Łączna liczba wyświetleń

13 sie 2012

#50# Co z nami będzie, za oknem świt



<><><> 

                Z ciężkim sercem zapisałam numery w pamięci telefonu i przełamałam kartę SIM. W wyniku jakiegokolwiek przecieku mojego nowego numeru, wolałam wiedzieć, kto dzwoni. Tym gestem podjęłam decyzję. Za godzinę miałam zapukać do drzwi mieszkania Roberta. Tymczasem jeszcze tłukłam się w pociągu. Wracałam na stare śmieci. Płock miał być miejscem mojego ślubu, tak jak poprzednio. Tym razem bez rozmachu, tłumu gości i wszelkiego przepychu. W końcu raz się na tym moja rodzina przejechała…
- Witam. Nie sądziłem, że przyjedziesz – mężczyzna ubrany w grafitowy garnitur przywitał mnie z uśmiechem. – Wejdź.
- Ja też nie sądziłam – mruknęłam cicho, zdejmując buty.
- Chcesz się czegoś napić, odświeżyć i od razu porozmawiać?
- Nie ma co urządzać pogawędek. Po prostu jestem zmuszona… przyjąć twoją propozycję – wykrztusiłam i dalej nie mogłam uwierzyć, że przeszło mi to przez gardło.
- To cudownie – brunet podszedł do mnie i przytulił. Cała zesztywniałam i skurczyłam się w sobie. – Na wszelki wypadek pozwoliłem sobie zarezerwować termin i wiesz, co?
- Nie… - zerknęłam niepewnie na niego.
- Możemy pobrać się w tą sobotę – wykrzyknął uradowany.
- Co?! Za 3 dni? – wybałuszyłam oczy. Spodziewałam się, że Robert może się spieszyć, ale że aż tak? Wszystko na łeb na szyję, byle mnie zaobrączkować. Aż dziw, że mi się teraz nie kazał ubrać w sukienkę i lecieć do kościoła.
- Czy to nie dobra wiadomość? Zaraz po przysiędze przeleję pieniądze do szpitala. Może załatwią coś w przyszłym tygodniu, hmm? – architekt krzątał się po pokojach z jakimiś papierami. – Gdzieś miałem numer… Za podwójną kwotę powinni przyśpieszyć twoją operację.
- Dlaczego to robisz? – wyszeptałam.
- Bo cię kocham, Cecil – wymówił moje imię z zagranicznym akcentem. – Bo cię kocham.
Za sprawą tej jednej wizyty, magicznie przywrócono mnie do rodziny. Mama oszalała z radości, a ojciec pogratulował mi słusznej decyzji. Chociaż wiedzieli, dlaczego to robię, o mojej chorobie ani się nie zająknęli. Jakby bycie z Robertem gwarantowało bezwzględne bezpieczeństwo i stanowiło szczepionkę na wszelkie choroby.
Wcale im nie ułatwiałam. W domu nie robiłam nic, żeby się nie przemęczyć. Chodziłam powoli, ruszałam się ospale, nie uśmiechałam się. Żyłam jak swój własny cień. Z Łodzi przyszła odpowiedź, co do mojej operacji. Faktycznie, kasa działa cuda. Znaleźli ośrodek w stolicy, gdzie zgodzili się podjęcia próby zoperowania mojego serca. Tylko ta myśl trzymała mnie przy życiu i przy decyzji o małżeństwie.
Czasy małżeństw z rozsądku niby minęły, ale teraz są bardziej wyrachowane. Nie chodzi o pokój, o dobro królestwa. Wszystko sprowadza się do pieniędzy. O ironio, tak jak w moim przypadku, ale… To przecież nie tak. Nie chcę fortuny przez całe życie, chcę sumy potrzebnej na operację, tylko i wyłącznie. Potem może się dziać, co chce.
- Cecylio, zaraz przyjedzie krawcowa do przymiarki, bądź gotowa – usłyszałam głos rodzicielki.
- Zdąży do soboty?
- Oczywiście kochanie, co to takiego sukienka. Przywiezie jakieś modele, wystarczy kilka poprawek do twojej figury i już – tłumaczyła.
- Skoro tak mówisz… - opadłam na kanapę, przykrywając się szczelnie swetrem. Przenikliwy chłód towarzyszył mi od kilku dni, pomimo upałów na dworze. Czy tak się czuje zbliżający koniec?
- Dobrze się czujesz? Wyłączyć klimatyzację? – ojciec wszedł do salonu.
- Byłabym wdzięczna. I bez tego mi zimno – odparłam.
- Tylko się nam nie rozchoruj na własny ślub. Zrobię ci gorącej herbaty. Na stole leży lista gości, przejrzyj ją.
Na kartce papieru widniała kolumna nazwisk. Nie więcej niż dwadzieścia. Czyli tym razem postanowili przyoszczędzić. Ja jak najbardziej popierałam akurat tą decyzję.

