Łączna liczba wyświetleń

31 gru 2010

#24# Życie składa się z krótkich chwil


- Ooo! Serio obciąłeś głowę?  - śmiała się blondynka.
- No tak. To była ulubiona lalka mojej kuzynki. Ale mi się dostało.
- Ty biedaku. Tak myślałam, że byłeś niezłym psotnikiem.
- Skąd? – spytał zaskoczony brunet.
- Widać to po tobie. Zresztą żarty dalej się ciebie trzymają.
- Oj, no trzeba się cieszyć, a nie wieczna stypa. Chłopaki atrakcję mają.
- Gdzie ty Misiek byłeś, gdy ja wolna byłam? – zażartowała.
- A no gdzieś sobie dreptałem. A co? Chciałabyś takiego wariata jak ja?
- Pewnie. Ty jesteś jedyny w swoim rodzaju.
- Bo się zarumienię. A gdzie ty byłaś, jak ja kawalerem byłem, co?
- No jakoś się nie spotkaliśmy. A mogłoby być ciekawie – mruknęła.
- Oj tak. Ale wszystko można nadrobić. Dałabyś się złapać na moje śliczne oczka? – uśmiechnął się przebiegle.
- Może, może… Jakbyś odpowiednio zagaił. Nie ładnie panie Michale wykorzystywać słabość kobiet do pana – pogroziła mu.
- O, masz do mnie słabość? Dobrze wiedzieć – zatarł ręce.
- Ej, ej! Bez takich numerów! Wcale nie mam – oburzyła się blondynka.
- Nie złość się, to nic złego. Nie twoja wina, że jestem taki pociągający – zachichotał.
- O ty! No nie moja. Zamiast w kolejce po urodę, mogłeś stanąć po rozum.
- Ależ ja bardzo mądry jestem.
- I skromny.
- Skąd wiedziałaś? Widzę, że ty też mądra.
- Tak, tak. Oj wybacz, wrócił mój narzeczony. Musimy kończyć. Do jutra.
- Dobrze. Papa. Buziaki – przesłał jej całusa.
                Zamknęła laptopa. Sama nie wiedziała, czemu nie przyznała się do nowej znajomości. Minęło trochę czasu, a nadal to był jej mały sekret. Czy robiła coś złego? Chyba nie…

<><><> 

                Zbliżały się półfinały. Skra kontra Resovia i Jastrzębie z Zaksą. Bartek chodził cały zdenerwowany. Coś tam mruczał do siebie. Nie mogłam go pojąć. Przecież taka postawa do niczego nie prowadzi. Parę dni temu dostałam bukiet kwiatów. Myślałam, że to od Kurka, bo na bileciku napisano: Jesteśmy sobie przeznaczeni. Już miałam mu podziękować, gdy przyszła kolejna przesyłka. Biały miś z karteczką: Jesteś tylko moja. Roześmiałam się na cały głos. Też ma pomysły. Postanowiłam, że przetrzymam go w niepewności. Jednak gdy nie zdradzał po sobie jakichkolwiek oznak ciekawości czy niepewności, zaczęłam się zastanawiać. Odpowiedź przyszła kolejnego dnia i następnego i następnego. Codziennie po otwarciu drzwi czekały na mnie to czekoladki, to róża, to biżuteria. „Nigdy się nie poddam”, „Odzyskam cię” i „Kocham cię nadal” mówiły same za siebie…
                To nie mój chłopak był adresatem wszystkich tych podarków. Wiedziałam kto. Przestraszyłam się nie na żarty. Bo skoro on tu się kręci, to zawsze może mnie najść albo napaść gdzieś. Nie chciałam nic mówić Bartkowi, żeby się nie denerwował. Wystarczająco się zadręczał meczami. Wszystko wrzucałam do kartonu na dnie szafy i skrzętnie zakrywałam. Żeby mu się tylko tam nie zachciało ryć…
                Przyznaje, stałam się rozdrażniona. Ta konspiracja, podchody mi wale nie służyły. Częściej płakałam, przeważnie wieczorami, żeby on nie słyszał i nie widział. Wszystko wokół mnie denerwowało. Nawet on… PO prostu już nie miałam do niego siły. Na ciągłe pocieszanie, głaskanie, mówienie, że będzie dobrze i tak dalej. Jestem tylko człowiekiem i chyba sięgnęłam granic cierpliwości. Gdy emocje we mnie buzowały i sięgały zenitu, zdarzało mi się po prostu na niego krzyczeć. Wybuchała kłótnia, potem ja wybiegałam i zamykałam się w łazience, on sterczał pod drzwiami i przepraszał, a to przecież była moja wina… Moja bardzo wielka wina…

<><><> 

                Wysiadła z pociągu w Kędzierzynie. Nikt nie wiedział, że przyjeżdża a tym bardziej on. Chciała mu zrobić niespodziankę. Była przed halą przed nimi i cierpliwie czekała. Niebawem pojawił się autokar. Powoli wynurzali się z niego chłopacy. Lekko odchrząknęła, gdy zajęli się wyjmowaniem bagaży.
- Cześć Anetko – wszyscy rzucili się ją przywitać. Grzegorz zorientował się w sprawie ostatni.
- Ale jaka Anetka? – popatrzył zdezorientowany. Dopiero potem zobaczył tłum siatkarzy obściskujących jakąś dziewczynę. – Kogo tam dorwaliście? – podszedł bliżej.
- Dzień dobry Grzesiu – usłyszał znajomy głos. Chłopaki rozstąpili się, ukazując drobną blondynkę.
- O matko.. – zatkało go. – A co ty tu robisz?
- Przyjechałam kibicować Jastrzębiu. No i jakiemuś Łomaczowi, znacie takiego? – udawała głupią.
- Zaraz ci przypomnę – przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Gregor, co tu się dzieje? – usłyszeli włoskie zapytanie. Trener stał i patrzył zdumiony.
- Eee… Nic takiego trenerze. To moja dziewczyna, Aneta. Kochanie, to nasz trener, Roberto – przedstawił ich sobie. Mężczyzna ucałował jej dłoń. Aneta lekko się zarumieniła. – Niech mi trener nie podrywa dziewczyny!
- Oj tam. Nie denerwuj się. Gdzie by ona na takiego starca poleciała – uśmiechnął się.
- Nie jest pan taki stary. Do tego szarmancki, przystojny i z klasą – wtraciła blondynka, a z każdym jej słowem Grzesiek czerwieniał z zazdrości.
- Ja mu tego nie przetłumaczę! – zawarczał.
- Ale ja mogę na angielski – wyrwał się Igor. Santili po wysłuchaniu, rozpromienił się i poweselał.
- No, to chłopcy na salę i rozgrzeweczka, a my sobie z Anetką pogawędzimy trochę – wziął ją pod rękę i mrugnął porozumiewawczo.
- Angielski może być? – spytał.
- Of course – roześmiała się i odeszli.
Brunet stał w miejscu, a para szła mu nosem i uszami.
- No co za… bufon! Przecież, przecież… przecież…
- Spokojnie Grześ, bo się zapowietrzysz – poklepał go Patryk.
- Przecież… on mi ukradł dziewczynę… - nagle posmutniał.
- Tylko żartowali. Nie raz ją jeszcze dopieścisz – zaśmiali się wszyscy.

<><><> 

Usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Czyli już wrócił. Po chwili pojawił się w progu kuchni.
- Celciu?
- Tak? - odparłam z ustami pełnymi śledzia, sięgając po ogórka i zanurzając go w nutelli.
- Wiesz tak sobie myślę, że...
- Co?
- No bo ty jesz to wszystko, krzyczysz na mnie, potem płaczesz.
- I co w związku z tym?
- A może ty...
- Co do cholery? – odparłam zirytowana. Od kiedy on się wysłowić nie umie?
- Może jesteś w ciąży?
- Czyś ty Bartek oszalał??!! – wyplułam całą zawartość buzi na blat stołu.
- Ale Celi, ja tylko pytam, wiesz kojarzę pewne fakty…
- A co? Nie chcesz być tatusiem? – zmieniłam front.
- Wiesz, może niekoniecznie teraz…
- Trzeba było myśleć zanim mi wsadziłeś… Kurde, Kurek co ty robiłeś na biologii?
- Wiesz, zawsze wtedy takie ładne chmury za oknem były. No żartuję.
- Najpierw się bzykasz, a potem sie zastanawiasz co z tego wyszło? No gratulacje.
 - Sama tego chciałaś!
- Oczywiście! Teraz wszystko na mnie!
- Jakbyś nie chciała, nic złego bym ci nie zrobił!
- Aha, na pewno. Bo ci uwierzę. Nie powstrzymałbyś się.
- Jedno twoje słowo.
- Phi. A krowy latają – prychnęłam i odwróciłam się w stronę okna.
- Przestań! – spojrzał na mnie poważnie.
- Nie musisz się poczuwać do tego dziecka, sama je wychowam.
- Nie wygaduj bzdur. To jasne, że zajmiemy się nim razem.
- Jaki miłosierny samarytanin. Wzruszyłam się. – rzuciłam i wyszłam z kuchni, biegnąc do pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem.
- Odczep się! – wrzasnęłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą i cokolwiek by się nie działo zostanę. Dziecko to nie apokalipsa.
- Nic nie rozumiesz. – powiedziałam przez płacz.
- To może dasz mi szansę zrozumieć? – spytał.
- Dobrze. Naciśnij klamkę.
Zrobił co kazałam i po chwili usiadł obok mnie. Zaczął gładzić moje włosy.
- Celuś, co się dzieje?
- Nie ma żadnego dziecka… - szepnęłam.
- Tak? W takim razie czemu płaczesz?
- Widzisz? Wiedziałam, że lepiej będzie jak stąd wyjadę.
- Co ty wygadujesz. Dowiem się wreszcie prawdy? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Objawy jakie mają kobiety w ciąży, to u mnie codzienność.
- Czyli?
- Zawsze jadłam dziwne rzeczy. Nastroje zmieniają mi się kilka razy na dzień. A wieczorny płacz, to mój rytuał – ponowna fala łez zalała mi twarz.
- Skarbie, nie płacz już. Nie ma powodu.
- Jak to nie? Sam widzisz jaka jestem. Nie możesz być z kimś takim. Nadaję się do wariatkowa, wiem. Spakuję swoje rzeczy i jutro wyjadę.
- O nie! Nie pozwalam! Nie teraz, gdy już cię pokochałem.
- Muszę dbać o twoje dobro. Znajdź sobie kogoś normalnego.
- Chcę ciebie. Chcę moją Cecylkę! Z wszystkimi jej humorami, zwyczajami i problemami.
- Nie piłeś niczego? – spojrzałam na niego spod rzęs.
- Mówię to co czuję. Jesteś w moim sercu. Nie zmieniaj się, bo jesteś piękna taka jaka jesteś.
- Nie przesłyszałam się?
- Mogę to powtarzać do upadłego. Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię! – wrzeszczał na całe mieszkanie a może i blok.
Pierwszy raz mężczyzna mi coś takiego powiedział. Najdziwniejsze było to, że mu wierzyłam.
- Przytul mnie – wyszeptałam skulona pod kołdrą. Nie czekałam długo, kiedy poczułam jak oplata mnie swoimi ramionami. Promieniowało od niego ciepło, którego przecież potrzebowałam. Kołysaliśmy się w przód i w tył. Za jego sprawą ogarnął mnie błogi spokój. Wszystkie problemy i troski gdzieś się ulotniły.
- Już lepiej? – spytał, gładząc mój policzek.
- Tak. Zostaniesz ze mną na noc?
- Przecież zawsze jestem.
- A… No tak… Wybacz… - nie wiedziałam co mówię.
- Spokojnie. O nic się nie martw. Tylko mi zaufaj.
- Ufam ci Bartek. I jeszcze jedno… Kocham cię – dodałam cichutko, mocniej się w niego wtulając.
- Dziękuję za te dwa najpiękniejsze słowa. Dużo to dla mnie znaczy, wiesz?
- Dla mnie też. Musisz mnie wszystkiego o miłości nauczyć.
- Razem się nauczymy – ucałował moje czoło. – Ja skoczę pod prysznic i przygotuję ci kąpiel, co ty na to?
- Jestem za. Poczekam.
- Postaram się jak najszybciej. – pobiegł i już go nie było.
Za 20 minut przyszedł po mnie i zaprowadził do łazienki. Wannę po brzegi wypełniała piana, a dookoła stało kilka malutkich aromatycznych świeczek.
- Nie śpiesz się. Czekam w pokoju. – zamknął za sobą drzwi. Ja zrzuciłam z siebie rzeczy i weszłam do wody. Siedziałam tam tak długo, aż woda ostygła. Tego było mi trzeba. Wysuszyłam się i założyłam do spania moją koszulkę XXXL i spodenki.
                Bartek leżał na łóżku podparty na poduszkach i nad czymś myślał.
- Już jestem - odparłam. Usiadłam na brzegu i patrzyłam na niego. On odwrócił głowę w moją stronę. W jego oczach zobaczyłam zaskoczenie i jednocześnie nutkę pożądania.
- Zawsze tak ponętnie wyglądasz po kąpieli?
- Oj, nie masz dość wrażeń na dzisiaj?
- Mówię, co widzę. – cały czas czułam jego wzrok na sobie. Lekko się pochyliłam, co spowodowało, że koszulka mi się przekrzywiła i odsłoniła ramię.
- Celuś! Nie prowokuj mnie! – krzyknął, ledwo co panując nad emocjami.
- Ja? Ciebie? – spojrzałam zdezorientowana w jego stronę.
- A co tam. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę – odparł i rzucił się na mnie.


