Łączna liczba wyświetleń

31 lip 2010

#10# Gwiazdy na czerwonym dywanie



Z pomocą chłopaków przygotowania szły pełną parą. Wyrobili się nawet szybciej niż przewidywali. Dziewczyny dumnie patrzyły na to, co powstało.
- No idealnie! – podsumowała Aneta.
- tak jak to sobie wyobrażałam. – Justyna nie kryła zachwytu.
- Bo my, to zdolni jesteśmy. – Igor wypiął pierś do przodu.
- Nie przypisujcie sobie. Liczy się wizja, którą wam przekazałyśmy. Bez niej nic byście nie zrobili. – próbowała postawić na swoim Dorota.
- Nie przesadzaj, kobieto. – odezwał się Andrzej. – Wykonanie tez ważna rzecz. W końcu ktoś ucieleśnił wasze wizje.
- Chcesz się ze mną kłócić?! – doskoczyła do niego.
- Spokojnie chłopcy i dziewczęta. – do akcji wkroczył Krzysztof W. – Po co te nerwy? Liczy się efekt! Każdy dał coś od siebie i to nasze wspólne dzieło.
- Jakaś iskierka rozumu w tym polu buraczanym! – skomentowała Ania.
- No to panowie, skoro skończyliśmy, to teraz najważniejsza sprawa. – Justa nabrała oficjalnego tonu.
- Właśnie, bo to wszystko dalej nie jest jasne. – dociekał Piotrek.
- Pozwólcie za mną. – kiwnęła na nich brunetka.
- Koledzy, uważajcie. Ona chce nas wszystkich porwać i zgwałcić. – zażartował Zbyszek.
- tak, tak. Ciebie to bym nawet za dopłatą nie tknęła. Głodnemu chleb na myśli. – cały korytarz był pełen śmiechu.

<><><>

Wróciłam do mieszkania, które nadal było puste. Gdzie one zniknęły? Przecież teraz ich potrzebowałam. Samotność była dla mnie zabójcza. Zbyt dużo myślałam, zamartwiałam się i dołowałam. Do niczego dobrego to nie prowadziło.
- Miały wrócić niedługo, a zaraz 18 a tych dalej nie ma.
Moje słowa odbiły się od ścian. Rozglądnęłam się po mieszkaniu. Chyba to moje ostatnie dni tutaj. Po ślubie Robert planował zamieszkanie gdzieś pod Warszawą, w jakiejś willi zapewne. A mi było dobrze tutaj. Poza tym studia… Chyba będę musiała pogadać z Robem. Może trochę go urobię i się zgodzi na moje propozycje? Oby, bo jakoś jego planów nie widzę… To wszystko bez sensu…

Weszłam do łazienki w celu zażycia kąpieli. Ciepła woda dla rozgrzania. To najbardziej lubiłam zimą. Napełniłam wannę i wlałam płynu. Zrzuciłam rzeczy i wskoczyłam do środka. Zanurzyłam się aż po szyję i przymknęłam oczy. Odpłynęłam gdzieś w marzenia. Lecz gdy pojawiły się niebieskie oczy opatrzone jedynym w swoim rodzaju uśmiechem, natychmiast się otrząsnęłam. Przeraziłam się swoich wizji…

<><><>

Dziewczyny przyniosły z bagażnika kilka kartonów z tajemnicza zawartością. Zgromadziły się razem z chłopakami w pokoju.
- Oto nadeszła wielkopomno chwila. * - zacytowałam Dorota.
- Co jest w tych pudłach? – dociekał Marcel.
- Nie ciekaw się, bo kociej paszczy dostaniesz! ** - rzuciła ripostę brunetka.
- Otóż przyjechaliście tu w wiadomym celu. Aby uatrakcyjnić wasz, echem, występ, mamy tu przyozdobniki. – Justyś wyraźnie tłumiła śmiech.
- Jak się podzielicie tymi cudami, nie wnikamy. Przebierzcie, przygotujcie się w pokojach. Macie po prostu stawić się o 19 w pokoju. Tam dostaniecie dalsze instrukcje.
- A no, i Krzyś. Dla ciebie jest tam gdzieś garnitur.
- Do zobaczenia.

Wolały nie być świadkami ich reakcji. Lepiej się ulotnić na ten czas. Przysiadły w hotelowym barze.
- Jak myślicie, wypali to? – pytała Ania.
- Oczywiście. To będzie najlepsza impreza na jakiej byłyśmy. A Cecylia to już na pewno jej nigdy nie zapomni. – orzekła Justyna.
- Oj tak. Ja wierzę w chłopców. Będzie super. – zacieszała Aneta.
- Anet, Anet. Czyżby dłonie Grzegorza tak na ciebie działały?
- Że co? Jakie dłonie?
- No nie udawaj. Ach te balony… On by wolał twoje. – śmiała się Dorcia w najlepsze.
- Za dużo sobie wyobrażacie! – oburzyła się blondynka.
- Zobaczymy wieczorem. – wytknęły jej języki.

<><><>

Wybiła godzina zero, a raczej 19. Zebranie w pokoju.
- Podzieliliście się grzecznie? – spytała na wstępie Anna.
- No powiedzmy, że tak. – mruknął Michał.
- To dlaczego jeszcze nie przebrani?
- Nie byłoby niespodzianki i najlepszego pierwszego wrażenia. – odparł rezolutnie Jakub.
- Skoro tak chcecie. Zatem my jedziemy po pannę ostatniego wieczoru, a wy Mirusiem się przebierajcie i zgromadźcie się tutaj. Potem któraś z nas po was przyjdzie. Będziecie wychodzić z saloniku, jak prowadzi czerwony dywan, aż do tronu w sypialni. Widzieliście jak to wygląda. Resztę oddaję waszej inwencji twórczej. Krzysztof was jakoś ładnie z osobna zapowie. Na razie. – uśmiechnęły się słodko i pognały do samochodu.

<><><>

Siedziałam w kuchni z kubkiem gorącej czekolady w rękach. Włączyłam radio, z którego leciały takty kolejnych piosenek. Nuciłam sobie pod nosem. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Dziewczyny? Przecież mają klucze. Nikogo innego się nie spodziewałam. Podeszłam odtworzyć.
- Laski, po co dzwonicie? – spytałam. Te jednak tajemniczo się uśmiechnęły, a po chwili miałam już przewiązaną chustkę na oczach. – Co wy wyprawiacie? Nic nie widzę!
- Kochana, i o to chodzi. Myślisz, że pozwoliłybyśmy przesiedzieć ci twój wieczór panieński w domu? – usłyszałam głos Anety.
- Ale po co ta maskarada?
- Porwiemy cię. Jednak najpierw cię przebierzemy w coś ładnego.
- O nie! Ja się sama ubiorę! – mimo protestów zaprowadziły mnie do sypialni.
- Nic z tych rzeczy. My doskonale wiemy, co się nadaje na taką okazję. – ton głosu Justyny nie wróżył niczego dobrego. Poczułam jak mnie rozbierają.
- Wy mnie chyba nie chcecie wykorzystać? – spytałam z obawą.
- My nie, ale może ktoś inny… - odpowiedziała tajemniczo Ania.
- Dziewczyny!
- No co? – spytały niewinnie. – Teraz się nie opieraj tylko współpracuj. – zaczęły mnie w coś ubierać. Wysondowałam, że to sukienka, na ramiączkach i chyba krótka.
- Czuję, że to jakiś kolejny wygogolony ciuch! Ja protestuję!
- Nie masz nic do gadania, złociutka. Zapraszamy na krótką podwózkę.

Trafiłam do samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie mnie wiozą. Z nerwów zaczęłam ciągnąć suknię w dół.
- Chcesz ją do kostek naciągnąć? – dostałam po łapach od Doroty.
- No to jesteśmy na miejscu. – oznajmiła Anet. Wyprowadziły mnie z auta i weszłyśmy do jakiegoś budynku. Czułam się ogłupiała i zdezorientowana. Usłyszałam otwieranie się drzwi i wkroczyłyśmy do pomieszczenia. Posadzono mnie na jakimś krześle. Wtem poczułam jak ktoś odwiązuje mi tą przeklętą opaskę. Nareszcie jasność! Zamrugałam oczami. W pokoju zwykłe żarówki przysłonięto czerwonymi kotarami. Ja siedziałam na tronie, do którego prowadził czerwony dywan z sąsiedniego pokoju. Nagle zorientowałam się, że nie jestem tu sama. Oprócz rzecz jasna moich przyjaciółek, zobaczyłam jakieś inne dziewczyny, kobiety. Niektóre wydały się znajome.
- Zaraz, zaraz. A to nie są Paulina i Dagmara, no wiecie.. Te od…
- Tak, to my. – podeszły do mnie. – Miło nam cię poznać Cecylio. Nareszcie się spotykamy.
- O co tu chodzi?
- Pozwól, że najpierw zapoznam cię z koleżankami.

W taki oto sposób poznałam część żon i dziewczyn siatkarzy grających w Polsce. Skąd i po co się tu wzięły?
- Wszystkie razem spędzimy z tobą ten wyjątkowy wieczór. A teraz życzenia.
Zaczęły po kolei recytować.
- Modne stringi, skromna mini.
- Krótka bluzka lub bikini.
- I najwięksi nawet macho…
- … już z miłości rzewnie płaczą.
- Niech to facet cię zdobywa.
- Niech w rozpaczy we łzach pływa.
- Niech zarywa wszystkie nocki…
- … i niech będzie cool w TE KLOCKI! – skończyła Jusia.
- Dziękuję wam bardzo. Nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałam się.
- Ale to dopiero krótki wstęp do prawdziwej zabawy.
Jedna z nich wyszła i wróciła po chwili. Zapaliła specjalny reflektor, który oświetlał pas czerwonego dywanu i framugę drzwi otwartych na oścież.
- Teraz rozsiądź się wygodnie. Patrz. Podziwiaj. Dotykaj.

Z głośników popłynęła zmysłowa cicha muzyka. Wtem w drzwiach stanął… Krzysiek Ignaczak w połyskliwym różowym garniturze. To jakiś hologram? On podszedł tanecznym krokiem do stolika przy ścianie i na nim przysiadł.
- Lejdis and… No… and Lejdis. Panie… i panie. – zaczął mówić. – No dziewczyny w górę biusty! Oto idzie noc rozpusty!

Wybuchłam głośnym śmiechem, a reszta ze mną.
- Nie śmiej się gwiazdeczko, zaraz będziesz wzdychać z zachwytu. – mrugnął do mnie. - Zaraz wystąpi przed wami 14 przystojniaków. Największych w całym siatkarskim świecie. Poza mną oczywiście. – ponownie się roześmiał. – A zatem zacznijmy „Gorący wieczór Cecylii”! – rozniosły się brawa i gwizdy. – Na początek dla podniety, przyjdzie Wronka jak z gazety. Żeby ujrzeć jego ciało, kombinezon zedrzyj śmiało.

Po tej zapowiedzi pojawił się Andrzej… w stroju strażaka! Zaczął kręcić biodrami i podchodzić do mnie. Zdjął kask, potem buty, w końcu rozpiął kamizelkę. Dopingowany przez publiczność, zdjął ją, pozostając w spodniach. Teraz stał naprzeciwko mnie. Zsunął jedną szelkę, potem drugą. Wtem rozpiął rozporek. Ciśnienie mi poszło do góry. Niespodziewanie wziął moją dłoń i położył na swojej klacie. Skoro zachęca… Wstąpiło we mnie coś nieznanego. Pojeździłam ręką po jego torsie, a następnie szarpnęłam w dół za spodnie. W ten sposób został w samych skąpych slipkach. Oj oj, co za emocje. Powyginał się trochę i zniknął w oddali.

- By nie było tu meliny, zaraz się pojawią gliny. Podskoczy temperaturka, Szampon wpadnie bez mundurka.
Mariusz Wlazły przebrany za policjanta, przechadzał się po dywanie. Czapkę cisnął w jakiś kąt. Gdy się zbliżył, rozpięłam mu pasek. Tak, zaczynałam wczuwać się w zabawę. Jego marynarka rozchyliła się na boki, ukazując ponętny brzuszek. Zrzucił ją z ramion.
- Ściągaj spodnie! Ściągaj gatki! – przodowała wśród krzyków Paulina. Jak na życzenie wypiął się do nas i opuścił spodnie. Klepnęłam go po tyłku. On udał oburzenie i uciekł.