<><><> 

- Anka, mogłabyś zostać godzinkę dłużej? Muszę pilnie wyskoczyć – brunetka ubierała buty przy szafce przy drzwiach.
- W porządku. I tak nie miałam żadnych planów. O której wraca Michał? – spytała dziewczyna.
- Powinien niedługo być. Gdybyś była jeszcze tak miła i zrobiła mu coś do przegryzienia? Wiem, wykorzystuje cię za bardzo – Dagmara zrobiła przepraszającą minę.
- Nie, nic się nie stało. Oli jak na razie śpi i nie sądzę, by coś zwaliło go z łóżka w ciągu najbliższych dwóch godzin.
- To cudownie. Spadłaś nam z nieba. Wychodzę! – rzuciła na odchodnym kobieta i zniknęła za drzwiami.
- Pa!
Blondynka zabrała się za szybką przekąskę dla siatkarza. Właśnie zamyślona siekała warzywa, gdy z transu wybudził ją trzask drzwi. Nóż ześlizgnął się prosto na palec.
- Ajć...
- Cześć Daga, już jestem – oznajmił przybyły przyjmujący i odwiesił kurtkę na wieszak.
- Michał? – zawołała Anka z kuchni, mocząc palec pod kranem. Jęknęła cicho. Nie znosiła widoku krwi.
- Ania? Jesteś sama?
- Oli śpi u siebie, a Daga musiała wyjść. Wcześnie wróciłeś - w pośpiechu zawinęła palec w chusteczkę.
- Mam nadzieję, że go nie obudziłem. Co ci się stało? - szybko chwycił ją za dłoń.
- To nic. Małe rozcięcie. Usiłowałam zrobić obiad - mruknęła, unikając jego wzroku. Miał ciepłe dłonie...
- Co nic, jak widzę, że krew ci leci. Daj, zdezynfekujemy i zakleimy plastrem. A Dagmara nie mogła nic zrobić? Przecież była cały dzień w domu – rzucił brunet, kręcąc głową.
- Pracowała, a ja miałam wolne. Ał... -  blondynka jęknęła, gdy oczyszczał jej ranę. - Jak trening?
- Już ja znam te jej pracę... Oj, musisz być ostrożniejsza. Normalnie, jak zwykle. Zawsze to Olivierowi przylepiam plasterki. To z czym chcesz? Z Dinozaurem czy z wyścigówką? - zaśmiał się.
- A nie masz księżniczek? - uśmiechnęła się lekko. - No tak, Oli chyba nie przepada za takimi. Wiesz, co dzisiaj usłyszałam? "Nie będę cię trzymał za rękę. To mało męskie. A mama mówi, że jestem już za duży..."
- No wiesz, Olie nie lubi niczego co babskie. Mam jedną dużą księżniczkę przede mną – zażartował Winiarski. - Mój syn tak powiedział? No nie. Wiesz, jak chcesz, to ja cię potrzymam za rękę bez problemu.
- Twój syn dorasta. I niestety robi się coraz bardziej podobny do ciebie. Nie wiem, jak Dagmara z wami wytrzyma...
- Oj tak. Jak ten czas przeleciał. Czemu niestety? Obawiam się, że nie będzie musiała - spojrzał na nią uważnie niebieskimi oczami, chwytając ją za rękę.
- Michał..? Co masz na myśli? – spytała cicho Anna.
- Przecież musimy jej powiedzieć. Skoro chcemy być razem.
- Sss... - jęknęła cicho, gdy mężczyzna niechcący zahaczył dłonią o opatrunek. Musnął opuszkami jej policzek, a ona zamknęła na chwilę oczy. - Michał, ale jak to razem...?
- Ucałuję, to przestanie boleć - ucałował malutką rankę. - Nie pamiętasz? No ty i ja. Olie też, oczywiście. Bo chcemy, prawda?
- Ale co z Dagą, jak ty sobie to wyobrażasz? - powiedziała cicho, chcąc się od niego odsunąć, ale nie pozwolił jej na to. Co więcej, przyciągnął ją bliżej siebie.
- Normalnie, weźmiemy rozwód. Przecież nie będziemy pierwsi. To miłe, że się o nią martwisz, ale chyba nie zasługuje na zbytnią troskę. Za to ja chętnie się zatroszczę o ciebie - mruknął i zbliżył ich twarze do siebie. Usta szybko odnalazły do siebie drogę.
Ta chwila czułości trwałaby zapewne dłużej, gdyby nie cichy zgrzyt zamka i pojawienie się pewnej osoby w salonie.
- Co tu się dzieję?
- Daga, to nie tak... - zawołała Ania, odsuwając się od Michała. Ten, bynajmniej, nie wyglądał na zaniepokojonego faktem, że przyłapała go żona.