<><><><><><><><><><><><><><><><><>

No to wypijcie za moje zdrowie.
17 lat temu, podobno o 15.45, zaczęłam się drzeć,podobno niesamowicie.
Z dedykacją i podziękowaniem
za życzenia od was :*:*:*

Stara dupa jestem, nie? ;P

19 gru 2010

#23# „Sztuką jest to dobrze rozegrać”


                Dni mijały. Z dni zrobiły się tygodnie. Nie czułam tego upływającego czasu. Po raz pierwszy w życiu czułam się tak naprawdę szczęśliwa. Kochana i zabiegana. Bartek pozwolił mi na studia, nawet nalegał żebym kontynuowała edukację.
- Wiesz kochanie, ktoś musi być mądry w tym związku, a że ja wziąłem na siebie rolę głupka…
- Bartek! Przestań! Nie pozwalam ci tak mówić. Mam inteligentnego i mądrego faceta – cmoknęłam do w policzek.
- Tylko tak mówisz…
- Matko, co ja z tobą mam… Nie związałabym się z tobą, gdybyś był głupkiem, rozumiesz? – spojrzałam mu w oczy.
- To dobrze. Przekonałaś mnie.
- Więc nie chce więcej słyszeć podobnych bzdur, dobrze?
- Jak łabądek rozkaże – uśmiechnął się szeroko.
- Oj ty łabądku – potarmosiłam mu włosy.
                W Pluslidze nadszedł czas play-offów. Przez wszystkie drużyny wyczekiwany. Szczęśliwy dla tych, którym udało się załapać. Szczęśliwy także dla Skry, której przypadł w pierwszej rundzie Pamapol Siatkarz Wieluń. Jastrzębie konkurowało z Delectą, Częstochowa z Rzeszowem a Kędzierzyn z Olsztynem.
                Dziewczyny rozjechały mi się po Polsce, chłopcy je uwiedli i skończyło się wspólne kibicowanie Skrze. Aneta dopingowała „pomarańczki”, Dorota oczywiście Domex i tylko Jusia nie miała faworyta. Nic nie mówiła, ale ja wiem, że to dlatego, iż Zbyszek w Pluslidze nie grał. Cały ich związek owiany był tajemnicą. Skoro Justyna nie chciała o tym opowiadać, to znaczyło, że jednak coś jest na rzeczy. Spokojnie, kiedyś wszystko mi wyśpiewa a teraz niech siedzi w tej Warszawie.
                Z Bartka była ostatnio żywa kula energetyczna. Skakał, śpiewał, tupał. Chłopacy mówili, że ponoć na treningach też rozpiera go energia. Ja nie wiem, skąd on ją bierze.
- Od ciebie kochanie – wypalił kiedyś, gdy spytałam.
- Czyli jesteś wampirem energetycznym. To już wiem, czemu ostatnio się taka wypruta czuję.
- Oj nie o to chodzi! Dzięki tobie jestem taki radosny. Przebywanie z tobą działa niesłychanie. Źle się czujesz?
- To wszystko bardzo miłe, co mówisz. – cmoknęłam go. – No tak jakoś.
- Może moja bogini położy się do łóżka zamiast biegać za mną z meczu na mecz. Teraz mam wyrzuty sumienia.
- Niepotrzebnie łabądku. Wiesz, że uwielbiam mecze. Nie odbieraj mi radości patrzenia na ciebie w akcji na żywo.
- Teraz też jestem żywy. A akcję mogę zrobić.
- Ciekawe jaką?
- Tą co mi najlepiej wychodzi – wymruczał mi do ucha.
- Przykro mi, ale masz za pół godziny trening.
- Kochanie, przez pół godziny to byśmy 10 razy zdążyli – cwano się uśmiechnął.
- Nie przeceniasz się? Taki pewny jesteś?
- Możemy się przekonać – zaczął mnie gładzić rękami po plecach.
- Oj Bartoszu, co ty masz w tej głowie? – zaśmiałam się.
- Cecylia mi tam siedzi i kompletnie oszalałem z miłości.
- Ty słodziaku ty – pogłaskałam go po głowie.
- Lubię to -  zaczął się łasić.
- No, Bartoszku-Pieszczoszku, musisz iść trenować, żebyś mi się ładnie prezentował.
- Ja zawsze się ładnie prezentuje – napuszył się.
- O gę mi chodzi, matołku. Wolałabym żebyś lepiej grał niż wyglądał.
- Ale przecież ja doskonale łączę te dwie prawy. Ja mistrzu.
- Idź, idź Mistrzu – nagnałam go do wyjścia.

<><><> 

Bardzo się niecierpliwiła. Już jakiś czas nie widziała się z brunetem. Źle na nią wpłynęła ta rozłąka, musiała przyznać. Chciała go obok. Tymczasem on raczył ją listami, przesyłkami-niespodziankami i miłymi smsami. Wszystko to przyprawiało ją o uśmiech na twarzy i ciepło w sercu. Zaczął się zachowywać jak gdyby dopiero się poznali. Czuła się zabiegana, adorowana. Nie było dnia bez niespodzianki od niego.
                Wczoraj, gdy weszła na salę wykładową, nad jednym z miejsc kłębił się tłum dziewczyn.
- Co tam laski macie ciekawego? Gołego faceta? – zażartowała.
- Tu jest coś dla ciebie… - rozstąpiły się a brunetka ujrzała pudło pokaźnych rozmiarów.
- Jest liścik, przeczytaj! – podsunęły jej kartkę pod nos.
- „Skoro to czytasz, to znaczy, że nie pomyliłem sal i że prezent trafił do ciebie. Nie złość się na mnie, chciałem ci zrobić niespodziankę. Proszę w niej czekać jutro o 19.00. Przyjadę po ciebie.
Twój Zbysio-Pysio” – odczytała na głos.
- Uuu… No Jusia, zaszalałaś – rozległy się komentarze.
- Nie pochwaliłaś się, że masz jakiegoś faceta.
- Bo nie było czym… - mruknęła.
- Jak to nie? Nieźle go zbałamuciłaś, że ci takie pudło przysłał. Weź no otwórz w końcu!
Ostrożnie dotknęła wieka i powoli je zdjęła.
- Aaaach.. – wyrwało się zgromadzonym.
W środku bowiem spoczywała prześliczna granatowa suknia. Justyna delikatnie wzięła ją w dłonie i rozwinęła. Materiał sięgał jej za kolana. Kreacja miała wiązanie wokół szyi, subtelny lekko fantazyjny dekolt i wycięte plecy, jednak w to miejsce wszyto kawałek koronki.
- Osz w morde! Żeby mi mój taką kupił to bym chyba oszalała. Za grosz gustu nie ma. A tu proszę, pan Zbigniew zna się na modzie i na kobietach. Jusia, ale ci się trafiło.
- jak kulą w płot chyba, głupek jeden – zaśmiała się.
- No przestań. Stara się facet. Kiecke kupuje, na kolację zaprasza.
- Tak, tak. Nie wiem, co ten orangutan knuje.
- Kocha cię i tyle.
- On i miłość? Oj bo zwątpię – zakpiła.
- A jak to wszystko wytłumaczysz?
- Czego się nie robi, żeby podupczyć – westchnęła brunetka.
- Aaa… Czyli celibat dostał?
- Tak. A teraz cyrki odstawia. Zobaczymy, co wymyślił.

<><><> 

                Skra zapewniła sobie miejsce w półfinale trzema zwycięstwami 3:0 nad Pamapolem. Ku rozpaczy Dorci, Resovia odprawiła z kwitkiem AZS z Częstochowy, który jedynie w drugim meczu się postawił i doprowadził do ti-breaka, lecz go nie wygrał. O jedno spotkanie dłużej trwał bój Jastrzębskiego Węgla z Delectą. Śląski klub wygrał dwa razy 3:1, lecz w 3 meczu, na wyjeździe, przegrał 0:3. Pamiętam zdenerwowany telefon Anety. „Pomarańcze” wzięły się w sobie i na drugi dzień zwyciężyły 3:1.
                W półfinałach nastąpiło starcie PGE Skra Bełchatów – Asseco Resovia Rzeszów i Jastrzębski Węgiel – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Cóż, Bełchatowianie zapowiadali odwet za Puchar Polski. Z kolei Rzeszowianie chcieli ponownie pokonać rywala. Rywalizacja Jastrzębian z Kędzierzynianami też zapowiadała się ciekawie…
- Celuś, a co będzie jak przegramy? Już raz w tym roku nas wyrzucili z ważnych rozgrywek… - lamentował mi Bartek nad uchem.
- Łabądku, nie panikuj. Jak tak będziesz podchodził do sprawy, to możesz wcale nie wychodzić na boisko. Potraficie z nimi grać i wygrywać, więc o co ten lament? Trochę wiary w siebie.
- Nie lubię jak na mnie krzyczysz – posmutniał.
- Nie krzyczę, tylko próbuję przemówić do rozsądku. Nie wygaduj głupot, to będzie dobrze.
- Wierzysz we mnie bardziej niż ja sam…
- Bo cię znam. Powinieneś mieć poczucie własnej wartości i umiejętności. Pokochałam takiego Bartka i proszę mi się na gorsze zmieniać.
- No to mam motywację. Postaram się, żebyś miała powód do dumy.
- Zawsze mam, gdy jesteś obok.
- Wiesz Celi, że cię mooocno kocham?
- Jak mocno? - droczyłam się.
- Tak – przyciągnął mnie do siebie. Patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał się wedrzeć do środka mojej głowy.
- Dlaczego tak patrzysz?
- Bo uwielbiam. Masz niesamowite oczy. Z bliska są fenomenalne. Ciekawsze niż niejeden obraz. Nigdy nie mogę się napatrzeć do woli.
- Kochany, pozwalam ci patrzeć kiedy chcesz.
- Spokojnie, mam całe życie na ich dokładne poznanie – delikatnie palcami przymknął mi powieki, po czym każdą ucałował. Potem poczułam jego wargi na nosie i wreszcie na ustach. Był taki ostrożny i subtelny, jak gdyby to był nasz pierwszy pocałunek, jakbyśmy oboje pierwszy raz to robili. Muśnięcia niczym lekki wietrzyk. Nigdzie się nie spieszyliśmy. Byliśmy tylko my. Powoli smakowaliśmy swoich ust. Poznawaliśmy od nowa każdy ich kącik. Odważyliśmy się trochę bardziej w to zagłębić. Odrobinkę zachłanniej dawaliśmy i braliśmy pocałunki.
- To było niesamowite… - szepnęła, gdy skończyliśmy. Dotknęłam palcami ust, na których jeszcze czułam jego smak. Bartek ujął w dłoń mój policzek i kciukiem masował zarys warg.
- Wiem.. Nie wiedziałem, że to takie przyjemne…
- Mówisz jakbyś mnie nie całował.
- Ależ oczywiście, że cię całowałem, ale teraz to delektowałem się smakiem.
- Dobrze, dobrze, kombinatorze.
- Jest jeszcze tyle przyjemności, których nie zaznaliśmy – westchnął.
- Tobie tylko przyjemności w głowie – szturchnęłam go.
- Tylko, gdy jestem przy tobie, kochanie.

<><><> 

                Siedziała sfrustrowana na wykładzie. Kompletnie jej nie interesował i nie docierały do niej słowa profesora. Koniec wcale się nie zbliżał. Pogrążyła się w myślach.
                No jak on mógł? Po prostu brak słów. Kiedyś wysłałaby teraz smsa i by przyjechał i miło spędziliby wieczór i noc. A teraz? Bawi się w prawiczka. Doskonale pamięta tamten wieczór…
                Jakoś dotaszczyła do domu to pudło i usiadła nas nim w zamyśleniu. Spoglądała na fantastyczną kreację i zastanawiała się co powinna zrobić. W końcu wydał na nią sporo kasy, pofatygował się na uczelnię i zaprosił na kolację. Chyba głupio byłoby odmówić?
                Nie oparła się pokusie i przymierzyła suknię. Pasowała idealnie. Skąd on znał jej rozmiar? Brunetka wpatrywała się w swoje odbicie i nie mogła uwierzyć, że to ona. Tak bardzo jedna rzecz zmieniła jej wygląd. A nie… Było jeszcze coś. W jej oczach błyszczały iskierki. Chyba już nie będzie w stanie się przebrać…
- Słuchaj Celi, mogłabyś mi coś doradzić?
- Ale o co chodzi kochanie?
- Co mam zrobić z włosami?
- W jakim sensie?
- No bo… Idę na kolację do restauracji..
- Ze Zbyszkiem? To cudownie!
- Doradzisz mi?
- Oczywiście. Skoro tak się przejmujesz, to ci zależy.
- Nie prawda! – zaprotestowała.
- Tak, tak. Mnie nie oszukasz. Nie ma mnie przy tobie, ale i tak wyszykujemy cię na bóstwo.
                Nerwowo przemierzała salon z jednego końca na drugi. Było już za 10 a on się nie pojawiał. Mógłby jej oszczędzić nerwów. Co chwilę poprawiała suknię i fryzur. Wraz z ostatnim wybiciem 19, usłyszała dzwonek do drzwi. Zarzuciła płaszcz i otworzyła.
- Witaj, gotowa?
- Tak, możemy iść.
- Cieszę się, że się zgodziłaś.
                Gdy otworzył przed nią drzwi lokalu, otoczyło ich ciepłe powietrze i aromatyczny zapach potraw. Pomógł jej ściągnąć okrycie.
- Justyno, wyglądasz przepięknie. Podoba się suknie?
- Dziękuję, masz dobry gust. Ty też się przyzwoicie prezentujesz.
Musiała przyznać, że jej ciśnienie skoczyło na widok Zbyszka w garniturze.
- I tak to ty jesteś piękniejsza – czarował ją swoim uśmiechem.
- Zapraszam państwa do stolika – obok nich pojawił się kelner.
                Wracali pieszo, podziwiając gwieździste niebo nad nimi. Noc była nadzwyczaj ciepła. Brunet delikatnie chwycił dłoń dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Dziękuję ci za wspaniały wieczór.
- To raczej ja powinnam podziękować tobie. Tyle się napracowałeś.
- Warto było dla cudownych wspomnień.
- Zrobiłeś to tak bez okazji?
- Nie. Z okazji naszego ponownego spotkania.
- Jesteś niemożliwy – zaśmiała się. – Chyba nie będziesz tak robił przy każdym naszym spotkaniu?
- A chciałabyś?
- No co ty. Było fantastycznie, ale zostawmy sobie takie wyjścia na specjalne okazje.
- Czyli rozpatrujesz możliwość kolejnych randek ze mną?
- A to była randka?
- Jak najbardziej – przystanęli pod jej blokiem. Lekko pochylił się i pocałował ją w policzek. – Dobranoc piękna Jusiu.
- Nie wejdziesz?
Była przekonana, że urządził ten cyrk, żeby ponownie się z nią przespać, a tymczasem chce już odejść?
- Odprowadź mnie chociaż pod drzwi. A co jeśli jakiś zbir kryje się na klatce schodowej? – znalazła pretekst.
- Dobrze. Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało.
Z zaskoczenia wziął ją na ręce i wniósł po schodach.
- Zbyszek, wariacie. Postaw mnie na ziemię.
- O, proszę i już. Zostałeś bezpiecznie eskortowana.
- Dziękuję. Zasłużyłeś na nagrodę – podeszła i musnęła jego usta.
- Mmm.. Podoba mi się taka nagroda – mruknął.
- A może eskortujesz mnie też bezpiecznie do łóżka?
- Nie, tyle już sobie poradzisz.
- Oj, przecież wiem, że tego chcesz – rzuciła się na niego i zaczęła całować.
- Jusia.. Przecież…
- Pamiętam, co mówiłam, ale teraz to ja tego chcę.
- Przykro mi kochanie, ja zawsze dotrzymuję umowy. Zrobimy to ponownie albo z miłości albo wcale – ucałował jej czoło i odszedł.