- Jeśli którejś pani słabo, zapobiegnie Al objawom. Zgrabnym ciałem, długim spojrzeniem, leczy nie tylko przeziębienie.
Serce mi przyśpieszyło. Widzę Alka Akhrema po raz pierwszy na żywo i to w kitlu lekarskim. Trzeba przyznać, że mu do twarzy. A jak zaczął wywijać… Jak rasowy tancerz.
- Mógłby mnie pan doktor osłuchać? – rzuciłam zaczepnie. Wziął swój stetoskop i pochylił się nade mną. Gdy poczułam zimny metal na ciele, westchnęłam. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż ciary przeszły. Gdy zerknęłam niżej, emocje wzrosły. Jego fartuch seksownie się odchylił, pozwalając mi obejrzeć, co nieco. Gdy brunet to spostrzegł, ściągnął górę całkowicie.
- Coś przyśpieszyło pani serduszko. Denerwuje się czymś pani?
- Taaak. Denerwują mnie pana spodnie. Pozbądźmy się ich.
Po chwili mogłam podziwiać jego ciało w prawie całej okazałości. Mój lekarz niebawem czmychnął.

- Kiedy buro jest na dworze, Zbysiu wiking ci pomoże. Szwedki szaleją z radości, na myśl o jego dzikości. – po tej zapowiedzi Igły, Jusia ryknęła śmiechem. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
Dalszą naszą uwagę przykuł Bartman przyodziany w skórzane wdzianko i charakterystyczny hełm. Kręcił tyłkiem, aż mu same spodnie spadły. I to mi się podoba. Cóż mógł dalej począć? Rozebrał się do końca i prężył mięśnie. Widok takiej klaty na żywo to nie to samo, co na zdjęciu. Oczywiście nie oparłam się pokusie dotknięcia.

- Ten podróżnik, nasz McGregor, zwiedził w Polsce każde drzewo. W każdą dziuplę wsadził rurę, bo on stawia na naturę.
Na scenę wskoczył Łomacz w podróżniczej czapeczce, kamizelce i… spódniczce z trawy! Zaczął tańcować wokół mnie. Chyba miał lekkie naleciałości Tarzana. To pewnie skutek zbyt długiego przebywania w buszu. Odrzucił czapkę i kamizelką. Teraz wyglądał jak rasowy tubylec. Nim się zorientowałam, wskoczył mi na kolana. Usiadł bokiem, złapał moją dłoń i zaczął prowadzić pod swoją spódnicę.
- Zaraz poczujesz moje kokosy – uśmiechnął się przebiegle. Jednym gwałtownym ruchem za pomocą mojej ręki rozdarł wdzianko i uciekł, prezentując po drodze swoje zielone gatki.

- Chodzą plotki, że Indianie mają duże… w pióropuszu lotki. Nie trzymajmy Bąka w rezerwacie, niech polata Se po chacie.
Z indiańskim okrzykiem na ustach wpadł Michał Bąkiewicz. W przebraniu… indiańskiego wodza! Pokiwał trochę pióropuszem i go zdjął niebawem. Z lekka nieśmiało zaczął się rozpinać. Przecież nie miał się czego wstydzić. Chyba ośmieliły go gwizdy dziewczyn, bo zaczął odprawiać jakiś taniec indiański, na koniec którego portki mu spadły. Wcale się nie speszył. Lecz Krzychu naglił.

- Marcelino nasz oddany, chlebie i winie był chowany. Zaraz prześle wam całuski, które jak jego klucz – francuskie.
Już na wstępie mogłam podziwiać bicepsy Marcela, gdyż przyodziany był w granatowe ogrodniczki i pas z narzędziami. Wymarzony hydraulik jednym słowem. Najpierw zdjął pas, potem podszedł do mnie. Ręką zsunęłam mu szelki. Jego kaloryfer był bez zarzutów. W następstwie moich czynów ściągnął i spodnie. Kolejny zgrabny tyłeczek dzisiejszego wieczoru…

c.d.n




<><><><><><><><><><><><><><>

* - kto oglądał "Samych swoich" powinien wiedzieć ;p
** - powiedzonko które cieszy się popularnością w mnie w domu. Matka strasznie się wkurza xD

No a teraz słowo na... sobotę ;p

Nie smućcie się, to nie wszystkie występy ;p Trochę się ten mój wieczór panieński przedłuży, ale gdzieś trzeba spełniać marzenia ^^

Mam nadzieję, że się podobało :) i jakoś przełknęłyście próbkę mojej marnej poezji w zapowiedziach Igły ;p

No to do następnego :* będzie równie gorrrąco :D

28 lip 2010

#9# Tak to się zaczyna...

28 lipca 2010



Ni z tego, ni z owego nagle zrobił się piątek. OMG! Wdech, wydech, wdech, wydech.Nie myśl o tym dziewczyno. Po co sobie zatruwać tym głowę? Piękny zimowy poranek za oknem. W sam raz na spacer.
- Kochane, może przejdziemy się do parku? – zapytałam przy śniadaniu.
- Wybacz, ale teraz… - wypowiedź Justyny przerwał jej własny telefon. – Tak? …Naprawdę? … Udało się? … Cudownie. … Teraz? … Dobrze. – zbyt dużo nie szło z tych słów zrozumieć. Mimo tego pozostałe spoglądały na siebie z ożywieniem. –Musimy chwilowo zniknąć. Pojawimy się niedługo. – dostałam 4 buziaki i jak na komendę opuściły mieszkanie. Mówiłam coś o spacerze? Sama pójdę…

<><><>

15chłopaków. 15 zaproszeń. Kolejny etap „Dzikiej pszczoły”. Wesoły autobus mknie ulicami Polski. W środku atmosfera iście weselna.
- Ktoś zna jakieś szczegóły?
- Wiemy tyle samo co ty, Piotrek.
- Mariusz, twoja żona była w to wplątana. Powinieneś coś wiedzieć.
- Niestety nie mogłem z niej nic wydusić. Mają nas doinformować na miejscu.
- Matko, że też dałem się w to wpakować.
- Chodź Piotrusiu, ja cię przytulę. – Grzegorz rozchylił ramiona.
- Ja chyba podziękuję… - blondyn skulił się na siedzeniu.
- Co jest ze mną nie tak? – pytanie bruneta poleciało w przestrzeń bez odpowiedzi.

Kuba przesiadł się do Andrzeja i Krzyśka, którzy grali w karty. W ten sposób Bartek siedział sam przez jakiś czas. Zapatrzył się w krajobraz migający za oknem.Poczuł jak ktoś siada obok niego.
- A co ty taki zamyślony? – usłyszał pytanie kolegi.
- To już tydzień… - westchnął bardziej do siebie niż do kolegi. Mariusz w lot pojął o co chodzi i uśmiechnął się przebiegle.
- Nie martw się. Niedługo znów ją zobaczysz.

<><><>

Cierpliwie czekały przed hotelem na przyjazd gości. Wynajęły dwa apartamenty na parterze.Lepiej nie ryzykować z wysokością. Załatwiły więcej krzeseł, poduszek i innych dekoracji. To na potem, a na razie zarezerwowały normalne pokoje. Żeby nie było, że nie dbają o dobro gwiazd wieczoru.
Za zakrętem zamajaczył kształt autokaru. Odetchnęły z ulgą. Dotarli. Stanęli na parkingu. Po chwili wyszedł im na spotkanie Daniel.
- Dzień dobry, ślicznym paniom. – zawołał radośnie. Każda dała mu buziaka.

Tymczasem chłopaki poprzylepiali twarze do szyb.
- Patrz jakie ma trener branie. Ten to ma dobrze. – westchnął teatralnie Kuba
- Co on ma czego my nie mamy? – zapytał Alek.
- Yyy… Lata praktyki. – zażartował Rafa.

- Zobaczcie tych podglądaczy –zaśmiał się mężczyzna.
- Oni tak zawsze? – spytały.
- Może was uprzedzę. Oni mogą się wydawać początkowo troszkę niecywilizowani.Maja swoje dziwne reakcje i odloty. Trochę częściej niż inni, ale na żółte papiery to się jeszcze nie kwalifikuje. Z czasem się przyzwyczaicie. Nie powinni stwarzać problemów we współpracy, ale nikt nigdy nie wie, co wymyślą.
- Spokojnie, bez obaw. Powinnyśmy sobie poradzić.
- To ja ich zawołam. – pobiegł z powrotem do autobusu.

- Jak już chłopcy zdążyliście zauważyć, jesteśmy na miejscu. Możecie wysiąść.
Wszyscy pomaszerowali za trenerem i zatrzymali się koło dziewczyn.
- Teraz będziecie pod opieką tych uroczych pań. Justyna, Ania, Aneta i Dorota,dobrze pamiętam? Zajmą się wami przez czas pobytu tutaj. Ja na razie znikam,ale pojawię się wieczorem. Tylko bez głupstw! – pogroził im na pożegnanie.
- Ale bez głupstw to się nie da… - mruknął do siebie Gregor.
- Witamy piękności. – Zbyszek wystąpił przed szereg, szarmancko całując dłoń każdej z nich. – Zbigniew, ale dla was Zbysio.
- Tak, tak. Zbysiowi już podziękujemy. Serdecznie witam resztę. Mam na imię Justyna. Ogromnie się cieszę, iż zgodziliście się tu przyjechać i sprawić radość mojej przyjaciółce.
- Nie ma sprawy. Witajcie ponownie dziewczyny. – powiedział Mariusz. –Jesteście jeszcze ładniejsze niż tydzień temu.
- Mario, Mario. Ty stary bajerancie. – kumpel, brunet z tajemniczymi patrzałkami, poklepał go po plecach. – Michał do waszych usług panienki.
- Miło się zrobiło, ale lepiej wejdźmy do środka. – zaproponowała Aneta.Wszyscy podążyli za nią do holu.
- Ja to bym chętnie sprawił radość tobie. – brunet wyszeptał Justynie do ucha.
- Ależ ja nie jestem wcale smutna, Zbigniewie.

W recepcji przydzieliły im klucze do pokoi. Jakoś się tam podzielili, nie wnikały jak.
- Zatem tak, chciałybyśmy zacząć wszystko o 20, ale będziecie potrzebni 19.
- Gdzie jest Krzysiek? – zapytała Dorota.
- Jam Igła tu jest! – wypalił do przodu.
- Będziesz gospodarzem imprezy, wodzirejem. Dużo czasu potrzebujesz na wymyślenie zabawnych tekstów i powalających słów?
- Nie, moment. Chętnie cię powalę maleńka. – mrugnął.
- Czyli w porządku. Widzimy się w tym miejscu o 18:45.
- A teraz co mamy robić? – spytał drugi Krzysiek.
- Cóż, Płock stoi otworem. My natomiast zajmiemy się teraz przystrajaniem i przygotowywaniem pokoju.
- To może moglibyśmy pomóc?
- Naprawdę, nie chcemy was do niczego zmuszać. Przyjechaliście tu w innym celu.
- Przecież to żaden problem. Razem szybciej pójdzie. A potem może uda nam się namówić śliczne panie na kawę i ciastko, co? – odezwał się Andrzej, a pozostali mu potakiwali.
- Hmm… Rozważymy tą propozycję potem. – Dorcia uśmiechnęła się cwanie.
- To co mamy robić? – Kuba zacierał ręce do pracy.
- Trzeba przygotować wybieg, miejsca dla siedzących, jakiś tron. Spokojnie,materiały przyjadą lada moment.

2 godziny później pod hotel podjechał kolejny duży pojazd. Wysiadło z niego około 6 kobiet. Swoje kroki skierowały do środka. Potem ostrożnie zapukały do wskazanego apartamentu.
- Witajcie moje drogie. Jak widać, praca wre. – Justyna wpuściła je do środka.
- Żebyście wy w domu byli tak chętni do pomocy. – pokręciła głową z niedowierzaniem Dagmara. Wszyscy panowie natychmiast spojrzeli na nowo przybyłe.
- Oj nie gniewaj się kochanie. Musieliśmy zrobić dobre wrażenie. – podbiegł do niej Michał i przytulił.
- Że tak zapytam, co wy tu robicie? – spytał zdziwiony Rafael.
- Myślisz, że mogłabym przegapić twój występ? – zaśmiała się jego żona.
- No to teraz mamy jeszcze więcej rąk do pracy.