- Mogę się dowiedzieć, co to ma znaczyć? – dociekała brunetka.
- Daga, to nic. Proszę cię...
- Jak to nic? Michał! Powiesz coś? – piekliła się Winairska.
- Otóż... Całowaliśmy się – odparł siatkarz z pełnym opanowaniem.
- I ty mówisz to takim spokojnym tonem? – wrzasnęła.
- Muszę ci powiedzieć, że to nie był pierwszy raz – brunet przyznał szczerze.
- Michał, nie komplikuj... - szepnęła Ania, spuszczając wzrok.
- Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć? I czy w ogóle chcieliście to zrobić? Gdybym nie weszła, pewnie dalej byście się migdalili za moimi plecami. Michał, mało ci? Znudziłam ci się? Dobrze wiem, że każda może być twoja, gdy tylko zamrugasz oczkami. Ale ty Anka... Nie spodziewałam się tego po tobie. Myślałam, że jesteś naszą przyjaciółką, w tym moją. Ja powierzyłam ci moją rodzinę pod opiekę, a ty.. Przyznaj, od początku chodziło ci o Michała!
- Daga, to wszystko nie tak... - powiedziała blondynka, unikając wzroku rozjuszonej Winiarskiej. - My wcale nie...
- Właśnie widziałam jak „wy wcale nie”! Miałam o tobie takie dobre zdanie. Myślałam, że jesteś jedyną moją znajomą, która nie podrywa Miśka.. Brzydzę się tobą! Robiliście ze mnie idiotkę! – kobieta rzuciła torebkę w kąt pokoju. - Jak dawno? I wiesz co Anka? Jesteś marną aktorką. Nie wytłumaczysz się z tego mała zdziro, bo już cię przejrzałam. Że też przyjęłam pod swój dach taką szmatę... Zakręciłaś tyłkiem, pokazałaś cycki i myślisz, że jest twój? Prawdziwa mała dziw...
- Dagmara, skończ! Chyba się zagalopowałaś, nie sądzisz? – bełchatowianin złapał żonę za ramię.
- Jaki bezczelny! Chyba to wy się zagalopowaliście!
- Ja już pójdę. Nie powinnam była tu w ogóle przychodzić - powiedziała cicho Ania.
- Zostań! Nie wywiniesz się z tego lolitko! – warknęła Dagmara.
- Zabraniam ci ją obrażać!
- Czy tobie się czasem nie pomyliły kobiety? – małżonkowie uważnie mierzyli się spojrzeniami.
- Nie, wszystko jest tak, jak powinno być od początku. To Ania powinna być moją żoną – oświadczył niespodziewanie Winiar.
- Jasne, tak mi mów! Co się stało z nasza miłością, Michał? Gdzie podziały się te wspólne lata? Czy to dla ciebie nic już nie znaczy? Mamy syna, do cholery!
- Nasza miłość wygasła w tym momencie, gdy ty wpadłaś w ramiona innego. Oczywiście, że to wszystko wiele dla mnie znaczyło, ale ty nie miałaś skrupułów, żeby to zniszczyć. Mamy syna, owszem, ale nie mogę go zostawiać z kobietą, która wymyka się na schadzki z fagasem. Gdyby nie było Ani, on zostawałby sam!
- O czym ty mówisz? Nigdy bym cię nie zdradziła! - zawołała Dagmara trochę mniej pewnie. - Nie pozwolę ci, żebyś odebrał mi Oliego!
- Jak możesz tak bezczelnie kłamać? Ja przyznałem ci się otwarcie. Myślisz, że jestem głupi? Wszystko już wiem! – krzyknął Michał.
- To ty mu powiedziałaś! Nie daruję ci tego, lafiryndo - rzuciła się na Annę.
- Daga? - zaskoczona dziewczyna odsunęła się od kobiety ze strachem.
- Ani się waż jej tknąć! Bo do pozwu o rozwód dołączymy tez o pobicie! – pomiędzy kobiety wtargnął siatkarz.
- Jaki rozwód, Michał? - zaśmiała się z wyraźną drwiną. - Zostawisz mnie dla... dla niej?
- Normalny. Chyba nie sądzisz, że po tym wszystkim, będę chciał z tobą być? Chcę, być z Anią.
- Hah, zawsze wiedziałeś, jak mnie rozbawić. - syknęła. - Dobrze, niech będzie. Ale nie myśl, że odbierzesz mi Oliego!
- Tu nie ma nic śmiesznego. To ty zniszczyłaś naszą rodzinę. Ja postaram się przywrócić Oliemu normalny dom i dać normalną matkę. Zobaczymy, kto będzie miał rację. Dobranoc - rzucił i wyprowadził z mieszkania roztrzęsioną blondynkę.

