Z pomocą chłopaków przygotowania szły pełną parą. Wyrobili się nawet szybciej niż przewidywali. Dziewczyny dumnie patrzyły na to, co powstało.
- No idealnie! – podsumowała Aneta.
- tak jak to sobie wyobrażałam. – Justyna nie kryła zachwytu.
- Bo my, to zdolni jesteśmy. – Igor wypiął pierś do przodu.
- Nie przypisujcie sobie. Liczy się wizja, którą wam przekazałyśmy. Bez niej nic byście nie zrobili. – próbowała postawić na swoim Dorota.
- Nie przesadzaj, kobieto. – odezwał się Andrzej. – Wykonanie tez ważna rzecz. W końcu ktoś ucieleśnił wasze wizje.
- Chcesz się ze mną kłócić?! – doskoczyła do niego.
- Spokojnie chłopcy i dziewczęta. – do akcji wkroczył Krzysztof W. – Po co te nerwy? Liczy się efekt! Każdy dał coś od siebie i to nasze wspólne dzieło.
- Jakaś iskierka rozumu w tym polu buraczanym! – skomentowała Ania.
- No to panowie, skoro skończyliśmy, to teraz najważniejsza sprawa. – Justa nabrała oficjalnego tonu.
- Właśnie, bo to wszystko dalej nie jest jasne. – dociekał Piotrek.
- Pozwólcie za mną. – kiwnęła na nich brunetka.
- Koledzy, uważajcie. Ona chce nas wszystkich porwać i zgwałcić. – zażartował Zbyszek.
- tak, tak. Ciebie to bym nawet za dopłatą nie tknęła. Głodnemu chleb na myśli. – cały korytarz był pełen śmiechu.
<><><>
Wróciłam do mieszkania, które nadal było puste. Gdzie one zniknęły? Przecież teraz ich potrzebowałam. Samotność była dla mnie zabójcza. Zbyt dużo myślałam, zamartwiałam się i dołowałam. Do niczego dobrego to nie prowadziło.
- Miały wrócić niedługo, a zaraz 18 a tych dalej nie ma.
Moje słowa odbiły się od ścian. Rozglądnęłam się po mieszkaniu. Chyba to moje ostatnie dni tutaj. Po ślubie Robert planował zamieszkanie gdzieś pod Warszawą, w jakiejś willi zapewne. A mi było dobrze tutaj. Poza tym studia… Chyba będę musiała pogadać z Robem. Może trochę go urobię i się zgodzi na moje propozycje? Oby, bo jakoś jego planów nie widzę… To wszystko bez sensu…
Weszłam do łazienki w celu zażycia kąpieli. Ciepła woda dla rozgrzania. To najbardziej lubiłam zimą. Napełniłam wannę i wlałam płynu. Zrzuciłam rzeczy i wskoczyłam do środka. Zanurzyłam się aż po szyję i przymknęłam oczy. Odpłynęłam gdzieś w marzenia. Lecz gdy pojawiły się niebieskie oczy opatrzone jedynym w swoim rodzaju uśmiechem, natychmiast się otrząsnęłam. Przeraziłam się swoich wizji…
<><><>
Dziewczyny przyniosły z bagażnika kilka kartonów z tajemnicza zawartością. Zgromadziły się razem z chłopakami w pokoju.
- Oto nadeszła wielkopomno chwila. * - zacytowałam Dorota.
- Co jest w tych pudłach? – dociekał Marcel.
- Nie ciekaw się, bo kociej paszczy dostaniesz! ** - rzuciła ripostę brunetka.
- Otóż przyjechaliście tu w wiadomym celu. Aby uatrakcyjnić wasz, echem, występ, mamy tu przyozdobniki. – Justyś wyraźnie tłumiła śmiech.
- Jak się podzielicie tymi cudami, nie wnikamy. Przebierzcie, przygotujcie się w pokojach. Macie po prostu stawić się o 19 w pokoju. Tam dostaniecie dalsze instrukcje.
- A no, i Krzyś. Dla ciebie jest tam gdzieś garnitur.
- Do zobaczenia.
Wolały nie być świadkami ich reakcji. Lepiej się ulotnić na ten czas. Przysiadły w hotelowym barze.
- Jak myślicie, wypali to? – pytała Ania.