<><><>

Aneta stała z powiązanymi balonami w rękach. Spoglądała to na nie, to na sufit do góry. Trochę wysoko. Wejście na krzesło nic nie dawało.
- Pomóc panience? – usłyszała za plecami.
- obawiam się, że ty też nie dosięgniesz.
- Ale możemy zadziałać razem. – uśmiechnął się szelmowsko Gregor.
- Czy my nadal rozmawiamy o wieszaniu balonów?
- Ależ oczywiście. Niby o czym? Przyznaj się zbocz uszku, o czym myślałaś?
- Za dużo sobie nie dopowiadaj.
- To jak? Wskakujesz no moje śliczne, umięśnione, opalone bary? – poklepał się po ramionach i napuszył jak paw.
- Chyba na barana. – wytknęła mu język. – Niezbyt to bezpieczne…
- Spokojnie, ja już zadbam o twoje bezpieczeństwo.
- No, to zniż się troszeczkę. – jak kazała tak zrobił. Usiadła mu na karku,szyję oplatając nogami. Złapała się go za głowę, gdy podnosił się do góry.
- Teraz dosięgniesz?
- Jasne. Bylebym nie spadła.
- Czujesz jak cię ubezpieczam? – jego ręce powędrowały na jej pośladki.
- Grzegorzu! Weź te łapy z mojego tyłka! – wysyczała przez zęby, przywiązując balony do żyrandola.
- Mi się podoba, tobie się podoba. Po co psuć tą miłą chwilę? – nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Ty krętaczu. Kto ci powiedział, że mi się podoba?
- Twoja pupcia. Aż błaga o więcej. – odparł rezolutnie.
- Nie za cwany ty jesteś? Pogawędki z moim tyłeczkiem sobie urządza. Phi…
- No muszę, bo z twoimi ustami bym zrobił coś innego. – nie widziała jego twarzy, ale niemal czuła jego uradowany pyszczek.
- Dostałam się w łapy jakiegoś zboczeńca! – westchnęła.
- A chcesz żebym cię puścił?
- O nie! Przecież z ciebie trochę wysoko się spada…
- Nie obawiaj się. Nie wypuszczę mojej muzy z rąk.
- A od kiedy to jestem twoją muzą? – spytała zaciekawiona.
- Hmm… Od kiedy podnosisz mi ciśnienie. – wybrnął.
- Ha ha ha – znów usłyszał jej spontaniczny śmiech.
- W końcu mieć głowę między nogami bogini to bardzo podniecające. No i te twoje długie nogi. – przejechał dłonią po jej udzie.
- Grzegorz, proszę cię. Nie musisz mnie zasypywać tekstami. Nie potrzebuję tego. Myślisz, że blondynka to płytka? – powiedziała na głos swoje podejrzenia.
- O nie! Za kogo ty mnie masz? Myślisz, że jestem podrywaczem? Nie bawię się w takie rzeczy. Naprawdę. Tak samo nie bawią mnie głupie dziewczyny. Lubię takie z poczuciem humoru. – postanowił być szczery. I chyba się opłaciło…
- Przepraszam. Po prostu… Mam dość traktowania mnie jak debilki.
- Z mojej strony cię to nie spotka.
- Mam nadzieję… - odpowiedziała niepewnie.
- nawet nie wiem, czy ty to Aneta, a ty już wlazłaś mi na głowę. A mamusia ostrzegała: Grzesiu, Grzesiu, te dziewuszyska to cię zbałamucą. – zażartował kolejny raz.
- Tak, Aneta. Miło mi.
Spostrzegł, iż balony się skończyły, więc ostrożnie spuścił ją na dół i tak obrócił, że stała bardzo blisko w jego ramionach.
- Grzegorz, ale dla ciebie Hmm… Gregorek. – teraz miała okazję zobaczyć jego uśmiech z bliska. Nim się spostrzegła, skradł jej buziaka z policzka i uciekł.

<><><>

Skoro nikt nie chciał to sama poszłam na spacer. Nienawidzę zimy, ale krajobraz jak zastałam w parku był naprawdę śliczny. Opatuchałam się tak, żeby zimno do mnie nie docierało. Nie dbałam o wygląd, tylko o ciepło. Ledwo co było mi oczy widać. Chociaż teraz to chyba nie powinnam się martwić o podobanie innym facetom, nie? W końcu za mąż… Jutro…

Robert jest idealnym kandydatem na męża. Bogaty, na dobrym stanowisku, wciąż zarabiający astronomiczne sumy i poniekąd przystojny. Miał mi do zaoferowania wszystko, co najlepsze i o czym marzy każda dziewczyna. Wszystko, prócz JEDNEGO…Oj no może i mi TO dawał, ale niestety na razie ja mu nie mogłam. Niektórzy twierdzą, że uczucie przychodzi z czasem. Wiele bym dała, żeby tak było. Bo przecież nie o takim związku marzyłam. Nie takiego małżeństwa pragnęłam. Jednak rzeczywistość często brutalnie modyfikuje nasze marzenia…

Rozważania przewał dźwięk mojej komórki. Że też zapomniałam ją wyłączyć. Spojrzałam na wyświetlacz. Szanowna Pani Matka… Oho, zaczyna się…
- Tak?
- Cześć skarbeńku. Gdzie się podziewasz córeczko? – jej przesłodki ton nie działał na mnie zbyt dobrze.
- Jestem na spacerze.
- Tylko mi się kochana nie przezięb. Jutro twój wielki dzień. Musisz być zdrowa i w pełni sił.
- Tak, tak. Wiem. Jestem potrzebna, że dzwonisz?
- Oj, troszczę się po prostu. Ty się niczym nie przejmuj, wszystko załatwimy. A jutro wpadniemy do ciebie koło 10, żeby cię wyszykować.
- Dobrze mamo.
- No to do zobaczenia. Och, ty i Robert będziecie udanym małżeństwem. Już nie mogę się doczekać wnuków.
- Do widzenia. – jak najszybciej skończyłam tą rozmowę. Taa… Wnuki… Po moim trupie! A jak już to nie z nim! Boziu, co ja wygaduję? Niby z kim? Dzieje mi się…




<><><><><><><><><><><><><><><>



Z coraz większym niepokojem obserwuję rozrost ostatnio wspomnianego gangu. Marta, ty paplo, mogłaś nic nie mówić. A teraz? Już dzień po zostaję zasypywana pytaniem, PYTANIEM KTÓRE STRACH MI WYPOWIADAĆ! :p
Ale w końcu piszę dla siebie i poniekąd dla was :) bo wiecie... dodajecie mi motywacji i chęci :) dzięki wielkie, postaram się nie zrzędzić :D

Z dedykacją dla tych, co mnie "maltretowały" ^^
I z malutką dedykacją dla siebie xD Sprawdźcie w kalendarzu, kto świętuje 29 lipca ;p
Odcinek dzisiaj, bo pewna pannica mnie zmusiła [tak, Aneta, o tobie mowa ;p mam nadzieję, że podobała się akcja z Gregorem ;)]

Buziaki :*

25 lip 2010

#8# Przyzwolenei od władz najwyższych

25 lipca 2010



Jak miło było dla odmiany przejechać się komunikacją miejską. Lepsze to niż podróż z Robertem jego sterylnie czystym Mercem. Niech jeszcze karze zakładać przed wejściem ochronne obuwie, fartuchy i maseczki przeciw czemuś tam! Mój Adi to jest cudo! Jego na nic w świecie nie zamienię! Moje soczysto zielone garbusiątko. Wysiadłam na przystanku pod moim osiedlem. Ciekawe czy dziewczyny są w domu?
Odkluczyłam drzwi. Mieszkanie świeciło pustkami. Na stole w kuchni odnalazłam kartkę:

Wyszłyśmy w pilnej sprawie. Nic się nie bój. Wrócimy całe i zdrowe ok. 21.
Twoje kochanki :*

- Ach te wariatki – zaśmiałam się pod nosem. – Gdzie one mi się włóczą? Zrobię kolację, bo pewnie głodne wrócą, a i ja coś zjem.
Na zegarze wybiła 20, a ja zajadałam się własnoręcznie zrobioną sałatką. Trochę mięsa, trochę warzyw, przyprawy i majonez i jedzonko pierwsza klasa. Skoro ja się nie otrułam, to one tez nie. Przyznam, że czekałam na nie, martwiłam się. W końcu były mi najdroższe. Potrzebowałam ich bliskości w tym trudnym czasie.

Czuwałam w kuchni wytrwale, póki powieki nie zaczęły mi ciążyć. Zmęczenie całego dnia dawało o sobie znać. Za dużo się zamartwiasz, Cecylio. Nawet nie wiem kiedy, i jak przysnęłam przy stole. Obudził mnie dopiero zgrzyt zamka, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Wyczekiwałam ich głosów.
- Cii.. Dziewczyny, może Celi już śpi. – uspokajała Ania.
- Jestem tuuuutaj. – krzyknęłam, jednocześnie ziewając przeciągle.
- I po co się tak biedaczysko katujesz? – otoczyła mnie ramieniem Aneta.
- Czekałam na was. W lodówce jest sałatka.
- Kochana jesteś, ale niepotrzebnie się trudziłaś. Zaraz sobie zjemy, a ty idź się już połóż. – Justyna próbowała mnie podnieść.
- Nie, nie. Posiedzę z wami.
- Nie wygłupiaj się. Odpocznij sobie. Sen jest ci potrzebny.
- Ale ja chcę z wami spędzać jak najwięcej czasu.
- Jeszcze będziesz miała nas dosyć. – zażartowała Dorota.
- Nieprawda! Poza tym po ślubie zaraz się rozjedziecie. Mnie Rob porwie do jakiegoś zamczyska i kiedy się zobaczymy?
- Nie dramatyzuj złociutka. Będzie dobrze. Poradzimy coś. Spotkamy się nie raz, nie dwa.
- Ja sobie tego nie wyobrażam. – nagle zaczęłam płakać. Nie wiem, czy mówiłam o naszych spotkaniach, czy o moim ślubie, czy o wszystkim razem. Rozkleiłam się i po prostu musiałam swoje wybeczeć.
- Cecil, nie płacz. Razem sobie poradzimy. Przecież Cię nie zostawimy.
- Tak się tylko mówi. Ja nie chcę was stracić. – ponowna fala szlochu zawładnęła mną.
- Co ty tam sobie w główce ubzdurałaś? Co? Nie wygaduj takich bredni. – zdenerwowała się Jusia.
- Bez was nie dam rady… Nie dam rady… - nie mogłam się opanować.
- Ci.. Spokojnie. Po co te łzy? Zaraz my też zaczniemy płakać. Takie śliczne dziewczyny nie mogą się mazać. – Doris jak zwykle rozluźniła atmosferę.
- Ach wy.. – uśmiechnęłam się, wycierając mokre policzki.

<><><>

Spojrzał na wieszak. Wisiała na nim nowa kurtka. Podobała mu się. Nie szkoda mu było kasy na nowy wydatek. Był dumny z siebie, że oddał poprzednią szatynce. Trafiła w dobre ręce. Był ciekaw co dziewczyna zrobiła z jego rzeczą. Nagle odkrył w sobie dziwne pragnienie, posiadania jakiejś JEJ rzeczy. Chciałby jeszcze raz ją spotkać, zobaczyć. Być może porozmawiać, lepiej poznać. Może Mariusz mu pomoże.
- Słucham?
- Mario? Podasz Paulinę do telefonu?
- Nie podoba mi się to… - nabrał podejrzeń brunet.
- Oj no. Mam pytanie do niej, zazdrośniku!
- Ok., ok. – dało się słyszeć wołanie chłopaka
- Słucham Bartku – w słuchawce rozległ się damski głos.
- Mam taką sprawę…
- Jaką?
- Bo ta Cecylia to koleżanka Justyny, a Justyna to twoja koleżanka. Masz na nią jakieś namiary?
- Czyżby ci się spodobała?
- Po prostu chciałem z nią porozmawiać… Ten… No…
- Nie tłumacz się. Niestety nie mam. Nawet zapomniałam w piątek wziąć.
- Ech… Szkoda. – powiedział rozczarowany i zasmucony.
- Przykro mi. Jakbym coś zdobyła, dam znać.
- Spoko. Dzięki mimo wszystko. Pa.

Jego misterny plan legł w gruzach. Na razie nie miał szans na kontakt z nią. Nic o niej nie wiedział. Znał tylko imię…
- Cecylia… Gdzie ty się podziewasz?

<><><>

- Cześć Justyno!
- O, Paulina, jakieś wieści?
- Tak, tylko nie o tym co myślisz.
- A o czym? Coś złego?
- Nie, nie. Rozmawiałam przez telefon z Bartkiem.
- Nie bardzo rozumiem.
- Dzwonił w sprawie Cecyli.
- Ooo! Co mówił?
- Chciał się chyba skontaktować z nią, nie wiem. W każdym bądź razie pytał o ciebie i czy jestes jej koleżanką.
- Powiedziałaś mu coś?
- Na razie się wymigała. Nie mamy kontaktu ze sobą itd.
- Biedak… Pewnie się zmartwił.
- Oj Jusia. Miałam mu podać twój numer?

- Hmm… Co my dzisiaj mamy? – spytała brunetka.
- Środę, a co?
- Chyba Kurek wytrzyma dwa dni, nie?
- Aaa… No tak, musi. – dziewczyny roześmiały się chytrze.