<><><> 

                Tak jak zaproponowała jej Cecylia, dzień później znalazła się w Płocku. Określenie jej rodziców jako zdziwionych, to mało powiedziane. Jako że była ostatnio gościem w domu, od razu padło pytanie, co się stało.
- Chodziłam, ze Zbigniewem Bartmanem, niedawno byłam w ciąży, ale poroniłam, faceta też straciłam, a poza tym, to wszystko po staremu – rzuciła na pozór obojętnym tonem i jak gdyby nic poszła do kuchni zrobić sobie herbatę.
- Kochanie… - wykrztusiła z siebie jej mama. Stanęła pod drugiej stronie stołu i patrzyła przerażona na dziewczynę. Justyna podniosła na nią zamglony wzrok. Usilnie starała się zapanować nad łzami, dlatego wzruszyła ramionami i uparcie mieszała łyżeczką w napoju.
- Źle go traktowałam i wpadł w ramiona szkolnej koleżanki, to przyjechałam tutaj. Mam nadzieję, że mogę zostać jakiś czas? – spytała.
- Przepraszam, że mnie przy tobie nie było – kobieta przytuliła ją mocno. – Tyle straciłam z twojego życia, ale teraz będzie już tylko lepiej, rozumiesz? – głaskała córkę po głowie. Czuła jej łzy na swojej bluzce, jednak po chwili płakały obie.
Dzień minął spokojnie, ale nie jeśli chodzi o siatkarza. Zbyszek szukał ukochanej po całym mieszkaniu, odwiedził jej dawne lokum i okolicznych znajomych. Dzwonił do kogo się da, ale bez skutku. Wtedy poczuł wyrzuty sumienia. Przypomniał sobie przygotowaną przez brunetkę kolację i to jak ją potraktował. Może gdyby się zgodził, to byłby jakiś przełom, zmiana na lepsze. Poczuł się jak dzieciak, który się odgrywa na kimś, kto zrobił mu krzywdę. W miłości nie o to chodzi…
Jakimś cudem w dawnym miejscu pracy Justyny, dostał jej adres domowy i w tym upatrywał szans. Gdzie mogła być, jeśli nie w domu? Płock nie stanowił dla niego problemu, z GPS dotarł tam najszybciej jak mógł i pod wieczór pukał do drzwi opatrzonych numerem 28.
- Dobry wieczór. Nazywam się… - zaczął, ale mu przerwano.
- Dobry wieczór. Wiem, jak się pan nazywa, czym się zajmuje i kim jest dla mojej córki. Nie rozumiem, czego pan tu szuka? – siwiejący mężczyzna badał przyjmującego uważnym spojrzeniem.
- Właśnie Justyny szukam. Zniknęła tak nagle, martwiłem się. Wszystko z nią w porządku?
- Pan jest śmieszny. W porządku? Po tym wszystkim? – roześmiał się kpiąco ojciec.
- Może mógłbym… - Zibi powoli tracił pewność siebie.
- Chyba to nie najlepszy pomysł. Jusia ma teraz gościa, więc i tak pana nie przyjmie.
- W takim razie chciałbym porozmawiać z panem i pańską żoną w trakcie czekana na Justynę – zaproponował nagle siatkarz i ze strachem oczekiwał na odpowiedź.
- Kochanie, kto to? – na korytarzu zjawiła się kobieta w średnim wieku. – Aaa… Wejdź Zbyszku.
- Dziękuję.
Siedzieli w salonie przy talerzyku z ciastem i parującymi kubkami herbaty. Chłopak zbierał się w sobie, żeby coś powiedzieć.
- Przyjechałem odnaleźć Jusię i ją przeprosić.
- Doceniamy, ale chyba na to już za późno – zaczął pan domu.