<><><><><><><><><><><><><>

Chyba szybciej się uwinęłam niż ostatnio, co nie? Ale i tak musiałyście czekać. Przepraszam ;*

Z dedykacją dla
Jusi -> proszę, nie zabijaj mnie za końcówkę. Samo mi się napisało ;p ale przyznasz że uroczy jest ^^
Dorotki -> bo jojczyła i męczyła mnie o ten odcinek i na moim drugim blogu. Doczekałaś się :*
Ciotki Prezeski Asieńki -> bo nie kazała mi kończyć i chce jej się to czytać :)
Karolci -> bo w jojczeniu przeszła samą siebie. Nie podskakuj mała ;p

30 lis 2010

#22# By wybrnąć z sytuacji właściwie


                Gdy stanęli na klatce schodowej, pojawił się dylemat. A raczej zrodziła się kłótnia. U którego Dorota miała się zatrzymać?
- Dobra, na razie chodźcie do mnie. Zjemy coś – zadecydował Andrzej.

- Chyba najlepiej będzie jak dzisiaj zostanie u mnie, a na jutro się przeniesie do ciebie, pasuje? – brunet proponował przy posiłku.
- Niech ci będzie – przystał na to Krzysiek. Nic lepszego nie wymyślą.
                W końcu blondyn poszedł do siebie, a brunetka zaczęła się szykować do spania.
- Masz piżamkę czy ci coś pożyczyć?
- Mam, poradzę sobie – zaczęła wkładać koszulkę.
- Tam będziesz się ubierać, to zbędne – podszedł do niej od tyłu i przytrzymał dłonie.
- Wronka, co ty robisz? Daj mi się ubrać – zaśmiała się nerwowo.
- I tak cię rozbiorę, więc oszczędź mi fatygi.
- Ale my nie możemy.. A Krzysiek… - zdezorientowana szukała tłumaczeń.
- Widzisz go gdzieś tu? Jesteśmy ja i ty. Nie mów, że na ciebie nie działam.
- Działasz – pogładziła go po policzku.
- Ty na mnie też – zbliżył się, by ją pocałować.
- Ale głupio mi wobec Wierzby…
- Na niego też działasz. Zrobiłby to samo na moim miejscu.
- Tak uważasz?
- Przy tobie nie można stać bezczynnie – przeszywał ją tymi zielonymi oczyma, aż miała dreszcze.
- Chcę mieć miłe wspomnienia z Częstochowy – mruknęła.
- Będą baaaardzo miłe – w końcu musnął jej usta. Odpędziła od siebie wszelkie wątpliwości. Przecież miała na niego ochotę. Gospodarzowi się nie odmawia.
- Wiesz, że byłam ciekawa, jak to zrobimy w trójkę? – szepnęła między pieszczotami.
- Na razie nie jestem na to gotowy Musimy działać stopniowo, najpierw we dwójkę podziałajmy, a potem zastanowimy się nad trójką, dobrze? – spytał, biorąc ją na ręce  kładąc na łóżku. Pozbył się jej stanika i całował nagie ciało partnerki.
- Och, bardzo dobrze – jęknęła. Nie wiadomo, czy to w odpowiedzi na jego pytanie, czy w efekcie na jego poczynania. Dążyli do tego samego, toteż wspólnie coraz szybciej zbliżali się do celu. Nadzy, splecieni ze sobą i oplątani kołdrą przewracali się po łóżku.
- W porządku Dorciu? – chłopak uważnie spojrzał jej w oczy. Widziała w nich pożądanie i iskry. Sama ledwo wytrzymywała.
- Nie znęcaj się tak nade mną i użyj wreszcie ogona Wronko.
- Uważaj na słowa – szepnął i niespodziewanie wykonał pierwsze pchnięcie. Po mieszkaniu rozległ się krzyk brunetki. Podobało mi się to, więc dawał z siebie wszystko, a jej krzyki i jęki go motywowały. Dorota przyjmowała każdy jego ruch. Nie kryła emocji, targających nią całą. W tak morderczym tempie dotarli na szczyt.
- No to całkiem nieźle władasz ogonem – pocałowała go na dobranoc. Zasnęła tuż obok niego, lecz szybko się obudziła. Była zbytnio pobudzona. Spojrzała w bok. Andrzej spał smacznie. A ona? Rozochocił ją, a ona nie chciała go budzić. Po głębokim namyśle już wiedziała co zrobić. Znalazła rozwiązanie na wcześniejsze rozterki. Delikatnie wstała z łóżka i pozbierała swoje rzeczy.

<><><> 

                Cały wieczór trzęsła się ze śmiechu. W towarzystwie Grzegorza to było nieuniknione. Sypał żartami jak z rękawa.
- Matko, skąd ty bierzesz te dowcipy? Zaraz pęknę ze śmiechu.
- Taki już się urodziłem. Przestanę, bo chce mieć dziewczynę w całości – cmoknął ją w policzek.
- Jakiś ty kochany.
- No ba, muszę o ciebie dbać, żebyś mi nie uciekła.
- Na razie nie zamierzam. Dobrze mi z tobą – wtuliła się w niego, pomrukując z zadowolenia. Zaskoczony siatkarz lekko się zawstydził, ale po chwili objął ją rękami.
- Widzę, że ci bardzo wygodnie, ale lepiej będzie w łóżku. Chodź, utulę cię do snu.
- A mogę spać w mojej nowej koszulce? – spojrzała na niego słodko.
- Pewnie, jak ci wygodnie.
- Bardzo. No i potrzebuję jeszcze czegoś do przytulenia… - zastanawiała się.
- Masz Grzesia – wypiął pierś do przodu.

<><><> 

                Wymknęła się z mieszkania i zapukała do drzwi na wprost. Otworzył jej chłopak z nieładem na głowie i zaspanym spojrzeniem.
- Doris? Co ty tu robisz?
- No wiesz, już jest „jutro” – wskazała na wskazówki zegara które przekroczyły północ. – Teraz jestem u ciebie.
- Spoko. Zawsze byłaś szalona. Zaraz ci odstąpię łóżko, tylko sobie kanapę pościelę, moment – zaczął się szamotać z pościelą.
- Naprawdę zamierzasz spać w salonie? – spytała z niedowierzaniem.
- No tak, dla pięknego gościa służę moim łóżkiem, wygodne jest. Zapraszam – wprowadził ją do sypialni.
- Och Krzyś, jakiś ty prawy i porządny – rozczuliła się nad nim. Podeszła bliżej, by spojrzeć na niego z bliska.
- Coś nie tak?
- Kręcisz mnie taki.
Lewą dłoń zacisnęła mu na pośladku a prawą zanurzyła w blond włosach chłopaka i pocałowała namiętnie.
- Och… Dorcia… Ale..
- Ciii – przytknęła palec do jego ust. – Ta noc jest nasza. Mamy czas do rana. Naprawdę chce ci się jeszcze spać? – spytała, zrzucając z siebie koszulkę.
- O kurcze… - wydusił z siebie siatkarz, wlepiając oczy w ciało brunetki.
- Widzę, że będę musiała cię rozkręcić – mruknęła i pchnęła go na łóżko. Tam usiadła na nim okrakiem i zdejmowała z niego ubrania.
- Wiesz co robisz? – rzucił jej niepewne spojrzenie.
- Ja jestem naga, ty jesteś nagi. Niby na co mam ochotę? Na słodkiego, niewinnego Wierzbowskiego. Dobrze, że chociaż sprzęt masz.
- Przepraszam bardzo, ale jestem mężczyzną i mam co potrzeba.
- Widzę, widzę. Sprawdźmy jak działa – jej lubieżne spojrzenie mówiło wszystko. Leżał poddany całkowicie woli Doroty, a tymczasem ona używała sobie do woli, poruszając biodrami. Pojękiwała przeciągle. Patrzył na nią, podniecił go jej widok. Tak bardzo, że zdecydował się odwrócić sytuację. Teraz to jego biodra nadawały tempo.
- Niegrzeczny chłopiec. Bardzo, bardzo niegrzeczny – mruczała brunetka. Rozbudziła w nim niesamowitego kochanka. Innego niż Andrzej. Krzysztof był namiętny, zmysłowy, delikatny. W końcu takiego, go sobie wyobrażała. Wyciągnął z niej resztki energii. Spożytkowała ją właściwie. Tym razem to ona padła ze zmęczenia.
- Byłeś wspaniały – pocałowała go. No to teraz miała na koncie ich obu. Była na czysto. Wykorzystała ich? Sami tego chcieli. Nie czuła się źle, wręcz przeciwnie. Czuła się wspaniale. Z uśmiechem na ustach odpłynęła w krainę snu.

<><><> 

                Ania szła sobie spokojnie ulicami Londynu. Przed chwilą jej facet pobiegł do pracy. Ona miała dziś wolne. Nagle rozdzwonił się jej telefon.
- Słucham?
- Cześć, tu Michał. Nie wiem czy mnie kojarzysz. Że tak powiem „przenocowałem” cię po wieczorze panieńskim.
- Aaa… Michał Winiarski, tak?
- Dokładnie. Dzwonię, żeby się dowiedzieć czy żyjesz.
- Jak słychać żyję i mam się całkiem dobrze. Miło, że się troszczysz. Od Celi dostałeś numer?
- Tak.. Znaczy się sam sobie od niej wziąłem, bo gdybym poprosił to by to było podejrzane, nieprawdaż?
- Faktycznie. Plotka szybko by się rozniosła.
- Gdzie jesteś? – spytał.
- Jeżeli pytasz po to, by się spotkać, to przykro mi, ale mieszkam w Londynie.
- A co cię tam wywiało?
- Praca, a  zatrzymała miłość…
- Czyli kogoś masz?
- No tak. Jeżeli dobrze kojarzę, to ty też masz, żonę i synka.
- Tak, tak. Olie to takie nasze osobiste słoneczko.
- Domyślam się.
- Wiesz co? Ja już lecę na trening, ale możemy pogadać wieczorem na Skypie.
- Świetny pomysł.

<><><> 

Według zapewnień koleżanek z Klubu Kibica organizacja spotkania z siatkarzami miała nastąpić niebawem. Obiecałam im, że przyjdę. Ale jak to będzie wyglądać? Jak powinnam się zachować? Przecież nie możemy się traktować jak dwoje obcych ludzi! Może i moglibyśmy, ale… Ja bym nie potrafiła. Za daleko to zaszło i teraz nawet jego widok na ekranie wywołuje u mnie uśmiech. Zdecydowanie nie potrafiłabym być obojętna.
- Nad czym tak myślisz Celusiu? – usłyszałam głos Bartka przy uchu.
- Bo widzisz, pojawił się pewien problem, który musimy omówić.
- Coś poważnego?
- Niby nie, ale... Zaważy to na wielu rzeczach.
- Mówisz tak, że zaczynam się bać… - spojrzał na mnie z lekką obawą.
- Dowiedziałam się, że Klub Kibica niedługo organizuje coroczne spotkanie z zawodnikami. I ja tam będę i ty. Co zrobimy? – czekałam w napięciu na jego odpowiedź.
- Jak to co? Przyjdziemy razem. To oczywiste.
- Bartek, pomyśl. Jeżeli pojawimy się razem, wybuchnie sensacja… Chcesz tego?
- A co mnie obchodzi sensacja?! Chcę się pokazać ze swoją dziewczyną jak na normalnego człowieka przystało, a nie udawać. Cecylio, nie zgadzam się na konspirację.
- jesteś pewien? Musimy jakoś taktownie wyjaśnić to w Klubie.
- O nic się nie martw. Będzie dobrze – pocałował mnie w czoło i przytulił.
                Pomagałam właśnie nakrywać do stołu na spotkanie. W domu, znaczy się w mieszkaniu Bartka, zrobiłam kilka sałatek. Dałam jakiś tam wkład od siebie. Panował typowy podział: sprawy kulinarne panie, sprawy techniczne panowie. Sięgałam po sztućce do koszyka i z przerażeniem stwierdziłam, że trzęsą mi się ręce. Nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Cecylia? Wszystko w porządku? – zatroszczyła się Asia.
- Tak, tak. Wiesz, te emocje.
- Rozumiem. Jesteś tu nowa. Nigdy wcześniej nie spotkałaś ich z bliska?
- nie, a tym bardziej na takim nieformalnym spotkaniu. – Oprócz jednego, z którym mieszkam, pomyślałam.
- Naprawdę nie ma się czym przejmować. Traktują nas jak samych swoich. Nie odczuwa się podziału gwiazda-kibic, to raczej jak zjazd dalekiej rodziny – zaśmiała się.
- To są właśnie te sprawy, dla których kocha się sport, prawda?
- Tak Celi, gdy kocha się sport a nie sportowców. – Ojć, a ja jednak jednego kocham, przemknęło mi przez głowę.
- Chyba w Klubie nie ma żadnych napalonych małolat?
- Oczywiście, że nie. Towarzystwo jest selekcjonowane. Nie przyjmujemy byle kogo.
- Całe szczęście – odetchnęłam, a jednocześnie miło mi się zrobiło, że jestem w tym gronie.
- Już są, już są! Dalej wszyscy pod ścianę! – krzyknął ktoś z korytarza. Pozim mojego zdenerwowania wzrósł.
                Cała ekipa weszła do Sali z uśmiechami na ustach. Widać było, że przyszli tu z przyjemności a nie z przymusu. Przyprowadzili swoje rodziny. Dzieci rozbiegły się w stronę balonów, a my zaczęliśmy się serdecznie witać. Radosny gwar wypełnił pomieszczenie. Powoli siadaliśmy do stołu. W tłumie dostrzegłam Bartka, a on uśmiechnął się do mnie szeroko.
                Gdy pozbierano zamówienia na kawę i herbatę, usłyszałam znajomy głos.
- W miarę możliwości, chciałbym żebyście mnie posłuchali. Nie oczekujcie niczego mądrego – roześmiał się a z nim reszta. – Ale skoro tu tak siedzimy sobie i szczerze gadamy, to chciałbym wam coś wyznać. Nie chcę wasz oszukiwać ani niczego zatajać.
- Co tak owijasz w bawełnę Kuraś, wal prosto z mostu – szturchnął go Mariusz.
- Oj, bo to delikatna sprawa. Nie chciałbym jej urazić.
- jej? – spytał zdziwiony Nawrocki. – To mnie zaciekawiłeś.
- A widzi trener? Znalazła się taka, co mnie pokochała! No i ja też ją kocham… I… I chciałbym ją wam przedstawić.
Po Sali poniósł się okrzyk zdziwienia ale i aprobaty.
- No na co czekasz? Tylko gdzie ona jest? Z kapelusza ją wyciągniesz? – ponaglił go Plina.
- Ona jest tutaj z nami.
Zesztywniałam na krześle. Zgromadzeni spoglądali po sobie, a szczególnie lustrowali wszystkie dziewczyny.
- Tylko się ukrywa. Nic wam nie powiedziała, bo nie chciała być inaczej traktowana. Celuś, gdzie jesteś? – zaczął się rozglądać. Próbowałam się schować, ale dziewczyny obok mnie zorientowały się w sytuacji.
- Tutaj jest! – krzyknęły, pokazując na mnie. Bartek wstał i podszedł do mnie. Wszyscy patrzył na nas uważnie. Podał mi dłoń i poprowadził na szczyt stołu.
- Poznajcie Cecylię, moją ukochaną – przygarnął mnie ramieniem do siebie. Na chwilę zapadła cisza, po której zapanowały oklaski i gwizdy siatkarzy.
- Gorzko, gorzko – zaskandował Bąkiewicz, za co zgromiłam go wzrokiem, ale wszyscy podchwycili jego okrzyk, a brunet obok mnie za bardzo się wczuł i pocałował przy wszystkich. Odchylił mnie do tyłu i przedłużał pocałunek ku uciesze zgromadzonych. Gdy przywrócił mnie do pionu, stałam z wzrokiem wbitym w stół i ogniem na policzkach.
- Oj Celuś, nie ma się czego wstydzić. My tu sami swoi. A pamiętasz tą koszulkę, co dostałaś? To się nie chwaląc, jak tą rączką „Cecylka” nad „Kurek” dopisałem. Widzicie? Wyswatałem was – wyszczerzył się Misiek.
- Pewnie, przypisuj sobie. A ja i mój urok osobisty to nic? – zaperzył się Kurek.
- No jakieś 5% całej sprawy – zaśmiał się.
- Chłopcy spokojnie – trener wkroczył do akcji.
- No już dobrze. Usiądźmy, zaraz podadzą jedzenie.
                Wróciłam na swoje miejsce. Nie czułam się komfortowo z tyloma parami oczu utkwionymi we mnie.
- Mogłaś nam powiedzieć, przecież byśmy cię źle nie traktowały.
- Przepraszam… Naprawdę, nie wiedziałam jak to przyjmiecie, a chciałam normalnych relacji. Głupio wyszło… - mruknęłam.
- Było minęło. Teraz już wszystko jasne i w normie, prawda? – spytała Asia.
- Prawda – odparł chórek.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do nich.