<><><>

Warszawa w samo południe. Jedna z kawiarni nieopodal rynku. Rezerwacja stolika dla 6 osób. Otwierają się drzwi i do środka wchodzi piątka dziewczyn. Podchodzą do zamówionego stołu w głębi Sali. Zamawiają 5 soków pomarańczowych z lodem i jedną kawę. Siadają i czekają w napięciu.
- Paulina, będziesz nam tłumaczyć.
- Ok., nie ma problemu. W końcu musicie wiedzieć o czym rozmawiamy.

Dźwięk dzwoneczków przy drzwiach oznajmia przybycie nowego klienta. Mężczyzna w okularach, z włosami przyprószonymi siwizną, z uśmiechem na ustach kieruję się w stronę dziewczyn.
- Dzień dobry Paulino. To pewnie twoje koleżanki. Daniel, miło mi.
- Justyna, Dorota, Aneta i Ania.
- Postaram się zapamiętać. Chociaż każda tak samo urocza.
- Pan Daniel czarujący jak zawsze.
- Skończ z tym „panem”. Kawa? Dla mnie? Jesteście kochane. Wykańczają mnie ci faceci. – westchnął ostentacyjnie i roześmiał się.
- Mam jednego w domu i mam czasem dość. Zawsze pana, to znaczy cię podziwiałam, za te nerwy, cierpliwość.
- Wystarczy odpowiednie podejście. Nie można sobie pozwolić na cyrk na kółkach. Chociaż czasem mam wrażenie, że i tak prowadzę domowe przedszkole. Ale jak dobrze grają i realizują moje założenia to można to znieść.
- Złoty z ciebie facet. Weź ich naucz czegoś na swój wzór.
- Ha ha nie ma tak łatwo. Teraz trudno im wpoić cokolwiek. Ale idzie ich pokochać takimi jakimi są, bo to dobre chłopaki.
- Oczywiście. Nie wątpimy. Skoro już doszliśmy do tematu chłopaków, to mamy pewną sprawę.
- Właśnie. Co to za oferta nie do odrzucenia? Po to tu się spotkaliśmy.
- Zatem najpierw się ładnie do ciebie uśmiechamy, a teraz posłuchaj.

Brunetka od słowa do słowa wytłumaczyła powoli całą sprawę. Powoli, żeby nie było nieporozumień i niejasności. Wszystkie były lekko zestresowane kwestią odmowy. Daniel natomiast siedział i słuchał wszystkiego, potakując głową. Potem zapadła kilkusekundowa cisza. Nagle po całym lokalu poniósł się głośny śmiech mężczyzny. Czekały, co będzie dalej.
- Oj dziewczyny, dziewczyny. Podoba mi się to.
- Tak???
- Oczywiście. Których konkretnie macie namyśli?
Justyna podsunęła mu kartkę. Przeczytał uważnie, chwilkę pomyślał.
- Jeżeli ma to sprawić jakiś problem, to nie trzeba. – powiedziała Paulina.
- Nie. Spokojnie moje kochane. Pogadam z Jackiem, Krzyśkiem, Grzegorzem, Robertem, Ljubomirem. Wszystko da się zrobić.
- Na pewno?

- Tak, tak. Teraz się nie przejmujcie, ja się tym zajmę. Zbyszek jest na tak zwanym urlopie, więc ok. Macie szczęście, bo akurat Marcel przyjechał na krótki czas do Polski i myślę, że uda mi się do przekonać na spotkanie.
- I zrobisz to wszystko dla nas?
- Dla Cecylii, dla was i dla chłopaków. Myślę, że wyjdzie to wszystkim na dobre.
- Nie wiemy jak mamy dziękować.
- Podziękujecie jak wszystko się uda. Wybaczcie, czas nagli. To ja idę dopracować szczegóły tej wycieczki do Płocka – mrugnął do nich. – Do zobaczenia – opuścił kawiarnię.
- Może zacznijmy wielkie odliczanie? Dzisiaj środa, to 48 h. Zacznie się gdzieś 19, a teraz jest 14, no to ostatecznie 53h. – Dorota zacierała ręce z radości.

<><><>

Kompletnie oszalałam. Nagle nie mogłam pozbierać myśli, ogarnęła mnie rozpacz i strach. Nim się spostrzegłam, łzy leciały Ciurkami. A teraz? Dalej płaczę. Siedzę w pustej wannie w kurtce Bartosza Kurka, mając pod spodem stanik i majtki. Nigdy nie mówiłam, że jestem normalna. Od niedawna zaciągam się zapachem perfum, wsiąkniętych w kołnierz.
- Cecylko, zapraszam na kolację! – usłyszałam głos Justyny w pokoju. No kurna jeszcze jej tu brakowało. Na moje nieszczęście zajrzała do łazienki. – Co ty tu robisz? – patrzyła na mnie wielkimi oczyma. Wiem, prezentowałam się okropnie.
- Siedzę… - spuściłam głowę. Usłyszałam jak zamyka drzwi i przysiada na brzegu wanny.
- Kochanie, co się dzieje? – jej troskliwy ton zadziałał na mnie kojąco.
- Mi się dzieje… Powinni mnie zamknąć w wariatkowie albo psychiatry ku… - znów poczułam mokre policzki.
- Nie wygaduj bzdur. Jesteś cudowną, zdrową dziewczyną. No chodź do siostry Jusi – otwarła szeroko ramiona. Spojrzałam na nią niepewnie, lekko przestraszona. – Nie bój się. Kto jak nie ja ci pomoże?
- mi chyba nikt już nie pomoże… Zachowuje się jak obłąkana.
- To będziemy sobie żyły razem we dwie wariatki – uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. W końcu wyszłam z wanny i przytuliłam się do niej mocno. Potrzebowałam tego. Poczucia w kimś oparcia, bezpieczeństwa, troski. Gdyby istnieli tacy faceci…
- Dziewczyny są w kuchni?
- Tak. Nie martw się. Przecież wszystko zrozumieją. Chcesz się przebrać?
- Yyy Tak. Wiem, że to dziwny strój.
- Nie szata zdobi człowieka. To ty jesteś taka cudowna – dowaliła mi tekstem, że aż się uśmiechnęłam.

<><><>

- No Mariuszku, zgódź się, Prooooszę. – Paulina uparcie namawiała męża. – Masz autorytet wśród kumpli. Jak ty się zgodzisz, to inni łatwiej się zdecydują.
- Czy próbujesz przez element lizus twa mnie przekabacić? – mąż spojrzał na nią uważnie.
- No potwierdzam fakty. Przecież ja tam będę. Popatrzę sobie na ciebie. To będzie ciekawe doświadczenie dla nas.
- Dobrze. Niech będzie. Ale potem chcę nagrodę.
- Nareszcie. Dzięki – cmoknęła go w policzek. – Ooo, a jaką?
- Jak wrócimy to mi się podobnie odpłacisz – jego oczy nabrały figlarnego wyrazu.
- Dla pana wszystko, panie władzo – zachichotała.




<><><><><><><><><><><><><><><><>

Wybaczcie, obiecałam niektórym wczoraj, ale nie zdążyłam.
Szłam na wesele, więc wiecie :)
Na szczęście moja kuzynka, Justyna (widzisz Jusia, bierz przykład z imienniczki ;p)
nie uciekła sprzed ołtarza ;p

Z dedykacją dla:
Olci :*
Anety :*

Obie panie dołączyły do wzbudzającego u mnie strach, 
gangu "kiedy będzie nowa notka" ;p

Pozdrawiam

21 lip 2010

#7# Spadając z chmury na ziemię

21 lipca 2010


Prześledziłyśmy dokładnie każdy napis po kolei. Oj mają chłopaki pomysły. Mi uśmiech nie schodził z twarzy.
- A tutaj Bartuś się wpisał! – wskazała paluchem Aneta.

Jeszcze kiedyś wbiję ci tego gwoździa xD
Tymczasem dbaj o swoje skarby ^^ będę tęsknił ;*

- Hahaha szczery. No widzisz Celi? Zbałamuciłaś Bartka.
- Nie mówcie tak. Głupio mi było.
- Ale na dobre wyszło. Przecież się nie gniewał. Zachował się po dżentelmeńsku. – wyjaśniła Anka.
- To masz już jego koszulkę i kurtkę. Co następne? – zażartowała Jusia.
- A zobaczcie co ja mam! – krzyknęła Dorcia, wystawiając dekolt. Widniały na nim autografy Wierzby i Wrony. Oj ta wariatka.
- No no no. Zaszalałaś.
- Oczywiście. Najpierw latałam z aparatem jak japoński turysta w Stanach, a potem niczym dziki Rex po podpisy do wszystkich. Resztę mam w zeszyciku. Ale frajda! – nie kryła swojej radości.
- Ale dostałyśmy przecież kartki z wszystkimi grafami ze Skry. Udała się wycieczka?
- TAK! – po tym okrzyku ruszyłyśmy w drogę powrotną.

<><><>

Mimo iż było po 20, postanowiłyśmy się nigdzie nie zatrzymywać, tylko jechać do domu. Wiedziałyśmy, że dojedziemy na miejsce w środku nocy, ale nie przerażała nas podróż nocą. Za kierownicą miałyśmy się zmieniać co godzinę. Humory cały czas dopisywały a emocje wcale nie opadły. W kocu nie co dzień zdarza się okazja, by pojechać na mecz.
- Wiecie dziewczyny? To był najwspanialszy dzień w moim życiu. A wszystko dzięki wam, mojej najlepszej niespodziance. Jesteście najwspanialszymi przyjaciółkami na świecie.
- My też cię kochamy, Celi!

W końcu jakoś dotarłyśmy pod moją kamienice całe i zdrowe.
- Dobra złociutkie, wbijamy do mnie. Wyciągniemy materace i kołdry i zrobimy sobie wspólne posłanko.
- Lepiej będzie jak zsuniemy twoje łóżko z kanapą. – zaproponowała Justyna.
- Ty to masz łeb.
- Tylko zróbmy to w miarę szybko, bo jestem padnięta – ziewnęła ostentacyjnie Dorcia.
- Nie tylko ty. Tyle wrażeń jak na jeden dzień. Co nie, Celcia? – Anka kiwnęła głową w moją stronę.
- Będziecie cały czas się mnie czepiać? To była chwila słabości.
- Tak, tak. Yhy. Oczywiście. A jak on całuje?
- Jusia! Nie przesadzaj! My się nie całowaliśmy!
- Ale policzka to nie umyjesz, co? – spytała chytrze.
- Zastanowię się.
- Pewnie cię do teraz tam parzy.
- Tak, świeci i tańczy! Dajcie spokój.
Weszłyśmy pod moją ‘9’, zrobiłyśmy wszystko według planu i klapnęłyśmy jak długie.

Obudziłam się wczesnym rankiem. Wygramoliłam się spomiędzy Jusi i Dorci i podeszłam do okna. Wczorajszy dzień zapamiętam do końca życia. Dostałam więcej niż oczekiwałam. Spojrzałam na szafę.
- A jednak to nie był sen… - podeszłam do wiszących na drzwiach kurtki i koszulki. Dotknęłam ich ostrożnie, jak gdyby miały się za momencik rozpaść, prysnąć jak bańka mydlana. W końcu pod wpływem impulsu, chwyciłam kurtkę siatkarza, ubrałam ją na siebie i wyszłam na balkon. Tam usiadłam na krzesełku. Wtuliłam głowę w kołnierz. Wciągnęłam powietrze i poczułam woń męskich perfum. Zatem ten cudowny zapach to jego zapach.
- I pomyśleć, że siedzę tu i obwąchuję swoje rzeczy – powiedziałam na głos.
- Gdzie się podziała ta rozsądna Cecylia? – usłyszałam za sobą brunetkę.
- Och Justyna. Ona znikła wczoraj.
- Kto by pomyślał, że cię tak omami.
- Wcale nie! Przecież się w nim nie zakochałam! Dobrze wiesz, że nie zakochuje się w kimś ze szklanego ekranu.
- Tyle, że wczoraj go widziałaś na żywo. Rozmawiałaś z nim śmiałaś się, żegnałaś. Poznałaś go.
- Tak, wiem. To miłe wspomnienia i nic więcej. Za tydzień mam ślub. Jak ten czas szybko leci.
- Na pewno wiesz, co robisz? – objęła mnie ramieniem.
- Nie… Ale z czasem się okaże…

<><><>

Dziewczyny bawiły się razem świetnie. Żadna nie wspominała o zbliżającym się wydarzeniu. Tak było wygodniej. Po co się stresować? Dobrze wiedziały, że to trudny temat dla Cecylii.
- Obojętnie, co myślimy na temat tego ślubu, trzeba zorganizować wieczór panieński. Niech sobie dziewuszka chociaż w ostatni dzień użyje.
- Jasna sprawa, tylko co wykombinujemy? Wiecie, to musi być coś ekstra… - zastanawiała się Aneta.
- Pamiętacie autografy od chłopaków? – spytała Justyna.
- Oczywista sprawa. Tego się nie zapomina.
- Jak widziałyście, przyniósł nam je Mariusz… - brunetka kontynuowała swój wywód myślowy.
- Taaak. Mariusz… Matko, powiedział, że jesteśmy śliczne… - Dorota odpłynęła gdzieś myślami.
- A jak ja to załatwiłam?
- Ładnie się uśmiechnęłaś?
- Nie. Po prostu znam jego żonę, Paulinę.
- Dopiero teraz nam mówisz?
- Zobaczyłam ją po meczu i wtedy poznałam jej męża.
- Fajnie, że masz takie znajomości, ale do czego dążysz? – Anka wyraźnie czekała na sedno sprawy.
- Zatem Paulina chce nam pomóc przy wieczorze panieńskim.
- Miło z jej strony.
- Szalenie. Tym bardziej, że już obgadałyśmy mój diabelski plan i się zgodziła. Teraz nadszedł czas waszego wtajemniczenia w misję kryptonim „Dzika pszczoła”.