- Widzę, że państwo wiedzą o wszystkim, więc mogę być szczery. Zachowałem się jak idiota i skończony kretyn, ale po Prost brakło mi sił… - Bartman zwiesił głowę.
- Mogę ci mówić po imieniu? A więc Zbyszku, jestem pod wielkim wrażeniem tego, że nie zostawiłeś naszej córki w potrzebie i w najważniejszych chwilach byłeś obok niej. Być może, dzięki temu żyje i nie zrobiła żadnego głupstwa. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja mogła ciebie przerosnąć. O ile ja mogłabym ci wybaczyć, to z Justynką chyba będzie ci trudniej – powiedziała kobieta.
- Tym bardziej, iż wrócił jej pierwszy chłopak. Przyjechał z USA, kiedyś był naszym sąsiadem. Teraz rozmawiają w jej pokoju – wtrącił ni z tego ni z owego mężczyzna.
- Co? – chłopak podniósł zdziwiony twarz.
- To nie tak…. – zaczęła pani Basia, ale przerwały im głosy ze schodów. Dziewczyna w towarzystwie opalonego bruneta. Ich śmiech niósł się po domu, ale zgasł, gdy zobaczyli gościa. Justynę wmurowało, przybrała ponury wyraz twarzy i nie odezwała się ani słowem.
- My się chyba nie znamy. Daniel – sąsiad wyciągnął dłoń w kierunku chłopaka.
- Zbyszek.
- Skoro wszyscy są, mogę podawać kolację. Mam nadzieję, że zostaniecie panowie? – brązowowłosa obejrzała się przez ramię. Żadne z nich nie był w stanie odmówić kobiecie, więc po chwili siedzieli przy stole. Dziewczyna obok dawnej miłości, u szczytu stołu głowa rodziny, obok niego Zbigniew, a następnie gospodyni.
Siatkarz odzywał się tylko, gdy go o coś pytano. Wyparowała z niego nadzieja, resztki nastroju i chęci. Dłubał w talerzu, powstrzymując się przed zerkaniem w stronę wiadomej dwójki. Ich uśmiechy, rozmowa, gesty, wszystko go denerwowało. Wyczuwał w Amerykaninie zagrożenie i to wielkie. Zjadł do końca, bo jedzenie było pyszne i nie chciał urazić pani domu.
- To ja będę się już zbierać… - odsunął krzesło z zamiarem odejścia od stołu.
- Myślę, że Zbyszek może u nas zostać. Nie będzie wracał o tej porze do Warszawy – poczuł dłoń kobiety na ramieniu. Jej serdeczny uśmiech poprawił mu odrobinę samopoczucie.
- Mamo milcz! – syknęła brunetka.
- Spokojnie – skarciła córkę wzrokiem. - Zaraz przygotuję pokój gościnny.
I stanęło tak, jak życzyła sobie tego Barbara. Zbyszek zażywał kąpieli, podczas, gdy czekało na niego gotowe łóżko w salonie u góry. Chłopak zorientował się, że pokój Justyny jest obok, a jej rodziców naprzeciwko. Domyślił się, że nie bez powodu jej rodzice zostawili drzwi otwarte na oścież. Nie miał szans na przejście korytarzem niezauważonym.
Nie potrafił zasnąć. W jego głowie krążyło tyle myśli, że sobie z tym nie radził. Musiał odetchnąć, więc wstał i otworzył drzwi balkonowe. Ostrożnie podszedł do balustrady i oparł na niej łokcie. Wziął kilka głębszych wdechów i zerknął w bok. Nagle go olśniło. Pokój Justyny również posiadał balkon, a odległość nie była zbyt duża. Może mógłby…