<><><><><><><><><><><><><><><><>

PRZEPRASZAM

To chyba najlepsze, co mogę powiedzieć.
Co tu dużo tłumaczyć, zawaliłam z lekka.

Z góry dziękuję serdecznie tym, którzy to przeczytają, że mnie nie zostawili, nie olali i ich nie zawiodłam.

Dedykacja dla...
Lwicy Justyśki, Cioteczki Asi i Napalonej Doroty
:*:*:*
też was kocham ;p

Pozdrawiam

6 lis 2010

#21# Miłość wdziera się do serca kibica


                Siedziała w mieszkaniu z telefonem w dłoni. Znowu to zrobiła. Znowu nie oparła się pokusie. Zadzwoniła pod numer, który miała traktować jak zakazany. Tymczasem oczekiwała jego wizyty. Tak po prostu przystał na propozycję. Nigdy jej nie odmawiał. Dawał to, czego oczekiwała i spełniał zachcianki. Zauważyła, że coraz częściej rozmyśla o kolejnym spotkaniu. Nie wyobrażała sobie innego faceta w tej roli. Miała ochotę tylko na konkretnego bruneta.
                Niebawem zjawił się w jej drzwiach. OD razu się na niego rzuciła, jak wygłodniała lwica. Nie chciała tracić czasu. Zamknęli drzwi dla zachowania prywatności. Kochała jego pieszczoty, sposób w jaki ją rozpalał, że w końcu sama prosiła o więcej. On natomiast uwielbiał, gdy zdecydowana i twarda brunetka miękła w jego ramionach, poddawała mu się. Chociaż oboje uparcie zaprzeczali, to nie była zwykła fizyczność…
-Zbyszek – szepnęła, ciężko oddychając.
- Słucham Jusiaczku? – uśmiechnął się w jej stronę.
- Nie jesteś zły?
- A za co?
- No.. bo.. Zawsze dzwonię tak nagle i oczekuję, że przyjedziesz.
- Przecież na darmo nie przyjeżdżam, co nie? – poruszył brwiami.
- No właśnie… Przecież my tylko… - urwała, nie wiedząc jak skończyć.
- Chodzi ci o to, że łączy nas seks?
- Dokładnie. Tak nie można. To nie potrwa długo. Musimy z tym skończyć. Wybacz jeśli czujesz się wykorzystany. Nie wiem jak to się stało, że w tym tkwimy. Nie chcę tak.
- A jeśli… Jeśli zmienimy relacje? – spytał z matką nadziei.
- O co chodzi?
- Nie chciałabym kończyć tej znajomości. Możemy zastąpić częsty seks rozmowami na przykład. Postaram się.
- No nie wiem…
- Spróbujmy chociaż. Jeśli wypali to tylko na tym zyskamy.
- Będziesz musiał mi zaimponować i jakoś się przypodobać.
- Nie wątp we mnie – mruknął jej do ucha.

<><><> 

                Stały przyszykowane w korytarzu.
- To co? Jedziemy? – spoglądnęły na siebie pełne obaw.
- Spokojnie, bez nerwów. Jedziemy. Nasz cel to mecz. – Aneta poklepała przyjaciółkę po plecach i ruszyły w podróż do Jastrzebia.
                Stanęły pod halą. Bez biletów nie wejdą do środka, a muszą tam wejść, żeby odebrać bilety. Jaki paradoks…
- No to chłopacy pokazali swój poziom umysłowy – westchnęła Dorota.
- Zaraz zadzwonię do Grzegorza.
- Jesteś już? – przywitał blondynkę pytaniem.
- Tak, tylko nie mogę przyjść odebrać biletu, bo potrzebuję go żeby wejść do środka, nieprawdaż? – żachnęła się.
- Ojć… Nie pomyślałem. Poczekaj, zaraz to załatwimy. Czekaj pod halą. Dorota jest z tobą?
- Przyjechałyśmy razem. Czekam.
                Po chwili na zewnątrz wyszło dwóch ochroniarzy. Rozejrzeli się po kolejce oczekujących kibiców. W końcu spojrzeli na dziewczyny.
- Przepraszamy, czy to panienki Dorota i Aneta?
- Tak. Coś się stało? – spytały przestraszone.
- Mamy polecenie zaprowadzenia was do środka. – Poprowadzili je długim korytarzem. Rozejrzały się w poszukiwaniu szatni zawodników.
- To chyba tu! – blondynka znalazła drzwi.
- Ale ja potrzebuje ekipy Chowy.
- Muszą być gdzieś w pobliżu.
- Matko, więcej drzwi nie mieli? – Dora mruknęła ze złością.
                Przemierzała korytarz bez celu, gdy nagle ktoś przyłożył jej z drzwi. Pociemniało jej w oczach.
- Przepraszam najmocniej. Ja nie… Dorcia? – usłyszała znajomy głos.
- Krzysiek, ty idioto! Chciałeś mnie zabić?! – wrzasnęła.
- Wybacz mi. Nie widzę przez drewno. Pokaż, gdzie cię boli, to pocałuję.
- Kogo chcesz całować? – zza framugi wyjrzała twarz bruneta. – Ooo! Dorcia! Jak fajnie, że jesteś. Pomóc wam?
- Już ok. Nic mi nie jest. Dostanę bilet?
- A my dostaniemy za to buzi? – wyszczerzyli się obaj.
- Niech wam będzie – cmoknęła każdego.

<><><> 

                Nieśmiało zapukała do drzwi. Odpowiedział jej głośny szmer. Pewnie zagłuszył wszystko. Zapukała mocniej.
- Eeej! Otwórzcie, ktoś się dobija – ryknął jeden z zawodników.
- Już, już. W czym mogę służyć? – zapytał po otwarciu Grześ.
- Miłym powitaniem – roześmiała się.
- Anetuuuuś! Chodź do Gregorka, przytulimy się. Jak dobrze cię widzieć, znów.
- Tak tak. Też się stęskniłam.
- Sorry za cyrk z biletami. Teraz już ładnie dostaniesz i będziesz mi kibicować.
- Tobie?
- No a komu? Częstochowie? – oburzył się.
- Nie. Ale w Jastrzębiu dużo fajnych facetów gra – zażartowała.
- Pewnie, że tak -  gromkim chórem odparli zawodnicy zgromadzeni za plecami rozgrywającego.
- Ale.. Ale, ale.. – zaciął się. – Ty przecież.. jesteś moja.
- Podpisywałam coś?
- No ale.. Ja.. myślałem…
- Oj Grzesiu, Grzesiu. Pewnie, że tobie będę kibicować, ale twoja jeszcze nie jestem.
- Się naprawi. – uśmiechnął się.

<><><> 

                Zasiadły na trybunach. Jak się okazało, miejsca były sprawiedliwe, bo pośrodku, na dodatek dość blisko boiska. Nie wiedziały gdzie podziać oczy. Czy patrzeć na boisko, czy na ekran, czy może na wygłupy chłopaków w kwadracie rezerwowych. Powoli przyzwyczaiły się do atmosfery panującej w hali. Już się oswoiły z tym, ze gdy jedna się cieszyła, ta druga bluzgała. Ostatecznie w tej kwestii góra była Aneta i to 3:1.
- Spokojnie kochana, nie martw się. Następnym razem twoi wygrają. –Przytuliła Dorotę do siebie.
- Ale no.. Łatwo ci mówić, bo Jastrzębie wygrało.
- Nie prawda. Rozumiem cię. Już się nie smuć, musisz pocieszyć chłopaków – wskazała palcem Krzyśka i Andrzeja, leżących na parkiecie. Sama szukała wzrokiem Łomacza, ale nigdzie go nie było. Usłyszała sygnał SMS.
„Czekam na ciebie w szatni. Muszę coś ci powiedzieć”
                Propozycja brzmiała tajemniczo, a że Aneta była z natury ciekawska… Po chwili ostrożnie zapukała do właściwych drzwi. Uchyliły się nieco. Weszła do środka.
- Gdzie jesteś, Grzesiek?
- Tutaj – usłyszała jego głos przy uchu. Odwróciła się w jego stronę.
- Co to za konspiracja?
- Bo widzisz, stresuję się.
- Czym?
- Moja droga – ujął jej dłonie. – Powiedziałaś mi dzisiaj, że jeszcze moja nie jesteś, a ja to bym chciał żebyś była.
- Co mam przez to rozumieć? – spytała, ale czuła o co chodzi.
- Zostaniesz dziewczyną Grześka? – krzyknął tłum siatkarzy, którzy wbiegli do szatni. Na przedzie trzymali koszulkę z numerem 3 a nad „Łomacz” dopisano „Anetuś”. Cały Jastrzębski węgiel wpatrywał się w nią z nadzieją. Spojrzała na Grzegorza, który stał z niepewną miną. Widziała w nim małego zagubionego chłopca. Te oczy.. Te usta…
- Oczywiście – rzuciła mu się na szyję. Zakręcił się w koło razem z nią. Potem postawił na ziemi, podniósł ręce do góry, a chłopacy ubrali jej koszulkę.
- Idealnie ci leży – rozgrywający pęczniał z dumy.
- Oj Grzesiu, Grzesiu. Co ja z tobą mam?
- Raj na ziemi, Anetko – pocałował ją w usta. Pierwszy raz. Ale na pewno nie ostatni. Zaczęto bić brawo, gwizdać i wiwatować.

<><><> 

                Siedziała i nie wiedziała, co zrobić. Czy może do nich podejść? Może lepiej się nie afiszować? Powoli trybuny się wyludniały. Jej problem rozwiązali chłopacy. Sami się do niej przysiedli z obu stron.
- Och Doris – westchnęli opierając głowy na jej ramionach.
- Nie smutajcie się chłopcy. Jeszcze wszystkim pokażecie. – pogładziła ich czupryny.
- Taaa… Za chwilę play-offy…
- No to tym bardziej przyda wam się pozytywne nastawienie, a nie. Ja w was wierzę. Chcecie żebym się zawiodła?
- Ależ skąd złociutka. Postaramy się dla ciebie.
- I tak ma być. To co? Macie dla mnie? Skoro już do was przyjechałam, to chyba się mną zaopiekujecie?
- Tak, tak. Okazało się, że już dzisiaj jedziemy do Częstochowy. Zabierzesz się z nami.
- Eee.. A nie będzie kłopotu?
- No co ty! Położysz się nam na kolanach i tyle – zaśmiali się.
- Och wy! Zapomnijcie! Trener o tym wie? – spytała.
- No ba. Popatrz! – zerknęła na sztab, jeden z mężczyzn pomachał do niej.
- Ale jaja… No to mogę pojechać do was. Ale co dalej?
- jak to co? Zatrzymasz się u nas. Mieszkamy naprzeciwko siebie.
- Dobrze, dobrze. Obym to tylko przeżyła.