<><><>

Od pamiętnego piątku minęło kilka dni. Aż strach pomyśleć, że każdy z nich przybliżał mnie do TEGO dnia. Kiedyś wydawał się być tak odległy, a teraz?
- I w co ty się dziewczyno pakujesz? – powiedziałam sama do siebie.
- Coś mówiłaś kochanie?

No tak. Zapomniałam, że przyszłam tu z Robertem wybrać obrączki. O zgrozo! Milion pięćset sto dziewięćset modeli, a dla mnie każdy był prawie taki sam. Wisiało mi, jaki mi wciśnie na paluch. Najchętniej wcale bym ich nie kupowała. Może wtedy ślub byłby nieważny? Nie miałam co kombinować. Zgadzając się na oświadczyny, zgodziłam się na ślub. Ale czemu to kurna tak szybko?
- Które weźmiemy? Numer 250 z kolekcji romantycznej czy 367 z klasycznej? – znów coś ode mnie chciał.
- Eee… Ty wybierz. Jakoś nie mam dziś do tego głowy.
- Dobrze się czujesz?
- Chyba skoczę do apteki po tabletki. Nie martw się, zaraz wrócę. – wyszłam od jubilera i skręciła w prawo do apteki.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Ma pani coś na szybka śmierć? – co ty pleciesz Celi? – Znaczy się na ból głowy? – szybko się poprawiłam.
- Tak, zaraz podam. – odeszła dziwnie na mnie spoglądając.

Ty kretynko! Zachowuj się w miejscach publicznych. Różne wpadki to moja specjalność. Nie jeden raz się wstydu najadłam. Oj, ale ta sytuacja z Bartoszem to chyba pobiła wszystkie razem wzięte. Pewnie sobie pomyślał… Tylko, że potem tak… tak… troskliwie się zachował. Naprawdę miło z jego strony. Nie zapomnę tego.

Popiłam tabletkę wodą z dozownika i wyszłam, cały czas pogrążona w myślach. Aż złapałam się za policzek, w który mnie wtedy cmoknął. Ogłupiałam…
- Boli cię ząb? – z tej magicznej aury sprowadził mnie na ziemię narzeczony.
- Tak. Chyba lepiej pojadę już do domu.
- Ale skarbie nie masz jak wrócić. Podrzucę cię.
- Lepiej załatw, co trzeba. Wrócę autobusem. Pa.
Uff… Udało mi się uwolnić. A najgorsze jest to, że mnie głowa faktycznie rozbolała. Kiedy ta tabletka zacznie działać?

<><><>

- Siema stary! Co cię tak naszło na zakupy? Myślałem, że wyskoczymy na piwo czy coś.
- Muszę sobie kurtkę kupić.
- Przecież masz już. A co? Niemodna? – Kuba naśmiewał się z kolegi.
- Przestań. Po prostu tamtej już nie mam.
- Co się stało? Zniszczona?
- Nie. Dałem ją komuś… - brunetowi ewidentnie nie na rękę były te tłumaczenia, ale dobrze znał swojego przyjaciela. Ten to musiał wszystko dokładnie wiedzieć.
- Bartek? Dobrze się czujesz? Co ty, swoje rzeczy rozdajesz? Nie kręć tylko powiedz prawdę!
- No właśnie mówię. Dałem moją kurtkę Cecylii. – chłopak zanim się zorientował, powiedział to, co miał zamiar zachować dla siebie.
- Aaa… Teraz rozumiem. Cecylii mówisz? Cóż to za niewiasta? – rudowłosy uśmiechnął się przebiegle.
- Strasznie wrażliwa, delikatna i nieśmiała… - na chwilę się zamyślił, uśmiechając się do siebie.
- A coś więcej? – Jarosza zżerała ciekawość.
- Poznaliśmy się w dość nietypowych okolicznościach. Strasznie się przejęła. Stała na dworze w bluzce i spódniczce, a to przecież zimowy wieczór był. Ubrałem jej moją kurtkę, bo by zmarzła.
- jaki ty opiekuńczy jesteś. – poczochrał kolegę po włosach.
- nie mogłem inaczej. Poza tym, te jej szklane oczy… Tak jakby płakała przeze mnie… Ścisnęło mi serce…
- Zachowałeś się jak na porządnego faceta przystało. Wujek Kubuś jest z ciebie dumny.
- Ha ha oczywiście, Cieszę się. Mam nadzieje, że będzie mnie mile wspominać. – zastanawiał się Bartek.
- Na pewno. A ty? – Jakub postanowił zabawić się w psychologa.
- tak, To było zabawne. To jej zdezorientowanie, zmieszanie. Ta jej nieobliczalność. No i te dwa… Ach… - Kurek skwitował wszystko półuśmieszkiem.
- Nie wymigasz się z tego cwaniaku. Wybierzemy ci katanę, a potem ojciec Jakub cię wysłucha. Nie krępuj się synu. Różne rzeczy już słyszałem. – ze śmiechem weszli do sklepu.

<><><>

Czwórka dziewczyn podjechała pod dom jednorodzinny na obrzeżach Warszawy. Anna spojrzała na kartkę z adresem, potem na okolicę.
- Adres się zgadza. To tutaj. Wysiadamy.
Niepewnym krokiem minęły uliczkę, podeszły do drzwi i nadusiły dzwonek. Po chwili otworzyła im młoda blondynka z uśmiechem na twarzy.
- Wy to pewnie znajome Pauliny? Wchodźcie. Czekałyśmy na was. – poprowadziła je do salonu, który był już pełen innych kobiet.
- Jak dobrze, że jesteście. To możemy zaczynać. – powitała je Paula. – W trakcie naszego spotkania mam nadzieję, że się zapoznacie, a ja tłumaczę, po co was tu zgromadziłam. Z moją drobną pomocą razem z Justyną opracowałyśmy plan „Dzika pszczoła”. Wymaga on pewnego rozmachu, jak się za chwilę przekonacie. Lecz zanim wystąpimy z petycją u władz najwyższych, postanowiłyśmy spytać o zdanie was, moje drogie. Bez waszej zgody to nie wypali. Mam nadzieję, że się jakoś dogadamy.



<><><><><><><><><><><><><><><><>

No :D Ja też myślę, że się dogadamy :)
Dziwna moda zapanowała pośród niektórych z was ;p
Jakieś warunki, żądania mi stawiacie...
Czuję się zastraszona ^^

Pozdrawiam, do następnego :*

15 lip 2010

#6# Całkiem miłe konsekwencje

15 lipca 2010



Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz. Wszak to środek lutego, a ja byłam bez kurtki. Mimo tego usiadłam na krawężniku przy naszym samochodzie. Ukryłam głowę w ramionach i wybuchłam płaczem. Zbyt dużo wrażeń jak na mnie. Po prostu wysiadłam. Tak się skompromitować… I to w JEGO oczach… Pewnie pomyślał, że jestem kolejną szurniętą fanką… A przecież…
- Brawo Celi. Jesteś mistrzem porażek – powiedziałam na głos.
- Tu jesteś. Nie mogłem cię znaleźć. – usłyszałam… głos Bartka.
- Zostaw mnie!
- Spokojnie moja droga.
- To ty daj sobie spokój, ok.?! Wróć do szatni, a mną się nie przejmuj.
- O nie. Przecież nie możesz tu tak zostać.
- Mogę. Oj widzimy się pierwszy i ostatni raz. Przeżyję.
- Skąd wiesz, że ostatni? Masz, ubierz chociaż moją kurtkę. – podał mi ubranie. Przez moment spojrzałam na niego.
- Nie przesadzaj.
- Ty płaczesz? – spytał. Nosz choinka, czemu on taki spostrzegawczy?
- Tylko mi się oczy pocą. Idź już!
- W życiu! – usiadł obok mnie, odchylił moje ręce i ubrał mi swoją kurtkę. – Cieplej?
- No tak. Ale teraz ty się przeziębisz.
- Kichać to. Chodzi o ciebie. – niespodziewanie przysunął się bliżej i objął mnie ramionami. Teraz, to mi się zrobiło gorąco.
- Jak to? Przecież musisz być zdrowy i grać.
- Ale nie mogę znieść widoku, gdy te śliczne oczka płaczą przeze mnie. – powiedział z taką troską w łosie.
- Nie przez ciebie tylko przez moją głupotę. Musisz mi wybaczyć… Ja się normalnie tak nie zachowuję.
- Czuje się winny. Wybaczać nie ma czego. Podobało mi się, a poza tym, wiem, jakie były okoliczności.
- Wstyd mi za siebie, tak okropnie wstyd. – powtarzałam.
- Niepotrzebnie. – przeszył mnie głębokim spojrzeniem. – Ja też zawiniłem. Widzę, że jesteś wrażliwą dziewczyną, raczej kobietą. Nie smuć się przez takiego pajaca jak ja. No proszę, uśmiech dla Bartusia. – nie mogłam się nie uśmiechnąć. Był taki pocieszny. Szczerzyłam się chwilę.
- Może być?
- Idealnie. Poczułem się atrakcyjnie. – roześmiał się.
- Ale.. Ty jesteś przecież przystojny.
- Dziękuję, jesteś przemilutka.
- Zaraz przemarzniesz. Wracaj już do środka.
- Z tobą mnie zmarznę. – znów ten uśmiech. Powalający…
- Przestań się wygłupiać. Nie lekceważ zdrowia.
- Skoro tak pani doktor mówi. – podniósł się a potem mnie.
- No to dziękuję za kurtkę. Żegnaj Bartoszu. – wyciągnęłam dłoń.
- Zatrzymaj ją. To ja ci dziękuję. Nie „żegnaj”, tylko do zobaczenia Cecylio. – przyciągnął mnie do siebie i ucałował w policzek. Potem pobiegł do hali. Odwrócił się przed samymi drzwiami i mi pomachał.

No i co ja na to mogłam powiedzieć? Stałam z szokiem wymalowanym na twarzy. Spokojnie dziewczyno, to było spotkanie z siatkarzem. Przecież to normalni ludzie. Mimo wszystko jakoś trudno mi w to wszystko uwierzyć. Ok. Miło mnie zaskoczył. Miałam okazję poznać choć troszkę jaki jest Bartek naprawdę. I dużo się nie pomyliłam w jego ocenie.

<><><>

- Słuchajcie chłopaki, jest misja – Mariusz wpadł do szatni.
- No wal.
- Koleżanka mojej żony poprosiła mnie o autografy nas wszystkich dla swojej przyjaciółki. Nasza wierna wielka fanka, ale boi się podejść.
- Ciekawe zjawisko. Skoro nie należy do tego tłumu rozwrzeszczanych dziewuch, to musi być w porządku. – stwierdził Możdżonek.
- Sprawmy dziewczynie radość. Przecież zasługuje na pewno. Okażmy nasze serca. – motywował Bąku.
- Chciałem, żeby to było coś oryginalnego. Hmm… - Wlazły rozejrzał się po szatni. Jego wzrok padł na samotnie porzuconą koszulkę Kurka. – Skoro ciuchów nie pilnuje. – mruknął, a zespół wybuchł śmiechem.
- A jak ma na imię?
- Cecylia. No to co? Po podpisie i jakimś ładnym zdanku?
- Oczywiście. Ale poczekajcie. – rozentuzjazmował się Winiar. Porwał mazak i nad „Kurkiem” dopisał „Cecylka”. – Ładnie?
- Oj no, nie swataj ich od razu. – zażartował Daniel.
- Się nie obrazi chyba. Do dzieła.