- Oczywiście. To będzie najlepsza impreza na jakiej byłyśmy. A Cecylia to już na pewno jej nigdy nie zapomni. – orzekła Justyna.
- Oj tak. Ja wierzę w chłopców. Będzie super. – zacieszała Aneta.
- Anet, Anet. Czyżby dłonie Grzegorza tak na ciebie działały?
- Że co? Jakie dłonie?
- No nie udawaj. Ach te balony… On by wolał twoje. – śmiała się Dorcia w najlepsze.
- Za dużo sobie wyobrażacie! – oburzyła się blondynka.
- Zobaczymy wieczorem. – wytknęły jej języki.
<><><>
Wybiła godzina zero, a raczej 19. Zebranie w pokoju.
- Podzieliliście się grzecznie? – spytała na wstępie Anna.
- No powiedzmy, że tak. – mruknął Michał.
- To dlaczego jeszcze nie przebrani?
- Nie byłoby niespodzianki i najlepszego pierwszego wrażenia. – odparł rezolutnie Jakub.
- Skoro tak chcecie. Zatem my jedziemy po pannę ostatniego wieczoru, a wy Mirusiem się przebierajcie i zgromadźcie się tutaj. Potem któraś z nas po was przyjdzie. Będziecie wychodzić z saloniku, jak prowadzi czerwony dywan, aż do tronu w sypialni. Widzieliście jak to wygląda. Resztę oddaję waszej inwencji twórczej. Krzysztof was jakoś ładnie z osobna zapowie. Na razie. – uśmiechnęły się słodko i pognały do samochodu.
<><><>
Siedziałam w kuchni z kubkiem gorącej czekolady w rękach. Włączyłam radio, z którego leciały takty kolejnych piosenek. Nuciłam sobie pod nosem. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Dziewczyny? Przecież mają klucze. Nikogo innego się nie spodziewałam. Podeszłam odtworzyć.
- Laski, po co dzwonicie? – spytałam. Te jednak tajemniczo się uśmiechnęły, a po chwili miałam już przewiązaną chustkę na oczach. – Co wy wyprawiacie? Nic nie widzę!
- Kochana, i o to chodzi. Myślisz, że pozwoliłybyśmy przesiedzieć ci twój wieczór panieński w domu? – usłyszałam głos Anety.
- Ale po co ta maskarada?
- Porwiemy cię. Jednak najpierw cię przebierzemy w coś ładnego.
- O nie! Ja się sama ubiorę! – mimo protestów zaprowadziły mnie do sypialni.
- Nic z tych rzeczy. My doskonale wiemy, co się nadaje na taką okazję. – ton głosu Justyny nie wróżył niczego dobrego. Poczułam jak mnie rozbierają.
- Wy mnie chyba nie chcecie wykorzystać? – spytałam z obawą.
- My nie, ale może ktoś inny… - odpowiedziała tajemniczo Ania.
- Dziewczyny!
- No co? – spytały niewinnie. – Teraz się nie opieraj tylko współpracuj. – zaczęły mnie w coś ubierać. Wysondowałam, że to sukienka, na ramiączkach i chyba krótka.
- Czuję, że to jakiś kolejny wygogolony ciuch! Ja protestuję!
- Nie masz nic do gadania, złociutka. Zapraszamy na krótką podwózkę.
Trafiłam do samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie mnie wiozą. Z nerwów zaczęłam ciągnąć suknię w dół.
- Chcesz ją do kostek naciągnąć? – dostałam po łapach od Doroty.
- No to jesteśmy na miejscu. – oznajmiła Anet. Wyprowadziły mnie z auta i weszłyśmy do jakiegoś budynku. Czułam się ogłupiała i zdezorientowana. Usłyszałam otwieranie się drzwi i wkroczyłyśmy do pomieszczenia. Posadzono mnie na jakimś krześle. Wtem poczułam jak ktoś odwiązuje mi tą przeklętą opaskę. Nareszcie jasność! Zamrugałam oczami. W pokoju zwykłe żarówki przysłonięto czerwonymi kotarami. Ja siedziałam na tronie, do którego prowadził czerwony dywan z sąsiedniego pokoju. Nagle zorientowałam się, że nie jestem tu sama. Oprócz rzecz jasna moich przyjaciółek, zobaczyłam jakieś inne dziewczyny, kobiety. Niektóre wydały się znajome.