<><><> 

                Z każdym dniem wolnym od Roberta nabierałam większej pewności, że mogę być szczęśliwa. Nie chciałam wracać do przeszłości. Żyłam na nowo i interesowała mnie wyłącznie przyszłość. A gdy patrzyłam na wznoszącą się w powietrzu sylwetkę chłopaka, przyszłość rysowała się całkiem obiecująco.
                Po chwili jego ręka solidnie uderzyła w piłkę, a ta trafiła w przeciwległy narożnik boiska. Świetny atak po przekątnej. Popisowy numer tego zawodnika. Nie pierwszy raz tak zaatakował w tym secie. Przeciwnicy dokładnie to wiedzieli, jednak nie potrafili go zatrzymać. Przebijał piłki tuż nad ich głowami i rękami. Nic go nie hamowało. Każdy atak był dynamiczniejszy od poprzedniego. Kolejne punkty wskakiwały na konto zespołu jaki i siatkarza.
                Dumnie prężył plecy z „7” a stronę widowni, przytulając kolegów z drużyny i zagrzewając ich do walki. Tak jak reszta ekipy, chciał wygrać. Widziałam to w jego postawie, ruchach, wyrazie twarzy. Po jednym z udanych ataków błądził po trybunach, aż w końcu spojrzał wprost na mnie i przesłał serdeczny uśmiech. Odwzajemniłam go. Dziewczyny siedzące obok spojrzały na mnie zdziwione. Łączyła nas przynależność do Klubu Kibica Skry Bełchatów.
- Uśmiechnął się do ciebie.
- Wiem.
- Tak centralnie, wprost do ciebie. Ale z ciebie szczęściara.
- Tak myślicie? – spytałam ciekawa ich reakcji.
- No ba, siedziałyśmy tuż obok, a to właśnie tobie się trafiło.
- Następnym razem może do was się uśmiechnie – chciałam je pocieszyć.
- Nie musi, niedługo odbędzie się specjalne spotkanie Klubu Kibica i przyjdą na nie siatkarze. Wtedy sobie z nim nawet pogadamy.
- Serio takie coś będzie? – zaciekawiłam się.
- Co roku jest. Zobaczysz jak fajnie będzie. Nie możemy się doczekać.
- To miło z ich strony.
- Wiadomo, dbają o kibiców – z uwielbieniem spojrzały na parkiet. Ja także. W końcu wcześniej też kibicowałam Skrze. Teraz miałam tylko jeden mały dodatkowy powód, który mierzył 205 cm.
                Radośni siatkarze ściskali się na środku boiska. Pokonali Delectę 3:1 i zgarnęli 3 punkty, które bardzo się przydadzą pod koniec rundy zasadniczej. Kibice na trybunach również się cieszyli. Wśród  całego zgiełku siedziałam ja i byłam jego częścią. Wszyscy zaczęli się zbierać i wychodzić lub ustawiać w kolejce po autografy. Ja tymczasem odebrałam telefon.
- Cześć kociaku – usłyszałam ten seksowny niski głos.
- Bartek, Bartek. Co byś chciał?
- Widzę cię moja droga. Ślicznie wyglądasz.
Rozejrzałam się dookoła szukając jego sylwetki. W końcu go dostrzegłam. Siedział na krzesełku zaraz obok kosza z piłkami.
- Ja też cię widzę. Nie idziesz się odświeżyć?
- Najpierw musiałem cię usłyszeć. A może pójdziesz ze mną?
- Ale ja jestem czysta – przekomarzałam się z nim.
- No ale chyba należy mi się jakaś nagroda za zwycięstwo?
- Buziak może być? – spytałam niewinnie.
- Jakbyś mnie cmoknęła w moją seksowną pupcie.
- Bartek! Ty zboczuchu! Za dużo sobie wyobrażasz – przerwałam niebezpieczny tok jego myśli.
- Oj no, szczędzisz mi czułości? Czuję się taki niedopieszczony – mruknął robiąc podkowę z ust.
- Tam z tyłu czekają na ciebie fanki, one cię z chęcią dopieszczą – zaśmiałam się.
- Ale ja mam ochotę na pieszczoty takiej konkretnej szatynki, co mnie uwiodła, a teraz mi przyjemności odmawia.
- Jakiś ty biedny i pokrzywdzony. Idź do szatni, koledzy cię pocieszą – wytknęłam mu język i rozłączyłam się.
                Ja kibicowałam w Bełchatowie a Dorota z Anetą wybyła do Jastrzębia. Już je tam chłopaki na pewno ugoszczą. Były takie podekscytowane. Mam nadzieję, że co opowiedzą po powrocie.

<><><> 

                Brunet zaprosił Anetę do swojego mieszkania. Zanim opuścili halę, każdy chłopak wyściskał blondynkę i udzielał rad jak postępować z ich kolegą.
- Zapraszam do mojego lokum – otworzył przed nią drzwi.
- To miło z twojej strony.
- Przecież moja świeżo upieczona dziewczyna nie będzie się tułać po hotelach, gdy ja mam duże łóżko.
- Wiedziałam, że to bezinteresowne nie jest – mruknęła.
- Nie musisz nic robić, tylko się nie opieraj – przyciągnął ją do siebie i pocałował, ale inaczej niż wtedy. Teraz był o wiele zachłanniejszy.
- Grześ, no co ty – wydusiła zszokowana dziewczyna.
- Przecież żartowałem wtedy. Tylko cię pocałowałem. Chodźmy coś zjeść – pociągnął ją w stronę kuchni.


<><><><><><><><><><><><><><>


Żeby dzisiaj was nie denerwować to "bezrobertowo" :) Co komentarz to skargi na niego były, no dajcie facetowi żyć ;p

Także dzisiaj tak wielowątkowo z zalążkami trójkąciku ^^ z dedykacją, dla tych, które na niego czekały ;*

Kotecek pozdrawia

26 paź 2010

#20# W chwilach największego szczęścia, gdzieś powstają fundamenty zła


- Bo widzi pan…
- Po prostu Adam.
- Bo widzisz, od dawna, a właściwie od pół roku planowaliśmy ślub. Cecylię znałem od lat młodości. Zapoznali nas nasi rodzice. Fakt, byłem ciut starszy, ale ona nigdy nie okazywała by jej to przeszkadzało. Skoro przyjęła moje oświadczyny… Myślałem, że jest ok.
- Co to za hałasy? Adaś, ktoś nas odwiedził? – Do salonu weszła żona domownika.
- Ireno, to pan Robert. Były narzeczony Cecylii. Może nam opowiedzieć o niej ciekawe rzeczy.
- A tam, narzeczony to nie mąż. Rzuciła go skoro nie kochała.
- Niby nie mąż, ale ona uciekła sprzed ołtarza! – ojciec Bartosza nie krył oburzenia.
- No i co to takiego? Lepiej, że przed niż po. Takie rzeczy się zdarzają – broniła swojej racji. – A pan po co tu przyjechał? Oszczerstw naopowiadać?
- Nie, miałem nadzieję, ze ich tu zastanę. Chciałem z nią porozmawiać. Moglibyśmy się zejść. Bardzo bym tego chciał.
- Czy do pana nie dociera, że skoro uciekła, to pana nie kocha? Znalazła szczęście u boku naszego syna.
- Może się tylko przestraszyła. Rozmowa by nam pomogła. A z pańskim synem to się przespała na wieczorze panieńskim!
- Skoro takie numery panu wycięła, to po co pan chce, żeby wróciła? – spytała podchwytliwie kobieta.
- W gruncie rzeczy ją kocham.
- No właśnie! A ty chcesz, żeby ta zołza była z naszym Bartkiem?! Przecież to jakaś lafirynda i oszustka!
- Adam! Nie będziesz mi obrażał dziewczyny naszego syna w naszym domu! Nie znasz jej, nic o niej nie wiesz! Przyjeżdża jakiś włóczykij, opowiada historyjki i mu wierzysz. Nie uważasz, ze najpierw wypadało porozmawiać z Celi?
- Skoro nie raczyła nam tego powiedzieć sama podczas wizyty – zakpił Adam.
- Tak, pewnie! Będzie się tym chwalić na prawo i lewo! Pomyśl trochę, to dla niej trudne przeżycie i bardzo przykre wspomnienie. A pan niech da im święty spokój! Mój syn ją kocha i ona jego też. Matka wie takie rzeczy. Panu już podziękujemy – wyprowadziła Roberta na korytarz i wypchnęła za drzwi. Otrzepała ręce.
- Co ty zrobiłaś? Jesteś niegościnna – fuknął na nią mąż.
- Phi! To żaden gość, tylko kłopot z głowy. Pajac jeden! Co za bezczelny typ! Że tacy ludzie chodzą po świecie. Wstyd mi.
- Jeszcze zobaczysz, co z niej za ziółko! – odgrażał się.

<><><> 

                Tylko w nielicznych domach paliły się światła, gdy podjeżdżaliśmy pod blok. Zabraliśmy wszystkie pakunki i ruszyliśmy na wspinaczkę po schodach. Tuż pod drzwiami zaczęło się wielkie poszukiwanie kluczy.
- Jesteś pewna, że ich nie masz? – pytał mnie.
- Nie no, niby skąd? To twoje mieszkanie.
- Daj, przeszukam cię. – Zaczął mnie dotykać łapskami.
- A wiesz, że to już pod napastowanie podchodzi? – mruknęłam.
- Ale się nie opierasz – zauważył.
- Nie będę krzyczeć, bo ludzie śpią, a ty się wydurniasz.
- Oj, oj. Jesteś taka ponętna jak się złościsz.
- Bartek! – krzyknęłam na niego.
- No nie oburzaj się, bo nie będę mógł się oprzeć. – Przyparł mnie do drzwi i zaczął całować po szyi.
- Co ty wyprawiasz?
- Cicho, cicho – zatkał mi usta swoimi. Jego wargi były takie gorące. Całował mnie nieustannie. Po chwili poczułam jego ręce przy guzikach mojej bluzki.
- Nie zapędzasz się? Jesteśmy na klatce schodowej – próbowałam go ostudzić.
- No to co? – odrzekł, rozpinając całkowicie moją kurtkę i bluzkę. Chciwymi oczami świdrował mój czarny stanik. Po chwili ułożył obie dłonie na moim biuście.
- Znajdź klucze i wejdźmy do środka – westchnęłam z resztką racjonalności.
- Może się znajdą jak zdejmę rzeczy – rzucił kurtkę na stertę stojących bagaży. Coś zadźwięczało na podłodze.
- O, widzisz! Znalazły się. – Chciałam się schylić, aby poszukać kluczy, lecz mój chłopak mnie powstrzymał. Zaczął całować mój dekolt.
- Spokojnie kochanie, gdzie ci tak śpieszno?
- Przecież… możemy… kontynuować… w środku...
- Ale nie chcę tego przerywać – uśmiechnął się łobuzersko. Przytrzymał mnie i posadził na schodach. Sam uklęknął stopień niżej.
- Ktoś może zaraz tędy przechodzić – szepnęłam przestraszona.
- Czujesz ten dreszczyk emocji? Zresztą, kto o tej godzinie wychodzi z mieszkania? – próbował mnie przekonać, nie zaprzestając pieszczotom.
- Ale… no… nie… - wydusiłam z siebie ciąg nieskładnych słów.
- Chcę ciebie tutaj – podsumował dobitnie, patrząc mi głęboko w oczy. Udzieliło mi się jego pożądanie. Cofnęłam jego paluszki majstrujące przy zapięciu na moich plecach.
- Mam dla ciebie niespodziankę, misiaczku – zademonstrowałam odpinanie przodu stanika.
- Pamiętam, kiedy pierwszy raz je ujrzałem. Choć w staniku, ale sobie wyobrażałem jak ich dotykam, całuję…
- Niegrzeczny chłopiec. Za to teraz możesz ziścić swoje wyobrażenia…
- Zajmę się nimi. – Zniknął twarzą w moich piersiach. Co jakiś czas pojękiwałam cicho. W końcu znów mnie pocałował. – Musimy być cichutko.
                Zanurzyłam dłoń pod jego koszulą, którą po chwili rozpięłam. Gładziłam jego klatkę piersiową. Działała na mnie niesłychanie. Kompletnie traciłam rozum.
- Jak dobrze, że masz spódniczkę – szepnął mi do ucha brunet. Zauważyłam, jak odpinał pasek i spodnie.
- My… Ty… Naprawdę to tu zrobimy? – niedowierzałam pełna podniecenia.
- Tak. – Podniosłam się lekko, a on wsunął ręce pod moją spódnicę. Zadrżałam. Zsunął moje majtki i lekko zadarł spódniczkę do góry. Ja z kolei opuściłam mu spodnie i bokserki.
- I co teraz? – nie bardzo wiedziałam, jak on to zaplanował.
- Teraz będzie ci nieziemsko.
                Rozchylił moje uda, lekko unosząc mnie do góry. Oplotłam go nogami w pasie i zarzuciłam ręce na szyję. On lekko podtrzymywał mnie za pośladki. Wprowadził nasze ciała w ruch, złączając je w jedną całość. Tłumił pocałunkami moje krzyki. Każde nasze zbliżenie było inne, ale teraz… Nie mogłam uwierzyć, że chwile rozkoszy we dwoje przeżywam na schodach. Ale… było niesamowicie jak zawsze. Gdy poczułam, że za chwilę dobrnę do kresu wytrzymałości, mocniej przylgnęłam do jego rozpalonego ciała. Chyba to wyczuł, bo także zacieśnił uścisk w jakim trwaliśmy. Przewidział, że cicho się nie zachował, więc spojrzał mi w oczy i przyssał się do ust. Lekko wygięłam się w tył, naprężona od emocji. Spodobało mi się, gdy przygryzł moją wargę. Wciąż miał to szatańskie spojrzenie.
- Chyba teraz już możemy wejść do środka? – spytałam szeptem.
- Taaak, teraz tak. – przeniósł mnie przez próg, a potem wtaszczył bagaże. Po kąpieli zasnęliśmy w swoich objęciach ze zmęczenia. Takie podróżowanie jednak wykańcza człowieka.
                Ze snu wybudził mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na szafkę. To komórka Bartka, ale nie chciałam go budzić. Na wyświetlaczu widniało „mama”. Chyba mogę odebrać?
- Słucham?
- Celiś? Wybacz porę, ale dzwonię w ważnej sprawie – usłyszałam drżący głos kobiety.
- Co się stało?
- Wiem, że to dla ciebie bolesna sprawa, ale musiałam was ostrzec.
- Tak?
- Był u nas Robert. Szukał was, a raczej ciebie.
- Ale… jak… to? – sparaliżował mnie strach.
- Opowiedział trochę. Spokojnie złociutka, nie uwierzyłam jego wersji. Domyślam się jak było naprawdę.
- To wszystko jest… skomplikowane… Boże… - z oczu popłynęły mi łzy.
- Nic się nie bój, będzie dobrze. Nie pozwolimy mu zrujnować ci ponownie życia. Bardzo dobrze postąpiłaś. Rozumiem się całkowicie. Podejrzewam jednak, że będzie was szukał. Bartek sobie z nim poradzi, w końcu to moja krew. Teraz już wracaj do łóżka. Dobrej nocy – próbowała podnieść mnie na duchu.
- Dziękuję, dobranoc. – Odłożyłam komórkę na miejsce. Wybuchłam niespodziewanym płaczem. Było już tak dobrze, a on znów wkracza w moje życie.
- Co się stało? – usłyszałam głos chłopaka.
- Nic, nic – próbowałam wytrzeć łzy.
- Przecież widzę. Płakałaś. Powiedz prawdę – spojrzał na mnie uważnie.
- Dzwoniła do ciebie mam. Odebrałam, żeby cię nie budzić – tłumaczyłam powoli.
- Była nie miła? – próbował pojąć o co mi chodzi.
- Nie no, skąd. Tylko… Robert u nich był. Szuka mnie – wyrzuciłam to w końcu z siebie razem z litrem łez.
- Kochanie, nie płacz – przytulił mnie i ucałował w czubek głowy.
- Ale skoro był tam, to musiał być i pod moim mieszkaniem i na pewno twój adres też ma. Dlaczego nie może mi dać spokoju?
- Jeśli był albo dopiero przyjedzie, to nic. Masz mnie i nic ci nie zrobi, obronię cię. Jeżeli nie chcesz to nie będziesz go oglądać ani rozmawiać. Nie wpuszczę go tutaj, proste.
- Dziękuję – spojrzałam pod górę w jego oczy. Był tak pewny, tego co mówi. Mimo ciemności widziałam ten intensywny błękit. Uspokajał mnie. A może to cała osoba siatkarza miała to coś w sobie, że czułam, że będzie tak jak powiedział. Ufałam mu.
                Pogładził kciukiem mój policzek, ciągle patrząc mi w oczy. Obrysował linię moich ust.
- Dla mnie cała jesteś piękna. Najpiękniejsza ze wszystkich, najwspanialsza, najmądrzejsza i wiele innych naj. Nie oddam cię nikomu – słuchałam go w skupieniu.
- Ale co na to twoi rodzice? Teraz już wiedzą o mnie wszystko. Niedługo wybuchnie afera w mediach. Nie jesteśmy w stanie się ukryć. Do tego fani, kibice…
- Cii – zatkał mi buzię dłonią. – Co cię obchodzą inni? Właśnie wyznałem miłość tobie nie im, kocham ciebie nie ich.
- Dobrze… Mogę ci tylko powiedzieć, że też cię kocham – dotknęłam jego dłoni.
- To najlepsze, co mogłem od ciebie usłyszeć. Jesteś moją Cecylką – pochylił się i delikatnie pocałował. Zawsze wiedział, czego i trzeba. – A teraz chodź do łóżka.
- Niemoralna propozycja – poruszyłam brwiami.
- Tobie tylko jedno w głowie. Mało ci? Mam taka niewyżytą dziewczynę – westchnął.
- No popatrz, ja to samo mogę powiedzieć o moim chłopaku.
- O ty! Kiedyś ci się za to odpłacę, ale nie dziś. Tak mnie wymęczyłaś, że nie mam sił.
- Pewnie, zawal wszystko na mnie – prychnęłam.
- Przytul się do swojego łabądka i nie marudź. – Rozpostarł ramiona, którym nie mogłam się oprzeć.