Marker krążył z rąk do rąk. Koszulka przyozdobiła się w napisy, buźki i rysunki. Chłopacy wczuli się w zajęcie.
- Dobra, a gdzie nasz Kuraś? – spytał Stefan. W tym momencie w drzwiach stanął ucieszony Bartek.
- A ty co taki rumiany? Przydusiłeś jakąś fankę? – salwa śmiechu poniosła się po pomieszczeniu.
- Ha ha. Moja słodka tajemnica, o! – wystawił jezyk.
- Spoko. Weź malnij rękodzieło. – podsunęli mu pisak.
- Luz, nie ma spra… To przecież MOJA KOSZULKA!!! – wydarł się.
- Leżała tak bezpańsko. No nie żałuj nieśmiałej kibicce.
- Boi się nas? Przecież nie gryziemy.
- No wiesz Kurek. Szczerzysz zawsze zęby, może się przestraszyła! – dogryzł mu Michał.
- Pewnie. A wy to niby nie straszycie? Dawaj tą koszulkę. Zaraz, zaraz. Co tu pisze?? Cecylka Kurek?? – wskazał na napis nad numerem.
- No dla Cecylii to jest. Dopisałem jej imię, żeby ładniej było.
- Ale, że tak z moim nazwiskiem? CO?! Cecylia? – brunet jak gdyby dopiero teraz zaskoczył. Cecylia? Ile mogło być Cecylii na sali? I to w tym wieku? To raczej na pewno ONA!
- No tak. Imię może i rzadkie, ale normalne.
- Pewnie. Daj, podpiszę.

Uważał, że sam podpis to za mało. Potrzebował chwytliwego tekstu. Czegoś powalającego. I tak się cieszył, że to jego koszulkę wzięli.
- Co ty tam tak długo skrobiesz? – dopytywał się Marcin.
- Nie przeszkadzaj, tworzę.
No cóż, istniało ryzyko, że to jednak nie ta Cecylia, ale postanowił zaszaleć. Z chytrym uśmiechem na ustach wykańczał swoje dzieło.
- Już. – podał rzecz Marcinowi.
- Wiecie, co? Bo ona należy do takiej paczki 5 przyjaciółek. Może tamtym chociaż na kartce się skrobnijmy?
- A co ty Mariusz taki wspaniałomyślny? – dociekał Bąkiewicz.
- Bo ładne są, o!
- Biedna Paulina, to będzie dla niej szok, że ją zdradzasz w sześciokącie.
- Nie przesadzaj. Przynajmniej ja kogoś mam, Siurak.
- A skąd wiesz czy ja nie mam? – rzucił brunet zaczepnie.
- Masz? – kilkanaście par wybałuszonych oczu oczekiwało na odpowiedź.
- Nie-e! Ostatnia mi uciekła. – zaśmiał się, a reszta razem z nim.

<><><>

Justyna czekała cierpliwie pod halą. Wtem zauważyła jakąś postać koło ich kombi.
- Celi? Co ty tu robisz? I co y masz na sobie? – brunetka spojrzała na dużą męską kurtkę i podniosła brew do góry.
- Czekam na was. Długa historia, opowiem ci później.
- Dobra. Chodź, mam dla ciebie niespodziankę.
- Dla mnie? Jaką? – no cóż, nigdy nie miałam cierpliwości.
- Nie gadaj tyle. Zobacz, dziewczyny już stoją. No to ładnie, grzecznie czekamy. – oznajmiła uśmiechnięta Justyna.
- Ale na co?
- Co ty Celcia taka w gorącej wodzie kąpana? Już idzie prezent.

W oddali zamajaczyła sylwetka wysokiego mężczyzny. Im bardziej się zbliżał tym go lepiej widziałam. Co tu robi Mariusz Wlazły?
- Cześć dziewczyny! Miałem rację z tym, że na pewno wszystkie śliczne. – zareagowały na komplement śmiechem.
- Tak, tak. Bałamuć mi przyjaciółki. – pogroziła Justyś.
- Niestety kochane ja już jestem zajęty ale mam paru wolnych kolegów. Cecylia? To pewnie ty. – podszedł do mnie.
- To ja. – odpowiedziałam przestraszona.
- Nie bój się. Nie ma czego. Proszę, to taki prezent od nas, ale to Justyna wymyśliła. – podał mi jakieś zawiniątko. – A tu coś dla reszty. Jak wszyscy, to wszyscy.
- Dzięki Mariusz. Wykonałeś misję z nawiązką. – podziękowała brunetka.
- Czego się nie robi dla znajomych i oddanych kibiców. Ja już będę leciał, bo żona czeka. Mam nadzieję, że się spodoba. – uśmiechnął się do mnie. – Czy to nie jest kurtka Bartka? Przysiągłbym, że identyczna. – jego pytanie mnie zmroziło.
- No eee yyy… Tak wyszło, że tak. – wyjąkałam speszona.
- O nic więcej nie pytam. – mrugnął w moją stronę. – Do zobaczenia. – brunet zniknął w oddali. Zostawił mnie z 4 parami oczu, przeszywającymi mnie na wylot.

<><><>

Mario wszedł do szatni, by zabrać swoje rzeczy. Zastał jeszcze kilku chłopaków.
- Kuraś? Idziesz już?
- Tak, tak. – dwaj bruneci wyszli razem z pomieszczenia. – Na razie chłopcy! – szli korytarzem.
- A ty czemu bez kurtki? – Mariusz uważnie spojrzał na młodszego kolegę. Nie był głupi, kojarzył fakty, ale chciał zmusić towarzysza do wyznań.
- Zostawiłem… Eee… Znaczy się zgubiłem… No… Zostawiłem w domu… - chłopak marnie wyjaśniał.
- I ja mam uwierzyć w ten kit? Proszę cię, dymi ci się z uszu jak z kambodżańskiej chaty.
- A nie moglibyśmy tak po prostu porzucić tego tematu?
- Nie wymigasz się z tego. Czy ma to związek z tym, że widziałem identyczną u Cecylii? – doszedł do sedna brązowooki.
- Co? Ty ją znasz?
- No przecież musiałem zanieść jej koszulkę. Tylko pytanie, skąd TY ją znasz?
- A jednak… To ta sama… - uśmiechnął się sam do siebie Bartek
- Tej! Wracaj na ziemię, Siurak! Dowiem się, o co tutaj chodzi?
- Oj no. Dałem jej kurtkę, żeby nie zmarzła, proste?
- Nie, bo nie dałbyś pierwszej lepszej swojej kurki. Pobiłyby się o nią twoje fanki. Co cię łączy z Cecylią?
- Ona nie jest pierwsza lepsza! Ale nic nas nie łączy. Poznałem ją dzisiaj w dość nietypowych okolicznościach. – chytry uśmiech wpełzł na jego usta.
- Słucham cię, Bartoszu. Jako twój duchowy przewodnik muszę wiedzieć wszystko. – powiedział Wlazły z tłumionym śmiechem. Towarzysz spojrzał na niego lekceważąco.
- A ja sądzę, że Paulina to anioł, bo tak długo z tobą wytrzymała. Co ty bierzesz, brachu?
- Zażywam tylko samej miłości. A Paula nie narzeka na mnie.
- Nie chce ci robić przykrości. Przecież jest troskliwa.
- Nie pozwalaj sobie. To ty zachowujesz się… dziwnie.
- Ja? Całkiem normalnie. – uśmiechnął się do kolegi.
- Powiedział szaleniec. – roześmiali się obydwaj.

<><><>

- Czy my o czymś nie wiemy? – spytały wszystkie na raz. Panie ocal mnie od ognia ich pytań!
- Przyniosłyśmy ci kurtkę, ale widzimy, że sobie poradziłaś. – czyżbym wyczuwała gniew w ich głosie?
- Tak wyszło. Ale dzięki.
- Wytłumaczysz nam skąd masz kurtkę Kurka? – nie wytrzymała Ania.
- Byłam na dworze bez kurtki, to mi dał swoją, żebym nie zmarzła.
- A co tam, tak po prostu. Przecież ma ich milion! – ironizowała Dorota. – Powiesz nam prawdę? Nam w końcu możesz zaufać.
- Nie będziecie się śmiać? Bo to przez wasz durny napis!
- Gniewasz się?
- Zastanowię się.

Wsiadłyśmy do samochodu. Tam opowiedziałam im całą historię.
- Zaczęło się komicznie, a skończyło romantycznie. – podsumowała Anetka.
- Tak. Jaki on kochany i troskliwy. – rozczuliły się wszystkie.
- Już skończyłyście pieść pochwalną? – ile można znosić ochy i achy.
- Tak, ty zazdrośnico. A teraz otwieraj tą paczuszkę.

Faktico. Dostałam kolejny podarek, a go jeszcze nie otworzyłam. Pokaż kotku co masz w środku. Zakichany papier. W końcu dorwałam się do zawartości. Czy dzisiaj jest dzień rzeczy niemożliwych? Dostałam koszulkę, BEŁCHATOWSKĄ koszulkę, koszulkę SKRY, żółto-czarną, Z AUTOGRAFAMI!!!
- Nie wierzę. Matko, jest cudowna, wspaniała. – trzymałam ją w rękach jak świętość. Przecież nią była dla mnie. Bezcenna.
- A czy to nie siódemka na niej jest? – zauważyła Dorota. Obróciłam koszulkę. Rzeczywiście, 7 jak byk. To była JEGO koszulka. Co do góry pisze??!
- Cecylka Kurek! Hahaha jak ładnie brzmi. – wybuchły śmiechem. – Oj my też chcemy pooglądać.

<><><><><><><><><><><><><>

Tak, tak dałam szybciej rozdział. Wiem, że to dziwne ;p
A tak właściwie, to zostałam zmuszona! O__o
Zatem z dedykacją dla moich szantażystek ;p
Justysi i Titty
:*

To do następnego :)

12 lip 2010

#5# Seria dziwnych zdarzeń

12 lipca 2010



Jest mecz, jest zabawa. Ale zabawa nie istnieje bez kawałów. Chcąc nie chcąc padło na Cecylię. Dziewczyny przygotowały wcześniej specjalną kartkę. Wykorzystały to, że zaobserwowały reakcje przyjaciółki na „7” bełchatowską. Pozostał dylemat, jak dyskretnie przykleić to szatynce. Skorzystały z okazji, gdy ona siedziała pochylona. Umieściły kartkę na oparciu z gotowym przylepcem.
- Celi, spokojnie. Wyprostuj się, pierś do przodu. Tu kręci się telewizja.
- Oj cicho. Obserwuje chłopców.
- Widzimy, widzimy. Normalnie skanujesz ich do gaci. – wypaliła Justyna.
- Odezwała się ta, co nie chciałaby ich rozebrać.
- nie wygarniaj mi tu starych kwestii.
- Wszystkie się na mnie uparłyście, czy co? Miałyśmy miło spędzić wspólnie czas.
- Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy.
- Dobrze, wybaczam.
Przyjaciółki ucieszyły się ni tyle z przebaczonej winy, co z tego, iż Cecylia oparła się wygodnie na krzesełku.

<><><>

Hala wypełniła się kibicami i wkrótce potem zaczął się mecz. Przeżywałam to wszystko bardziej aniżeli w domu przed telewizorem. W końcu wszystko działo się na moich oczach. 1 set zdecydowanie należał do Bełchatowian, wygrany do 19. Jednak już w2 chłopcy z AZS-u pokazali, że też potrafią grać. Gospodarze ulegli im do 18.Co ja ich nie nawyzywałam? Oj sypały się mocne słowa. Mimo to wierzyłam w nich.Z tej opresji mogli wyjść zwycięsko. Chyba mnie posłuchali, bo w kolejnej partii to oni prowadzili 8:0 na pierwszej przerwie technicznej. W ostateczności wygrali 25:20. W tym momencie posłałam w stronę żółto-czarnych podniosły monolog, o tym, jak trzeba dążyć do zwycięstwa. Przyjaciółki mnie wspierały i też dorzucały swoje trzy grosze. Myślę, że gdyby chłopaki usłyszeli, to wygraliby4 seta do 10. Aż tak łatwo nie było. Częstochowa swój potencjał ma. Jednak chyba śliczne oczka jej atakujących nie zadziałały na Skrę tak, jak na Dorotę,która odpłynęła gdzieś w dal. Bełchatów powtórzył wynik z poprzedniego seta i ostatecznie zwyciężył 3:1 w całym spotkaniu.
- A najlepszym graczem w dzisiejszym meczu zostaje… - spiker przeciągnął moment oczekiwania. – Michał Winiarski!
Cała widownia zaczęła skandować: Winiar, Winiar. Brunet poszedł odebrać statuetkę MVP i pomachał kibicom. Wszyscy poczęli schodzić z trybun, by złapać chłopaków i zdobyć autografy. Z góry wiedziałam, że nie mam zbytnich szans, bonie posiadałam siły przebicia. Liczyłam, że dziewczyny coś dla mnie wezmą.
- Macie mój notes! Poproście o podpis i dla mnie.
- No Celcia! Ejj! Chodź z nami!
- Nie nadaję się do takich przepychanek. Poczekam na dworze.