Kilkanaście sekund później wspinał się po metalowych prętach. Przełożył ostrożnie nogę na postument drugiego balkonu. Odetchnął, gdy udało mu się znaleźć na nim obiema nogami. Zaczepił się o pręty, żeby utrzymać stabilność. Wyciągnął rękę, chcąc zapukać do okna.
Justyna przewracała się z boku na bok. Przez Daniela, nie dowiedziała się, jakie zamiary ma Zbyszek i po co w ogóle przyjechał. Widziała jak coś w nim zgasło na jej widok u boku innego. Podeszła i dotknęła dłońmi ściany która dzieliła jej pokój i salon. On spał tam, po drugiej stronie.
Drgnęła na dźwięk stukania w szybę. Z obawą spojrzała w tamtym kierunku i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Bartman stał na balkonowej balustradzie, próbując się do niej dostać. Odsłoniła firanki i szarpnęła za klamkę, by otworzyć okno. Jednak zrobiła to zbyt gwałtownie, nie zauważając, że chłopak opiera na nim dłoń. Zamachał bezradnie rękami w powietrzu i runął w dół.
- Zbyszek! – krzyknęła na widok leżącego pośród krzaków bruneta. Serce łomotało jej w piersi. Przecież jemu mogło coś się stać. Zbiegła czym prędzej po schodach. – Zbysiu, Zbysiulku, odezwij się – szeptała, potrząsając nim i głaskając po twarzy.
- Ała – jęknął, nie otwierając oczu. – Kto wymyślił sadzenie róży tuż pod domem? – zbulwersował się. Justyna odetchnęła głęboko, nawet przez chwilę się uśmiechnęła.
- Dzięki Bogu żyjesz. Powiedz, boli cię coś? – dotykała po kolej każdej części ciała przyjmującego. Bała się go ruszyć, by czegoś nie uszkodzić.
- Na razie wszystko, ale z racji, że mam wszędzie czucie, to bez tragedii się obejdzie. Chyba mam kolce w tyłku…
- Wariacie, mogłeś się zabić! Po co ci to było? – ucałowała machinalnie jego czoło.
- Chciałem z tobą porozmawiać… I… Kocham cię… - wyszeptał, oszczędzając siły. Dziewczyna popłakała się ze wzruszenia. Zdała sobie sprawę, że on gotów był zrobić dla niej wszystko, nie patrząc na swoje zdrowie.
- Przepraszam, że taka byłam. Czułam się jak w innym świecie i nie chciałam tam nikogo wpuścić – wyznała nagle. – To nie znaczy, że cię nie kochałam…
- A teraz? Co do mnie czujesz? – brunet spojrzał na nią uważnie.
- To co dawniej. Przecież cały czas cię kocham. Nie przestałam – ścisnęła jego dłoń.
- A ten… Daniel?
Zaśmiała się cicho na myśl, że Zbyszek jest zazdrosny.
- Owszem, to mój pierwszy facet, ale teraz wrócił, bo przywiózł mi zaproszenie na ślub. Swój z Ann. Rozumiesz głuptasie?
- W takim razie, chyba możemy wrócić do domu – podniósł się lekko na rękach.
- Jesteś pewien, że możesz się ruszyć? Daj, pomogę ci.
Wspólnymi siłami doczłapali się do łazienki. Justyna nalała wody do wanny i przyniosła apteczkę. Ubrania przyjmującego wrzuciła do pralki i zajęła się opatrywaniem. Nie obyło się bez pęsety, która posłużyła przy wyciąganiu kolcy.
- Ałć!
- Przykro mi, inaczej się nie da. Niedługo koniec – pocieszyła chłopaka.
- A pocałujesz, żeby się lepiej goiło? – spytał z uśmiechem.
- Chyba się nie czujesz, nie będę cię całować po tyłku – burknęła.