<><><> 

                Zastanawiał się, gdzie mogli pojechać. W końcu tyle razy przyjeżdżał spóźniony. Tym razem nie miał konkretnego tropu. Musiał polegać na domysłach. Wątpił czy Cecylia chciałaby wracać do Płocka, to gorący teren. Czyli bardziej prawdopodobne, że pojechali do Bełchatowa.
                Jechał z myślą, ze w końcu musi się udać. Ale w sumie nawet dobrze, iż odwiedził rodziców siatkarza. Ojciec wyraźnie był przeciw i udało się brunetowi go bardziej podburzyć. Za to matka nie do urobienia. Wiedziała co swoje i nie dała sobie nic wmówić. Musiał próbować wszystkiego.
                Stał pod drzwiami i nasłuchiwał. Cisz. Jednak czego się spodziewał o 6 rano? Chciał ich zaskoczyć. Tymczasem otworzył mu chłopak.
- Któż to mi przerywa poranne bzykanie? – spytał spoglądając na przybysza.
- Robert Sławomirski. Niedoszły mąż Cecylii. Czy ona jest u pana?
- Wiem, kim pan jest. Wydaje mi się, że sprawa jest jasna i nie musimy na ten temat dyskutować.
- Chciałbym porozmawiać z Cecylią, a panu nic do tego.
- A jednak tak, bo jestem jej chłopakiem i mam prawo ją bronić przed takimi natrętami jak pan – rzucił z wyższością Bartek.
- Niech pan nie utrudnia. Proszę zawołać Cecylię – nie ustępował.
- Teraz śpi, a poza tym, ona nie ma ochoty na rozmowy z panem.
- Jaki znawca się odezwał – kpił Robert.

<><><> 

- No to dowidzenia. – Zamknął drzwi i odetchnął.
- Kto to był? – spytałam, widząc zdenerwowanie na jego twarzy.
- Nikt ważny.
- Powiedz prawdę.
- To był Robert. Spławiłem go – wydusił.
- Matko… Dlaczego? Niech on przestanie za nami jeździć. Nigdy się nie odczepi. W co ja cię wpakowałam. Może jak się rozdzielimy to będzie lepiej – szukałam rozwiązania.
 - W żadnym wypadku! Jesteś ze mną i tak zostanie. Razem to wszystko zniesiemy. Nim się nie przejmuj. Obronię cię. Kiedyś mu się znudzi – odparł pewny siebie.
- Czyli musze tu zostać?
- Ależ absolutni. Nie oddam nikomu mojej dziewczyny – przytulił mnie bardzo mocno.



<><><><><><><><><><><><><>

Przepraszam, ale jakoś tak nijak ostatnio ze mną. Nie bójcie się, nie zostawię was z niedokończoną historią ;)

Z dedykacją dla niecierpliwej ciotki-klotki ;p :*

8 paź 2010

#19# Nie każdy dzwonek do drzwi zwiastuje coś dobrego…


                Popołudniu tego samego dnia był z powrotem w rodzinnym mieście. Pojechał prosto pod mieszkanie szatynki. Gdzie indziej mogłaby być? Dzwonek do drzwi. Słyszał jakąś krzątaninę. Po chwili zgrzytnięcie zamka. Lecz nie ujrzał tej, której chciał.
- Co ty tu robisz? – wrzasnęła brunetka.
- Przyjechałem do Cecylii.
- Nie ma jej tu.
- Wiem, że jest!
- Nie ma. Nie kłamię. Sprzątam tu, bo sprzedaję to mieszkanie.
- Justyna, powiedz mi, proszę, gdzie ją znajdę?
- Po co jej szukasz? Nie rozumiesz, ze ona nie chce do ciebie wracać?! – zdenerwowała się.
- Przecież możemy to naprawić. Tylko powiedz, gdzie ona jest.
- Po moim trupie! – krzyknęła i zatrzasnęła drzwi.
- Dobrze wiem, do kogo uciekła i że jest teraz z nim!
- Tak, jest! I jest szczęśliwa! Więc skończ zabawę w detektywa i daj jej święty spokój! – warknęła po ponownym otwarciu drzwi.
                Stał i rozglądał się po klatce schodowej. Znów nic nie wskórał. Mijali się, czy nieświadomie przed nim uciekła? I co teraz? Koniec?
Poczuł szarpnięcie za nogawkę. Zobaczył małego chłopca.
- jak da pan na nowa grę, to powiem, gdzie pojechała pani Celia. – wyseplenił z rozbrajającym uśmiechem.
- No dobrze. Masz na dwie i mów. – wyciągnął banknot.
- Najpierw kasa. – mały wyciągnął rękę.
- Proszę.
- No więc pani Celia rano pojechała gdzieś z panem Kulkiem. Takim duuużym, tym z telewizji. I słyszałem jak rozmawiali.
- Mówili coś o jakiejś miejscowości? – dopytywał mężczyzna.
- A jest coś takiego jak Nysa?
- Jest. Dzięki mały. – wyszedł na parking.
- Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość. – wsadził pieniądze do kieszeni.

<><><> 

                Trochę mi zajęło zakojarzenie z rana, gdzie się znajduję. Bartek spał sobie obok, lecz pokój mi nie pasował. Myśl Celi, myśl. No i sobie przypomniałam szanowną panią Irenkę i pana Adama. Jeszcze wczoraj Kurasiowi się zebrało na zaloty. A jak oni to wszystko słyszeli? Wiedziałam, ze to nie był dobry pomysł… Ale kto byłby w stanie ostudzić zapały mojego napaleńca?
                Spojrzałam na jego słodką buźkę. Spał jak mały chłopiec. Tylko maskotki  kciuka w buzi mu brakowało. Pogładziłam go dłonią po policzku. Lekko się poruszył i uśmiechnął przez sen.
- Jak dobrze Cecylko, że cię mam. – mruknął. Pewnie mu się coś śniło. Kompletnie się rozczuliłam.
                Nie chciałam go jeszcze budzić, więc wyszłam do łazienki pogadać z Justyną.
- Witaj kochana, teściowa cię jeszcze nie zjadła? – usłyszałam jej radosny głos.
- Wystarczyłoby tylko „witaj”. Oj przestań z tą teściową. Nie rozpatruje  tego w tych kategoriach. Poza tym to przemiła nowoczesna kobieta.
- No to czyli się dobrze dogadujecie.
- A bo aj wiem… Trochę dziwnie mi się rozmawiało o sprzęcie Kurka seniora i juniora… - mruknęłam.
- Ooo! Równa kobitka. No to na pewno pasjonująca rozmowa była. Szkoda, że mnie tam nie było.
- No jeszcze ciebie tu brakuje! Coś czuję, że znalazłabyś z nią wspólny język.
- Zapewne. A jak teściu?
- I tu jest trudniej. Nie przepada za mną.
- Przecież ciebie nie da się nie lubić.
- Miło, ze tak twierdzisz. Pan Adam wolał poprzednią dziewczynę Bartka.
- O matko… Jakie to typowe. Spokojnie złociutka, przekona się do ciebie. Urodzisz mu wnuka i będzie jak na imię. – zachichotała.
- Jusia! Ty znowu swoje.
- No oczywiście. Tyle razy już trenowaliście, czas przystąpić do zawodów.
- Jakich zawodów? – nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi.
- No wyścigi plemników. Wiesz: „Ja, ja, ja będę pierwszy”
- To nie jest zabawne!
- Ależ jest Celi. Nie denerwuj się. Ja wierzę, że Kuraś podoła temu wyzwaniu.
- Oby jak najpóźniej albo wcale. – wzniosłam oczy do nieba.
- Tak, tak. Jusia swoje wie. A propos, gdzie masz swojego kochasia?
- Bartuś smacznie śpi. Nie miałam serca go budzić.
- Oooj. Jacy wy słodcy jesteście. – rozmarzyła się.
- A jak tam Zbyszek? – wypaliłam z ciekawości.
- Eee… No pojechał do Warszawy, a co?
- Tak pytam, bo ostatnio mocno się zżyliście. – podkreśliłam ostatnie słowo.
- Oj tam, oj tam. Każda kobieta potrzebuje dobrego seksu. Ty masz swojego ogiera, ja mam swojego. Z tym, ze nas nie łączy nic poza łóżkiem..
- Skoro tak twierdzisz. Ładnie razem wyglądacie. – rzuciłam z cwanym uśmiechem.
- Czy ty pijesz do…
- Tak, tak. W końcu tylko raz was razem widziałam
- Grabisz sobie kobieto, grabisz! – przybrała złowieszczy ton.
- No co? Za prawdę się nie karze!
- Celuś? Jesteś tam? Mogłabyś wyjść, bo mój ptaszek chciałby się opróżnić. – usłyszałam zza drzwi.
- To Siurek? Hahahaha Lepiej kończmy, bo ci się tam w gacie zleje. Hahaha Pa kochana, buziaki. – pożegnała się.
- Już otwieram. Proszę. Tylko żebyś trafił. – mruknęłam.
- Skoro tobie trafiłem… - zaczął.
- Błagam nie kończ! Wychodzę! – zamknęłam za sobą drzwi.
- Szkoda. Myślałem, że mi potrzymasz! – dobiegł mnie jego śmiech.
- Jakbym miała co, chyba klapę. – dogryzłam mu.

<><><> 

                Przywiózł Cecylię do Nysy, bo chciał jej zapewnić rodzinną atmosferę i ciepło. Wiedział, że jej tego brakuje. Tymczasem był wściekły na ojca. Bardzo go rozczarował. Emilia to była daleka przeszłość, do której pan Adam nieustannie powracał. Chłopak już dawno zamknął ten rozdział. Teraz liczyła się pewna szatynka. Chciał być lepszy od tego, od którego uciekła. Zasługiwała na szczęście. Miał nadzieję, ze matka przemówi ojcu do rozumu.
                Usłyszał gwar rozmów w kuchni. Okazało się, że to telewizor, lecz nie tylko. Cecylia gawędziła z jego matką. Ucieszył go ten widok.
- Bartuś, nie stój tak, chodź do nas. – kiwnęła na niego kobieta.
- Dzięki mamuś, że tak dobrze przyjęłaś Cecylię.
- Mój drogi, to twoja wybranka. Nie mogłam inaczej. A staruszkiem się nie przejmuj. Przekonam go odpowiednio. – zaśmiała się szaleńczo.

<><><> 

                Siedziałam chwilowo sama. Wtem rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otwórz kochana, ja zaraz zejdę. – dobiegł mnie krzyk kobiety. No to otworzyłam.
- Witaj dziecinko. Ty pewnie jesteś tą uroczą dziewczyną Bartusia. Jak to dobrze, że się spotykamy. Zobacz Staszek, nasz wnuk ma gust. – szturchnęła towarzysza, bowiem moim oczom  ukazała się para staruszków.
- Ma i to po mnie. Dzień dobry serdeńko. Idealnie się wybraliśmy z wizytą.
Po chwili tonęłam w uściskach i całusach.
- Babciu, udusisz mi Cecylię. – usłyszałam roześmiany głos siatkarza.
- Spokojnie, nic jej się nie stanie. Już ci ją oddaję.
Stanęłam obok chłopaka, a ten objął mnie ramieniem.
- Jak ślicznie razem wyglądacie – zachwycała się kobieta.
- Basiu, zupełnie tak jak my. Dlatego będziecie tak długo ze sobą jak my.
- Dziękujemy dziadku. Chodźcie na herbatę. – Zaprowadził ich do salonu. Ja tymczasem poszłam wstawić wodę. Teraz to już był prawdziwy rodzinny zjazd, ale czułam, że jestem mile widziana.
- Zrobiłaś świetne wrażenie na moich dziadkach. – Brunet przysiadł na krześle.
- Wiesz, że nie lubię być ceniona tylko za wygląd.
- Oj Celuś, to doświadczeni przez życie ludzie. Wystarczy im jedno spojrzenie, by wiedzieć jaka jesteś.
- A może i masz rację.
- Gwarantuję, że nie oddaliby swojego najukochańszego wnusia w szpony jakiejś zołzy. – cwanie się uśmiechnął.
- Ale masz o sobie mniemanie. – prychnęłam.
- Tyle lat rozpieszczania robi swoje. – rozmarzył się.
- Nie oczekuj, że ja też cię będę rozpieszczać.
- Ej, no, bo pójdę naskarżyć babuni. – zrobił minę obrażonego dziecka.
- A leć, leć. Skoro wie, że jestem dobra, to ci nie uwierzy. – wywaliłam język.
- Celi, no nie poznaję cię. Od kiedy ty taka zadziorna?
- Uczę się od ciebie.
- To pozostaw tą zadziorność na noc. – objął mnie od tyłu i mruczał do ucha.
- Hahaha. Mało ci wciąż?
- Oj, tobą nie mogę się nigdy nasycić. Mógłbym wciąż i wciąż i wciąż… - z każdym kolejnym słowem schodził z pocałunkami niżej po mojej szyi.
- I jak, przywitaliście się już z dziadkiem? – do kuchni niespodziewanie wpadła pani Irena. Odskoczyliśmy od siebie. – Uuups. Wybaczcie kochani. – zachichotała i zniknęła. Bartek znów do mnie podszedł.
- Kuraś… - syknęłam.
- No co? Wszyscy w tym domu są wyrozumiali. – Znów poczułam na skórze jego usta.
- Ekhem… - ktoś głośno chrząknął niskim głosem. Zorientowałam się, że to jego ojciec. W jednej chwili znaleźliśmy się w różnych krańcach kuchni. – Takie… czułości pozostaw sobie synu na sytuacje sam na sam albo na poważniejszy związek.
- Ależ tato, ten jest poważny.
- Porozmawiamy o tym za pół roku albo i dłużej – oburknął.
- Pan też chce herbatę albo kawę?  - spytałam, ostrożnie, skazując czajnik.
- Nie, dziękuję. Mam ręce, poza tym się spieszę. – wyszedł z pomieszczenia.
- Zrobiłam coś nie tak? – spytałam.
- No coś ty kochanie. Nie przejmuj się nim i nie daj mu się stłamsić. Będzie chciał nas rozdzielić, to na razie zrozumiałe – przytulił mnie do siebie. – Cała drżysz. Nie denerwuj się.
- Postaram się, tylko musisz być obok.
- Zawsze, Celuś, zawsze.

<><><> 

                Skoro mieli dziś wyjechać, chciał jak najlepiej wykorzystać czas. Przed obiadem porwał ją na spacer. Chciał się podzielić z ukochaną osobą wspomnieniami, tradycjami. On kochał Nysę i kochał Cecylię. Dwie jego miłości w jednym miejscu? Niesamowite. Przepełniała go duma, gdy trzymał ją za rękę. Dla niego to ona była gwiazda. Na jego prywatnym niebie. Do ostatniego tchu będzie pilnował, żeby nie zgasła.
- Jak ci się podoba Nysa okiem najlepszego przewodnika w okolicy?
- Najlepszego? Phi…  - udała obrażoną.
- No wiesz, najprzystojniejszego, najinteligentniejszego, najmądrzejszego i w ogóle naj. Wszyscy w wiosce to potwierdzą. – pęczniał z zachwytu.
- TaaaK? A widziałam, że syn sąsiadów też był całkiem, całkiem. – popuszczała go.
- Coo? Przecież on jest okropny! Brzydki, opryskliwy, niemowa, analfabeta i do tego gej! – brunet chciał ją zniechęcić.
- Tak? To chyba przed chwilą, bo rano ze mną rozmawiał i w ogóle. Wypadek miał, czy co? – dał się złapać na kłamstwie.
- Oj Celi,. A ja to już nie jestem godny twojej uwagi?
- jakby się tak przyjrzeć… To nawet nawet… - zaczęła się zastanawiać.
- Qoo Ty! Ja tu szaleję za tobą, a ty „nawet nawet”?!
- Szalejesz? Ciekawe. Za sprawą dobrych argumentów mogę zmienić zdanie. – spojrzała na niego przebiegle.
- Zapomniałaś, ze w argumentach jestem dobry? – mimo iż stali prawie w centrum miasteczka, przyciągnął ją do siebie, by rozgrzać ciała pocałunkiem.

<><><> 

                Widziałam jak wszyscy chcą mi zapewnić udany pobyt. Byli tacy kochani i Bartek był dla nich bardzo ważny. Czerpali radość z jego opowieści, żartów.
- A powiedzcie moi kochani, jak się poznaliście? – ciekawił się dziadek. Momentalnie pobladłam i zesztywniałam.
- To były dość dziwne okoliczności… - mruknęłam.
- No powiedźcie, zapowiada się ciekawie. – pani Irena zatarła ręce z uciechy. Czułam, że to nie najlepszy pomysł. Bartek chyba wyczuł mój stosunek do sprawy.
- Celusie trochę ta sprawa krępuje. Bądźcie taktowni, dobrze? – poprosił a potem streścił historię.
                Nie było tak źle. Gdy skończył, śmiałam się razem z nimi.
- Wnusiu, wnusiu. Podryw na koszulkę, nie ładnie. – pogroziła mu babcia.
- Ale to ona mnie… rozproszyła. – spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Trzeba było się nie gapić! – Niech nie myśli, że jest bez winy.
- No ale… One były… takie piękne. – uśmiechnął się błogo.
- Bartek! – fuknęłam, a na moją twarz wpełzły rumieńca wstydu. W końcu on mówi o takich rzeczach przy rodzinie.
- Spokojnie moja droga, nie ma się czego wstydzić. Kiedy szaleć jak nie teraz – pokrzepiła mnie jego matka.
- Niech państwo nie myślą, że moim celem było uwiedzenie Bartka na piersi. Ja zamierzałam opuścić salę bez szumu.
- Dokładnie tak. To ja ją zaczepiłem. No i to, ze ma śliczny biust, nie jest najważniejsze.
- My wszystko rozumiemy. – pokiwali głowami z uśmiechem.
                Pożegnanie było równie wylewne jak powitanie, a może i bardziej. Tylko jego ojciec zaszczycił mnie zwykłym „do widzenia”. Uścisnął syna i mogliśmy jechać. Zaopatrzono nas w spory zapas domowego jedzenia roboty mamusi i babuni.

<><><> 

                Ledwie samochód siatkarza opuścił podjazd, po godzinie pojawił się następny. Mężczyzna poprawił garnitur i był gotów na spotkanie.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór. Czy zastałem może Bartosza?
- Nie. Niestety spóźnił się pan. Niedawno odjechał. – kolejne rozczarowanie. Przeklinał los w myślach.
- Szkoda. A czy był tu z taka średniego wzrostu szatynką?
- Tak, ale mógłbym wiedzieć, po co panu te informacje i kim pan jest? – starszy z rozmówców zdenerwował się.
- Jestem byłym narzeczonym Cecylii i jej niedoszłym mężem. Uciekła sprzed ołtarza.
- tak? Niech pan wejdzie. Musi mi pan wszystko opowiedzieć.
- Jestem Robert. – wyciągnął dłoń.
- Adam.


<><><><><><><><><><><><><>


Z dedykacją dla wszystkich, którzy mnie tak wypytywali o nową notkę i czekali wytrwale ;*
Postaram się poprawić, ale nie obiecuje.
Tak wyszło, wybaczcie.

Nie zabijajcie za końcówkę :)

Pozdrawiam :*

18 wrz 2010

#18# „Cienie i blaski wizyty w Nysie”


Pakowałam swoje rzeczy do walizki, gdyż chcieliśmy wyjechać wcześnie rano. Ten szaleniec chciał jeszcze jakoś uatrakcyjnić naszą podróż, ale nie wnikałam w szczegóły. Wolałam nie wiedzieć. Nie zamierzałam brać dziesięciu majdanów, więc chciałam zmieścić się w jednej walizce. Było to zadanie iście bojowe. Układałam, przekładałam, ale za nic nie chciały się rzeczy upchać.
- No zmieścicie się, czy nie?! – zaczęłam już gadać do rzeczy. Pochylona próbowałam zapiąć zamek.
- Jak się popieści, to się wszystko zmieści. – usłyszałam kolejną kurasiową mądrość. Stanął za mną i zaczął mnie macać po tyłku.
- Nie widzisz, że jestem zajęta? – mruknęłam, ignorując go. Ten jednak chwycił mnie za biodra i przycisnął je do swoich. Ocierał się o mnie jednoznacznie. – Tobie tylko jedno w głowie!
- A chcesz żeby się zmieściło? – się uczepił tematu…
- To rzeczy maltretuj, nie mnie. – chciałam go ostudzić. Zesztywniałam, czując jak odpina mi pasek i dobiera się do rozporka. Podniosłam się do pionu. – Co ty wyprawiasz?
- No idąc za przysłowiem… - tłumaczył się.
- I najzwyczajniej na świecie chciałeś mnie przelecieć przy pakowaniu??!!
- Byłaś tak kusząco wypięta, że nie mogłem się powstrzymać. A co? Chciałabyś inaczej? – rzucił lubieżnym spojrzeniem.
-To nie pora i nie czas na to.
- U mnie zawsze jest pora. – objął mnie i zamknął w swoim uścisku. – Zróbmy tak jak Zibi i Justyna.
- Głupot ci się zachciało. Postanowiłam sprzedać to mieszkanie. – zmieniłam temat.
- W takim razie wypróbujmy ostatni raz twoje łóżko. – pociągnął mnie w stronę posłania.
- Zawsze znajdziesz odpowiedni argument. – roześmiałam się.
- Twoje też są dobre. Dwa, duże, przekonujące. – poruszył brwiami.
                Ułożył się na plecach i spojrzał wyczekująco. Poklepał swoje uda.
- No wskakuj na łabądka.
- Że co proszę? – spojrzałam na niego krzywo.
- Chodź tu do mnie. – mruknął. – Nie daj się prosić. Najpierw mnie prowokujesz, a potem…
- Ja cię prowokuję? Teraz też? – spytałam zaczepnie, jednocześnie podciągając bluzkę coraz wyżej.
- Taaak…
                Zbliżałam się z każdym krokiem. Po drodze ściągnęłam bluzkę i spuściłam i tak odpięte spodnie. Skradałam się po łóżku na czworakach, umożliwiając mu dokładne przeglądnięcie mojego dekoltu. Siedział jak zahipnotyzowany. Pocałowałam i przygryzłam mu uszko, potem szyję. Mruczał z zadowolenia.
- No, to na dzisiaj tyle wystarczy. – stwierdziłam i położyłam się do spania.
- Celuś… - jęknął zawiedziony.
- Też cię kocham. Dobranoc.
- Nie możesz mnie zostawiać takiego… spiętego. Napięcie trzeba rozładować. – ja nie wiem, gdzie się tego dowiedział. Nieugięta leżałam spokojnie. Czułam jak się wiercił.
- Teraz spójrz na mnie i powiedz, że cię nie podniecam. – odwróciłam się. A tam stał On. W samych slipach, z cwanym uśmiechem. Serce mi przyśpieszyło, ciśnienie podskoczyło, oddechu brakowało, ale w ogóle na mnie nie działał… Taaa…
- Ba- Bar- Bartek ubierz się, bo się przeziębisz. – wydukałam.
- Ty też. – wytknął mi.
- Ok… - wstałam z zamiarem pozbierania rzeczy z podłogi. Schyliłam się po spodnie, lecz poczułam ponownie go za sobą.
- Znów się do mnie wypinasz. Nie ładnie, nie ładnie.
                Znieruchomiałam. Nie miałam żadnego wyjścia. Tymczasem on już dobrał się do moich majtek. Zjechały mi do kostek.
- Bartek. – szepnęłam. Tylko na tyle było mnie stać. Zmusił mnie ręką do wyprostowania. Czekałam na jego ruch.
- Mam przestać? – spytał.
- Ta-Tak. – próbowałam zapanować nad sobą.
- Jesteś pewna? – zacisnął ręce na moim biuście i zaczął całować mi plecy.
- Tak… Nie… - jeny, chyba straciłam rozum.
- A więc? – jedną ręką odpiął mój stanik, który po chwili zrzucił. Napierał na mnie od tyłu swoim ciałem i obsypywał pocałunkami, jednocześnie błądząc dłońmi na moim przedzie. Oddychałam coraz głośniej. Przechylił mnie ze sobą do tyłu i opadliśmy na łóżko. Skorzystałam z tego, iż leżałam na nim. Szybko się odwróciłam i wpiłam w jego usta. Zachłannie i namiętnie. Rozpalił mnie do czerwoności.
- Zadowolony?
- I to jak. – widziałam ogniki w jego oczach i podniecenie… w jego slipach.
- Pozwolisz? – zjechałam tam ręką, cały czas patrząc mu w oczy.
- Ależ oczywiście. – po chwili oboje byliśmy nadzy.
- I co teraz? – zrobiłam głupią minę.
- Teraz jestem twój. – nie musiał dwa razy powtarzać. To ja dyktowałam zasady. Widziałam jego zamglony wzrok. Był moim mechanicznym by… łabądkiem rzecz jasna.

<><><> 

Obudził się wczesnym rankiem. Nie mógł się doczekać rozpoczęcie akcji. W nerwach zjadł śniadanie i wrócił pod ten sam blok, co wczoraj. Liczył, że o tej godzinie zastanie ich w mieszkaniu. Zadzwonił. Chwili konfrontacji miała nastąpić za kilka sekund… Lecz nie nastąpiła. Zadzwonił kolejny raz i kolejny. Czyżby zobaczyli go przez wizjer? Nie no… Zaczął pukać, a potem walić w drzwi.
- Co pan robi? – doszedł go głos zza pleców. – Chce pan wyważyć drzwi? Nikogo tam nie ma.
- Jak to nie ma?
- Normalnie. Pan Bartek wyjechał wczoraj z taką szatynką.
- Nie wie pani gdzie?
- Ja mam tam tylko podlewać kwiaty.
- A teraz sobie pani przypomina? – wcisnął stówę w jej dłoń.
- Chyba słyszałam coś o Płocku, ale nie jestem pewna.
- Dziękuję, to wystarczy. – pognał do samochodu.

<><><> 

Sen opuścił mnie gdzieś ok. 6. Czułam się zmęczona jak nigdy. Powoli zaczęłam poruszać rękami i nogami. Zorientowałam się, że leżę wtulona w Bartka. I jak tu się wymknąć i  go nie obudzić? Zważywszy na to, iż obejmował mnie w pasie. Delikatnie podniosłam jego splecione dłonie do góry i wymknęłam się pod nimi. Może kąpiel mi pomoże?
Wiedziałam, że z siatkarza straszny śpioch, więc miałam czas na relaksację. Woda + olejek + piana = sukces. Wyciągnęłam się na całą długość wanny, zanurzając lekko brodę w pianie. Było mi dobrze. Prawie tak samo dobrze jak wczoraj… Cecylio! Ten facet sprowadza cię na zła drogę! Na którą sama zaproponowałam wejście… Czułam, że się rumienię, gdy przypominałam sobie wieczór. Kiedyś bym o tym nawet nie pomyślała… A teraz? Nabierałam ochoty na coraz więcej. Czy ja czasem nie staje się zboczona? Jak już to przez niego!

<><><> 

Otworzył oczy zaraz po tym, jak nie poczuł jej ciepła przy sobie. Rzeczywiście jej nie było. Lekko się wystraszył, czy znów do głowy nie wpadł jej pomysł ucieczki. Jednak wszystko było na miejscu. Dostrzegł także zajętą łazienkę.
Nie potrafił już zasnąć, więc postanowił zrobić śniadanie. Chyba zbyt hucznie to nazwał. Zdezorientowany wpatrywał się w pustą przestrzeń lodówki i zamrażarki. I jak tu zabłysnąć przed ukochaną? Sprawdził szafki. Na szczęście znalazł makaron i gotowy sos pomidorowy. Powinien sobie z tym poradzić. Wstawił wodę, rozpuścił sos i zostawił do zagotowania. Tymczasem przygotował strzałki dla Cecylii, by  trafiła do kuchni.