<><><>

Justyna spojrzała na parkiet. Dostrzegła tam znajomą twarz.
- Paulina? Co ty tutaj robisz?
- Justyna? Ostatni raz widziałam cię z 5 lat temu. Jak ty wypiękniałaś. Już wtedy chłopcy się za tobą uganiali.
- Oj przestań! Coś ci się pomieszało. Jak ty tu trafiłaś?
- A no tak, że tu gra mój mąż.
- Gra. Ooo.. Gadaj, który to?! – brunetka była pod wrażeniem.
- Mariusz! Kochanie, chodź tutaj. – kobieta zawołała zawodnika. – Poznaj moją starą znajomą Justynę. Kupę czasu się nie widziałyśmy.
- Mariusz, miło mi – uścisnął dłoń Justyny.
- Nie wiedziałam, że trafił ci się taki skarb. Ty to zawsze miałaś szczęście.
- A bo ja wiem… Z każdym chłopem się umęczysz. – zaśmiała się.
- Że co? Co ja słyszę? Przecież Justyna ma rację. – udawał oburzenie brunet.
- No nie złość się. Masz też swoje zalety. – zaczęła poruszać brwiami.
- To mówisz, że dobry jest? – kontynuowała komedię Jusia.
- I to jak. Szatan nie facet.
- Dziewczyny! Skończcie ten temat.
- Jaki wstydliwy – pogłaskała męża po policzku. – Wczoraj w nocy inaczej się zachowywałeś.
- Paula! Nie przesadzaj. Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
- Dobrze, już dobrze, mój ty złośniku – cmoknęła go w usta.
- A ja przecież nikomu nie powiem. – oznajmiła Justyś.
- Będę wdzięczny. Taki rozgłos mi niepotrzebny.
- Spokojnie. Zapewniam, że nie przeczytasz o tym jutro w gazecie.
- Zabawne. Dobrałyście się we dwie, nie ma co.
- A może wpadniesz do nas? – zaproponowała Paulina.
- Z chęcią, ale nie jestem sama.
- Czyżby sławna cudowna 5?
- Tak, dokładnie. Cecylia niedługo wychodzi za mąż, więc chciałyśmy spełnić jej marzenie. Jak dziewczyna mecz przeżywała…
- To ona chciała być na naszym meczu? O tym marzyła? – dopytywał się Mario.
- Pewnie. Fanka to za słabe określenie. Z resztą jak na nas wszystkie.
- I cała wasza 5 taka ładna jak ty? – brunet natychmiast otrzymał kuksańca od żony. – No co? Nie gniewaj się, dla mnie ty jesteś najładniejsza. Po prostu trzeba chłopakom porządne kobiety znaleźć.
- Ha ha ha. Naprawdę bardzo miły, Mariusz jesteś. Nie przesadzajmy z tą moją pięknością i porządnością. A koleżanki to jak najbardziej.
- No przecież ja nie mógłbym kłamać. Prawda, kochanie?
- Nie bajeruj mi tu Justyny. Idź się wykąp i przebierz.
- Miło się rozmawiało, ale ja znikam do szatni. Do zobaczenia na którymś z meczy. – pożegnał się i odszedł.
- Poczekaj! A nie mógłbyś załatwić dla Cecylii podpisów chłopaków? Głupio mi tak prosić, ale byłaby w 7 niebie. – krzyknęła Justyś za nim.
- Oczywiście. Już coś tam wymyślimy z chłopakami. Za pół godziny przyniosę ci pod halę, ok.?
- Wielkie dzięki, będę zobowiązana.
- Jeżeli mamy się przyczynić do czyjegoś szczęścia to z największą przyjemnością. – tym razem już na dobre pobiegł.
- Słuchaj, to mówisz, że ona wychodzi za mąż? – zagadnęła Paula.
- No tak, 27 lutego.
- Tak sobie myślę, że skoro uwielbia siatkówkę… Macie już obmyślony wieczór panieński?
- Na razie tyle, że go robimy i poturbujemy szalonych atrakcji.
- Jestem żoną Mariusza Wlazłego i mam znajomości w siatkarskim świecie. Jak to wykorzystasz?
- Miałam w głowie pewną Mission Impossible…
- Słucham cię, moja droga.

<><><>

Zmierzałam w stronę wyjścia. Chciałam niezauważona przemknąć między wszystkimi, ale nie.Czułam jak mi się przypatrują, coś do siebie mówią i chichotają. No kurcze, co jest?! Dlaczego nie mogę zniknąć? Albo założyć choler*** czapki niewidki? I byłoby po kłopocie! Co jest ze mną nie tak? Znaczy wiem, że jest, ale to tak bardzo widać? Przykre wspomnienia wróciły…

Odkąd pamiętam, czy tow przedszkolu czy podstawówce, czy w gimnazjum, moje pojawienie się wśród rówieśników wywoływało ożywienie. Jednak nie takie, jakiego pragnęłam. Wiedziałam,że śmieją się ze mnie, nie wiedziałam dlaczego. Chyba miałam jakieś predyspozycje na kozła ofiarnego. Nienawidziłam jak szeptali, obgadywali mnie za plecami. Gdy w końcu któraś powiedziała mi prosto w twarz, wcale nie poczułam się lepiej.
- Celucha-Klucha! Po co tu przylazłaś? Nie widzisz, że nikt cię nie chce?
- Przecież każdy może przychodzić do szkoły…
- My mamy swoje zasady. Zostałaś wydalona z plemienia. Tak mi… nie przykro! –pamiętam ten okropny śmiech.

Przed kompletnym upadkiem uratowały mnie dziewczyny. Broniły mnie przed szkolnym złem. Liceum to była inna bajka. Ludzie jakby normalniejsi, doroślejsi. A poza tym nadal istniała nasz 5. Dzisiaj koszmar powrócił.

Nie chciałam dać za wygraną i przeciskałam się między tłumem fanek, stojących w kolejce po autograf. Musiałam stamtąd wyjść. Kątem oka widziałam Michała Bąkiewicza, Mariusza Wlazłego i Bartka Kurka podpisujących miliony karteczek podsuwanych im pod nos. A wszystko to z uśmiechem na ustach. Mają chłopaki nerwy. Szłam już korytarzem, mijając kilkadziesiąt szarych drzwi.
- Hmm… No kusząca propozycja, ale że tak od razu? – usłyszałam rozbawiony męski głos za plecami. Oczywiście, ze poznałam właściciela. Odwróciłam się, by zorientować się w sytuacji.
- Przepraszam, ale to było do mnie? – spytałam zdziwiona.
- Tak, tak. Peszysz mnie takimi propozycjami. – brunet uśmiechnął się szeroko.Tak, stałam przed Bartoszem Kurkiem. Rozmawiałam z nim, ale nie wiedziałam o czym.
- Hmm… Panie Bartku… - nie wiedziałam, jak zacząć.
- Panie? Nie postarzaj mnie tak. Jesteśmy w podobnym wieku. Bartek – podał mi dłoń.
- Cecylia. – oddałam uścisk. – Nie bardzo wiem, o co ci chodzi.
- No nie musisz się tego wstydzić. Przyznam ciekawy pomysł. – spojrzałam na niego już lekko zdenerwowana.
- Dowiem się, o czym ty mówisz?
- No jak to? O twoim napisie na bluzeczce.
- Napisie? Jakim napisie? Nie miałam żadnego napisu…
- Ależ masz, masz. – zapewnił mnie cały czas się uśmiechając. – Tak mnie zaintrygował i rozbawił, że musiałem cię zaczepić. W końcu nie codziennie czytam takie wyznania.

Mój mózg pracował na zwiększonych obrotach. O jakim napisie on mówi? Przecież moja bluzka była gładka. Pomyślmy… Zaczepia mnie Bartek, te wszystkie dziwne spojrzenia ludzi na sali. W sumie pasuje. A to oznacza, że…Odpowiedź była jedna.
- A to mendy! Żmije jedne! – zaczęłam krzyczeć. To wszystko było sprawką dziewczyn.
- Ale kto? Nie denerwuj się tak. – uspokajał mnie.

W tym momencie kompletnie zapomniałam, gdzie jestem i kto przede mną stoi. Zaślepiła mnie furia. Musiałam się przekonać, co one mi tam namaźgały. Nie zastanawiając się zbyt długo, ściągnęłam koszulkę. Spojrzałam na tył i serce mi stanęło. Jaje zabiję! Wszystkie po kolei! Otóż moje kochane psiapsiółeczki dokleiły mi czarną „7” i wielki napis:

„Siurak! Wbij (mi) gwoździa!”

Apokalipsa! Jak mogły? I wszyscy to widzieli! I on też widział! To dlatego mnie zaczepił… A propos Bartka, to czy ja nie stałam obok niego??

Czułam na sobie jego intensywne spojrzenie. Spojrzałam w górę. Stał przed mną z oczami wielkimi jak piłki tenisowe i gapił się… w mój biust!! O mój Boże! O mój Boże! Przecież ja… Przecież… Jaka ja jestem głupia!Czy ja właśnie nie… O matko! Lampił się, bo byłam w staniku. Rozebrałam się przed Bartkiem Kurkiem!! O mój Boże! Ale ze mnie idiotka! Jak mogłam to zrobić?Chyba się zabiję! Ale najpierw dziewczyny! Nie ma to jak pogrążyć się jeszcze bardziej…
- Matko, ja cię przepraszam najmocniej… Nie wiem… Jak to się stało… -tłumaczyłam się, pospiesznie ubierając bluzkę. – Zachowałam się karygodnie… Ale byłam taka wściekła… - wymachiwałam rękami, wyrzucając potok nieskładnych słów.Poczułam jak chwyta mnie za ręce.
- Uspokój się. To ja zachowałem się jak samiec. Chociaż przyznam, nie mogłem się oprzeć takim widokom… - poruszył brwiami w górę i w dół. Ja poczułam się jednak jeszcze bardziej podle. Nie mogłam znieść tego upokorzenia. Nie wierzyłam, że to zrobiłam… Matko! Strach i przerażenie wzięło górę.
- Przepraszam! – rzuciłam i wybiegłam drzwiami wyjściowymi na dwór, zostawiając oszołomionego siatkarza na środku korytarza.




<><><><><><><><><><><><><><><><><><>




iViva Espańa! iViva Espańa! iViva Espańa! iViva Espańa! iVivaEspańa!
Wierzyłam, wiedziałam :D bo Hiszpanie najlepsi na świecie są :*
Więc odcinek z dedykacją dla… La Furia Roja ^^
Jasne, że tego nie przeczytają, ale są najlepszym kandydatem :D
Płakałam, śmiałam się, skakałam, śpiewałam, tańczyłam razem z wami chłopcy.
Od pierwszego do ostatniego meczu.
Bardzo ślicznie wam ze złotem :*

A co wy sądzicie na temat odcinka?

5 lip 2010

#4# W drodze po spełnienie marzeń

( 05 lipca 2010 )

Nie ma to jak noc pełna koszmarów. Wiecie coś o tym? Jeżeli tak, to mnie w pełni zrozumiecie. Chyba dopiero nad ranem spokojnie usnęłam. W związku z tym, że piątek miałam wolny od uczelni, planowałam sobie dłużej pospać. W końcu mam do tego prawo. A im dłużej trwałam w stanie ograniczonej świadomości, tym mniej czasu spędzałam, tkwiąc w 4 ścianach. Ten dzień miałam spędzić w łóżku.