<><><> 

                Wrócił do Łodzi do swojego mieszkania. Po przekroczeniu progu momentalnie wróciły wspomnienia pełne niebieskookiej szatynki. Bartek przymknął oczy i widział wszystko jak przez mgłę, zdarzenia, kiedy tu była, mówiła, śmiała się, ale… Też to, gdy płakała, gdy bała się go, uciekała.
Historia ich znajomości była szalona, a gdy tylko coś się unormowało, to bum, psyt, trach. Wszystko się rozleciało tak, że nawet nie wiedział, gdzie teraz jest Cecylia i co robi. Dowiedział się, że była w Łodzi, w innym mieszkaniu, ale była. Wyciągnął się na kanapie i westchnął. Kurek znów był sam w tych czterech ścianach, kątach. Tak jak kiedyś. W słuchawce ciągle brzmiało abonent jest poza zasięgiem.


<><><><><><><><><><><><><><><> 

Sama nie wiem, czy długi czy krótki. Treść wiadoma.
Dedykacja dla Jusi, za wspaniałe chwile i wsparcie ;*
dla Lady_volley za cudowne opowiadanie, które niestety zakończyła ;*

Ktoś zgadnie z jakiej piosenki jest tytuł?

9 komentarzy:

  1. Dobrze, że Jusia ze Zbyszkiem sie pogodzili :)
    A co do bloga 'miłość w kapeluszu' czy masz go zamiar przenieść na blogspot ?

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze ze Daga sie dowiedziała maja to za sobą mam nadzieje ze im sie uda i bedzie happy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Edyta Bartosiewicz "Ostatni". ohh Kocham tą piosenkę <3
    Dobrze, że Daga się dowiedziała, tyle czasu myślała że Michał nic nie wie, ha. On nie jest taki głupi żeby nie zauważyć co się dzieje.
    Wiem, że Cecylia potrzebuje pieniędzy na operację, no ale czy musi za niego wychodzić?...
    Błagam nie każ mi już więcej tak długo czekać. Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo, brawo ;)Zgadłaś :) Obiecuję w przeciągu tygodnia nowy ;)

      Usuń
  4. Nie no! Ja się nie zgadzam! Cecylia nie może wyjść za Roberta!! Dobrze, że chociaż Jusia się ze Zbyszkiem pogodziła:)czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. No cieszę się, ze Justyna 'wróciła do żywych" oraz, że wyjaśniła się sprawa z Dagmarą. Ale żeby wyrzucać ją za drzwi? No ok, to Twoje wymysły:) Błagam! Niech Cecylka nie wychodzi za Roberta! Ja wiem, że ciężko jej będzie przestać się bać Bartka, ale no! No, no... niech za niego nie wychodzi!
    Czekam na kolejny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to Daga została zdemaskowana :D przez tyle czasu myślała, że Michał o niczym nie wie, a tutaj proszę...Wyszło szydło z worka! Dobrze w sumie, że to się tak zakończyło, bo teraz już przynajmniej nie muszą nic ukrywać. I niech teraz wszystko się potoczy po ich myśli, niech Oli będzie z nimi i będzie gites ^^ I Daga nie miała prawa tak mówić o Ani, bo sama lepsza nie była.
    Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, że Justyna pogodziła się ze Zbyszkiem! ;) Wyjaśnili sobie wszystko i dali szansę ;) Chciałabym go zobaczyć jak spada z tego okna :D widok musiał być powalający :D Jej rodzice są bardzo sympatyczni ^^
    Martwi mnie cała sytuacja z Celką :( Może zdarzy się jakiś cud i nie wyjdzie za Roberta...Jej rodzice...Nie mam do nich słów. Córka jest chora, a dla nich najważniejsze jest tylko to, żeby wyszła za Roberta. Nie mam słów do nich. Bartek skoro tęsknisz to się ogarnij do cholery i walcz! Boże, faceci -.-
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem, że trochę zajęło mi datarcie tutaj, ale mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone ;*
    Nie dziwię się Cecylii, że wychodzi za Roebrta, bo każdy za cenę własnego życia byłby zrobić dużo, nawet wyjść za niekochanego przez siebie mężczyznę. Teraz dopiero Kurka wzięło na sentymenty? Trochę za późno stary, choć cały czas mam wrażenie, że Cecylia poraz drugi ucieknie dla niego sprzed ołtarza. Nie wiem, może się mylę...
    Daga już wie, że nie była osamotniona w procesie zdrady, bo jej mąż nie ustępował jej na krok i sam się zajął układaniem na nowo swojego życia. Tylko trochę mi się nie podoba to, że chce jej zabrać Oliwiera, bo tak na dobrą sprawę, to nie ma ku temu podstaw. No, ale może brunetka czymś nas tu jeszcze zaskoczy...
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń