoju – wtrącił ni z tego ni z owego mężczyzna.
- Co? – chłopak podniósł
zdziwiony twarz.
- To nie tak…. – zaczęła pani
Basia, ale przerwały im głosy ze schodów. Dziewczyna w towarzystwie opalonego
bruneta. Ich śmiech niósł się po domu, ale zgasł, gdy zobaczyli gościa. Justynę
wmurowało, przybrała ponury wyraz twarzy i nie odezwała się ani słowem.
- My się chyba nie znamy. Daniel –
sąsiad wyciągnął dłoń w kierunku chłopaka.
- Zbyszek.
- Skoro wszyscy są, mogę podawać
kolację. Mam nadzieję, że zostaniecie panowie? – brązowowłosa obejrzała się
przez ramię. Żadne z nich nie był w stanie odmówić kobiecie, więc po chwili
siedzieli przy stole. Dziewczyna obok dawnej miłości, u szczytu stołu głowa
rodziny, obok niego Zbigniew, a następnie gospodyni.
Siatkarz odzywał się tylko, gdy
go o coś pytano. Wyparowała z niego nadzieja, resztki nastroju i chęci. Dłubał
w talerzu, powstrzymując się przed zerkaniem w stronę wiadomej dwójki. Ich uśmiechy,
rozmowa, gesty, wszystko go denerwowało. Wyczuwał w Amerykaninie zagrożenie i
to wielkie. Zjadł do końca, bo jedzenie było pyszne i nie chciał urazić pani
domu.
- To ja będę się już zbierać… -
odsunął krzesło z zamiarem odejścia od stołu.
- Myślę, że Zbyszek może u nas
zostać. Nie będzie wracał o tej porze do Warszawy – poczuł dłoń kobiety na
ramieniu. Jej serdeczny uśmiech poprawił mu odrobinę samopoczucie.
- Mamo milcz! – syknęła brunetka.
- Spokojnie – skarciła córkę
wzrokiem. - Zaraz przygotuję pokój gościnny.
I stanęło tak, jak życzyła sobie
tego Barbara. Zbyszek zażywał kąpieli, podczas, gdy czekało na niego gotowe
łóżko w salonie u góry. Chłopak zorientował się, że pokój Justyny jest obok, a
jej rodziców naprzeciwko. Domyślił się, że nie bez powodu jej rodzice zostawili
drzwi otwarte na oścież. Nie miał szans na przejście korytarzem niezauważonym.
Nie potrafił zasnąć. W jego
głowie krążyło tyle myśli, że sobie z tym nie radził. Musiał odetchnąć, więc
wstał i otworzył drzwi balkonowe. Ostrożnie podszedł do balustrady i oparł na
niej łokcie. Wziął kilka głębszych wdechów i zerknął w bok. Nagle go olśniło.
Pokój Justyny również posiadał balkon, a odległość nie była zbyt duża. Może
mógłby…
Kilkanaście sekund później
wspinał się po metalowych prętach. Przełożył ostrożnie nogę na postument
drugiego balkonu. Odetchnął, gdy udało mu się znaleźć na nim obiema nogami.
Zaczepił się o pręty, żeby utrzymać stabilność. Wyciągnął rękę, chcąc zapukać
do okna.
Justyna przewracała się z boku na
bok. Przez Daniela, nie dowiedziała się, jakie zamiary ma Zbyszek i po co w
ogóle przyjechał. Widziała jak coś w nim zgasło na jej widok u boku innego.
Podeszła i dotknęła dłońmi ściany która dzieliła jej pokój i salon. On spał
tam, po drugiej stronie.
Drgnęła na dźwięk stukania w
szybę. Z obawą spojrzała w tamtym kierunku i nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Bartman stał na balkonowej balustradzie, próbując się do niej dostać. Odsłoniła
firanki i szarpnęła za klamkę, by otworzyć okno. Jednak zrobiła to zbyt
gwałtownie, nie zauważając, że chłopak opiera na nim dłoń. Zamachał bezradnie
rękami w powietrzu i runął w dół.
- Zbyszek! – krzyknęła na widok
leżącego pośród krzaków bruneta. Serce łomotało jej w piersi. Przecież jemu
mogło coś się stać. Zbiegła czym prędzej po schodach. – Zbysiu, Zbysiulku,
odezwij się – szeptała, potrząsając nim i głaskając po twarzy.
- Ała – jęknął, nie otwierając
oczu. – Kto wymyślił sadzenie róży tuż pod domem? – zbulwersował się. Justyna
odetchnęła głęboko, nawet przez chwilę się uśmiechnęła.
- Dzięki Bogu żyjesz. Powiedz,
boli cię coś? – dotykała po kolej każdej części ciała przyjmującego. Bała się
go ruszyć, by czegoś nie uszkodzić.
- Na razie wszystko, ale z racji,
że mam wszędzie czucie, to bez tragedii się obejdzie. Chyba mam kolce w tyłku…
- Wariacie, mogłeś się zabić! Po
co ci to było? – ucałowała machinalnie jego czoło.
- Chciałem z tobą porozmawiać… I…
Kocham cię… - wyszeptał, oszczędzając siły. Dziewczyna popłakała się ze
wzruszenia. Zdała sobie sprawę, że on gotów był zrobić dla niej wszystko, nie
patrząc na swoje zdrowie.
- Przepraszam, że taka byłam.
Czułam się jak w innym świecie i nie chciałam tam nikogo wpuścić – wyznała nagle.
– To nie znaczy, że cię nie kochałam…
- A teraz? Co do mnie czujesz? –
brunet spojrzał na nią uważnie.
- To co dawniej. Przecież cały
czas cię kocham. Nie przestałam – ścisnęła jego dłoń.
- A ten… Daniel?
Zaśmiała się cicho na myśl, że
Zbyszek jest zazdrosny.
- Owszem, to mój pierwszy facet,
ale teraz wrócił, bo przywiózł mi zaproszenie na ślub. Swój z Ann. Rozumiesz
głuptasie?
- W takim razie, chyba możemy
wrócić do domu – podniósł się lekko na rękach.
- Jesteś pewien, że możesz się
ruszyć? Daj, pomogę ci.
Wspólnymi siłami doczłapali się
do łazienki. Justyna nalała wody do wanny i przyniosła apteczkę. Ubrania przyjmującego
wrzuciła do pralki i zajęła się opatrywaniem. Nie obyło się bez pęsety, która
posłużyła przy wyciąganiu kolcy.
- Ałć!
- Przykro mi, inaczej się nie da.
Niedługo koniec – pocieszyła chłopaka.
- A pocałujesz, żeby się lepiej
goiło? – spytał z uśmiechem.
- Chyba się nie czujesz, nie będę
cię całować po tyłku – burknęła.
<><><>
Wrócił
do Łodzi do swojego mieszkania. Po przekroczeniu progu momentalnie wróciły
wspomnienia pełne niebieskookiej szatynki. Bartek przymknął oczy i widział
wszystko jak przez mgłę, zdarzenia, kiedy tu była, mówiła, śmiała się, ale… Też
to, gdy płakała, gdy bała się go, uciekała.
Historia ich znajomości była
szalona, a gdy tylko coś się unormowało, to bum, psyt, trach. Wszystko się
rozleciało tak, że nawet nie wiedział, gdzie teraz jest Cecylia i co robi.
Dowiedział się, że była w Łodzi, w innym mieszkaniu, ale była. Wyciągnął się na
kanapie i westchnął. Kurek znów był sam w tych czterech ścianach, kątach. Tak
jak kiedyś. W słuchawce ciągle brzmiało abonent
jest poza zasięgiem.
<><><><><><><><><><><><><><><>
Dobrze, że Jusia ze Zbyszkiem sie pogodzili :)
OdpowiedzUsuńA co do bloga 'miłość w kapeluszu' czy masz go zamiar przenieść na blogspot ?
Chyba tak, muszę się zastanowić.
Usuńdobrze ze Daga sie dowiedziała maja to za sobą mam nadzieje ze im sie uda i bedzie happy :)
OdpowiedzUsuńEdyta Bartosiewicz "Ostatni". ohh Kocham tą piosenkę <3
OdpowiedzUsuńDobrze, że Daga się dowiedziała, tyle czasu myślała że Michał nic nie wie, ha. On nie jest taki głupi żeby nie zauważyć co się dzieje.
Wiem, że Cecylia potrzebuje pieniędzy na operację, no ale czy musi za niego wychodzić?...
Błagam nie każ mi już więcej tak długo czekać. Buziaki :**
Brawo, brawo ;)Zgadłaś :) Obiecuję w przeciągu tygodnia nowy ;)
UsuńNie no! Ja się nie zgadzam! Cecylia nie może wyjść za Roberta!! Dobrze, że chociaż Jusia się ze Zbyszkiem pogodziła:)czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńNo cieszę się, ze Justyna 'wróciła do żywych" oraz, że wyjaśniła się sprawa z Dagmarą. Ale żeby wyrzucać ją za drzwi? No ok, to Twoje wymysły:) Błagam! Niech Cecylka nie wychodzi za Roberta! Ja wiem, że ciężko jej będzie przestać się bać Bartka, ale no! No, no... niech za niego nie wychodzi!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział:)
No to Daga została zdemaskowana :D przez tyle czasu myślała, że Michał o niczym nie wie, a tutaj proszę...Wyszło szydło z worka! Dobrze w sumie, że to się tak zakończyło, bo teraz już przynajmniej nie muszą nic ukrywać. I niech teraz wszystko się potoczy po ich myśli, niech Oli będzie z nimi i będzie gites ^^ I Daga nie miała prawa tak mówić o Ani, bo sama lepsza nie była.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak mi ulżyło, że Justyna pogodziła się ze Zbyszkiem! ;) Wyjaśnili sobie wszystko i dali szansę ;) Chciałabym go zobaczyć jak spada z tego okna :D widok musiał być powalający :D Jej rodzice są bardzo sympatyczni ^^
Martwi mnie cała sytuacja z Celką :( Może zdarzy się jakiś cud i nie wyjdzie za Roberta...Jej rodzice...Nie mam do nich słów. Córka jest chora, a dla nich najważniejsze jest tylko to, żeby wyszła za Roberta. Nie mam słów do nich. Bartek skoro tęsknisz to się ogarnij do cholery i walcz! Boże, faceci -.-
Pozdrawiam ;*
Wiem, że trochę zajęło mi datarcie tutaj, ale mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone ;*
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Cecylii, że wychodzi za Roebrta, bo każdy za cenę własnego życia byłby zrobić dużo, nawet wyjść za niekochanego przez siebie mężczyznę. Teraz dopiero Kurka wzięło na sentymenty? Trochę za późno stary, choć cały czas mam wrażenie, że Cecylia poraz drugi ucieknie dla niego sprzed ołtarza. Nie wiem, może się mylę...
Daga już wie, że nie była osamotniona w procesie zdrady, bo jej mąż nie ustępował jej na krok i sam się zajął układaniem na nowo swojego życia. Tylko trochę mi się nie podoba to, że chce jej zabrać Oliwiera, bo tak na dobrą sprawę, to nie ma ku temu podstaw. No, ale może brunetka czymś nas tu jeszcze zaskoczy...
Pozdrawiam ;***