- Cecyluś! Celi! Kochanie! Otwórz swe śliczne oczyska. – usłyszałam głos jakby z oddali. To chyba była Justyna.
- Oj, daj mi spać!
- Ale nie jestem tu sama.
- Obudź się śpiąca królewno. – usłyszałam gromki okrzyk. Natychmiast się rozbudziłam. Nim otworzyłam oczy, doszłam do wniosku, ze jest tu kilka osób i skądś znam te głosy.
- Nie daj się prosić. No Celcia-Patelcia. – usłyszawszy moje młodzieńcze przezwisko, wiedziałam, kto mnie odwiedził. Tylko ONE je znały. Otworzyłam oczy i przeżyłam szok. Nie spodziewałam się ich wszystkich. Patrzyły na mnie z napięciem.
- Niespodzianka! – wydarły się wszystkie.
- Ale jak? Wy? Tu?
- Spokojnie. Powoli, bo ci się mózg przegrzeje – zaśmiała się Dorota. Typowe dla niej. Wieczna żartownisia.
- Nie róbcie ze mnie niedorozwoja. – zmierzyłam każdą spojrzeniem. – Ty! To twoja sprawka! – wskazałam paluchem na wyszczerzoną Jusię.
- Oczywiście. Bo ja myślę i wiem co dla ciebie dobre.
- Tak, tak mateczko. Przyznam, genialny pomysł. Jak my się dawno w tym gronie nie widziałyśmy.
- Fakt. Jakoś wyrwałam się z objęć Alexa i jestem. – stwierdziła Anna.
- Właśnie! Ania! Ty siostro marnotrawna! – zażartowałam.
- No co? Zostawiłam tam pół mojego życia, ale przyjaciółkom się nie odmawia.
- Byś tylko spróbowała, to byśmy tam do ciebie wskoczyły – pogroziła Aneta.
- Acha, lepiej nie. Ja chcę żyć.
- Oj nie gadajcie tyle, tylko przytulcie mnie. – rozkazałam. Nastała chwila wspólnych czułości.
- Jak teletubisie. Tulimyyyyy – roześmiała się Dora.
- A teraz Power Rangers! Transformacjaaaa! – wydarła się Aneta.
- Wy to spokojnie nigdy nie usiedzicie. – pokiwałam głową.
- Trzeba się bawić.
- Dlaczego tak wcześnie się wszystkie zjawiłyście? Miałyście być dopiero za tydzień.
- A co? Nie podoba się? Wyganiasz nas? – spytała Ania.
- Nie, nie. Z ciekawości. Matko, ale się cieszę.
- Dowiesz się w swoim czasie. Teraz zapraszamy na śniadanko. Raz, raz. – poganiała mnie Justyna.
- A nie mogłabym sobie jeszcze pospać?
- Nie kochana. Wyśpisz się w nocy. Ubierz się, a my idziemy coś przygotować.

Weszłam do kuchni, a tam czekał na mnie suto zastawiony stół i cztery uśmiechy.
- Coś mi to wszystko podejrzane. – zmierzyłam każdą po kolei wzrokiem.
- Nie myśl tyle tylko jedz.
- Ale wy razem ze mną.
- Nie pozwolimy ci obżerać się samej – stwierdziła Dorcia.

Powoli zaczęłyśmy przeżuwać. Razem raźnej, wiadomo. Po posiłku posprzątałyśmy wszystko i zasiadłyśmy na kanapie. Zauważyłam ich konspiracyjne ruchy i gesty.
- Co tam chowacie za plecami?
- Zatem przyszła pora na niespodziankę. – oznajmiła Justysia.
- Ale wy już jesteście dla mnie niespodzianką.
- Nie podlizuj się! Zamknij oczy i podaj dłoń.
- Bylebym to przeżyła.
- Spokojnie.
- Ciemność! Widzę ciemność! – czekałam na to, co się stanie. Po chwili poczułam w ręce jakąś kartkę.
- Możesz otworzyć oczy.
- Co to za świstek?- uważnie obejrzałam papierek. Czy ja przypadkiem nie mam zwidów? Hala HSW Energia, Bełchatów, 19 luty, godz. 18? – Dziewczyny? To nie jest przypadkiem bilet na mecz? – one tylko pokiwały głowami. – Zaraz, ale 19 jest… dzisiaj!!! – wtem wyciągnęły przed siebie ręce z takimi samymi biletami jak ja.
- Patrzcie! Celi złapała zawiechę. – zachichotała Aneta.
- Ja… Yyy… No… Ale jak?
- Widzę, że to dla ciebie za dużo informacji na raz.
- Żartujecie sobie ze mnie?
- No co ty. Jedziemy na mecz! – wykrzyknęły.
- To niemożliwe! Przecież.. No…
- No co? Nie cieszysz się? – spojrzała podejrzliwie Jusia.
- Zawsze o tym marzyłam. Nie mogę uwierzyć. Jak to wykombinowałyście?
- Normalnie kochanieńka. Kupiłam bileciki, ściągnęłam dziewczyny i oto jesteśmy.
- Jusia, mówiłam że cię kocham?
- Eee.. Nooo, ale wiesz… Ja ten…
- Tak, wiem. Jesteś hetero.
- Dokładnie. Nie obrażaj się, znajdziemy ci ładnego siatkarzyne.
- Ej no, dziewczyny. Bez głupstw, dobra?
- Bo nas to już nie kochasz… - naburmuszyła się Dorota.
- Wariatki! Kocham was wszystkie. Co ja bym bez was zrobiła?
- W domu się kisiła.
- Ale jak się dostaniemy do Bełchatowa?
- Moim samochodem. To teraz się przebierzemy w barwy bojowe i wyruszymy w trasę. Lepiej być przed czasem, niż się spóźnić.
- Jaka ty zapobiegliwa Anetuś. Masz rację. Z tym, że ja nie mam nic żółto-czarnego… - posmutniałam.
- A ja ci mówię, że masz – uśmiechnęła się cwaniacko Justyna. – Zakupiłyśmy przecież ostatnio kilka rzeczy.
- Już my ci coś wybierzemy – zaczęły zacierać ręce. Coś czułam, że nie wyjdzie z tego nic dobrego…

Dziewczyny wpadły do mojego pokoju ze swoimi ciuchami na przebranie, ale najpierw dorwały moją szafę. Zaczęłam się modlić o rozum dla nich. Wolałam się odwrócić i zamknąć oczy.
- Celuś, skarbie. Chodź no tutaj. – przymilny głos Anki nie wróżył niczego dobrego.
- Już się boję. Pokazujcie, co tam macie.
- Obiecasz, że nie będziesz wybrzydzać i ubierzesz to, co wybrałyśmy? – coraz bardziej mi się to nie podobało.
- Zobaczymy.
- No obiecaj!
- Dobra, dobra. Niech wam będzie. Odpłacę się przy innej okazji.
- Zatem przebierz się w to!

Moje podejrzenia okazały się słuszne. Na łóżku leżały szare rajstopy w delikatną kratę, żółta bluzka z głębokim dekoltem i czarna spódniczka do kolan z podwyższonym stanem.
- Ubierzesz do tego swoje czarne kozaki na obcasie i jesteś najpiękniejsza w całej hali. – zawyrokowała Dorcia.
- Wy myślicie, że pokażę się w tym wśród ludzi?
- Yhy – pokiwały głowami, jak na zawołanie..
- Obiecałaś, pamiętasz?
- I o ja z wami mam? Przymierzę, to wtedy pogadamy. Wy też się przebierzcie.

W łazience wciskałam na siebie rzeczy. Takie są konsekwencje posiadania zwariowanych przyjaciółek. Obojętnie, co by się działo to i tak je kochałam. Podciągnęłam rajstopy, zapięłam spódnicę i poprawiłam bluzkę. Spojrzałam na swoją twarz. Trzeba by było coś zrobić z włosami… Usłyszałam pukanie.
- Celi? Żyjesz? Pokaż się nam.
Wyszłam i stanęłam przed nimi. Uważnie obserwowałam ich reakcję.
- Wooow – wydusiły z siebie.
- No i jak? – dopytywałam się.
- Dziewczyno, powalasz na kolana. – powiedziała Ania.
- Wy to dopiero ślicznie wyglądacie. Same laski wprost z wybiegu.
- Chodź do lustra. – pociągnęły mnie do drzwi szafy.

Zerknęłam na siebie. Powoli uświadamiałam sobie, że osoba, którą widzę to ja. Niby zwykłę rzeczy, a potrafią zmienić tak wiele. Mimo wszystko czułam się skrępowana.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł… - odparłam z wahaniem.
- Że co? Wyglądasz znakomicie i tak się pojawisz na meczu. Zrozumiano? – oburzyła się Justyna.
- Naprawdę mam tak się pokazać? Wolałabym coś swobodniejszego.
- Oj nie wybrzydzaj. Jak tylko zobaczysz chłopaków, to zapomnisz o ciuchach.
- A z tym macie rację. W końcu pierwszy raz obejrzę ich an żywo.
- My też. No i będą też przystojniaki z Częstochowy. – rozmarzyła się Dorota.
- Jak możesz zdradzać Bełchatów?
- A twoja lista siatkarskich przystojniaków to co? Nie tylko Skra tam figuruje. – odgryzła mi się.
- Oj no, taka moja słabość mała.
- Ja też mam prawo. Oj no w oby dwóch drużynach są ciacha.
- Dobra kochane, zwijamy się powoli. Przygoda czeka – poganiała Aneta.
- Bierzcie, co potrzebne i jedziemy.

Płock – Bełchatów. Trasa trochę czasu pochłania. Siedziałyśmy w samochodzie przyjaciółki i zaczęłyśmy śpiewać.
- Czerwony Mercedes ulicami Bełchatowa mknie.
- Stop. A może to? – zmieniła nutę Dorcia. – Jedziemy Mercedesem, jedziemy Mercedesem. W ten sposób możesz siostro dojechać na meczyk.
- Nie ma to jak twórczość własna. – zaśmiałam się radośnie.
- Jak dawno nie słyszałyśmy twojego szaleńczego śmiechu.
- Zostawiam na specjalne okazje.
- Hej hej i jeszcze raz. Hej hej naciśnij gaz! Niech pędzi niech pędzi nasza bryka. – zawyła właścicielka samochodu.

Rozległ się dziki wrzask, gdy po kilku godzinach jazdy, powitała nas tabliczka „Bełchatów wita!”. Wystarczyło jeszcze przejechać miasto.
- No dziewczynki. Czujecie już dreszczyk emocji? – zapytała Ania.
- Pewnie! Nie wierzę, że to się dzieje.
- Spokojnie Celuś, jesteś tu z nami. Jak będziesz mdleć, to wołaj.
- Hahaha zabawne.

W końcu zaparkowałyśmy i pieszo pokonałyśmy drogę do hali. Z zewnątrz wydawała się taka majestatyczna. Mimo, iż była dopiero 17, postanowiłyśmy już wejść.
- Nie ma na co czekać. A tak, popatrzymy na rozgrzewkę chłopców. – zacieszała Dorota.
- Wiemy, wiemy, że chcesz się ponapalać.
- Wszystkie chcecie, tylko boicie się przyznać.
- Dobra, spokój. Zatem drzwi do Energii stają przed nami otworem.

Napawałam się każdą sekundą, odkąd przekroczyłyśmy próg budynku. Czułam, że to będzie ważne wydarzenie w moim życiu. Byłam strasznie podekscytowana. Chłonęłam najdrobniejsze szczegóły, by zapamiętać jak najwięcej. Mając dziewczyny u boku, liczyłam na wyśmienitą zabawę.

Dotarłyśmy na trybuny i usiadłyśmy we właściwym miejscu. Spojrzałam w stronę boiska. Zapomniałam wspomnieć, że siedziałyśmy tuż zaraz za VIP-ami, więc widok miałyśmy idealny. Jeszcze niedawno tylko o tym śniłam, a teraz siedzę tu naprawdę.
- Halo! Wracamy na Ziemię! Lądujemy! Celcia! – wymachiwała Aneta mi rękami przed oczyma.
- Nie wariuj. Przecież wszystko w porządku.
- Ale krążyłaś gdzieś po orbicie. Skup się! Zobacz, chłopcy się rozgrzewają – wskazała palcem na parkiet.

Faktycznie. Ekscytowałam się tym, że moje oczęta widzą ich na żywo. Po kolei wchodzili i przystępowali do rozgrzewki. Uśmiechali się, żartowali, ale nie brakowało im skupienia. Każdy mecz jest ważny i do każdego trzeba się przygotować. Nie należy lekceważyć przeciwnika, bo ten może nam sprawić przykrą niespodziankę.
- Patrzcie jak naprężają mięśnie.
- Oj pomasowałabym ich chętnie. Tacy spięci.
- Opanuj się Jusia. Ooo a po drugiej stronie jest już Domex.
- no jakby mogła to nasza Dorotka przegapić. Leć z aparatem.
- A żebyś wiedziała, że fotki cyknę.
- Zapobiegawcza. A ty Cecil, co taka smutna?
- Nieee… Zamyślona raczej.
- Zaraz wypalisz tym wzrokiem dziury w parkiecie albo w czyichś plecach. – dodała konspiracyjnie Ania.
- Co wy znów wymyślacie?
- My? No co ty. – ujrzałam ich niewinne uśmieszki.




<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>




Odcinek specjalnie dla Titty :*
z okazji urodzinek :*
Kochana, przepraszam, że taki trochę nudnawy, 
ale mam nadzieję, że nie usnęłaś.
Życzonka już ci złożyłam, ale może jeszcze coś.

A każdej nocy niech się zdarzy
byś sen miała z udziałem nagich siatkarzy.
By ci ładnie tańcowali,
uśmiechu nie żałowali.
Moc wrażeń tych
niech ci służy przez wszystkie dni.

No widzisz, jak mi dobrze idą te życzenia? hahaha
A no i jeszcze życzę tobie i sobie wielu wspaniałych wspólnych dialogów ^^

Zatem teraz szybciej będę dodawać :) chyba się cieszycie?