- Zaraz, zaraz. A to nie są Paulina i Dagmara, no wiecie.. Te od…
- Tak, to my. – podeszły do mnie. – Miło nam cię poznać Cecylio. Nareszcie się spotykamy.
- O co tu chodzi?
- Pozwól, że najpierw zapoznam cię z koleżankami.
W taki oto sposób poznałam część żon i dziewczyn siatkarzy grających w Polsce. Skąd i po co się tu wzięły?
- Wszystkie razem spędzimy z tobą ten wyjątkowy wieczór. A teraz życzenia.
Zaczęły po kolei recytować.
- Modne stringi, skromna mini.
- Krótka bluzka lub bikini.
- I najwięksi nawet macho…
- … już z miłości rzewnie płaczą.
- Niech to facet cię zdobywa.
- Niech w rozpaczy we łzach pływa.
- Niech zarywa wszystkie nocki…
- … i niech będzie cool w TE KLOCKI! – skończyła Jusia.
- Dziękuję wam bardzo. Nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałam się.
- Ale to dopiero krótki wstęp do prawdziwej zabawy.
Jedna z nich wyszła i wróciła po chwili. Zapaliła specjalny reflektor, który oświetlał pas czerwonego dywanu i framugę drzwi otwartych na oścież.
- Teraz rozsiądź się wygodnie. Patrz. Podziwiaj. Dotykaj.
Z głośników popłynęła zmysłowa cicha muzyka. Wtem w drzwiach stanął… Krzysiek Ignaczak w połyskliwym różowym garniturze. To jakiś hologram? On podszedł tanecznym krokiem do stolika przy ścianie i na nim przysiadł.
- Lejdis and… No… and Lejdis. Panie… i panie. – zaczął mówić. – No dziewczyny w górę biusty! Oto idzie noc rozpusty!
Wybuchłam głośnym śmiechem, a reszta ze mną.
- Nie śmiej się gwiazdeczko, zaraz będziesz wzdychać z zachwytu. – mrugnął do mnie. - Zaraz wystąpi przed wami 14 przystojniaków. Największych w całym siatkarskim świecie. Poza mną oczywiście. – ponownie się roześmiał. – A zatem zacznijmy „Gorący wieczór Cecylii”! – rozniosły się brawa i gwizdy. – Na początek dla podniety, przyjdzie Wronka jak z gazety. Żeby ujrzeć jego ciało, kombinezon zedrzyj śmiało.
Po tej zapowiedzi pojawił się Andrzej… w stroju strażaka! Zaczął kręcić biodrami i podchodzić do mnie. Zdjął kask, potem buty, w końcu rozpiął kamizelkę. Dopingowany przez publiczność, zdjął ją, pozostając w spodniach. Teraz stał naprzeciwko mnie. Zsunął jedną szelkę, potem drugą. Wtem rozpiął rozporek. Ciśnienie mi poszło do góry. Niespodziewanie wziął moją dłoń i położył na swojej klacie. Skoro zachęca… Wstąpiło we mnie coś nieznanego. Pojeździłam ręką po jego torsie, a następnie szarpnęłam w dół za spodnie. W ten sposób został w samych skąpych slipkach. Oj oj, co za emocje. Powyginał się trochę i zniknął w oddali.
- By nie było tu meliny, zaraz się pojawią gliny. Podskoczy temperaturka, Szampon wpadnie bez mundurka.
Mariusz Wlazły przebrany za policjanta, przechadzał się po dywanie. Czapkę cisnął w jakiś kąt. Gdy się zbliżył, rozpięłam mu pasek. Tak, zaczynałam wczuwać się w zabawę. Jego marynarka rozchyliła się na boki, ukazując ponętny brzuszek. Zrzucił ją z ramion.
- Ściągaj spodnie! Ściągaj gatki! – przodowała wśród krzyków Paulina. Jak na życzenie wypiął się do nas i opuścił spodnie. Klepnęłam go po tyłku. On udał oburzenie i uciekł.
- Jeśli którejś pani słabo, zapobiegnie Al objawom. Zgrabnym ciałem, długim spojrzeniem, leczy nie tylko przeziębienie.
Serce mi przyśpieszyło. Widzę Alka Akhrema po raz pierwszy na żywo i to w kitlu lekarskim. Trzeba przyznać, że mu do twarzy. A jak zaczął wywijać… Jak rasowy tancerz.
- Mógłby mnie pan doktor osłuchać? – rzuciłam zaczepnie. Wziął swój stetoskop i pochylił się nade mną. Gdy poczułam zimny metal na ciele, westchnęłam. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż ciary przeszły. Gdy zerknęłam niżej, emocje wzrosły. Jego fartuch seksownie się odchylił, pozwalając mi obejrzeć, co nieco. Gdy brunet to spostrzegł, ściągnął górę całkowicie.
- Coś przyśpieszyło pani serduszko. Denerwuje się czymś pani?
- Taaak. Denerwują mnie pana spodnie. Pozbądźmy się ich.
Po chwili mogłam podziwiać jego ciało w prawie całej okazałości. Mój lekarz niebawem czmychnął.
- Kiedy buro jest na dworze, Zbysiu wiking ci pomoże. Szwedki szaleją z radości, na myśl o jego dzikości. – po tej zapowiedzi Igły, Jusia ryknęła śmiechem. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
Dalszą naszą uwagę przykuł Bartman przyodziany w skórzane wdzianko i charakterystyczny hełm. Kręcił tyłkiem, aż mu same spodnie spadły. I to mi się podoba. Cóż mógł dalej począć? Rozebrał się do końca i prężył mięśnie. Widok takiej klaty na żywo to nie to samo, co na zdjęciu. Oczywiście nie oparłam się pokusie dotknięcia.
- Ten podróżnik, nasz McGregor, zwiedził w Polsce każde drzewo. W każdą dziuplę wsadził rurę, bo on stawia na naturę.
Na scenę wskoczył Łomacz w podróżniczej czapeczce, kamizelce i… spódniczce z trawy! Zaczął tańcować wokół mnie. Chyba miał lekkie naleciałości Tarzana. To pewnie skutek zbyt długiego przebywania w buszu. Odrzucił czapkę i kamizelką. Teraz wyglądał jak rasowy tubylec. Nim się zorientowałam, wskoczył mi na kolana. Usiadł bokiem, złapał moją dłoń i zaczął prowadzić pod swoją spódnicę.
- Zaraz poczujesz moje kokosy – uśmiechnął się przebiegle. Jednym gwałtownym ruchem za pomocą mojej ręki rozdarł wdzianko i uciekł, prezentując po drodze swoje zielone gatki.
- Chodzą plotki, że Indianie mają duże… w pióropuszu lotki. Nie trzymajmy Bąka w rezerwacie, niech polata Se po chacie.
Z indiańskim okrzykiem na ustach wpadł Michał Bąkiewicz. W przebraniu… indiańskiego wodza! Pokiwał trochę pióropuszem i go zdjął niebawem. Z lekka nieśmiało zaczął się rozpinać. Przecież nie miał się czego wstydzić. Chyba ośmieliły go gwizdy dziewczyn, bo zaczął odprawiać jakiś taniec indiański, na koniec którego portki mu spadły. Wcale się nie speszył. Lecz Krzychu naglił.
- Marcelino nasz oddany, chlebie i winie był chowany. Zaraz prześle wam całuski, które jak jego klucz – francuskie.
Już na wstępie mogłam podziwiać bicepsy Marcela, gdyż przyodziany był w granatowe ogrodniczki i pas z narzędziami. Wymarzony hydraulik jednym słowem. Najpierw zdjął pas, potem podszedł do mnie. Ręką zsunęłam mu szelki. Jego kaloryfer był bez zarzutów. W następstwie moich czynów ściągnął i spodnie. Kolejny zgrabny tyłeczek dzisiejszego wieczoru…
c.d.n
<><><><><><><><><><><><><><>
* - kto oglądał "Samych swoich" powinien wiedzieć ;p
** - powiedzonko które cieszy się popularnością w mnie w domu. Matka strasznie się wkurza xD
No a teraz słowo na... sobotę ;p
Nie smućcie się, to nie wszystkie występy ;p Trochę się ten mój wieczór panieński przedłuży, ale gdzieś trzeba spełniać marzenia ^^
Mam nadzieję, że się podobało :) i jakoś przełknęłyście próbkę mojej marnej poezji w zapowiedziach Igły ;p
No to do następnego :* będzie równie gorrrąco :D