<><><> 

Zregenerowała siły i odprężyłam się. Do moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach jedzenia. Zerknęłam na łóżko. Kurek już nie spał. Na podłodze ułożył strzałki, prowadzące do źródła zapachu. Z natury jestem ciekawska i lubię zagadki, wiec chciałam szybko poznać rozwiązanie.
                Widok Bartka pochylonego nad garnkiem – bezcenny. Akurat stał tyłem z wypiętym tyłkiem, którym poruszał w rytm nuconej melodii. Podeszłam i go klepnęłam. Podskoczył jak oparzony, uderzając się w okap.
- Przepraszam, nie chciałam – przejęłam się.
- Wystraszyłaś mnie.
- Wybacz. Mocno boli?
- Jak pocałujesz to przejdzie. – schylił głowę, a ja cmoknęłam go w uderzone miejsce.
- lepiej?
- Yhy. A wiesz, że usta też mnie bolą?
Wyjechaliśmy zaraz po tym zakręconym śniadaniu. Sama byłam sobie winna, bo nie pomyślałam o tym. Mój chłopak mi zaimponował tym, że sobie poradził w takich warunkach. Zdecydowanie najlepszy makaron z sosem pomidorowym, jaki jadłam.
Po drodze wstąpiliśmy do jakiejś knajpy preferowanej i polecanej przez Bartosza. Strasznie się upierał, ze on na głodnego nie pojedzie. Owszem, zbliżała się pora obiadowa. Na dodatek zaraz po posiłku czekała mnie kolejna niespodzianka. Krajobraz zaczął być bardziej pofałdowany i pełen wzgórz. Podziwiałam widoki, których nie miałam na co dzień. Jechaliśmy wolniej, bym mogła wszystko dokładnie obejrzec.
I nadeszła ta chwila, gdy miałam przekroczyć prób jego domu. Bartek otworzył przede mną drzwi i mnie przepuścił jako pierwszą. Cały kipiał entuzjazmem, a ja trzęsłam się ze zdenerwowania i stresu. Stałam przerażona nieruchomo.
- Mamo! To ja, Bartek! Przyjechaliśmy. – krzyknął, odwieszając nasze kurtki.
- A co to za słodkie stworzenie? - z kuchni na korytarz, wyskoczyła jego matka. W zabrudzonym mąką fartuszku i z wałkiem w ręce.
- Mamuś, to Cecylia, mój anioł - przedstawił mnie z szerokim uśmiechem
- Anioł - zamruczała - Miło mi cię, Cecylko poznać...
- Mi też panią bardzo miło poznać, Bartek opowiadał jak to pani gotuje najlepiej na świecie. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Bartek tak mówił? - mruknęła zdziwiona - A jak był mały, to zawsze powtarzał, że nie tknie tych moich nawiedzonych obiadków... Ale skoro tak twierdzisz... A może chciałabyś zobaczyć zdjęcia małego Bartosza? - wyszczerzyła się i nie czekając na odpowiedź, wciągnęła do salonu.
- Z miłą chęcią - zdążyłam tylko rzucić przestraszone spojrzenie brunetowi i podążyłam za kobietą.
 - Adasiu!! Bartuś przyjechał! - zawołała, po czym wyjęła z szafki karton zdjęć, od razu jedno wpychając mi w ręce - O tu Bartuś uczył się siadać na nocniczku...
- To na pewno było dla pani ważne wydarzenie - przyjrzałam się uważnie temu zdjęciu i kolejnym kilkudziesięciu, podsuwanym mi przez kobietę pod nos, tymczasem usłyszałam rozmowę w korytarzu…


- Kto to jest? - usłyszałam mrukliwy, niezadowolony głos.
- Spokojnie tato, to Cecylia, moja dziewczyna.
- Jak długo się znacie? - zaczął swoje przesłuchanie.
- Nooo optycznie rzecz biorąc... - ociągał się z odpowiedzią chłopak, gdyż wiedział jaka będzie reakcja ojca. - Niecałe dwa tygodnie...
- Że ile!!??
- Tato, nie masz problemów ze słuchem chyba. Niedługi miną dwa tygodnie.
- Boże trzymajcie mnie, bo zabiję!! Czy ty synu masz mózg??
- Tato! Ciszej, bo usłyszą. Kogo chcesz zabić, mnie czy ją? Tak, mam mózg i dostałem gratis serce. Kocham ją...
- A ona? Powiedz mi, co ty o niej wiesz?
- Jak to co? Wystarczająco dużo, abym mógł ją pokochać. Rozmawialiśmy sporo
- Skąd jest? Jak ją poznałeś?
- Z Płocka. Poznałem ją na meczu. Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć
- Czyli kolejna fanka...
- Nie prawda! Jak możesz tak twierdzić. Ona nie jest taka. Nie znasz jej!
- Ja znam się na ludziach, to mi wystarczy.
- Tak? No to ciekawe. Tak samo jak poznałeś się na Emilii? Taak... Była cudowną dziewczyną, tak jak mówiłeś.. - rzucił z ironią.
- Emilia była wspaniałą dziewczyną... Idealną dla ciebie!
- Zwłaszcza wtedy, gdy mi opróżniła konto!
- Oczywiście! Obwiniaj ją za wszystkie swoje niepowodzenia! Tak jest najłatwiej!
- O jakich niepowodzeniach mówisz? Jej zakupy z moją kartą kredytową to niepowodzenie?
- Co tu się dzieje!!?? Adam do cholery!! Czy ty musisz być takim upartym kozłem?? - na korytarz wpadła szalona mamuśka
- Nic mamo. Tylko tata wspomina swoją ukochaną Emilkę. - mruknął z krzywym uśmiechem i poszedł do salonu.
- Adam, czyś ty zdurniał do reszty!! Przecież ta biedna dziewczyna wszystko usłyszała!! Jak ty się zachowujesz?? I co ci odbiło, żeby wyskakiwać z tą całą Emilką?? Przecież to jakiś pustak był... Ta to dopiero była fanką, ale tylko i wyłącznie pieniędzy Bartka... A Cecylia jest bardzo miłą, młodą kobietą i Bartek ją kocha!! I jeżeli ty to popsujesz, to mnie popamiętasz!! - walnęła mu kazanie - To jak?? Wracamy do salonu, kochanie?? - spytała słodkim głosikiem.

Siedziałam przestraszona na kanapie. Słyszałam każde słowo jego ojca... Po chwili obok mnie usiadł Bartek
- Kotek, nie przejmuj się nim... On nie lubi nikogo...
- Ech... Ale może on ma rację... To wszystko za szybko się dzieje..
- Wcale nie!! Nie słuchaj go... On zawsze jest na nie... Czego bym nie zrobił.. No! A teraz opowiadaj, jak ci się podoba moja szalona mamusia?
- Skoro tak mówisz... Och twoja mama. Masz rację jest troszkę szalona, ale bardzo serdeczna, bardzo cię kocha, wiesz?
- Wiem - skrzywił się - Czasami dziwnie to okazuje... O! Ostatnio na meczu podeszłą do mnie i zaczęła targać za policzki, jak jakiegoś gówniarza. - poskarżył się.
- Wiesz ile bym dała za taką mamę? Po prostu okazuje ci tak miłość, nie gniewaj się na nią. I tak miło mnie tu przyjęła... Wiesz Bartek, niestety nie będę mogła ci się odwdzięczyć taką miłą rewizytą u moich rodziców... - posmutniałam, gdyż zdałam sobie sprawę, że nie przedstawię go rodzinie w najbliższym czasie.
- Oj kochanie, nie martw się...  I uśmiechnij się do mnie, bo też będę smutny
- Przynajmniej twoi rodzice traktują cię normalnie i możesz pokazać się w domu... Dobrze, bo jak jesteś smutny to mi się serce kraje. - delikatnie uniosłam kąciki ust do góry
- O niiieee kochanie... To nie jest uśmiech... Ma być szeroki.. Albo zaraz zacznę cię łaskotać.. Wtedy na pewno się uśmiechniesz
- Bartoszu! Ani się waż, tak nie wolno! - zaczęłam krzyczeć, widząc jego wielkie łapy zbliżające się do mnie
- Szybko, kochanie - wyszczerzył się
- Bartek, nie gwałć tej niewinnej niewiasty. - powiedziała roześmianym głosem jego matka
- Uratowała mi panie życie!!
- Ależ nie ma za co kochana. Znam gabaryty mojego syna. Czasem się zapomni ile waży.
- To nieprawda!! - zbulwersował się
- Cecylia musi być bardzo wytrzymała, skoro jeszcze jej nie przydusiłeś.
- Mamo!! Opanuj się!!
- Ależ synku, o co ci chodzi? Przecież to normalne że czasem się na niej kładziesz.
- No a czasem na mnie siada - palnął.
- Zmiana pozycji i urozmaicenie jest bardzo wskazane. Czytałam o tym w Internecie.
- Bartosz!! - pisnęłam, wbijając paznokcie w jego ramię.
- Aaauu... Mamo, czuję się niezręcznie... Porozmawiajmy na inny temat? - zaproponował. - Za co to? - mruknął do mnie
- Za chęć do życia! - warknęłam - Wszystkim będziesz opowiadał, co robimy w sypialni?
- Wybacz, wymsknęło mi się. To mama zaczęła ten temat. - zrobił niewinną minkę. - Oj w sypialni to wychodzi z ciebie taka kocica... - zamruczał.
- O czym tak szepczecie? - spytał ojciec Bartka.
- Wybacz tato, ustalamy kto dzisiaj będzie na górze. - uśmiechnął się złośliwie.
- To mój syn - pani Kurek ponownie wytargała syna za policzki
- Irena! Przecież on jest bezczelny!
- Oj Adam!! On na pewno ma wszystkie uszczelki!! A powiedz mi, jak ty zachowywałeś się w jego wieku? - uśmiechnęła się do niego z szatańskim błyskiem w oku. Tatuś się zaczerwienił.
- Uszczelki? Tu chodzi o niego a nie o mnie. To były inne czasy. Bardzo dawno temu.
- Oj Adasiu - zamruczała - A pamiętasz ja się poznaliśmy?
- Proszę cię, nie wyciągaj tego teraz. - wysyczał przez zęby. - Nie przy nich...
- Wstydzisz się? - świdrowała go wzrokiem - No proszę cię! Ale był z niego ogier! Jeden raz mu nigdy nie wystarczał.
- Nigdy mamo nie mówiłaś. To bardzo ciekawie. - odpowiedział Bartek, robiąc na złość wzburzonemu ojcu
- Bartek, nie dręcz ojca - szepnęłam mu do ucha.
- Spokojnie, chcę się dowiedzieć, co jeszcze po nim mam. - poruszył brwiami
- Oj coś jeszcze po nim masz. - matka spojrzała na Kurka wymownie.
- A co takiego? - spytałam ciekawa
- Oj no wiesz kochana... Chodzi o siuraka
- Nie bardzo rozumiem. - miałam cichą nadzieję, że jednak moje domysły się nie sprawdzą...
- A ja myślę, ze wiesz o czym mówię. - zezowała w stronę rozporka spodnie swojego męża.
- Skoro pani tak uważa... - nie wiedziałam co odpowiedzieć, czułam się niezręcznie
- Oj Cecylko, uwierz mi na słowo...
- Dobrze. W końcu to pani syn, pani zna go lepiej
- A ty na pewno widziałaś - wypaliła - I dotykałaś też
- Bartka? Przecież cały czas go widzę. - kolejna wymijająca odpowiedź.
- Mamo, uspokój się już - Bartek przytulił do siebie rodzicielkę - Bo mi ją przestraszysz i ucieknie.
- A nóż się uda... - mruknął ojciec.
- A widelec też się uda? - spytała słodko mamusia, rzucając ojcu unicestwiające spojrzenie.
- Co mówiłaś kochanie?
- Pytałam czy widelec też się uda.
- Chyba zbyt dużo ziółek już dzisiaj wypiłaś. - odsunął od niej filiżankę
- Ty się za dużo ziółek napaliłeś - fuknęła, przyciągając filiżankę z powrotem.
- Mamo, tato. Nie kłóćcie się. Może ja już pójdę i pokażę jej mój pokój.
- Tak tak synku. - mama od razu się zgodziła - Do zobaczenia RANO. - mrugnęła do mnie z szerokim uśmiechem.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam z uśmiechem, po czym szepnęłam do Bartka. - Twoja mama dość swobodnie rozmawia na niektóre tematy.
- No wiesz... Mam to po niej - wyszczerzył się i pociągnął mnie za sobą.
- Czułam się skrępowana... Czy to twój pokój?
- Mój i tylko mój
- Ładnie tu. - rozejrzałam się dookoła.
- Łóżko też mam ładne... I duże...
- W końcu ty też jesteś duży. - spojrzałam na niego, a właściwie pod górę.
- Nooo - wyszczerzył się i popchnął mnie na łóżko.
- Co ty robisz wariacie? Przecież tu można się zgubić.
- Przypilnuję cię...
- Doprawdy? A jak zaplączę się w kołdrę.
- Już nie - zrzucił kołdrę na podłogę.
- Ale będzie mi zimno bez niej...
- Ogrzeję cię...
- Taak? A myślałam, że będę spać w gościnnym
- To źle myślałaś
- No to gdzie będę spać? - spytałam udając zdziwienie.
- Na mnie, pode mną, obok mnie? Gdzie wolisz.
- Czyli tutaj będę spać? A przytulisz mnie?
- No oczywiście
- To ewentualnie się zgodzę.
- Nie masz innego wyjścia
- A to niby dlaczego?
- Bo nigdzie cię stąd nie wypuszczę
- Zacznę krzyczeć.
- Nie uda ci się
- Chcesz się przekonać? - nabrałam głęboko powietrza, szykując się do krzyku
- O niiieee - mruknął i przyssał się do mnie jak odkurzacz. No więc nabrane powietrze spożytkowałam inaczej niż zamierzałam. I weź tu wygraj z takim…


<><><><><><><><><><><><><>

Witam. Pomimo choroby i innych dokuczających mi dolegliwości, wyprodukowałam dla was odcinek. Mam nadzieję, że się cieszycie :)
Specjalne podziękowania dla:
- Jusi :* - za podrzucanie świetnych tekstów :D to o pieszczeniu i zmieszczeniu to jej dzieło :)
- Titty :* - która jak zwykle wsparła mnie pomocą przy dialogach z wizyty u rodzinki Kurka.
- Natalex ;* - za odnalezienie mnie w blogowej puszczy no i zakochanie w tych bazgrołach :) mam nadzieję, że zostaniesz :)
- Dulce_bells - za podrzucanie mi ślicznych zdjęć, wtedy gdy tego potrzebuję, ja nie jestem tak dobra w pocieszaniu :*
- noooo i dla Lady_volley :* tak tak, dla ciebie, za nocne napaleńców rozmowy :D

Czy ja naprawdę jestem zboczona? ;p